Mały Książę - ebook
Mały Książę - ebook
A oto mój sekret. Jest bardzo prosty: dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu". Mały Książę, najpiękniejsza opowieść o poszukiwaniu przyjaźni, bliska jest sercu każdego Czytelnika dzięki swojej nieprzemijającej mądrości. Od 1943 roku jest wydawana w milionach egzemplarzy na całym świecie.
Antoine de Saint-Exupéry (1900-1944), francuski prozaik, pilot. Debiutował opowiadaniem Lotnik w 1926 roku. Jego pierwsze powieści to: Poczta na południe (1928), Nocny lot (1931) i Ziemia, planeta ludzi (1939). Po wybuchu II wojny światowej służył w zwiadzie lotniczym; zdemobilizowany wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie wydał Pilota wojennego (1942), List do zakładnika (1943), Małego Księcia (1943). Zginął w trakcie lotu zwiadowczego. Jego głęboko humanistyczna proza głosi ideały ludzkiego braterstwa, akceptacji obowiązku, odwagi i odpowiedzialności.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7758-553-5 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Niniejsze wydanie Małego Księcia Antoine’a de Saint-Exupéry’ego, kolejne po niedawnym wznowieniu w serii „Folio”, jest w pełni zgodne z oryginalnym wydaniem amerykańskim z roku 1943, jedynym, które ukazało się za życia autora.
Saint-Exupéry, przebywający w latach 1941–1943 na wygnaniu w Stanach Zjednoczonych, nie mógł utrzymywać stałych kontaktów ze swym paryskim wydawcą, dlatego też pieczę nad dwoma pierwszymi wydaniami książki, jednym w języku francuskim, drugim – w języku angielskim, powierzył nowojorskiemu wydawnictwu Reynal & Hitchcock. W obydwu z nich znalazły się reprodukcje słynnych akwarel. Dopiero trzy lata później, 30 listopada 1945 roku, Mały Książę ukazał się po raz pierwszy w druku we Francji. Wydanie to, będące dziełem Librairie Gallimard, aż do dnia dzisiejszego stanowiło podstawę wszystkich publikacji bajki, znanych francuskim czytelnikom.
Porównując jednak dwa amerykańskie wydania z roku 1943 z francuskim wydaniem pośmiertnym z roku 1945, dostrzegliśmy istotne różnice w odwzorowaniu rysunków autora. Odstępstw tych nie mogą wyjaśniać zwykłe zmiany w nadaniu farby drukarskiej ani w technice druku. Na co spogląda astronom przez teleskop? Na gwiazdę, której na nieszczęście brak w wydaniu francuskim. A cóż dopiero powiedzieć o zapiskach Bankiera i wzorach zanotowanych na tablicy astronoma – z całą pewnością nie mają ze sobą nic wspólnego. Można by sądzić, że po drugiej stronie Atlantyku liczy się zupełnie inaczej! Lista tych drobnych różnic jest bardzo długa: od konturu szala po płatki i działki kielichów kwiatów, promienie słoneczne przy dolnej części latarni, korzenie baobabu o gałęziach przypominających palmowe. A ponadto liczba zachodów słońca nie była już taka sama we wznowieniach z lat pięćdziesiątych.
Skąd takie zmiany? Francuski wydawca nie dysponował oryginalnymi rysunkami autora, wykorzystał więc ilustracje jednego z dwóch wydań amerykańskich. Ilustracje te – być może ocenione jako zbyt blade dla celów nowego druku – zostały wiernie odtworzone, a następnie „ożywione” lub „wzmocnione”. Posłużenie się kalką sprawiło, że rysunki stały się wyraźniejsze od pierwowzoru, tu i ówdzie dodano intensywności delikatniejszej kresce, pociągnięcia pędzla, dobrze widoczne w wydaniu z roku 1943, zniknęły na skutek wygładzenia barwnych plam. Zniekształcono, wręcz uszkodzono w ten sposób wiele szczegółów.
Zdecydowaliśmy się zatem – wziąwszy pod uwagę możliwości techniczne, jakimi dziś dysponujemy – przygotować nasze nowe wydanie na podstawie amerykańskiej edycji Małego Księcia.
Przełożyła Ewa WolańskaLEONOWI WERTHOWI
Przepraszam wszystkie dzieci za poświęcenie tej książki dorosłemu. Mam ważne ku temu powody: ten dorosły jest moim najlepszym przyjacielem na świecie. Drugi powód: ten dorosły potrafi zrozumieć wszystko, nawet książki dla dzieci. Mam też trzeci powód: ten dorosły znajduje się we Francji, gdzie cierpi głód i chłód. I trzeba go pocieszyć. Jeśli te powody nie wystarczą – chętnie poświęcę tę książkę dziecku, jakim był kiedyś ten dorosły. Wszyscy dorośli byli kiedyś dziećmi. Choć niewielu z nich o tym pamięta. Zmieniam więc moją dedykację:
LEONOWI WERTHOWI,
gdy był małym chłopcemI
Gdy miałem sześć lat, zobaczyłem pewnego razu wspaniały obrazek w książce opisującej puszczę dziewiczą. Książka nazywała się Historie prawdziwe. Obrazek przedstawiał węża boa, połykającego drapieżne zwierzę. Oto kopia rysunku:
W książce było napisane: „Węże boa połykają w całości schwytane zwierzęta. Następnie nie mogą się ruszać i śpią przez sześć miesięcy, dopóki zdobycz nie zostanie strawiona”.
Po obejrzeniu obrazka wiele myślałem o życiu dżungli. Pod wpływem tych myśli udało mi się za pomocą kredki stworzyć mój pierwszy rysunek. Rysunek numer 1. Wyglądał on tak:
Pokazałem moje dzieło dorosłym i spytałem, czy ich nie przeraża.
– Dlaczego kapelusz miałby przerażać? – odpowiedzieli dorośli.
Mój obrazek nie przedstawiał kapelusza. To był wąż boa, który trawił słonia. Narysowałem następnie przekrój węża, aby dorośli mogli zrozumieć. Im zawsze trzeba tłumaczyć. Mój rysunek numer 2 wyglądał następująco:
Dorośli poradzili mi, abym porzucił rysowanie węży zamkniętych oraz otwartych i abym się raczej zajął geografią, historią, arytmetyką i gramatyką. W ten sposób, mając lat sześć, porzuciłem wspaniałą karierę malarską. Zraziłem się niepowodzeniem rysunku numer 1 i numer 2. Dorośli nigdy nie potrafią sami zrozumieć. A dzieci bardzo męczy konieczność stałego objaśniania...
Musiałem wybrać sobie inny zawód: zostałem pilotem. Latałem po całym świecie i muszę przyznać, że znajomość geografii bardzo mi się przydała. Potrafiłem jednym rzutem oka odróżnić Chiny od Arizony. Ta wiedza oddaje duże usługi, szczególnie wówczas gdy się błądzi nocą.
Zawód pilota dał mi okazję do licznych spotkań z wieloma poważnymi ludźmi. Dużo czasu spędziłem z dorosłymi. Obserwowałem ich z bliska. Lecz to nie zmieniło mej opinii o nich.
Gdy spotykałem dorosłą osobę, która wydawała mi się trochę mądrzejsza, robiłem na niej doświadczenie z moim rysunkiem numer l, który stale nosiłem przy sobie. Chciałem wiedzieć, czy mam do czynienia z osobą rzeczywiście pojętną. Lecz za każdym razem odpowiadano mi: – To jest kapelusz. – Wobec tego nie rozmawiałem ani o wężach boa, ani o lasach dziewiczych, ani o gwiazdach. Starałem się być na poziomie mego rozmówcy. Rozprawiałem o brydżu, golfie, polityce i krawatach. A dorosły był zadowolony, że poznał tak rozsądnego człowieka.