- promocja
- W empik go
Małżeństwo to relikt - trwa wojna płci - ebook
Małżeństwo to relikt - trwa wojna płci - ebook
Świat upadku relacji damsko-męskich oraz agonii instytucji małżeństwa przedstawiony z perspektywy faceta wychowanego na krakowskim osiedlu w latach 90. - spodziewajcie się ostrego języka, sarkazmu, czarnego humoru, radykalnych poglądów i wielu odniesień do polityki, feminizmu i innych pojebanych historii… Zaznacie świata, który był dla Was niedostępny, poznacie mechanizmy myślenia mężczyzn oraz różnice w postrzeganiu rzeczywistości przez obie płci. Uzmysłowicie sobie, w jakim stopniu kobiety przyczyniają się do niechęci facetów do wchodzenia z nimi w głębsze relacje. Nie jest to jednak książka wyłącznie dla mężczyzn – kobiety będą mogły na jej podstawie uzmysłowić sobie odmienną perspektywę myślenia, wizję świata, której nigdy nie doświadczyły, do której nigdy wcześniej nie miały dostępu. Uświadomią sobie dlaczego w niedalekiej przyszłości nie będą już mogły liczyć na dotychczasowe przywileje i wyjątkowe traktowanie
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788396993854 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Długo zwlekałem z napisaniem tej książki, a właściwie wcale nie miałem zamiaru jej pisać – chciałem przelać na papier swoje przemyślenia tylko dla siebie, doszedłem jednak do wniosku, że warto się nimi podzielić.
W międzyczasie okazało się, że dewaluacja instytucji małżeństwa stała się tematem globalnym i zmaga się z nim znaczna część społeczeństwa. Słuchając i czytając zagraniczne materiały, miałem wrażenie, jakby wyciągnięto mi je z głowy – dostrzegłem, jak bardzo realny i poważny jest problem oraz jak moje własne przemyślenia precyzyjnie pokrywają się z treściami prezentowanymi przez naukowców, psychologów i komentatorów całego świata zachodniego.
Pokażę Wam, jak instytucja małżeństwa się zdezaktualizowała, dlaczego życie w związku to ciągła walka i męczarnia, dlaczego znalezienie wartościowej kobiety graniczy z cudem. Piszę to z perspektywy faceta, który wychował się w latach 90. na jednym z krakowskich osiedli, widział sporo patologii i przerobił wiele kobiet – spodziewajcie się ostrego języka, sarkazmu, czarnego humoru, radykalnych poglądów i wielu odniesień do polityki, feminizmu i innych pojebanych historii…
Nie jest to jednak książka wyłącznie dla facetów – kobiety będą mogły na jej podstawie uzmysłowić sobie odmienną perspektywę myślenia, wizję świata, której nigdy nie doświadczyły, do której nigdy wcześniej nie miały dostępu. Uświadomią sobie, skąd się biorą ciągłe nieporozumienia między nami i dlaczego w niedalekiej przyszłości nie będą już mogły liczyć na dotychczasowe przywileje i wyjątkowe traktowanie. Dowiecie się, dlaczego faceci nie będą już więcej o Was zabiegać, a może już tego doświadczacie. W Polsce, jak to zwykle bywa, ów proces rozpoczął się z pewnym opóźnieniem, ale w społeczeństwach zachodnich jego działanie jest już mocno odczuwalne.
To, co przeczytacie, pozwoli Wam zaznać świata, który był dla Was niedostępny, pozwoli poznać mechanizmy myślenia mężczyzn, o których nie macie pojęcia, wskaże różnice w postrzeganiu rzeczywistości przez obie płci i uzmysłowi, w jakim stopniu same kobiety przyczyniają się do niechęci facetów do wchodzenia z nimi w głębsze relacje.MAŁŻEŃSTWO KIEDYŚ I DZIŚ
Czy coś się zmieniło na przestrzeni ostatnich dekad? Dlaczego kiedyś małżeństwa „działały”, a dzisiaj doświadczamy radykalnego wzrostu liczby rozwodów? Skąd bierze się coraz większa niechęć do zawierania trwałych związków?
Kiedyś, za czasów naszych rodziców i dziadków, kobiety wchodziły w związki małżeńskie, bo nie miały lepszych opcji. Głównie zajmowały się domem i dziećmi lub pracowały za niewielkie pieniądze, bo tak skonstruowany był system, dlatego kobiety same nie były w stanie utrzymać się finansowo, a nawet jeśli, to na ograniczonym poziomie – konieczne było posiadanie samca, najlepiej majętnego.
Świat polityki i poważnego biznesu zdominowany był przez mężczyzn, co było następstwem tysięcy lat męskiej supremacji, która wynikała nie tyle z przewagi intelektualnej, ile z umiejętności współdziałania, dogadywania się, wypracowywania kompromisów i rozwiązań, podejmowania ryzyka, a także – co najistotniejsze – ze zwykłej przewagi w postaci siły fizycznej. Nawet jeśli ogromna populacja kobiet zbuntowałaby się i stworzyła niezależny rząd, to wystarczyłaby grupa tęgich chłopów, by wpaść z „misją pokojową” i rozgonić babiniec. Potrzeba było tysięcy lat cywilizowania i wielu norm prawnych, żeby kobiety mogły konkurować z nami na równych zasadach.
Poza naturalnymi nierównościami istotna była również wywierana na kobietach presja społeczna, głównie ze strony ich własnych rodzin, by jak najszybciej wyjść za mąż i rodzić dzieci.
Pozostaje jeszcze kluczowa kwestia, której jak dotąd do końca nie rozumiem, jak i zapewne większość facetów. Otóż kobiety oczekują od związku czegoś, co nazywają „poczuciem bezpieczeństwa”. Słyszałem to od każdej kobiety, którą poznałem, zakładam więc, że Wam również znane jest to pojęcie.
O co chodzi z tym poczuciem bezpieczeństwa? Przecież nie mamy wojny, na ulicach jest spokój, działają służby, nie ma się czego obawiać – o jakie zagrożenie więc chodzi?
Jeżeli dobrze rozumiem, chodzi o poczucie bezpieczeństwa psychicznego w samym związku, które musi zapewnić wyłącznie facet – kobieta chce być pewna, że nigdy jej nie zdradzisz, nie zostawisz i nie zapewnisz sobie dobrych warunków do życia, czyli żebyś spełniał jej zachcianki i różne inne niedorzeczne wymagania. Kobiety uważają za całkiem możliwe, że ktoś może im zapewnić poczucie bezpieczeństwa do końca życia, polegające na obietnicy trwałego związku, któremu nic nie może zagrozić. Dziewczynki żyją w takim świecie złudzeń i fantazji, karmione od małego bajkami i opowiadaniami o mitycznym księciu na białym koniu – jakże nam facetom dobrze znane jest to pierdolenie…
Od żadnego chłopa nigdy nie usłyszałem, żeby potrzebował poczucia bezpieczeństwa. Oczywiście chcielibyśmy je odczuwać, ale wiemy, że to zupełnie nierealne oczekiwanie, nikt nie może nam tego zapewnić, bo bywa, że związki rozpadają się po jednej kłótni, więc taka potrzeba jest nam zupełnie obca; jesteśmy świadomi, że jest to odrealnione oczekiwanie.
To samo dotyczy fizycznego poczucia bezpieczeństwa – żaden facet, nawet największy ogr, nie jest w stanie Wam takiego bezpieczeństwa zapewnić, bo zawsze znajdzie się ktoś silniejszy lub uzbrojony, kto może Twojemu facetowi spuścić ciężki wpierdol lub po prostu urwać mu łeb. Dlatego poczucie bezpieczeństwa jest wymaganiem zupełnie odklejonym, jak wiele innych kobiecych fantazji, które utrwalają poprzez źródła prezentujące im wyimaginowaną i fałszywą rzeczywistość – jest to częściowo konsekwencją czytania harlequinów, oglądania telenoweli, paradokumentów i odmóżdżających komedii romantycznych.
To są właśnie źródła, z których kobiety czerpią wiedzę na temat związków. Ewentualnie posiłkują się poradami swojej „psiapsi” czy innej bezrobotnej MOP-siary z niepełnym uzębieniem, która zawsze służy dobrą radą typu: „Zostaw tego chuja, bydlaka”, „On nie jest ciebie wart”, „Ty jesteś bez winy”, „On na ciebie nie zasługuje”.
Kiedyś małżeństwo miało jakiś sens – był to pewnego rodzaju kontrakt społeczny, który został wypracowany i funkcjonował na przestrzeni ostatnich tysięcy lat.
Chłop wnosił hajs, chałupę i mityczne „poczucie bezpieczeństwa”, a kobita tę chałupę ogarniała, gotowała i opiekowała się kaszojadami. Każdy miał przypisaną rolę i nie wchodził w zakres obowiązków współmałżonka. On wie, że nie musi się martwić o dom i gówniaki, a ona wie, że nie musi się martwić o finanse i wiele innych problemów natury technicznej i egzystencjalnej.
Każdy wie, co ma robić i jaki ma zakres obowiązków, rzadziej występują więc kłótnie i nieporozumienia. Mając w taki czy inny sposób przydzielone role, mogliśmy siebie wzajemnie doceniać, uzupełniać i być wdzięcznymi za starania drugiej strony. Chłop mógł docenić za zdolności kulinarne lub wychowawcze, a kobieta za rozwój zawodowy i coraz wyższe korzyści finansowe, które zgodnie z umową są wspólne – choć tylko jedna strona zarabia, pracują obie. Rozwiązanie sprawiedliwe i z dużym potencjałem na radosne i udane życie, przynajmniej w teorii.
Taki był kiedyś naturalny porządek rzeczy, każda kobieta i każdy chłop wiedział, co do kogo należy, więc nie było potrzeby negocjować tego na nowo za każdym razem, kiedy wchodziło się w związek.
Oczywiście taki układ ni chuja nie był optymalny dla obu stron – kobiety nie spełniały się zawodowo i pozostawały zależne ekonomicznie, a faceci mieli zwykle nędzny kontakt z dziećmi.
Aktualnie problem mamy taki, że kobiety już nie chcą siedzieć z dziećmi i gotować obiadów – chcą robić karierę, bawić się, spędzać czas ze znajomymi lub zająć się swoim hobby. Nic w tym dziwnego, to zupełnie zrozumiałe i naturalne, tylko kto ma podtrzymać w tym czasie ognisko domowe? Mało który facet chce się zajmować domem i mało kogo stać na pełnoetatową opiekunkę, gosposię czy kucharkę. Nasuwa się nowoczesne rozwiązanie i pomysł na życie rodzinne, który jest wdrażany od paru dekad i dobrze nam już znany – czyli tak zwany „równy podział obowiązków”. Każde z nas chce pracować i mieć czas wolny, więc stary „dobry” podział ról już się nie sprawdzi. Tym bardziej, że przeciętna rodzina nie utrzyma się z jednej średniej krajowej, chyba że będzie siedzieć na garnuszku rodziców przy zgaszonym świetle i wpierdalać kradzione mirabelki, szczaw z nasypu kolejowego czy inne runo leśne. Przy takim rozwiązaniu możemy zapomnieć o wakacjach, szybkiej spłacie kredytu czy oszczędnościach na starość.
Co zatem robić? Jak pogodzić prace obojga rodziców, opiekę nad dziećmi, ogarnianie codziennych spraw domowych i od chuja innych problemów, które ciężko nawet zliczyć?
Aktualnie proponuje nam się model, w którym oboje mamy pracować, wspólnie opiekować się dziećmi i dzielić po równo obowiązkami domowymi – jak w takim systemie ma odnaleźć się facet od tysięcy lat programowany społecznie do zupełnie innej roli i zadań?
Nasze mózgi i ciała przez tysiące lat ewoluowały do konkretnej formy, która pozwalała nam przetrwać w trudnych warunkach, zapewnić pożywienie i schronienie, a teraz każe się nam popierdalać z niemowlakiem, śpiewając kołysanki, chodzić do szkoły rodzenia albo karmić dziecko ze sztucznego cycka – no kurwa, litości…
Zmuszanie mężczyzn do wchodzenia w rolę naturalnie przypisaną kobiecie ma swoje konsekwencje. Wyraźne pokazują to wyniki badań*, które pokazały lawinowy spadek poziomu testosteronu u ojców nowonarodzonych dzieci w stosunku do mężczyzn bezdzietnych. Co więcej, po kilku godzinach opieki nad małym dzieckiem, poziom testosteronu jeszcze się obniżał. Nie bez przyczyny w naszym społeczeństwie popularne stało się stwierdzenie: „Baby to chuje, a chłopy to pizdy”, bo zrobiliśmy niezłe salto behawioralne.
Może rzeczywiście nasz rozwój cywilizacyjny pójdzie w tym kierunku i będziemy zajmować się wszystkim po równo, zachowywać się podobnie, wyglądać podobnie – jeśli jednak nie będziemy się między sobą różnić, to po co nam podział na dwie płci? I tak mamy już niezły rozgardiasz wizerunkowy – chłopy chodzą w obcisłych rurkach lub leginsach, depilują nogi i ciągle kombinują jak jeszcze bardziej upodobnić się do kobiet – pewnie doczekamy się tipsów, doczepów i pompowania ust…
Wymuszanie na nas rezygnacji ze swojej pierwotnej natury powoduje, że czujemy się jak wilk, któremu ograniczono stado z kilkunastu osobników do jednej wilczycy i paru młodych, a do tego wybito mu zęby, ucięto jaja i ogolono na łyso – niby nadal jesteśmy wilkiem, ale postrachu w lesie już nie siejemy…
Uczciwość nakazuje przyjrzenie się tematowi również z perspektywy strony przeciwnej – może my, mężczyźni, również wymuszamy na kobietach wykonywanie męskich czynności, które nie są dla nich naturalne i wpływają niekorzystnie na ich zdrowie lub samopoczucie?
Widział ktoś kiedyś niewiastę grzebiącą przy samochodzie, odpływie zlewu czy gniazdku elektrycznym? Czy oczekujemy od kobiet, żeby wstępowały do wojska lub wykonywały niebezpieczne zawody takie jak podwodny spawacz, poławiacz krabów, saper?
Odpowiedź na powyższe raczej nie wymaga komentarza.
Proces jest już nieodwracalny – zawdzięczamy go zbyt wysokiej uległości wobec kobiet, poprawności politycznej i kolejnym falom feminizmu, ale temu poświęcimy osobny rozdział.
Politycy rządzący naszym krajem przez ostatnie dekady doprowadzili do ekstremalnie niekorzystnej sytuacji – zakładanie rodziny wymusza na rodzicach poświęcenie kariery zawodowej, zwykle matki. Po porodzie obowiązuje trwający rok płatny urlop macierzyński. Po tym czasie dziecko nadal wymaga ciągłej opieki, matka nie może więc wrócić do pracy. Lokalne ustawy nie obligują samorządów do zapewnienia miejsca w żłobku publicznym, więc rodzice mogą wybrać pomiędzy bezpłatnym urlopem opiekuńczym i prywatnym żłobkiem. W Krakowie (liczba ludności około 800 tysięcy) działają 22 żłobki samorządowe (około 2300 miejsc), a Samorząd może w każdej chwili zadecydować o obniżeniu tej, już i tak karykaturalnie niskiej, liczby. Kolejne rządy zachęcają nas do płodzenia dzieci, zapominają jednak o zapewnieniu im miejsca opieki, kiedy ich rodzice są w pracy. Żłobek prywatny to koszt rzędu dwóch tysięcy złotych (+ wyżywienie 300–400 złotych), więc większość rodzin nie może sobie na niego pozwolić. W końcu matka zostaje z dzieckiem aż do osiągnięcia wieku trzech lat, dopiero wtedy ma ono bowiem zapewnione miejsce w przedszkolu. Nie osiągniemy przyrostu demograficznego poprzez programy socjalne – wystarczy zapewnić ustawowo miejsce w żłobku publicznym lub wydłużyć płatny urlop macierzyński do trzech lat.
Moje pokolenie, wychowywane w latach 90., wchodziło na rynek pracy zaraz po rządach PIS-u w 2007 roku, kiedy władzę na osiem kolejnych lat przejęła koalicja PO–PSL. Pomysłem tego ugrupowania na rozwój gospodarczy kraju była sprzedaż państwowych firm i sprowadzenie do Polski jak największej liczby zagranicznych inwestorów, aby jebać nami za półdarmo – standardem w tamtych czasach była praca bez umowy lub na śmieciówkach za pięć złotych na godzinę. Mimo że dokonaliśmy poważnego skoku rozwojowego, wstępując w 2004 roku do Unii Europejskiej, sytuacja nie uległa zmianie – na naszym rynku rozrosły się wielkie zagraniczne korporacje, których ogromny kapitał uniemożliwia podjęcie z nimi równej konkurencji.
------------------------------------------------------------------------