Mam chorego zwierzaka i co dalej. Poradnik opiekuna - ebook
Mam chorego zwierzaka i co dalej. Poradnik opiekuna - ebook
CZEŚĆ!
Tym razem piszę o niełatwym, ale jakże ważnym temacie – o życiu z chorobą twojego zwierzęcego przyjaciela i o wszystkim, z czym wiąże się ta sytuacja. Jeśli twój zwierzak zachorował lub choruje przewlekle, a ty nie radzisz sobie z podawaniem mu leków, właściwym karmieniem go, nie wiesz, jak się nim zająć w domu, i boisz się, co będzie dalej – ta książka jest właśnie dla ciebie.
To oczywiste, że choroba zwierzaka bardzo cię stresuje, że przeżywasz trudne chwile, może nawet zmagasz się z brakiem zrozumienia ze strony bliskich, bo według nich za bardzo dramatyzujesz. Tu znajdziesz wsparcie i profesjonalne porady.
Napisałam tę książkę, aby pomóc i ułatwić życie tobie i twojemu pupilowi. Nieocenionego wsparcia ponownie udzieliła mi lekarka weterynarii Aleksandra Szuba. Razem oswajamy trudne tematy: strach, cierpienie, ból, a nawet żałobę. Informujemy, radzimy, przestrzegamy – by zapewnić komfort życia zwierzęciu i uspokoić ciebie. Zaufaj nam.
Agnieszka Cholewiak-Góralczyk
jest technikiem weterynarii i zoodietetykiem. Poza żywieniem zwierząt fascynuje ją także ich zachowanie – jest behawiorystką COAPE. Publikuje artykuły w magazynach branżowych i czasopismach dla opiekunów, prowadzi szkolenia oraz wykłady, a także autorski kurs dietetyki psów i kotów dla przyszłych specjalistów. Założycielka i prezes zarządu Fundacji Surowe Kotki i Psy, autorka strony . Prywatnie opiekunka pięciu szalonych kotów, miłośniczka literatury fantasy, gier komputerowych, tatuaży i dobrego jedzenia.
Aleksandra Szuba
ukończyła Wydział Medycyny Weterynaryjnej na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu. Specjalizuje się w medycynie internistycznej i diagnostyce, głównie z zakresu dermatologii, endokrynologii i gastroenterologii. Prowadzi konsultacje dietetyczne psów i kotów z ramienia Fundacji Surowe Kotki i Psy, jest autorką szkoleń na temat żywienia psów i kotów. Prywatnie opiekunka stada zaprzęgowych husky i miłośniczka książek.
Jako behawiorysta pracujący głównie z psami agresywnymi wiem, że kwestie związane ze zdrowiem zwierzęcia mają ogromny wpływ na jego zachowanie. W książce „Mam chorego zwierzaka” autorka daje praktyczne wskazówki, jak troszczyć się o zdrowie pupila, ale także empatycznie traktuje opiekuna zwierzaka i dużo uwagi poświęca jego emocjom. To dla mnie diamencik w tej książce. Bardzo poruszył mnie rozdział o śmierci i związanym z nią odczuwaniem bólu, a zdanie „nie wypieraj smutku, daj mu ujście” nadal we mnie pracuje.
Piotr Wojtków
Behawiorysta i trener psów
Wiadomość o przewlekłej chorobie zwierzęcia zwykle jest ciosem dla opiekuna. Co robić, jak pomóc? Książka Agnieszki Cholewiak-Góralczyk pozwala oswoić się z nową sytuacją i z faktem, że zwierzę także może chorować nawet latami. Poza bardzo konkretnymi informacjami oraz poradami nie brakuje tu jakże ważnego zrozumienia dla uczuć opiekuna i słów pocieszenia. To bardzo potrzebna książka. Chętnie podrzucę ją opiekunom moich pacjentów.
Łukasz Łebek
Lekarz weterynarii, autor bloga „Nie zadzieraj z Weterynarzem”
Kategoria: | Podróże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8135-713-5 |
Rozmiar pliku: | 4,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Miarą naszej miłości do zwierząt są ofiary,
które jesteśmy gotowi dla nich złożyć.
Konrad Lorenz
Był środek nocy, nie mogłam spać. Myślałam o moim kocie Antku i o tym, jakie to na maksa niesprawiedliwe, że do wszystkich jego chorób dołączyła jeszcze hemofilia. Czyli choroba nieuleczalna – niedobór danego czynnika krzepnięcia krwi. Rokowanie? W zasadzie trudno przewidzieć. Antek podczas pierwszego ataku tej choroby – poza tym że wciąż krwawił z nosa – miał też wylew krwi do nerki. W wielkim skrócie: życie z hemofilią to życie na bombie, zwykłe szczepienie staje się ryzykiem, a każdy zabieg wymaga doświadczonego zespołu oraz odpowiedniego osocza, bo w najgorszym razie Antek może wymagać przetoczenia krwi. Sytuacji nie poprawia fakt, że ma grupę krwi B, która występuje jedynie u około 5% kociej populacji. Kocia krew jest bardzo cenna, dlatego że koty to niewielkie gabarytowo zwierzaki. Przeciętny kot ma 66 ml krwi na kilogram masy ciała, a jednorazowo można pobrać jedynie 10%. Czyli z kota o masie ciała 5 kg można upuścić 33 ml krwi! Całe mnóstwo!
Moje myśli nie były wesołe, chociaż i tak jestem w o wiele lepszej sytuacji niż opiekun, który nie jest pracownikiem lecznicy weterynaryjnej i którego poziom świadomości i wiedzy jest zazwyczaj o wiele niższy. Moimi pacjentami są psy i koty – często bardzo ciężko chore, zazwyczaj przewlekle. Zawsze staram się doradzić opiekunowi, jak może pomóc swojemu zwierzakowi, jak zapewnić mu wyższy poziom komfortu. Choroba wiąże się z dyskomfortem, bólem i problemami, których po zdiagnozowaniu schorzenia zwykle się nie spodziewamy. Czasami nawet nie wiemy, co jeszcze może doskwierać pupilowi. Najtrudniejsze jest jednak bycie świadkiem pogłębiającej się choroby. To bardzo obciąża psychicznie. Im mocniej jesteśmy związani ze zwierzęciem, tym większą płacimy za to cenę. I o tej cenie mówi się zdecydowanie za mało – brakuje wsparcia, aby opiekun mógł ten czas przejść bez niszczenia siebie i bez bólu, który nie zagoi się przez lata.
Już tak mam, że pomocy i odpowiedzi szukam w książkach. Potrzebowałam poradnika, który przeprowadziłby mnie przez proces oswajania choroby zwierzęcia i nauczył z nią żyć, ale nie znalazłam na rynku niczego interesującego, co dałoby opiekunowi wsparcie w jego walce o dobrostan pupila, co pomogłoby mu przejść przez proces przyzwyczajania się do tego, że będzie inaczej, niż myślał, a życie ukochanego czworonoga może być krótsze i jednocześnie wypełnione procedurami medycznymi, podawaniem leków i – co tu ukrywać – cierpieniem. Nie jest łatwo pogodzić się z czymś takim.
To był impuls do napisania tej książki. Chciałabym, żeby dzięki temu poradnikowi każdy mógł poprawić komfort życia zarówno swój, jak i swojego pupila. Przekazuję mnóstwo cennych informacji typowo technicznych, jak choremu zwierzakowi pomagać, ale też wiele miejsca poświęcam opiekunowi, jego emocjom i przeżyciom związanym z opieką nad chorującym pupilem. Czasami słyszę w gabinecie, jak opiekun w chwilach bezsilności, wyczerpany sytuacją, mówi, że chciałby, aby jego chore zwierzę już odeszło. Najlepiej we śnie – tak żeby nie musiał podejmować ostatecznej decyzji, ale też aby wreszcie zakończył się ten czas cierpienia. Nikt, kto nie zajmował się latami przewlekle chorym, prawdopodobnie tego nie zrozumie i z tego powodu może negatywnie podchodzić do takiej postawy. Ale ja wiem, że jest to wołanie o wsparcie i pomoc – często nierozumiane przez otoczenie, bo „to tylko pies”, „to tylko kot”. Albo w drugą stronę: „to twój najlepszy przyjaciel, jak możesz tak mówić? Walcz dalej!”. Takie zachowanie jest okrutne. Lata kryzysów, zaostrzeń choroby, fakt, że pupil zmienia się pod wpływem tych doświadczeń – to wszystko wypala. Relacja między zwierzęciem a opiekunem też się zmienia – zwierzę nie rozumie, dlaczego JEGO człowiek wykonuje czynności, które sprawiają mu dyskomfort, czasem nawet ból. Z kolei z perspektywy opiekuna to życie w ciągłym stresie, na adrenalinie, aby jak najszybciej zareagować, jeśli zwierzę wpadnie w duszność, będzie miało atak padaczkowy albo – tak jak w moim przypadku – zacznie nagle krwawić. Ludzie są różni: jeden potrafi się dostosować i funkcjonować normalnie z takim wyrokiem wiszącym nad głową pupila, a dla drugiego jest to źródło cierpień psychicznych, do których nie jest w stanie się przyzwyczaić. Nie chcę oceniać nikogo, pragnę jedynie podpowiedzieć, gdzie można znaleźć wsparcie w takich sytuacjach. Najlepiej byłoby, gdyby można było znaleźć je w sobie, ale tylko wiedza, jak mądrze wspierać swojego futrzanego przyjaciela, może pomóc. Musisz jednak pamiętać, że tam, gdzie jest miłość, zawsze będzie też cierpienie. Nie da się tego odseparować. Jedno nie istnieje bez drugiego. Wszystko jest z tobą w porządku, jeśli cierpisz z powodu choroby swojego przyjaciela, który ma cztery łapy i futro. Nie wyrzucaj sobie, że nie masz prawa do tych uczuć.
Jeśli chodzi o mojego kota, czuję się pewnie – zrobiłam wszystko, co możliwe, wiem, na co uważać, mam odpowiednie leki i materiały opatrunkowe w domu. Dbam o niego i regularnie go badam. Życie jednak zaskakuje (taki jego urok!) i nigdy nie można być przygotowanym na wszystko. Choroba może się objawić nagle nawet u najbardziej zadbanego zwierzaka, do urazu może dojść mimo zapewnienia warunków życia idealnie dostosowanych do potrzeb zwierzęcia. Ale przecież nie można się ciągle bać, że coś złego się wydarzy. Trzeba żyć najpiękniej i najpełniej, jak to możliwe.
W całym tym procesie trudno ominąć kwestie finansowe. Często jest to poważne źródło stresu – czy wystarczy na dany zabieg, leki, odpowiednie żywienie? Dla wielu osób koszty leczenia i opieki są wielkim szokiem: dlaczego to wszystko tyle kosztuje? Ale przecież nie ma zwierzęcego NFZ-u, więc właśnie dlatego. Leki i produkty medyczne nie są tanie, a do tego dochodzi praca personelu przychodni weterynaryjnych, ich lata nauki i kosztowne szkolenia przełożone na wiedzę i doświadczenie, jak odpowiednio prowadzić pacjentów, jak wspierać ich opiekunów. Samo utrzymanie lokalu, w którym znajduje się lecznica, generuje ogromne koszty. Niestety, czynszu nie da się zapłacić magicznym powołaniem do pomagania zwierzętom, o którym tyle można przeczytać u internetowych krzykaczy oburzających się na ceny usług weterynaryjnych. Nie dziwi już nikogo koszt prywatnej wizyty u lekarza ludzi, wynoszący 200 czy nawet 500 zł, ale wysokość opłaty za usługę weterynaryjną i zlecone badania dalej niektórych zaskakują. Tak, leczenie zwierząt kosztuje, i to niemało. Pamiętaj jednak, że w obecnych czasach możesz korzystać z portali oferujących zakładanie zbiórek, możesz robić internetowe bazarki i wyprzedaże na rzecz swojego zwierzaka. Nie będzie to wcale łatwe i na pewno od niejednego usłyszysz gorzkie słowa: „jak możesz zbierać na swoje zwierzę, skoro tyle dzieci cierpi na różne choroby, tyle jest potrzebujących, głodujących…”. Często mówią tak osoby, które nie pomagają nikomu – ani dzieciom, ani zwierzętom, a więc zwyczajnie to zignoruj i rób swoje. Walcz, dopóki pupil może żyć w miarę komfortowo i jego życie ma sens.
W tej książce zajmę się także tobą. Tak – to właśnie ty jesteś na pierwszej linii frontu walki z chorobą pupila. Do tego jesteś narażona/-y na niezrozumienie otoczenia, kąśliwe uwagi i pewnie chodzisz z przypiętą łatką „wariatki od kotów”, „świra, który woli psy niż ludzi”. Jeśli nie będziesz mieć siły, aby walczyć, to nic wywalczyć się nie uda. Mam pod opieką wielu klientów, którym muszę regularnie przypominać, że oni też są ważni, a nawet bardzo ważni – że muszą jeść, spać i dbać o siebie. Nie możesz nie spać tygodniami z lęku, że zwierzę umrze, podczas gdy jego opiekun smacznie śpi. To prosta droga do szaleństwa. Nie możesz nie wychodzić z domu, zerwać relacji z rodziną i ludźmi dla ciebie ważnymi. Oni mogą ci pomóc w tej nierównej walce, ale musisz im na to pozwolić. Możesz mieć depresję, możesz odczuwać lęk i mieć napady paniki. Jeśli będzie taka potrzeba, poproś o pomoc specjalistę, a nawet zacznij przyjmować leki, oczywiście zalecone przez lekarza – nie ma w tym nic złego: przecież chore zwierzę u wielu ludzi budzi takie same emocje jak chory członek rodziny. Pamiętaj – musisz zadbać o siebie i sobie pomóc, bo w przeciwnym razie nie pomożesz swojemu zwierzakowi.
Przez miesiące planowania i powstawania tej książki oswoiłam się z dodatkową chorobą mojego kota i jestem gotowa podzielić się tym, jak żyć z chorym pupilem, zachowując także swój komfort psychiczny. Ba! W pełni świadomie zdecydowaliśmy się z mężem na adopcję kota „nierokującego”, czyli takiego, któremu dom daje się jedynie na dożycie. Ten czas określono na rok przy dobrych wiatrach. Futrzak był zgłaszany na stronie fundacji jako ciężko chory – miał problemy z wątrobą, nerkami, utratę wzroku (docelowo miał być ślepaczkiem), trudności z poruszaniem się, podeszły wiek; ogólnie mówiąc, jedno wielkie nieszczęście. W trakcie diagnostyki już po jego adopcji otrzymaliśmy dodatkową diagnozę: chore serce. Ta historia ma jednak zaskakujące zakończenie – kot ani nie jest stary, ani nawet nie będzie ślepy, bo i to udało się opanować, serce wyleczone, wątroba ogarnięta, nerki nie są może super, ale najgorsze też nie, czyli będzie żył! Buliś, bo o nim mowa, to doskonały przykład na to, jak wielkie znaczenie ma prawidłowa opieka ze strony człowieka. Mogłam przecież nie zrobić nic, tylko dać mu michę i ciepły kąt na dożycie. Mogłam też powalczyć.
Jestem opiekunem i jestem specjalistą od zwierząt. I jestem po twojej stronie. Zanim zadomowiłam się w świecie weterynarii, zajmowałam się wspieraniem ludzi – skończyłam socjologię, wybierając jako specjalizację ścieżki terapeutyczne. To wszystko teraz procentuje oraz pomaga mi działać na rzecz zwierząt i ich opiekunów. Pomaga mi radzić sobie z wysokim poziomem stresu spowodowanym stanem pacjentów pod moją opieką. Nie da się leczyć zwierząt bez wspierania opiekunów i tłumaczenia im, co robić i jak się nie załamać. Bez odpowiednich narzędzi nie da się tego zrobić.
Pamiętaj też, że to, że zwierzę choruje na coś przewlekle, nie jest magicznym talizmanem chroniącym przed innymi chorobami bądź urazami – dlatego też wytłumaczę, jak w domu opatrzyć zwierzę i jak pomóc mu doraźnie, zanim dotrzesz do lecznicy. To ważne, żeby umieć zatamować krwawienie czy zabezpieczyć złamanie. Złe rzeczy dzieją się niekoniecznie daleko od domu, ale najczęściej w weekendy i dni wolne. W pracy nad tą książką wspierała mnie niezawodna lekarka weterynarii Aleksandra Szuba. Dzięki niej dowiesz się, jak zrobić w domu kroplówkę podskórną oraz jak wykonywać inne zabiegi pielęgnacyjne. Dasz radę! Wierz mi – to nic trudnego, gdy człowiek się przełamie.
Jeśli chcesz wiedzieć, jak pomóc, co zrobić lepiej i jak poczuć, że nie jesteś sam/-a z chorobą zwierzęcia, to przewróć stronę i ruszamy razem w podróż. Oby nikt nigdy nie musiał korzystać z porad z tej książki, ale jednak lepiej je znać. Przezorny zawsze ubezpieczony, nieprawdaż?Nasi idealni towarzysze
zawsze mają cztery łapy.
Colette
Dlaczego właściwie zwierzęta są dla nas tak ważne? Nasze psy i koty są w obecnych czasach blisko z nami związane, a my z miłością i wdzięcznością dzielimy z nimi nasze domy i nasz czas. Zwierzęta nie są już gdzieś obok, na marginesie czy obrzeżach – w garażach, klatkach czy na podwórkach (tak, wiem, że nadal są takie miejsca, ale to się zmienia, a ta książka jest skierowana do rosnącej rzeszy psich i kocich „rodziców”, jak mówi się w USA na takich opiekunów). Stały się integralną częścią naszego codziennego życia, są traktowane jak członkowie rodziny. Ludzie wydają obecnie dużą część swoich zarobków na utrzymanie zwierząt domowych i zapewnienie im komfortu życia. Gdy zwierzę choruje, jest leczone i ma opiekę na poziomie, jaki kiedyś był zarezerwowany jedynie dla ludzi. Chemioterapia w przypadku choroby nowotworowej? Oczywiście – to standard w postępowaniu weterynaryjnym. Radioterapia? Jest taka możliwość. Nie mówiąc o możliwości poddania zwierzęcia dializie, o zabiegach fizjoterapii i układaniu planu żywienia, czym na co dzień się zajmuję.
Wiele osób zdaje sobie sprawę z odpowiedzialności za swoje zwierzęta domowe i z tego, jak bardzo są one od nich zależne. Z prawnego punktu widzenia zwierzęta są uważane za własność (rzecz), ale większość ludzi postrzega swoje zwierzęta jako towarzyszy i członków rodziny, jak wskazuje Aubrey H. Fine w swojej publikacji1 dotyczącej pracy ze zwierzętami w roli terapeutycznej w stosunku do ludzi. Zakres problemów, którymi zajmuje się terapia przy wsparciu zwierząt, jest dość szeroki. Większość z nas jest świadoma istnienia zwierząt asystujących, takich jak psy pełniące funkcję przewodników dla osób niewidomych lub niedowidzących, psy asystujące osobom z problemami ze słuchem, psy asystujące osobom z niepełnosprawnościami, a także psy ostrzegające i asystujące przy napadach padaczkowych. Ludzie coraz lepiej rozumieją, że zwierzęta mogą być wsparciem także przy innych problemach fizycznych oraz psychicznych. Najczęściej zwierzęta są pomocne w razie ludzkich problemów związanych z niepokojem emocjonalnym i/lub ogólnymi objawami wynikającymi ze stresu, który w obecnych czasach w mniejszym bądź większym stopniu towarzyszy każdemu z nas. W tym kontekście są często określane jako zwierzęta wsparcia emocjonalnego (ang. _emotional support animal_ – ESA). Pełnią inną funkcję niż zwierzę służbowe czy pies przewodnik, ale ich rola we współczesnym społeczeństwie jest równie istotna, jak wspieranie osób z niepełnosprawnościami. Prawdopodobnie ta rola będzie zyskiwać na znaczeniu w przyszłości ze względu na rozluźnianie się więzi międzyludzkich i stale rosnące wyzwania, przed którymi stawia nas świat.
Niektóre zwierzęta występujące w roli terapeuty są pomocne przy leczeniu funkcji poznawczych, w rozwiązywaniu problemów z interakcjami społecznymi, a nawet przy wspieraniu emocjonalnym osób ze spektrum autyzmu. Na Zachodzie coraz częściej zwierzęta są wykorzystywane (straszne słowo w tym kontekście, ale tak w zasadzie to wygląda, bo nie pytamy zwierząt, czy chcą w ten sposób pracować) w placówkach edukacyjnych do poprawy motywacji i skupienia uwagi u dzieci, co przynosi dobre rezultaty. Wspomnę, że aby pracować z ludźmi, zwierzę musi przejść długi trening i jest on dla niego ciężką pracą, a nie rozrywką! Nie każde zwierzę go ukończy i nie każde podejmie potem pracę. Potrzebne są specyficzne kompetencje, aby zwierzę faktycznie mogło pracować z ludźmi, zwłaszcza że są to osoby wymagające wsparcia. Chociażby przez wzgląd na to jesteśmy im winni opiekę, szczególnie kiedy zachorują, abyśmy mogli się odwdzięczyć za wszystko, co od nich otrzymujemy, a raczej – co od nich bierzemy.
Zwykle nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wiele zyskujemy dzięki kontaktom ze zwierzętami. Spójrzcie na to na przykład przez pryzmat naszego dobrostanu psychicznego. Każdy opiekun zwierzęcy codziennie doświadcza dobroczynnego wpływu relacji ze zwierzęciem i jego obecności, chociażby możliwości rozładowania stresu, bo przed zwierzakiem można się po ciężkim dniu wygadać bez limitu i bez obawy, że zostanie się źle zrozumianym, wyśmianym czy zhejtowanym. W końcu w roli słuchacza jest ktoś na odpowiednim poziomie . To oczywiście żart, ale ta praktyka często jest na porządku dziennym w psich i kocich domach. Wynika to z faktu, że po prostu w towarzystwie zwierząt, z którymi łączy nas więź, czujemy się akceptowani, kochani i potrzebni, przez co inaczej patrzymy na nasze problemy. Codzienne spacery z psem pozwalają na nawiązywanie kontaktów z innymi psiarzami, uczą regularności i są formą aktywności fizycznej, o której codziennie musimy pamiętać. To służy zdrowiu zarówno zwierzęcia, jak i naszemu własnemu. Jeśli zgrzytacie teraz zębami, myśląc o swoich przejściach z innymi psiarzami na spacerach, to spróbujcie nawiązać kontakt z innymi opiekunami w swojej okolicy, na przykład przez internet, abyście mogli razem spacerować – będzie bezpieczniej. Nie każdy, kto ma zwierzę, jest z tego powodu superosobą, odpowiednio opiekuje się zwierzakiem i nad nim panuje. Poza tym jak najbardziej musicie zadbać o bezpieczeństwo swoje i psa.
Wiele badań wskazuje na to, że relacje ze zwierzętami mają pozytywny wpływ na nasze zdrowie, a nawet relacje z innymi. Już taka prosta czynność jak głaskanie pupila nie jest obojętna dla naszego serca2. Udowodniono, że przebywanie w obecności psa lub kota wpływa na:
• UREGULOWANIE TĘTNA I CIŚNIENIA KRWI – na przykład w sytuacjach stresowych wymagających skupienia, takich jak rozwiązywanie zadań matematycznych; te osoby, którym towarzyszą zwierzęta, mają lepsze parametry życiowe3;
• ZMNIEJSZENIE POCZUCIA SAMOTNOŚCI I IZOLACJI4 – bo mamy przy boku drugą istotę, z którą dzielimy życie, której możemy powierzyć nasze zmartwienia, z którą możemy być razem;
• NAWIĄZYWANIE KONTAKTÓW INTERPERSONALNYCH – na przykład spacery z psem sprzyjają inicjowaniu i podtrzymywaniu rozmów z nieznajomymi5.
Ponadto w badaniach przeprowadzonych w 2017 roku6 wskazano, że posiadanie zwierząt domowych w dzieciństwie niesie szeroki wachlarz fizycznych i psychicznych korzyści zdrowotnych, a także pozytywnie wpływa na rozwój kompetencji społecznych! We współczesnym świecie jest to szczególnie istotne ze względu na rozwijającą się cyfryzację i przenoszenie się aktywności – w tym towarzyskich, interpersonalnych – do świata wirtualnego. Ten stan niezwykle pogłębiła pandemia. Wyjątkowo dotkliwie dotknęło to dzieci, które nie miały możliwości budowania bezpośrednich relacji z rówieśnikami, a przez to również rozwijania kompetencji społecznych. Obecność zwierzęcia, które towarzyszyło przez ten czas dziecku, mogła choć w części zrekompensować ten brak. Nic w tym dziwnego, że tym bardziej stało się ono jedynym powiernikiem młodego człowieka, kompanem zabaw czy spacerów. Po prostu przyjacielem.
Kotka Julka śpi z czteroletnim Mikołajem
Jak widać zwierzęta dają nam bardzo dużo, dlatego tak wielu z nas – nawet nie zdając sobie sprawy z powyższego – nie wyobraża sobie życia bez tej wyjątkowej więzi z psem, kotem czy też innym domowym pupilem.
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
1 A.H. Fine, _Handbook on animal-assisted therapy_, Foundations and Guidelines for Animal-Assisted Interventions, Pomona, CA, 2015.
2 P. McGreevy, J. Righetti, P.C. Thomson, _The reinforcing value of physical contact and the effect on canine heart rate of grooming in different anatomical areas_, „Anthrozoös. A Multidisciplinary Journal of the Interactions between People and Other Animals” 2005, nr 18(3), https://www.researchgate.net/publication/233656118_The_reinforcing_value_of_physical_contact_on_the_effect_on_canine_heart_rate_of_grooming_in_different_anatomical_areas, dostęp: 2 czerwca 2022.
3 K. Allen, J. Blascovich, W. Berry Mendes, _Cardiovascular reactivity and the presence of pets, friends, and spouses: The truth about cats and dogs_, „Psychosomatic Medicine” 2002, nr 64(5), s. 727–739, https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/12271103/, dostęp: 9 maja 2022.
4 B. Headey, _Health benefits and health cost savings due to pets: preliminary estimates from an Australian national survey_, „Social Indicators Research. An International and Interdisciplinary Journal for Quality-of-Life Measurement” 1999, t. 47, nr 2, s. 233–243, https://www.jstor.org/stable/27522389, dostęp: 21 maja 2022.
5 J. McNicholas, G.M. Collis, _Dogs as Catalysts for Social Interactions: Robustness of the Effect_, „British Journal of Social Psychology” 2000, nr 91, s. 61–70, https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/10717771/, dostęp: 10 czerwca 2022.
6 R. Purewal, R. Christley, K. Kordas i in., _Companion Animals and Child/Adolescent Development. A Systematic Review of the Evidence_, „International Journal of Environmental Research and Public Health” 2017, nr 14(3), s. 234, https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/28264460/, dostęp: 20 maja 2022.