Mam na imię Szatan - ebook
Mam na imię Szatan - ebook
Mam na imię Szatan
Historie egzorcyzmów od Watykanu do Medjugorje
CZY DIABEŁ ISTNIEJE NAPRAWDĘ?
Demon może wygrać bitwy. Nawet ważne bitwy. Ale nigdy nie wygra wojny.
KS. GABRIELE AMORTH Toczy się nieustanna walka między BOGIEM a SZATANEM. Dziś, gdy społeczeństwa pochłonięte są egocentryzmem, a jednostkę stawia się ponad prawdą i Bożym prawem, szatan jest coraz częściej traktowany jak postać z baśni, która ma być jedynie straszakiem dla wiernych. Król kłamstwa, wzmocniony tą niewiarą, zdobywa dusze i władzę, osiągając przy tym niespotykaną dotąd siłę. W swojej książce Fabio Marchese Ragona zabiera nas w podróż ŚLADAMI NAJWIĘKSZYCH EGZORCYSTÓW. Przez lata przeszukiwał ściśle TAJNE DOKUMENTY I ARCHIWA, przesłuchiwał świadków i wielu księży, aby odkryć prawdę o budzącej grozę praktyce egzorcyzmów.
Książka Fabia Marchese Ragony jest dziełem dobrze udokumentowanym i niebywale zajmującym. Czyta się ją jednym tchem, a nadto jest niezwykle użyteczna. O. BENIGNUS
FABIO LUCA MARCHESE RAGONA– włoski dziennikarz i watykanista grupy Mediaset. Prowadzi kolumnę Stanze Vaticanena kanale informacyjnym TGcom24 i redaguje blog o tej samej nazwie. Jest autorem wielokrotnie nagradzanego filmu dokumentalnego o Janie Pawle II,Il sorriso di Karol.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67291-28-6 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
O. BENIGNUS¹
KSIĄŻKA FABIA MARCHESE RAGONY jest dziełem dobrze udokumentowanym i niebywale zajmującym. Czyta się je jednym tchem, a nadto jest niezwykle użyteczne.
1) Użyteczne przede wszystkim dla tych, którzy wierzą w istnienie diabła, opętanie i nękanie. W tej książce z pewnością znajdą oparcie dla swoich poglądów. Co więcej, jak pisałem lata temu:
dowiadując się o cierpieniach, jakich inni doznali z powodu diabelskiego dręczenia lub opętania, czytelnik może wskrzesić w sobie iskrę współczucia i wrażliwości wobec osób, które przyjdzie mu być może spotkać. Lektura może sprawić, że czytelnik zwróci się do Bożego serca, by ci ludzie zostali uwolnieni z diabelskich pęt.
Niestety osoby takie popadły w niemal kompletne zapomnienie, a dla większości wierzących jakby nie istnieją. Przykładem niech będzie – poza nielicznymi wyjątkami – niemal zupełna nieobecność tych osób w intencjach modlitwy powszechnej podczas Mszy Świętej, choć w Prezentacji włoskiej edycji Rytuału egzorcyzmów ludzie ci zostali nazwani najbiedniejszymi wśród biednych, których Kościół powinien darzyć szczególną miłością (por. nr 16).
Musimy pamiętać o nich i wspólnie się za nich modlić, aby zostali uwolnieni².
Lektura poniższej książki może się okazać pomocna w osiągnięciu tego celu.
2) Książka jest użyteczna także dla tych katolików, którzy uparcie nie wierzą w istnienie diabła, demonów, a co za tym idzie – opętania i nękania diabelskiego. Należy to zapewne przypisać wpływowi laickiej kultury, która kwestionuje istnienie diabła i demonów, uznając je za projekcję naszych lęków bądź też utożsamiając ze złem, które jest częścią każdego z nas. W obawie, że ktoś posądzi ich o zaściankowość albo zacofanie, katolicy dostosowują się do tej świeckiej mentalności. A szkoda, bo punktem odniesienia powinna być dla nas nie tyle świecka kultura, ile słowo Boże. Ono jest lampą dla naszych kroków i światłem na naszej ścieżce (por. Ps 119, 105). Wiara w treść Bożego objawienia, którą wykłada nam Urząd Nauczycielski Kościoła, jest zgodna z rozumem, nawet jeśli dominująca obecnie świecka kultura nazywa pewne jej aspekty zgorszeniem i głupstwem. Nasza wiara zasadza się przecież na nieomylnym autorytecie Boga, który nie może ani się mylić, ani wprowadzić nas w błąd³.
W świetle Biblii oraz nauczania Kościoła istnienie diabła i demonów jest częścią Bożego objawienia, to zaś, co objawia Bóg, zalicza się do prawd wiary. Wiara w istnienie istot piekielnych nie jest więc dla katolików fakultatywna, wprost przeciwnie: to obowiązek, którego niedopełnienie oznacza grzech herezji. Pójdźmy dalej: negowanie pewnych pojęć wiąże się nie tylko z uchybieniem określonym prawdom wiary. Negując je, pomniejszamy również wartość Chrystusowego dzieła odkupienia. Bo przecież nie ulega wątpliwości, że Syn Boży objawił się po to, żeby zniszczyć dzieła diabła (jak św. Jan przypomina w jednym ze swoich Listów, por. 1 J 3, 8), a zarazem pokonać tego, który dzierżył władzę nad śmiercią (o czym dowiadujemy się z kolei z Listu do Hebrajczyków; por. Hbr 2, 14).
Ten, kto kwestionuje istnienie diabła, a więc i przypadków opętania, dowodzi, że nie rozumie wymowy _Rytuału egzorcyzmów_, liturgicznego tekstu, który Kościół przeznaczył dla egzorcystów. Gdyby nie było diabła, demonów, a co za tym idzie – opętania, nękania i dręczenia, jaki sens miałyby odprawiane przez nas w imieniu Kościoła egzorcyzmy? Czy Kościół mógłby zlecić nam walkę z istotami, których w gruncie rzeczy nie ma? Przecież to zakrawa na absurd! Katolik powinien znać – a przynajmniej przypominać sobie – zasadę, w myśl której _lex orandi, lex credendi_ (sposób modlenia się ma ścisły związek z wiarą Kościoła, a więc z prawdą, którą przekazał nam Bóg i którą należy przyjąć, tak jak robi to Kościół). Jeżeli Kościół sięga po _Rytuał egzorcyzmów_, aby modlić się o uwolnienie człowieka od diabła, to naturalnie wierzy również w istnienie diabła i możliwość opętania lub nękania. Innymi słowy, rzeczonej modlitwy nie można oddzielić od prawdy, którą przekazał Bóg i którą Kościół podaje nam do wierzenia – tej mianowicie, że diabeł istnieje⁴. Oto dlaczego Paweł VI otwarcie mówił o tym, że „ten, kto nie uznaje tej przerażającej rzeczywistości, wychodzi poza ramy biblijnego i kościelnego nauczania; to znaczy, kto czyni z niej zasadę samoistną, która nie ma, tak jak każde stworzenie, swego źródła w Bogu; lub wyjaśnia ją jako pseudorzeczywistość, pojęciową i fantastyczną personifikację nieznanych przyczyn naszych dolegliwości”⁵.
Mając na względzie te przesłanki, w moim przekonaniu więcej niż wymowne, ci katolicy, którzy wciąż uparcie negują istnienie diabła, demonów, a w konsekwencji również przypadków opętania i nękania, powinni zrewidować swoje poglądy i wreszcie otworzyć się na objawioną nam przez Boga prawdę. Gdyby w dodatku zdecydowali się sięgnąć po niniejszą książkę, poznaliby dobrze udokumentowane świadectwa; historie Giovanniego, Franca i innych mogłyby ich czegoś ważnego nauczyć, a przy okazji dowieść, że diabeł bynajmniej nie jest legendą ani wymysłem Kościoła obliczonym na zastraszenie wiernych, lecz realnym i aktywnym bytem. Czy można kwestionować istnienie diabła i jego działań, gdy czyta się o opisanych poniżej dolegliwościach i zachowaniu pewnej studentki?
Poszła prosić o modlitwę o. Candida Amantiniego, egzorcystę z Rzymu, który w chwili słabości wypił dla kurażu lampkę koniaku i położył się na dziesięć minut do łóżka, żeby odpocząć. Przed obrzędem dziewczyna zachowywała się uprzejmie i spokojnie jak zwykle, ale kiedy tylko egzorcysta przywdział stułę i zaczął się modlić, dokonała się w niej przemiana. Wykrzywiła twarz w złym grymasie i powiedziała gardłowym, szyderczym głosem: „Dlaczego nie wrócisz do łóżka, żeby leczyć kaca?”. Kiedy indziej podczas obrzędu egzorcystę nurtowała myśl o zgubionych stu tysiącach lirów. Dziewczyna weszła mu w słowo i rzuciła: „Co ty tutaj robisz? Zajmij się lepiej szukaniem zaskórniaków!”.
Najbardziej zdumiewający był jednak epizod, do którego doszło, gdy o. Candido wysłał studentkę na konsultację neurologiczną. Profesor poddał ją badaniom, skrupulatnie wypytał i zanotował wszystkie odpowiedzi. Potem rzucił okiem na zapiski, ale gdy zaczął formułować diagnozę, dziewczyna wpadła w jeden ze swoich osobliwych stanów. Zmieniona na twarzy poderwała się na równe nogi i uniosła w powietrzu. Jej wzrok płonął. Wyciągnęła rękę, która wydłużyła się, jakby była z gumy, i wyrwała profesorowi papiery. „Chyba pan sobie nie wyobraża, że cokolwiek zrozumiał?”, zawołała groźnie, żeby po chwili dodać: „Nikt nie ma nade mną władzy”. „Widziałem już wielu niezrównoważonych pacjentów”, wyznał neurolog o. Candidowi, „ale ta młoda kobieta była zupełnie inna niż pozostali. Na domiar złego uniosła się w powietrzu. Dosłownie zawisła nad podłogą! Dobrze się jej przyjrzałem i to na pewno nie było złudzenie”.
Czy wobec takich reakcji można jeszcze podawać w wątpliwość istnienie diabła i przypadków opętania?
3) Lektura niniejszej książki przyniosłaby pożytek także lekarzom i ekspertom z dziedziny psychiatrii. Wielu z nich mogłoby mniemać, że my, egzorcyści, zajmujemy się wyłącznie przejawami psychicznej i psychiatrycznej patologii. Otóż gdyby sięgnęli po tekst Ragony, natknęliby się między innymi na przypadek Sary, który skłoniłby ich zapewne do przemyśleń.
Od najmłodszych lat czuła wokół siebie obecność istot nieznanego pochodzenia. Poza tym słyszała w głowie jeden lub więcej głosów, które nękały ją bez ustanku. Długo zmagała się z tymi dolegliwościami samodzielnie, aż w końcu pewnego wieczoru, wyczerpana brakiem snu i ochoty na jedzenie, postanowiła opowiedzieć o wszystkim rodzicom. Miała wówczas czternaście lat. Przez kolejnych piętnaście lat regularnie odwiedzała lekarzy, dietetyków, psychologów i psychiatrów. Bywała również w ośrodkach dla osób z zaburzeniami psychicznymi. Wszystko na nic.
Wreszcie jako trzydziestolatka udała się do egzorcysty. Rozpoczęła się trwająca rok i siedem miesięcy seria spotkań, podczas których Sara była poddawana terapii. W trakcie egzorcyzmów zdradzała niepokój, na widok świętych obrazów, krzyża, a czasem nawet samego egzorcysty w jej spojrzeniu pojawiała się to zuchwałość, to strach, to znowu gniew. Podczas modlitw miotała się, próbowała zrobić sobie krzywdę, krzyczała i wyła jak pies, znieważała egzorcystę i rzucała pogróżki. Pod koniec wrzeszczała, płakała i wprost dyszała gniewem. Wreszcie nowa osobowość, która niezawodnie ujawniała się przy okazji wcześniejszych spotkań, zapytała egzorcystę wściekłym, błagalnym i wyniosłym głosem, gdzie zamierza ją posłać, on zaś wskazał jej pustynię i polecił zamieszkać w ciele węża. Oddaliła się pośród krzyków i gniewnych utyskiwań. Tamtego dnia wszelkie dolegliwości skończyły się raz na zawsze. Gdy po około czterech miesiącach egzorcysta spotkał się z Sarą, nieomal jej nie poznał: była piękną kobietą, uśmiechniętą i tryskającą zdrowiem.
Przez trzydzieści lat uznawano ją za psychicznie chorą, ale czy tak było w istocie? Czy może jej problemy miały inną przyczynę?
W książce opisano także przypadek Teresy.
W pierwszych latach XXI wieku Teresa zaczęła się skarżyć na różnorakie dolegliwości: słyszała głosy, które mówiły jej, żeby nie chodziła do kościoła, ciągle była zdenerwowana, miewała zmienne nastroje. Ukazywał się jej niebywale przystojny, dystyngowany mężczyzna, który przedstawiał się jako Asmodeusz i obsypywał ją czułościami. Spotykała go nawet w kościele. W pewnym momencie z niewiadomych przyczyn zaczęła odczuwać pociąg płciowy do dzieci i duchownych, a zarazem silny wstręt wobec własnego męża. Na jej szyi, piersiach i brzuchu było widać zadrapania, później na jej ciele pojawiły się odwrócone krwawiące krzyże.
Teresa regularnie chodziła do kościoła. W czasie Komunii Świętej czuła, że jakaś zewnętrzna siła pcha ją w kierunku księdza. Jednocześnie wpadała w trans: przyjmowała konsekrowaną Hostię, która paliła ją w ustach, po czym wychodziła z kościoła, żeby ją wypluć. Jako młoda dziewczyna przez dwa lata była molestowana seksualnie i do 2000 roku obwiniała Boga za to, że jej wówczas nie obronił. Na jakiś czas zaniechała praktyk religijnych, a kiedy w końcu wróciła do modlitwy i znów włączyła się w życie parafii, zaczęła się gehenna. Przez dwa lata była poddawana egzorcyzmom. Wzięła udział w ponad pięćdziesięciu takich sesjach. Ostatnia odbyła się 7 kwietnia, niedługo po śmierci Jana Pawła II, w przededniu uroczystości pogrzebowych na placu św. Piotra. Przed obrzędem egzorcysta kilkakrotnie poprosił polskiego papieża o wstawiennictwo i modlitwę w intencji ostatecznego uwolnienia Teresy spod władzy diabła. Gdy egzorcyzm dobiegł końca, kobieta wybudziła się z transu i wpatrując się usilnie w jeden punkt, zaczęła coś mówić półgłosem. Ni stąd, ni zowąd zerwała się na równe nogi, twierdząc, że oto jest wolna i że dobrą wiadomość przekazał jej właśnie Karol Wojtyła. Powiedziała, że Jan Paweł II ukazał się jej uśmiechnięty i ubrany na biało w jednym z kątów pokoju, prosząc, aby razem z nim modliła się o uwolnienie od demona. Przez jakiś czas modlili się wspólnie, a potem polski papież podszedł do Teresy i nałożył ręce na jej głowę. Po chwili oddalił się, nie przestając się uśmiechać. Tamtego dnia wszelkie dolegliwości ustały.
***
Najwyższa pora zastanowić się nad pewną sprawą. Lekarze i specjaliści z dziedziny psychiatrii doskonale wiedzą, że ludzi, którzy zmagają się z problemami psychicznymi bądź psychiatrycznymi, może uratować jedynie psychoterapia lub kuracja farmakologiczna. Bez wdrożenia którejś z nich powrót do zdrowia nie jest możliwy. Tymczasem Sara, Teresa i inne osoby, które udały do egzorcystów i z ich pomocą odzyskały równowagę, wróciły do zdrowia, mimo że nie poddały się ani psychoterapii, ani kuracji farmakologicznej. Jak to wytłumaczyć?
Nie możemy tutaj mówić o efekcie placebo, ponieważ wyzdrowienie poprzedziły regularne modlitwy i odbywające się przez ponad rok spotkania. Efekt placebo zadziałałby znacznie wcześniej, na początku terapii, bo właśnie wtedy chorzy są na niego najbardziej podatni.
Kościół tłumaczy takie przypadki z perspektywy „zwierzchnictwa nad wszystkimi demonami”, które otrzymał od Pana wraz z poleceniem przepędzania demonów (por. Mt 10, 8): opętani wyzdrowieli, ponieważ egzorcysta odegnał diabła, który był sprawcą ich dolegliwości. Innymi słowy, problemy ustały, gdy wyeliminowano ich przyczynę. Nie chcę przez to powiedzieć, że niewierzący lekarze i psychiatrzy koniecznie powinni uznać istnienie diabła i przypadków opętania. Do takiego stwierdzenia potrzebna jest wiara. Jednak uczciwość intelektualna nakazywałaby przyznać, że „pewne schorzenia natury psychicznej bądź psychiatrycznej” z jakiegoś powodu ustępują pod wpływem modlitwy, którą katolicy nazywają egzorcyzmem. Takie stanowisko mogłoby stać się zalążkiem współpracy lekarzy z egzorcystami. Z jednej strony, egzorcyści wysyłaliby do adeptów sztuki medycznej i psychiatrii osoby, które proszą o pomoc, ale których schorzenia okazują się mieć podłoże psychiczne, a nie diabelskie, z drugiej, lekarze i psychiatrzy kierowaliby do egzorcystów pacjentów, którzy przejawiają osobliwe symptomy nieobecne w tekstach medycznych albo u których skuteczne zazwyczaj leczenie nie tylko nie doprowadziło do poprawy, ale wręcz pogorszyło sytuację. Tego rodzaju współdziałanie, abstrahujące od osobistych przekonań czy interpretacji, mogłoby przynieść wielki pożytek cierpiącym⁶.
Zanim zakończę moje rozważania, chciałbym poruszyć jeszcze jedną kwestię. Otóż książka Fabia Marchese Ragony powstała w dobie pandemii COVID-19, wskutek której cały świat musiał stawić czoło bardzo poważnym problemom zarówno natury zdrowotnej, jak i gospodarczej. Wielu ludzi zastanawiało się, czy pandemia nie jest dziełem diabła i czy egzorcyzmy nie mogłyby pomóc w jej przezwyciężeniu. Pragnąłbym zaznaczyć, że nie mamy tu do czynienia z nowym zjawiskiem: społeczeństwa od dawien dawna borykają się z epidemiami. Kościół nigdy nie dopatrywał się w nich nadzwyczajnego działania sił piekielnych, a co za tym idzie nie korzystał z pomocy egzorcystów, choć – jak czytamy w komunikacie Międzynarodowego Stowarzyszenia Egzorcystów z 9 kwietnia 2020 roku – „zawsze uznawał za konieczną nie tylko czynną pomoc ludziom w potrzebie, lecz także modlitwę wynagradzającą, zaangażowanie na rzecz nawrócenia jednostki i wspólnoty, publiczne okazywanie skruchy, kierowane do Boga prośby o przebaczenie i o położenie kresu epidemiom, modlitwy za lekarzy, chorych, umierających, a także w intencji zmarłych”.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że diabeł, który nienawidzi człowieka jako istoty stworzonej, odkupionej i kochanej przez Boga, z radością przygląda się nękającej ludzkość pandemii. Szczególnie cieszy go to, że w obawie przed zarażeniem wierni przestali przystępować do sakramentów, uczestniczyć w nabożeństwach eucharystycznych i przyjmować Komunię Świętą. My jednak wiemy, że „Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra” (Rz 8, 28). Dlatego jeśli Bóg pozwolił na zło, mimo iż mógł mu zapobiec, to znaczy, że ma w stosunku do nas plany, których nie rozumiemy, i będzie potrafił obrócić zło w dobro, tak jak wielkie zło, którym była śmierć na krzyżu jedynego Syna, obrócił w wielkie dobro w postaci naszego zbawienia.1
PODRÓŻ SIĘ ROZPOCZYNA
W SAMYM ŚRODKU NOCY coś wyrywa mnie ze snu. Znów budzi mnie olbrzymia sowa, która szybuje nad miastem, trzymając w szponach czarny pamiętnik. Często miewam koszmary, w których drapieżny ptak wyrywa mi z rąk moje dawne zapiski i unosi je gdzieś daleko, w nieznane strony, nie pozwalając mi do nich zajrzeć. Kimże jest sowa, która od lat zakłóca we śnie mój spokój? Może to ja sam, owładnięty pragnieniem zapomnienia o pewnym wstrząsającym epizodzie, który przydarzył mi się w przeszłości. Kimże jest sowa? Może to ktoś, kogo jeszcze nie znam, a kto mógłby mi zaszkodzić, gdyby znalazł zapiski. Kimże jest sowa? Kimkolwiek by nie była, nocną porą jakaś obsesja każe mi się zrywać z łóżka i sprawdzać, czy pamiętnik na pewno jest na swoim miejscu. Jest! Od ponad trzech lat trzymam go pod kluczem w szafce, pośród tysiąca innych papierów.
Odkąd pospiesznie opisałem w nim niewiarygodne doświadczenie, które stało się moim udziałem pewnego mroźnego zimowego popołudnia, postanowiłem już nigdy do niego nie zaglądać. Powodował mną strach, bo jestem pewien, że gdybym jednak zajrzał, odżyłyby w mojej pamięci krzyki, jęki, a przede wszystkim nabiegłe krwią oczy tego, kto rozpaczliwie szuka Boga i nie potrafi Go znaleźć.
Z pamiętnikiem wiąże się także pewna umowa, złożona egzorcyście obietnica, której nie zdołałem dotrzymać. Kilka lat temu przed rozpoczęciem obrzędu ksiądz poprosił: „Kiedy umrę, opowiedz innym, co ci się przydarzyło. Daj świadectwo prawdzie, w którą tak wielu ludzi nie wierzy”. Egzorcysta odszedł, mnie jednak nie starczyło odwagi, żeby dotrzymać słowa. To oznaczałoby, że musiałbym powrócić do zapisków, przewertować strony i raz jeszcze przeżyć dramatyczne wydarzenia, które rozegrały się na moich oczach, gdy w milczeniu tkwiłem w kącie tamtego zimnego pokoju.
Kimże jest sowa? Czyżby to był właśnie on, egzorcysta? Może gdzieś z zaświatów ożywia wspomnienie dziennika, żebym nie zapomniał o danym słowie? „Czy naprawdę przyszła pora sięgnąć po tamte zapiski?”, zadaję sobie pytanie. I mimo zamętu i rozlicznych wątpliwości, które nawiedzały mnie w ostatnich latach, w głębi duszy nieśmiało odpowiadam „tak”. Ale choć pragnę dotrzymać złożonej księdzu obietnicy, postanawiam przespać się z tą myślą i przy pierwszej sposobności jeszcze raz rozważyć całą rzecz.
Mijają tygodnie. Sowa znów składa mi wizytę i tym razem jest bardziej niespokojna niż kiedykolwiek. „Pomny porywczego usposobienia księdza nie powinienem dłużej zwlekać. Kto wie, ile zdążył już naskarżyć swoim «przełożonym» tam na górze!”, rozmyślam nazajutrz rano, z uśmiechem wpatrując się w lustro. „Czekałem trzy lata. Dlaczego miałbym przeczytać dziennik właśnie teraz? Kto mnie pogania?”, odpowiadam sam sobie. „Zanim zacznę mówić, przydałoby się porządnie wszystko rozważyć”, dodaję po chwili, z wielką uwagą suwając po szyi golarką.
Raptem świta mi w głowie pewna myśl. Z pianką do golenia na twarzy biegnę do pokoju, otwieram szafkę, chwytam pamiętnik i nawet na niego nie patrząc, wsuwam do plecaka, który zawsze mam przy sobie. Klamka zapadła: niebawem wrócę do zapisków, przeczytam je i szczerze wyznam, co widziałem, dotrzymując tym samym złożonej egzorcyście obietnicy. Najpierw jednak dokończę podróż, w którą postanowiłem wyruszyć. Dotarło do mnie, że zanim stawię czoło traumatycznym wspomnieniom, muszę poczynić pewne przygotowania: zasięgnąć informacji, przyjrzeć się sprawie z bliska, poszukać opowieści i świadectw, zrozumieć, jak to możliwe, że tego rodzaju rzeczy nadal się zdarzają. Ba, dotykają nawet wierzących!
Dochodzenie wypadałoby zacząć od samego centrum chrześcijaństwa, to jest od Watykanu, do którego, jak swego czasu stwierdził Paweł VI, dym szatana wtargnął przez szczeliny. Jeszcze dziś wyruszę do Rzymu, aby dowiedzieć się o egzorcyzmach czegoś więcej i zajrzeć w każdy zakamarek tego skomplikowanego świata. A kiedy podróż dobiegnie końca, ze spokojem sięgnę po dziennik i po raz ostatni odtworzę w pamięci moje spotkanie z demonem.¹ Ojciec Benignus, w świecie Calogero Palilla, jest franciszkaninem (od 1957 roku), księdzem (od 1966 roku) i egzorcystą (od 2000 roku). Należy do zgromadzenia Braci Mniejszych Odnowionych. Ukończył teologię na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie, a także filozofię na Wydziale Literatury i Filozofii Uniwersytetu w Palermo. Od tamtej pory pełnił w zgromadzeniu różne funkcje. Przez dwadzieścia lat był mistrzem nowicjatu. Obecnie jest egzorcystą dla archidiecezji Palermo. Od 2004 roku z polecenia Konferencji Episkopatu Sycylii organizuje i koordynuje szkolenia dla sycylijskich egzorcystów, a także dla księży, którzy dopiero przygotowują się do tej posługi. Pełni funkcję doradcy w Międzynarodowym Stowarzyszeniu Egzorcystów, które 13 czerwca 2014 roku Stolica Apostolska oficjalnie uznała, nadając mu osobowość prawną i zatwierdzając Statut.
Ojciec Benignus opublikował liczne teksty: _Cammino di amore_ (1982), _Vivere in grazia, voglia e gioia_ (2004), _Dalla filosofia all’esorcismo_ (2005, książka ukazała się w Polsce pod tytułem _Moja droga do egzorcyzmów. „Nawrócony” egzorcysta opowiada o swych doświadczeniach kardynałowi Palermo_), _Il diavolo esiste, io l’ho incontrato_ (2008, książka została przetłumaczona na język polski , portugalski i hiszpański), _La nostra battaglia è spirituale_ (2010, książka ukazała się również w języku hiszpańskim, a jej współautorem jest Massimo Introvigne), _Con Francesco sulle orme di Gesù_ (2012), _Cercate le cose di lassù_ (2016), _Il vostro nemico, il diavolo_ (2017), _L’omicida sconfitto_ (2017, książka została przełożona na język angielski), _Il chicco di grano_ (2017), _La Felicità, la via per trovarla_ (2018), _Il diavolo esiste davvero… e opera_ (2019).
² O. Benignus, _Szatan istnieje naprawdę. Spotkałem go_, tłum. J. Chapska, Kraków 2009, s. 30–31.
³ Por. o. Benignus, _Moja droga do egzorcyzmów. „Nawrócony” egzorcysta opowiada o swych doświadczeniach kardynałowi Palermo_, tłum. W. Szymona OP, Kraków 2010, s. 13.
⁴ Por. o. Benignus, _Il vostro nemico diavolo_, Milano 2017, s. 43.
⁵ Paweł VI, _Katecheza podczas Audiencji Generalnej_, 15 listopada 1972 roku, cyt. za: https://papiez.wiara.pl/doc/4628227.Gaudete-et-exsultate/6.
⁶ Por. o. Benignus, _L’omicida sconfitto, storie di liberazione e di vittoria sul diavolo_, Palermo 2017, s. 22–25.