- promocja
Maria musi wszystko zmienić - ebook
Maria musi wszystko zmienić - ebook
To opowieść o nas. O Tobie i o mnie. O kobietach, które zmieniają świat.
Maria od wielu lat pracuje jako inspicjentka w teatrze, który jest dla niej prawdziwym domem. Gdy trwają próby do nowego spektaklu, kobieta wchodzi w bliższą reakcję z charyzmatycznym, a przy tym despotycznym Lucianem. To z nim przeżywa swój debiut seksualny. Maria zachodzi w nieplanowaną ciążę i wpada w panikę. Bo czy czterdzieści sześć lat to dobry czas na dziecko?
Gosia, energiczna i żywiołowa edukatorka seksualna, jest coraz bardziej rozpoznawalna w mediach społecznościowych. Po zajęciach w warszawskim liceum dostaje pozew, w którym matka jednej z uczennic oskarża ją o naruszenie dóbr osobistych. Sprawa staje się bardzo medialna, a na Gosię wylewa się fala hejtu.
Losy tych dwóch kobiet nieoczekiwanie dla nich samych splatają się. Czy będą dla siebie wsparciem? Czego nauczą się od siebie nawzajem?
Przekonaj się, jaka siła drzemie w kobietach, które muszą… wszystko zmienić.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67616-48-5 |
Rozmiar pliku: | 838 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Drugi dzień świąt Bożego Narodzenia
Dłużej nie mogła wytrzymać, musiała w końcu wymknąć się do łazienki. Zostawiła rodzinę przy świątecznej kolacji, czując coś w rodzaju wdzięczności, że robi sobie przerwę. Jej matka, Magdalena, dyszała ciężko, a ojciec, Kazimierz, wyglądał, jakby nie wiedział, czy schować się pod blatem czy również opuścić salon. Chwilę temu rozegrały się tu iście dantejskie sceny. Magdalena twierdziła, że jest o krok od zawału. Czyżby wszyscy postanowili obrócić się przeciwko niej? Urodziła i wychowała sześcioro dzieci, a one teraz, na starość, tak jej dawały popalić! A przecież przez ostatnie kilkadziesiąt lat rządziła żelazną pięścią, trzymając wszystko we wzorowym porządku. Teraz wychodziło na to, że jednak wokół panował straszny bałagan. Siostrzenica pyskowała jak nigdy, a córki zaczęły rzucać jej w twarz skrzętnie skrywanymi tajemnicami.
Maria może i chciałaby posłuchać, co jeszcze bliscy mają do wygarnięcia rodzicielce, ale znów źle się poczuła. Naszła ją gwałtowna potrzeba, by ochłodzić twarz zimną wodą. Było jej słabo, a obfita i tłusta kolacja najwyraźniej chciała wyjść tak, jak weszła.
Do łazienki nie docierały podniesione głosy i gwar rozmów. Maria zamoczyła ręcznik i przyłożyła go do policzków. Nie przyniosło to spodziewanej ulgi, ale czego oczekiwała? Menopauza deptała jej po piętach. Trzeba zapytać siostrę bliźniaczkę, czy też ostatnio ma wrażenie, że wszystko jest nie tak. Jednak takie pytania zadaje się komuś bliskiemu, a więź Marii z Adą zawsze była słaba, choć przecież mieszkały pod jednym dachem już czterdzieści sześć lat, czyli przez całe życie. Siostra wyszła za mąż, przejęła rodzinny biznes i urodziła dwójkę dzieci. Zadowoliła matkę, sprostała niemal wszystkim jej oczekiwaniom, choć Magdalena stale wydłużała ich listę. Za to Maria okazała się czarną owcą. Może nawet czymś gorszym, skoro wybrała staropanieństwo.
Odgrzewany z wigilii smażony karp podszedł jej do gardła, ścigany przez pierogi. Wiedziała, że nie powinna nic jeść, ale wolała nie narażać się na karcący wzrok matki. W święta trzeba było pałaszować wszystko w nadmiernych ilościach. Więc jadła. I od razu ogarnął ją fatalny nastrój. A później zaczęła się awantura, która jeszcze bardziej pogorszyła Marii samopoczucie.
Arleta, jej najmłodsza siostra, dokonała coming outu. Lesbijka w rodzinie – to dla matki nie do pomyślenia. W życiu tego nie zaakceptuje.
Beata, druga siostra, poinformowała o rozwodzie.
A Kamila, siostra cioteczna, wyjawiła, że nie przyjęła oświadczyn chłopaka, bo ten nie zadowalał jej w łóżku.
Ukrywane przed Magdaleną grzechy w końcu wylały jak wezbrana rzeka, zaprawiona goryczą.
Tylko Maria siedziała cicho, a przecież też miałaby sporo do opowiedzenia.
Gdyby wiedzieli! Gdyby wiedzieli, że Maria przeżyła w ostatnie pół roku więcej niż przez całe życie. Gdyby im wyznała, że nie ma już pojęcia, co robić. Gdyby zdawali sobie sprawę, że skandaliczny spektakl Teatru Narodowego wywołał więcej kontrowersji, niż ktokolwiek zakładał… Jednak oni pozostawali w niewiedzy, choć stolica huczała od plotek. Nic dziwnego: rodzina nie brała udziału w życiu kulturalnym Warszawy. Ostatnie wydarzenia przykuły uwagę Magdaleny zaledwie na parę chwil.
Maria nie bardzo ich obchodziła, ale nie dlatego, że byli tacy okropni, to ona udawała niewidzialną. Zamieszkiwała rodzinną rezydencję niczym współlokatorka widmo. Miała swój pokój z osobną łazienką, a reszta rodziny niemal nie zauważała, czy jest w domu, czy jej nie ma. Obstawiali, że raczej to drugie, no bo… praca.
Praca, praca, praca.
Wstrzymała powietrze z nadzieją, że mdłości przejdą. Nie, nic z tego.
Kilkanaście minut później wróciła do salonu. Atmosfera nieco się rozluźniła, dorośli raczyli się winem, dzieci włączyły telewizor. Rodzice zniknęli, co oznaczało, że Magdalena postanowiła ukarać ich swoją nieobecnością. Jeszcze się za nich wszystkich weźmie! Maria nie miała co do tego wątpliwości.ROZDZIAŁ 1
Wcześniej
Czerwiec 2018
– Idzie już?
– Jeszcze nie.
– To potwór, mówię wam. Jeszcze jest czas, by zwiać.
– Zamienia ludzi we wraki.
– Bezustannie krzyczy.
– To na pewno tylko plotki. Nie słuchajcie tego.
Teatr opanowało wielkie poruszenie. Jak w dniu premiery, choć jeszcze nawet nie przeczytali scenariusza. Ten stanowił dla nich tajemnicę. Wiedzieli tylko, że reżyser napisał go sam. W powietrzu unosiły się opary adrenaliny i stresu. Przesiąkały wszystko niczym dym nikotynowy. Każdy stał się biernym palaczem, mimowolnie się zaciągał, gromadząc w płucach ekscytację i niepewność. Nie ulegało wątpliwości, że gość z zagranicy wywróci wszystko do góry nogami. Sława wyprzedzała go jak orszak. Wszyscy coś o nim wiedzieli, za to nikt nie miał pojęcia, co jest prawdą, a co mroczną legendą.
Spektakl miał powstawać bite pięć miesięcy. Rzadko który reżyser mógł zażądać tak absurdalnie długiego czasu na przygotowania. Zazwyczaj wystarczyło osiem tygodni, nie więcej. Jednak on cieszył się specjalnymi względami. Do niego należało pierwsze i ostatnie słowo. Nawet w kwestii budżetu. Władał całym teatrem już teraz, choć na Okęciu wylądował zaledwie wczoraj wieczorem. Traktowali go jak króla, więc to logiczne, że zamieszkał w pałacu. Wynajęto dla niego luksusowe mieszkanie w apartamentowcu na Złotej, skąd mógł podziwiać panoramę miasta z Pałacem Kultury i Nauki na pierwszym planie. Oczekiwali go, jakby sam papież miał zaszczycić ich prywatną audiencją.
Maria uśmiechnęła się do siebie, bo uwielbiała, gdy w teatrze działo się coś ważnego. Uśmiech szybko ustąpił miejsca grymasowi. Przypomniała sobie, że w razie problemów to ona będzie na pierwszej linii strzału. I już go poinformowali, że inspicjentka mówi po włosku, choć prosiła, by tego nie robić. Przecież wszyscy znali język angielski, on także. Po co komplikować sprawę? Wychyliła się, by spojrzeć na korytarz. Aktorzy powoli się zjeżdżali. Już po castingu, role zostały obsadzone. Wiedziała, kogo się spodziewać, ale to tylko pogarszało sprawę. Jej serce przypominało dzisiaj rozklekotaną pompę zasilaną przez wysokie napięcie nie tylko za sprawą przybycia wielkiego reżysera, ale też dlatego, że główną rolę w spektaklu otrzymał Piotr – wielka miłość Marii z czasów, gdy zdawała maturę i przygotowywała się do egzaminów na akademię teatralną. Wówczas byli sobie równi. Później on został rozchwytywanym aktorem i zrobił międzynarodową karierę.
Jej rozmyślania przerwało skrzypnięcie drzwi. To on, Piotr. Przekroczył próg krokiem tak lekkim, jakby nawet grawitacja chciała mu się przypodobać, unosząc jego stopy kilka milimetrów nad ziemią.
– Przystojny, ale nie aż tak. – Garderobiana pojawiła się znienacka i Maria pisnęła. Inę rozbawiła jej reakcja. – Uspokój się, to tylko ja!
– Nie strasz. Ledwo zipię.
– Widzę właśnie. Nie przywitasz się?
– A po co? On mnie nie pamięta.
– Żartujesz chyba. Jest aż takim bucem?
Maria pokręciła głową z westchnieniem.
– Kobieto, on codziennie poznaje nowych ludzi. A mnie widział ostatni raz jakieś dwadzieścia osiem lat temu.
– No to zobaczy cię teraz. – Ina zbliżyła usta do jej ucha. – I może w końcu… No wiesz.
Maria bardzo próbowała się nie zarumienić, ale mechanizm zaprojektowany przez jej matkę działał sprawnie. Zawstydziła się.
– Dla mnie już nie ma szans.
– Rozwiódł się. Wszyscy o tym pisali. Jest wolny.
– I co z tego?! Poza tym wrócą do siebie. To takie… No, wiadomo, życie gwiazd.
Ina zaśmiała się chrapliwie i wyjęła papierosa. Schodziła jej paczka dziennie, ale ani myślała rzucać. W tym zawodzie nałogi bywały zbawienne.
– Idę zapalić, zanim ten nasz włoski żigolak przyjdzie. Nie mogę niczego przegapić. Chodź ze mną, bo jeszcze wpadniesz na niedoszłego eks.
Ina była najlepszą przyjaciółką Marii. Może jedyną. Nikt z rodziny nie wiedział o niej tak dużo. Za swoich bliskich uważała ludzi w teatrze: aktorów, montażystów, dźwiękowców, pracowników odpowiedzialnych za kostiumy, rekwizyty, oświetlenie, sprzątanie. Jeden organizm, pulsujący w tym samym rytmie. Żyła z nimi na co dzień, darzyła ich miłością. Poświęciła wszystko, by stanowić integralną część tego świata. To dlatego nigdy z nikim się nie związała, nie urodziła dzieci. Zabrakło jej czasu.
Nieprawda.
Maria nie założyła rodziny, bo to nie dla niej. I nie pojawił się ktoś, komu mogłaby zaufać, uwierzyć, że jej nie porzuci. Poza tym – Piotr…
– Ej, idziesz? – Ina złapała ją za nadgarstek.
Luciano Piazza, mimo że szczupły, zdawał się wypełniać sobą cały korytarz. Wymięty garnitur i biała koszula bez krawata wskazywały na to, że chwilę wcześniej wytoczył się z jakiejś speluny po nocnej libacji. Niebawem mieli się przekonać, że to jego codzienny styl. Maria odnotowała, że choć strój Włocha wyglądał niechlujnie, on sam prezentował się doskonale.
Dołączyła do zespołu, który rozsiadł się już na dużej scenie, gotowy na pierwsze zetknięcie z nowym reżyserem. W nerwowym oczekiwaniu rozejrzała się wkoło, jak zawsze, gdy chciała się uspokoić i zebrać myśli. Tak bardzo kochała to miejsce! Majestatyczny sufit wykładany drewnem, eleganckie żyrandole z kryształkami, siedziska na widowni (gotowe pomieścić niemal sześćset osób!) obite czerwoną tkaniną i w końcu sama scena, która skrywała tyle tajemnic, że głowa mała. Tu działa się magia. Jak wykorzysta to Luciano? Nie mogła się doczekać, by poznać jego pomysły.
Dyrektor teatru zaryzykował i kupił niejako spektakl niespodziankę, przeznaczając nań zawrotny budżet. Reżyser, co dosyć niespotykane, odrzucał współprace z dramaturgami i sam pisał swoje sztuki. A to, co wychodziło spod jego pióra, kipiało od zjadliwej energii i szokowało nawet tych, których współczesny teatr nie mógł już zadziwić. Luciano Piazza, największy europejski reżyser ostatnich kilkunastu lat, umiejętnie wykorzystywał dar obserwacji. Zawsze wybierał temat, trafiając w najczulsze punkty. Swoimi spektaklami rozbierał króla do naga i śmiał się najgłośniej, pokazując palcem. To dlatego tak się go bali. Wszyscy. I dlatego tak tłumnie biegli na każdy spektakl – by sprawdzić, co i na kogo Piazza znalazł tym razem.
I oto nagle nastała ta chwila. Rozległ się głośny trzask. Luciano wtargnął na salę, waląc w Bogu ducha winne drzwi z siłą taranu. Jego twarz pozostawała zacięta, a oczy zmrużone. Popielata grzywa opadła mu na czoło, więc odgarnął ją dłonią. Włosy usłuchały – pozostały grzecznie na swoim miejscu. Wąskie usta, okolone siwym zarostem, zlewały się w jedną linię. Choć Maria wiedziała, jak wygląda wielki Luciano Piazza, zagapiła się jak cała reszta. Zupełnie jakby podziwiała zjawiskowego smoka, miotającego się wściekle i wypuszczającego z pyska opary dymu i siarki. Był piękny, oszałamiający, choć niedoskonały. To oczywiste, że miał narobić kłopotów. I jednocześnie uczynić premierę największym wydarzeniem w historii polskiego teatru.
– Maria! – warknął z włoskim akcentem, omiatając ich wzrokiem. – Quale a Maria?
Poderwała się z krzesła, zakładając swoją służbową maskę. Poza teatrem była cicha, ale w pracy trzymała wszystkich za lejce. To od niej, inspicjentki, zależało, czy cały ten bałagan ułoży się w całość. Przywykła do zarządzania. Lubiła to.
– To ja. Dzień dobry – odparła po angielsku, ale szybko tego pożałowała.
Luciano przeszył ją niezadowolonym spojrzeniem.
– Podobno znasz włoski.
Jego struny głosowe przetarły się od alkoholu i papierosów. Maria wiedziała jednak, że nie tylko. Luciano słynął z napadów furii. Wrzeszczał i rzucał przedmiotami. Pisała o tym pewna amerykańska aktorka, poświęciła reżyserowi cały rozdział autobiografii. Nazwała Luciana „pięknym szatanem, na pewno nie człowiekiem” i stwierdziła, że pracując z nim, zaprzedała duszę diabłu, czego po latach żałuje, bo współpracę przypłaciła zdrowiem psychicznym.
– Sì, ale wszyscy mówimy po angielsku. Jeżeli chce pan rozmawiać po włosku, potrzebny będzie tłumacz. Dyrektor może kogoś wynająć.
Uśmiechnął się z nutą szyderstwa, ale jego twarz odrobinę złagodniała. Po chwili zwrócił się do wszystkich, przechodząc na angielski:
– Nie ma problemu. – Zatoczył dłonią krąg. – I co? Co tak na mnie patrzycie? Jestem sam, a was jest dziesięcioro. Czy to sprawiedliwe?! Nie, ale myślę, że nie przeszkodzi w niczym. Zrobimy razem coś wielkiego. Zdemaskujemy hipokrytów! Targniemy się na świętości. Jaka jest rola sztuki? Kto mi powie?
Jego angielszczyzna, choć był elokwentny, brzmiała płasko. Maria wiedziała, że Luciano robi to specjalnie, by podkreślić, że to nie jego język. Gdy w przeszłości grywał główne role w amerykańskich filmach, błyszczał perfekcyjnym akcentem.
Luciano nie uzyskał odpowiedzi. Wszyscy wlepiali w niego spojrzenia, porażeni jego charyzmą i siłą.
– Rolą sztuki w takim kraju jak wasz jest mówić prawdę – wycedził z obrzydzeniem. – Trzeba wskazać palcem na tego, który gwałci przyzwoitość i krzywdzi słabszych, ale nie ponosi konsekwencji.
Maria była pewna, że aktorom ścierpła skóra, tak jak i jej. Czy Luciano naprawdę miał zamiar wprowadzić na scenę politykę? Od razu domyśliła się, kto stał się inspiracją do napisania tego scenariusza. Premier, o którym ostatnio zrobiło się głośno w przestrzeni publicznej. Sypiał z młodymi kobietami. Niektórym obiecywał stanowiska, a tym, które już je zajmowały, groził utratą pracy. A więc nie chodziły z nim do łóżka z własnej woli. Teraz, jedna po drugiej, podpisywały się pod ruchem #MeToo. Oskarżenia były mocne, a wyznania wstrząsające. Maria przełknęła ślinę. Nie ze strachu, ale z ekscytacji. Uwielbiała bezkompromisowe sztuki.
Oczy jej i Piotra spotkały się na sekundę. Ten skinął głową i uśmiechnął się łagodnie. „Pamiętam cię, Maryśka”.
– A teraz spójrzcie na scenariusz. – Luciano rozdał skrypty.ROZDZIAŁ 3
Luciano zwolnił ich o szesnastej, ku uciesze Marii, bo dzięki temu zostało jej kilka godzin na przygotowania do seksrandki (jak bezustannie nazywała ją w myślach). Musiała poprzedzić to spotkanie prysznicem, depilacją i kieliszkiem wina. Na samą myśl o tym, co mieli z Joachimem robić, jej skóra pulsowała, a żołądek to się kurczył, to rozszerzał.
Energicznie wzięła się do usuwania krzeseł ze sceny, bo nie wszyscy raczyli po sobie posprzątać. Wiedziała, że aktorzy są różni, niektórzy lubią okazać odrobinę wyższości. Nie mogła tego powiedzieć o Piotrze, który zabrał aż cztery krzesełka, prezentując przy okazji umięśnione ramiona…
– Maria! – Jej imię po włosku brzmiało śpiewnie i słonecznie, jak w piosence. Luciano zbliżał się wielkimi krokami.
– Mogę w czymś pomóc? – bąknęła niezadowolona.
– Jedziesz ze mną na miasto. Zamówiłem taksówkę – zakomunikował oschle, przechodząc na włoski. – Bądź przed wejściem za dziesięć minut.
– Ale…
On jednak skorzystał z bocznego wyjścia i zniknął. Maria zamknęła oczy i westchnęła. Nie pierwszy raz reżyser dyktował jej, co ma robić. Mogłaby go zignorować, ale dla dobra całego zespołu lepiej było się podporządkować. Przynajmniej na chwilę.
Luciano siedział już w samochodzie. Nie trzymał w dłoni telefonu, nie wlepiał oczu w żaden ekran. Po prostu czekał.
– Mam tylko dwie godziny, nie więcej – uprzedziła Maria, zajmując miejsce obok niego.
– Jest w tym mieście jakaś włoska restauracja? Na poziomie? – Zignorował jej słowa i nie zaszczycił nawet krótkim spojrzeniem.
Miała gotową odpowiedź na to pytanie. To oczywiste, że Luciano będzie chciał odnaleźć w Warszawie namiastkę swoich rodzinnych stron. Mógłby okazać zaciekawienie polską kuchnią, ale nie wymagała od niego tak wiele.
– Jest jedna taka knajpa niedaleko mojego domu. Możemy tam zjeść, a później ja wrócę do siebie. Jestem dzisiaj… umówiona.
Nie skomentował tego, a Maria zrozumiała, że wpadła w pułapkę. Kiedy indziej fakt, że genialny reżyser wyznaczył ją na przewodniczkę po Warszawie, byłby nobilitujący, jednak dzisiaj potrzebowała czasu, by ocenić swoje ciało w lustrze i zastanowić się, ile wydepilować tam na dole. Kupiła nawet specjalną maszynkę elektryczną. I nową bieliznę z koronką, bo uznała, że to konieczne. Seks równa się koronka, tak powiedziała jej kiedyś Ina. Ina mówiła również, że Maria wygląda normalnie i może nie jest seksbombą, ale też nie szkaradą. Ona widziała w lustrze przede wszystkim swoją kwadratową figurę bez wcięcia w talii i ciężkie kasztanowe włosy, które nie chciały się układać. Za to lubiła swoje ciemne oczy i całkiem zgrabny nos.
Pojechali na Żoliborz. Włoska restauracja z piecem do pizzy cieszyła się w okolicy wielkim wzięciem. Składniki sprowadzano z Włoch, co oczywiście miało przełożenie na wysokie ceny. Maria liczyła, że Luciano zapłaci, bo głupi stanik w komplecie z majtkami kosztował ją trzysta złotych. Pensja inspicjentki była niewysoka, a Maria nie należała do oszczędnych. Prawie codziennie zamawiała jedzenie na wynos, sporo wydawała na alkohol w pubach, pożyczała pieniądze znajomym, a nie upominała się o zwrot. Niejeden aktor spłacił długi dzięki niej. Pod koniec miesiąca zawsze się zastanawiała, gdzie się podziała większość wypłaty.
Włoch ocenił wnętrze surowym okiem. Właściciele zainwestowali w skórzane boksy z kanapami, za ozdoby służyły puste butelki po winie. Na półkach ustawiono ogromne puszki z pomidorami. Ogródek pękał w szwach. Był czerwiec, pogoda dopisywała. Każdy chciał zjeść pizzę pod gołym niebem. Wolny stolik znalazł się tylko w środku.
– Karta jest po polsku – burknął Piazza, a Maria z trudem ukryła pełen politowania uśmiech.
– Nazwy makaronów chyba znasz?
Tym razem ich spojrzenia się spotkały. Tęczówki jego oczu miały odcień chłodnego szafiru, a białka okalała siateczka czerwonych naczynek. Pod oczami skóra opadała, tworząc okazałe worki. Luciano wyglądał drapieżnie, ale jego przeorana zmęczeniem twarz wydała się Marii po prostu szalenie męska i bardzo przystojna. Samcza. Luciano wpatrywał się w nią z rozbawieniem, jakby była obcą kobietą, która przysiadła się bez zapowiedzi.
– Czy obsługa mówi po włosku?
– Nie sądzę.
Zdumiewające, że nie odpowiedział na prawie żadne z jej dotychczasowych pytań. Jakby znajdowali się w innych wymiarach albo jakby na jego uwagę trzeba było szczególnie zasłużyć. To przywiodło jej na myśl matkę. Ona również prowadziła z nią dialogi, w których Maria stanowiła raczej obiekt, a nie rozmówczynię.
Zamówił całą butelkę wina, margheritę, makaron z sosem pomidorowym i tiramisu na deser. Maria wybrała małą porcję penne z sosem grzybowym.
– Chcę poznać miasto. To, co warte uwagi. Pokażesz mi je? – Luciano w końcu zwrócił się do niej bezpośrednio.
– A będzie na to czas?
Roześmiał się, co przypominało skrzypienie zardzewiałego metalu.
– Ja uważam, że miasto można zwiedzać wyłącznie nocą – odparł.
– Myślałam, że Włosi kochają słońce.
– Tego lata za wiele go nie zobaczysz. Czeka nas ciężka praca – mruknął.
– Mogę o coś zapytać? – Uznała, że lepiej się upewnić.
W odpowiedzi zarobiła tylko kolejne miażdżące spojrzenie.
– Chodzi mi o to, że przyleciałeś sam. A gdzie… reszta? Asystent chociażby?
Mlasnął i władował do ust pokaźną porcję makaronu. Gdy przełknął, otarł usta chusteczką i od razu napił się wina.
– Ludzie długo ze mną nie wytrzymują. Ja sam czasem nie mogę wytrzymać. – Wycelował w Marię widelec. – Taka jest sztuka. Zazdrosna, zachłanna, odstręczająca. Wymaga najwyższej ofiary. I ja się tego nie boję, ale inni owszem. Czasem tracę kontrolę, bo im bliżej premiery, tym gęściej. Ale warto, rozumiesz? Bo to nie zabawa, ale służba.
Maria zastanowiła się, czy Luciano zdejmuje czasem maskę wielkiego artysty. A może to jego prawdziwa twarz?
– Chyba nie rozumiem.
Westchnął, parsknął i burknął. Przypomniał jej starego, charczącego psa.
– Zostawili mnie, nie zdążyłem znaleźć nikogo na ich miejsce. I nie ma takiej potrzeby. Was jest wystarczająco dużo. I jesteście gotowi na wszystko, prawda? Zrobimy coś ważnego.
Maria była doświadczoną inspicjentką. Wiedziała, co ich czeka.
– Spektakl może mieć spore konsekwencje. Ten polityk ma u nas dużą władzę i nie spodoba mu się to, że porównujesz go do… sama nie wiem. Berlusconiego?
Tym razem Luciano roześmiał się ze szczerą satysfakcją.
– On jest dużo gorszy od niego! A wasz kraj jest okropny. Ta cała nietolerancja, ta władza Kościoła…
– Watykan mieści się we Włoszech, o ile pamiętam.
Jego uśmiech potrafił przybrać szatańskie oblicze.
– Teraz jestem tutaj. Zjawiłem się po to, by wywołać dyskusję. By sprowokować społeczeństwo do myślenia.
– I uciec, prawda? Zostawisz nas z tym wszystkim po premierze, a cała odpowiedzialność i krytyka spadnie na aktorów. – Sama się zdziwiła, skąd w niej ta odwaga. Może po włosku łatwiej artykułowała myśli.
Odpowiedział jej kwaśnym grymasem, po czym dopił resztę trunku i cmoknął, jakby wydłubywał spomiędzy zębów resztki jedzenia.
– Jak rozumiem, teatr zapłaci.
Wstał i wyszedł, zostawiając ją samą. Kelnerka przyniosła rachunek, a Maria sięgnęła po portfel.
Ciąg dalszy w wersji pełnej