- W empik go
Marja: powieść ukraińska - ebook
Marja: powieść ukraińska - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 235 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W rzędzie wspaniałych utworów poetycznych mieści się luba, smętna Marja Malczewskiego. Nowy ten pojaw w piśmiennictwie krajowem, zrazu zimnego doznawszy przyjęcia, – w lat kilka doczekał się sprawiedliwego ocenienia; i chlubnemi odtąd witany oklaski, stał się ukochanym pokarmem młodych serc, tęsknoty uczuciem pojonych.
W niniejszym poemacie, po przed oczy przesuwa nam się dziwnie wierny odblask całego jestestwa poety: duszy jego silnemi rozdraźnionej licznemi – serca powabną rodzimością roztęsknionego, – wyobraźni burzą dzikich wrażeń wstrząsanej lub kołysanej grą miłych zachwyceń – wzniosłych, uroczych myśli niekiedy zdrożną zachodniością przyćmionych – hucznych i szumnych życia jego chwil, wczesnym smutnym skonem zamkniętych.
Antoni Malczewski, starszy syn jenerała Jana i Konstancji z Błeszyńskich, koło roku 1792 urodził się na Wołyniu. W domu rodzicielskim pierwsze wychowanie odebrawszy, wielkiej natenczas wziętości francuzczyzną przesiąkł tak dalece, iż się dopiero późno wyuczył języka polskiego. Następnie oddany do szkół Krzemienieckich, hoży młodzian, pałając ochotą do nauk, którą podsycały znakomite zdolności umysłowe, szczególnie poświęcał się matematyce i rysunkom. W roku 1811 wstąpił do korpusu inżynierów byłego księstwa warszawskiego – ale spadnięciem z konia nogę złamawszy, roku 1816, zawód wojskowy musiał opuścić. – Rozmiłowan w krewnej swojej, Annie, która wolała pojść za bogatego obywatela, – pod pysznem niebem Włoch, wśród cudownych widoków Szwajcaryi, w rozkosznej stolicy Francuzów, koił zbolałe serce, dogadzając pragnieniom duchowego i zmysłowego życia. – Powrócił do Warszawy w roku 1821; stąd przeniósł się na Wołyń i osiadł na dzierżawnej wiosce, gdzie pełniąc obowiązki ziemianina, także literatury dziedzinę uprawiał. W tem zachorowała młoda żona sąsiada jego B… – a Malczewski za pomocą magnetyzowania wyzwolił ją z niebezpieczeństwa. Uzdrowiona tak pokochała swego zbawcę, że nawet pożegnawszy męża, z Antonim do Warszawy pośpieszyła. Tam w romantyczne pożycie kochanków wnet zajrzały bieda i niedostatek.. – W roku 1825 nakładem warszawskiego księgarza Glücksberga ukazał się poemat Marja, usnuty im tle smutnego losu Gertrudy Komorowskiej – krytyka klassycznej Biblioteki polskiej* z wysoka zapatrując-
* Biblioteka polska, pamiętnik umiejętnościom, historyi, literaturze, i rzeczom krajowym poświęcony. Tom IV., paźdź., list, grudzień. Warszawa. 1825.
się na utwór nowożytnej poezyi, tuszyła sobie: że poeta "ukształci swój gust i sprostuje swoje pojęcie o poezyi" – ale niestety! dnia 2. maja 1826 roku Antoni Malczewski rozstał się z tym światem…..
Skromny pomnik Autorowi Marji wzniósł wydawca Przeglądu Naukowego.
Kilka drobnych wierszy i powieści Malczewskiego czytamy w Rozmaitościach Lwowskich z r. 1820 i 1821; zamieścił je wraz z polskim przekładem Podróży na Górę Montblanc w liście do professora Picteta opisanej przez Malczewskiego i ogłoszonej w czasopiśmie Bibliothèque uiverselle. A. Bielowski w dodatku do swoich wydań Marji. W rękopismach podobno spoczywają niektóre inne prace Malczewskiego, n.p. Listy wierszem i prozą, na wzór Ignacego Krasickiego; satyra: karnawał warszawski; Helena, naśladowanie Barbary Radziwiłłownej Aloizego Felińskiego, i powieść: Samuel Zborowski.
Po pierwszem wydaniu warszawskiem, Marja ukazała się r. 1833 we Lwowie w dwuch wydaniach nakładem księgarzy Milikowskiego i Pillera; r. 1836 wyszła w Londynie, r. 1837 w Agen, r. 1838 we Lwowie nakładem Milikowskiego z obszerną wiadomością o autorze skreśloną przez A. Bielowskiego; r. 1840 wcielona została do kieszonkowej Galeryi pisarzów polskich, nakładu braci Scherków w Poznaniu; r. 1843 Marja z przedmową znakomitego poety zjawiła się w Lipsku nakładem Brockhausa; r. 1850 w Poznaniu nakładem Ł. Merzbacha wyszła kieszonkowa edycya (tu opuszczone są przypiski samego autora) – a po raz jedenasty cudna Marja występuje w niniejszem ozdobnem wydaniu księgarza-nakładzcy Z. Schlettera w Wrocławiu. Przekład francuski Marji znajdujemy w "Les Ukrainiennes par Clémence Robert", i publiczności niemieckie podał ją K. Roman Vogel p.t. Anton Malczewski Maria. Ukrainische Erzählung. Leipzig. 1845.
Wrocław, 12. marca 1851 r.
A. Mosbach.
Pieśń I.
Wszystko się dziwnie plecie
Na tym tu biednym świecie:
A ktoby chciał rozumem wszystkiege dochodzić,
I zginie, a nie będzie umiał w to ugodzić.
Jan Kochanowski.I.
Ej ty na szybkim koniu gdzie pędzisz kozacze?
Czy zaoczył zająca co na stepie skacze?
Czy rozigrawszy myśli chcesz użyć swobody,
I z wiatrem ukraińskim puścić się w zawody?
Lub może do swej lubej, co czeka wśród niwy
Nucąc żałośną dumkę, lecisz niecierpliwy?
Bo i czapkęś nasunął i rozpuścił wodze,
A długi tuman kurzu ciągnie się na drodze;
Zapał jakiś rozżarza twojej twarzy śniadość,
I jak światełko w polu błyszczy na niej radość;
Gdy koń, co jak ty dziki lecz posłuszny żyje,
Porze szumiący wicher wyciągnąwszy szyję? –
Umykaj Czarnomorcu z swą mażą skrzypiącą,
Bo ci synowie stepu twoją sól roztrącą;
A ty czarna ptaszyno co każdego witasz,
I krążysz, i zaglądasz, i o coś się pytasz,
Spiesz się swą tajemnicę odkryć kozakowi –
Nim skończysz twoje koło, oni ujść gotowi.II.
Pędzą – a wśród promieni zniżonego słońca,
Podobni do jakiego od niebianów gońca –
I długo, i daleko słychać kopyt brzmienie,
Bo na obszernych polach rozległe milczenie;
Ani wesołej szlachty ni rycerstwa głosy,
Tylko wiatr szumi smutnie uginając kłosy;
Tylko z mogił westchnienia, i tych jęk zpod trawy,
Co śpią na zwiędłych wieńcach swojej starej sławy.
Dzika muzyka – dziksze jeszcze do niej słowa,.
Które duch dawnej Polski potomności chowa;
A gdy cały ich zaszczyt krzaczek polnej róży,
Ach! czyjeż serce, czyje, w żalu się nie nuży?III.
Minął już kozak bezdnie 1) i głębokie jary,
Gdzie się lubią ukrywać wilki i Tatary;
Przyleciał do figury, co jej wzgórek znany,
Bo pod nią już od dawna upiór pochowany;
Uchylił przed nią czapki, żegnał się trzy razy,
I jak wiatr świsnął stepem z pilnemi rozkazy:
I koń rzeski żadnym się urokiem nie miesza,
Tylko parsknął i wierzgnął i dalej pospiesza.
Ciemny Boh po granitach srebrne szarfy snuje,
A śmiały, wierny kozak myśl pana zgaduje; –
Szumi młyn na odnodze, i wróg w łozie szumi,
A żwawy, wierny konik kozaka rozumi, –
I przez kwieciste łąki, przez ostre bodjaki
Lżej się nie przesuwają pierzchliwe sumaki;
I jak strzała schylony na wysokiej kuli,
Czai się zwinny kozak, do konia się tuli;
I przez puste bezdroża król pustyni rusza,
A step, koń, kozak, ciemność, jedna dzika dusza.
O! któż mu tam przynajmniej pohulać zabroni?
Zginął – w rodzinnym stepie nikt go nie dogoni.IV.
Ruszaj, ruszaj kozacze! pośpiech nakazany;
W starym wyniosłym zamku nie małe odmiany:
Pan wojewoda z synem od dawna w rozprawie,
Długo teraz rozmawiał, i bardzo łaskawie;
A jednak, żywe były urazy i zwady,
Zatruta serc pociecha, zniszczone układy,
I łzy czułej rozpaczy i pychy zapału
Płynęły często, gorzko, ale bez podziału.
Już inaczej w tym zamku, znikły niesmak, żałość,
Jaśnieje przepych pański, naddziadów spaniałość;
Już śród licznego dworzan i służby orszaku,
Grona paziów, rycerzy domowego znaku,
W okazałe komnaty, długo niewidziany
Zeszedł pan wojewoda bogato przybrany;
A gdy każdy to szczęście usiłował głosić,
Zdawał się więcej synem, niż chlubą unosić.
W spokojnych jego rysach trudno poznać znamię
Głębokich wewnątrz uczuć; tylko dzielne ramię,
Świetna mowa, dla ludzi, imię znakomite,
Co w sobie to na zawsze dla wszystkich ukryte.
Lecz teraz, czy z potrzeby, czy w nagłem wzruszeniu,
W pieszczotach dawał ulgę długiemu cierpieniu,
I gdy w cichości z synem jakąś sprawę waży,
Widocznie, uśmiech igrał na poważnej twarzy;
A w oczach się mignęła szybka, dzika radość,
Jak kiedy długim chęciom już się… staje zadość,
Jak gdy w trudzącym biegu i myśli ucisku
Spocznie kto już na chwilę, choćby na mrowisku.
Spocznie? oh! może tylko czoło pałające
Położy, gdzie go żądeł czekają tysiące.V.
Do późnej nocy w zamku zgiełk i tentent trwały,
Do późnej nocy trąby i wiwaty grzmiały;
Dawny wrócił obyczaj, wspaniała ochota,
Długie się stoły śklniły od srebra i złota;
I loch pański jak serce zdawał się otwarty,
A stary węgrzyn płodził nie bez duszy żarty;
I godząc huczne tony z wesołym hałasem,
Muzyka z swą melodją przebiła się czasem.
Do późnej nocy twarze – ostre – malowane –
Przodków w długim szeregu zebranych na ścianę,
Zdały się iskrzyć nieraz martwemi oczami,
I śmiać się do pijących, i ruszać wąsami.VI.
W ustach mieszka wesołość, w oczach myśl zgadnienia.
W głębi to, w głębi serca robak przewinienia;
A gdy jaka uciecha razem ludzi zbierze,
I pycha i pochlebstwo śmieją się – nie szczerze.
Może tak w dawnym zamku, bo w rznięte podwoje
Już noc zaprowadziła ciemne rządy swoje,
Już ucichli surmacze, sen szczęście osłania,
I puszczyk z wieży zaczął grobowe wołania;
A jeszcze w bocznem skrzydle obszernej budowy,
Gdzie dzielny wojewoda wzrok orli, surowy,
Pomarszczoną powieką w ustroniu przyciska,
Jak w jaszczur kryją kamień, którym duma błyska –
Jeszcze stuk chodu słychać, lub ciężkie westchnienia
W przerwanem tępotaniu wracają sklepienia.
Nikt tam niezawołany wnijść się nie poważy –
Tam jego myśl ukryta samotnie się żarzy –
Tam może brnąć już w rozpacz, w niezwykłej niemocy,
Depce burzliwym krokiem po ciemnościach nocy,
Jakby w jej czarnem tchnieniu chciał gdzieś znaleść rękę
Krwawej, zgubnej przyjaźni – lub zgasić swą mękę!
I gdy z gorących oczu sen trwożny odlata
I gdy mu duszną była wysoka komnata.
Otworzył wąskie okno – patrzał czas niejaki
Na swoje liczne hufce, rozwinięte znaki,
Co się do nakazanej zbierały wyprawy,
Słuchał budzącej trąby i wojennej wrzawy. –
Prychają rącze konie, brzęczą w ruchu zbroje,
Szumią skrzydła husarzy, chcą lecieć na boje;
Dla nich wstające słońce z różowej pościeli
Blaskiem złotych warkoczy widokres weseli,
I wznosząc świetne czoło, najpierwszem spojrzeniem
Wśklniącej stali swe wdzięki postrzega z zdziwieniem;
Dla nich pachnący wietrzyk, co swój oddech świeży
Dmucha na włosy dziewic i pióra rycerzy;
Dla nich gwar małych ptasząt, w żywej słodkiej nucie,
Co z mokrych rosą dziobków wyrywa uczucie;
Nie dla niego! – on nie chciał na widoku zostać –