- W empik go
Marsz Skrzyneckiego: poezye - ebook
Marsz Skrzyneckiego: poezye - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 191 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
MARSZ
SKRZYNECKIEGO
Poezye
KRAKÓW
NAKŁADEM KSIĘGARNI WYDAWNICZEJ J. CZERNECKIEGO
W WIELICZCE
DRUKARNIA ART. J. CZERNECKIEGO W WIELICZCE.
Na dom bronowski
Panie! To moja praca
a zdarzenie Twoje!…
Jan Kochanowski.
I.
Niech się święci mój cichy, pod drewnianym gankiem
mój wiejski dworek biały, w gaju starych drzew!
W ogrodzie, wonnym zielem: miętą i rumiankiem!
Z każdej ściany tam wieje innych czasów wiew!
Zbudowałem go dzieciom; w takim sam wzrastałem,
W taki m nas kołysała stara ojców pieśń!
W takim nas nauczono kochać sercem całem
tych ludzi, których dawno grobu kryje pleśń.
W tym domu nas uczono, że imię najświętsze
dla Polaka, to imię Kościuszki: Tadeusz.
Że Mickiewicz nam w duszach czucia najgorętsze
budzi, jak Messeńczykom natchniony Tyrteusz!
W tym domu nas uczono niezachwianej wiary,
że Polskę odbuduje kiedyś polski Lud!
Że dla Niej trzeba z życia i mienia ofiary,
że tylko krwawą pracą wywołamy cud.
Że się od Konstytucyi przesławnej, majowej,
przez dziś i przyszłe wieki, nie przestanie wić,
nadziei złota przędza, co w nocy grobowej,
świeci, jak pozłocista, jasna światła nić!
Więc dom pobudowałem podobny, jak stary,
A tylko nowej myśli weń rzuciłem siew!
By na starym ołtarzu nowe się ofiary
paliły i nadziei się rozlegał śpiew!
Po staroświecku strzygę czuprynkę synowi
i starą pieśń z klawiszów dziewki me dobędą.
Po staremu z czeladzią hołdy Chrystusowi
przy wigilii, prastarą śpiewamy kolendą!
Bo ta postać umarłej Polski, tak nam święta,
jak relikwia, jak czasów szczęśliwych pamiętnik!
Kto na umarłe pluje, albo nie pamięta,
niech sam zginie w pamięci ludzkiej, jak przeklętnik!!
Z pacierzem nas uczono imienia: Ojczyzna,
i mawiano, że za Nią ojce lali krew!
Ze chwałą jest na głowie ojca długa blizna!
Ze najpiękniejszą z pieśni, to legionów śpiew!
Stary dom zmiotła z ziemi zmienna losu fala,
jak zmiotła Pospolitej Rzeczy dawny blask!
Lecz się nowa na wschodzie jutrzenka zapala
i w ciemnej nocy Polsce życia wschodzi brzask!
Więc pragnę, by dom nowy uczył moje dzieci
kochać zmarłą Ojczyznę, i czcić Ją, jak Boga!
A wierzyć, że się nowa nam gwiazda zaświeci!
I że przez wieś do Polski niepodległej droga!
Ze domu gospodynią i matką im kmiotka,
taka, jak matka królom, Piastowa niewiasta!
Ze pomarli królowie z wiejskiego opłotka
wyszli, i budowali murowane miasta!
Więc ze ściany Kościuszko, szlachetnie i rzewnie
patrzy, ubrany w mundur polski, granatowy.
Nad portretem, dwie kosy chłopskie świecą gniewnie,
pod niemi szabla w pochwie błyszczącej, stalowej.
I synka przed Kościuszki wiodę wizerunek,
i modlić się doń każę! Jakby do świętego!
A potem, stary dziada wskazuję rynsztunek,
Dziada, co był ułanem roku trzydziestego!
I napominam chłopca, że ci długowłosi,
w białych sukmanach chłopi, to polscy rycerze!
Co pokazali światu, jako się to kosi!
Jak się niesie Ojczyźnie swe życie w ofierze!
A w ustach dziewek moich, chłopska piosnka dzwoni
i miesza się z melodyą polonezów dawnych.
I w tym domu, jak z wieków wywołany toni,
żyje mi tłum umarłych, kochanych i sławnych.
A przez okno, przez muślin bielutkich firanek,
widzę jako się chyli złote morze zbóż!…
Więc w tym domu ostanę!… Aż kiedy przez ganek,
na chłopskich barkach wyjdę… i… na zawsze już!…
II.
Bądź pozdrowiony! cichy, świecący ścianami,
pod gankiem, domku mały! wiśnią ocieniony!
Jak żołnierz, z boju bieżąc, okryty bliznami,
tak ja, w twą ciszę wracam, po walce znużony!
I taki mi się czysty widzisz, jak ołtarze!
i święty, jako wiejskie, drewniane kościółki!
I tak niewinne twoich mieszkanek są twarze,
tak czyste mają dusze, jak złote aniołki, w myśli dziecka! I spokój tu wszędzie i wonie,
i czysta, choć namiętna tu dzwoni piosenka!
Tu cichną burze, gniewy, tu ochłódną skronie,
tu odżenie myśl czarną ukochana ręka!
Tyle walki, podłości! Tyle żądz plugawych
widziałem!… Taką błota przebrnąłem kałużę!
Tyle haseł fałszywych! I tyle nieprawych
rąk ściskałem!… Z dróg tylu na sobie mam kurze!
Tyle słyszałem kłamstwa! Takie świętokradztwa!
Tyle razy, Ojczyzno! Twe Imię plamiono!
I taki liczny zastęp ludzkiego robactwa
nadużył rzeczy świętych, z głową podniesioną jak męczennicy Twoi!… Polsko! Nawo święta!
Dokąd Cię fala niesie wezbrana i mętna?
Choć raz Cię już sprzedały zdradzieckie panięta,
jeszcze nie zgasła w Tobie waśń grzeszna, namiętna!
Tyle razy wstawałaś! Tylu Twych żołnierzy
z radością Ci oddali krew, życie i mienie!
I dziś, każdy w bój święty z radością pobieży
i rozkoszą mu będzie za Ciebie cierpienie!
Duma blizny i kajdan haniebne ciężary,
i zaszczytem po ojcu poległym żałoba!
Lekkiemi mu więzienia, i zabawką kary
za bunt!… Nie straszny wojny towarzysz: choroba!
W ogień, boju kurzawę, na bagnetów rzędy,
wśród jęku, śmierci, strzałów, biegli w uniesieniu
ojce, z radością w piersi!… Czemuż dziś nie tędy
nasza droga? I czemu w naszem pokoleniu rozpętawszy złe chuci, w kłamstw ohydnym steku,
pohańbieni szatańskim, wyborczym pieniądzem,
lub skrytobójczym nożem utopionym w człeku,
policyantów błyszczącym strzeżeni mosiądzem, idą żołnierze Twoi?… Jakąż walczą bronią?…
Czy to ogień, co czyści dusz ludowych złoto?…
Czy to wichry, co chmurę z nad pól Twoich gonią?…
Czyli szatan piekielną zajął się robotą?
Czy prawda, że Twa dusza w ohydzie się czyści?
I czy wstaną, z wiekowej zbudzeni mogiły
wyciem hyen, żołnierze Twoi promieniści,
co Cię, jak posąg stawić mają z jednej bryły?
Czy to jest Ludu szkoła? Czy przez upodlenie
droga do celów świętych, Wolności i Sławy?
I czyli wierzyć mamy w Twoje odrodzenie,
przez matactw politycznych labirynt plugawy?
Nie! o Polsko!… Nie! Matko! Twoja dusza biała,
zbyt czysta i zbyt święta! Nie żyje w tym gnoju!
Ni w brudach wstrętnych kałuż się nie unurzała!
Tobie Matko! z czystego pić potrzeba zdroju!
Chodź! Tu w sadów zaciszu odpocznij zielonemi
W serc niewinnych ogromnym spocznij sakramencie!
Wonią wiatru, co zbożem chwieje pochylonem
westchnij! Po wojny podłej odpocznij zamęcie!
Tobie w kościółku wiejskim z barwnemi oknami,
w smudze światła, w kadzideł niebieskawym dymie,
w sadzie spocząć, jabłoni rozkwitłym kwiatami,
w polach, gdzie łany zboża wonieją olbrzymie.
O Matko! Patrz na domek mój niski i biały!
Wstąp i w kościół go zamień! w Twój święty przybytek!
niech będzie Twem mieszkaniem! Niech niem będzie cały;,
niech Ci będzie ofiarą mój cały dobytek!
Niech Ci tu będzie dobrze! Niech będzie spokojnie!
W sercach dzieci tu czekaj, aż opadną męty!
Aż Lud wstanie, i w świetle spracuje się znojnie,
Aż białą duszą swoją zabłyśnie, jak święty!
Biały domu! Hej domu! Ty cichy, rodzony!
Polska tu zamieszkała, między twemi zręby!
Bądźże jej, jak kościółek, wiekiem pochylony,
co go wieńcem obsiadły pradziadowskie dęby!
Bądź świątynią! Ołtarzem serca dzieci będą,
a chorągwiami drzewa, światłem, kwiaty jasne!
Kiedy myśli o Świętej głowę mi oprzędą,
spokojny, że jest u mnie, z myślą o Niej… zasnę!…
I śnić będę, że lecą błyszczące ułany!
Ze echa trąb wojennych śpiewają hejnałem!
Ze syn mój, młody ułan, chłop, jak malowany,
Konny i zbrojny leci z ułanami cwałem!
Ze w grzmotach boju wstajesz Polsko! Matko święta!
Ze z wysiłków podniosłych, cud się wielki stawa!
Ze Ludu zbrojną ręką wstajesz podźwignięta!
Ze w promienistą Przyszłość prowadzi Cię Sława!
Hej domu! Bądźże Polsce ołtarzem! ostoją!
Niech się dla Niej ofiara, między twemi zręby
wciąż odprawia!… Aż w hymnie się dusze ukoją,
jak w kościółku pomiędzy prastaremi dęby!
Do mojej żony
Ty moja wierna towarzyszko wdzięczna!
co mnie jak anioł strzeżesz w życia burzy!
Błogosławiona mi ta noc miesięczna,
Gdym do twej wioski zabłądził w podróży „
i w mrocznym sadzie, w pozłocie księżyca,
w dziewicze twoje wpatrzyłem się lica.
Odtąd, bez ciebie nie idę ni kroku,
i myśleć nawet nie umiem bez ciebie!
a ty, jak anioł, idziesz mi u boku,
drużko ty wierna! ucieczko w potrzebie!
W tobie wieś polską, polskie role żyzne,
i całą w tobie ja widzę Ojczyznę!