Marszałkowie Stalina - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2018
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Marszałkowie Stalina - ebook
Książka ciekawa nie tylko ze względu na postacie dwudziestu marszałków ZSRR, ale także rolę jaką odegrali w okresie stalinowskiej dyktatury.
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7993-419-5 |
Rozmiar pliku: | 4,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
DO POLSKIEGO CZYTELNIKA
Oddajemy do rąk polskiego czytelnika kontrowersyjną książkę historyczną. Jurij Rubcow po raz pierwszy w sowieckiej historiografii tak wnikliwie przedstawia pomnikowych dowódców i bohaterów wielkiej wojny ojczyźnianej jako postaci z krwi i kości, a nie ze spiżu. Niezwykle barwnie opisuje ich wojenne dokonania, nagrodzone najwyższym stopniem wojskowym marszałka Związku Sowieckiego. Przy okazji odkrywa też ich małostkowość i dążenie do kariery za wszelką cenę, dosłownie po trupach, żądzę zaszczytów oraz stanowisk, a niejednokrotnie popełnione też przez nich zbrodnie ludobójstwa.
Dzięki autorowi możemy zweryfikować dotychczasowe poglądy na życie i dokonania bohaterów w sowieckich mundurach marszałkowskich obwieszonych licznymi odznaczeniami. Jego nieprzemijającą zasługą jest apel o pośmiertne osądzenie zbrodniarzy za ich czyny – „skoro już osądziliśmy ich politycznie, postawmy przed sądem kryminalnym”. W tym, między innymi, upatruje drogę Rosji do rozliczenia się ze swoją nie zawsze chlubną przeszłością.
Rubcow postawił sobie zadanie ukazania sylwetek ludzi, których z łaski bądź inicjatywy Stalina awansowano na najwyższe stanowiska wojskowe i administracyjno-państwowe. Wywiązał się z tego, naszym zdaniem, dobrze, choć przedstawienie polskich spraw – które nie należą oczywiście w książce do najważniejszych – uznać można za kontrowersyjne. Trzeba jednak pamiętać o tym, że autor nie zamierzał przewartościować poglądów na politykę Moskwy wobec polskiego rządu na emigracji czy Powstania Warszawskiego i nie skorzystał z powszechnie dostępnych bogatych źródeł historycznych – sprawami tymi zajmuje się obecnie Polsko-Rosyjska Grupa do Spraw Trudnych. Mamy jednak nadzieję, że na weryfikację także tych kwestii przyjdzie wkrótce kolej, skoro pierwszy krok został już zrobiony.
Tymczasem polski czytelnik otrzymuje kolejną wartościową pozycję ukazującą losy bohaterów dramatycznych wydarzeń, które wciąż czekają na pełne wyjaśnienie przez tak dociekliwych badaczy jak Jurij Rubcow.
RedakcjaWSTĘP
„Nieprzypadkowo nazwiskom słynnych »czerwonych marszałków« nie towarzyszą w Rosji liczne publikacje… Oficjalny »marksizm« kremlowski nie toleruje kultu »bohaterów wojskowych» ani też paraleli historycznych z rewolucją francuską”¹. Ta opina pisarza-emigranta Romana Gula z lat 30. zachowała wyjątkową aktualność również w czasach kolejnej odsłony sowieckiej rzeczywistości. Dopiero w ostatnich latach można mówić o czerwonym korpusie marszałkowskim w sposób otwarty i szczery².
Jak wiadomo, o charakterze kadry oficerskiej dowolnej armii decydują dowódcy najwyższego szczebla. To oni z racji swych pełnomocnictw organizują operacje wojskowe i kierują nimi na wojnie oraz w innych konfliktach, jak również dowodzą siłami zbrojnymi w okresie pokoju. Ich talenty wojskowe, wyszkolenie zawodowe, cechy osobiste oraz styl pracy stanowią kwintesencję sztuki wojennej, przygotowania wojskowego i operacyjnego, organizacji służby, praktyki dyscyplinarnej i wreszcie panującego w całej armii morale.
Stawiając po przewrocie październikowym pierwsze kroki w organizowaniu armii nowego typu, bolszewicy początkowo usiłowali nawiązywać do tradycji żywiołu rewolucyjnego oraz zasady wybieralności dowódców. Zrozumieli jednak bardzo szybko, że takie podejście doskonale gwarantuje unicestwienie starej armii, ale wcale nie nadaje się do tworzenia zdolnych do walki sił zbrojnych. Zasadę zaciągu ochotniczego, szerokiego samorządu żołnierskiego, wyboru dowódców oraz metody partyzanckie zastąpiono przymusowym powołaniem do wojska, czyli poborem, sztywnym scentralizowanym dowodzeniem, surową dyscypliną wojskową na zasadzie podległości młodszego stopniem starszemu. Do archiwum trafiły także dekrety likwidujące uprzednie szarże i stopnie wojskowe, a już w następnym roku – 1919 – wprowadzono w całej Armii Czerwonej jednolite dla wszystkich umundurowanie oraz dystynkcje dla korpusu oficerskiego.
W połowie lat 30. na bazie forsownego uprzemysłowienia kraju kierownictwo polityczne ZSRR na czele ze Stalinem przystąpiło do tworzenia nowocześnie zarządzanej armii, uzbrojonej w najnowszą wiedzę wojskową oraz odpowiednio wyposażonej technicznie, zdolnej stawić czoło wyzwaniu współczesności, jakie stanowiła „wojna maszyn”.
Postanowieniem Centralnego Komitetu Wykonawczego i Rady Kontroli Ludowej z dnia 22 września 1935 roku wprowadzono stopnie wojskowe dla kadry dowódczej wojsk lądowych – lejtnant, starszy lejtnant, kapitan, major, pułkownik, dowódca brygady, dowódca dywizji, dowódca korpusu, dowódca armii II stopnia, dowódca armii I stopnia, marszałek Związku Sowieckiego.
Decyzje stalinowskiego kierownictwa nie mogły nie zasiać w umysłach ludzi sowieckich określonego stopnia wątpliwości. Przecież jeszcze w roku 1917 skasowano wszelkie dystynkcje, tytuły i stopnie wojskowe, a dowódców Armii Czerwonej odróżniano tylko według zajmowanych stanowisk. Słowa „oficer” czy „generał” odbierano wyłącznie jako pozostałości caratu i Białej Gwardii, jako coś, co na zawsze odeszło w niebyt. Udział w walkach ze „złotymi pagonami”, jak określano białych oficerów, uważano wśród czerwonoarmistów za szczególne wyróżnienie. Teraz decyzją Stalina dokonano prawdziwego przewrotu nie tylko w systemie hierarchii wojskowych, lecz również w ich świadomości.
Wprowadzenie najwyższego stopnia wojskowego marszałka Związku Sowieckiego stanowiło w ogóle wydarzenie wyjątkowe.
O podobnym stopniu zapomniano nawet w armii carskiej – ostatnim feldmarszałkiem Rosji został w dalekim roku 1898 hrabia D.A. Milutin, pełniący obowiązki ministra wojny przy Aleksandrze II, zmarły w roku 1912.
Pierwszy marszałkowski „zaciąg” w roku 1935 składał się całkowicie z bohaterów wojny domowej z lat 1918–1922. Bezmiar ich sławy trudno sobie dziś nawet wyobrazić. Ludowy komisarz obrony ZSRR K.E. Woroszyłow, zastępca komisarza ludowego M.N. Tuchaczewski, szef Sztabu Generalnego Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej (RKKA) A.I. Jegorow, inspektor kawalerii Armii Czerwonej S.M. Budionny, dowódca Specjalnej Armii Dalekowschodniej W.K. Blucher – nazwiska tych osób już kilkanaście lat nie schodziły z łamów centralnych dzienników, rozbrzmiewały w nazwach fabryk i kołchozów, jednostek wojskowych czy oddziałów pionierskich. Im dedykowano wiersze i pieśni, książki i filmy.
Reagując na nowe nominacje marszałkowskie w Armii Czerwonej, gazeta „Czerwona Gwiazda” pisała: „Stopień marszałka otrzymał największy proletariacki dowódca wojskowy, niezachwiany leninowiec, najwierniejszy towarzysz Stalina, żelazny komisarz ludowy Klim Woroszyłow. Któż nie zna legendarnego bohatera ludowego, byłego robotnika rolnego, dowódcy Armii Konnej towarzysza Budionnego, którego samo imię siało strach i panikę w szeregach wroga?… Któż nie zna niezwyciężonego Bluchera – bohatera szturmu Wołoczajewska, walk o Sybir i Daleki Wschód czy zdobycie nieprzystępnego Pieriekopu?” .
Szeroko znani byli w ZSRR również inni dowódcy z czasów wojny domowej – awansowani na stopień marszałka w roku 1940 S.K. Timoszenko i G.I. Kulik, którzy pracowali uprzednio na stanowiskach – odpowiednio – komisarza ludowego obrony i szefa Sztabu Generalnego.
Trzecią najliczniejszą grupę wojskowych awansowano na stopień marszałka w latach wielkiej wojny ojczyźnianej 1941–1945. Wybitni dowódcy G.K. Żukow, A.M. Wasilewski, I.S. Koniew, L.A. Goworow, K.K. Rokossowski, R.J. Malinowski, F.I. Tołbuchin, K.A. Mierieckow albo pracowali w Sztabie Najwyższego Dowództwa, albo dowodzili podstawowymi frontami walki na decydujących kierunkach strategicznych. W roku 1943 marszałkiem Związku Sowieckiego został sam głównodowodzący siłami zbrojnymi ZSRR. Po zakończeniu wojny, w dniu 27 czerwca 1945 roku, Stalinowi przyznano specjalnie ustanowiony tytuł generalissimusa Związku Sowieckiego.
Pozostała trójka – ludowy komisarz spraw wewnętrznych Ł.P. Beria, głównodowodzący grupą sowieckich wojsk okupacyjnych w Niemczech W.D. Sokołowski oraz minister sił zbrojnych N.A. Bułganin – zasiliła szeregi marszałków Związku Sowieckiego w pierwszych latach po wojnie.
W ten sposób za życia Stalina marszałkami zostało dwadzieścia osób, wliczając samego naczelnego wodza. To oni właśnie, z wyjątkiem represjonowanych w latach 1937–1939 Tuchaczewskiego, Bluchera i Jegorowa, dowodzili wojskami Armii Czerwonej w latach wojny. Dzięki ich talentom dowódczym i administracyjnym udało się pokonać hitlerowską machinę wojenną.
Dlaczego nazywamy tych ludzi marszałkami stalinowskimi? Z powodów oczywistych – w ZSRR najdrobniejsza ważna sprawa nie działa się bez inicjatywy lub wiedzy „ojca narodów”. Kwestia nadania najwyższego stopnia wojskowego nie stanowi wyjątku.
Każdego kandydata do stopnia marszałka Stalin typował osobiście. Podstawą pozytywnej decyzji były nie tylko – a nawet nie tyle – zdolności dowódcze upatrzonego człowieka, lecz aktywne i bezwarunkowe popieranie przez niego kursu kierownictwa politycznego, demonstrowanie osobistego oddania wodzowi. W przeciwnym wypadku „błąd” korygowano w najbardziej bezwzględny sposób. Niemałe znaczenie odgrywało także pochodzenie społeczne kandydata.
Niedwuznacznie potwierdził to sam Stalin w wystąpieniu przed kierownictwem sił zbrojnych ZSRR po procesie Tuchaczewskiego oraz innych dowódców, których skazano na karę śmierci przez rozstrzelanie w czerwcu 1937 roku za rzekomy udział w „spisku wojskowym”.
„Weźmy choćby taki fakt, jak nadanie stopnia marszałka Związku Sowieckiego – mówił Stalin. – Najmniej zasługiwał na to Jegorow, nie mówiąc już o Tuchaczewskim, który bezwarunkowo na ten tytuł nie zasłużył i którego rozstrzelaliśmy pomimo jego marszałkowskiej rangi. Słusznie otrzymali nominację na stopień marszałka Związku Sowieckiego Woroszyłow, Budionny i Blucher. Dlaczego uważam, że słusznie? Dlatego, że kiedy rozważaliśmy sprawę nadania stopni marszałkowskich, kierowaliśmy się następującymi przesłankami: ich kandydatury wysunął sam naród w procesie wojny domowej. Przecież Woroszyłow właściwie nie ma zaplecza wojskowego – pochodzi z ludu, przeszedł przez wszystkie etapy wojny domowej, nieźle walczył, zyskał popularność w całym kraju i narodzie i zasłużenie otrzymał stopień marszałka.
Jegorow natomiast pochodzi z rodziny oficerskiej, dosłużył się stopnia pułkownika. Przyszedł do nas z innego obozu politycznego i w porównaniu z wymienionymi przeze mnie towarzyszami (m.in. Budionnym i Blucherem) miał najmniejsze prawo do mianowania go na stopień marszałka. Niemniej nadano mu rangę marszałkowską w uznaniu jego zasług w wojnie domowej…”³.
Dla Stalina lojalność polityczna stanowiła czynnik nie mniej ważny niż przygotowanie zawodowe. Dlatego właśnie gwiazd marszałkowskich nie otrzymali na przykład I.P. Uborewicz oraz I.E. Jakir, a przyznano je Ł.P. Berii i N.A. Bułganinowi. Z tego samego powodu najwybitniejszy dowódca II wojny światowej, lecz krnąbrny G.K. Żukow niezmiennie zajmował w hierarchii wojskowej miejsce niższe od niekompetentnego w sprawach wojskowych „dworaka” N.A. Bułganina.
Wielka wojna ojczyźniana stała się poważnym sprawdzianem dla systemu społecznego i politycznego ZSRR, jego podwalin gospodarczych i organizacji wojskowej. Wymusiła wiele zmian niezbędnych dla odniesienia zwycięstwa nad wrogiem. Stalin, autor słynnej maksymy „Kadry decydują o wszystkim”, musiał wprowadzać korekty do swoich własnych wyobrażeń o najwyższej elicie wojskowej i kryteriach oceny skuteczności jej działań. Nawet wszechmogący wódz pod ciśnieniem nawisłego nad krajem śmiertelnego niebezpieczeństwa zmuszony bywał – wbrew swej woli – do odsuwania na dalszy plan niekompetentnych marszałków z pierwszego, przedwojennego jeszcze zaciągu i wysuwania na decydujące odcinki działania dowódców, którzy godnie spisywali się na froncie i rozwijali zawodowo w toku działań wojennych.
Właśnie walka z agresją hitlerowską wykazała, że pierwsi marszałkowie – Woroszyłow, Budionny i Kulik – w nowoczesnej wojnie okazali się po prostu nieadekwatni. Z przedwojennych marszałków sprawdzili się tylko S.K. Timoszenko i B.M. Szaposznikow.
Jeśli chodzi o dowódców represjonowanych, to wyobrażenie, że gdyby W.K. Blucher nie padł ofiarą organów NKWD, po upływie dwóch, trzech lat poradziłby sobie z sytuacją na froncie, jest – zdaniem marszałka I.S. Koniewa – niedorzecznością. Krytycznie oceniał też M.N. Tuchaczewskiego, chociaż przyznawał, że jest utalentowany, dobrze przygotowany teoretycznie i nadawałby się do objęcia jednego z najwyższych stanowisk wojskowych w okresie wielkiej wojny ojczyźnianej⁴.
Wysoko oceniał Tuchaczewskiego także marszałek G.K.Żukow, podkreślając jego wybitny intelekt oraz zdolność przewidywania rozwoju sytuacji właściwą tylko bardzo utalentowanym dowódcom wojskowym⁵.
W odróżnieniu od swych przedwojennych poprzedników marszałkowie okresu wielkiej wojny ojczyźnianej rozpoczynali ją nie w aureoli sławy, lecz jako młodzi generałowie, narodowi właściwie nieznani. Wyjątek stanowią tylko K.A. Mierieckow i G.K. Żukow. Pierwszy z nich wyróżnił się w walkach z Finami, drugi z Japończykami. Obu jako jednych z pierwszych awansowano w roku 1940 na stopień generała armii, nadano tytuł Bohatera Związku Sowieckiego oraz postawiono, po kolei, na czele Sztabu Generalnego.
Selekcja kadrowa z rozpoczęciem wojny była nadzwyczaj ostra. „Ludowy Komisariat Obrony – pisał z ubolewaniem Żukow, podsumowując wyniki pierwszych walk – w czasach pokoju nie tylko nie przygotowywał kandydatów, lecz nawet nie kształcił dowódców frontów i armii”⁶. W pierwszych dwóch latach wojny na stanowiskach dowódców frontów zmieniono kilkudziesięciu ludzi, zanim pozostali najbardziej tego godni. Z ponad tysiąca dowódców na stanie korpusu generalskiego Armii Czerwonej w dniu 22 czerwca 1941 roku marszałkami zostało zaledwie osiem wymienionych powyżej osób. Wszyscy zakończyli wielką wojnę ojczyźnianą jako dowódcy frontów.
Marszałek I.S. Koniew tak skomentował to zjawisko: „Warunki wojenne lepiej od wszelkich wydziałów kadr korygują błędy popełnione i przez same te wydziały, i przez najwyższe instancje, które te czy inne stanowiska obsadzały… Wszystkich dowódców frontów wyłoniły działania wojenne… U podstaw decyzji, które umożliwiły powierzenie im trudnego zadania dowodzenia wojskami na polu walki w warunkach współczesnej wojny, legły ich szeroka i głęboka wiedza, doświadczenie nabyte w czasie długich lat służby w wojsku… Przejmowali i przyswajali sobie wszystkie najlepsze, postępowe doświadczenia ówczesnej armii”⁷.
Od roku 1945 do śmierci Stalina listę marszałków uzupełniono zaledwie o trzy nazwiska. Z tej trójki jedynie W.D. Sokołowski wykazał się prawdziwie wojskowym doświadczeniem na stanowisku szefa sztabu oraz dowódcy frontów. Ł.P. Beria i N.A. Bułganin, dwaj działacze administracyjni i polityczni, zostali marszałkami, ponieważ Stalin doceniał wagę dla rozwoju kraju pełnionych przez nich obowiązków.
Wódz wcale nie szafował najwyższymi stopniami wojskowymi. Raczej odwrotnie. Nie otrzymał na przykład awansu znany dowódca, który spełniał wszystkie kryteria formalne, generał armii A.I. Antonow, od roku 1943 pełniący obowiązki pierwszego zastępcy szefa Sztabu Generalnego, przy końcu wojny dowodzący Sztabem Generalnym, a tuż po wojnie ponownie będący zastępcą szefa Sztabu Generalnego.
W Związku Sowieckim marszałkowie zawsze byli zaangażowani politycznie – czy to bezpośrednio zajmując stanowiska w najwyższych organach władzy partyjnej lub państwowej, czy też wykonując polecenia najwyższych władz. A przecież nawet w hitlerowskich Niemczech wielcy dowódcy byli w stanie bez negatywnych dla siebie skutków porzucić zajmowane stanowisko na własne życzenie. W stalinowskim państwie natomiast o dobrowolnej rezygnacji mowy być nie mogło. Próbę takiej rezygnacji zakwalifikowano by przede wszystkim jako złośliwe uchylanie się od wypełniania poleceń partii, jako sprzeniewierzenie się jej zaufaniu. Tego nie wybaczano w żadnych okolicznościach.
Polityka, jak wiadomo, to rzecz brudna. Okazało się, że polityka stalinowska – tym bardziej. Liczne fakty świadczą o wciąganiu marszałków sowieckich w sprawy i sprawki, o których stara armia, kierując się zasadami oficerskiego honoru, nie mogłaby nawet pomyśleć.
Charakterystyczna jest reakcja Stalina na działania szefa Sztabu Generalnego, marszałka B.M. Szaposznikowa, dawnego carskiego oficera, kiedy udzielił upomnienia dwóm szefom sztabów frontów za przekazanie niewiarygodnej informacji. Stalin się oburzył: „Upomnienie!? To jak strzał do słonia ze śrutówki – takich upomnień na pewno już mają bez liku”. I bardzo był zdziwiony – co nie zdarzało się tak często – kiedy Szaposznikow wytłumaczył, że jest to bardzo ciężka kara. Upomniany winien podać się do dymisji.
O takim pojmowaniu honoru oficera, o wymagającym, lecz pełnym szacunku stosunku do człowieka w mundurze pamiętano – niestety – zbyt rzadko i jeżeli już, to wyłącznie z kaprysu samego Stalina. Panowała inna zasada sformułowana jeszcze przez Lenina: „Moralne jest wszystko, co służy sprawie proletariatu”. Do niej jego spadkobiercy dopasowywali wszystko, co za wszelką cenę pozwalało na utrzymanie władzy.
Stalin i jego otoczenie po dojściu do władzy w drodze przewrotu wojskowego ogromnie się obawiali, że jakieś nieokreślone siły wykorzystają to doświadczenie. W ich wyobraźni roiły się spiski i zamachy zrodzone w środowisku najwyższych dowódców wojskowych. Dlatego też celowo skłócali elity wojskowe, trzymali je w ciągłym strachu i niepewności, kultywowali amoralne zachowania i ślepe posłuszeństwo wobec przywódcy kraju. Żadne najwyższe stanowisko, żadna najwyższa ranga nie gwarantowały ochrony przed politycznym szalbierstwem i nierzadko sądami kapturowymi. Pamiętamy, z jaką pogardą wypowiedział się Stalin o Tuchaczewskim, „którego rozstrzelaliśmy mimo jego marszałkowskiej rangi”. Powiedział to jak o sprawie codziennej, jakby rozstrzelanie marszałka Związku Sowieckiego było niczym wypicie szklanki wody.
Przeciwstawiając sobie dowódców wojskowych, machina partyjna i państwowa skłaniała ich do donosicielstwa na swych towarzyszy broni. Często angażowała do czynności policyjnych, co wojskowi zawsze uważali za rzecz poniżającą. Zmuszała do udziału w inscenizacji procesów politycznych ich kolegów, a od wciągniętych już w wir represji domagała się pokajania „przed partią, przed narodem”. W takiej okrutnej rzeczywistości funkcjonowała sowiecka elita wojskowa.
Czyżby Stalin naprawdę nie rozumiał, z jakimi uczuciami osławieni dowódcy dopiero co zakończonej wielkiej wojny ojczyźnianej przyjmą nadanie Ł.P. Berii w czerwcu 1945 roku tytułu marszałka Związku Sowieckiego? Wiadomo, że wódz nigdy nie podejmował pochopnych decyzji.
Wychodzi na to, że kolejny raz ustawiał najwyższych rangą wojskowych w karnym szeregu, dając im do zrozumienia, że zasługi szefa Łubianki stawia na równi z ich wielkimi czynami i talentami. To samo można powiedzieć o wyznaczeniu w roku 1946 N.A. Bułganina na swego pierwszego zastępcę w Ludowym Komisariacie Obrony – z pominięciem G.K. Żukowa, A.M. Wasilewskiego czy K.K. Rokossowskiego. Ta sama metoda.
Nawet pozbawianie niezasłużenie otrzymanego najwyższego stopnia wojskowego stanowiło nie próbę przywrócenia należytego porządku, lecz akt zemsty za lojalność wobec poprzedniego zwierzchnika lub zdradę nowego pana. Najlepiej o tym świadczy sprawa G.K. Kulika, któremu wybaczano największe nawet wpadki zawodowe, lecz nie puszczono płazem nielojalności wobec samego wodza. To samo dotyczy Ł.P. Berii – zrzuconego z politycznego Olimpu po upływie kilku miesięcy od śmierci Stalina. Podobnie z N.A. Bułganinem, aktywnym członkiem opozycji antychruszczowowskiej, rozgromionej na czerwcowym plenum KC KPZR w roku 1957.
Nie chciałbym jednak, by powstało wrażenie, że pierwsza dwudziestka sowieckich marszałków to ofiary rządzącego reżymu. W ostatecznym rozrachunku w tak zwanych korytarzach władzy każdy sam wybiera swą linię zachowania. Niektórym dowódcom najwyższego szczebla stalinowskie reguły gry jak najbardziej odpowiadały do realizacji własnych ambicji.
Zgodnie z panującymi przesłankami politycznymi stalinowscy marszałkowie w przeważającej większości pochodzili z tak zwanych dołów. Na pewno słyszeli coś o honorze oficerskim, lecz najprawdopodobniej ustosunkowali się do niego wrogo. Nie absolutyzuję honoru szlacheckiego – w środowisku oficerów i generałów carskiej armii też nie brakowało intrygantów i karierowiczów. Żadnemu jednak gronu oficerskiemu nie przychodziło wtedy do głowy, by nakłaniać człowieka w mundurze do wystawiania fałszywego świadectwa, do oszczerstwa, do kłamstw w imię jakichś „najwyższych interesów partyjnych”. Publiczne, gołosłowne oskarżanie swych towarzyszy broni – co w latach represji stalinowskich stanowiło wręcz regułę – było nie do pomyślenia przy starym porządku społecznym.
Niektórzy osobnicy wyniesieni na wojskowy Olimp wręcz popisywali się swą ignorancją, amoralnością, umizgami do kremlowskiego tyrana. Bardzo niegodnie zachowywał się K.E. Woroszyłow. Zaniedbując obowiązek służbowy, ze strachu przed Stalinem, bez żadnego sprawdzania stawiał swój podpis na papierach sankcjonujących aresztowanie podwładnego, przesyłanych mu z resortu N.I. Jeżowa i Ł.P. Berii. Ludowy komisarz obrony wynajdywał nawet swoiste usprawiedliwienia swego postępowania: „Można się znaleźć w bardzo nieprzyjemnej sytuacji – mówił w roku 1937 – bronisz człowieka, będąc przekonanym o jego uczciwości, a potem się okazuje, że to najprawdziwszy wróg, faszysta”. Niektórzy marszałkowie z prawdziwą Schadenfreude patrzyli, jak w płomieniach represji znikają ich samodzielnie myślący koledzy, i przy okazji dorzucali kilka gałązek do tego stosu.
Jak powiada ludowe przysłowie, najgorszy jest z chama pan.
Trzeba jednak stwierdzić, że w jednakowo złożonych warunkach ludzie zachowywali się różnie. Szlachetność postępowania, współczucie i przyzwoitość nie dla wszystkich stanowiły puste dźwięki. Od razu przychodzi na myśl przypadek K.K. Rokossowskiego. W toku dyskusji w Kwaterze Głównej nad planem operacji „Bagration” mającej na celu wyzwolenie Białorusi latem 1944 roku pozwolił sobie nie zgodzić się z opinią Stalina. Tamten dwa razy odsyłał marszałka do sąsiedniego pomieszczenia, by „pomyślał” i zmienił swe stanowisko. Rokossowski jednak pozostał przy własnym zdaniu i – jak się okazało – miał rację. A przecież z własnego doświadczenia wiedział, jaki los może czekać kogoś, kto rozgniewa głównodowodzącego, ponieważ jeszcze przed wojną odsiedział trzy lata w więzieniu. Rokossowski jako jedyny z marszałków zachował godną postawę moralną w toku haniebnej „antyżukowowskiej” kampanii N.S. Chruszczowa, który jesienią 1957 roku usiłował za wszelką cenę pozbyć się konkurenta w osobie najlepszego dowódcy II wojny światowej.
Wielka polityka wciągała jednak w swe tryby również czyste natury. Dotychczas K.K. Rokossowski pozostaje dla wielu Polaków symbolem stalinowskiego ekspansjonizmu, mimo że od czasu objęcia przez niego stanowiska ministra obrony narodowej w Polsce minęło ponad pół wieku.
A inni marszałkowie? Jak mawiał poeta: „Śmiało zdobywali cudze stolice, w strachu wracając do własnej”. Rzadko który wpisał się w ówczesne ramy polityczne bez strat moralnych. Jakże deptali G.K. Żukowa na październikowym plenum KC KPZR w roku 1957 jego dawni towarzysze broni!
Przywódcy partyjni wcale nie musieli się wysuwać na czoło tej kampanii – całą brudną robotę związaną z oczernianiem wybitnego dowódcy z gotowością brali na siebie bojowi marszałkowie wielkiej wojny ojczyźnianej, skwapliwie podchwytując najbardziej absurdalne oskarżenia ze strony Chruszczowa i spółki.
Dobrze, powie ktoś – obawiali się represji fizycznych. Ale przecież w latach 50. takowe im nie groziły. Prawdziwa przyczyna konformizmu politycznego była banalnie prosta – wygodne przyzwyczajenie do swoistego stadnego bytu „szeregowca partii”, podwójna moralność, obawa przed utratą stanowiska służbowego i dostępu do nieosiągalnych dla zwykłych śmiertelników dóbr materialnych.
Tak czy inaczej, los każdego z marszałków, bohaterów tej książki, na swój sposób odzwierciedla epokę stalinowską – ze wszystkimi jej zwycięstwami i porażkami, wzlotami ludzkiego ducha i zbrodniami.Marszałek Związku Sowieckiego Siemion Michajłowicz Budionny przy swoim portrecie
S.M. BUDIONNY „Pochodzę z samego gąszczu mas ludowych”
Potrójny Bohater Związku Sowieckiego i marszałek Związku Sowieckiego S.M. Budionny istotnie wyszedł z samych dołów, w pełni wykorzystując możliwości stworzone przez rewolucję.
Syna wędrownego parobka obwodu dońskiego wcielono do wojska jeszcze w roku 1903. Uczestniczył w wojnie rosyjsko-japońskiej, a następnie brał udział w I wojnie światowej. Odważnego kawalerzystę nagrodzono pełnym kompletem carskich orderów św. Jerzego – czterema krzyżami i czterema medalami.
Swoją legendarną sławę zdobył jednak w wojnie domowej. Starszy sierżant w starej armii w ciągu jednego roku został czerwonym generałem, awansując od pomocnika dowódcy pułku do dowódcy 1. Armii Konnej, z którą zdobywał laury w operacjach na dolnej Wołdze i na Donie, w Donbasie i na Kubaniu, na froncie polskim i wrangelowskim. Oficjalnie otrzymał rzadki tytuł Ludowego Bohatera Rosyjskiej Sowieckiej Federacyjnej Republiki Socjalistycznej.
O nim to i o jego armii tworzono legendy, pisano wiersze i pieśni w rodzaju My – czerwona kawaleria z refrenem:
Prowadź nas, Budionny,
Na śmiertelny bój!
Poprzez grzmoty i pożary
Niezawodnie wykonamy
Każdy rozkaz twój!
Oddajemy do rąk polskiego czytelnika kontrowersyjną książkę historyczną. Jurij Rubcow po raz pierwszy w sowieckiej historiografii tak wnikliwie przedstawia pomnikowych dowódców i bohaterów wielkiej wojny ojczyźnianej jako postaci z krwi i kości, a nie ze spiżu. Niezwykle barwnie opisuje ich wojenne dokonania, nagrodzone najwyższym stopniem wojskowym marszałka Związku Sowieckiego. Przy okazji odkrywa też ich małostkowość i dążenie do kariery za wszelką cenę, dosłownie po trupach, żądzę zaszczytów oraz stanowisk, a niejednokrotnie popełnione też przez nich zbrodnie ludobójstwa.
Dzięki autorowi możemy zweryfikować dotychczasowe poglądy na życie i dokonania bohaterów w sowieckich mundurach marszałkowskich obwieszonych licznymi odznaczeniami. Jego nieprzemijającą zasługą jest apel o pośmiertne osądzenie zbrodniarzy za ich czyny – „skoro już osądziliśmy ich politycznie, postawmy przed sądem kryminalnym”. W tym, między innymi, upatruje drogę Rosji do rozliczenia się ze swoją nie zawsze chlubną przeszłością.
Rubcow postawił sobie zadanie ukazania sylwetek ludzi, których z łaski bądź inicjatywy Stalina awansowano na najwyższe stanowiska wojskowe i administracyjno-państwowe. Wywiązał się z tego, naszym zdaniem, dobrze, choć przedstawienie polskich spraw – które nie należą oczywiście w książce do najważniejszych – uznać można za kontrowersyjne. Trzeba jednak pamiętać o tym, że autor nie zamierzał przewartościować poglądów na politykę Moskwy wobec polskiego rządu na emigracji czy Powstania Warszawskiego i nie skorzystał z powszechnie dostępnych bogatych źródeł historycznych – sprawami tymi zajmuje się obecnie Polsko-Rosyjska Grupa do Spraw Trudnych. Mamy jednak nadzieję, że na weryfikację także tych kwestii przyjdzie wkrótce kolej, skoro pierwszy krok został już zrobiony.
Tymczasem polski czytelnik otrzymuje kolejną wartościową pozycję ukazującą losy bohaterów dramatycznych wydarzeń, które wciąż czekają na pełne wyjaśnienie przez tak dociekliwych badaczy jak Jurij Rubcow.
RedakcjaWSTĘP
„Nieprzypadkowo nazwiskom słynnych »czerwonych marszałków« nie towarzyszą w Rosji liczne publikacje… Oficjalny »marksizm« kremlowski nie toleruje kultu »bohaterów wojskowych» ani też paraleli historycznych z rewolucją francuską”¹. Ta opina pisarza-emigranta Romana Gula z lat 30. zachowała wyjątkową aktualność również w czasach kolejnej odsłony sowieckiej rzeczywistości. Dopiero w ostatnich latach można mówić o czerwonym korpusie marszałkowskim w sposób otwarty i szczery².
Jak wiadomo, o charakterze kadry oficerskiej dowolnej armii decydują dowódcy najwyższego szczebla. To oni z racji swych pełnomocnictw organizują operacje wojskowe i kierują nimi na wojnie oraz w innych konfliktach, jak również dowodzą siłami zbrojnymi w okresie pokoju. Ich talenty wojskowe, wyszkolenie zawodowe, cechy osobiste oraz styl pracy stanowią kwintesencję sztuki wojennej, przygotowania wojskowego i operacyjnego, organizacji służby, praktyki dyscyplinarnej i wreszcie panującego w całej armii morale.
Stawiając po przewrocie październikowym pierwsze kroki w organizowaniu armii nowego typu, bolszewicy początkowo usiłowali nawiązywać do tradycji żywiołu rewolucyjnego oraz zasady wybieralności dowódców. Zrozumieli jednak bardzo szybko, że takie podejście doskonale gwarantuje unicestwienie starej armii, ale wcale nie nadaje się do tworzenia zdolnych do walki sił zbrojnych. Zasadę zaciągu ochotniczego, szerokiego samorządu żołnierskiego, wyboru dowódców oraz metody partyzanckie zastąpiono przymusowym powołaniem do wojska, czyli poborem, sztywnym scentralizowanym dowodzeniem, surową dyscypliną wojskową na zasadzie podległości młodszego stopniem starszemu. Do archiwum trafiły także dekrety likwidujące uprzednie szarże i stopnie wojskowe, a już w następnym roku – 1919 – wprowadzono w całej Armii Czerwonej jednolite dla wszystkich umundurowanie oraz dystynkcje dla korpusu oficerskiego.
W połowie lat 30. na bazie forsownego uprzemysłowienia kraju kierownictwo polityczne ZSRR na czele ze Stalinem przystąpiło do tworzenia nowocześnie zarządzanej armii, uzbrojonej w najnowszą wiedzę wojskową oraz odpowiednio wyposażonej technicznie, zdolnej stawić czoło wyzwaniu współczesności, jakie stanowiła „wojna maszyn”.
Postanowieniem Centralnego Komitetu Wykonawczego i Rady Kontroli Ludowej z dnia 22 września 1935 roku wprowadzono stopnie wojskowe dla kadry dowódczej wojsk lądowych – lejtnant, starszy lejtnant, kapitan, major, pułkownik, dowódca brygady, dowódca dywizji, dowódca korpusu, dowódca armii II stopnia, dowódca armii I stopnia, marszałek Związku Sowieckiego.
Decyzje stalinowskiego kierownictwa nie mogły nie zasiać w umysłach ludzi sowieckich określonego stopnia wątpliwości. Przecież jeszcze w roku 1917 skasowano wszelkie dystynkcje, tytuły i stopnie wojskowe, a dowódców Armii Czerwonej odróżniano tylko według zajmowanych stanowisk. Słowa „oficer” czy „generał” odbierano wyłącznie jako pozostałości caratu i Białej Gwardii, jako coś, co na zawsze odeszło w niebyt. Udział w walkach ze „złotymi pagonami”, jak określano białych oficerów, uważano wśród czerwonoarmistów za szczególne wyróżnienie. Teraz decyzją Stalina dokonano prawdziwego przewrotu nie tylko w systemie hierarchii wojskowych, lecz również w ich świadomości.
Wprowadzenie najwyższego stopnia wojskowego marszałka Związku Sowieckiego stanowiło w ogóle wydarzenie wyjątkowe.
O podobnym stopniu zapomniano nawet w armii carskiej – ostatnim feldmarszałkiem Rosji został w dalekim roku 1898 hrabia D.A. Milutin, pełniący obowiązki ministra wojny przy Aleksandrze II, zmarły w roku 1912.
Pierwszy marszałkowski „zaciąg” w roku 1935 składał się całkowicie z bohaterów wojny domowej z lat 1918–1922. Bezmiar ich sławy trudno sobie dziś nawet wyobrazić. Ludowy komisarz obrony ZSRR K.E. Woroszyłow, zastępca komisarza ludowego M.N. Tuchaczewski, szef Sztabu Generalnego Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej (RKKA) A.I. Jegorow, inspektor kawalerii Armii Czerwonej S.M. Budionny, dowódca Specjalnej Armii Dalekowschodniej W.K. Blucher – nazwiska tych osób już kilkanaście lat nie schodziły z łamów centralnych dzienników, rozbrzmiewały w nazwach fabryk i kołchozów, jednostek wojskowych czy oddziałów pionierskich. Im dedykowano wiersze i pieśni, książki i filmy.
Reagując na nowe nominacje marszałkowskie w Armii Czerwonej, gazeta „Czerwona Gwiazda” pisała: „Stopień marszałka otrzymał największy proletariacki dowódca wojskowy, niezachwiany leninowiec, najwierniejszy towarzysz Stalina, żelazny komisarz ludowy Klim Woroszyłow. Któż nie zna legendarnego bohatera ludowego, byłego robotnika rolnego, dowódcy Armii Konnej towarzysza Budionnego, którego samo imię siało strach i panikę w szeregach wroga?… Któż nie zna niezwyciężonego Bluchera – bohatera szturmu Wołoczajewska, walk o Sybir i Daleki Wschód czy zdobycie nieprzystępnego Pieriekopu?” .
Szeroko znani byli w ZSRR również inni dowódcy z czasów wojny domowej – awansowani na stopień marszałka w roku 1940 S.K. Timoszenko i G.I. Kulik, którzy pracowali uprzednio na stanowiskach – odpowiednio – komisarza ludowego obrony i szefa Sztabu Generalnego.
Trzecią najliczniejszą grupę wojskowych awansowano na stopień marszałka w latach wielkiej wojny ojczyźnianej 1941–1945. Wybitni dowódcy G.K. Żukow, A.M. Wasilewski, I.S. Koniew, L.A. Goworow, K.K. Rokossowski, R.J. Malinowski, F.I. Tołbuchin, K.A. Mierieckow albo pracowali w Sztabie Najwyższego Dowództwa, albo dowodzili podstawowymi frontami walki na decydujących kierunkach strategicznych. W roku 1943 marszałkiem Związku Sowieckiego został sam głównodowodzący siłami zbrojnymi ZSRR. Po zakończeniu wojny, w dniu 27 czerwca 1945 roku, Stalinowi przyznano specjalnie ustanowiony tytuł generalissimusa Związku Sowieckiego.
Pozostała trójka – ludowy komisarz spraw wewnętrznych Ł.P. Beria, głównodowodzący grupą sowieckich wojsk okupacyjnych w Niemczech W.D. Sokołowski oraz minister sił zbrojnych N.A. Bułganin – zasiliła szeregi marszałków Związku Sowieckiego w pierwszych latach po wojnie.
W ten sposób za życia Stalina marszałkami zostało dwadzieścia osób, wliczając samego naczelnego wodza. To oni właśnie, z wyjątkiem represjonowanych w latach 1937–1939 Tuchaczewskiego, Bluchera i Jegorowa, dowodzili wojskami Armii Czerwonej w latach wojny. Dzięki ich talentom dowódczym i administracyjnym udało się pokonać hitlerowską machinę wojenną.
Dlaczego nazywamy tych ludzi marszałkami stalinowskimi? Z powodów oczywistych – w ZSRR najdrobniejsza ważna sprawa nie działa się bez inicjatywy lub wiedzy „ojca narodów”. Kwestia nadania najwyższego stopnia wojskowego nie stanowi wyjątku.
Każdego kandydata do stopnia marszałka Stalin typował osobiście. Podstawą pozytywnej decyzji były nie tylko – a nawet nie tyle – zdolności dowódcze upatrzonego człowieka, lecz aktywne i bezwarunkowe popieranie przez niego kursu kierownictwa politycznego, demonstrowanie osobistego oddania wodzowi. W przeciwnym wypadku „błąd” korygowano w najbardziej bezwzględny sposób. Niemałe znaczenie odgrywało także pochodzenie społeczne kandydata.
Niedwuznacznie potwierdził to sam Stalin w wystąpieniu przed kierownictwem sił zbrojnych ZSRR po procesie Tuchaczewskiego oraz innych dowódców, których skazano na karę śmierci przez rozstrzelanie w czerwcu 1937 roku za rzekomy udział w „spisku wojskowym”.
„Weźmy choćby taki fakt, jak nadanie stopnia marszałka Związku Sowieckiego – mówił Stalin. – Najmniej zasługiwał na to Jegorow, nie mówiąc już o Tuchaczewskim, który bezwarunkowo na ten tytuł nie zasłużył i którego rozstrzelaliśmy pomimo jego marszałkowskiej rangi. Słusznie otrzymali nominację na stopień marszałka Związku Sowieckiego Woroszyłow, Budionny i Blucher. Dlaczego uważam, że słusznie? Dlatego, że kiedy rozważaliśmy sprawę nadania stopni marszałkowskich, kierowaliśmy się następującymi przesłankami: ich kandydatury wysunął sam naród w procesie wojny domowej. Przecież Woroszyłow właściwie nie ma zaplecza wojskowego – pochodzi z ludu, przeszedł przez wszystkie etapy wojny domowej, nieźle walczył, zyskał popularność w całym kraju i narodzie i zasłużenie otrzymał stopień marszałka.
Jegorow natomiast pochodzi z rodziny oficerskiej, dosłużył się stopnia pułkownika. Przyszedł do nas z innego obozu politycznego i w porównaniu z wymienionymi przeze mnie towarzyszami (m.in. Budionnym i Blucherem) miał najmniejsze prawo do mianowania go na stopień marszałka. Niemniej nadano mu rangę marszałkowską w uznaniu jego zasług w wojnie domowej…”³.
Dla Stalina lojalność polityczna stanowiła czynnik nie mniej ważny niż przygotowanie zawodowe. Dlatego właśnie gwiazd marszałkowskich nie otrzymali na przykład I.P. Uborewicz oraz I.E. Jakir, a przyznano je Ł.P. Berii i N.A. Bułganinowi. Z tego samego powodu najwybitniejszy dowódca II wojny światowej, lecz krnąbrny G.K. Żukow niezmiennie zajmował w hierarchii wojskowej miejsce niższe od niekompetentnego w sprawach wojskowych „dworaka” N.A. Bułganina.
Wielka wojna ojczyźniana stała się poważnym sprawdzianem dla systemu społecznego i politycznego ZSRR, jego podwalin gospodarczych i organizacji wojskowej. Wymusiła wiele zmian niezbędnych dla odniesienia zwycięstwa nad wrogiem. Stalin, autor słynnej maksymy „Kadry decydują o wszystkim”, musiał wprowadzać korekty do swoich własnych wyobrażeń o najwyższej elicie wojskowej i kryteriach oceny skuteczności jej działań. Nawet wszechmogący wódz pod ciśnieniem nawisłego nad krajem śmiertelnego niebezpieczeństwa zmuszony bywał – wbrew swej woli – do odsuwania na dalszy plan niekompetentnych marszałków z pierwszego, przedwojennego jeszcze zaciągu i wysuwania na decydujące odcinki działania dowódców, którzy godnie spisywali się na froncie i rozwijali zawodowo w toku działań wojennych.
Właśnie walka z agresją hitlerowską wykazała, że pierwsi marszałkowie – Woroszyłow, Budionny i Kulik – w nowoczesnej wojnie okazali się po prostu nieadekwatni. Z przedwojennych marszałków sprawdzili się tylko S.K. Timoszenko i B.M. Szaposznikow.
Jeśli chodzi o dowódców represjonowanych, to wyobrażenie, że gdyby W.K. Blucher nie padł ofiarą organów NKWD, po upływie dwóch, trzech lat poradziłby sobie z sytuacją na froncie, jest – zdaniem marszałka I.S. Koniewa – niedorzecznością. Krytycznie oceniał też M.N. Tuchaczewskiego, chociaż przyznawał, że jest utalentowany, dobrze przygotowany teoretycznie i nadawałby się do objęcia jednego z najwyższych stanowisk wojskowych w okresie wielkiej wojny ojczyźnianej⁴.
Wysoko oceniał Tuchaczewskiego także marszałek G.K.Żukow, podkreślając jego wybitny intelekt oraz zdolność przewidywania rozwoju sytuacji właściwą tylko bardzo utalentowanym dowódcom wojskowym⁵.
W odróżnieniu od swych przedwojennych poprzedników marszałkowie okresu wielkiej wojny ojczyźnianej rozpoczynali ją nie w aureoli sławy, lecz jako młodzi generałowie, narodowi właściwie nieznani. Wyjątek stanowią tylko K.A. Mierieckow i G.K. Żukow. Pierwszy z nich wyróżnił się w walkach z Finami, drugi z Japończykami. Obu jako jednych z pierwszych awansowano w roku 1940 na stopień generała armii, nadano tytuł Bohatera Związku Sowieckiego oraz postawiono, po kolei, na czele Sztabu Generalnego.
Selekcja kadrowa z rozpoczęciem wojny była nadzwyczaj ostra. „Ludowy Komisariat Obrony – pisał z ubolewaniem Żukow, podsumowując wyniki pierwszych walk – w czasach pokoju nie tylko nie przygotowywał kandydatów, lecz nawet nie kształcił dowódców frontów i armii”⁶. W pierwszych dwóch latach wojny na stanowiskach dowódców frontów zmieniono kilkudziesięciu ludzi, zanim pozostali najbardziej tego godni. Z ponad tysiąca dowódców na stanie korpusu generalskiego Armii Czerwonej w dniu 22 czerwca 1941 roku marszałkami zostało zaledwie osiem wymienionych powyżej osób. Wszyscy zakończyli wielką wojnę ojczyźnianą jako dowódcy frontów.
Marszałek I.S. Koniew tak skomentował to zjawisko: „Warunki wojenne lepiej od wszelkich wydziałów kadr korygują błędy popełnione i przez same te wydziały, i przez najwyższe instancje, które te czy inne stanowiska obsadzały… Wszystkich dowódców frontów wyłoniły działania wojenne… U podstaw decyzji, które umożliwiły powierzenie im trudnego zadania dowodzenia wojskami na polu walki w warunkach współczesnej wojny, legły ich szeroka i głęboka wiedza, doświadczenie nabyte w czasie długich lat służby w wojsku… Przejmowali i przyswajali sobie wszystkie najlepsze, postępowe doświadczenia ówczesnej armii”⁷.
Od roku 1945 do śmierci Stalina listę marszałków uzupełniono zaledwie o trzy nazwiska. Z tej trójki jedynie W.D. Sokołowski wykazał się prawdziwie wojskowym doświadczeniem na stanowisku szefa sztabu oraz dowódcy frontów. Ł.P. Beria i N.A. Bułganin, dwaj działacze administracyjni i polityczni, zostali marszałkami, ponieważ Stalin doceniał wagę dla rozwoju kraju pełnionych przez nich obowiązków.
Wódz wcale nie szafował najwyższymi stopniami wojskowymi. Raczej odwrotnie. Nie otrzymał na przykład awansu znany dowódca, który spełniał wszystkie kryteria formalne, generał armii A.I. Antonow, od roku 1943 pełniący obowiązki pierwszego zastępcy szefa Sztabu Generalnego, przy końcu wojny dowodzący Sztabem Generalnym, a tuż po wojnie ponownie będący zastępcą szefa Sztabu Generalnego.
W Związku Sowieckim marszałkowie zawsze byli zaangażowani politycznie – czy to bezpośrednio zajmując stanowiska w najwyższych organach władzy partyjnej lub państwowej, czy też wykonując polecenia najwyższych władz. A przecież nawet w hitlerowskich Niemczech wielcy dowódcy byli w stanie bez negatywnych dla siebie skutków porzucić zajmowane stanowisko na własne życzenie. W stalinowskim państwie natomiast o dobrowolnej rezygnacji mowy być nie mogło. Próbę takiej rezygnacji zakwalifikowano by przede wszystkim jako złośliwe uchylanie się od wypełniania poleceń partii, jako sprzeniewierzenie się jej zaufaniu. Tego nie wybaczano w żadnych okolicznościach.
Polityka, jak wiadomo, to rzecz brudna. Okazało się, że polityka stalinowska – tym bardziej. Liczne fakty świadczą o wciąganiu marszałków sowieckich w sprawy i sprawki, o których stara armia, kierując się zasadami oficerskiego honoru, nie mogłaby nawet pomyśleć.
Charakterystyczna jest reakcja Stalina na działania szefa Sztabu Generalnego, marszałka B.M. Szaposznikowa, dawnego carskiego oficera, kiedy udzielił upomnienia dwóm szefom sztabów frontów za przekazanie niewiarygodnej informacji. Stalin się oburzył: „Upomnienie!? To jak strzał do słonia ze śrutówki – takich upomnień na pewno już mają bez liku”. I bardzo był zdziwiony – co nie zdarzało się tak często – kiedy Szaposznikow wytłumaczył, że jest to bardzo ciężka kara. Upomniany winien podać się do dymisji.
O takim pojmowaniu honoru oficera, o wymagającym, lecz pełnym szacunku stosunku do człowieka w mundurze pamiętano – niestety – zbyt rzadko i jeżeli już, to wyłącznie z kaprysu samego Stalina. Panowała inna zasada sformułowana jeszcze przez Lenina: „Moralne jest wszystko, co służy sprawie proletariatu”. Do niej jego spadkobiercy dopasowywali wszystko, co za wszelką cenę pozwalało na utrzymanie władzy.
Stalin i jego otoczenie po dojściu do władzy w drodze przewrotu wojskowego ogromnie się obawiali, że jakieś nieokreślone siły wykorzystają to doświadczenie. W ich wyobraźni roiły się spiski i zamachy zrodzone w środowisku najwyższych dowódców wojskowych. Dlatego też celowo skłócali elity wojskowe, trzymali je w ciągłym strachu i niepewności, kultywowali amoralne zachowania i ślepe posłuszeństwo wobec przywódcy kraju. Żadne najwyższe stanowisko, żadna najwyższa ranga nie gwarantowały ochrony przed politycznym szalbierstwem i nierzadko sądami kapturowymi. Pamiętamy, z jaką pogardą wypowiedział się Stalin o Tuchaczewskim, „którego rozstrzelaliśmy mimo jego marszałkowskiej rangi”. Powiedział to jak o sprawie codziennej, jakby rozstrzelanie marszałka Związku Sowieckiego było niczym wypicie szklanki wody.
Przeciwstawiając sobie dowódców wojskowych, machina partyjna i państwowa skłaniała ich do donosicielstwa na swych towarzyszy broni. Często angażowała do czynności policyjnych, co wojskowi zawsze uważali za rzecz poniżającą. Zmuszała do udziału w inscenizacji procesów politycznych ich kolegów, a od wciągniętych już w wir represji domagała się pokajania „przed partią, przed narodem”. W takiej okrutnej rzeczywistości funkcjonowała sowiecka elita wojskowa.
Czyżby Stalin naprawdę nie rozumiał, z jakimi uczuciami osławieni dowódcy dopiero co zakończonej wielkiej wojny ojczyźnianej przyjmą nadanie Ł.P. Berii w czerwcu 1945 roku tytułu marszałka Związku Sowieckiego? Wiadomo, że wódz nigdy nie podejmował pochopnych decyzji.
Wychodzi na to, że kolejny raz ustawiał najwyższych rangą wojskowych w karnym szeregu, dając im do zrozumienia, że zasługi szefa Łubianki stawia na równi z ich wielkimi czynami i talentami. To samo można powiedzieć o wyznaczeniu w roku 1946 N.A. Bułganina na swego pierwszego zastępcę w Ludowym Komisariacie Obrony – z pominięciem G.K. Żukowa, A.M. Wasilewskiego czy K.K. Rokossowskiego. Ta sama metoda.
Nawet pozbawianie niezasłużenie otrzymanego najwyższego stopnia wojskowego stanowiło nie próbę przywrócenia należytego porządku, lecz akt zemsty za lojalność wobec poprzedniego zwierzchnika lub zdradę nowego pana. Najlepiej o tym świadczy sprawa G.K. Kulika, któremu wybaczano największe nawet wpadki zawodowe, lecz nie puszczono płazem nielojalności wobec samego wodza. To samo dotyczy Ł.P. Berii – zrzuconego z politycznego Olimpu po upływie kilku miesięcy od śmierci Stalina. Podobnie z N.A. Bułganinem, aktywnym członkiem opozycji antychruszczowowskiej, rozgromionej na czerwcowym plenum KC KPZR w roku 1957.
Nie chciałbym jednak, by powstało wrażenie, że pierwsza dwudziestka sowieckich marszałków to ofiary rządzącego reżymu. W ostatecznym rozrachunku w tak zwanych korytarzach władzy każdy sam wybiera swą linię zachowania. Niektórym dowódcom najwyższego szczebla stalinowskie reguły gry jak najbardziej odpowiadały do realizacji własnych ambicji.
Zgodnie z panującymi przesłankami politycznymi stalinowscy marszałkowie w przeważającej większości pochodzili z tak zwanych dołów. Na pewno słyszeli coś o honorze oficerskim, lecz najprawdopodobniej ustosunkowali się do niego wrogo. Nie absolutyzuję honoru szlacheckiego – w środowisku oficerów i generałów carskiej armii też nie brakowało intrygantów i karierowiczów. Żadnemu jednak gronu oficerskiemu nie przychodziło wtedy do głowy, by nakłaniać człowieka w mundurze do wystawiania fałszywego świadectwa, do oszczerstwa, do kłamstw w imię jakichś „najwyższych interesów partyjnych”. Publiczne, gołosłowne oskarżanie swych towarzyszy broni – co w latach represji stalinowskich stanowiło wręcz regułę – było nie do pomyślenia przy starym porządku społecznym.
Niektórzy osobnicy wyniesieni na wojskowy Olimp wręcz popisywali się swą ignorancją, amoralnością, umizgami do kremlowskiego tyrana. Bardzo niegodnie zachowywał się K.E. Woroszyłow. Zaniedbując obowiązek służbowy, ze strachu przed Stalinem, bez żadnego sprawdzania stawiał swój podpis na papierach sankcjonujących aresztowanie podwładnego, przesyłanych mu z resortu N.I. Jeżowa i Ł.P. Berii. Ludowy komisarz obrony wynajdywał nawet swoiste usprawiedliwienia swego postępowania: „Można się znaleźć w bardzo nieprzyjemnej sytuacji – mówił w roku 1937 – bronisz człowieka, będąc przekonanym o jego uczciwości, a potem się okazuje, że to najprawdziwszy wróg, faszysta”. Niektórzy marszałkowie z prawdziwą Schadenfreude patrzyli, jak w płomieniach represji znikają ich samodzielnie myślący koledzy, i przy okazji dorzucali kilka gałązek do tego stosu.
Jak powiada ludowe przysłowie, najgorszy jest z chama pan.
Trzeba jednak stwierdzić, że w jednakowo złożonych warunkach ludzie zachowywali się różnie. Szlachetność postępowania, współczucie i przyzwoitość nie dla wszystkich stanowiły puste dźwięki. Od razu przychodzi na myśl przypadek K.K. Rokossowskiego. W toku dyskusji w Kwaterze Głównej nad planem operacji „Bagration” mającej na celu wyzwolenie Białorusi latem 1944 roku pozwolił sobie nie zgodzić się z opinią Stalina. Tamten dwa razy odsyłał marszałka do sąsiedniego pomieszczenia, by „pomyślał” i zmienił swe stanowisko. Rokossowski jednak pozostał przy własnym zdaniu i – jak się okazało – miał rację. A przecież z własnego doświadczenia wiedział, jaki los może czekać kogoś, kto rozgniewa głównodowodzącego, ponieważ jeszcze przed wojną odsiedział trzy lata w więzieniu. Rokossowski jako jedyny z marszałków zachował godną postawę moralną w toku haniebnej „antyżukowowskiej” kampanii N.S. Chruszczowa, który jesienią 1957 roku usiłował za wszelką cenę pozbyć się konkurenta w osobie najlepszego dowódcy II wojny światowej.
Wielka polityka wciągała jednak w swe tryby również czyste natury. Dotychczas K.K. Rokossowski pozostaje dla wielu Polaków symbolem stalinowskiego ekspansjonizmu, mimo że od czasu objęcia przez niego stanowiska ministra obrony narodowej w Polsce minęło ponad pół wieku.
A inni marszałkowie? Jak mawiał poeta: „Śmiało zdobywali cudze stolice, w strachu wracając do własnej”. Rzadko który wpisał się w ówczesne ramy polityczne bez strat moralnych. Jakże deptali G.K. Żukowa na październikowym plenum KC KPZR w roku 1957 jego dawni towarzysze broni!
Przywódcy partyjni wcale nie musieli się wysuwać na czoło tej kampanii – całą brudną robotę związaną z oczernianiem wybitnego dowódcy z gotowością brali na siebie bojowi marszałkowie wielkiej wojny ojczyźnianej, skwapliwie podchwytując najbardziej absurdalne oskarżenia ze strony Chruszczowa i spółki.
Dobrze, powie ktoś – obawiali się represji fizycznych. Ale przecież w latach 50. takowe im nie groziły. Prawdziwa przyczyna konformizmu politycznego była banalnie prosta – wygodne przyzwyczajenie do swoistego stadnego bytu „szeregowca partii”, podwójna moralność, obawa przed utratą stanowiska służbowego i dostępu do nieosiągalnych dla zwykłych śmiertelników dóbr materialnych.
Tak czy inaczej, los każdego z marszałków, bohaterów tej książki, na swój sposób odzwierciedla epokę stalinowską – ze wszystkimi jej zwycięstwami i porażkami, wzlotami ludzkiego ducha i zbrodniami.Marszałek Związku Sowieckiego Siemion Michajłowicz Budionny przy swoim portrecie
S.M. BUDIONNY „Pochodzę z samego gąszczu mas ludowych”
Potrójny Bohater Związku Sowieckiego i marszałek Związku Sowieckiego S.M. Budionny istotnie wyszedł z samych dołów, w pełni wykorzystując możliwości stworzone przez rewolucję.
Syna wędrownego parobka obwodu dońskiego wcielono do wojska jeszcze w roku 1903. Uczestniczył w wojnie rosyjsko-japońskiej, a następnie brał udział w I wojnie światowej. Odważnego kawalerzystę nagrodzono pełnym kompletem carskich orderów św. Jerzego – czterema krzyżami i czterema medalami.
Swoją legendarną sławę zdobył jednak w wojnie domowej. Starszy sierżant w starej armii w ciągu jednego roku został czerwonym generałem, awansując od pomocnika dowódcy pułku do dowódcy 1. Armii Konnej, z którą zdobywał laury w operacjach na dolnej Wołdze i na Donie, w Donbasie i na Kubaniu, na froncie polskim i wrangelowskim. Oficjalnie otrzymał rzadki tytuł Ludowego Bohatera Rosyjskiej Sowieckiej Federacyjnej Republiki Socjalistycznej.
O nim to i o jego armii tworzono legendy, pisano wiersze i pieśni w rodzaju My – czerwona kawaleria z refrenem:
Prowadź nas, Budionny,
Na śmiertelny bój!
Poprzez grzmoty i pożary
Niezawodnie wykonamy
Każdy rozkaz twój!
więcej..