Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Masa nadkrytyczna - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
12 marca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Masa nadkrytyczna - ebook

W sierpniu 1945 roku japoński przemysłowiec Isawa Nakamura traci swoją rodzinę podczas ataku atomowego na Hiroszimę. Czterdzieści pięć lat później, już jako multimiliarder, postanawia zetrzeć z powierzchni Ziemi Los Angeles i San Francisco...

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-60786-56-7
Rozmiar pliku: 744 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

• Hiroszima, 6 sierpnia 1945 roku

W promieniach porannego słońca, wdzierającego się przez wysokie okna do wnętrza szpitalnej sali, światło elektrycznych lamp, które zwisały z jej sufitu, zbladło do tego stopnia, że stało się prawie niewidoczne. Mężczyzna, ubrany w coś, co wyglądało na wojskowy mundur, pozbawiony jednak jakichkolwiek dystynkcji pozwalających określić rangę lub jednostkę wojskową, przystanął w pobliżu dwuskrzydłowych drzwi i zmusił się do spojrzenia za siebie. Szpital był już prawie pełny i w tej akurat sali wszystkie łóżka, z wyjątkiem dwóch, były zajęte. Przy najbliższym łóżku po prawej stronie siedział ze spuszczoną głową starszy człowiek. Trzymał za rękę umierającą staruszkę, która kuliła się pod kilkoma warstwami okryć. Człowiek w mundurze spojrzał na nich, jakby po raz ostatni zapamiętując ich obraz jako żywych jeszcze ludzi, po czym odwrócił się i wyszedł.

Siedząca za biurkiem dyżurna pielęgniarka obdarzyła go uspokajającym uśmiechem. Godne umieranie nie przynosiło żadnej ujmy, zaś starsza kobieta z łóżka po prawej stronie umierała w sposób zdyscyplinowany, cichy i pełen godności. W warunkach tutejszego szpitala Czerwonego Krzyża taka postawa zasługiwała na prawdziwy szacunek.

Isawa Nakamura pchnął dwuskrzydłowe drzwi i wyszedł na korytarz, gdzie przystanął, niezdecydowany, przez kilka jeszcze chwil. Z okien rozciągał się widok na centrum miasta, w stronę wyróżniającej się z tła kopuły Hali Promocji Przemysłu. Było parę minut po ósmej i Nakamurze zostało jeszcze nieco czasu do pory, o której był umówiony. Nie powinien zjawiać się za wcześnie. Lepiej podkreślić swoje znaczenie przez przybycie na spotkanie minutę lub dwie po czasie.

Trzeba z żywymi naprzód iść. O zmarłych nie wolno zapomnieć, ale teraz właśnie dla tych, którzy zamierzali przetrwać, niezwykle ważna stała się każda chwila. Zaś o Nakamurze można było powiedzieć przede wszystkim to, że sztukę przetrwania doprowadził do perfekcji. Pewnego razu, gdy był jeszcze dzieckiem, wybrał się ze swoim bratem, by pojeździć na łyżwach na zamarzniętym stawie w pobliżu letniskowego domku należącego do ich rodziny, położonego niedaleko Sapporo na Hokkaido, tej spośród głównych wysp japońskich, która położona jest najdalej na północ. Lód załamał się i Nakamura wpadł w szczelinę. Brat wskoczył za nim do lodowatej wody i wypchnął go z przerębla. Zamiast pobiec do oddalonego o kilometr domku po pomoc, Nakamura poszedł do położonego w pobliżu schroniska, by zmienić ubranie na suche. Kiedy wrócił nad staw, jego brat już nie żył; utonął w lodowatej wodzie, zaś Nakamura spokojnie udał się do domu, by zawiadomić wszystkich o tragedii. Jego działanie było racjonalne: w roku, w którym to się zdarzyło, wiele osób umarło na grypę, rozpoczynającą się zwykle od przeziębienia. Podejmowanie takiego ryzyka nie miało sensu. W wieku lat trzydziestu Nakamura stał się jedną ze wschodzących gwiazd japońskiej rewolucji naukowo-technicznej. Był samoukiem w dziedzinie elektroniki, człowiekiem o zahartowanym umyśle i równie zahartowanym ciele. Miał prawie sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, muskularne ciało, głęboko osadzone oczy o barwie obsydianu i kruczoczarne, wspaniale gęste włosy. On i jego ludzie byli w stanie zbudować w ciągu pół roku niewielki, ale silny radar, który można by zainstalować na samolocie bojowym, co pozwoliłoby japońskim lotnikom na uzyskanie decydującej przewagi w powietrzu.

Gdyby tak się stało, w ciągu roku w skład japońskich sił powietrznych mogłyby wejść samoloty odrzutowe, co, w połączeniu z radarem i nowymi rozwiązaniami w dziedzinie uzbrojenia rakietowego oraz systemów naprowadzania mogłoby diametralnie zmienić przebieg wojny.

Wszystko zależało teraz od morale Japończyków, od ich siły duchowej. Gdyby wykazali niezłomną wolę obrony ojczyzny wszędzie tam, gdzie pojawi się wróg: na plażach, w górach i w lasach, a także w miastach, ulica po ulicy, dom po domu, mogłoby to dać zespołowi Nakamury niezbędny czas. Ale i tak wystarczyłby on ledwie na doprowadzenie do końca fazy eksperymentów.

Nie było teraz czasu dla zmarłych i umierających, ponieważ stało się oczywiste, że Japonia przegra wojnę, jeśli żywi – wszyscy bez wyjątku – nie poświęcą się wojennym zmaganiom.

Nakamura spojrzał znów w kierunku dwuskrzydłowych drzwi. Sprowadziły go tutaj sprawy spadkowe. Fakt, iż jego ojciec i matka jeszcze nie zmarli, uniemożliwiał odziedziczenie ich pieniędzy i ziemi. Dlatego też pragnął zobaczyć na własne oczy, jaki jest stan zdrowia rodziców. Matka umierała, a ojciec również nie wyglądał dobrze.

Napięcie nerwowe związane z jej śmiercią prawdopodobnie zabije go w ciągu miesiąca, najdalej dwóch.

Przybył tu również po to, by spotkać się z pułkownikiem z Rejonu Obronnego Hiroszimy, który uważał się za biznesmena i chciał, oczywiście za odpowiednią cenę, wesprzeć firmę Nakamury dostawami miedzianego kabla i złotych blaszek, niezbędnych do produkcji przełączników. Oba te metale były nie do zdobycia na rynku.

– Isawa-san... – ktoś zawołał go ściszonym głosem z końca korytarza. Nakamura odwrócił się z irytacją i ujrzał Myeko Tanimoto, ubraną w marszczone kimono, ozdobione białymi i czerwonymi kwiatami, unoszącą swą małą, delikatną dłoń, by zwrócić na siebie jego uwagę. Podróżowała wraz z nim jako sekretarka, choć w rzeczywistości, dopóki Nakamura nie wykupił jej ze szkoły, była mai-ko, czyli gejszą uczącą się zawodu. W wieku lat piętnastu przypominała idealnie uformowaną, porcelanową lalkę. Jednak łatwo dawała się nastraszyć i ta jej cecha od pewnego czasu zaczęła irytować Nakamurę.

– Wracaj do samochodu i czekaj tam z Kiyoshim – powiedział, gdy zbliżała się ku niemu swymi drobniutkimi kroczkami.

– Isawa-san, przed chwilą było kolejne ostrzeżenie przed nalotem. Nie słyszał pan?

– Nie różniło się niczym od poprzednich, nadanych w nocy. Do tej pory nic się nie dzieje. Chyba powiedziałem ci wyraźnie, co masz robić.

– Proszę pana, oni powiedzieli, że na północny wschód stąd, nad jeziorem Biwa, dostrzeżono trzy Superfortece.

– Na pewno będą bombardować jakieś inne miasto. Jezioro Biwa to ich punkt orientacyjny. A teraz wracaj do samochodu. Kiyoshi będzie się denerwował.

– Czy nie mogłabym pozostać tu z panem? – spytała Myeko. Zatrzymała się na środku korytarza, w pół drogi do Nakamury. Z jednej z sal wyszła pielęgniarka, spojrzała na Myeko, potem na Nakamurę i ruszyła w dalszą drogę.

– Rób, co ci kazałem – powiedział Nakamura.

– Ale... ja się boję...

– Żądam posłuszeństwa!!! – ryknął Nakamura.

Myeko zaczęła odchodzić, potykając się, zupełnie, jakby uderzono ją w twarz, a potem odwróciła się i pokuśtykała w kierunku schodów, wracając tą samą drogą, którą przyszła.

Doktor Masakazu Saski podszedł do drzwi swego biura, patrząc na Myeko i Nakamurę z nieukrywaną dezaprobatą. Jego twarz była głęboko pobrużdżona zmarszczkami.

– Co tu się dzieje? – spytał.

– Nic, sensei – odparł Nakamura. – Chciałbym zamienić z panem kilka słów na temat moich rodziców.

Idąc przez korytarz, doktor podniósł okulary na czoło. Teraz opuścił je i zmierzył Nakamurę swym krótkowzrocznym spojrzeniem.

– Kim pan jest?

– Isawa Nakamura.

– Ach, nasz młody lew... – pokiwał głową lekarz. – Proszę zatem wejść – zaprosił Nakamurę, po czym odwrócił się i zniknął w drzwiach swego biura. Doktor Saski miał reputację człowieka o nadmiernie zachodnim, a przez to szorstkim i bezceremonialnym zachowaniu. Był jednak dobrym lekarzem i pracował za niewielkie pieniądze.

Biuro doktora było małe i panował tam kompletny chaos: instrumenty medyczne, fachowe czasopisma, książki i notatki walały się po całym pomieszczeniu.

– Chce pan dowiedzieć się, jaki jest stan pańskiej matki – stwierdził gburowato.

– Nie wygląda dobrze.

– Nie. Podobnie pański ojciec. Oboje umrą w ciągu kilku najbliższych miesięcy. Sądzę, że pańska matka wcześniej, niż ojciec.

– Co im dolega?

– Wiek. Choroba serca. Prawie przez cały czas mówią o pańskim bracie.

– Rozumiem. Jaką stosuje pan terapię?

– Zapewniam im spokój... i pozwalam im być razem. Coś, co pan mógłby dla nich zrobić równie dobrze, a może nawet lepiej. Dzięki temu szpital zyskałby tak cenne teraz łóżka dla innych chorych.

– Jestem zajęty...

– Mógłby pan wynająć pielęgniarkę do opieki nad nimi. Jest pan młody i dobrze sytuowany. A jeśli już o tym mowa, to pańscy rodzice mają pieniądze i nieruchomości. Często mówią o swojej posiadłości na Hokkaido. Jak rozumiem, nie odwiedzali jej od czasu wypadku pańskiego brata. Teraz chcieliby udać się tam, by umrzeć w spokoju i połączyć się z synem.

Nakamura słuchał w milczeniu.

– Na pewno jest pan w stanie to zrozumieć, Nakamura-san. Ma pan przecież własne dzieci i żonę w...

Człowiek w mundurze uderzył otwartą dłonią w biurko doktora.

– Czas na wakacje przyjdzie, gdy skończy się wojna. Nie życzę sobie więcej słyszeć podobnych bzdur.

– Wojna się skończyła, młody głupcze – powiedział opryskliwie lekarz. – Już tylko spekulanci mogą w niej odegrać jakąś rolę. A później szubienice. Amerykanie nie uszanują seppuku. Być może popełnienie hara-kiri już teraz byłoby dla pańskiej rodziny wyjściem bardziej honorowym.

– Wojna nie skończy się, dopóki Jego Cesarska Wysokość Imperator Tenno nie ogłosi kapitulacji, a tego nie zrobi nigdy.

– Albo dopóki nie zostaniemy całkowicie zniszczeni.

– Mógłbym pana kazać rozstrzelać za zdradę.

Doktor Saski chwycił słuchawkę telefonu. Ściskając ją w dłoni, podał ją Nakamurze.

– Proszę wezwać pańskich przyjaciół z armii, Nakamura-san. Proszę zrobić to teraz, jeśli nie jest pan tchórzem. Ale wcześniej niech pan mnie wysłucha: nasze wielkie imperium przeminęło. Uleciało się z dymem zbombardowanych miast. Tokio jest już w ruinach. Wkrótce i nasze miasto podzieli jego los. Być może stanie się to szybciej, niż pan myśli. Nie ma znaczenia, co się ze mną stanie. Proszę, niech pan wezwie swoich przyjaciół na wysokich stanowiskach. Może opuszczą je na chwilę, by się ze mną rozprawić. A może odeślą pana do wszystkich diabłów. Kto to wie? Chciałbym się przekonać. A pan?

– Być może sam pana zabiję.

– Z pewnością jest pan do tego zdolny.

Nakamura nagle zdał sobie sprawę, że nie wie właściwie, co tu robi, tracąc cenny czas na podobne kłótnie. Jednak uświadomił też sobie, jak bardzo jest zdziwiony postawą lekarza. Zupełnie nie rozumiał tego człowieka.

– Woli pan umrzeć, niż walczyć? – spytał.

Po raz pierwszy rysy doktora Saski nieco złagodniały.

– Mówimy często o tym, że jesteśmy Japończykami. Jednak nie jest to już powód do dumy. Proszę mi wierzyć: widziałem tyle, co pan, a może nawet więcej. Widziałem nędzę, głód, cierpienie, otwarte, gnijące rany. Pytam więc pana, Nakamura-san: gdzie jest nasza duma?

Nakamura czuł się tak, jakby stał na samym brzegu bardzo głębokiej przepaści. Jeden błędny ruch mógł teraz spowodować utratę kontaktu z podłożem i śmiertelny upadek. Jedynie na skutek wysiłku woli zdołał przemóc się i odejść na kilka kroków od biurka lekarza. Do pokoju wpadły strumienie światła z korytarza, zalewając wszystko swym blaskiem.

– Nie jesteś Japończykiem – stwierdził Nakamura. – Jesteś zwykłą szumowiną.

– Ale nie jestem mordercą... tak, jak ty.

– Ty bękarcie... – zaczął Nakamura, gdy nagle korytarz rozjaśnił oślepiający błysk, zupełnie, jakby ktoś wyzwolił migawkę gigantycznego flesza.

Błyskowi nie towarzyszył żaden dźwięk. Oczy doktora Saski niemal natychmiast przybrały mlecznobiałą barwę; lekarz zatoczył się do tyłu.

Nakamura, który przeżył wiele nalotów na Tokio, instynktownie rzucił się na podłogę, chroniąc głowę rękami. W pierwszej chwili pomyślał, że Amerykanie znów zrzucili coś, co nazywano potocznie Molotoffano hanakago, czyli Koszyk Kwiatów Mołotowa, a co w gruncie rzeczy było bombą kasetową. Jednak zaprzeczał temu stanowczo zbyt jasny błysk. Poza tym wybuchowi nie towarzyszył huk.

Nakamura zaczął właśnie podnosić głowę, gdy do szpitala dotarła potężna fala uderzeniowa. Odnosiło się wrażenie, jakby pędzący na oślep, wyładowany po brzegi pociąg towarowy wbił się w fundament budynku. Fragmenty rozbitych okiennych szyb przeleciały ze świstem przez otwarte na oścież drzwi biura, niczym śrut wystrzelony z dubeltówki, w mgnieniu oka szatkując na plasterki twarz doktora Saski. Chwilę potem biurko podskoczyło w górę, jakby szarpnięte czyimiś niewidzialnymi rękoma i spadło na piersi lekarza.

W całym budynku ze straszliwym zgrzytem i trzaskiem waliły się sufity i ściany; kilka sekund potem dały się słyszeć krzyki ginących ludzi.

Nakamura podniósł się z wielkim trudem, wydostając się spod sterty kawałków drewna, szyb i papierów, które go zasypały, po czym pokuśtykał w stronę doktora Saski, leżącego teraz pod ciężkim dębowym biurkiem. Z setek rozcięć na jego twarzy lała się strumykami krew; krwawiły również oczy. Ciągle jeszcze żył, ale było oczywiste, że wykrwawi się na śmierć, jeśli nie otrzyma natychmiastowej pomocy lekarskiej.

– Słyszy mnie pan, sensei?! – krzyknął Nakamura.

Doktor Saski chwycił go za ramię swą nieprzygniecioną ręką.

– Co to było? – wychrypiał. – Jakaś bomba?

– Tak.

– Moi pacjenci...

– Nie może im pan teraz pomóc. Musi pan ratować najpierw siebie. Spróbuję podnieść to biurko.

– Nie! – krzyknął doktor, ściskając kurczowo ramię Nakamury. – Musi pan teraz pomóc w zorganizowaniu ewakuacji, zanim wszystko zacznie płonąć.

– Niech pan nie będzie głupcem. Teraz już nic nie można dla nich zrobić.

– Niech cię diabli, Nakamura, oni potrzebują twojej pomocy.

Nakamura oderwał palce lekarza od swojej kurtki i zaczął się wycofywać. Wstał niezdarnie i ruszył w kierunku drzwi biura. Wszystko wyglądało teraz inaczej, jak po jakimś potwornym kataklizmie. Wielki fragment podłogi wyższego piętra runął w dół, zgniatając łóżka i pacjentów w jeden, krwawy kopiec, pełen splątanych ze sobą drewnianych belek, desek, potłuczonego szkła, kabli z elektrycznych instalacji, połączonych ze sobą rur, nawet narzędzi chirurgicznych, butelek, bandaży oraz wszelkiego rodzaju śmieci i gruzu.

Przez otwarte, pozbawione szyb framugi okienne widać było niewiarygodny wręcz krajobraz, rozciągający się mniej więcej na dwa kilometry w kierunku centrum miasta. Był on niczym sceneria sennego koszmaru. Gigantyczny kocioł dymu i ognia, jak z piekła rodem, mieniący się dziesiątkiem najbardziej fantastycznych barw, unosił się w górę, tworząc olbrzymią kolumnę, której szczyt ginął gdzieś wysoko, w falujących chmurach pyłu.

To nie była bomba kasetowa; było to coś całkiem innego. Przetarłszy oczy, by wyzwolić się spod sugestywnego wpływu koszmarnej scenerii, która rozciągała się na zewnątrz szpitala, Nakamura spojrzał na lekarza. Teraz już nie ulegało żadnej wątpliwości, że Japonia przegrała wojnę. Później, gdy Amerykanie zaczną okupować ojczyznę, przyjdzie czas na procesy zbrodniarzy wojennych. Ci, którzy walczyli za Japonię najwytrwalej, wykazując się największą odwagą, pójdą pierwsi na szubienice... Tak jak przewidział to doktor Saski.

Amerykanie będą gromadzić materiał dowodowy. Znajdą się świadkowie, nawet pracownicy jego własnej fabryki, gdzie Nakamura korzystał już od 1938 roku z pracy koreańskich niewolników.

W jego przypadku nie będzie żadnych okoliczności łagodzących. Isawa Nakamura zostanie uznany winnym przestępstwa, które określa się jako „zbrodnie przeciwko ludzkości”.

”Błagałem go, by pomógł mi uratować moich pacjentów, ale on zignorował moje prośby i uciekł, ratując własną skórę. Przyjechał, żeby odwiedzić swoich rodziców, ale nie z powodu poczucia synowskiego obowiązku. Przybył po to, by przekonać się, jak długo jeszcze będą żyli. Szło mu wyłącznie o spadek, który miał dostać po ich śmierci”.

Coraz więcej ludzi krzyczało i jęczało w ruinach szpitala. Spod sterty gruzu na korytarzu wydobywał się głos jakiejś kobiety: – Tasukete! Tasukete! Ratunku! Ratunku!

Nakamura wrócił do przygniecionego biurkiem lekarza; jego buty chrzęściły na kawałkach potłuczonych szyb.

– Czy to ty, Nakamura?! – krzyknął doktor Saski.

Przez sekundę lub dwie Nakamura patrzył na niego. Wyczuł coś, co niewątpliwie było zapachem dymu. Nie ulegało wątpliwości, że szpital się pali.

– Nakamura, czy nie słyszysz krzyków wołających o pomoc? Musisz im pomóc. W przeciwnym wypadku wszyscy zginą.

Nakamura podniósł długi kawał szkła w kształcie sztyletu. Uklęknął przy doktorze Saski, wymazując ze świadomości wrzaski ginących, pozbawionych pomocy ludzi. Trzeba z żywymi naprzód iść; on zamierzał przeżyć. Przeżyć za wszelką cenę.

– Nakamura! – krzyknął jeszcze raz doktor Saski, unosząc się na łokciu nie przygniecionej ręki.

Nakamura chwycił pełną garścią włosy lekarza, brutalnie szarpnął jego głowę do tyłu i kawałkiem szkła przeciął tchawicę oraz tętnicę szyjną doktora Saski; zanim zdołał się wycofać, z przeciętej szyi lekarza chlusnęła krew.

Doktor Saski walczył ze śmiercią jeszcze przez chwilę, zanim wydał ostatni, bulgoczący oddech, a jego głowa uderzyła głucho o podłogę.

Odłamek szkła przeciął głęboko również dłoń Nakamury. Odrzuciwszy go na bok, Japończyk przewiązał ranę chustką i wybiegł na korytarz. Było bardzo ciemno, prawie tak, jakby zapadła już noc. Spojrzawszy w puste otwory wybitych okien, Nakamura dostrzegł, że niebo jest całkowicie zakryte przez skłębioną masę czarnych obłoków pyłu.

Nakamura był skonsternowany. Przecież dostrzegł tylko jeden błysk, a zatem na miasto spadła tylko jedna bomba. Dlaczego spowodowała aż takie spustoszenia?

Większość tej części miasta, którą widział, wydawała się zrujnowana; budowle były albo zrównane z ziemią, albo też zniknęły w burzy ogniowej. Wyglądało na to, że płomienie są dosłownie wszędzie. Ulicę na wprost szpitala całkowicie zablokowały zwały gruzu. Nakamura uświadomił sobie, że przeżył tylko dlatego, iż w ostatniej chwili odszedł do drzwi. Miał piekielne szczęście. Ci, którzy zostali zaskoczeni przez eksplozję na zewnątrz, nie mieli tyle szczęścia.

Przypomniał sobie, że przed szpitalem czekał na niego samochód. Jego kierowca, Kiyoshi Fukai, był wraz z Myeko na dole.

Nakamura odesłał ją z budynku dosłownie na chwilę przed eksplozją. Oboje znajdowali się na zewnątrz, wystawieni na działanie bomby.

Nakamura poczuł nagle wściekłość i strach. Nie chciał ugrzęznąć w Hiroszimie. Zaś bez samochodu i kierowcy całe dni mogą upłynąć, zanim zdoła powrócić do domu, do żony, dzieci i przedsiębiorstwa. A przecież było tak dużo do zrobienia: zbyt dużo dokumentacji, którą trzeba zniszczyć, urządzeń, które należy rozmontować i ukryć zanim na wyspach wyląduje nieprzyjaciel, by Nakamura mógł pozwolić sobie na spóźnienie.

Zaczął nagle pędzić korytarzem, a potem wspinać się na stosy gruzu, łóżek i ludzkich ciał, obojętny na krzyki i wezwania pomocy. Czuł narastającą panikę. Przecież Amerykanie z jakichś powodów wybrali Hiroszimę za cel. Jeśli zbombardowali miasto raz, niemal na pewno powtórzą atak. Musi wydostać się stąd, zanim powrócą nieprzyjacielskie bombowce.

Klatka schodowa na drugim końcu korytarza okazała się zaskakująco mało zniszczona i wolna od zwałów gruzu, chociaż w miarę, jak Nakamura pędził schodami w dół z trzeciego piętra na parter, dym stawał się coraz gęstszy.

Apteka na parterze płonęła, ale nikt nie próbował ugasić ognia. Kilka pielęgniarek pomagało pacjentom uciec ze szpitala, ale nie wyglądało na to, by do tej pory podjęto jakiekolwiek próby zorganizowania akcji ratunkowej. Wszyscy, którzy przeżyli, wydawali się być w mniejszym lub większym stopniu w stanie szoku.

Na zewnątrz, dokładnie na wprost szpitala, siedziało bądź leżało na trawniku około dziesięciorga osób. Byli nadzy; ich ubrania zostały całkowicie spalone przez żar eksplozji, zaś skóra lśniła od poparzeń i w wielu miejscach była pokryta pęcherzami.

Jedyne wytłumaczenie tego, co się stało, które Nakamura był w stanie teraz wymyślić, polegało na przypuszczeniu, że bomba Amerykanów trafiła w położony niedaleko skład amunicji, lub też spowodowała pożar i eksplozję gazowni.

Na samym środku podjazdu Nakamura dostrzegł przewrócony ambulans; płonął, podobnie jak duży czarny samochód, który był za nim. Nakamura uświadomił sobie, czując skurcz jelit i zatrzymując się nagle, że jest to samochód amerykańskiej produkcji.

To był jego Chrysler.

– Nie!!! – krzyknął i rzucił się w jego kierunku.

Żar był tak intensywny, że Nakamura musiał ominąć ambulans szerokim łukiem. Został też zmuszony do ponownego zatrzymania się po drugiej stronie przewróconego samochodu. Nie sposób było podejść blisko do Chryslera. Zbiornik paliwa najwyraźniej eksplodował, wyrzucając zawartą w nim syntetyczną benzynę do przodu, do wnętrza pojazdu. Teraz był to już tylko płonący wrak; czarny, gęsty dym unosił się zeń ku niebu ciemnemu od pyłu.

Nakamurę ogarnęła nagle furia. Stanął w odległości około dziesięciu metrów od płonącego samochodu i zaczął przeskakiwać z nogi na nogę. Jakiś poparzony i ranny człowiek przeszedł obok, nie zwracając nań żadnej uwagi. Mnóstwo ludzi wzywało pomocy lub prosiło o mmx, czyli wodę; inni krzyczeli: – Idai! Idai! Boll! Boll! – Wszędzie rozgrywały się piekielne sceny.

Spośród krzyków i jęków, które rozlegały się wokół, Nakamura wyróżnił stopniowo znajomy głos. Był to głos mężczyzny krzyczącego: – Tasukete! Tasukete, kure! – Pomóżcie mi, bardzo proszę!

Nakamura odwrócił się w tej samej chwili, gdy jego kierowca Kiyoshi, potykając się i zataczając, wychodził zza przewróconego ambulansu. Kurtka na jego plecach, a także spodnie były całkowicie spalone, podobnie zresztą jak znaczna część ciała. Odcinek kręgosłupa oraz kilka żeber wystawało na zewnątrz; ich biel tworzyła ohydny kontrast ze skórą kierowcy o ciemnoczerwonym, niczym burak, kolorze.

Kiyoshi upadł w tył, na chodnik, po czym nagle obrócił się na bok, zaś z jego gardła wydobył się nieludzki, wysoki jęk. Rozpostarł swe spalone ręce, jakby w geście błagania.

W mgnieniu oka Nakamura był przy nim.

– Kiyoshi, co się stało?! Gdzie jest Myeko?

Kierowca z trudem skupił wzrok na swym pracodawcy.

– Nakamura-san, co to było? – wyrzęził.

– Gdzie jest Myeko?! – wrzasnął Nakamura, chwytając Kiyoshie-go za ramiona i potrząsając nim brutalnie. – Myeko... gdzie ona jest?!

– W samochodzie – wyjęczał Kiyoshi, szlochając bezgłośnie. – Nie żyje. Nie mogłem jej uratować. Nie żyje – powtórzył. – Pomóż mi, Nakamura-san. Pomóż mi, proszę.

Nakamura usiadł i spojrzał z pogardą na swego kierowcę. Nie było dla niego absolutnie żadnej nadziei. Żadna wiedza medyczna nie była w stanie mu już pomóc. Trzeba z żywymi naprzód iść.

Omiótł wzrokiem kompletnie zrujnowane miasto. Potem spojrzał ponownie na zmasakrowanego szofera, który służył mu wiernie przez prawie dziesięć lat.

Trzeba z żywymi naprzód iść, zaś Nakamura wiedział, że może być jednym z ocalałych. Musi nim być za wszelką cenę. Wiedział też, że w jakiś sposób zdoła powrócić do Nagasaki, do swojej żony i dzieci, do swej fabryki i laboratorium, by zrobić to, co należało uczynić, zanim pojawi się wróg.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: