- W empik go
Mathias Sandorf. Część druga - ebook
Mathias Sandorf. Część druga - ebook
Piętnaście lat później. Tajemniczy doktor Antékirtt krąży po basenie Morza Śródziemnego, starając się opiekować ludnością. W Raguzie, szczególnie interesuje się wdową Etienne Bathory i jej synem Pierre’em, który jest zakochany w Savie, córce Toronthala. Poza tym wynagradza dwóch artystów jarmarcznych, Pescadę i Matifou, którzy uratowali jego statek od zderzenia, przyjmując ich do swej służby. Sarcany, zrujnowany przez hazard, przybywa do Raguzy, gdzie siłą szantażu, otrzymuje rękę Savy. Pierre Bathory, jego rywal w tej sprawie, zostaje zasztyletowany przez niego i uznany przez doktora Antékirtta za martwego. W gruncie rzeczy, lekarz pogrążył młodzieńca w głębokim hipnotycznym śnie. Nagły donos pani Thoronthal na szczęście odsuwa w czasie małżeństwo dziewczyny. Antékirtt wydobywa z grobu ciało Pierre’a i przywraca młodzieńca do życia. Pierre odkrywa wtedy, że jego protektorem jest nie kto inny, jak hrabia Sandorf, który przekonuje go, by z rezygnował z miłości do Savy, córka zdrajcy. Na wyspie Antékirtta hrabia założył kwitnącą osadę, która przyciąga pożądliwość Senusitów z Cyrenajki. Ta wyspa służyła mu również jako baza wypadowa, by osaczać donosicieli odpowiedzialnych za śmierć jego przyjaciół. Po twardej walce na Sycylii, gdzie został zabity Zirone, udało się mu schwytać Carpenę i Toronthala; pozostawał tylko Sarcany, ale on był nieuchwytny. Łotr, aby zmusić Savę do małżeństwa i zawładnąć jej fortuną, więzi ją bezprawnie w jednej kryjówce Senusitów w Tétuanie. Jednak odwaga Pescade w połączeniu z siłą Matifou pozwolą dziewczynie na ucieczkę. Wtedy dowiaduje się, że nie jest córką Toronthala, ale Sandorfa, którą zabrano po jego aresztowaniu i do tej pory uchodziła za martwą. Teraz, kiedy już nikt więcej nie sprzeciwia się małżeństwu Pierre’a i Savy, flotylla Senusitów atakuje wyspę Antékirtt. Obrońcy odpierają atak i udaje się im złapać Sarcany’ego. Trzej zdrajcy wreszcie znajdują się w rękach Mathiasa Sandorfa. Skazani na śmierć, czekając na fatalny moment, odizolowani na wysepce w pobliżu Antékirtty. Jednak pluton egzekucyjny nie będzie miał nic do roboty, ponieważ wysepka była zaminowana, a jeden z nędzników przypadkowo doprowadza do straszliwej eksplozji. Po ślubie Pierre’a i Savy, Sandorf i jego przyjaciele zabiorą się za rozszerzanie swej posiadłości i stworzą aktywny ośrodek badań naukowych.
Seria wydawnicza „Biblioteka Andrzeja” zawiera ponad 50 powieści Juliusza Verne’a i z każdym miesiącem się rozrasta. Publikowane są w niej tłumaczenia utworów dotąd niewydanych, bądź takich, których przekład pochodzący z XIX lub XX wieku był niekompletny. Powoli wprowadzane są także utwory należące do kanonu twórczości wielkiego Francuza. Wszystkie wydania są nowymi tłumaczeniami i zostały wzbogacone o komplet ilustracji pochodzących z XIX-wiecznych wydań francuskich i przypisy. Patronem serii jest Polskie Towarzystwo Juliusza Verne’a.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66268-78-4 |
Rozmiar pliku: | 11 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Morze Śródziemne
Morze Śródziemne jest piękne, zwłaszcza pod dwoma względami: harmonii otaczających go pejzaży oraz żywotności i przezroczystości powietrza i światła… Takim właśnie będąc, wspaniale hartuje człowieka. Obdarza go najtrwalszym rodzajem siły. Tworzy najsolidniejsze ludzkie rasy.
Tak twierdził Michelet1 i słusznie twierdził. Ludzkość miała jednak szczęście, że z braku Herkulesa natura oddzieliła skałę Calpe od skały Abyla2, tworząc w ten sposób Cieśninę Gibraltarską. Na przekór opinii mnóstwa geologów należy nawet uznać, że ta cieśnina istniała od zawsze. Bez niej nie byłoby Morza Śródziemnego. W istocie parowanie pozbawia ten akwen trzy razy tyle wody, ile dostarczają wszystkie wpadające doń rzeki i gdyby nie Atlantyk, który poprzez cieśninę regeneruje jego zasoby wodne, nie istniałoby już od bardzo dawna. Stałoby się innym Morzem Martwym3, miast być par excellence4 Morzem Żywym.
W jednym z najbardziej zapadłych i najmniej znanych zakątków tego rozległego śródlądowego jeziora hrabia Mathias Sandorf ukrywał swoje życie, by korzystać z mnóstwa zalet, jakich dostarczała mu domniemana śmierć, i aż do pewnego dnia, do całkowitego wypełnienia swej misji, pozostawać doktorem Antékirttem.
Na ziemskim globie istnieją dwa morza śródziemne, jedno w Starym Świecie, drugie – w Nowym. Amerykańskie morze śródziemne to Zatoka Meksykańska. Zajmuje ona powierzchnię co najmniej czterech i pół miliona kilometrów kwadratowych. O ile łacińskie Morze Śródziemne ma tylko dwa miliony osiemset osiemdziesiąt pięć tysięcy pięćset dwadzieścia dwa kilometry, czyli około połowy poprzedniego, to jego zarys jest bardziej zróżnicowany, bogatszy w oddzielne akweny i zatoki, w duże jednostki hydrograficzne zasługujące na miano mórz.
Takimi jednostkami są: greckie Morze Egejskie5, Morze Kreteńskie6 na północ od Krety, Morze Libijskie7 na południe od tej wyspy, Adriatyk pomiędzy Italią, Austrią, Turcją i Grecją, Morze Jońskie oblewające Korfu, Zante8, Kefalinię i inne wyspy, Morze Tyrreńskie na zachód od Italii, Morze Eolskie9 wokół Wysp Liparyjskich, Zatoka Liońska10 wcinająca się Prowansję, Zatoka Genueńska zagłębiająca się w dwie Ligurie11, Zatoka Kabiska wchodząca w pobrzeża Tunezji, dwie zatoki Syrta12, głęboko wcięte w afrykański kontynent między Cyrenajką i Trypolitanią.
W jakim sekretnym miejscu zamieszkał doktor Antékirtt na tym morzu, na którym nadal istniały zakątki mało znane żegludze? Na jego olbrzymim akwenie są setki wysp i tysiące wysepek. Darmo by szukać, licząc wszystkie cyple i zatoczki. Ileż narodów, rozmaitych ras, obyczajów, ustrojów politycznych tłoczyło się na tych wybrzeżach, na których historia ludzkości pozostawiła ponad dwudziestowieczny odcisk! Wymienić trzeba Francuzów, Włochów, Hiszpanów, Austriaków, Turków, Greków, Arabów, Egipcjan, Trypolitańczyków, Tunezyjczyków, Algierczyków, Marokańczyków, a nawet Anglików usadowionych na Gibraltarze, Malcie i Cyprze. Trzy wielkie kontynenty kształtują jego brzegi: Europa, Azja i Afryka. Gdzież hrabia Mathias Sandorf, który stał się doktorem Antékirttem, przyjmując nazwisko drogie orientalnym ludom, znalazł ustronne miejsce, w którym opracowany miał zostać program jego nowego życia? Tego właśnie miał się wkrótce dowiedzieć Pierre Bathory.
Pierre, odzyskawszy na chwilę przytomność, ponownie ją utracił, zapadając w stan skrajnego wyczerpania podobnie jak wtedy, gdy doktor pozostawił go jako martwego w Raguzie. Wówczas doktor wykorzystał jeden z tych fenomenów fizjologicznych, w których wola odgrywa decydującą rolę i których istnienie przestało być podawane w wątpliwość. Obdarzony szczególną potęgą sugestii doktor potrafił, nie używając ani światła magnezji13, ani nawet błyszczącego metalowego obiektu, a tylko za pomocą przenikliwości swego spojrzenia wprowadzić umierającego młodzieńca w stan hipnozy i podporządkować jego wolę swojej. Bardzo osłabiony znacznym ubytkiem krwi, sprawiając wrażenie zmarłego, Pierre był tylko uśpiony, a następnie wolą doktora został obudzony. Niestety życie zeń uchodziło i teraz należało je utrzymać. Było to trudne i wymagało skrupulatnego leczenia przy użyciu wszelkich środków sztuki lekarskiej. Doktor nie mógł popełnić najmniejszego błędu.
– Będzie żył…! Musi żyć! – powtarzał sobie. – Ach, dlaczego wtedy w Cattaro nie wprowadziłem w czyn mego pierwotnego planu…? Dlaczego przyjazd Sarcany’ego do Raguzy przeszkodził mi w wyrwaniu Pierre’a z tego przeklętego miasta…?! Tym niemniej uratuję go…! W przyszłości Pierre Bathory ma zostać prawą ręką Mathiasa Sandorfa!
Faktycznie, od piętnastu lat doktor Antékirtt nie przestawał ani na chwilę myśleć o karaniu i wynagradzaniu. Nie zapomniał o tym, co winien był swym towarzyszom, Étienne’owi Bathoryemu i Ladislasowi Zathmarowi, jeszcze bardziej niż sobie samemu. Nastał wreszcie czas działania i to w tym celu „Savarèna” przywiozła go do Raguzy.
Przez długi okres oczekiwania doktor zmienił się fizycznie tak bardzo, że nie można było go rozpoznać. Włosy, które nosił przycięte na jeża, stały się białe, a cera przyjęła matową bladość. Był jednym z tych pięćdziesięciolatków, którzy zachowali młodzieńczy wigor, osiągając zarazem obojętność i spokój wieku dojrzałego. Ktoś, kto znalazł się naprzeciw poważnego i chłodnego doktora Antékirtta, w żadnym wypadku nie mógłby go skojarzyć z bujną czupryną, rumianym licem i rudą brodą młodego hrabiego Sandorfa. Tym niemniej – niejako odświeżony i bardziej zahartowany – pozostawał jedną z tych natur z żelaza, o których można by powiedzieć, że igła kompasu odchyla się na samo ich zbliżenie. Teraz z synem Étienne’a Bathoryego chciał uczynić to samo, i wiedział, jak tego dokonać.
Należy zaznaczyć, że od dłuższego już czasu doktor Antékirtt był jedynym przedstawicielem wielkiej rodziny Sandorfów. Nie zapomnieliśmy, że miał potomka – córeczkę, którą po jego uwięzieniu zajmowała się żona Lendecka, zarządcy zamku Artenak. Dziewczynka ta, wówczas dwuletnia, była jedyną spadkobierczynią hrabiego. To właśnie ona po ukończeniu osiemnastu lat miała wejść w posiadanie połowy majątku ojca, zgodnie z wyrokiem sądowym, który skazywał go na śmierć i konfiskatę mienia. Zarządca Lendeck w charakterze administratora tej części zasekwestrowanych dóbr w Transylwanii pozostał wraz z żoną w zamku, opiekując się dzieckiem hrabiego. Lendeckowie gotowi byli poświęcić mu całe swe życie. Jednak nad rodziną Sandorfów, uszczuploną teraz już tylko do tej małej istoty, zawisło jakieś fatum. Kilka miesięcy po skazaniu spiskowców z Triestu i po wydarzeniach, które były tego konsekwencją, dziewczynka zaginęła i nie udało jej się odnaleźć. Natrafiono jedynie na jej kapelusik na brzegu jednego z licznych potoków, jakie spływały z sąsiadujących z parkiem górskich zboczy. Z całą pewnością dziecko zostało porwane przez wodę i poniesione w jedną z przepaści, do których wpadają karpackie strumienie. Nie znaleziono żadnych innych śladów tej tragedii. Rosena Lendeck, żona zarządcy, nie była w stanie przeżyć podobnej katastrofy i po kilku tygodniach zmarła. Tym niemniej austriackie władze nie zamierzały niczego zmieniać w rozporządzeniach podjętych na podstawie sądowego werdyktu. Zarezerwowana część dóbr nadal pozostawała pod sekwestrem, i majątek hrabiego Sandorfa mógł przejść na skarb państwa dopiero wtedy, gdyby jego dziedziczka, której śmierci prawnie nie stwierdzono, nie pojawiła się, by go objąć przed upływem określonego czasu.
Taki był ostatni cios, jaki dosięgnął szlachetną i potężną rodzinę Sandorfów, skazaną na wygaśnięcie wraz ze zniknięciem ostatniej latorośli. Reszty powoli dokonał czas i w niepamięć przeszedł zarówno ten wypadek, jak i wszystkie wydarzenia związane ze spiskiem w Trieście.
Mathias Sandorf dowiedział się o śmierci dziecka w Otranto, gdzie przebywał w ścisłej tajemnicy przed wszystkimi. Razem z córeczką zniknęło wszystko, co pozostało mu po hrabinie Rènie, którą tak bardzo kochał, a która tak krótko była jego żoną! Któregoś dnia wyjechał z Otranto równie anonimowo, jak tam przybył, i nikt nie potrafił powiedzieć, dokąd się udał, by od nowa zacząć swe życie.
Gdy po piętnastu latach hrabia Mathias Sandorf pojawił się ponownie w życiu publicznym, nikt nie mógłby przypuścić, że skrywa się pod nazwiskiem doktora Antékirtta i gra jego rolę.
Wtedy właśnie Mathias Sandorf oddał się całkowicie dziełu swego życia. Teraz pozostał na świecie sam z misją do spełnienia, misją, którą traktował jak świętość. Po wielu latach od wyjazdu z Otranto stał się potężny, potężny siłą, jaką dać mogła olbrzymia fortuna zdobyta w okolicznościach, które wkrótce poznamy. Wówczas to, będąc przez wszystkich zapomniany i żyjąc pod zmienionym nazwiskiem, przystąpił do poszukiwania ludzi, którym poprzysiągł nagrodę albo karę. Już wtedy zamierzał wciągnąć Pierre’a Bathoryego do swego dzieła sprawiedliwości. W rozmaitych miastach nad Morzem Śródziemnym rozmieścił własnych agentów. Sowicie wynagradzani, zobowiązani do zachowania ścisłej tajemnicy, pozostawali w kontakcie wyłącznie z doktorem. Korespondowali z nim bądź przy użyciu szybkich jednostek pływających, które wcześniej poznaliśmy, bądź za pomocą podmorskiego kabla, łączącego wyspę Antékirttę z Maltą, a poprzez nią – z Europą.
Tak też się stało; w oparciu o informacje od agentów doktorowi udało się odnaleźć ślady wszystkich osób związanych bezpośrednio lub pośrednio z konspiracją hrabiego Sandorfa. Mógł je więc obserwować z daleka, znać ich poczynania i – można by wręcz powiedzieć – śledzić je krok po kroku, zwłaszcza od jakichś czterech lub pięciu lat. Wiedział, że Silas Toronthal opuścił Triest, by z żoną i córką zainstalować się w Raguzie, w rezydencji przy ulicy Stradone. Znał trasę Sarcany’ego biegnącą najpierw przez wielkie europejskie miasta, w których łajdak przepuszczał jego majątek, a następnie po wschodnich prowincjach Sycylii, gdzie razem ze swym kompanem Zironem obmyślali jakiś skok, który na nowo napełniłby im kieszenie. Dowiedział się, że Carpena opuścił Rovigno i Istrię, by żyć w nieróbstwie w Italii i w Austrii, dopóki kilka tysięcy florenów – cena jego donosu – pozwalało mu na bezczynność. Zamierzał zorganizować ucieczkę Andréi Ferrata z więzienia w Stein w Tyrolu, gdzie szlachetny rybak pokutował za pomoc udzieloną zbiegom z Pisino, gdyby po kilku miesiącach katorgi śmierć nie wyzwoliła go z kajdan galernika. Natomiast jego dzieci, Maria i Luigi, również wynieśli się z Rovigno i zapewne zmagali się z nędzą dwukrotnie złamanego życia! Niestety, tak dobrze zatarli za sobą ślady, że nie udało się ich odnaleźć. Jeśli zaś chodzi o panią Bathory, mieszkającą z synem Pierre’em i z Borikiem, starym sługą Ladislasa Zathmara, doktor nigdy nie stracił ich z oczu i – jak wiemy – przesłał jej sporą kwotę pieniędzy, która nie została przyjęta przez dumną i dzielną matkę.
Nadeszła wreszcie godzina, gdy doktor mógł przejść do realizacji swej trudnej misji. Mając pewność, że po piętnastu latach nieobecności, uznany za zmarłego, przez nikogo nie zostanie rozpoznany, przybył do Raguzy. Zastał tam syna Étienne’a Bathoryego i córkę Silasa Toronthala połączonych miłością, którą należało zniszczyć za wszelką cenę.
Nie zapomnieliśmy, co się wówczas wydarzyło, gdy pojawił się Sarcany, i jakie skutki dla obojga zakochanych miało jego wmieszanie się w tę sprawę. Pamiętamy, jak Pierre Bathory został przyniesiony do domu swej matki, w jaki sposób i w jakich okolicznościach doktor Antékirtt przywrócił do życia umierającego młodzieńca, by wyłącznie jemu ujawnić swe prawdziwe nazwisko: Mathias Sandorf.
Teraz należało go leczyć i wyjawić mu to, o czym jeszcze nie wiedział, to znaczy, że jego ojciec wraz z dwoma towarzyszami padli ofiarą ohydnej zdrady. Miał poznać nazwiska zdrajców i wesprzeć doktora Antékirtta w jego roli nieubłaganego mściciela, jaką Mathias Sandorf wyznaczył sobie poza marginesem oficjalnego wymiaru sprawiedliwości, jako że on sam stał się jego ofiarą.
Zatem przede wszystkim Pierre Bathory musiał powrócić do zdrowia i temu zadaniu należało się całkowicie poświęcić.
Przez pierwszy tydzień pobytu na wyspie Pierre rzeczywiście wisiał między życiem i śmiercią. Nie tylko jego rana była bardzo poważna, lecz jego psychika znajdowała się w jeszcze gorszym stanie. Wspomnienie Savy, która w jego mniemaniu została żoną owego Sarcany’ego, myśli o opłakującej go matce i wreszcie zmartwychwstanie hrabiego Mathiasa Sandorfa, żyjącego pod postacią doktora Antékirtta – Mathiasa Sandorfa, najlepszego przyjaciela ojca – to wszystko przerastało wytrzymałość jego steranej duszy.
Doktor czuwał przy nim dniami i nocami. Słyszał, jak nieprzytomny powtarzał imię Savy Toronthal. Rozumiał, jak bardzo Pierre ją kochał i jakim strasznym torturom poddało go jej wyjście za mąż. Zaczął się zastanawiać, czy ta miłość nie była w stanie znieść wszystkiego, nawet świadomości, że Sava jest córką człowieka, który wydał, sprzedał i skazał na śmierć jego ojca. Tym niemniej doktor zamierzał mu to powiedzieć, o tym już zadecydował. Było to jego obowiązkiem.
Ze dwadzieścia razy wydawało się, że Pierre Bathory kona. Podwójnie zraniony, duchowo i fizycznie, był już tak blisko śmierci, że przestał rozpoznawać stojącego obok hrabiego Mathiasa Sandorfa! Nie miał nawet siły, by wymawiać imię Savy!
W końcu jednak leczenie zaczęło przynosić pozytywne rezultaty. Młodość wzięła górę. Wyglądało na to, że chory szybciej wyzdrowieje na ciele niż na duszy. Rana powoli się zabliźniała, płuca odzyskały sprawność i około siedemnastego lipca doktor miał już pewność, że Pierre został uratowany.
Tego dnia młodzieniec go rozpoznał. Słabym jeszcze głosem wezwał doktora, używając jego właściwego nazwiska.
– Dla ciebie, synu, jestem Mathiasem Sandorfem – odrzekł – ale tylko dla ciebie.
Ponieważ Pierre spojrzeniem zdawał się domagać wyjaśnień, które chciałby jak najszybciej uzyskać, doktor dodał:
– Później, to stanie się później!
Umieszczono Pierre’a w ładnym pokoju, którego wychodzące na północ i na wschód okna umożliwiały napływ zdrowego morskiego powietrza, w cieniu rzucanym przez piękne drzewa, wiecznie zielone dzięki wodzie pobliskich katarakt. Takie warunki sprzyjały szybkiemu i skutecznemu leczeniu. Doktor cały czas bardzo dbał o niego, gotów w każdej chwili spieszyć z pomocą. Jednakże od kiedy się upewnił, że Pierre wyzdrowieje, nie można było mu się dziwić, że zaczął korzystać z pomocy kogoś, na kogo inteligencji i dobroci mógł w pełni polegać.
Tym kimś był Pointe Pescade, równie oddany Pierre’owi Bathoryemu jak doktorowi. Nie trzeba dodawać, że wraz z Cap Matifou zachowali w absolutnym sekrecie wszystko, co wydarzyło się na cmentarzu w Raguzie, i że nie mogli nigdy nikomu wyjawić, że z grobu wydobyto żywego młodzieńca.
Pointe Pescade został dość mocno wmieszany we wszystkie wydarzenia z ostatnich kilku miesięcy. W rezultacie czuł bardzo silne przywiązanie do chorego młodzieńca. Miłość Pierre’a Bathoryego, zburzona pojawieniem się Sarcany’ego, bezczelnego typa, który budził w nim uzasadnioną antypatię, spotkanie konduktu pogrzebowego z orszakiem ślubnym przed rezydencją Stradone, ekshumacja dokonana na cmentarzu w Raguzie – wszystko to mocno wzruszyło tego poczciwca, tym bardziej że czuł się włączony w projekty doktora Antékirtta, nie rozumiejąc jeszcze ich celu.
Nic więc dziwnego, że Pointe Pescade z zapałem zajął się czuwaniem nad chorym. Jednocześnie doktor zalecił mu, by rozweselał Pierre’a swym doskonałym humorem. Wywiązywał się z tego celująco. Zresztą od czasu festynu w Gravosie uważał, że miał wobec młodzieńca dług, który w ten czy inny sposób obiecał sobie przy okazji spłacić.
Tak oto Pointe Pescade znalazł się przy rekonwalescencie, próbując odwrócić bieg jego myśli opowiadaniem, naciąganiem na rozmowy o byle czym i nie pozwalając mu na głębokie rozważania.
W takich właśnie warunkach pewnego dnia na prośbę Pierre’a opowiedział mu, w jaki sposób nawiązał znajomość z doktorem Antékirttem.
– To jest związane z wodowaniem trabakoli, panie Pierre! – mówił. – Powinien pan pamiętać…! Wodowanie trabakoli, które z Cap Matifou po prostu uczyniło bohatera!
Pierre nie zapomniał bynajmniej o groźnym wypadku, jakiego uniknięto podczas festynu w Gravosie w chwili przybycia jachtu. Nie wiedział natomiast, że w następstwie propozycji uczynionej im przez doktora dwaj akrobaci porzucili swój zawód, by pracować dla niego.
– Tak, panie Bathory! – kontynuował Pointe Pescade. – Tak jest! Poświęcenie Cap Matifou przyniosło nam szczęśliwą odmianę losu! Lecz to, co zawdzięczamy doktorowi, nie może przesłonić nam tego, co winni jesteśmy panu!
– Mnie?
– Tak, panu, bo to pan właśnie tego dnia miał stać się naszą publicznością. Mamy panu zwrócić sumę dwóch florenów, na które nie zapracowaliśmy, bo publiczność się ulotniła, pomimo że zapłaciła za miejsce!
Pointe Pescade przypomniał Pierre’owi Bathoryemu, jak w chwili wejścia na prowansalską arenę po zapłaceniu dwóch florenów nagle zniknął.
Młodzieńcowi to zdarzenie uleciało z pamięci, ale odpowiedział uśmiechem Pointe’owi Pescade’owi. Uśmiech był smutny, bo jednocześnie Pierre przypomniał sobie, że pobiegł wtedy w tłum za Savą Toronthal.
Jego oczy się zamknęły. W pamięci powróciło wszystko, co wydarzyło się od tamtego dnia. Gdy wspominał Savę, którą uważał, którą musiał uważać za mężatkę, ogarniała go bolesna trwoga i gotów był przeklinać tych, co wyrwali go z objęć śmierci.
Pointe Pescade szybko spostrzegł, że festyn w Gravosie przywoływał Pierre’owi smętne wspomnienia. Przerwał zatem i chwilowo zamilkł, mówiąc do siebie w duchu:
„Mojemu choremu trzeba podawać co pięć minut pół łyżeczki dobrego humoru, tak! Tak zaleca recepta doktora, ale niełatwo się do niej zastosować!”.
Pierwszy odezwał się Pierre, gdy po chwili otworzył oczy i spytał:
– Zatem, Pointe Pescade, przed wydarzeniem z trabakolą nie znaliście doktora Antékirtta?
– Nigdy wcześniej go nie widzieliśmy – odparł Pointe Pescade. – Nie słyszeliśmy nawet tego nazwiska.
– I od tego dnia nigdy się z nim nie rozstaliście?
– Nigdy, jeśli nie liczyć kilku misji, którymi zechciał mnie obarczyć.
– W jakim jesteśmy tutaj kraju? Czy możesz pan mi to powiedzieć, Pointe Pescade?
– Mam podstawy, by sądzić, panie Pierre, że jesteśmy na wyspie, ponieważ zewsząd otacza nas morze.
– No oczywiście, ale w jakiej części Morza Śródziemnego się znajdujemy?
– Ano właśnie! Czy na południu, czy na północy, czy na zachodzie, czy na wschodzie – odpowiedział Pointe Pescade – nie mam zielonego pojęcia! W końcu to się nie liczy! Pewne jest to, że jesteśmy u doktora Antékirtta, że jesteśmy dobrze karmieni, dobrze ubrani i wysypiamy się, nie mówiąc o poważaniu, jakim się tu cieszymy.
– Ale wiesz pan może chociaż, jak nazywa się ta wyspa, której położenia nie znasz? – dopytywał się Pierre.
– Jak się nazywa…? Och! To wiem doskonale! – odparł Pointe Pescade. – Ona zwie się Antékirtta!
Pierre Bathory bezowocnie poszukiwał w pamięci wyspy o takiej nazwie na Morzu Śródziemnym. Spojrzał pytająco na Pointe’a Pescade’a.
– Tak, panie Pierre, tak, Antékirtta! – zapewnił dzielny chłopak. – Brak mi jej długości geograficznej, a jeszcze bardziej szerokości. Morze Śródziemne, na taki adres mój wujek pisałby do mnie, gdybym miał wujka, lecz aż dotąd niebiosa odmawiają mi tej radości! W końcu nic w tym dziwnego, że ta wyspa nazywa się Antékirtta, skoro należy do doktora Antékirtta! Natomiast czy doktor wziął swe nazwisko od nazwy wyspy, czy wyspa swą nazwę od nazwiska doktora, nie potrafiłbym panu powiedzieć, nawet gdybym był generalnym sekretarzem Towarzystwa Geograficznego!
Tymczasem powrót do zdrowia Pierre’a przebiegał bardzo sprawnie. Nie pojawiły się żadne komplikacje, których można było się obawiać. Przy treściwym odżywianiu, ale podawanym z umiarem, chory z dnia na dzień zauważalnie odzyskiwał siły. Doktor często przychodził do niego i rozmawiał z nim o wszystkim z wyjątkiem spraw, które powinny najbardziej go interesować. Natomiast Pierre, nie chcąc prowokować przedwczesnych zwierzeń, czekał, aż doktor uzna, że nadszedł ku temu czas.
Pointe Pescade zawsze wiernie przytaczał doktorowi fragmenty jego rozmów z chorym. Rzecz jasna, trzymanie w tajemnicy nie tylko nazwiska hrabiego Mathiasa Sandorfa, ale nawet położenia wyspy, gdzie mieszkał, nie dawało spokoju Pierre’owi Bathoryemu. Równie oczywiste było, że ciągle myślał o Savie Toronthal, tak bardzo teraz odległej, ponieważ wszelka komunikacja między Antékirttą a resztą kontynentu europejskiego zdawała się przerwana. Tymczasem zbliżała się chwila, gdy będąc dostatecznie silnym, miał o wszystkim usłyszeć.
Tak! Usłyszeć o wszystkim, i tego dnia doktor, podobnie jak chirurg, który operuje, miał stać się nieczuły na krzyki pacjenta.
Mijały kolejne dni. Rana młodego człowieka całkowicie się zabliźniła. Był już w stanie się podnieść i zająć miejsce przy oknie swego pokoju. Pieściło go porządne śródziemnomorskie słońce, a morska bryza, napełniając mu płuca i pobudzając do życia, przywracała zdrowie i siły. Niejako na przekór sobie samemu czuł, że się odradza. Wówczas uparcie zwracał wzrok w stronę bezkresnego horyzontu, poza który chciałby sięgnąć spojrzeniem, w jego wnętrzu bowiem dusza nadal była chora. Bezmiar wód otaczających wyspę prawie zawsze był pusty. Czasami w oddali pojawiał się kabotażowiec, szebeka14 lub tartana15, polakra16 lub speronara17, ale żadna z tych jednostek nie brała kursu na wyspę. Nigdy nie ukazał się duży statek handlowy ani któryś z tych parowców, tak licznie przemierzających w różnych kierunkach wielkie europejskie jezioro. Miało się wrażenie, że Antékirtta został odsunięta gdzieś na kraniec świata.
Dwudziestego czwartego lipca doktor oznajmił Pierre’owi Bathoryemu, że nazajutrz po południu będzie mógł wyjść na pierwszy spacer, podczas którego on miał mu towarzyszyć.
– Doktorze – odparł Pierre – skoro mam siłę, by wyjść, to mam ją także, by pana wysłuchać!
– Mnie wysłuchać, Pierre…! Co chcesz przez to powiedzieć?
– Chcę powiedzieć, że pan zna całą moją historię, natomiast ja wcale nie znam pańskiej!
Doktor przyjrzał mu się z uwagą, lecz nie jak przyjaciel, ale lekarz, który ma zadecydować, czy dotknąć żywego ciała chorego żelazem lub ogniem. Po chwili usiadł obok niego i powiedział:
– Chcesz poznać moją historię, Pierre? Zatem słuchaj!
1 Jules Michelet (1798-1874) – historyk i pisarz, autor 17-tomowej historii Francji przedrewolucyjnej i 7-tomowej historii rewolucji; przytoczony cytat pochodzi z książki La Mer (Morze).
2 Calpe i Abyla – wywodzące się z mitologii nazwy dwóch okalających Cieśninę Gibraltarską skał, tzw. Słupów Herkulesa, które tenże heros postawił w ramach swej dziesiątej pracy.
3 Morze Martwe – odwołanie do leżącego na granicy Izraela i Jordanii bezodpływowego, słonego jeziora o tej nazwie.
4 Par excellence (fr.) – w całym tego słowa znaczeniu.
5 Morze Egejskie – część Morza Śródziemnego ograniczona Półwyspem Bałkańskim, Azją Mniejszą i Kretą.
6 Morze Kreteńskie – południowa część Morza Egejskiego ograniczona Kretą i archipelagiem Cyklad.
7 Morze Libijskie – część Morza Śródziemnego leżąca pomiędzy wybrzeżem Libii i Egiptu a Kretą.
8 Zante – wyspa znana w Polsce pod grecką nazwą Zakintos.
9 Morze Eolskie – część Morza Tyrreńskiego oblewająca Wyspy Liparyjskie, niegdyś zwane Wyspami Eolskimi.
10 Zatoka Liońska – zatoka, do której uchodzi Rodan, z w Polsce również Zatoką Lwią.
11 Podkreślenie wyraźnej rozłączności pomiędzy zachodnią i wschodnią częścią Ligurii, które łączą się z sobą nad Zatoką Genueńską: pierwsza ciągnąc się między Morzem Liguryjskim a Alpami, druga – Morzem Liguryjskim i Apeninami.
12 Autor popełnia tu nieścisłość, wymieniając oddzielnie Zatokę Kabiską i dwie Syrty, czyli Małą Syrtę i Wielką Syrtę, podczas gdy Zatokę Kabiską nazywa się również Małą Syrtą, a u wybrzeży Cyrenajki i Trypolitanii leży tylko Wielka Syrta.
13 Magnezja (proszek błyskowy) – proszek składający się z pyłu aluminiowego lub magnezowego i substancji utleniającej (np. chloranu potasu); podczas jego spalania następuje bardzo jasny błysk białego światła; od 1859 roku magnezja używana był w fotografii; została wyparta przez jednorazowe żarówki błyskowe wypełnione tlenem i drobnymi wiórkami magnezu, a następnie przez lampy błyskowe; obecnie stosowana w wojsku jako materiał błyskowy w ładunkach służących oślepieniu na pewien czas wroga, przez pirotechników w fajerwerkach jako mieszanka efektowa, czasem jako materiał miotający, również do produkcji petard.
14 Szebeka – statek żaglowo-wiosłowy o 2-3 masztach z ożaglowaniem łacińskim (od drugiej połowy XVIII wieku także częściowo rejowym), popularny w basenie Morza Śródziemnego od XVII do XIX wieku; pierwsze szebeki miały 30 do 40 par wioseł, później ich liczbę zmniejszono do około dziewięciu; duża zwrotność, szybkość, uzbrojenie (ok. 28 dział) i niezależność od wiatru wpłynęły na popularność tych okrętów wśród piratów i korsarzy; ze względu na niedużą ładowność działały zwykle w niewielkiej odległości od lądu.
15 Tartana – mały jednomasztowy statek żaglowy z ożaglowaniem łacińskim, służący do połowu ryb i przewozu towarów, używany na Morzu Śródziemnym od XVII do XX wieku.
16 Polakra (polacra, polacca) – typ trzymasztowego statku pływającego po Morzu Śródziemnym, początkowo z ożaglowaniem łacińskim, później także rejowym, używany jako statek handlowy, ale także wojenny, często wykorzystywany przez korsarzy i piratów.
17 Speronara (xprunara) – mały (do 40 t wyporności) statek żaglowy, bezpokładowy, posiadający ożaglowanie rozprzowe w kształcie litery „X”, używany w XVIII i XIX wieku na wodach przybrzeżnych Morza Śródziemnego do przewozu ludzi lub towarów, charakteryzujący się dużą prędkością.