Matka Boża z Laus - ebook
Matka Boża z Laus - ebook
NOWOŚĆ Serafino Tognetti
Matka Boża z Laus
Najdłużej trwające objawienia maryjne
Zachowaj spokój i rób wszystko, co w twojej mocy, aby pozyskać grzeszników dla Boga, ale potem odejdź i nie troskaj się. Wiedz, że mój Syn pragnie zbawić wszystkich, lecz nie wszyscy chcą dostąpić zbawienia. Ci zaś, którzy zlekceważą twoje przestrogi, pewnego dnia zdadzą Bogu rachunek. MATKA BOŻA Z LAUS
W świecie, w którym człowiek radykalnie odsuwa się od Boga i Kościoła, skazując się tym samym na utratę zbawienia, objawienia Matki Bożej przypominają o pilnej potrzebie zmiany życia. Szczególnie aktualnie brzmi dziś głos Maryi z francuskiej miejscowości LAUS, gdzie od 1664 roku, aż przez 54 lata, ukazywała się Ona BENEDYKCIE RENCUREL. Maryja – Ucieczka Grzeszników wzywa do powrotu na drogę Bożych przykazań i apeluje o częste przystępowanie do sakramentu pokuty i Eucharystii. DLACZEGO MATKA BOŻA TROSZCZY SIĘ O SWOJE GRZESZNE DZIECI? CZY WYSŁUCHAMY JEJ WEZWANIA I ZMIENIMY POSTĘPOWANIE?
SERAFINO TOGNETTI– włoski mnich należący do Wspólnoty Dzieci Bożych. Znany rekolekcjonista i autor książek, głównie o tematyce maryjnej. Współpracował z włoskim Radiem Maryja. Od kilku lat mieszka w pustelni niedaleko Florencji.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67291-29-3 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
POCZĄTEK BADAŃ
O objawieniach Najświętszej Maryi Panny w Laus usłyszałem niemal przypadkiem. Kiedy wraz z grupą pielgrzymów wybierałem się do La Salette we Francji, gdzie w 1846 roku Matka Boża przemówiła do dwójki pastuszków, organizatorzy wpadli na pomysł, żeby po drodze odwiedzić Laus. Jak się dowiedziałem, Maryja przez pięćdziesiąt cztery lata objawiała się tam niejakiej Benedykcie (Benoîte) Rencurel, a ponieważ te dwa miejsca dzieliło zaledwie kilkadziesiąt kilometrów, warto było się zatrzymać w obu.
Zacząłem szukać informacji, aby móc przybliżyć pielgrzymom historię oraz przesłanie objawień, które były mi zupełnie nieznane, ale ku mojemu zdumieniu nie znalazłem prawie nic. Udało mi się jedynie dotrzeć do książki opublikowanej przez wydawnictwo Shalom (Nasza Pani z Laus, wł. Nostra Signora di Laus)¹. Nie mogąc liczyć na inne źródła, przygotowałem wykład w oparciu o tę jedną pozycję. Wkrótce potem wyruszyliśmy w drogę. W Laus zatrzymaliśmy się tylko na jeden dzień, ponieważ naszym głównym celem było La Salette, o którym miałem znacznie szerszą wiedzę. Powitała nas czarowna, słoneczna, niepokaźnych rozmiarów miejscowość z kościołem, miejscami objawień i niewielką liczbą mieszkańców. Było lato i cała okolica tchnęła spokojem i łagodnością. Omówiliśmy pokrótce przesłanie Maryi Panny i koleje życiowe widzącej Benedykty Rencurel, przede wszystkim jednak rozkoszowaliśmy się tym, co tamto miejsce miało nam do zaoferowania, a czego nie da się wyrazić za pomocą słów. Cisza, atmosfera adoracji, ślady życia wiecznego i spotkania z bezmiarem Boga we wszechobecnej harmonii – wszystko to przepełniało nasze serca.
Po powrocie do domu znowu zacząłem szukać materiałów w języku włoskim, ale i tym razem mi się nie powiodło. W głowie zaświtała mi wówczas myśl (wkrótce potem porzucona na długie lata w związku z natłokiem innych obowiązków), że przecież sam mógłbym przeprowadzić badania i stworzyć przewodnik dla tych, którzy planują pielgrzymkę do Laus. Zwłaszcza że Kościół uznał tamtejsze objawienia, a proces beatyfikacji widzącej już się toczy.
Mijały lata. Laus wciąż było tylko pragnieniem, żywym obrazem, który się nie rozmywał, ale też nie nabierał kształtów. Wreszcie któregoś dnia odbyłem rozmowę z pewnym weterynarzem z Piemontu. Nazywał się Vittorio Obertino i był laickim członkiem zgromadzenia, do którego i ja należę. Wyznał, że jest wielkim miłośnikiem Laus, że jeździ tam tak często, jak to tylko możliwe, i że to miejsce stało się dla niego źródłem wielu osobistych łask. Odparłem z żalem, że nie ma żadnych włoskojęzycznych tekstów, które przybliżałyby historię objawień i koleje życiowe widzącej. Nie odpowiedział, ale kilka miesięcy później skontaktował się ze mną, ponieważ znalazł w Laus coś w rodzaju maszynopisu. Nie był to wprawdzie oficjalnie wydany tekst, lecz autorzy z wielką pieczołowitością objaśnili w nim dzieje objawień. Powinszowałem mu znaleziska, zaznaczając, że to jednak opracowanie po francusku, a do tego niedostępne w księgarniach. Wtedy weterynarz postanowił, że w wolnym czasie, pomiędzy wizytami w zagrodach i leczeniem krów, podejmie się przełożenia maszynopisu na język włoski. Mimo że nie mogliśmy wiedzieć, co z tego wyniknie, ochoczo przyklasnąłem temu pomysłowi. Cieszyłem się, że wreszcie dowiem się czegoś więcej na temat trwających pięćdziesiąt cztery lata objawień.
Francuski tekst powstał w 1996 roku i był dziełem dwóch osób: Marie-Agnès Vallart-Rossi i o. René Combala. Tytuł brzmiał: Założycielka sanktuarium Notre-Dame du Laus – członkini Trzeciego Zakonu św. Dominika (1647–1718). Udokumentowana biografia. Autorzy oparli swoją pracę na kilku źródłach: 1) L’Histoire critique du pélerinage de Notre-Dame du Laus et de la vie de Sœur Benoîte Rencurel o. Rogera de Labriolle’a, 2) dokumentacji konferencji historycznej, która miała miejsce w Notre-Dame du Laus w 1978 roku, 3) liczącym dwadzieścia pięć stron dokumencie, który Giovanni Papa, zastępca relatora generalnego Kongregacji do spraw Świętych, wystosował do tejże kongregacji oraz do Ojca Świętego Jana Pawła II, 4) Rękopisach z Laus zredagowanych w 1850 roku na podstawie pisemnych świadectw ludzi, którzy poznali Benedyktę Rencurel osobiście i o których będziemy jeszcze mieli okazję wspomnieć.
Opracowanie Vallart-Rossi i Combala jest naprawdę bardzo rzetelne. Należałoby się wystarać o pozwolenie na druk i wydać je w niezmienionej formie, bo jak dotąd, o czym miałem już okazję wspomnieć, nie trafiło do księgarń ani we Francji, ani we Włoszech. Wadą tekstu na pewno jest jego encyklopedyczność. W dziele o charakterze duchowym i popularyzatorskim nadmiar historycznych szczegółów potrafi być przytłaczający, żeby nie powiedzieć: zbędny. Adresatami tekstu są więc przede wszystkim znawcy tematu. Właśnie dlatego uznałem, że powinienem poprosić o pomoc kilku kolegów i w oparciu o francuski maszynopis przełożony na język włoski przez mojego przyjaciela Vittoria Obertina oraz panią Elenę Guasco z Bielli stworzyć książkę, w której objawienia w Laus byłyby przedstawione z wielką pieczołowitością, ale bez nadmiaru historycznych, topograficznych i chronologicznych odniesień, które odwracają uwagę od właściwego tematu i nie zawsze są zajmujące.
Oddaję w ręce czytelnika owoc naszych wysiłków. Cenne jest to, że mogłem czerpać z absolutnie wyjątkowego, nowego, jedynego w swoim rodzaju źródła: z opracowania Vallart-Rossi i Combala, które – jak mi powiedziano – nie tylko walnie się przyczyniło do uznania przez Kościół objawień (w 2008 roku), lecz także przyspieszyło proces beatyfikacji Benedykty.
Tekst ów nie jest może pierwszym dziełem na ten temat, na pewno jednak odznacza się rzetelnością, wiarygodnością i historyczną dokładnością, będącymi wynikiem wielu lat wnikliwych analiz. Zgłębiając włoski przekład maszynopisu Vallart-Rossi i Combala, starałem się wyłuszczyć jego duchowy i teologiczny sens wiernym, którzy pragnęliby się dowiedzieć o objawieniach czegoś więcej. Skoro Matka Boża ukazywała się przez wiele lat i mówiła o wielu różnych rzeczach, to dlaczego nie mielibyśmy o tym usłyszeć? Pominięcie wydarzeń w Laus milczeniem byłoby i niemożliwe, i niesłuszne: najwyższy czas ukazać światu wspaniałą postać Czcigodnej Służebnicy Bożej, we wszystkim poddającej się słowom Maryi Panny, i spróbować odpowiedzieć sobie na pytanie, w czym może się ona przysłużyć każdemu z nas.
Od objawień minęły już z górą trzy wieki, lecz ich przesłanie nadal jest aktualne, ponieważ w Bogu wszystko jest teraźniejszością. „Historia”, pisze Léon Bloy, „jest toczeniem się wieczności pod spojrzeniem doczesnych i przemijających oczu. W XV wieku jesteśmy zakotwiczeni nie mniej niż w dziesiątym, nie mniej niż w chwili najwyższej ofiary na Kalwarii, nie mniej wreszcie niż w czasach sprzed przyjścia Chrystusa. Rzeczy dzieją się na naszych oczach niby na bezmiernym obrazie – z tą tylko różnicą, że dostrzegamy je później”².
Matka Boża przemawia do nas w Laus, dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek. Celem tej książki jest przedstawienie tamtych wydarzeń i poprowadzenie czytelnika drogą wiodącą do Laus, która jest zarazem drogą ku wieczności.ROZDZIAŁ 1
DZIECIŃSTWO I MŁODOŚĆ
Benedykta Rencurel przyszła na świat 16 września 1647 roku w Saint-Étienne d’Avançon (obecnie Saint-Étienne-le-Laus), małej miejscowości, która zawdzięcza swoją nazwę św. Stefanowi, pierwszemu z męczenników, i leży we francuskiej części Alp Nadmorskich. Stołecznym miastem departamentu jest Gap, położone stosunkowo blisko Grenoble (około 100 kilometrów), Marsylii (około 200 kilometrów), a nawet Turynu (nie więcej niż 150 kilometrów), od którego jednak oddziela je pasmo Alp. Usytuowane na wysokości dziewięciuset metrów n.p.m. Saint-Étienne-le-Laus jest otoczone górami, których bliskość sprawia, że zimy są tam mroźne, ale wiosną i latem panują bardzo przyjemne temperatury.
Sto pięćdziesiąt lat po wydarzeniach w Laus Maryja Panna powróciła w tamte strony, aby się ukazać w pobliskim (bo oddalonym o zaledwie pięćdziesiąt pięć kilometrów) La Salette. O ile jednak objawienia w Laus trwały niemal całe życie widzącej, o tyle w La Salette Matka Boża objawiła się tylko raz, 19 września 1846 roku. Adresaci objawień – Melania i Maksymin w La Salette, Benedykta w Laus – mieli ze sobą wiele wspólnego: parali się pasterstwem, Matka Boża ukazała im się, kiedy wypasali bydło, a poza tym byli młodzi i niepiśmienni.
Jeśli spojrzymy na mapę, okaże się, że w pobliżu leży Ars, znane z działalności świętego proboszcza Jana Marii Vianneya (1786–1859), a nieco tylko dalej Annecy oraz miejsca, które zwykło się kojarzyć ze św. Małgorzatą Marią Alacoque (1647–1690), św. Klaudiuszem de la Colombière (1641–1682) i św. Franciszkiem Salezym (1567–1622). Trzej ostatni żyli zresztą w tej samej epoce co Benedykta Rencurel. Jak widzimy, w XVII i XVIII wieku południowo-wschodnia Francja wydała wielu świętych.
Nie tylko rejony alpejskie zapisały się wówczas jednak złotymi zgłoskami na kartach historii Kościoła. Za życia Benedykty cały kraj był opromieniony blaskiem świętości. Niemal rówieśnikami Czcigodnej Służebnicy Bożej byli św. Jan Chrzciciel de la Salle (1651–1719), założyciel Zgromadzenia Braci Szkół Chrześcijańskich, a także św. Ludwik Maria Grignion de Montfort (1673–1716) darzący Maryję Dziewicę bezprzykładną miłością. Mniej więcej w tym samym czasie żyli i działali we Francji św. Wincenty a Paulo (1581–1660), św. Ludwika de Marillac (1591–1660) oraz św. Jan Eudes (1601–1680), żarliwy apostoł liturgicznego kultu Najświętszego Serca Jezusowego i założyciel zakonu Jezusa i Maryi. Z dala od ojczystego kraju przebywali natomiast św. Jan de Brébeuf (1593–1649), jezuita, który poniósł męczeńską śmierć w Kanadzie, i wielka mistyczka, św. Maria od Wcielenia (1599–1672), urszulanka, która również pracowała w Kanadzie jako misjonarka i którą papież Franciszek kanonizował w 2014 roku.
Spośród wszystkich tych postaci to właśnie nasza bohaterka, Benedykta Rencurel, była najmniej popularna. Równie mało wiadomo o objawieniach Matki Bożej w Laus, chociaż swego czasu nieprzebrane tłumy pielgrzymów przybywały na miejsce objawień, aby osobiście poznać widzącą. Potem jednak wybuchła rewolucja francuska, stary porządek legł w gruzach i Laus zaczęło popadać w zapomnienie. Dopiero w drugiej połowie XX wieku o objawieniach znowu zrobiło się głośno, a 4 maja 2008 roku zostały one oficjalnie uznane przez władze Kościoła³.
Niezbadane są czasy, miejsca i przestrzenie działania Boga. Gdy okolicę obiegła wieść, że oto w Ghiaie di Bonate (w prowincji Bergamo) Maryja Panna ukazała się małej dziewczynce, przy ostatnim objawieniu mimo wojennej zawieruchy (był rok 1944) asystowało blisko czterysta tysięcy osób – przeszło pięć razy więcej niż przy wspaniałym cudzie słońca w Fatimie (z 13 października 1917 roku). A jednak dzisiaj każdy wie, czym jest i gdzie leży Fatima, podczas gdy wydarzenia w Ghiaie di Bonate zacierają się w naszej pamięci.
Spowijająca Laus zasłona milczenia naturalnie zdumiewa. Czy jest możliwe, żeby uszu ówczesnych świętych nie dobiegła żadna wzmianka na ten temat? W listach św. Wincentego a Paulo czy innych nie pojawia się najkrótsza bodaj informacja o Laus, notek o objawieniach próżno też szukać w oficjalnych dokumentach francuskiego Kościoła. Nawet wielcy kaznodzieje, tacy jak kard. Félix Dupanloup czy Léonce de Grandmaison, nie wspominają o nich ani słowem. Święty Proboszcz z Ars zna La Salette, ale zdaje się nie wiedzieć o Laus.
Jak to wytłumaczyć? Postaramy się odpowiedzieć na to pytanie, wcześniej jednak przyjrzymy się temu, co tak naprawdę się wydarzyło w Laus.
Wojenna zawierucha
Chcąc zrozumieć, w jakiej epoce historycznej żyła widząca, nie możemy nie wspomnieć o starciach pomiędzy katolikami a protestantami, które w dekadach poprzedzających narodziny Benedykty Rencurel siały spustoszenie na francuskiej ziemi. Rozgorzałe po wystąpieniu Marcina Lutra konflikty podsycały klimat nienawiści, podejrzeń, przemocy i śmierci, który mocno dał się we znaki ówczesnym Francuzom. Protestanci (nazywani także hugenotami, od niemieckiego terminu, który znaczy tyle co „członkowie sprzysiężenia”) podżegali społeczeństwo, a w końcu doprowadzili do wybuchu wojny domowej, zmuszając grupy katolików do krwawego odwetu. Wokół szerzyły się śmierć, pożoga, zniszczenie. W straszliwych starciach francuski Kościół schyłku XVI wieku stracił ponad osiemdziesiąt tysięcy księży i zakonników. Trup ścielił się gęsto także po drugiej stronie: wystarczy przypomnieć słynną noc św. Bartłomieja (23–24 sierpnia 1572 roku), kiedy to doszło do rzezi setek hugenotów. W takich warunkach samo pójście na Mszę Świętą wiązało się z wielkim niebezpieczeństwem. Donosy były na porządku dziennym i każdy, kto nie krył się ze swoją wiarą, musiał się liczyć z zagrożeniem.
Kalwiniści dotarli aż do Gap i szacuje się, że w ciągu kilku lat od ich przybycia czwarta część mieszkańców miasta przeszła na protestantyzm. Nie była to wprawdzie większość, ale szeregi „nawróconych” zasiliło wiele wpływowych osobistości. Miejscowi notable, bogacze i przedstawiciele sfer rządzących nie bali się narzucać innym swojej woli i z wielką gorliwością piętrzyli przeszkody na drodze Kościoła katolickiego.
Starcia katolików z kalwinistami zebrały w Gap krwawe żniwo. Pod koniec XVI wieku wiele kościołów katolickich zostało zrównanych z ziemią albo wyłączonych z użytku, uszczerbku doznały nawet prywatne domy co bardziej gorliwych wierzących. Jeżeli dodamy do tego szerzące się ubóstwo, a także szkody spowodowane przez klęski żywiołowe, epidemie i powodzie, których w tamtych latach bynajmniej nie brakowało, obraz ówczesnego społeczeństwa ukaże nam się w zaiste ponurych barwach.
W dolinie Avance, która stała się areną naszych objawień, dramatyczne wydarzenia nie zdołały zdusić wiary. Wkrótce też życie religijne odżyło, do czego w pewnej mierze przyczyniła się odwaga szlachetnych biskupów, którzy nie zważając na ryzyko, angażowali się w rozmaite misje dobroczynne. Mogli przy tym liczyć na pomoc i wsparcie kapucynów, jezuitów, dominikanów oraz przedstawicieli filantropijnych stowarzyszeń, które mnożyły się podówczas w diecezjach Gap i Embrun. Rozpowszechniający się kult świętych sprzyjał powrotowi do zdrowej doktryny: duże poruszenie wywołała beatyfikacja Róży z Limy (w 1668 roku) i papieża Piusa V (w 1672 roku), a także kanonizacja św. Ludwika Bertranda (w 1671 roku), dominikanina z Hiszpanii, którego działalności ewangelizacyjnej w Ameryce towarzyszyły rozliczne cuda i charyzmaty. Krótko mówiąc, dolina Avance oparła się napływowi protestantyzmu i pozostając przy wierze katolickiej, dochowała wierności Kościołowi.
Ponownemu rozkwitowi katolicyzmu posłużyła również odpowiedź, jakiej Kościół udzielił protestantyzmowi poprzez Sobór w Trydencie (1545–1563). Celem soboru, który poprzedził narodziny Benedykty o niemal sto lat, była obrona zakwestionowanych przez Lutra dogmatów oraz duchowa, moralna i administracyjna reforma Kościoła. Ojcowie soborowi potwierdzili skuteczność i znaczenie sakramentów (co miało się okazać kluczowe dla wydarzeń w Laus), a także doktrynę o obecności Chrystusa w Eucharystii, którą podważali luteranie.
Protestanci kwestionowali również orędownictwo Najświętszej Dziewicy i zasadniczą rolę, jaką odegrała Ona w dziejach zbawienia. W obronie tej prawdy wiary stanął zarówno Sobór, jak i sama Maryja – nie przez przypadek po wystąpieniu Lutra w całym katolickim świecie rozpoczęła się zdumiewająca seria objawień. Jeszcze przed inauguracją obrad w Trydencie Matka Boża niespodziewanie ukazała się w Guadalupe w Meksyku (w 1531 roku). Wkrótce potem odnotowano w tym kraju zadziwiający rozkwit religijności. Meksykanie masowo nawracali się na wiarę katolicką, a Guadalupe do dzisiaj jest zdecydowanie najchętniej odwiedzanym ośrodkiem maryjnym na świecie. Każdego dnia przybywa tam blisko pięćdziesiąt tysięcy (!) pielgrzymów.
Od czasu wydarzeń w Guadalupe objawienia zaczęły się mnożyć, jak gdyby Maryja, wypełniając powierzoną Jej przez Boga misję, chciała podtrzymywać na duchu, kształtować i wspierać Boży lud, a wraz z nim prawdę wiary i Kościoła, która jest jedna i pochodzi od Bożego Syna, Jezusa.
Kolejne w porządku chronologicznym były objawienia w Laus. Wierzący rozumieją pewne sprawy i tym zapewne należy tłumaczyć fakt, że kiedy hugenoci zaparli się Maryi Panny, ludzie zdrowej wiary zaparli się hugenotów. Dobrzy katolicy zawsze postrzegali Maryję jako matkę, jako Tę, która się za nich modli, jednoczy ich, wysłuchuje ich próśb o łaski i odpowiada na nie. Biada temu, kto w Neapolu uchybi Matce Bożej Pompejańskiej, w regionie Marche Matce Bożej z Loreto, w Bolonii Matce Bożej od św. Łukasza i tak dalej. Maryja, Matka Jezusa, jest zarazem matką wszystkich ludzi, nawet tych, którzy nazywają siebie ateistami.
Miłość do Najświętszej Dziewicy przetrwała nie tylko w podalpejskich wioskach Delfinatu⁴, lecz także w Paryżu: król Ludwik XIII (1601–1643) zwany Sprawiedliwym, którego rządy przypadły na okres krwawych konfliktów religijnych, był żarliwym czcicielem Matki Bożej i 15 sierpnia 1638 roku zawierzył Jej całą Francję.
Zanim rozpoczęły się objawienia, o upowszechnianie kultu maryjnego w południowo-wschodniej części kraju gorliwie zabiegali ojcowie dominikanie, którzy od dawien dawna zasiedlali te okolice i uczyli miejscową ludność różańca. Do głównych zadań zakonu należała walka z wszelkiego rodzaju herezjami, a Matka Boża była w tejże walce potężnym sprzymierzeńcem. Dominikanie cieszyli się wówczas powszechnym szacunkiem i to między innymi ich kaznodziejskiej działalności należy zapewne przypisać szczególne zamiłowanie Benedykty do różańca. Od czasu pierwszych objawień aż do śmierci widząca odmawiała go każdego dnia. Często towarzyszyli jej w tym tłumnie przybywający do Laus pielgrzymi, których Benedykta uczyła się modlić.
Rodzina
Rodzicami Benedykty byli Guillaume Rencurel i Catherine Matheron. Związek małżeński zawarli w 1643 lub 1644 roku. Dokumenty z tamtych czasów nie odznaczają się wielką precyzją, nie jesteśmy na przykład w stanie dookreślić, kiedy dokładnie urodziła się Benedykta. Znamy natomiast datę chrztu: z ksiąg parafialnych, w których proboszczowie sumiennie odnotowywali tego rodzaju wydarzenia, wynika, że uroczystość odbyła się 17 września 1647 roku w parafii w Saint-Étienne, a sakramentu udzielił ks. Jean Fraisse.
W małych górskich mieścinkach, do których z rzadka tylko docierali przedstawiciele samorządów powiatowych, kancelaria parafialna była zapewne czymś na kształt urzędu stanu cywilnego. A ponieważ ówczesny zwyczaj nakazywał chrzcić dzieci nazajutrz po ich urodzeniu, możemy założyć, że Benedykta przyszła na świat 16 września, to jest w dniu, w którym Kościół wspomina świętych męczenników Korneliusza i Cypriana. W domu czekała już na nią starsza siostra, Madeleine, która miała wówczas dwa lata. Rok później narodziła się trzecia i ostatnia dziewczynka, Marie. O losach sióstr widzącej – a także o tym, jak odbierały one nadzwyczajne doświadczenia Benedykty, która przez całe życie w widomy sposób podążała za wskazaniami Maryi Panny – wiemy bardzo niewiele. Nie posiadamy żadnych sprawdzonych informacji ani o dziecięcych latach trzech dziewczynek, ani też o domu rodziny Rencurel. Wiadomo natomiast, że Madeleine i Marie wyszły za mąż. Madeleine poślubiła Jeana Imberta i wydała na świat troje dzieci. Mężem Marie został André Pons, para doczekała się dwójki potomstwa. Po ślubie siostry mieszkały w Saint-Étienne. Obie dość wcześnie zostały jednak wdowami (Madeleine w 1690, Marie w 1694 roku), a wtedy przeprowadziły się w okolice Laus i tam podjęły pracę. Nigdy nie domagały się specjalnych względów jako siostry widzącej, Benedykta zresztą gorliwie zabiegała o to, aby sanktuarium nie stało się dla nikogo sposobem na wzbogacenie się.
Powyższe informacje zdają się wskazywać, że zarówno siostry, jak i pozostali krewni wytrwale wspierali Benedyktę, wierzyli w objawienia i przyglądali się tym nadzwyczajnym zjawiskom z wiarą i wielką uwagą.
Wioska
Miejscowość Saint-Étienne, w której narodziła się Benedykta, liczyła nie więcej niż tysiąc mieszkańców. W okolicy panowało ubóstwo, szerzył się analfabetyzm, średnia długość życia była niewielka, a umieralność dzieci wysoka. Rodzin, którym nie brakowało chleba, było bardzo niewiele. Sieroty i wdowy często musiały chodzić po prośbie, zdane na łaskę i niełaskę sąsiadów. Ci, którym nędza najbardziej dawała się we znaki, zbierali i jedli wszystko, co udało im się znaleźć w lesie: szyszki, korzenie, paprocie, liście, korę i zioła.
W wiosce były tylko dwie pary wołów do orki. Ziemie były podzielone na maleńkie poletka, na których pasło się w sumie kilkadziesiąt owiec i kóz. Dno doliny było przeznaczone na uprawę: siano tam zboża, warzywa i konopie. Nieco dalej rozciągały się lasy, dostarczające materiałów na budowę domostw, a także parę winnic. Sytuacja była trudna, ale miejscowi nie mieli w zwyczaju utyskiwać. Dobrze wiedzieli, że życie nikogo nie rozpieszcza.
Godzien wzmianki jest fakt, że okolice obfitowały w skały wapienne, ilaste oraz w margle. Służyły one do wyrobu wyśmienitej jakości gipsu, który cieszył się wtedy pewnym zainteresowaniem. Kamieniołomy były otwarte i każdy miał do nich dostęp. Mieszkańcy Saint-Étienne wykuwali czasem ze skał coś w rodzaju pieca, w którym wypiekali to i owo. To właśnie przy jednym z takich ofiarowanych przez naturę pieców, z dala od centrum osady Benedykta po raz pierwszy doświadczyła widzenia.
Gdy nastawał czas winobrania, mężczyźni, którzy nie bali się pracy, wyruszali na południe. Kobiety (w szczególności wdowy) często zatrudniały się jako pomoc domowa w Gap. Ci, którzy posiadali niewielkie poletko, a do tego kury, owce, jedną czy dwie krowy i tym podobne, byli w stanie utrzymać siebie i rodzinę. Inni, biedniejsi, uprawiali cudzą ziemię i szli tam, gdzie akurat potrzebowano rąk do pracy. Wielu okolicznych mieszkańców parało się handlem obwoźnym.
Centrum wioski było nadzwyczaj ciasne i z każdej strony otoczone budynkami. Właśnie tam stał rodzinny dom Benedykty. Było to bardzo stare domostwo złożone z piwnicy, stajni ze sklepionym sufitem, pokoju sypialnego na piętrze i niewielkiej, usytuowanej w północnej części domu izdebki, w której do dzisiaj znajduje się figura Najświętszej Maryi Panny i kilka świętych obrazków. Benedykta prawdopodobnie przyszła na świat w pokoju sypialnym, ponieważ zgodnie z panującym wówczas zwyczajem kobiety rodziły w domu.
Więcej informacji na temat rodzinnego domu widzącej znajdziemy w opracowaniu historycznym z 1850 roku sporządzonym przez ks. Josepha Galvina w oparciu o oryginalny tekst Rękopisów z Laus. Poniżej zamieszczam wyimki z tegoż dzieła:
Skromnych rozmiarów dom, w którym narodziła się Benedykta, stał w centrum wioski, nader wąskim i ciasno zabudowanym. Pokój na piętrze był przeznaczony do celów modlitewnych. Nie wiadomo, kiedy powstał, ale z pewnością później niż cały dom, który wyglądał na bardzo stary. Po śmierci widzącej zarówno miejscowi, jak i przybysze z zewnątrz poważali i czcili ów mały domek jako miejsce święte, relikwiarz przesycony jeszcze zapachem świętości. Poczerniałe od dymu i zżarte przez korniki drewniane bale, uszczuplone o połowę wskutek małych kradzieży pobożnych zwiedzających, widziały narodziny cudotwórczyni z Alp, a potem przez długie, długie lata były świadkami jej tajemniczych spotkań z Najświętszą Dziewicą.
Tak wyglądał dom, kiedy 8 stycznia 1850 roku wybuchł gwałtowny pożar, który niemal doszczętnie strawił Saint-Étienne d’Avançon. Domostwo Benedykty otoczone innymi domami zajęło się ogniem jako jedno z pierwszych i wszystko wskazywało na to, że runie, zanim nadejdzie pomoc. Zdarzyła się jednak rzecz niesłychana: ogień strawił przechowywaną na strychu paszę, dotarł do izby i zatrzymał się, jakby powściągnięty niewidzialną i potężną ręką akurat tam, gdzie stała kołyska Benedykty. Połowa sufitu, stare bale otaczane czcią przez zwiedzających i znajdująca się obok kapliczka nie doznały uszczerbku. Dach w tej części domu oparł się płomieniom, które gdzie indziej nie oszczędziły w swojej furii ani jednej deski, ani jednej dachówki. Okoliczność ta nie uszła uwagi licznych świadków, a przede wszystkim ordynariusza Gap, Depéry’ego, który dwa dni później udał się na miejsce pożogi, aby udzielić pomocy pogorzelcom.
Biskup wykupił resztki domu Benedykty, aby go odbudować i zostawić potomnym jako miejsce kultu przechowujące pamięć niezwykłych wydarzeń. Wkrótce potem ruszyły prace remontowe. Ku wielkiemu rozczarowaniu ordynariusza i entuzjastów pomysłu okazało się jednak, że starej budowli nie da się uratować – wady konstrukcyjne oraz szkody wyrządzone przez czas i ogień były zbyt duże. Trzeba było zebrać drogocenne dawne materiały i przy ich użyciu wznieść dom na nowo. Budowniczy wykorzystali drewniane stopnie schodów, po których tyle razy stąpała Benedykta, poczerniałe bale oraz to, co ostało się z izby sypialnej. Dzięki ich wysiłkom dom widzącej wygląda dzisiaj tak samo jak kiedyś. Udało się zachować jego dawną prostotę, a przy okazji przerobić wnętrze pod kątem nowego przeznaczenia, o którym zdecydował świątobliwy Depéry.
Ożywiać ducha Benedykty, kształcić dziewczęta i wychowywać je w duchu miłosierdzia i religijności, otaczać opieką ubogich i chorych – tak mniej więcej przedstawiały się plany czcigodnego biskupa. W ich realizacji dopomogła jedna z mniszek ze Zgromadzenia Sióstr Opatrzności Bożej z Gap, która za namową duchownego przeprowadziła się do domu w Saint-Étienne, aby wziąć pod swoje skrzydła młode parafianki i pielęgnować chorych. Dla uczczenia pamięci bogobojnej Benedykty zakonnica musiała przybrać jej imię i dodać je do własnego.
Pokój, w którym widząca przyszła na świat, został przekształcony w kaplicę i poświęcony Maryi jako Naszej Pani Patronce Dzieci. Pośród czterech drogich ścian powstało także coś na kształt dwóch niewielkich apteczek: jedna była przeznaczona dla ciała i zawierała wszystko, co mogło być użyteczne przy udzielaniu pomocy chorym, w drugiej, przeznaczonej dla duszy, przechowywano z kolei mądre książki, których lektura przyspiesza gojenie się ran zadanych przez błędne doktryny, tak dzisiaj rozpowszechnione.
Na fasadzie odbudowanego domu oczom pobożnych zwiedzających ukazuje się następująca inskrypcja, wyryta złotymi literami na białym marmurze: „Tu 29 września 1647 roku urodziła się Benedykta Rencurel, fundatorka sanktuarium w Laus. W 1850 roku wielebny Jean-Irenn Depéry, biskup Gap, wykupił ten dom i zlecił jego odrestaurowanie”.
Zauważmy, że zawarta w inskrypcji data urodzenia jest błędna. Autor pomylił się o trzynaście dni: Benedykta przyszła na świat 16, a nie 29 września. Wiadomo, że historycy z miejscowej diecezji nie dysponowali dokumentami, które zostały odnalezione później, ale nie można też wykluczyć, że do wybrania tej daty skłoniło współpracowników biskupa nabożeństwo do świętych archaniołów, wtedy właśnie wspominanych przez Kościół.
Społeczność
Społeczność, w której urodziła się i dorastała Benedykta Rencurel, była złożona z rodzin chłopskich. Dzieci kształcono w duchu chrześcijańskim, choć trudno mówić o kształceniu tam, gdzie szerzył się analfabetyzm i tylko bardzo nieliczni młodzi ludzie uczęszczali do szkoły. Praktyki religijne ograniczały się do codziennego zmawiania paru modlitw (Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Wyznanie wiary). W niedzielę chodzono na Mszę Świętą, ale uczestnicy nabożeństw z rzadka przystępowali do Komunii.
Okoliczni mieszkańcy znali na pamięć trzy lub cztery najważniejsze modlitwy, a życie parafii odgrywało w ich edukacji kluczową rolę: misje, stowarzyszenia, nabożeństwa majowe, kult świętych i różnego rodzaju uroczystości determinowały i ukierunkowywały rozwój wiernych, którzy zdobywali podstawowe wiadomości z zakresu historii, geografii i nauk ścisłych dzięki wędrownym kaznodziejom, wizytom biskupów i ludowym klechdom.
Ówcześni ordynariusze Gap i Embrun sprawowali pieczę nad miejscami kultu i przywiązywali wielką wagę do działalności misyjnej. Grupy kapucynów, dominikanów i jezuitów przemierzały terytorium diecezji wzdłuż i wszerz, krzewiąc wiarę, którą konflikty religijne wystawiły, jak widzieliśmy, na poważną próbę. Kaznodzieje dokładali wszelkich starań, aby nawrócić kalwinistów na katolicyzm, uczyli miejscową ludność katechizmu i poprzez sakrament pokuty oraz Eucharystię kształtowali postawy moralne.
Do ożywienia praktyk religijnych we Francji i w innych krajach walnie się przyczyniły rozmaite bractwa. Miały one formę stowarzyszeń laików, którzy zrzeszali się w określonym celu – mógł to być kult świętego patrona, propagowanie różańca, upowszechnianie kultu eucharystycznego, niesienie pomocy potrzebującym i tym podobne. Tego rodzaju organizacje funkcjonowały przy wielu parafiach i były dla nich powodem do dumy. To na ich barkach spoczywało zazwyczaj podtrzymywanie wiary i pobożności w łonie wspólnoty.------------------------------------------------------------------------
¹ Jakiś czas później dowiedziałem się, że istnieje także książka pewnego księdza z Triestu, o. Vincenza Mercantego. Dzieło pod tytułem Widząca Benedykta Rencurel. Sanktuarium w Laus , wydane przez Edizioni Segno i wznowione przez Edizioni Villadiseriane, nadal jest w sprzedaży.
² L. Bloy, L’anima di Napoleone, Milano 2019, s. 6.
³ Na tylnej stronie okładki książki Nostra Signora di Laus, opublikowanej przez wydawnictwo Shalom, widnieje wymowne zdanie: „Kościół, zawsze ostrożny i rozważny w swoich poczynaniach, uznał dotąd 11 z 295 badanych objawień. Objawienia w Laus są dwunaste!”.
⁴ Mianem Delfinatu zwykło się określać krainę historyczną, której północną granicę wyznaczała rzeka Rodan. Na wschodzie Delfinat graniczył z Sabaudią i Piemontem, a na południu z hrabstwem Venaissin i Prowansją. Granica zachodnia biegła wzdłuż Rodanu na południe od Lyonu. Kraina dzieliła się na Górny i Dolny Delfinat. Ten pierwszy przecięty był łańcuchem górskim (zwanym również Alpami Delfinatu), drugi rozciągał się na nizinnych terenach doliny Rodanu.