Matki, żony, czarownice - ebook
Matki, żony, czarownice - ebook
Pierwszy tom bestsellerowej sagi rodzinnej „Sekret dziedzictwa” o kilku pokoleniach kobiet, które dzięki sile i darowi dziedziczonemu z pokolenia na pokolenie budują swe życie wbrew przeciwnościom losu.
Matki, żony, czarownice to historia mądrych i zaradnych kobiet, które powinny odnosić w życiu same sukcesy, a bywały skazane na porażkę – jedynie dlatego, że kochały. To książka o miłości i zdradzie, ale przede wszystkim o wielkiej tajemnicy.
Kiedy głównej bohaterce, 40-letniej szczęśliwej mężatce, wali się jej cały uporządkowany świat, los otwiera przed nią kolejne drzwi. Asia buduje życie od nowa, a dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności poznaje przeszłość swojej rodziny i własne korzenie. Zwyczajne życie współczesnej kobiety (małżeńska zdrada, wychowanie dziecka, utrata pracy, wiązanie końca z końcem) zmienia poznanie tajemnicy, która skrywała zaskakujące losy wielu pokoleń kobiet z jej rodu. Odnaleziony po latach testament Laverny, prababki Asi, to prawdziwy majątek rodzinny, choć nie pieniądze są jego wartością.
Joanna Miszczuk (ur. 1964) – wrocławianka duchem, choć rzadko ciałem. Z wykształcenia pedagog, absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego. Zawodów ma wiele. Mieszkała w Niemczech, Francji i Polsce. Mówi czterema językami. Od 2009 roku mieszka i pracuje w Berlinie. Matka dorosłej córki.
Jest autorką powieści obyczajowych z rozbudowanymi wątkami historycznymi i silnymi postaciami kobiecymi: Matki, żony czarownice, Zalotnice i wiedźmy, Córki swoich matek, Wyspa, Nefrytowa szpilka i Dwie rodziny.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8352-602-7 |
Rozmiar pliku: | 562 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
MARII za opiekę.
Irenie za wszystko.
Zuzi za radość i dumę.
Bożenie za realną pomoc i wiarę we mnie.
Joli za szczerość i ustawienie mnie do pionu.
Lili za wiarę w ludzi.
Gertrudzie za niezłomność.
Zofii za tradycję.
Doreen za wiarę w czary.
Jeannette za śmiech.
…za złośliwość.
Markowi, tacie, za opiekę.
Wiktorowi za bezkrytyczne wsparcie.
Uwe za pytania.
Gniewkowi za fakty i inteligencję.
Michałowi za zaufanie.
Bernwardowi i Martinowi za pozytywną motywację.
Barneyowi za święty spokój.
Kim za muzykę.
Wiele tych osób proszę o miłość… żadnej o przebaczenie.
Serdecznie dziękuję redaktorom i współpracownikom wydawnictwa Prószyński Media za ich pomoc, profesjonalizm i wiarę w sukces mojej powieści. Pani Annie Derengowskiej i Pani Ewie Witan za całą pozytywną energię, którą mnie wspierały, za cenne uwagi i komentarze, dzięki którym ta powieść wygląda tak, jak wygląda. Dziękuję.Od autorki
Cała treść poniższej książki jest jedynie moją fantazją. Niekiedy pojawiają się w niej nazwiska osób znanych z kart historii. Życiorysy, które im przypisuję, są jednak wyłącznie moim wymysłem. Roboczy tytuł mojej powieści brzmiał „Czarownice”… Nie zapominajmy, że to, co niegdyś określano mianem czarów, dziś nazywamy medycyną alternatywną, bioenergoterapią, hipnozą, telepatią, ziołolecznictwem czy sugestią. Nie chciałam tą powieścią urazić niczyich uczuć religijnych. Moim jedynym zamysłem było opisać losy i uczucia kobiet. Mądrych i silnych kobiet, które powinny odnosić w życiu same sukcesy, a niejednokrotnie były skazane na porażkę jedynie dlatego, że kochały.Asia, wrzesień 2007, Wrocław
– Mamoooo… – Ogłuszający wrzask trzech dziecięcych głosików przewalił się przez studnię dźwiękową starej kamienicy przy Szewskiej. Jedną z wydzierających się dziewczynek była z pewnością Misia.
Jak to jest, że matka w chórze prawie identycznych głosów zawsze rozpozna swoje potomstwo? Mogłam co prawda udawać, że nie rozpoznaję, ale to tylko wyjście doraźne. Prędzej czy później rodzicielki pozostałych latorośli dadzą odzew i moja będzie się darła sama. Wtedy się, niestety, nie wyprę, że to nie ona. Swoją drogą wyczucie czasu ma niezłe. Zawsze otwiera paszczę, kiedy robię coś naprawdę skomplikowanego albo interesującego. I żeby nie wiem jak bardzo mnie to coś wciągało, to jej sprawy są ważniejsze. Tematy do przerywników też zawsze ma obłędnie ważne. O co tym razem…?
– Czego sobie, słoneczko, życzysz? – zapytałam przez uchylony lufcik.
– Mogę dostać batonika? – odkrzyknęło przymilnie moje szczęście.
– Możesz! – odparłam i zamknęłam okno, z mściwą satysfakcją słuchając konwersacji dzieci sąsiadów. Córeczki sąsiadów, bliźniaczki, doczekały się tymczasem odzewu mamusi.
– Czego? – zagrzmiało uprzejmie z sąsiedniego okna.
– Rzuć batona! – padła rozkazująca odpowiedź.
Wiedziałam, że za chwilę usłyszę to samo, w innej formie, Misia jednak musiała zebrać się na odwagę, żeby zadać kolejne pytanie. Może to szkoda, że nie jest tak bezpośrednia jak jej koleżanki? Chociaż dla mnie jej dobre wychowanie i poprawna polszczyzna zawsze były powodem do dumy. Wygrzebałam z kuchennej szafki snickersa i wróciłam na dyżur pod balkon. Długo nie czekałam.
– Mamooo… – Tym razem rozległo się solo Misi.
– Słucham, córcia? – Głupio by było, gdybym zwyczajnie rzuciła w nią batonikiem zamiast odpowiedzi.
– Czy mogłabyś mi rzucić tego batonika?
No nie odpowiem jej, że mogłabym, bo konwersacja będzie się toczyć do nocy.
– Uważaj, rzucam! – zameldowałam i snickers dużym łukiem poszybował w dół.
– Dziękuję, mamusiu! – Szczerbata siedmiolatka wyszczerzyła się w stronę naszego balkonu.
Zostawiłam uchylone drzwi balkonowe. Kanikuła ziała żarem. Dobrze, że grube, solidne mury starego budownictwa trzymały temperaturę. Wystarczyło wietrzyć dom w rześkie, nieprzespane noce i cały dzień utrzymywał się miły chłodek. Jak ta mała wytrzymuje całe dni w upale na podwórku? Samotne rozłożyste drzewo przetrwało cudem, otoczone wysokimi kamienicami. Jego cień był jednak zawsze okupowany przez rozplotkowane emerytki. Dzieciaki miały swój kąt z drugiej strony, na małym zielonym placyku, kompletnie nieosłoniętym przed palącym słońcem. Głupota. Dlatego Kamila i jej przyjaciółki najchętniej bawiły się w cieniu tego jednego drzewa, zgodnie dzieląc terytorium ze staruszkami. Podsłuchane rewelacje o zgonach, porodach i inne równie frapujące historie były wielokrotnie tematem przekazów płynących z ust mojej córki. Kamila, Kamisia, Misia. Mój największy i jedyny skarb. Teraz już jedyny sens mojego życia. Moja duma i chluba. Jak ją ustrzec? Jak dać jej dobre i bezpieczne życie? Wiem, że życia za nią nie przeżyję, wszystkie błędy musi popełnić sama. Tak jak ja popełniłam swoje. Cóż, wzory do naśladowania miałam perfekcyjne, tylko los mi nogę podłożył, stawiał na mojej drodze niewłaściwych mężczyzn. Dlaczego omija mnie zwyczajna, wierna i szczęśliwa miłość? Taka, jaką obiecuje pierścionek na moim palcu. Taka, jaką było dane przeżyć babci i mamie. Moje kochane Maria i Krystyna. Mamusia – Krystyna, szczęściara. Dwa razy pokochała, i obaj jej mężczyźni, Marek i Kazimierz, byli w stu procentach tej miłości warci. Diament na moim palcu zamigotał kpiąco. Krystyna… Zamyśliłam się.