Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja
  • Empik Go W empik go

Matylda. Droga ku miłości - ebook

Data wydania:
9 października 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Matylda. Droga ku miłości - ebook

Ucieczka z Łodzi miała stanowić dla Matyldy i Wojtka przepustkę do nowego życia. Tymczasem nic nie układa się po myśli Daszkowskich i w nowym miejscu napotykają na liczne przeszkody. Brak zatrudnienia, niezrozumiała polityka władz i wrogość Klinsmanów powodują, że Matylda wątpi w słuszność podjętej decyzji.

Upór Wojtka sprawia, że Matylda krok po kroku pokonuje kolejne przeszkody i uczy się żyć w Berlinie. Wreszcie obydwoje znajdują zatrudnienie i starają się uporządkować swoje sprawy. Wtedy też pojawiają się porywy serca i nadzieja na prawdziwy związek.

Los jednak bywa przewrotny i lubi zaskakiwać w najmniej odpowiednich momentach…

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-83296-57-9
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pro­log

Wy­so­kie, za­dbane ka­mie­nice, ude­ko­ro­wane licz­nymi pła­sko­rzeź­bami wo­kół smu­kłych okien i przy­sa­dzi­stych drzwi, za­sła­niały błę­kit nieba. Na nie­któ­rych bu­dyn­kach pstrzyły się czer­wone flagi. Czy­sty tro­tuar za­chę­cał do spa­ceru. War­kot mkną­cych uli­cami au­to­mo­bili co chwilę za­głu­szał roz­mowy prze­chod­niów. Wy­stawy skle­powe przy­cią­gały wzrok nie tyle róż­no­rod­no­ścią asor­ty­mentu, ile jego do­brze prze­my­ślaną eks­po­zy­cją. Pa­trząc na to, można by od­nieść wra­że­nie, że w skle­pie ni­czego nie bra­kuje, a klienci z całą pew­no­ścią wyjdą z tor­bami peł­nymi za­ku­pów.

De­li­katny po­wiew lip­co­wego wia­tru przy­niósł zbaw­cze orzeź­wie­nie, a ci­chy sze­lest li­ści da­ją­cych schro­nie­nie roz­wrzesz­cza­nemu ptac­twu brzmiał jak zna­ko­mita kom­po­zy­cja mu­zyczna. Wzdłuż głów­nych ulic, za­pro­jek­to­wa­nych tak, by na­wet sto­jące przy po­bo­czu au­to­mo­bile nie ta­ra­so­wały prze­jazdu, żwawo ma­sze­ro­wali ga­ze­cia­rze, na całe gar­dło wy­krzy­ku­jąc naj­cie­kaw­sze na­główki z prasy co­dzien­nej. Do­mi­no­wała po­li­tyka, póź­niej sport, a na końcu kul­tura.

Nie trzeba było być miesz­kań­cem te­goż mia­sta, by szybko wy­czuć jego po­li­tyczny na­strój po­łą­czony ze szczyptą en­tu­zja­zmu pod­szy­tego stra­chem i do­no­si­ciel­stwem. Spor­towy hart du­cha znać było w sprę­ży­stym kroku służb mun­du­ro­wych, ale rów­nież zwy­czaj­nych prze­chod­niów wzo­ru­ją­cych się na licz­nych ugru­po­wa­niach pil­nu­ją­cych po­rządku w mie­ście.

Kul­tura?

Kul­tura by­wała ważna dla tych, któ­rzy dzięki niej mo­gli za­ła­twić istotne kwe­stie po­li­tyczne i pro­pa­gan­dowe, a ta­kich w Ber­li­nie nie bra­ko­wało.Roz­dział I

1932 rok

Skrzy­pie­nie otwie­ra­nych drzwi mo­te­lo­wego po­koju zdra­dziło po­wra­ca­jącą z za­ku­pami Ma­tyldę. Woj­tek ob­ró­cił się na łóżku w stronę wej­ścia i za­spa­nym wzro­kiem spoj­rzał na sio­strę.

– A co cie­bie tak nosi? – do­py­ty­wał, mosz­cząc się w sko­tło­wa­nej po­ścieli.

– Ku­pi­łam pie­czywo na śnia­da­nie, bo dzi­siaj chcę jak naj­wcze­śniej wyjść.

– Może wresz­cie się uda.

– Taką mam na­dzieję, bo jak tak da­lej pój­dzie, to za­brak­nie nam pie­nię­dzy na mo­tel.

– Do trzech razy sztuka – za­żar­to­wał młody męż­czy­zna i usiadł na łóżku. – Może wy­biorę się z tobą, w ra­zie gdyby były ja­kieś pro­blemy...

– Już ty trzy­maj się od pro­ble­mów jak naj­da­lej... – Po­gro­ziła mu pal­cem.

Chło­pak schy­lił głowę i ner­wo­wym ru­chem po­czo­chrał swoje już i tak na­stro­szone włosy. Od­kąd ty­dzień temu przy­byli do Ber­lina, każ­dej nocy śnił mu się ten sam kosz­mar, w któ­rym za­bi­jał męża swo­jej ko­chanki, a po­tem usi­ło­wał zbiec, choć jego nogi to­nęły w bło­cie, z któ­rego nie po­tra­fił się wy­do­stać. Kosz­mary nie ustę­po­wały na­wet po kie­liszku wódki. A gdy Ma­tylda od­kryła to swo­iste le­kar­stwo, wsz­częła awan­turę, wy­rzu­ca­jąc bratu trwo­nie­nie pie­nię­dzy. Mu­siał więc sam upo­rać się z prze­szło­ścią. Gdyby mógł prze­wi­dzieć, jak się za­koń­czą słod­kie chwile z uko­chaną, za­pewne miałby się na bacz­no­ści. Wciąż jed­nak nie po­tra­fił przy­znać sam przed sobą, że zro­bił błąd, wią­żąc się z mę­żatką. Odro­bina stra­chu i eks­cy­ta­cja z po­ta­jem­nych scha­dzek do­da­wały mu wi­goru i spra­wiały, że nie miał ich dość. A ko­chanka... Nie mógł jej ni­czego za­rzu­cić. Piękna i z klasą. Wiele razy za­cho­dził w głowę, jak to się mo­gło stać, że zwró­ciła uwagę aku­rat na niego. Ow­szem, nie stro­nił od flir­tów. Jed­nak w przy­padku mę­ża­tek zwykł za­cho­wy­wać wstrze­mięź­li­wość. Wie­dział, do czego jest zdolny zdra­dzony męż­czy­zna. A jed­nak po­stą­pił wbrew so­bie, a te­raz zma­gał się z kon­se­kwen­cjami kilku chwil roz­ko­szy.

– Ma­tyl­dziu... Prze­cież wiesz, że nie chcia­łem ni­komu zro­bić krzywdy...

– Na­stęp­nym ra­zem uni­kaj ta­kich kom­pli­ka­cji... – pod­kre­śliła, po czym po­kro­iła na grube kromki wciąż jesz­cze cie­pły chleb i na­lała świeże mleko do kub­ków. – Zja­daj i leć po­szu­kać ja­kiejś ro­boty. W ta­kim wiel­kim mie­ście nie po­winno być pro­blemu z jej zna­le­zie­niem.

Woj­tek mil­cze­niem zbył tę uwagę. Od dwóch dni cho­dził po Ber­li­nie w po­szu­ki­wa­niu ja­kie­goś za­trud­nie­nia. Dzi­wiło go, że wszę­dzie mu od­ma­wiano. Skła­dał to na karb nie­do­sta­tecz­nej zna­jo­mo­ści ję­zyka. Znał kil­ka­na­ście zdań i garść po­je­dyn­czych słó­wek, które Ma­tylda wbi­jała mu do głowy od chwili, gdy wsie­dli do po­ciągu ja­dą­cego do Ber­lina. Przy­tła­czał go ten ogrom no­wych po­jęć. De­ner­wo­wał się, nie mo­gąc wszyst­kich za­pa­mię­tać. Wie­dział jed­nak, że musi się po­sta­rać, je­śli za­mie­rza dłu­żej po­zo­stać w tym mie­ście. Na ra­zie nie mógł wra­cać do Pol­ski. Tam gro­ziło mu wię­zie­nie.

Po śnia­da­niu Ma­tylda zgar­nęła okru­chy z ma­leń­kiego sto­lika, który z za­ło­że­nia peł­nił funk­cję de­ko­ra­cyjną. Re­cep­cjo­ni­sta za­strzegł, że w po­koju mo­te­lo­wym nie wolno przy­go­to­wy­wać i spo­ży­wać po­sił­ków. Ma­tylda jed­nak szybko ob­li­czyła, że nie stać ich na sto­ło­wa­nie się w re­stau­ra­cjach. W związku z tym po­kąt­nie prze­my­kali do po­koju wraz z nie­wiel­kimi spra­wun­kami, a po­tem sta­ran­nie sprzą­tali wszel­kie do­wody nie­sub­or­dy­na­cji.

Dasz­kow­ska po­pra­wiła włosy i uma­lo­wała usta. Chciała do­brze wy­glą­dać w cza­sie spo­tka­nia z Ola­fem Klin­sma­nem. Przed­wczo­raj w miesz­ka­niu pani Elke za­stała ja­kąś ko­bietę, a gdy za­py­tała o wnuka swej do­bro­dziejki, do­wie­działa się, że ten na kilka dni wy­je­chał i wczo­raj miał po­wró­cić do Ber­lina. Ma­tylda nie za­mie­rzała tra­cić czasu. Pie­nią­dze z każ­dym dniem top­niały.

Po­że­gnała więc brata i wy­szła z mo­telu. Od przy­jazdu do Ber­lina każ­dego dnia spa­ce­ro­wała uli­cami, by po­znać mia­sto. Zdą­żyła już za­pa­mię­tać drogę pro­wa­dzącą do miesz­ka­nia przy Oli­vaer Platz. Po­cząt­kowo nie mo­gła się na­dzi­wić wy­glą­dowi sze­ro­kich as­fal­to­wych ulic, na któ­rych nie było ani śladu rynsz­toka. Szybko do­ce­niła równo wy­bru­ko­wany tro­tuar, po któ­rym nie śli­zgały się ob­casy dam­skich pan­to­fli. Gu­mowe buty, które w Ło­dzi sta­no­wiły do­by­tek każ­dego miesz­kańca to­ną­cego w błot­ni­stych po­dwór­kach i bocz­nych ulicz­kach, tu­taj przy­da­wały się je­dy­nie na pe­ry­fe­riach mia­sta. W cen­trum ani razu ni­kogo nie uj­rzała w gu­mia­kach, choć za­raz po ich przy­jeź­dzie przez dwa dni mia­sto spły­wało desz­czem.

Ma­tylda wy­mi­nęła ga­ze­cia­rzy, ża­łu­jąc gro­sza na choćby je­den eg­zem­plarz. Cóż bo­wiem ją ob­cho­dziło to, co po­ru­szało to mia­sto, a na­wet ten kraj i jego miesz­kań­ców. Ona miała wła­sne tro­ski i za­mie­rzała jak naj­szyb­ciej zre­ali­zo­wać plan, z któ­rym tu­taj przy­je­chała.

Gdy do­tarła na Oli­vaer Platz, zwol­niła kroku. Nie­mal drep­cząc w miej­scu, przez chwilę wo­dziła wzro­kiem po trzy­pię­tro­wej ka­mie­nicy. Na­stęp­nie od­na­la­zła okna miesz­ka­nia na pierw­szym pię­trze. Nie miała pew­no­ści, czy to aku­rat te, bo gdy po­przed­nio tu­taj była, nie wpusz­czono jej do środka. Nie do­strze­gł­szy żad­nego ru­chu za fi­ranką, prze­szła przez ulicę i pchnęła ma­sywne drzwi pro­wa­dzące do wnę­trza bu­dynku. Echo kro­ków sta­wia­nych na sze­ro­kich drew­nia­nych stop­niach nio­sło się po wy­so­kiej klatce scho­do­wej. Wresz­cie za­stu­kała do drzwi.

– Tak? – po­znała głos ko­biety, z którą roz­ma­wiała po­przed­nim ra­zem.

– Ma­tylda Dasz­kow­ska – przed­sta­wiła się. – Czy za­sta­łam Olafa Klin­smana? – do­dała płynną niem­czy­zną, ale od­po­wie­działy jej je­dy­nie od­da­la­jące się kroki roz­mów­czyni. – Pro­szę mi otwo­rzyć! Mu­szę po­roz­ma­wiać z Ola­fem! To na­prawdę ważne! – do­po­mi­nała się co­raz gło­śniej.

Już była go­towa ude­rzyć pię­ścią w drzwi, gdy te nie­spo­dzie­wa­nie się otwo­rzyły i uj­rzała w nich wspo­mnia­nego wcze­śniej Klin­smana.

– Ma­tylda? Co tu­taj ro­bisz? I dla­czego od rana się awan­tu­ru­jesz? – do­py­ty­wał męż­czy­zna i za­piął spinkę przy man­kie­cie ko­szuli. Jej biel pod­kre­ślała mie­dziany ko­lor krótko przy­strzy­żo­nych i za­cze­sa­nych do tyłu wło­sów. Gładko wy­go­lona twarz pach­nąca wodą ko­loń­ską, jaką wi­dy­wała je­dy­nie w domu Klin­sma­nów, i lśniące buty do­wo­dziły, że zdą­żyła przed wyj­ściem męż­czy­zny.

– Dzień do­bry, chcia­łam z tobą po­roz­ma­wiać – wy­ja­śniła i w tej sa­mej chwili za ple­cami Olafa po­ja­wiła się młoda ko­bieta odziana w długi pe­niuar, spod któ­rego wy­sta­wała czarna, po­włó­czy­sta ko­szula nocna. – Mu­szę ci o czymś po­wie­dzieć – do­dała lekko zmie­szana. Do­my­ślała się, że tych dwoje wiele łą­czy. Olaf nie przy­po­mi­nał już prysz­cza­tego mło­dziana, któ­rego przed laty po­znała. Te­raz zmęż­niał, a smu­kła syl­wetka spra­wiła, że wy­glą­dał na znacz­nie wyż­szego niż my­ślała.

– Skoro aż tu­taj się fa­ty­go­wa­łaś, to wejdź. – Od­su­nął się, prze­pusz­cza­jąc ją w drzwiach. – Do­ris wspo­mi­nała, że ktoś mnie szu­kał, ale nie mia­łem po­ję­cia, że to o cie­bie cho­dziło. A wła­śnie, to moja na­rze­czona – do­dał pod na­ci­skiem kar­cą­cego spoj­rze­nia ko­biety.

Ma­tylda lekko się skło­niła, a po­tem usia­dła na wy­ście­ła­nej zie­lo­nym ak­sa­mi­tem ka­na­pie usta­wio­nej na­prze­ciwko okien. Cięż­kie ko­tary z tej sa­mej tka­niny po­zo­stały od­sło­nięte, po­zwa­la­jąc pro­mie­niom sło­necz­nym swo­bod­nie tań­czyć na nieco wy­tar­tej drew­nia­nej pod­ło­dze. Ką­tem oka do­strze­gła za­cieki pod pa­ra­pe­tami i kilka od­pry­sków w far­bie na ścia­nie.

– Od kilku dni je­stem w Ber­li­nie, żeby coś ci prze­ka­zać – oświad­czyła i po­dała mu ko­pertę z na­dru­kiem ad­resu kan­ce­la­rii no­ta­rial­nej w Ło­dzi.

– Co to? – Spoj­rzał na nią za­sko­czony.

– Otwórz – po­le­ciła bez słowa wy­ja­śnie­nia.

– Może na­pije się pani kawy? – wtrą­ciła się Do­ris, przy­po­mi­na­jąc o swoim ist­nie­niu, bo nie była przy­zwy­cza­jona do po­mi­ja­nia jej w ja­kiej­kol­wiek sy­tu­acji. Swym wy­jąt­ko­wym po­wa­bem po­tra­fiła ocza­ro­wać każ­dego męż­czy­znę. O uwagę Olafa też nie mu­siała zbyt długo za­bie­gać. Wie­działa jed­nak, że zła­pa­nie w si­dła mi­ło­ści to jesz­cze nie wszystko i trzeba znacz­nie wię­cej wy­siłku, by zwią­zek utrzy­mać. Wcale więc jej się nie po­do­bało, że ja­kaś Po­lka roz­py­tuje o jej na­rze­czo­nego.

– Chęt­nie – zgo­dziła się Ma­tylda. Po po­śpiesz­nie zje­dzo­nym śnia­da­niu zdą­żyło jej za­schnąć w ustach.

Do­ris w wy­koń­czo­nych pu­szy­stymi bą­blami klap­kach na nie­wy­so­kim ob­ca­sie po­drep­tała do kuchni. Olaf przy­siadł w fo­telu na­prze­ciwko Ma­tyldy i wy­jął pi­smo, które po­śpiesz­nie prze­biegł wzro­kiem. Nie spo­dzie­wał się, że bę­dzie ono na­pi­sane w ję­zyku pol­skim, dla­tego za­miast się tru­dzić nad zro­zu­mie­niem tre­ści, zwró­cił się do Dasz­kow­skiej:

– Dawno ni­czego nie czy­ta­łem po pol­sku...

– Mamy czas – od­parła, nie spie­sząc z po­mocą.

Zre­zy­gno­wany męż­czy­zna znów zer­k­nął na kartkę. Tym ra­zem po­świę­cił znacz­nie wię­cej uwagi, by od­czy­tać in­for­ma­cje.

Ma­tylda na­słu­chi­wała do­cho­dzą­cych zza ściany od­gło­sów przy­go­to­wy­wa­nia kawy. Jej aro­mat wkrótce po­ja­wił się w sa­lo­nie, w któ­rym ją przy­jęto. Do­ris usta­wiła trzy fi­li­żanki z wy­ma­lo­wa­nym wzo­rem kwia­to­wym i za­cho­waną w tym sa­mym stylu cu­kier­nicę.

– Nie­stety nie spo­dzie­wa­łam się pani i ni­czego nie przy­go­to­wa­łam na prze­ką­skę – przy­znała atrak­cyjna bru­netka w roz­chy­la­ją­cym się na boki pe­niu­arze, spod któ­rego wi­dać było lśniący czer­nią ma­te­riał noc­nej ko­szuli.

Już wcze­śniej Ma­tylda do­strze­gła jej nie­na­ganny ma­ki­jaż i roz­cze­sane pu­kle. Dasz­kow­ska mi­mo­wol­nie do­tknęła swej pod­pię­tej szpil­kami fry­zury. Te­raz ża­ło­wała, że nie zdą­żyła pójść do fry­zjera przed wy­jaz­dem z Ło­dzi.

– Pro­szę so­bie nie ro­bić kło­potu – od­parła Ma­tylda i się­gnęła po go­rący na­pój. Pew­nie w in­nej sy­tu­acji za­cze­ka­łaby, aż wy­sty­gnie, ale wy­czu­walne w po­wie­trzu na­pię­cie nie zwia­sto­wało do­brej at­mos­fery. Nie za­mie­rzała za­tem zo­sta­wać dłu­żej, niż wy­ma­gała tego sy­tu­acja.

– Prze­cież to nie­moż­liwe – stwier­dził wresz­cie Olaf, pod­no­sząc wzrok na go­ścia. – Te­sta­ment już dawno zo­stał otwarty w obec­no­ści mo­ich ro­dzi­ców. A to... To ja­kaś po­myłka... Ow­szem, za­bra­kło w nim in­for­ma­cji o prze­ka­za­niu nam ber­liń­skiego miesz­ka­nia, ale no­ta­riusz uznał to za nie­do­pa­trze­nie ze strony babki. Roz­ma­wia­li­śmy o tym kilka lat temu i wszystko so­bie wy­ja­śni­li­śmy, więc nie wiem, w czym rzecz.

– Pani Elke na­pi­sała drugi te­sta­ment, a wła­ści­wie jego frag­ment, w któ­rym to okre­śliła wła­ści­ciela miesz­ka­nia, ale ten do­ku­ment utknął u no­ta­riu­sza i do­piero te­raz zo­stał od­na­le­ziony.

– I co z tego wy­nika? – wtrą­ciła Do­ris, ma­je­sta­tycz­nym ge­stem od­gar­nia­jąc dłu­gie loki roz­rzu­cone na pe­niu­arze. – Czyżby ja­kimś tra­fem to pani na­le­żał się ten lo­kal? – do­cie­kała z prze­ką­sem.

– Też je­stem tym fak­tem za­sko­czona – pod­kre­śliła Dasz­kow­ska.

– A kim jest pani dla nie­boszczki? – za­in­te­re­so­wała się bru­netka.

– Wła­ści­wie... Trudno to wy­ja­śnić... Zna­jomą? – ją­kała się, tra­cąc pew­ność sie­bie.

– Czyli ni­kim... – skwi­to­wała bez­par­do­nowo Do­ris i le­d­wie za­mo­czyła usta w smo­li­stej ka­wie. – I cał­kiem przy­pad­kiem to aku­rat pani za­pi­sała na­sze miesz­ka­nie...

Może to za sprawą moc­nej mokki, a może pod wpły­wem emo­cji Ma­tylda po­czuła ucisk w piersi, a na jej czole wy­kwi­tły kro­ple potu. Się­gnęła do to­rebki i otarła twarz chu­s­teczką.

– Tak czy siak, miesz­ka­nie prze­szło na na­szą ro­dzinę przez za­sie­dze­nie – oświad­czył Olaf z wy­mu­szo­nym uśmie­chem na ustach, po czym od­dał Dasz­kow­skiej przy­nie­siony przez nią akt wła­sno­ści oraz list od praw­nika.

– No­ta­riusz uprze­dził mnie, że pań­ska ro­dzina sta­rała się o uzy­ska­nie ta­kiej de­cy­zji, ale od śmierci pani Elke nie mi­nęło jesz­cze dzie­sięć lat, za­tem jest za wcze­śnie na jej wy­da­nie przez sąd – oświad­czyła zdła­wio­nym gło­sem. Już wie­działa, że nie ma co li­czyć na po­lu­bowne za­ła­twie­nie sprawy. Zresztą, czy po­winna być tak na­iwna i wie­rzyć, że uda jej się prze­ko­nać Klin­sma­nów do re­zy­gna­cji z miesz­ka­nia babki?

– Naj­le­piej bę­dzie, gdy w tej kwe­stii wy­po­wie się mój brat – stwier­dził hardo, po czym ze­rwał się z miej­sca.

Oby­dwie ko­biety rów­nież wstały, ale tylko Ma­tylda ru­szyła w stronę wyj­ścia, po dro­dze za­bie­ra­jąc przy­nie­sione ze sobą do­ku­menty. Za­nim wy­szła, lekko skło­niła się go­spo­da­rzowi, nie mo­gąc wy­du­sić z sie­bie słowa.

Wie­działa, że czeka ją długa prze­prawa z Klin­sma­nami, a ona nie miała na nią ani siły, ani pie­nię­dzy. Za­pewne nie na taki fi­nał li­czyła Elke Klin­sman, usta­na­wia­jąc ją wła­ści­cielką miesz­ka­nia.

***

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: