- W empik go
Mąż z grzeczności: komedya w 3 aktach - ebook
Mąż z grzeczności: komedya w 3 aktach - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 228 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Lwów i Warszawa nakładem księgarni b.Połonieckiego
New York: The Polish Book Importing Co. Inc
OSOBY:
BARBARA, wdowa WANDA, jej córka PETRONELA
KAPITAN DYONIZY KAPCIULEWICZ HILARY JĘDRZEJ
KLOTYLDA
FILOMENA ZDZIERALSKI gospodarz OBETKAŁA HONORATA, służąca ANTONI, lokaj FEDKO, forysic kapitana POSŁANIEC
Rzecz dzieje się w mieście za naszych czasów.
KIEROWNIK LITERACKI; HENRYK CEPNIK.
Z DRUKARNI „POSPIESZNEJ” LWÓW, CHORĄŻCZYZNA 23
Scena przedstawia pokój elegancko umeblowany.
SCENA PIERWSZA. (Za podniesieniem zasłony Honorata szykuje do śniadania – słychać pukanie do drzwi).
HONORATA, DYONIZY.
Honorata. Proszę! (Wchodzi Dyonizy). A, to pan Dyonizy!
Dyonizy. (Tłusty, małego wzrostu, twarz wygolona). Dziwicie moje serduszko, że oznajmiam moje przybycie pukaniem. Honorata. Dawniej pan wchodzi! bez pukania! Dyonizy. Widzisz moja sarneczko, stosunki się zmieniają! Od czasu przybycia tego pana.- jak on się tam nazywa?… Honorata. Pan Hilary? Dyonizy (z ironia) A tak! pana Hilarego! Honorata. Bardzo grzeczny człowiek. Dyonizo. A ! bardzo., bardzo… to leż ja chcąc się wam przypodobać, wstępuje w jego ślady!… Miałaś dowód przed chwilą – zapukałem, a wszedłszy nie zapytałem nawet, czy śniadanie gotowe. Widzisz aniołku – niedługo będę grzeczniejszy od pana Hilarego.
Honorata. Oj, co to, to nie! pan Hilary jest najgrzeczniejszym mężczyzną pod słońcem; tak mówiła sama starsza pani; to też go u nas wszyscy lubią.
Dyonizy (z ironia). Lubią go!… Czemu nie powiesz, moje serce, kochają! Nie żenuj się, bo i ja go kocham! Dowód, żem dziś dla jego miłogrzecznej osoby zrobił parę mil drogi, aż nóg nie czuję i tak mi coś tutaj… Honorata. Przynieść rozbratel? Dyonizy. Nie!
Honorata. Taki doskonały, przy kości, z cebulką!
Dyonizy (smakując). Przy kości, powiadasz! i z cebulką? Nie! nie! zatrzymam się, aż panie powrócą.
Honorata. Ależ panie zapewne nie prędko powrócą. Poszły za sprawunkami.
Dyonizy. Wiem, wiem, w towarzystwie pana Hilarego. (Zbliża sic do Honoraty). Powiedz mi Honorciu, jakie twoja pani ma zamiary względem tego pana? Ty aniołku, musisz coś o tem wiedzieć (głaszcze ją).
Honorata (z ambicyą).
No panie! bardzo proszę! tylko bez tych…
Dyonizy. Przecież ci nic złego nie robię, jestem grzeczny Honorata. Oj! panie! żeby to panna Petronela wiedziała! Dyonizy. Panna Petronela? Cóż ona może mieć za pretensyę?
Honorata (śmiejąc się). No! no! niechno pan nie udaje! ja wiem wszystko! Parę dni temu, sprzątając w jej pokoju, słyszałam, jak mówiła do siebie: (naśladuje) „Czy zgodzić się i wyjść za mąż za Dyonizego, czy też wierzyć przeczuciu i czekać na Jędrzeja?”
Dyonizy. Cóż to za Jędrzej?
Honorata. To podobno jakiś jej dawny narzeczony, miał być nadzwyczaj prędki i razu pewnego takich jej nagadał subjekcyi, że nastąpiło zerwanie.
Dyonizy. Cóż dalej?
Honorata. Otoż długo, bardzo długo się namyślała, nareszcie rzekła: „Niech karta zawyrokuje” i postawita kabałę. Długo rachowała, rozkładała karty, ciągle coś mrucząc, aż naraz wykrzyknęła z płaczem: „Stało się, Dyonizy będzie moim mężem! Żegnam cię, Jędrzeju!”.
Dyonizy (zły). Głupia kabała! Powiedz.., więc prawdopodobnie ten grzeczny panicz… coś tego… do panny Wandy?…
Honorata Rozumię się… przecież to jasne, że on dla niej tu bywa..
Dyonizy. Jesteś pewna tego?
Honorata. Dlaczegożby nie! miody, przystojny!
Dyonizy (z ironią). Grzeczny!
Honorata. Grzeczny!
Dyonizy. Bardzo grzeczny. (Mocno). Daj mi jeść! Honorata Miał pan czekać aż panie powrócą? Dyonizy (słodko krzywiąc się). Może długo zabawią!? Honorata. Zaraz przyniosę! (odchodzi głębią).
SCENA DRUGA.
DYONIZY (sam)
Deonizy (sam). ?le! źle!… pa – nie Dyonizy, i jeszcze raz żle!
Twoje papiery spadają. Masz szczęście, ale do starych bab! A pannę, dla której tyle trudów ponosisz, zabiera ci z przed nosa iakiś przybłęda z końca świata! A ia tym babom tak nadskakiwałem! Pozwoliłem robić z siebie kozia i barana, wszystko dla tej małej, tej ślicznoty, która posiada w posagu czterdzieści tysiączków. Ach, na samo wspomnienie, że mógłbym to wszystko utracić, słabo mi. Nabiegałem się po całem mieście, aby zasięgnąć informacyi co do tego młodego grzecznisia; na szczęście mam, mam pasztecik dla niego.
(Wchodzą Barbara, Petronela, Wanda, Posłaniec. Petronela ubrana przesadnie, lecz nie karykaturalnie, ciągle rzuca czule spojrzenia na Dyonizego, Wanda, młode, żywe dziewcze, trochę roztrzepane, nie zdaje sobie sprawy z tego, co mówi. Posłaniec wnosi za niemi paczki).
SCENA TRZECIA.
BARBARA, PETRONELA
WANDA, DYONIZY, POSŁANIEC
Barbara. Nareszcie jesteśmy w domu! Wanda (siadając). Mamciu, ja już nóg nie czuję!
Petronela (do posłańca). Postaw to, mój przyjacielu, tutaj!
Barbara, Petronela, Wanda (spostrzegłszy Dyonizego). A, pan Dyonizy!…
Dyonizy. Witam drogie panie! (Całuje w rękę Barbarę, potem Wandę).
Wanda (śmiejąc się). Marno! pan Dyonizy w rękę mnie pocałował.
Dyonizy. Przepraszam, nieuwaga, sadziłem, że to pani. (Całuje w rękę Petronełę, która robi słodką mitte). Oj, z tą Wandzią to trudna sprawa.
Barbara (do Dyonizego), Ach! biedny pan! czekałeś?…
Petronela. Gdybym wiedziała!
Barbara (opryskliwie). No to cóżby siostra zrobiła! Przecież na skrzydłach byśmy nie przyfrunęły. Wprawdzie pan Hilary proponował powóz, ale nie wypadało przyjąć – za mało się znamy. Jaka dystynkcya!
Dyonizy (wpadając). Jaka grzeczność!
Barbara. Wyszukana… Rzadki, rzadki człowiek! Nieprawdaż, Wandziu?
Wanda (która się huśta na krześle, nie zważając, co mówi). Uhm!
Barbara. Ale ja całkiem zapomniałam, że pan głodny. Dyonizy. Nie, tylko mi coś tutaj…
Barbara. Ach, mój Boże! biedny! to z głodu, bo niepotrzebnie pan czekałeś.
Petronela (do niego słodko). Gdybym wiedziała!
Barbara (woła). Honorato!
Posłaniec. Czy będę jeszcze potrzebny?
Barbara (do Petroneli). Niechże go siostra odprawi; potrzebne to było zakupywać tyle szmat. Gotowam cię posądzić, że chcesz sobie szyć wyprawę! [Patrząc na nią). Albo ten kapelusz! Dobry dla panienki, ale nie dla…
Petronela (błagalnie wskazując głową na Dyonizego). Siostro! (płaci posłańcowi, który odchodzi). Honorata (wchodzi z talerzami).
Barbara (do Honoraty). A! jesteś przecie. Czy nie wiesz, że pan Dyonizy głodny?
Honorata. W tej chwili przyniosę. (Zostawia talerze i odchodzi).
Wanda (zaczęła gwizdać walca z „Wesołej wdówki'), Barbara. Wandziu! a to co?
Wanda (śmiejąc się), E, nic mateczko! Przypomniał mi się pan Hilary!
Barbara. I dlatego gwizdasz?
Wanda. Bo on jest bardzo grzeczny. Idąc ulicą obok mnie, nie przemówił ani słówka.
Barbara In… s). Biedak zakochany.
Wanda. Chcąc rozpocząć rozmowę, zapytałam go, czy sobie nie przypomina walca z „Wesołej wdówki”, i prosiłam, aby mi zanucił po cichuteńku.
Barbara. Jakżeż można na ulicy.
Wanda (naśladując go). „Śpiewać nie umiem, ale za to gwizdam doskonale”. No to niech pan zagwizda. „Z przyjemnością”. I przez całą drogę gwizdał, a ja się śmiałam do rozpuku. To mameczka tego nie słyszała?
Deonizy (n s.) To jakiś gwiżdżący amant.
Barbara. Moja Wandziu, jesteś zanadto rozstrzepana. Twoje żarty nie są na miejscu; ja nie wiem doprawdy, gdzie cię tego nauczono.
Wanda (wesoło). Na pensyi mateczko! O, tam wielu rzeczy można się nauczyć.
Barbara. Pan Hilary gotów pomyśleć, że żartujesz z niego! a powinnaś już wiedzieć, w jakich on tu bywa zamiarach,
Wanda. Nie wiem, mateczko.
Dyonizy (który usiadł przy stole, zawiązał serwetę pod szyję i czeka na jedzenie, bawiąc sit widelcem – n… s.) Ona nic wie, a wie doskonale ptaszek,
Barbara. Dowiesz się poźniej, Po śniadaniu pomówimy o tem obszerniej.
Wanda. To lepiej zaraz,
Dyonizy (n… s.). Jak jej pilno.
Barbara. Nie, nie! Po śniadaniu – mówię! Teraz idź przeczesać włosy. Biedny pan Dyonizy, czeka tak długo.
Wanda. A prawda, biedny! (biegnie do nieco). Panie Dyonizy, co panu jest?
Dyonizy (wystraszony). Jakto co?
Wanda. Taki pan mizerny.
Barbara. Ale co znowu!
Petronela (zrywa się). Biedny, gdybym wiedziała.
Dyonizy. Mizerny? Ja mizerny?
Wanda. Uhm!
Dyonizy, Mizerny! Rzeczywiście? Tak mi coś tutaj…
Wanda (wskazuje serce). Tutaj, nieprawdaż? (Do Petroneli). A tobie cioteczko także coś tutaj (śmieje się). No, do widzenia! Nie gniewajcie się na mnie. (Całuje matkę i ciotkę. Odchodzi na prawo).
SCENA CZWARTA.
CIŻ prócz Wandy potem HONORATA
Petronela (d… s). Skąd ona wie?
Dyonizy. A to mały djablik!… Barbara (zagaduje). A teraz, kochany panie Dyonizy, mów, czegoś się dowiedział o panu Hilarym. Co to za człowiek, jaka pozycya, familia, czy majętny?
Dyonizy. Za pozwoleniem! Najpierw muszę wiedzieć, w jakim charakterze on tu bywa.
Barbara. Jakto? Nie wiesz? Mój brat, kapitan, polecił mi pana Hilarego listownie, jako świetną partyę dla Wandzi. Więc jeżeli jego pozycya…
Dyonizy. Aha! Teraz rozumiem. Otoż ów pan Hilary… (Wchodzi Honorata z tacą. – Pukanie do drzwi).
Barbara. Proszę!
Hilary (wchodzi niosąc wachlarz i parasolkę).
SCENA PIĄTA.
CIŻ i HILARY.
Barbara i Petronela. A! pan
Hilary!
Hilary (po kolei się wita; do
Barbary). Sługa najniższy! (Do Petroneli). Padam do nóżek. (Idzie do Dyonizego, podaje mu rękę). Witam pana dobrodzieja i życzę smacznego apetytu! (Dyonizy podaje mu rękę, trzyma widelec, który upada). Przepraszam, najmocniej przepraszam! (Podnosi i oddaje ma widelec)
Dyonizy (zły, d… s zagadując) Dwadzieścia razy na dzień przyjdzie i dwadzieścia razy się wita!
Hilary. Wpadłem na małą chwileczkę, aby zwrócić rzeczy, które przez zapomnienie zostawiły panie w magazynie. Oto wachlarz i parasolka.
Petronela. Wachlarz mój! (z ukłonem odbiera). Bardzo dziękuję! (podaje mu rękę).
Hilary. O, proszę pani, drobnostka! A parasolka? Petronela. Nie moja!
Hilary (do Barbary). Więc zapewne pani dobrodziejki?
Barbara (oglądając). Nie, nie moja. Zapewne Wandzi. Jakżeż ona się ucieszy! Ale pan jej sam zwrócisz. (Otworzywszy drzwi z prawej, woła) Wandeczko! (Wchodzi Wanda).
SCENA SZÓSTA.
CIŻ i WANDA.
Wanda. Co mama rozkaże? (Spostrzegłszy Hilarego, powstrzymuje śmiech) A ! pan Hilary!
Hilary (pomieszany). Przynoszę parasolkę, którą pani zostawiła w sklepie!
Barbara (do Dyonizego). Uważasz pan, jak w niej zakochany?
Dyonizy (z pełnemi ustami). Uhm… uważam!
Wanda (otwiera dziurawą parasolkę i oddaje mu). Dziękuię panu, ale to nie moja!
Dyonizy (zobaczywszy to, Iak silnie parsknął śmiechem, że aż się zadławił; zaczyna z wysileniem krzyczeć). U! u! u! (pokazując gardło).
Barbara. Jezus Marya! udławił się!… Wody, prędzej! wody! (wszyscy się rozlatują po wodę. Dyonizy daje znak Barbarze, aby go w kark palnęła, ona to robi). Nic nie pomaga Boże drogi, jak jemu oczy wyszły na wierzch! prędzej wody! (Wpadają wszyscy. Petronela niesie wodę, którą nalał z karafki Hilary. Dyonizy odbiera od niej, pije, wszyscy przerażeni).
Dyonizy (wypiwszy wodę, przychodzi do siebie – czule do Petroneli, całując ją w rękę). Wdzięczny do grobu! (zabiera się z powrotem do jedzenia).
Petronela (robi słodką minc i spuszcza oczy) Barbara. O Boże! jak się przeraziłam, serce mi strasznie bije!
Dyonizy (z polnemi ustami – z ukłonem). Już mi lepiej, nieuważnie potknąłem!
Hilary (do Wandy) Najmocniej przepraszam, mimowoli popełniłem niegrzeczność.. ale sądziłem, że to pani parasolka… jeszcze raz przepraszam i…. mam zaszczyt!…
Barbara. Już nas pan żegnasz?
Hilary. Ważne zajęcia.
Barbara. Nie masz pan nic do powiedzenia?
Hilary. W jakiej kwestyi?
Barbara. Tak w ogólności.
Dyonizy (cicho) Nie spiesz się pani.
Hilary. Z nowin?… nie wiem żadnej!… a nie, przepraszam, mam jedną, ale ona mnie samego tylko dotyczy.
Barbara. Jeżeli dobra, w takim razie i nas ucieszy niezmiernie..