Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Mazurscy w podróży. Sekret białej damy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 czerwca 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mazurscy w podróży. Sekret białej damy - ebook

Siódmy tom bestsellerowej serii podróżniczo–przygodowej Agnieszki Stelmaszyk!

Zwiedzaj polskie zamki w poszukiwaniu – uuuu! – ducha białej damy.

Miejsca akcji:

Polska: Radzyń Chełmiński, Świnoujście, Samociążek, Kórnik, Jelenia Góra, Kraina Wygasłych Wulkanów, Sucha

To miała być wyprawa tropem filmu Pan Samochodzik i templariusze. Tymczasem na zamku krzyżackim w Radzyniu Chełmińskim Jędrek dostrzega… białą damę. A może to tylko złudzenie, przecież duchy nie istnieją? Co jednak, gdy duch podąża za Mazurskimi do Kórnika i Krainy Wygasłych Wulkanów, a do tego w każdym z tych miejsc dochodzi do niepokojących zdarzeń?

Kim jest tajemniczy mężczyzna, który zdaje się przeczesywać plażę w Świnoujściu w poszukiwaniu skarbów? I co oznacza białe łabędzie pióro, które pojawia się wszędzie tam, gdzie Jędrek, Marcela i spółka?

Próby rozwiązania tych zagadek wpędzą Mazurskich w nie lada tarapaty i doprowadzą na zamek Czocha, pełen sekretnych przejść i magii…

 

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8319-850-7
Rozmiar pliku: 8,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Cześć!

Jestem Jędrek Mazurski i razem z rodziną zwiedzam Europę. Zwykle opowiadam o naszych przygodach i wrażeniach z podróży, jednak tym razem postanowiłem Wam bliżej przedstawić moich najbliższych i nietuzinkowe przyjaciółki babci Henrysi. Nie myślcie jednak, że będzie nudno. O nie! Bunia jak magnes przyciąga kłopoty i zwariowane przygody. Przygotujcie się więc na aferę kryminalną, sporą dawkę adrenaliny i nieoczkiwane komplikacje.

Wszystko zaczęło się pewnego dnia w Amersfoort, bo właśnie tam, podczas naszej podróży do Holandii, bunia postanowiła założyć Klub Buń. Już wtedy domyślałem się, że na pewno wcieli ten pomysł w życie. Okazało się, że jej koleżanki przyjęły go entuzjastycznie, a co z tego wynikło, zaraz się dowiecie…

Do relacji dołączam trochę zdjęć i rysunków z rodzinnego albumu, a mapka pozwoli Wam zlokalizować miejsca, w których dzieje się akcja tej książki. Zaczynamy! =)

ROZDZIAŁ 1, W KTÓRYM RATUJEMY PODUPADAJĄCĄ CUKIERNIĘ, A W TLE POJAWIAJĄ SIĘ BELGIJSKIE KORONKI

Po powrocie z Holandii babcia Henrysia odwiedzała nas rzadziej niż zwykle, ponieważ aktywnie uczestniczyła w spotkaniach założonego przez siebie Klubu Buń. Najczęściej można ją było spotkać w cukierni należącej do jednej z jej koleżanek, pani Elżbiety Wójcik, zwanej zdrobniale Elżunią. W Pychotce, bo taką nazwę nosiła jej cukiernia, rezydowały teraz wszystkie członkinie klubu. Umawiały się tam, gdy nie było już klientów, wtedy miały cały lokal tylko dla siebie.

Jak już wspomniałem, babcia często znikała w Pychotce na całe wieczory i nie trudno się domyślić, że w końcu tata zaczął się tym trochę niepokoić.

– Trzeba sprawdzić, co moja matka tam robi! – stwierdził pewnego dnia.

– Kochanie, to chyba dobrze, że jest aktywna i ma towarzystwo, prawda? – odparła mama.

– No niby tak, ale… – zawahał się, po czym dodał: – Wolałbym jednak wiedzieć, czym się tam zajmuje.

– To poproś, żeby cię ze sobą zabrała – zaśmiała się mama.

– No wiesz? Też pomysł! – obruszył się tata i umilkł.

Po chwili jednak coś mu przyszło do głowy.

– Zaraz, przecież Jędrek mógłby pójść z babcią! – oznajmił, na co od razu gwałtownie zareagowałem:

– O nie! Jeszcze czego! Nie będę chodził na spotkania starszych pań! – prychnąłem urażony.

– Sprawdzisz tylko, czy babcia nie wikła się w jakieś kłopoty. – Tata mrugnął zachęcająco.

– Nie będę szpiegował własnej babci! – zaprotestowałem jeszcze głośniej.

Padre ciężko westchnął i przewrócił oczami, ale już nie wracał do tego tematu. Aż tu parę dni później sama babcia Henrysia wpadła do nas z propozycją nie do odrzucenia.

– Jędruś, mam dla ciebie bojowe zadanie! – zakrzyknęła od progu. – Musimy pomóc Elżuni rozkręcić jej interes. Ostatnio do cukierni przychodzi mniej klientów niż zwykle. Trzeba rozreklamować jej wypieki i słynne ptysie – wyliczała. – Mam świetny pomysł, jak to zrobić! – pochwaliła się, a ja poczułem, że chyba nie będę z niego zadowolony. – Zrobisz sesję fotograficzną do mediów społecznościowych! – oznajmiła, po czym dodała: – Elżunia musi iść z duchem czasu!

„Może i musi, ale dlaczego to ja mam mieć z tym coś wspólnego? – zastanawiałem się bez większego zapału, bo zamierzałem zupełnie inaczej spędzić resztę wakacji.

Niestety w naszym domu była akurat moja kuzynka Marcela, która z entuzjazmem podchwyciła pomysł babci i natychmiast postanowiła się zaangażować w to całe ratowanie cukierni, nie dając mi nawet czasu do namysłu. Stwierdziła, że nie znam się na stylizowaniu zdjęć jedzenia, a ona to przecież #instagirl i jest w tym profesjonalistką, więc musimy tę pracę wykonać razem.

– Och, Marcelko, to cudownie, że nam pomożesz! – ucieszyła się babcia. – Wiedziałam, że mogę na was liczyć. – Uśmiechnęła się zadowolona. – Przygotujcie się i jutro zaczynamy! Nie ma co zwlekać! – orzekła, a potem gdzieś pognała, zostawiając mnie z tym nowym wyzwaniem i nakręconą na maksa Marcelą, która do końca dnia nie mówiła o niczym innym, tylko o fotkach z jedzeniem.

W ten oto sposób znaleźliśmy z kuzynką zatrudnienie na kilka następnych wieczorów, choć jeszcze wtedy nie wiedziałem, że ta fucha wcale nie okaże się tak nudna, jak sądziłem, a wręcz śmiertelnie niebezpieczna, ale o tym dowiecie się później.

Najbardziej z tego mojego nowego zajęcia (oprócz Marceli oczywiście) to chyba był zadowolony tata.

– Jędrek, wreszcie będziemy mieć babcię na oku! – Mrugnął i zagwizdał radośnie.

I tak oto, chcąc nie chcąc, zacząłem uczestniczyć w spotkaniach Klubu Buń. Miałem tylko nadzieję, że nie zobaczy tego żaden z moich kumpli.

Następnego dnia, późnym popołudniem, przyszliśmy z Marcelą do Pychotki. Uczestniczki spotkania siedziały przy okrągłym stoliku i z ożywieniem o czymś rozmawiały. Oprócz pani Elżuni rozpoznałem jeszcze panie Grażynę, Zytę i Jaśminę. Gdy weszliśmy, na moment zapanowało zamieszanie, bo każda z nich chciała nas poinstruować o czymś dotyczącym sesji.

Wreszcie musiałem przypomnieć, kto tu robi zdjęcia, a Marcela podkreśliła, że to ona jest główną stylistką, więc panie wreszcie wróciły na swoje miejsce, a my zabraliśmy się do pracy.

Marcela przygotowała różne serwetki, koraliki, kwiatki, a także kolorowe gadżety i muszę przyznać, że na tle tych dekoracji wszystkie ciastka, babeczki i ptysie wyglądały o wiele apetyczniej.

Byłem tak pochłonięty fotografowaniem, że w ogóle nie słyszałem, o czym panie rozmawiają, czasem tylko wybuchały głośnym śmiechem, ale potem i tak przewijały się chyba jakieś nudne babskie tematy, które wcale mnie nie interesowały.

Aż w pewnej chwili jeden z wątków przykuł moją uwagę.

– Nie uwierzycie, moje kochane, ale dzisiaj spotkało mnie coś dziwnego! – zaczęła pani Grażyna, która prowadzi sklepik z antykami. – Wyobraźcie sobie, że trzech klientów pytało o ten sam towar! – oznajmiła tajemniczym tonem.

– Zawsze masz najładniejszy asortyment – pochwaliła bunia. – Nic dziwnego, że ten sam przedmiot wpadł im w oko.

Westchnąłem trochę rozczarowany, bo ton głosu pani Grażyny zapowiadał coś bardziej niezwykłego, choć musiałem zgodzić się z babcią, że w tym sklepiku jest wiele ładnych przedmiotów. Mnie najbardziej podobały się stare zegary, które głośno tykały, a buni – delikatne porcelanowe filiżanki, od których sklep wziął swoją nazwę – Filiżanka właśnie.

Wróciłem do przerwanej pracy, gdy pani Majkowska znów się odezwała:

– Pozwólcie, że dokończę – poprosiła. – Otóż – podjęła przerwaną opowieść – najpierw przyszedł jakiś mężczyzna, po nim pojawiła się kobieta, a jeszcze później kolejna i wszyscy troje pytali o… Nie zgadniecie!

Koleżanki nawet nie próbowały zgadywać, więc zaraz dokończyła:

– Pytali o koronki…

– Koronki? – powtórzyły chórem wszystkie panie.

– To prowadzisz teraz pasmanterię? – zdumiała się babcia Henrysia. – Nie wspominałaś, że rozszerzasz asortyment.

– Bo nie rozszerzam…

– W takim razie nie rozumiem. – Bunia zmarszczyła brwi.

– To dłuższa historia. – Pani Grażyna zaczerpnęła tchu i zaczęła opowiadać, a ja na moment przerwałem swoją robotę i nadstawiłem ucha.

– Jakiś tydzień temu byłam u mojego brata, Lolka, w Belgii i jeździliśmy po małych miasteczkach w poszukiwaniu niezwykłych staroci – relacjonowała. – W pewnej wsi, nie pamiętam nawet jej nazwy, trafiliśmy na licytację przedmiotów z opuszczonego domu. Właścicielka zmarła, a spadkobierca nie chciał w nim zamieszkać, więc wystawił całe wyposażenie na sprzedaż. Wszystkie przedmioty można było licytować. W ten sposób w całkiem przyzwoitej cenie udało mi się nabyć mnóstwo pięknej porcelany. Kupiłam też kilka oryginalnych belgijskich koronek. Mówię wam, są przecudne! – zachwycała się pani Grażyna.

– I jeszcze się nimi nie pochwaliłaś? – oburzyła się na to Zyta. – Koniecznie muszę je obejrzeć!

Ponieważ pani Zyta Halicka jest właścicielką butiku z oryginalną odzieżą, uznałem, że rozmowa skręca na fatałaszki, więc wziąłem aparat do ręki. Po chwili jednak ponownie go odłożyłem, bo dalsze słowa pan Grażyny znów mnie zaintrygowały.

– Nie wspomniałam wcześniej o tych koronkach, ponieważ wymagają małej renowacji i chciałam je wam pokazać dopiero po naprawie – tłumaczyła.

– To dlaczego wystawiłaś je na sprzedaż w sklepie? – dziwiła się pani Jaśmina.

– Otóż właśnie. – Pani Majkowska pstryknęła palcami. – Nie ma ich jeszcze w mojej ofercie.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – spytała zdumiona Jaśmina.

– Że nie ma ich jeszcze w sklepie! I nikomu nawet nie wspomniałam, że w ogóle je kupiłam. Nigdy wcześniej nie miałam też w sprzedaży belgijskich koronek. Więc jakim cudem klienci pytali właśnie o nie? Czy to nie zaskakujące?

Na moment w Pychotce zaległa cisza, którą przerwała babcia Henrysia.

– Hm, na pewno jest jakieś wytłumaczenie – stwierdziła.

– Ale jakie? Nikt nigdy nie interesował się belgijskimi koronkami – podkreśliła pani Grażyna. – W ogóle nikt nie pytał o jakiekolwiek koronki. A dziś chciały je u mnie kupić aż trzy osoby! Po tym, jak dopiero co sama je nabyłam na aukcji.

– To chyba dobrze, prawda? – odezwała się pani Elżunia. – Wygląda na to, że ci się poszczęściło i prędko je sprzedasz, a co najważniejsze, skoro jest popyt, to możesz podnieść cenę.

– No właśnie! – Pozostałe panie z aprobatą kiwały głowami.

– Ale skąd nagle popyt akurat u mnie? – nie ustępowała pani Grażyna.

Przez dobrych parę minut panie głowiły się nad odpowiedzią, aż wreszcie oświeciła je Marcela:

– Może jakaś influencerka w internecie reklamowała takie koronki i nagle zrobiły się modne?

Myślałem, że panie nie będą wiedziały, o kogo chodzi, ale one były świetnie zorientowane.

– A wiesz, że to możliwe? – Zyta zabębniła palcami w blat stołu. – Śledzę wiele blogów modowych, co prawda ostatnio nie natrafiłam na żaden o belgijskich koronkach, ale może jest na nie popyt wśród grup zajmujących się historią ubioru?

– To znaczy? – spytała pani Grażyna, a przyjaciółka szerzej jej to wyjaśniła:

– Są osoby, które szyją stroje, na przykład suknie nawiązujące do tych z konkretnej epoki historycznej. Może jest jakieś zapotrzebowanie na stare koronki ze strony takich właśnie grup. Pytałaś klientów, dlaczego chcą je kupić?

– Właściwie to chyba jedna z kobiet wspominała, że należy do jakiejś grupy i szyje suknię, ale nie zwróciłam na to uwagi, a druga… tak… chyba mówiła, że szyje stroje do filmów kostiumowych…

– Moja droga, no i wyjaśniła się cała zagadka! – zaśmiała się pani Zyta. – Kilka osób w tym samym czasie po prostu potrzebowało starych koronek i pewnie szukało ich w wielu sklepach ze starociami. Twój znajduje się w centrum miasta, więc nic dziwnego, że wszyscy ci ludzie trafili również do Filiżanki.

– Ach, macie rację – przyznała pani Grażyna. – Nie mam pojęcia, dlaczego ta sytuacja tak mnie zaintrygowała i nawet trochę zaniepokoiła.

– Kochana, czytasz za dużo kryminałów! – zawołała pani Jaśmina, właścicielka małej uroczej kwiaciarni.

– Och, trochę mi teraz wstyd, że zawracałam wam głowę taką głupotą i dopatrywałam się w tym zdarzeniu czegoś niezwykłego – westchnęła z zażenowaniem pani Grażyna.

Ja westchnąłem jeszcze głośniej, bo byłem naprawdę zawiedziony. Przez chwilę miałem nadzieję na jakąś zwariowaną przygodę, a tymczasem musiałem powrócić do robienia zdjęć torcików bezowych, a gdy wreszcie skończyłem, poszliśmy z Marcelą do domu.

Bunia została w Pychotce dłużej, bo panie wymieniały się jeszcze jakimś rewelacyjnym przepisem na szarlotkę, a ja byłem tak wykończony, że nie chciało mi się na nią czekać.

Kiedy wieczorem tata zapytał, co jego mama robi w Klubie Buń, odpowiedziałem, że panie rozmawiają o fatałaszkach, starych koronkach i wymieniają się przepisami, i że jest to nudne jak flaki z olejem.

Szkoda, że nie widzieliście jego miny!

– A podejrzewałeś własną matkę nie wiadomo o co! – zaśmiała się mama. – Skoro ona tak często spotyka się z koleżankami, może wyskoczymy gdzieś bez niej? Co ty na to? – Uśmiechnęła się do taty. – Zabierzemy tylko Marcelkę, żeby Jędrek miał towarzystwo.

– O nie! – zaprotestowałem. – Pojedźmy sami!

– W sumie rzeczywiście dawno nigdzie nie byliśmy tylko we troje. – Tacie nawet spodobał się ten pomysł. – A dokąd byśmy pojechali?

– Gdzieś blisko, na razie mam dość dalekich wojaży – stwierdziła mama, a potem dodała z rozmarzeniem: – Mam ochotę na jakąś krótką, romantyczną wycieczkę…

– To chyba wiem, kochanie, dokąd cię zabrać – powiedział padre i dał mamie całusa.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: