- W empik go
Melodye - ebook
Melodye - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 194 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Warszawa
Gebethner i Wolff
Kraków – G. Gebethner i Spółka
1903
Дозволеио Цеизурою
Варшава 28 Яиваря 1903 г.
Będzie mi może kiedyś policzone,
Żem nigdy w obcą nie poglądał stronę,
Lecz zawsze trwałem temu słońcu blizki,
Co mi w łzach matki błysło u kołyski,
Że mi najdroższe wydzwaniały echa:
Próg mój ojczysty i wieśniacza strzecha
I że dla świata, co był moim światem,
Pragnąłem zostać i czułem się bratem.
Będzie mi może kiedyś policzone,
Żem ku tej ziemi miał oczy wpatrzone,
Że mi się wstęgą w głębi serca wiły:
Przydrożne krzyże, cmentarne mogiły,
Że myśl, jak oracz, szła bruzdami sochy,
Śpiewała prochom i gadała z prochy,
I że innego nie łaknąłem nieba,
Prócz swoich ludzi i swojego chleba.
Będzie mi może kiedyś policzone
I za marzenia, i sny niewyśnione,
I to, że miałem nieraz ścieżkę twardą,
I to, że miałem z rodu duszę hardą,
I to, żem nigdy klątwom ucha nie dał,
Że mogłem strwonić, alem nie zaprzedał,
I to, że smutki trzymając pod strażą,
Chadzałem w życiu z uśmiechniętą twarzą.
Będzie mi może kiedyś policzone,
Żem nigdy w obcą nie poglądał stronę,
Że, jak tych mędrców betlejemska gwiazda,
Mnie wiodła moja do cichego gniazda,
Do tej wsi naszej, na kłosiste pola,
Że mi tu była i dusza, i wola;
Żem ku tej ziemi miał oczy wpatrzone,
Będzie mi może kiedyś policzone.
* * *
Kupujcie państwo! Kto da więcej?
Niewiele za się będę chciał…
Bylebym świt swój pacholęcy,
I kąt, i swoje niebo miał.
Byleby tylko słonko swoje
Patrzało ku mnie z złotych rzęs,
Byle kryniczne biły zdroje,
Byle swojego chleba kęs!
Bylem miał tylko przy okienku
W pobliżu grzebień nizkich strzech,
Byle mię budził o rozdzienku
Pogwar radosny drogich ech…
Byle na łyżkę było warzy,
Na mogilanej ziemi szmat;
Bylem miał to, co serce marzy –
Całego siebie oddam rad!
Kupujcie, państwo! toć niewiele:
Za byle-byle oddam się…
Będę wam dzwonił na wesele,
W tęsknocie śpiewką otrę łzę!
Będę wam służył bez wytchnienia,
Dopóki życia, po sam grób!
Wszystkie zadumy, rozmarzenia
U waszych, służąc, złożę stóp!
Wszystko, co w piersiach się kołysze,
Co na dnie serca skryte mam,
I swoje burze, i swą ciszę
Za byle-byle oddam wam!
Byle pod niebem dach nad głową,
Swojego chleba skibkę mieć,
Byleby tylko dobre słowo…
Czegóż mi więcej, czego chcieć?
Kupujcież państwo! toć niedrogo –
Za dolę, wolę, mary, sny,
Za to, co przeszło życia drogą,
Za to, co przejdzie w resztkach dni!
Za ukochane, niewyśnione,
Za noce, dzionki, zmierzchy, świt,
Za łzą serdeczną uroszone,
Za ludzką duszę, ludzki byt!
Za to, co jeszcze załka krtanią;
Za to, co jeszcze w piersiach wre…
Kupujcież, państwo! Sprzedam tanio!
Za byle-byle oddam się!
* * *
Gdyby mi dano –
Orłem być!
Co wiewem skrzydeł słońce studzi!
Wolałbym jeszcze –
Prochem żyć
W pośrodku ludzi!
Gdyby mi dano –
Niebo tkać
W księżyce, gwiazdy złocistemi,
Wolałbym jeszcze –
Rosę siać
Po mojej ziemi!
Gdyby mi dano –
Sławy tron!
W pośmiertnej chwale lśnić półbogiem!
Wolałbym jeszcze –
Cichy skon
Za chaty progiem…
Gdyby mi dano –
W ducha sieć
Ułowić wszystką moc i siłę…
Wolałbym jeszcze –
Jedno mieć
Serduszko miłe!
Gdyby mi dano –
Szczęście w dłoń!
Bym szedł z nim w dal od swych podwoi!
Wolałbym raczej –
Chmurzyć skroń…
Tam – gdzie są moi!
Za orle skrzydła –
Sławy mgłę!
Za ugwiażdżone tło rozbrzasków!
Nie dałbym jednej
Grudki! nie!
Rodzinnych piasków!
* * *
Doprawdy, dziwią mię te słowa.
Wieje z nich pesymizmu chłód!
W twych ustach nuta minorowa!
Sztucznej Nirwany chyba płód?…
Bo… czyż na seryo, piękna pani,
Sądzisz – że fałszem jest nasz wiek?
Że uśmiech w twarzy… lub jęk w krtani
To podrobionych uczuć czek?!
Pozwól… Zaprzeczyć się ośmielę.
W rozbracie z czynem mowa twa,
Wszak i twych źrenic kapitele
Czysta jak kryształ kryła łza!…
Niedawno… Pomnisz! w karnawale…
Na korzyść biednych miał być bal.
Pamiętam przecież doskonale!
Jak szczery w on czas był twój żal!
I nie dziw! Zimy jarzmo srogie…
Mróz suteryny ścinał w lód!
A na poddasza, na ubogie
Już zaglądały: nędza, głód!
Więc uradziły tkliwe serca,
By doli tej położyć kres –
(Niech sądzi, co chce świat szyderca)
Bal – tylko dla otarcia łez!
… Serc litościwych protektorat
Wnet całą sprawę ujął w dłoń,
Odbył posiedzeń kilka… porad…
Wszak pani należałaś doń?!
W przeddzień – Pamiętam do tej chwili
Kazałaś mi u siebie być,
Zachodzę… patrzę… – Pani kwili!
Nerwowo szarpiąc fręzli nić!
Słusznie! krawcowa niegodziwa (Jak sama objaśniłaś mię),
Na czas z sukienką nie przybywa!
O całą dobę! spóźnia się…
Więc – wybacz pani mej śmiałości!
Przeczę – by wiek nasz był tak złym!
Symbol litosnej nadczułości
Widziałem w cudnem oczku twem!
* * *
Po swojej drodze chodzę ja,
Na swojej wzrosłem grzędzie…
A czy tam na niej śmiech czy łza,
Czy echo dzwoni czyli łka,
Co być ma, niechaj będzie.
Po swojej drodze chodzę ja,
Ku chmurom, czy do słońca…
I póki w piersiach życia skra,
I póki serce tętnem drga,
Iść będę hen, do końca.
I choćby świat mi boleść słał,
Piołunem zatruł dolę,
Na swojej drodze będę trwał
I swoje ziarno będę siał
Na swoją, blizką rolę.
I choćby mi świat boleść stał,
Z tej drogi nie zawrócę…
Światu, co kamień w dłonie brał,
Kawały z serca będę rwał
I z pieśnią w odwet rzucę.
A choć już resztki strawię sił,
Choć z uczuć pierś wygłodzę…
Padając, jeszcze będę śnił,
Że tam, gdziem krokiem w życiu był,
Pozostał ślad na drodze.
I jednoć mi, co powie świat
Nad mojem zimnem ciałem,
Czy rzuci wieniec, laury, kwiat,
Czy rzeknie w trumnę: Pal go kat!
Tam… wiedzą, co kochałem.
* * *
Modlitwą moją – lasów szmer,
Ołtarzem – ziemia cała.
Co się kobiercem rodnych pól
Pod niebem rozesłała.
Podzwonnem – leśnych ptaszyn śpiew,
Kadzidłem – kwietne wonie,
Gromnicznem światłem – słońca blask,
Gdy wschodem brzasków płonie.
Na tym ołtarzu każdy twór
Dań Bożą odprawuje –
I mój w pokorze pada duch
I małość swoją czuje.
Czuje ogromy jasnych nieb,
Potężną ziemi płodność,
I u Wszechmocy świętych stóp
Rozumu składa godność.
I w chorał bytów wplata pieśń:
Dziękczynne Salve świata,
I z szmerem lasów, wonią ziół
Za słońca gwiazdą wzlata.
Wzlata w przyrody wielki krąg
Ogniwem wspólnej doli,
Bo w wirze pyłów jest, jak pył
Bez steru i bez woli.
* * *
Noc blednie… Gwiazdy złote przysłaniają oczy,
Księżyc – żniwiarz sierp zwiesił przez ramię błękitu,
Jutrzenka za chmur rąbki kryje splot warkoczy,
W różaną falę brzasku biją strzały świtu…
Zorza! Ranek.. Cyt! Słońce wyjrzało z przezroczy!
Cisza… Dokoła wszystko przepojone ciszą!
Cicho idzie polami rozświetl promienista,
Półsenne haszcze leśne cicho się kołyszą.
Cicho gędźbi na miedzach grusza gałęzista,
W przestworzu srebrne rosy, jak łzy ciche, wiszą…
Dnieje… Słońce trysnęło roztopionym spiżem!
Pławi się po dolinach, na przełęczach buja…
Cisza… Cyt, cyt! Skowronek zawisnął pacierzem!
Nagle… wir głosów, odmęt ech – jak kniejna ruja!…
Ziemio ty! chatyn wieńcem rozpięta pod krzyżem
Aleluja!
* * *
Geograf mój chłopczyna,
Do rąk mu globus daj,
To wnet dysputę wszczyna,
Jak który zwie się kraj?
O lady, morza pyta…
A ty mu globus kręć;
W oczętach małych świta
Zapalnej wiedzy chęć.
Gdzie Kalisz, gdzie Warszawa,
Gdzie Londyn, Kijów, Rzym,
Dziecina ma ciekawa
Paluszkiem wskaże swym.
To Francya, a to Włochy,
A to, tatusiu, co?
Zagadnie cię "co trochy"
Maleńkie bobo to.
Dziś rano ponad Odrę
Ruszyło chłopię me,
Wlepiło oczki modre,
Świecące ślepki swe…
Wtem nagle wznosi rączkę
Aż ponad globu łuk…
– A nad tem co, tatusiu?
Odrzekłem chłopcu: – Bóg
* * *
Hej, żeby tak w garści socha
Iść warkoczem skib,
Orać dla tych, co się kocha,
Na powszedni chleb – o wiośnie,
Na powszedni chleb!
Hej, żeby tak wodzić pługiem…
"Odsie", "wiśta", "kse"!
Ponad Wisłą, Narwią, Bugiem,
Tam, gdzie serce rwie i dusza,
Tam, gdzie serce rwie!
Hej, żeby tak ziarna z korzec,
Na tysiączny plon,
Niechby rosło, jak proporzec,
Jak radosny dzwon szumiało,
Jak radosny dzwon!
Hej, żeby tak cztery siwe,
Bicz konopny… hej!
Huknąć! Jechać w dni szczęśliwe
O wiosence tej złocistej,
O wiosence tej!
* * *
W pokoju cioci śmiech i gwar
Kominek blaskiem sieje…
Ciocia tygielek kładzie w żar
I żółte woski grzeje!
W pokoju cioci dziatwy rój
Radością, promienieje…
"Ciotuniu złota! skarbie mój!
Niech ciocia co uleje!"
Chichocze dziatwa, klaska w dłoń,
Łuczywo zwolna tleje…
Ciotunia chyli smutną skroń
I żółte woski leje!
Rycerze, lalki, wieńce, kwieć,
Marzenia i nadzieje,
Co tylko młodość pragnie mieć,
Ciotunia wszystko leje!
W pokoju cioci zamilkł gwar,
Kominek już nie grzeje…
Ciotunia w skrzepły patrzy żar
I łzy rzęsiste leje!
W pokoju cioci cisza, mrok…
Gwiazdami nocka sieje…
Ciotunia rzewny wznosi wzrok
I łzy rzęsiste leje!
Zwiesiła smutnie siwą skroń,
Jak drzewko na zawieje…
Zawiędły bukiet bierze w dłoń
I łzy rzęsiste leje!
Zawiędły bukiet… Pęczek bzu!
Wiośniane serca dzieje!