Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Melodye. Serya 2 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Melodye. Serya 2 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 211 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ME­LO­DYE

Se­rya II

War­sza­wa

Druk Sy­nów St. Nie­mi­ry

Plac Wa­rec­ki 4

1905

Дозволено Цензурою

Варшапа, 12 Iюня 1904 года.

* * *

Cza­sem, gdy chwy­tam za pió­ro dla chle­ba,

Gdy du­sza przę­dzie na garść so­cze­wi­cy,

Gdy myśl za­pal­na, i mus, i po­trze­ba

Na jed­nej w pier­siach osią­dą zwrot­ni­cy –

Czu­ję, że pła­cę tam, w gó­rze, przed Pa­nem

Za pra­wo ży­cia nie sa­mym licz­ma­nem!

A cza­sem zno­wu, choć boli, choć nęka,

Choć twar­da jawa z słod­kich ma­rzeń bu­dzi,

Kie­dy po­my­ślę, że ja­kaś pio­sen­ka

Może z mej pier­si prze­biedz w ser­ca lu­dzi

I tam na mgnie­nie za­go­ścić pro­my­kiem –

Czu­ję, że, pła­cąc, zo­sta­ję dłuż­ni­kiem!

Że za to wszyst­ko, co moje, co dane,

Co cza­sem du­sza w ro­je­niach zo­ba­czy,

Za te ob­raz­ki w słoń­cu ma­lo­wa­ne,

Co lecą w śpiew­kach o nu­cie pro­sta­czej,

Za one chwi­le wi­dzia­ne w błę­ki­cie,

Aby od­pła­cić – zbyt krót­kie jest ży­cie.

* * *

Choć­by­śmy wszyst­ko wy­klę­li ko­cha­nie,

Zga­si­li pło­mień, co się w pier­siach pali –

To jesz­cze w ser­cu, wbrew woli, zo­sta­nie

Mi­łość tej chwi­li, w któ­rej­śmy ko­cha­li!

Za­wsze ją bę­dziem no­sić przed oczy­ma,

Bu­dzą­cą w du­szy po­grze­ba­ne ha­sło –

Tak, jak w noc ciem­ną, cho­ciaż słoń­ca nie­ma,

Wie­my zkąd we­szło i wie­my gdzie zga­sło.

Bywa… bywa, że du­sza, jak ze sta­li kuta,

Idą­ca bez bo­jaź­ni w wal­kę z prze­zna­cze­niem,

Dla któ­rej dźwięk har­to­wy to je­dy­na nuta –

Na­gle… ko­rzy się w pro­chu i pada ze drże­niem

I pod mięk­kiem do­tknię­ciem moc całą prze­ży­wa,

Pan­cerz sta­li w pa­ję­cze zmie­nia­jąc przę­dzi­wa…

Bywa… bywa!

Bywa… bywa, że du­sza, zła­ma­na nie­do­lą,

Któ­ra tyl­ko li­to­ści po­żą­da od świa­ta,

Pod wiel­kim cio­sem wsta­je z od­ro­dzo­ną wolą,

Pro­mien­na i na­dzie­ją wskrze­szo­na skrzy­dla­ta

I z okrzy­kiem roz­pa­czy w bój się z lo­sem zry­wa,

Ol­brzy­mie­je i w wal­ce pieśń zwy­cię­stwa śpie­wa!

Bywa… bywa!

Smut­no mi, Boże!

Dziec­kiem o za­ra­niu,

Gdym pierw­sze słoń­ce uj­rzał na błę­ki­cie,

Sły­sza­łem, piosn­kę o wiel­kiem ko­cha­niu

Na całe ży­cie!

Dziś jed­nej zwrot­ki tej śpiew­ki nie zło­żę…

Smut­no mi, Boże!

A jed­nak mia­łem ją całą przy du­szy,

Chro­ni­łem w pier­siach i zbro­iłem wolą –

Tyl­ko prze­pa­dła gdzieś w ży­cio­wej głu­szy,

Stłu­mio­na dolą…

Że jej już ser­ce od­na­leźć nie może…

Smut­no mi, Boże!

A tak­bym pra­gnął, jak wte­dy dzie­ci­ną,

Tą samą nutą na­po­jo­ne war­gi

Nad ma­zo­wiec­ką ustru­nić rów­ni­ną,

Bez żad­nej skar­gi…

Że myśl już daw­nej ski­by nie wy­orze –

Smut­no mi, Boże!

Dzi­siaj, jak oracz nad płon­nym za­go­nem,

Nad wła­snem ser­cem sto­ję za­du­ma­ny,

Bom nie od­pła­cił spo­dzie­wa­nym plo­nem

Za chleb po­sia­ny…

Cze­ka­łem ju­tra, dziś się ju­trem trwo­żę…

Smut­no mi, Boże!

Cze­ka­łem ju­tra i tego ko­cha­nia,

O któ­rem piosn­ki po­dzwa­nia­ło echo…

Było i… prze­szło bez mocy wy­trwa­nia

Pod moją strze­chą…

Je­ślim ja wi­nien… do stóp Twych się ko­rzę..

Smut­no mi, Boże!

* * *

Ko­mi­nek ga­śnie… Dwor­ku ścia­ny

W pół­mro­ku toną, w pół­ro­zbrza­sku…

Pod nie­bem sza­rych mgieł tu­ma­ny,

Na ścia­nie zima na ob­raz­ku.

Je­sien­ny wi­cher po ogród­ku

W ga­łę­ziach drze­win gra nok­tur­no…

Do du­szy kro­czy wid­mo smut­ku

I bie­rze my­śli w prze­strzeń chmur­ną.

Bie­rze i rzu­ca ode­rwa­ne

Od ścian dwor­co­wych w dal bez­brzeż­ną,

Mię­dzy to nie­bo, mgłą owia­ne,

I na ob­raz­ku zimę śnież­ną.

I jak ten wi­cher po ogród­ku..

Co w na­gich drze­wach gra nok­tur­no,

Ser­ce po­dzwa­nia nutą smut­ku,

A oczy pa­trzą w prze­strzeń chmur­ną.

* * *

Róż­ne są gu­sta… Lu­bię rze­czy sta­re!

Po­wta­rzam, rze­czy… bo kwe­stja się zmie­nia,

Gdy mam tęż samą przy­sto­so­wać mia­rę

Do lu­dzi-pa­nów, ra­czej pań stwo­rze­nia,

Wte­dy – na tyle nie je­stem ro­man­tyk,

Bym nad szes­na­stą wio­sną wo­lał an­tyk!

Lecz rze­czy lu­bię… Lu­bię me­bel gdań­ski,

Sta­re por­tre­ty, broń, omsza­łą fla­szę,

Lu­bię, gdy data ery chrze­ści­jań­skiej

Na bel­ko­wa­niu prze­pi­na pod­da­sze,

Że dość mi pod­nieść oczu, wnet myśl spla­ta

Wszyst­ko, co w ser­cu tkwi, jak w bel­ku data!

Lu­bię – gdy cza­sem o sza­rej go­dzi­nie,

W słoń­cu, co ga­śnie na za­chod­niej stro­nie,

Od sta­rych mu­rów sta­ra piosn­ka spły­nie,

Przy­sia­da echem na wie­życ ro­bro­nie

I na skle­pie­nia roz­wie­szo­na stru­nach

Gędź­bi w za­cho­du sza­rze­ją­cych łu­nach.

Wte­dy tani, w gó­rze, za ob­łocz­nym zrę­bem,

Gdzie słoń­ce w po­mrok kry­je zło­te szar­fy,

Wi­dzę pod świę­tym za­ko­pa­ne dę­bem

Ko­ści pie­śnia­rzy, a na ko­ściach har­fy –

I nie chcę-wo­łać: Bóg wia­ra, sen mara!

Wolę śnić – póki dzwo­ni piosn­ka sta­ra!

I lu­bię jesz­cze – znów wra­cam do me­bli:

Sta­re, dę­bo­we biur­ko, peł­ne skry­tek,

Daw­ny maj­stersz­tyk śre­dnio­wiecz­nych he­bli,

W któ­rem nie­je­den cen­ny prze­trwał zwi­tek,

Ręką pra­dzia­dów ukry­ty w szu­fla­dach…

Lu­bię te sta­re biur­ka po pra­dzia­dach,

Chciał­bym do pió­ra siąść przy ta­kim sprzę­cie

I wy­kraść de­skom wszyst­ką ta­jem­ni­ce!

Tam, gdzie wo­sko­we ka­pa­ły pie­czę­cie,

Za­du­mą stroj­ne ob­ró­cić źre­ni­ce

I py­tać wzro­kiem… Może mar­twe drew­no.

Ja­ką­by skryt­kę otwo­rzy­ło śpiew­ną!

Mo­że­by z sta­rych fol­ja­łów in qu­ar­to

Rań­tuch pa­ję­czyn ob­le­ciał i pie­śni,

A skrypt, uj­rzaw­szy szcze­rą pierś otwar­tą

Od­żył i sło­wa swe od­dzwo­nił w pie­śni,

Zaś pieśń im inne ob­ra­ła scho­wa­nie,

Nio­sąc i ziar­nem rzu­ca­jąc po ła­nie!

I jesz­cze lu­bię – nim z błę­ki­tu cha­brów

Gwiaz­dy mo­ty­le spi­ją noc­ne rosy –

Wie­lo­ra­mien­nych od­brzask kan­de­la­brów,

Kie­dy je słu­ga za­tli srebr­no­wło­sy,

A każ­de z ra­mion przez noc dłu­gą świe­ci,

Jak­by wspo­mnie­niem ubie­głych stu­le­ci.

* * *

Od­bie­gło mię, od­bie­gło het!

To moje szczę­ście mło­de!

Za siny bór, za gór­ski grzbiet.

Za set­ną po­szło wodę!

Od­bie­gło snać w nie­zna­ny świat,

W da­le­ką po­szło dro­gę,

Bo go­nię je od tylu lat,

A spo­tkać już nie mogę!

Nie mogę już, choć go­nię w trop,

Jak cień za jego cie­niem,

Nie mogę już obu­jąć w pierś

Ni jawą, ni ma­rze­niem!

Choć ści­gam je czy dzień, czy noc,

Choć du­szę mam na oku,

Stra­co­ny czas, stra­co­na moc:

Prze­pa­dło gdzieś w po­mro­ku!

Prze­pa­dło gdzieś za głę­bią wód,

Czy w le­śną skry­te głu­szę!

Da­rem­ny znój, da­rem­ny trud,

A jed­nak ści­gać mu­szę!

Więc go­nię je o każ­dym dniu,

Gdy brza­skiem się roz­pa­la,

I pę­dzę w ślad co jeno tchu,

A ono za­wsze zda­la!

Raz tyl­ko, raz! przede mną hen,

Jak słon­ko za mgły si­nej,

Bły­snę­ło mi, by zło­ty sen,

Na oczach u dziew­czy­ny!

Bły­snę­ło mi i zga­sło wnet,

Za­kry­te noc­ką ciem­ną…

Da­rem­niem śnił, da­rem­niem szedł…

Kto inny wziął przede mną!

Kto inny wziął i pił do cna,

A kie­dy od­jął usta –

Zo­sta­ła li za­wo­du łza,

Bo cza­ra była pu­sta!

Kto inny pił… Więc kie­dym brat,

Choć ser­ce w dzwon za­bi­ło!

Prze­mi­nął raj, prze­mi­nął szał

I szczę­ścia znów nie było!

Nie było nic u mo­ich warg,

U źre­nic mo­krych łza­mi,

Prócz złu­dy złud, prócz daw­nych skarg

Na szczę­ście za gó­ra­mi!

* * *

Wi­dzia­łem dra­mat strasz­ny, pro­sty frag­ment ży­cia…

Dzień już był, słoń­ce wsta­ło z ran­ne­go po­wi­cia

I pa­trzy­ło we­so­łe zło­tych źre­nic ża­rem –

Z mia­sta ty­sią­ce pier­si roz­brzmie­wa­ły gwa­rem.

Sze­dłem…

Na­gle! gdzie mo­stu pra­skie­go ko­lum­ny,

Za­tur­ko­tał wóz czar­ny… Bia­łe wie­ko trum­ny

Za­świe­ci­ło mi w oczach przez że­la­zne kra­ty…

Tru­mien­ka była mała, przy­stro­jo­na w kwia­ty,

Dzie­cię­ca, sre­brzo­ne­mi ta­śma­mi obi­ta…

Za trum­ną pu­sto… Jed­na szła łza­wa ko­bie­ta,

Mat­ka… Ni­ko­go wię­cej!

Wóz czar­ny, woź­ni­ca,

Mata trum­na i mat­ka, bied­na wy­rob­ni­ca…

Ni­ko­go wię­cej… Pu­sto… A tam górą w mie­ście

Brzmia­ły gło­sy ty­sią­cz­ne, dzie­cię­ce, nie­wie­ście,

Ludz­kie, żywe…

Za trum­ną jed­no ser­ce w bólu…

………………………

Oj! cięż­ko w sa­mot­no­ści nieść łzy swe, ma­tu­lu!

* * *

Na "Li­po­wej'' z roz­dzien­kiem,

Niby w baj­ce – pio­sen­ce,

Świt spo­glą­da okien­kiem

Na twa­rzycz­ki chło­pię­ce.

Wszyst­kie dziw­nie zna­jo­me

Temu słon­ku na nie­bie:

Spo­ty­ka­ło je nie­raz

Po pro­szo­nym, po chle­bie.

Spo­ty­ka­ło je nie­raz

Od po­wi­cia, od dziec­ka,

Po za­uł­kach fa­brycz­nych,

Po rynsz­to­kach "Za­piec­ka".

Nie­raz, idąc ku zie­mi,

Z wy­zło­co­nej swej przę­dzy

Roz­rzu­ca­ło pro­my­ki

Po ma­leń­kiej tej nę­dzy!

Nie­raz grza­ło pierś drżą­cą

Pod­czas chło­du i gło­du

[ łzy nie­raz wi­dzia­ło

Wśród dzien­ne­go po­cho­du!

Nie­raz, pa­trząc z uko­sa

W zdar­tą odzież pod­strzę­pek,

Oba­czy­ło za­sia­ny

W mło­dem ser­cu wy­stę­pek!

Na "Li­po­wej" z roz­dzien­kiem

Słoń­ce w bla­skach po­świa­ty

Prze­le­cia­ło okien­kiem

Na chło­pię­ce warsz­ta­ty!

Za­świe­ci­ło ra­do­sne,

Przy­sta­nę­ło zdu­mio­ne…

Tu – bu­ci­ki jak ulał,

Tu – wy­ro­by to­czo­ne!

Tu igieł­ką, jak gwiaz­dą,

Miga drob­na dłoń w brza­sku…

Niby w baj­ce – pio­sen­ce,

Jak na ja­kim ob­raz­ku!

Mały Ja­nek but szy­je,

Staś włó­czę­ga nić mota…

A w oczę­tach we­se­le,

A w twa­rzycz­kach ocho­ta!

Że aż zło­cą się mury

Ol­brzy­mie­go bu­dyn­ku,

Taka świa­tłość tam bije

Od do­bre­go uczyn­ku!

Od do­bre­go uczyn­ku,

Od tej woli nie­złom­nej,

Co stwo­rzy­ła schro­ni­sko

Dla nie­do­li bez­dom­nej!

* * *

Idź, śpiew­ko moja, idź.

Na służ­bę idź za chle­bem,

Świe­tla­nych ma­rzeń nić

Nie star­czy pod tem nie­bem!

Po­trze­ba, śpiew­ko… żyć!

Na służ­bę idź za chle­bem!

Idź, śpiew­ko, w na­jem, idź!

Choć przyj­dzie czo­ła spło­nić,

Gdy każą – po­kłon bić,

Gdy każą – śmie­chem dzwo­nić!

Po­trze­ba, śpiew­ko, żyć!

Choć przyj­dzie czo­ła spło­nić!

Idź, śpiew­ko moja, idź,

Da­rem­ne po­rzuć skar­gi;

Po­trze­ba, śpiew­ko, żyć,

Choć ból – za­ci­śnij war­gi!

Nie star­czy ma­rzeń nić…

Idź w na­jem! idź bez skar­gi!

Idź, śpiew­ko, w służ­bę, idź!

Ocho­ta, nie ocho­ta,

Naj­mit­ką to­bie być

Za garść mar­ne­go zło­ta…

Po­trze­ba, śpiew­ko, żyć,

Ocho­ta, nie ocho­ta!…

Po­trze­ba, śpiew­ko, żyć

Na zie­mi, nie wśród nie­ba,

Świe­tla­nych ma­rzeń nić

Za­prze­dać za kęs chle­ba!

Po­trze­ba, śpiew­ko, żyć…

Za ży­cie… spodleć trze­ba!

* * *

Szkol­na lawa… Hej! mło­do­ścią wie­je!

Ty­siąc wspo­mnień na ha­sło się zry­wa!

Szko­ła głów­na roz­chy­la wie­rze­je –

"Gau­de­amus!" pierś hej­na­łem śpie­wa,

Gdzieś z od­da­li, jak iskry z krze­mie­nia,

Wy­krze­sa­ne serc bi­ciem z pa­mię­ci,

Lecą echa i ech po­ko­le­nia,

Mło­de my­śli, za­mia­ry i chę­ci –

I znów w oprzędź jed­no­czą się zło­tą

Z wiel­ką wia­rą i wiel­ką tę­sk­no­tą.

Szkol­na ława – jak drzew­ce oł­ta­rzy

Ma dziś ja­sność nad sobą i tę­czę,

Świe­ci zo­rzą roz­rzew­nio­nych twa­rzy,

Sie­wu swe­go pia­stu­je na­rę­cze,

I jak mat­ka, po la­tach swe syny

W je­den wiel­ki gar­nie po­ca­łu­nek,

I ze­rwa­ne za­pla­ta waw­rzy­ny,

I prze­ży­ty ob­li­cza ra­chu­nek,

I jak mat­ka w pierś tuli ofiar­ną

To, co w świ­tach po­sia­ła na ziar­no!

Szkol­na ławo! Patrz! z pod twe­go nie­ba

Gło­wy sreb­ne, jak żyt­ni po­ła­nek!

Lecz za­żyw­ny przy­nio­sły kęs chle­ba,

Ale kwiet­ny uwi­ły ci wia­nek,

Lecz co da­łaś, co wzię­ły za zo­rzy

Nie zro­nio­ne w wi­chu­rze ni mro­kach,

Nie upa­dło na płon­nej pod­ło­ży,

Nie za­wię­dło na skal­nych opo­kach –

Lecz wró­ci­ło stu­plo­nem w twe pro­gi…

Po­bło­go­sław! i wiedź w dal­sze dro­gi!

Dzień do­bry! Pod­nieś oczy! Niech się słoń­ce dzi­wi,

Zo­ba­czyw­szy dwie gwiaz­dy, nie zga­szo­ne świ­tem!

Spoj­rzyj: nie­bo wy­so­ko… a są nie­szczę­śli­wi,

Któ­rych ser­ca po zie­mi go­nią za błę­ki­tem!

Spoj­rzyj! Patrz: Gdzie pro­mie­nie zło­ci­stych war­ko­czy,

Myśl moja smut­na leci, klę­ka… łza­mi pró­szy…

Spoj­rzyj!… In­a­czej po­wiem, że masz, gwiaz­dy oczy, noc po­nu­rą, ciem­ną noc w pier­siach i du­szy!

* * *

Kie­dy za­pła­czę, to łzy moje sły­chać,

Jak­by szły mie­dzą rosy sre­brzy­ste­mi,

A pierś in­a­czej nie umie od­dy­chać,

Jak z pod stóp bio­rąc od­dech sza­rej zie­mi,

In­a­czej ko­chać i pra­gnąć nie zdol­na –

I musi ro­dzić, jak ta niwa rol­na.

Kie­dy mi ra­dość, kie­dy mi we­se­le,

Kie­dy się usta uśmie­chem opra­wią –

My­śli, jak łącz­ne ko­ły­sa­ne zie­le,

Pły­ną ku zie­mi i w szu­mach się pła­wią

I, cho­ciaż kwie­cie kurz par­ny ob­le­ci,

To jesz­cze bar­wą ku tej zie­mi świe­ci!

Szczę­śli­wy! komu w pod­sło­necz­ne loty

Uro­sła du­sza i tam w bla­skach żyje –

Kogo przy­droż­na nie wstrzy­mu­je gru­sza,

Komu ta zie­mia z ócz rosy nie pije –

Czy­ja myśl w gó­rze swą ja­sność zo­ba­czy!

Moja nie umie… i nie chce in­a­czej!

* * *

By­wa­ją my­śli klą­twy… Raz zro­dzo­ne w du­szy,

Trwaj?, jak pięt­no, ryte że­la­stwem prę­gie­rza –

Ani ich łza ser­decz­na z źre­nic nie wy­pró­szy,
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: