Mężczyzna z pokoju 18 - ebook
Mężczyzna z pokoju 18 - ebook
Dwóch bohaterów, dwie historie i jedno ich źródło. Co łączy recepcjonistę z byłym więźniem? Michał podczas mszy świętej otrzymuje objawienie – na jego dłoniach pojawiają się stygmaty. Onieśmielony takim doświadczeniem próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Tymczasem recepcjonista Kacper odkrywa zwłoki w jednym z pokoi hotelowych. Skóra pozbawiona wnętrzności to jedyne, co znajduje na miejscu zbrodni. Już wkrótce przyjdzie im zapłacić wysoką cenę za spotkanie na swojej drodze czystego zła.
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8290-574-8 |
Rozmiar pliku: | 801 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
I
Kacper
Michał
Kacper
Michał
Kacper
II
Michał
Kacper
Michał
Kacper
Michał
III
Kacper
Michał
Kacper
Michał
Kacper
Michał
IV
Kacper
Michał
Kacper
Michał
Kacper
Michał
Kacper
V
Michał
Kacper
Michał
Kacper
Michał
VI
Kacper
Michał
Kacper
Michał
VII
Kacper
Michał
Kacper
Michał
Kacper
Michał
Kacper
Michał
VIII
Kacper
Michał
Kacper
IX
Michał
On
PodziękowaniaKacper
Jak wiązać krawat
Toster wyrzuca dwa kawałki chleba, niedopieczone i miękkie, takie, jakich nie lubię. Nie mam czasu na wybrzydzanie, spieszę się. Nie znoszę porannych zmian, są jak zanurzenie w wannie z zimną wodą. Człowiek ledwo przywita się z rzeczywistością, a już musi być gotowy do wykonywania obowiązków.
Przebudzenie przyszło dziś niczym jesienna aura. Zarówno ona, jak i ja mamy w sobie coś z jedzenia roztopionych lodów.
W popłochu szukam krawatu, w szafie znajduję różnorakie, we wszelakich kolorach, lecz nie niebieski. Tylko ta barwa jest akceptowana przez menadżera hotelu i akurat tej nie mogę znaleźć.
Kątem oka sprawdzam godzinę, jest piąta czterdzieści pięć, za kwadrans zaczynam swoją zmianę.
Wyrzucam więc zawartość szafy na środek pokoju. Kopię niczym dziecko w piaskownicy. Czerwony, fioletowy…
Ze sterty wyciągam zapominane szelki i muszkę, którą miałem na ślubie kuzynki. Krawatu jednak nie ma. Niemal się poddaję, aż ciemniejszy odcień nieba przebija się spod góry ubrań.
Nigdy nie potrafiłem wiązać krawatów, dlatego posiłkuję się instruktarzem z Internetu. O dziwo, jak wiązać, pokazuje mi młoda kobieta, ma subtelny głos, który działa usypiająco. Moje ręce są niezdarne, potrzebują kofeiny, z trudem przekładam materiał aksamitu pomiędzy palcami. Zamiast zawiązanego krawatu mam węzeł gordyjski. Dwie kolejne próby i udaje się – niechlujnie, lecz zawiązany. Jest za dziesięć.
Gnam do drzwi wyjściowych, zbierając po drodze wszystko, czego potrzebuję – telefon, portfel, paczkę fajek. Jestem gotowy do dwunastogodzinnego dyżuru w recepcji. Mój pokój znajduje się na zapleczu hotelu, wystarczy pięć minut, by znaleźć się na stanowisku. Papieros będzie musiał poczekać.
Wpadam do holu, spojrzenie Natalii biczuje mnie, wiem, że znowu o włos zdążyłem.
– Znów zaspałeś?
– Nie, miałem kłopot z krawatem. Masz coś do przekazania? – odpowiadam najmilej, jak tylko potrafię.
– W południe przyjedzie dostawa kwiatów, nie zapomnij o fakturze. Około dziesiątej ma przyjechać grupka Azjatów. Pamiętaj, żeby zarezerwować dla nich vana. Aaaa! I jeszcze jedno. Pan z czwórki chciał, aby zarezerwować mu stolik w jakiejś dobrej restauracji. Nie powiedział, na którą godzinę, więc musisz sam to ustalić.
– Okej. A jak było na zmianie?
– Nijak. Nuda, grupka z drugiego piętra wróciła po pierwszej kompletnie pijana. Nie chcieli się uspokoić. Poza tym spokojnie. – Twarz Natalii mówi sama za siebie.
– Dzięki, do jutra.
Obserwuję, jak znika za szklanymi drzwiami. Ma piękną figurę, którą podkreślają szpilki, i ciasną spódnicę. Z trudem przełykam ślinę, jej powabność mnie onieśmiela.
Kończę podziwiać urodę koleżanki, zbyt wiele spraw spływa na mnie wraz z początkiem pracy. Sprawdzam stronę z rezerwacjami; odkąd jestem na dyżurze, wpłynęły dwie nowe. Na przygotowanie pokoi przyjdzie jeszcze czas. Rozpoczynam dzień od przeglądania serwisów internetowych, drugą ręką włączam ekspres do kawy. Warkot urządzenia przerywa głuchą ciszę panującą w holu. Liczę, że metaliczny pomruk maszyny nie obudził żadnego z gości.
Ostatnie krople spadają do kubka z logo Manchesteru United, czarna ciecz pachnie zniewalająco. Oddałbym wiele, by do kawy zapalić papierosa, lecz opuszczenie stanowiska byłoby zbyt dużym wykroczeniem.
W serwisach dominuje sprawa relacji z Białorusią, kilka newsów o kadrze i zapowiedź brzydkiej pogody w listopadzie. Nic ciekawego.
Nawilżam gardło, pierwszy łyk przechodzi z trudem, by kolejny rozgościł się na podniebieniu. Tego mi było trzeba. Siadam wygodnie na fotelu. Gdy zacznie się ruch nogi, będą mi odmawiać posłuszeństwa. Stanie w tej pracy to jedna z najgorszych rzeczy. Człowiek czeka, aż wszyscy opuszczą hol, by dać chwilę wytchnienia zmęczonym kończynom.
Zamykam oczy, pozwalam sobie, by smak kawy opanował wszystkie zmysły. Niemal tracę kontakt z otaczającym światem, gdy tupot na schodach wybudza mnie z nirwany.
– Pomocy!
Krzyk kobiety odbija się od ścian ozdobionych monumentalnymi obrazami wyrastającymi spod tapety.
Oczekuję, aż wyłoni się zza zakrętu, a jej reakcja na zatkaną toaletę lub inną pierdołę przerodzi się w koniec świata.
– Pomocy! Niech pan dzwoni po policję! – Kobieta wpada do holu niczym rozpędzona kula od kręgli.
– Ale co się stało, proszę pani? – pytam z przyklejonym uśmiechem na twarzy.
– W pokoju obok coś się dzieje, musi pan zadzwonić na policję.
– Proszę się uspokoić, zaraz się tym zajmę. Proszę powiedzieć, co konkretnie się dzieje – staram się zgasić pożar w zarodku i uciszyć kobietę, zanim postawi cały hotel na nogi.
Kobieta patrzy na mnie jak na ducha, ma szeroko otwarte oczy, ubrana jedynie w koszulę nocną przypomina nocną marę. Jej włosy wołają o grzebień, a brak makijażu obnaża metrykę.
– Już mówiłam! Z pokoju obok dobiegają jakieś dziwne hałasy, jakby ktoś się bił. Musi pan coś zrobić!
– Pani mieszka w pokoju numer dziewiętnaście, prawda?
Kiwa głową.
– A pokój, w którym panuje hałas, to osiemnaście czy dwadzieścia?
– Osiemnaście – odpiera z trudem.
W systemie wyskakuje mi zaledwie jedna osoba zamieszkująca ten pokój.
– Wacław Kowalik – mówię szeptem.
– Zadzwonię do osoby zameldowanej w pokoju i wyjaśnimy tę sprawę, dobrze?
Dostrzegam niewielki uśmiech na twarzy kobiety.
Być może uda się ją zadowolić bez ruszania się z miejsca.
Podnoszę słuchawkę, plastikowa rękojeść idealnie układa się w dłoni, następnie wybieram numer wewnętrzny. Rozlega się charakterystyczny sygnał. Dwa kolejne i nic.
Facet pewnie śpi – przychodzi mi do głowy.
Gdy człowiek pracuje w hotelu, musi być gotowy na dziwne sytuacje – objawienia maryjne, potwory z ubikacji i inne dziwactwa, którymi musiałem się zajmować, nieraz odbierały mi chwile wytchnienia.
– No i co? Nie odbiera?
– Tak, nikt nie odbiera. Zaraz się tam wybiorę, a pani niech uda się do swojego pokoju. Dziękuję za interwencję.
– O, nie, co to, to nie! Nie położę się, dopóki nie będzie jasne, co z tym gościem! – Kobieta zakłada ręce na piersiach niczym niesforne dziecko niechcące zjeść posiłku.
– Dobrze. Ale nie może mi pani przeszkadzać.
Idę na kompromis lepiej nie kłócić się z gościem, nawet gdy przesadza. Blokuję komputer służbowy, logo Windowsa służy jako wygaszacz ekranu, zamykam szafkę z kluczami, wziąwszy ten od pokoju numer osiemnaście, i jestem gotowy, by opuścić stanowisko. Kobieta patrzy mi na dłonie, sprawia wrażenie jeszcze bardziej przerażonej. Jakby nieodebrane połączenie napędziło jej strach niczym podpalona benzyna. Wychodzę z recepcji, w holu panuje głucha cisza, odgłos moich kroków rozchodzi się na kolejne piętra. Tuż za mną podąża kobieta, dla postronnych musimy wyglądać jak łowcy duchów z hollywoodzkiego hitu.
– A co, jeśli intruz nadal jest w środku? – szepcze, jakby za słowo „intruz” miała spotkać ją kara.
– Jaki intruz?
– No, ktoś tam musi być oprócz tego nieszczęśnika. Przecież tych hałasów raczej sam nie wytworzył.
– Proszę pani. W tym pokoju zameldowana jest tylko jedna osoba. Gościom nie wolno przyjmować nikogo na noc. Myślę, że to jedno wielkie nieporozumienie, zaraz wyjaśnimy całą sytuację.
– Ale…
– Nie ma „ale”, zobaczy pani, wszystko się wyjaśni i będzie po sprawie.
Nie daję kobiecie tworzyć kolejnych teorii, liczę, że żaden z gości nie słyszał naszej wymiany zdań. Plotki i teorie spiskowe nie są nikomu potrzebne.
Pokonawszy schody, znajdujemy się na drugim piętrze, korytarz oświetlają nieśmiałe jarzeniówki, wykładzina wygłusza nasze kroki. Pokój numer osiemnaście znajduje się na końcu. Kobieta podąża tuż za mną, kątem oka dostrzegam, że idzie pochylona, jakby czaiła się na dziką zwierzynę. Pochodzę do drzwi, nie słyszę jakichkolwiek hałasów, nikt nie krzyczy, panuje kompletna cisza. Stanowczo pukam, dwa uderzenia rozchodzą się po korytarzu. W duchu liczę, że nikogo nie obudziłem. Brak odpowiedzi. Próbuję ponownie, lecz po chwili nikt nie odpowiada.
– No widzi pan. Nikt nie odpowiada. Pewnie coś mu się stało.
– Proszę pani. Proszę nie wyciągać pochopnych wniosków.
Po raz trzeci pukam do drzwi.
– Panie Kowalik, proszę otworzyć. Jestem pracownikiem recepcji.
Przykładam ucho do drzwi, nasłuchując dźwięków z wewnątrz; słyszę bicie swojego serca i oddech kobiety. Chłodna tafla skutecznie utrudnia mi ogląd sytuacji.
– Pewnie nie żyje – mówi z przerażeniem.
– Proszę pani. – Spoglądam karcąco, a jej twarz nabiera czerwonych barw.
Wyjmuję z kieszeni klucz od pokoju. Rezerwowy, czyli na wypadek zgubienia przez gościa właściwego i na wypadek taki jak ten. Wkładam do zamka, trzask przeskakujących trybów zapowiada otwarcie się drzwi. Przekręcam do oporu, zamek odpuszcza, pociągam za klamkę. Drzwi się otwierają. Wewnątrz panuje jasność, słońce przebija się przez niezasunięte zasłony. To, co widzę, niczym nie różni się od innych pokoi. Buty zostawione pod lustrem, drzwi od łazienki niedomknięte, na stole gazeta.
– Panie Kowalik, jest pan tu?
Brak odpowiedzi zachęca mnie, bym przekroczył próg. Niepewnie stawiam krok, a kobieta za mną zerka natrętnie. Przemierzam przedsionek, nic nie budzi niepokoju, aż docieram do głównego pomieszczenia.
Widok, który zastaję, przekracza moją wyobraźnię. Zwłoki mężczyzny wyglądają, jakby coś rozszarpało je od wewnątrz. Pozostała sama skóra, która przypomina płaszcz po ulewie. Jest rozcięta na pół, jakby ktoś ciął piłą, i to z chirurgiczną precyzją. Krew pokrywa ściany, podłogę, lampkę nocną oraz całe łóżko. Moje zmysły z trudem rejestrują ten widok.
– I co, jest tam?
– Niech pani tu nie wchodzi – burczę pod nosem.
– Aaaaaaaa!
Krzyk kobiety jest przeszywający, nawet nie przypuszczałem, że jedna osoba jest w stanie zrobić taki hałas. Odgłos przyspieszonych kroków oznajmia, że wybiega z pokoju. Zaraz postawi cały hotel na nogi, a ja będę miał policję na głowię, o trupie nie mówiąc.