Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Miasto w chmurach - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
31 sierpnia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Miasto w chmurach - ebook

Świat legł w gruzach. Ludzie zbudowali sobie schronienie – Miasto na ogromnych filarach, zabezpieczone przed wszelkimi ziemskimi zagrożeniami. Ale to odległe dzieje. Tak odległe, że nikt już ich nie pamięta. A każdemu, kto cokolwiek wie na ten temat, grozi pościg tajnej służby cesarskiej Polit, bo świat poza Miastem nie ma racji bytu. Przynajmniej nie dla tych, którzy nie są wybrańcami. Jednak stare tajemnice lubią niespodziewanie powracać. Gdy w Mieście zaczynają w niejasnych okolicznościach znikać dzieci, najlepszy śledczy Politu uświadamia sobie, że sprawy mają się inaczej niż wbijano mu do głowy przez całe jego życie.

Zapraszamy do lektury pierwszego tomu trylogii zatytułowanej Miasta.

Tłumaczenie: Ilona Gwóźdź-Szewczenko

Tłumaczenie publikacji zostało sfinansowane przez Ministerstwo Kultury Republiki Czeskiej.

Kristýna Sněgonová (* 1986) pojawiła się na czeskiej scenie fantastyki jak objawienie. Utalentowana autorka opowiadań przyciągnęła uwagę już swoją debiutancką powieścią Krev pro rusalku [Krew dla rusałki] – wydanym w 2018 roku szorstkim kryminałem noir o świecie, w którym wyposażone w magiczne moce wróżki żyją na obrzeżach społeczeństwa. Drastyczne Zřídla [Zasoby] (2019)  umocniły pozycję pisarki. Zapoczątkowana w 2020 roku seria Města [Miasta] zapewniła jej popularność. Oryginalna wizja postapokaliptycznego świata, w którym ludzie podejmowali wysiłki ocalenia cywilizacji, wznosząc chronione przed zapomnianymi już ziemskimi zagrożeniami miasta, wywarła spore wrażenie na opinii publicznej. Seria składa się z trzech powieści: Město v oblacích (2020) – polskie wydanie Miasto w chmurach (2024), Země v troskách [Ziemia w ruinach] (2021) i Svět v bouři [Świat w burzy] (2022). Od 2020 roku wespół z Františkiem Kotletą tworzy popularną serię Legie, opowiadającą o grupie ludzi, którzy przeciwstawiają się dominacji obcych.

 

 

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65558-82-4
Rozmiar pliku: 2,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

CZĘŚĆ PIERWSZA

NA GÓRZE

1.

_wiemy, gdzie leży korzeń zła. Za murem,_ _zza którego tylko się bierze, nie dając nic_ _w_ _zamian. Głodujemy, umieramy na suchoty,_ _a_ _nasze dzieci krzyczą, ale ci po drugiej stronie Miasta tego nie słyszą. Tuczą się na nas_ _w_ _bezpiecznym pałacu, utrzymując nas_ _w_ _nieświadomości, ponieważ gdybyśmy wiedzieli, moglibyśmy wrócić_ _tam, gdzie nasze miejsce,_ _a_ _gdzie nie pozwalają nam odejść, aby nie stracić nad nami władzy. Do domu. Na Ziemię. Gdyby całe Zewnętrzne Miasto powstało jako_ _jeden człowiek, wyłamało kraty swojego więzienia_ _i_ _zasmakowało wolności, byłby to koniec Gustava Gaucka_

_–_ _z_ _ulotki znalezionej przez Wydział_

_ds. Przestępstw Politycznych_

_podczas przeprowadzania rewizji_

_w_ _Wewnętrznym Mieście_

– Jest w środku – wyszeptał Utto.

Ahrens nie docenił jego wysiłków.

– Wiem, że przywykłeś zgłaszać to babom, ale nam nie musisz. Widzimy to samo, co ty.

Lewenhart wątpił, by Utto miał jakiekolwiek doświadczenia z kobietami, a wnioskując po tym, jak chłopak oblał się rumieńcem, prawdopodobnie się nie mylił. Utto nie miał jeszcze osiemnastu lat, a w oddziale służył marne dwa tygodnie. Wzięli go ze sobą tylko dlatego, żeby sprawdzić, co potrafi i pozbyć się go w miarę szybko, gdyby się okazało, że nie potrafi niczego. Lewenhart na razie się wahał, podczas gdy Ahrens sformułował swoją ocenę z typową dla siebie bezpośredniością:

– Jest do dupy.

Lewenhart pozwolił chłopcu się rumienić. Oparł czoło o szybę i wyjrzał w półmrok miękki jak włosy Gretel, w którym Siegwart, agent Wydziału ds. Przestępstw Politycznych, wszedł do pobliskiej księgarni.

_Wszystko, co_ _możemy teraz zrobić, to czekać_ – pomyślał Lewenhart_._

Od rana padał deszcz. Nocna burza zamieniła się w ulewę, a ulewa znów w burzę, woda lała się ulicami, a kanał zasysał ją jak usta. I choć spragniony to nie mógł połknąć wszystkiego, więc nieliczni ludzie brodzili w lepkim szlamie, który woda wypłukiwała z przepełnionej kanalizacji. Resztki zepsutego jedzenia, stare szmaty, odchody – cały ten strumień płynący ulicą zdawał się być wyczuwalny nawet przez okno, ale Lewenhart nie spodziewał się po tej części Miasta niczego lepszego. Wilgoć przenikała przez ściany starego domu i wgryzała się we wszystkich tu obecnych niczym bestia. Z przeżartej przez robactwo podłogi unosił się gryzący chłód, a powietrze we wszystkich pomieszczeniach przesiąknięte było zapachem stęchlizny, od czego zbierało się na wymioty. Lewenhartowi wydawało się, że stąpają po czymś od dawna martwym. Utto chyba też miał takie wrażenie. I chociaż nie było konieczności mówić szeptem – bo nikt nie mógł ich zobaczyć przez pokryte rosą okno, nie mówiąc już o tym, by ktokolwiek mógł ich usłyszeć – to on jednak szeptał.

Lewenhart spojrzał na poczerniały od pleśni sufit. Kropla wody wpadła mu do oka. Przetarł je i poczuł, jak ogarnia go zmęczenie. Choć było mu zimno, rozpiął i zdjął płaszcz – miał wrażenie, że ściska go w podobny sposób, w jaki jego samego ściskały otaczające ściany.

Monotonne bębnienie kropel o szkło.

_Bum. Bum. Bum._

– Coś długo tam jest – powiedział, czując, że każda sekunda spędzona w tym zrujnowanym domu wysysa z nich siły.

– Nie jest. – Ahrens potrząsnął głową, jakby chciał ogarnąć wzrokiem całe to pomieszczenie, przegniły sufit i popękaną podłogę, a może po prostu zapragnął rozluźnić zesztywniały kark. – Ciągnie się to, bo wybraliśmy tak gówniane miejsce. Czuję się, jakbym postarzał się tu o dwadzieścia lat. Ty też tak wyglądasz.

Lewenhart pokazał swojemu zastępcy, co o nim myśli, choć o domu, w którym się ukrywali, myślał dosłownie to samo. Ponownie odwrócił się do okna.

Blisko Małego Muru, który oddzielał Wewnętrzne Miasto od Zewnętrznego, budynki zostały zniszczone przez czas i biedę. W takim stanie był nawet ten, z którego żołnierze Lewenharta obserwowali księgarnię Lubberta – pokryty kurzem i pajęczynami, rozpościerającymi się między framugami powyważanych drzwi, które zdawały się mówić: _nie idź dalej_. Jednak gdyby Lewenhart wszedł na strych i rękawem koszuli starł z okna warstwę martwych owadów, zobaczyłby szczyty zabezpieczających konstrukcji skąpanych w deszczu, metalowe potwory na tle burzowego nieba.

Jeszcze mocniej przycisnąwszy się do szyby, za dachem sąsiedniego domu dostrzegł część masywnego metalowego ramienia, które za każdym razem przypominało mu, jak w rzeczywistości ludzie są mali. Ramię wznosiło się ku ciemnoszaremu niebu, daleko od domu księgarza, z którego komina właśnie zaczął unosić się dym. Agent, który został wysłany do środka, najprawdopodobniej przez cały czas stał przy ladzie, czekając, aż Lubbert do niego wróci…

– A to sukinsyn! – warknął w końcu Ahrens.

_Sukinsyn_ prawdopodobnie przejrzał Siegwarta i właśnie próbował spalić wszystko, co mogłoby świadczyć o tym, że dopuścił się zdrady stanu, podczas gdy Lewenhart, Utto i Ahrens ciągle tam stali, obserwowali brudną ulicę i narzekali.

Wreszcie wyszli z domu.

Sznury wody z okapu oślepiły Lewenharta, a pierwszy oddech sprawił, że zakłuło go w płucach – tak, jakby nawet w powietrzu, w pobliżu drugiego z Murów, unosiło się coś brudnego – ale nie zwolnił i wszedł do księgarni. Siegwart odwrócił się od lady, a jego ręka ześlizgnęła się do płaszcza. Lewenhart nie czekał, czy wyciągnie odznakę, czy broń, tylko przeskoczył prędko przez ladę i ruszył korytarzem wypełnionym książkami.

Nie zwolnił, zamachnął się ramieniem i pchnął drzwi na końcu korytarza. Leżący obok stos książek rozsypał się po podłodze. Jeden trzask, potem drugi, po czym dołączył do niego Siegwart, który zakumał, o co chodzi. Razem wyważyli drzwi od mieszkania. Księgarz klęczał przy kominku z pogrzebaczem w jednej ręce i papierami w drugiej. Kiedy funkcjonariusze Politu wtargnęli do pokoju, upuścił narzędzie i gołymi rękami zaczął wrzucać papiery do kominka.

Lewenhart podszedł do niego, chwycił za kołnierz podartej marynarki i odciągnął od ognia. Lubbert upadł na podłogę, jego głowa odbiła się od desek, aż zadzwoniły zęby.

– Tancredzie Lubbert, jesteś aresztowany za zdradę…

– Ty brudna świnio!

– Dawaj!

– Cesarska dziwko!

Lewenhart jedną ręką uniósł go na kolana, a krawędzią drugiej trzepnął dwa razy w ucho.

Z ust pociekła mu krwawa ślina.

– Kur… Kurwo.

Lewenhart pozwolił mu upaść na podłogę.

– Po molu książkowym spodziewałem się jednak czegoś więcej.

Utto chwycił pogrzebacz i zaczął wyciągać papiery z kominka. Były poczerniałe i poskręcane, ale przynajmniej częściowo czytelne. A na to, żeby skazać Lubberta, było ich aż nadto.

Ahrens spojrzał na dyszącego Siegwarta.

– Ty złamasie, czekałeś sobie spokojnie przy ladzie, aż to wszystko się spali?!

– Użyłem haseł, a ten drań twierdził, że idzie po paczkę. – Siegwart usiłował się bronić.

– Ty też pracujesz w Policie przez dwa tygodnie czy co?

– Pracuję w Policie od lat, ale po raz pierwszy dostałem od was hasła kompletnie z dupy!

Ahrens splunął.

– Sam jesteś do dupy.

– Tancredzie Lubbert, aresztuję cię… – Lewenhart spróbował jeszcze raz, ale i tym razem księgarz nie pozwolił mu dokończyć.

– Wy nie aresztujecie, wy od razu…

Siegwart doskoczył do Lubberta, być może w celu udowodnienia, że Ahrens się mylił, i kopnął księgarza.

– Będziesz mówić, dopiero kiedy cię o to poprosimy!

– I zrobimy to, więc się nie martw. – Ahrens wziął do ręki papiery, które Utto zdołał wyciągnąć z ognia. – _Powrót na Ziemię jest naszym prawem_ _i_ _obowiązkiem_.

– _Gustav Gauck_ _i_ __ _jego zbrodnie przeciwko ludzkości_ – Lewenhart przeczytał z innego. – To ci dopiero news.

Znali już większość pamfletów znalezionych podczas przeszukań. Tylko od czasu do czasu docierało do nich coś nowego, ale główne idee były powtarzane z uporem ma­niaka.

_Cierpimy._

_Umieramy_ _z_ _głodu._

_Chcemy wrócić do domu._

Ahrens ostrożnie schował ocalałe strony do teczki, ale Lewenhart wątpił, by czas poświęcony na ich czytanie przyniósł im cokolwiek innego niż ból głowy. Długie lata pracy w Wydziale ds. Przestępstw Politycznych spowodowały, iż Powracających znali chyba lepiej niż samych siebie, a tych kilka ulotek ze zliftingowanymi nagłówkami z pewnością nie dostarczy im nowych informacji.

Lewenhart schylił się do kominka i sprawdził, czy jest pusty. Lubbert drukował te pamflety i zajmował się ich dystrybucją. Pół roku temu Polit zainstalował mu w charakterze pomocnika niejakiego Paula Schmidta i zadbał o to, by stał się on ulubieńcem Lubberta. Po trzech miesiącach księgarz zaczął subtelnie wypytywać o poglądy polityczne Schmidta, a miesiąc temu zwierzył mu się ze swoich antycesarskich działań. W niektóre z nich go nawet wtajemniczył.

Lewenhart sięgnął do znajdującej się na piersi bezwładnego księgarza kieszeni, a ten nagle rzucił się i z całej siły ugryzł go w ramię. Mężczyzna poczuł, jak zęby zatapiają się w jego ciele.

Wbił Lubbertowi kciuk w oko, ale ten nie popuścił ani na milimetr.

– Kurwa!

Siegwart chwycił pogrzebacz i przeciągnął nim po plecach księgarza. Lubbert jęknął, a Lewenhart strącił go z siebie. Księgarz upadł na podłogę. Próbował wstać, ale jego ręce się pod nim ugięły, a z ust wypłynęła strużka spienionej krwi.

Czołgał się przez chwilę, po czym Ahrens kopnął go w brzuch, a gdy Lubbert przewrócił się na plecy, uderzył go w twarz.

– Pieprzone bydlaki!

Podniósł nogę po raz drugi, ale Lewenhart go powstrzymał.

– Zostaw go!

– Jasne…

– Serio mówię. Ze złamaną szczęką nam za wiele nie powie.

– Już ja bym mu rozwiązał język.

Lewenhart pomacał swoje przedramię – koszula była przesiąknięta krwią.

– Cholera.

Siegwart odłożył pogrzebacz na kominek.

– Mam nadzieję, że nie ma wścieklizny.

– Dzięki.

– Nie ma za co. Powracający to straszne gnoje.

– Ten jest wykształciuchem – przypomniał Utto.

Ahrens miał to w nosie.

– Gabriela cię opatrzy.

Lewenhart przywołał w myślach pielęgniarkę ze swojego oddziału – kobietę o szorstkich dłoniach i kompletnym braku delikatności. Uprzejmość uważała za słabość, z czym zasadniczo się zgadzał, ale wolałby, gdyby myśl o zranieniu nie wywoływała przerażenia u większości jego ludzi tylko dlatego, że to właśnie ona miała udzielić im pomocy.

– Boli wystarczająco i bez jej pomocy.

Ahrens wzruszył ramionami.

– Albo ona, albo zakażenie. Wybieraj.

– Już wybrałem.

Dwóch mężczyzn chwyciło księgarza pod pachy i podniosło na nogi. Przetarli jego rozbitą twarz, doprowadzając do takiego stanu, by nikt na pierwszy rzut oka nie zorientował się, co się stało. Jedno z jego oczu zdążyło już napuchnąć, a drugie wpatrywało się bezmyślnie w podłogę. Wydawał się nieświadomy tego, co działo się wokół.

Ahrens podał Lewenhartowi chusteczkę, którą ten wytarł sobie krew z ręki.

– Musimy chwilę zaczekać.

– No więc rozejrzyjmy się tu trochę.

Nie mogli pozwolić sobie na to, by Lubbert został przez kogoś zauważony. Nie mogli sobie pozwolić na to, aby zauważono także ich.

Dla niewtajemniczonych klientów księgarnia będzie wyglądać, jakby nic się nie wydarzyło. Schmidt poprowadzi sklep do czasu powrotu Lubberta z „podróży służbowej za Małym Murem”_._ Często wykupowano tam książki. Biedota raczej była niegramotna, ale od czasu do czasu coś wpadło mu w ręce. W rzeczywistości Lubbert już nigdy nie wróci, ale może znajdzie się ktoś, kto zechce z nim porozmawiać. Może nie będzie mógł czekać i chętnie porozmawia nawet z pomocnikiem, któremu zaufał księgarz.

Kontynuowali przeszukanie – pomieszczenie za pomieszczeniem. Za każdym razem, gdy natknęli się na coś, co mogło pomóc w walce z Powrotem – nabazgraną mapę Wewnętrznego Miasta, stare dokumenty, notatki na okładce książki o konstrukcjach – zaznaczali to dla drugiej grupy. Kiedy Lewenhart i Ahrens zaczynali, doświadczeni koledzy zostawiali im przeprowadzanie rewizji, ale po siedemnastu latach spędzonych w Policie już tylko prowadzili ją na wstępnym etapie. Jako szef wydziału zajmującego się śledztwem w sprawie Powrotu, Lewenhart nie musiał już robić nawet tego, ale czuł, że jeśli dotknie wszystkiego, czego dotknęli Powracający, nigdy nie zapomni, jak bardzo są niebezpieczni. I jak bardzo byli rzeczywiści.

Wychodząc, Ahrens zwrócił się do Lewenharta:

– Idź do Gabrieli natychmiast! Bez jaj. Te szumowiny są nosicielami takich chorób, że sobie nawet nie wyobrażasz.

Ale Lewenhart miał wielką wyobraźnię. Nawet cesarz byłby nią zaskoczony.

Brudną ulicą szło tylko kilka osób. Kulili się z zimna. Utto i pozostali wmieszali się między nich, ponieważ byli w tym świetni – a jeśli potrzebowali, aby w tłumie zgubiła się kolejna osoba, to po prostu to robili. Tym razem jest to Tancred Lubbert. Wynieśli go tylnymi drzwiami i z chwilą, gdy zamkną się za nim drzwi powozu, nie zobaczy go już nikt inny poza inspektorami.

Podczas gdy przeszukiwali księgarnię, wyszło słońce. Lewenhart wrócił do zrujnowanego domu po płaszcz. Gdy opuszczał brudne, zniszczone mury, poczuł niemal namacalną ulgę. Ahrens w międzyczasie zatrzymał tanią miejską dorożkę, którą przejechali większy kawałek drogi, po czym wysiedli w pobliżu swojej placówki i jak zawsze pokręcili się chwilkę po ulicach, by upewnić się, że nikt ich nie śledzi. Dopiero wtedy korytarzem prowadzącym z nieoznakowanego domu ruszyli do Politu.

W holu gwardzista w ciemnoniebieskim uniformie opierał się o blat biurka. Jak tylko weszli, natychmiast się wyprostował.

– Nadinspektor Lewenhart?

Młody inspektor za biurkiem wykonał subtelny ruch, wskazujący, że wszystko jest w porządku, więc Lewenhart podszedł bliżej, przejeżdżając ręką po swoich wilgotnych blond włosach. Miał wrażenie, że zatęchły smród opuszczonego domu wżarł się w nie i ciągnął za nimi aż tutaj.

– Tak?

Bez względu na to, co gwardzista myślał o Policie – a często nie było to nic dobrego, nawet o ludziach, których faktycznie chronił – przed inspektorami stuknął obcasami.

– Mam pana doprowadzić do pałacu.

Lewenhart spojrzał na Ahrensa, ale ten tylko wzruszył ramionami.

– Zdążę jeszcze… – zaczął Lewenhart, ale gwardzista nie pozwolił mu dokończyć.

– Jego cesarska mość życzy sobie z panem rozmawiać. Natychmiast i osobiście.

– No, to już coś znaczy – gwizdnął Ahrens.

_Nie jestem pewien co_ – pomyślał Lewenhart. – _Ale mam zajebiście wielką wyobraźnię._

Gdy wychodził, jego zastępca obserwował go zza kontuaru gwardzisty niemal z zazdrością.

Lewenhart nie był pewien, czy rzeczywiście jest czego zazdrościć.2.

Jako jedna z zaledwie dwóch osób z Wydziału ds. Przestępstw Politycznych Lewenhart nosił czerwoną wstążkę z herbem cesarskim na swojej odznace, która pozwalała mu na bezproblemowe poruszanie się i przechodzenie zarówno przez Wielki, jak i Mały Mur. Gdyby tylko zechciał, mógłby właściwie w każdej chwili wejść do pałacu przez Wielki Mur. Ale nie chciał. Fakt, że cesarz go nie wzywał, oznaczał, że wszystko jest w porządku. Że nie miał powodu, by go wzywać, bo był zadowolony z jego pracy. Do tego, aby wysłać po Lewenharta gwardzistę, mogła skłonić cesarza chęć osobistego poinformowania go o swoim zadowoleniu z pracy Politu, ale raczej chodziło o coś zupełnie innego.

Gwardzista odprowadził Lewenharta do powozu i sam wsiadł bez słowa. Lewenhart wyjął odznakę z czerwoną wstążką z kieszeni płaszcza i przypiął ją sobie do klapy. Spocone dłonie mu tego nie ułatwiały, a podejrzenie, że gwardzistę bawi jego zdenerwowanie, budziło w nim gniew, na który nie mógł sobie pozwolić przed cesarzem. Powóz ruszył w kierunku Wielkiego Muru.

W Mieście znajdowały się dwa mury. Lewenhart nieczęsto przechodził przez ten pierwszy – Mały. Za nim, między monstrualnymi konstrukcjami zabezpieczającymi, mieszkały szumowiny – ludzkie odpadki Zewnętrznego Miasta, o których Lewenhart nie miał dobrego zdania, ponieważ nie było w nich nic dobrego. Gdyby Miasto pewnego dnia przechyliło się i zburzyło wszystko, co znajdowało się między Małym Murem a obrzeżami, odetchnąłby z ulgą. Czasami czuł, że to jedyna rzecz, która nie pozwala innym swobodnie oddychać, a szczerze mówiąc, z tej biedoty często wywodzili się Powracający, którzy tęsknili za ziemią, więc może wszyscy byliby nareszcie szczęśliwi.

To, co leżało za Wielkim Murem, było nieporównywalne z brudem za Małym, a mimo to Lewenhart wcale nie czuł się lepiej, kiedy przez niego przechodził. Przez cały czas spędzony w Policie był w pałacu tylko kilka razy – z czego raz, kiedy został powołany przez cesarza do służby, a potem, kiedy Strauss mianował go na stanowisko nadinspektora. Na jego wezwanie Lewenhart posłusznie się stawiał – inaczej się nie dało, bo nie było możliwości, by odmówić – ale kiedy nie musiał, to nic nie ciągnęło go do Wielkiego Muru. Jego życiem było Wewnętrzne Miasto, wszystko inne wydawało się dziwne i tak samo niepokojące. Zarówno obrzeża pełne chorób i desperacji, jak i sam pałac.

Podróż do Muru trwała długo i gdy tam zmierzali, Lewenhart myślał o Lubbercie. O tym, czy to właśnie nieostrożny księgarz doprowadzi Powrót do upadku. Nawet jeśli nie znaleźli niczego kluczowego, nie oznaczało to, że czegoś nie przeoczyli. Że za sprawą Schmidta nie pójdą dalej. Że Lubbert nic nie powie, a Ahrens zakończy przesłuchanie wstępne i przekaże go mistrzowi prawa tortur, inspektorowi Rottowi, który na pewno rozwiąże mu język, bo jak dotąd rozwiązał język każdemu. Lewenhart przypomniał sobie, jak po osiągnięciu pełnoletności, w wieku piętnastu lat, dołączył do Politu i już podczas pierwszego roku musiał poznać wszystkie techniki przesłuchań. Doświadczył prawa tortur na własnej skórze, kościach i umyśle – a zwłaszcza na tym ostatnim. Na wypadek gdyby kiedykolwiek był torturowany, musiał znać swoje granice i potrafić zdecydować, kiedy i jak ujawnić nieistotne informacje, aby zminimalizować szkody dla siebie i Politu. To, jak słabo tolerował ból, a zwłaszcza strach przed nim, okazało się dla niego większym szokiem i upokorzeniem niż same tortury. Od tego dnia często był obecny przy wykonywaniu prawa tortur i za każdym razem uważał, aby nikt nie zauważył, jak bardzo jest tym zniesmaczony. Ahrens podziwiał jego obojętne przyglądanie się okaleczaniu mężczyzn, kobiet i dzieci, co samego Lewenharta w pewien sposób zarówno niepokoiło, jak i bawiło.

Przy bramie wjazdowej pokazał z okna powozu swoją czerwoną wstążkę, aby straż ich przepuściła. Przejechali przez jedyny tunel prowadzący przez Mur. Po dwudziestu metrach ciemności ich oczom ukazała się druga brama. Stacjonujący przy niej patrol uchylił ją już bez żadnego zatrzymywania, a Lewenhart, który nie mógł powstrzymać się od wyglądania przez okno, został oślepiony przez słońce. Zupełnie jakby opuścił ponurą, zimną sobotę Wewnętrznego Miasta. Jakby wszystko wokół pałacu było inne, jakby sam cesarz promieniował czymś, w porównaniu z czym nawet słońce wydawało się blade.

Następnie dotarli do końca strefy buforowej, a niebo zaciągnęło się tymi samymi chmurami burzowymi, które wisiały nad Wewnętrznym Miastem.

Za Wielkim Murem zaczynały się pola i pastwiska, ogrody oraz sady, które żywiły Miasto, a za nimi pierwsze domy, w których mieszkali chłopi i rolnicy nigdy nieopuszczający pałacowej części Miasta.

Nadinspektor Strauss pewnego razu upił się i wyrzygał wszystkim, co w sobie dusił, wprost przed Lewenharta, wtedy jeszcze jego zastępcę, jakby potrzebował wyrzucić z siebie to, co przez lata trawiło go od środka. Twierdził, że cesarz dysponował techniką, o której inni nie mogli nawet pomarzyć, patrzył przy tym na podkomendnego zaczerwienionymi oczami, rozchlapywał wokół siebie tanią gorzałkę i chichotał:

– A może myślisz, że gdyby nie ogrzewał swoich pól od spodu, mielibyśmy chleb? Piwo? Karmilibyśmy zwierzęta i robili te gówna ze słomy? Nie bądź idiotą, Eldric!

Lewenhart przypomniał sobie to, a potem także pamflet o zbrodniach Gustava Gaucka. To, że każdego ranka miał na śniadanie owoce, a na obiad mięso, podczas gdy biedota za Małym Murem marzyła, by zjeść cokolwiek chociaż raz dziennie, dla Powracających niewątpliwie było jedną z największych jego zbrodni. Być może dlatego wyobrażali sobie, że lepszy los czeka ich na ziemi. Lewenhartowi wydawało się to równie kretyńskie jak pijacki bełkot Straussa, ale w tym zaciemnionym gabinecie nie oponował i skupił się tylko na tym, aby Strauss nie domyślił się, że jest mu go żal, a jednocześnie nim gardzi.

Gwardzista milczał, ale Lewenhartowi to nie przeszkadzało. Przynajmniej mógł przygotować się na spotkanie z cesarzem. Pomimo osobistego zaproszenia istniała możliwość, że spotka się tylko z kimś z jego gabinetu – być może z Axelem Sievertem, urzędnikiem odpowiedzialnym za wszystkich ludzi w służbie cesarskiej, który oznajmi mu, że zawiódł jako nadinspektor. A potem pozbawią go funkcji szefa, zwolnią z Politu, a nawet każą ściąć, ponieważ żadna kara za rozczarowanie cesarza nie była wystarczająco duża. Lewenhart był tego aż nazbyt dobrze świadomy. Nie mógł jednak pojąć, dlaczego mieliby go zwolnić lub pozbawić życia akurat teraz, gdy wydział zaczynał pracować coraz efektywniej. Ostatnie dwa lata były bardzo owocne – im więcej osób dołączało do Powrotu, tym więcej udawało się ich zdemaskować.

Nadinspektor ponownie wyjrzał przez okno. Dojechali do części pałacu, która błyszczała pośród okalającej ją szarości zimnego dnia.

Jak wszyscy na służbie, także on podczas swej nominacji przysięgał – _jeśli rozkażesz mi_ _przebić mieczem pierś mego brata_ _i_ _gardło mego ojca oraz brzuch mojej brzemiennej żony, choć będzie mi ciężko, to jednak uczynię to_ – i tę przysięgę traktował poważnie.

Czuł pot spływający po plecach, a widok tego wszystkiego, czego w Wewnętrznym Mieście nie mogli sobie nawet wyobrazić, czyli oczek wodnych, marmurowych kolumn i łuków z herbami rodowymi rodziny Gauck, nie sprawiał mu tym razem żadnej radości.

Wchodząc po pałacowych schodach z gwardzistą u boku, sięgnął do kieszeni na piersi i niezdarnie przypiął do klapy płaszcza również zieloną wstążkę Politu. Ręka go bolała. Zacisnął i wyprostował palce, zastanawiając się, czy nie wolałby jednak spędzić tego popołudnia z Gabrielą. Przypomniał sobie, jak Ahrens mówił, że biedota jest nosicielem wszelkiego rodzaju chorób. Ręka rozbolała go jeszcze bardziej.

Przeszli przez hol, po czym zaczęli kroczyć głównym korytarzem, a następnie mniejszymi przejściami, w których Lewenhart nie mógł się połapać, i byli poddawani rewizjom, przy których musiał okazywać swoją odznakę, a przy ostatniej oddać pistolet wraz z kaburą. Zatrzymali się w pokoju wyposażonym w białe, tapicerowane złotem meble i czekali przez jakiś czas, aż dołączyła do nich ochrona w ciemnoniebieskich uniformach i zaprowadziła dalej.

W końcu Lewenhart wszedł do przedpokoju, tym razem już sam. Gdy drzwi zamknęły się za nim, uklęknął z jedną ręką za plecami. Drugą zaś przyłożył sobie do piersi.

Klęczał tak przez dłuższy czas.

W ciszy, której nie mogło zagłuszyć nawet bicie jego serca, poczuł na głowie spojrzenie cesarza, a po czasie, który wydawał mu się nieskończony, poczuł również jego palce. Kosztowało go wiele wysiłku, by nie odetchnąć z ulgą. Przypuszczał, że gdyby cesarz zamierzał ukarać go za złe wyniki, powitanie wyglądałoby inaczej.

– Wstań!

Lewenhart posłusznie złożył ręce za plecami i po raz pierwszy od dwóch lat spojrzał cesarzowi w twarz.

Gustav Gauck stał bosy, a na ramiona miał narzucony skromnie haftowany, pozbawiony ozdób płaszcz. Z biegiem lat zmarszczka nad grzbietem jego nosa pogłębiła się, włosy przedwcześnie posiwiały, a w jego uśmiechu nie było radości.

– Nie spieszyłeś się, Eldricu – kontynuował cesarz.

– Proszę wybaczyć, wasza cesarska mość, obserwowaliśmy w Nivie jednego…

– Pamflecistę?

– To zbyt słabe określenie.

Cesarz przyglądał się przez chwilę nadinspektorowi, po czym skinął na niego i podszedł do okna. Lewenhart podążył za nim i zza jego ramienia wyjrzał na pałacowe ogrody oraz szczyt muru okalającego Miasto, z którego wyłaniały się wielkie metalowe konstrukcje.

– Czy wiesz, co chroni nasze Miasto? – zapytał cesarz.

– Struktury zabezpieczające – odpowiedział automatycznie Lewenhart.

Władca uśmiechnął się pobłażliwie.

_–_ Chronią je ludzie. Dokładnie cztery osoby. Jedną z nich jesteś ty.

Coś podobnego powiedział kiedyś nadinspektorowi również Strauss, gdy przekazywał mu swój gabinet. Był wówczas wyjątkowo trzeźwy.

– Gauck polega tylko na czterech osobach. Od teraz jedną z nich będziesz ty.

Pozostałymi dwiema znanymi Lewenhartowi osobami byli – według Straussa – Adler Hertschläger, dowódca gwardii, a także Hans Lindner, administrator systemu konstrukcyjnego, który utrzymywał Miasto w powietrzu. Nazwiska tego ostatniego Lewenhart nie znał, a być może nie znał go nikt poza cesarzem. Był to człowiek dowodzący oddziałem zaopatrzeniowym, grupą ludzi owianych tajemnicą, jedynym, którym pozwolono opuszczać Miasto. Oddział zaopatrzeniowy regularnie schodził na zawrotną głębokość dwóch kilometrów, poszukując surowców, których Miasto potrzebowało, a których nie mogło zdobyć w inny sposób, a przy tym nigdy nie zdradzając niczego, co widział i czego doświadczył na dole. Nawet jako nadinspektor Lewenhart nie dowiedział się czegoś więcej o zaopatrzeniowcach niż w dniu, w którym zaczął służbę w Policie.

– Nie wiem_…_ co powiedzieć, wasza cesarska mość.

– Wszystko, co musisz zrobić, to uświadomić sobie, jak bardzo ci ufam. Jak bardzo ufam twoim umiejętnościom i poświęceniu. Zastąpienie Straussa twoją osobą było najlepszym możliwym wyborem. – Cesarz odwrócił się od okna. – Nigdy tego nie żałowałem. Wiem, że mogę ci powierzyć wszystko, na czym mi zależy.

W odpowiedzi Lewenhart skłonił się.

Cesarz chwycił go za ramiona. Nadinspektor przygryzł wargę tak mocno, że poczuł krew na języku. Uścisk nie był silny, ale ból przeszył jego dłoń niczym ostrze noża.

Nie uszło to uwadze cesarza.

– Jesteś ranny?

– To nic takiego, wasza cesarska mość.

– Nic? Chodź za mną.

Lewenhart udał się korytarzem za Gauckiem do pomieszczenia z rzędami wanien przy ścianach. Największa opierała się na mosiężnych nóżkach w kształcie konstrukcji zabezpieczających. Jedna ze ścian była oknem, które pomimo zimnego powietrza zostało uchylone, a na pozostałych ścianach znajdowała się mozaika – czarny orzeł na żółtym polu. Tak wyglądał herb rodziny cesarskiej. Z okna nadinspektor mógł zobaczyć ogromny metalowy szkielet, częściowo przykryty białą tkaniną, który sterczał pośrodku cumowiska wyposażonego w skomplikowany system kół pasowych. Nie był pewien, czy cesarz przyprowadził go tutaj, aby pokazać mu swoją łazienkę, czy kadłub sterowca zadokowanego za pałacem. Słyszał o nim, być może jako jeden z nielicznych, ale nigdy go nie widział i nie potrafił sobie wyobrazić, do czego służył. Mimo że nie był gotowy do lotu, jego rozmiary na chwilę zaparły Lewenhartowi dech w piersiach. Prawdopodobnie pewnego dnia, gdy konstrukcja się poluzuje, gdy pęknie, a Miasto straci jedyną podporę, cesarz i jego rodzina wejdą na pokład statku i…

Pod oknem stał stolik z lustrem oraz wygodny fotel z ramą ozdobioną misternymi rzeźbieniami, na który wskazał cesarz.

– Usiądź, Eldricu.

– Nie mogę siedzieć, gdy cesarz stoi – sprzeciwił się Lewenhart.

– Usiądź – powiedział cicho Gauck. – Nie będę tego powtarzał po raz drugi. I zdejmij płaszcz. Chcę spojrzeć na tę rękę.

Nadinspektor położył płaszcz na stole, rozpiął mankiet i podwinął zakrwawiony rękaw koszuli. Widok własnego ramienia zaskoczył go – rana była czerwona, a ślady po zębach głębokie i nabiegłe krwią. Ahrens prawdopodobnie miał rację.

– Zwierzę? – zapytał Gauck.

– Pamflecista. – Lewenhart posłużył się określeniem, którego użył cesarz i rozsiadł się w tapicerowanym fotelu.

Cesarz wyciągnął zwitek waty z lakierowanego pudełka na stole, zanurzył go w misce z wodą i przyłożył do rany. Dopiero po chwili Lewenhart zdał sobie sprawę, że czyści mu ranę. Próbował wstać, ale cesarz drugą ręką popchnął go z powrotem na fotel. Jak na swój wiek miał niesamowitą siłę.

– Wasza cesarska…

– Dzięki tobie to Miasto funkcjonuje. Do tego potrzebne ci są obie ręce.

– Nie…

– Eldricu – powiedział cicho Gauck. – Ty też jesteś jednym z moich dzieci.

Tych kilka słów wystarczyło, by kłujący ból w ramieniu stał się nagle mało ważny. Lewenhart poczuł, jak krew napływa mu do głowy. Miał jednak całe życie, aby się do tego przyzwyczaić – wszystkie bękarty i sieroty po urodzeniu były symbolicznie adoptowane przez cesarza, a na ich wychowanie przeznaczano niewielki datek. Bękartom takim jak Lewenhart wiodło się może trochę lepiej niż innym podrzutkom, ale bycie jednym z _dzieci cesarza_ nie było żadnym powodem do dumy. Nawet bójka, przez którą został dawno temu wyrzucony ze szkoły, zaczęła się od tego, że inni wołali na niego „brudny bękart”.

Nawet jeśli cesarz wyczuł, że nadinspektor zesztywniał, nie okazał tego. Zmył krew i posmarował mu ranę kojącą maścią. Z pewnością było to coś, za co Gabriela, a może i każda pielęgniarka z Wewnętrznego Miasta, oddałaby wszystko – ona sama używała cuchnącej zielonej mikstury, która u większości ludzi wywoływała uporczywie swędzącą wysypkę. Gabriela jednak uznawała to za znak, że leczenie przynosi efekty.

– Znasz Dietera Wernera? – zapytał cesarz, wycierając palce w ręcznik.

Lewenhart sięgnął do zakamarków pamięci:

– Nadinspektora Wydziału ds. Osób Zaginionych?

– Tak, jego.

– Nie osobiście.

– Jego wydział szuka pewnej dziewczyny…

– Czy jest to związane z przestępstwami politycznymi?

– Przestań mi przerywać, a się dowiesz – powiedział Gauck niskim, miękkim głosem, który przyprawiał o dreszcze. – Ta dziewczyna, Hannelore Schiller, zniknęła bez śladu. Może przepadła gdzieś za obrzeżem. Kto wie…

– Wydział ds. Osób Zaginionych powinien wiedzieć. – Lewenhart nie mógł się powstrzymać.

– Znajdą ją? – spytał cesarz.

_Oto jest pytanie._

Lewenhart nie wiedział nic o Wydziale ds. Osób Zaginionych. O Wydziale ds. Osób Zaginionych nikt nic nie wiedział, możliwe, że nawet sam wydział. Jeśli w ogóle prowadzili jakąś czynności, zachowywali to dla siebie. Lewenhart nie słyszał o nikim, kogo by odnaleźli, a jeśli nawet, to prawdopodobnie nie jako żywego. Mieli siedzibę w pobliżu Małego Muru, a większość zaginionych pochodziła właśnie zza niego. Chociaż ich pewnie nikt nie szukał. A może Dieter Werner po prostu nie czuł się wystarczająco zmotywowany, by ich szukać? Lewenhart był na tyle uczciwy, że sam przed sobą potrafił przyznać, że on z całą pewnością nie szukałby nikogo z Zewnętrznego Miasta, a gdyby tak za obrzeżem przepadli absolutnie wszyscy, to byłoby jeszcze lepiej. Werner prawdopodobnie podzielał to pragnienie.

– To ich praca, wasza cesarska mość.

– Ale oni nie wykonują jej tak dobrze jak ty. – Gauck stwierdził to, co Lewenhart uznawał za oczywiste.

Nadinspektor miał nadzieję, że się myli, ale nie mógł o to nie zapytać.

– Czy wasza cesarska mość chce, aby Wydział ds. Przestępstw Politycznych szukał zaginionego dziecka?

Cesarz uśmiechnął się.

– Chcę, żebyś dołączył do wydziału Wernera.

Nadinspektor zamarł. Czuł, że już nigdy nie będzie mógł nabrać powietrza. A kiedy spróbował, to zaświszczało mu ono między zębami.

– Odwołuje mnie pan ze stanowiska, wasza cesarska mość?

– Przenoszę cię tylko tymczasowo. Pod twoją nieobecność wydziałem pokieruje zastępca. Przypomnij mi, jak się nazywa.

– Hraban Ahrens.

– Hraban Ahrens, w porządku. Jak tylko uda ci się znaleźć Hannelore Schiller, wrócisz na swoje miejsce.

– Mógłbym wysłać Wernerowi Hrabana…

– Nie wybrałem jego, tylko ciebie.

– Mam obowiązki, które…

I tym razem cesarz nie pozwolił nadinspektorowi dokończyć zdania.

– …które zostaną przejęte przez inspektora Ahrensa. Ufam ci, pamiętasz o tym? Zatem powierzę ci również to, czego nie powierzyłbym innym, Eldricu.

Być może dlatego, że Lewenhart już stał i nie mógł wbić palców w oparcie fotela, słowo to wyleciało z niego z gwałtownością, która w innych okolicznościach mogłaby kosztować go więcej niż tylko zezwolenie na przechodzenie między Murami:

_–_ Dlaczego?!

– Zniknęła bez śladu. Jeśli ktoś może ją znaleźć, to właśnie ty. Ty przecież to robisz najlepiej.

Jeśli była to próba powiedzenia komplementu, to okazała się chybiona. Jedyną rzeczą, którą Lewenhart z tego zrozumiał, było to, że nadinspektor wzbudzającego respekt Wydziału ds. Przestępstw Politycznych będzie szukał dziecka, które nic nie znaczyło najprawdopodobniej nawet dla własnej rodziny i na którego odnalezieniu cesarzowi w ogóle nie powinno zależeć. Podczas gdy Powracający zaczną się plenić po Mieście jak epidemia, Lewenhart skupi się na szukaniu dziewczynki, która zapewne dawno temu została wyruchana na śmierć w podziemnym burdelu, do którego sprzedała ją jej własna matka.

Ale przecież złożył przysięgę.

– Dlaczego ona? – zapytał.

– Ponieważ jest dla mnie ważne, aby została odnaleziona – odpowiedział Gauck. – Czy to nie jest wystarczający powód, by zacząć jej szukać?

Lewenhart ukłonił się sztywno.

– Zrobię, co w mojej mocy.

Cesarz odłożył ręcznik.

– Niczego więcej nie oczekuję od ciebie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: