- W empik go
Michał Sędziwoj: dramat w pięciu aktach oryginalnie wierszem napisany - ebook
Michał Sędziwoj: dramat w pięciu aktach oryginalnie wierszem napisany - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 221 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Cenzury, po wydrukowaniu, prawem przepisanych egzem-
plarzy.
w Warszawie dnia 15 (27) Listopada 1858 r.
Starszy Cenzor,
F. Sobieszczański.
OSOBY.
MICHAŁ SĘDZIWOJ.
SĘDZIMIR stryj jego.
SKOŁUBA, służący Sędzimira.
JAN, pachołek Sędziwoja.
SETON, zwany Kosmopolitą, alchemik.
ZACHARJASZ von MULLENSTEIN.
HRABIA ULRYCH.
Dr. ZWINGER.
MARDOCHEUSZ von DELLE, poeta.
WALTER, rzeźbiarz.
HAGEN, kat.
KARL, pomocnik jego.
MORDKO, żyd karczmarz.
JADWIGA córka Sędzimira.
ANNA.
Wielki Sędzia.
Herold pierwszy. – Herold drugi.
Gracz pierwszy. – Gracz drugi. – Gracz trzeci.
Mieszczanin krakowski pierwszy. – Mieszczanin drugi.
Sługa miejski.
Goście, Mieszczanie, Żołnierze, Straż, Służba.
lszy i 3ci akt w Polsce, 2gi, 4ty i 5ty w Niemczech.
Rzecz się dzieje przy końcu XVIgo wieku.
Dramat ten przedstawiony w teatrze Warszawskim. Inne
teatra, któreby pragnęły przedstawić ten dramat, winny
zgłosić się do autora.
AKT I,
Dolna komnata w domu Sędzimira. Na prawo na pier-
wszym planie komin gotycki. Na drugim planie schody, po
których się idzie do mieszkania Sędziwoja. W głębi drzwi
wielkie żelazne z małem okratowanem okienkiem, prowa-
dzące na ulicę. Po prawej stronie od drzwi okno, również
na ulicę wychodzące. Po lewej stronie dwoje drzwi. Na
ścianach wiszą rynsztunki wojenne. Na przodzie sceny stół
wielki z ułożonemi na nim częściami uzbrojenia. Kilka krze-
seł. Kaganiec zawieszony u sklepienia. Wieczór.
SCENA I.
SKOŁUBA, JAN.
JAN (siedzi przy stole i czyści zbroje.)
SKOŁUBA (przez okno to głębi wygląda na ulicę. Zdaleka słychać strzały armatnie.)
SKOŁUBA (przy oknie rachując strzały.)
Raz… dwa… trzy… ot co! wyleźli już z jamy
Niemcy (śmiejąc się.) Biedota!…. skąpie się po szyję.
(przysłuchuje się znów strzałom.)
To są haubice od Florjańskiej bramy…
(strzały głośniejsze.)
A tu harmata od Wawelu bije.
Oj nie próżnuje starosta Mikołaj,
Znać ze to ptaszek hetmańskiego chowu,
Chwat całą gębą, raz tylko zawołaj
Już gotów.
(strzały głośniejsze)
Ot co! (zaciera ręce.)
JAN (upuszcza na ziemię zbroję którą czyścił.)
SKOŁUBA (odwracając się de niego.)
A waść co tam znowu?
JAN (podnosząc z ziemi zbroję.)
A bodajże cię z taką sprzączką podłą!
SKOŁUBA.
Kie licho?
Ot masz! znowu się rozwiodło.
SKOŁUBA.
Furda!…
JAN (targając zbroję z gniewem.)
Dalipan z kretesem ukręcę.
SKOŁUBA (odbierając od niego zbroję.)
A niechajźe cię święci Pańscy strzegą!
Tfu! co to znowu za niezdarne ręce!
Chłop jak dąb panie, a tak do niczego.
JAN (powstając.)
Bo tez pal cię sześć i z taka robotą,
Czy ja się natem rozumiem?
SKOŁUBA.
A co to,
Gorsze od waszych słoików i maści?
Nie już to strasznie żmudna praca taka?
Na cóź u licha Pan Bóg stworzył waści?
JAN.
Nie na płatnerza ani na wojaka.
SKOŁUBA.
O daj go katu! zaszczyt mocno wielki,
Wciąż prażyć w ogniu rynki i tygielki,
I dymać miechem od nocy do rana;
Bo to jest cała robota aspana.
JAN (powstając z powagą.)
To wielkie dzieło! to są święte cele…
My obaj z panem świata dobroczyńcę…
SKOŁUBA.
E… co tam światu potem waszem dziele,
Które mu kiedyś usmarzycie w rynce!
Ot! jakieś do nas licho się przypięło…
Dalipan! wyście na mózgu niezdrowi!….
Bo co to!…. służyć poczciwie krajowi,
I bić w pień szwabów, to jest wielkie dzieło.
JAN.
I na co się zda co wy ta gadacie,
Mój pan…
SKOŁUBA.
O!…, twój pan… to się tak nie godzi,
Bo, Panie odpuść, ten twój pan, mój bracie
Sam grzesząc, innych na pokusę wodzi,
Jeśli do tego owe cele śluzą…
(uderzając się po ustach.)
At!…, bo i ja tez gadam nadto dużo.
JAN.
Cóż tak strasznego?
SKOŁUBA.
Wiele! bardzo wiele!
To chryja panie, to jest cała chryja!
Nie dość ze szlachcic zdrów jak lew – na ciele
Siedzi na karku u swojego stryja,
Od dwóch lat blisko…
JAN.
I cóż z tego? Przecie
Ma swoje własną fortunę; wszak wiecie,
Ze mu zostawił ojciec dom w Krakowie
I kawał grosza; więc to nie jałmużna.
SKOŁUBA.
Czy tak się jego sprawiali przodkowie?
A cóż to? szlachta krajowi nie dłużna
Krwi swej i życia w publicznej usłudze?
Nie żeby kąty wciąż wycierać cudze,
I pozbierawszy słoiki i flaszki,
Jakieś niemieckie wyprawiać igraszki.
JAN.
Ot ba! wy także bardzo się nie trzęście
W tym waszym wielkim fenome junackim,
Niewielka sztuka kto ma silne pięście,
Ze będzie umiał wywijać tem cackiem.
(podnosi berdysz.)
Gdyby już każdy był do tego zmuszan,
Toby świat z samych składał się żołdaków.
SKOŁUBA.
Ot dzisiaj! niemiec podstąpił pod Kraków,
Kto w Boga wierzy idzie bić Rakuszan,
I mój pan, choć to już mu między starce,
Poszedł z młodymi krwawe zwodzić harce
I Rakuszanom łby szlifować szablą.
A wasz na umysł zamknął się w komnacie,
By tam prowadzić swą praktykę djablą.
J A N.
A czy wy sami wiecie co gadacie,
Dzisiaj dzień wielki: (przyprowadza go do okna i
z tajemniczą miną pokazuje mu gwiazdy)
Dobrym wróżbom gwoli
Wenus z Jowiszem przystały do siebie.
SKOŁUBA (kiwając głową.)
Oj! gdyby jeno on szukał na niebie
Takich połączeń, ale to mnie boli,
Ze nasza panna…
SCENA II.
CIŻ SAMI, JADWIGA.
JADWIGA (wchodząc pierwszemi drzwiami z lewej strony.)
Żadnych wieści jeszcze?
SKOŁUBA.
Żadnych.
JADWIGA.
Gęściejsze coraz słychać strzały.
SKOŁUBA.
No.., nie próżnują tam dla Bożej chwały!….
Jużcić się niemiec w srogie dostał kleszcze,
Iście zuch będzie jeżeli im sprosta…
Z przodu pan hetman, z boku pan starosta,
A tył olkuskie podobno mu mącą
Górniki.
(strzały głośniejsze.)
JADWIGA.
Znowuż!
SKOŁUBA (otwiera okno i przysłuchuje Się.)
Djable tam gorąco.
JADWIGA.
Mój biedny ojciec!
SKOŁUBA (odchodząc od okna które zostawia otwarte.)
Nasz pan! (żegna się)
Niechaj że go
Anieli święci od krzywdy ustrzegą.
Dziwnemi czasy dziś nas Pan Bóg darzy,
Muszą za młodych karku stawiać starzy, (spogląda znacząco na Jana.)
Ot co!
JAN
Słowo wiatr!
JADWIGA (spostrzegając Jana.)
Gdzie pan wasz?
JAN (pokazując na schody.)
Na górze:
SKOŁUBA (półgłosem.)
Gdy psy na polu, lis się kryje w dziurze,
Bo mu strach (słychać na ulicy hałas.)
SKOŁUBA (odwracając się.)
A tam ki czort (słychać pomieszane głosy.)
SKOŁUBA (idąc do okna.)
Jakaś sroga
Bójka.
JADWIGA.
O Boże!
SCENA III.
CIŻ SAMI, ZACHARJASZ (wpada przez otwarte okno,
które zaraz przymyka za sobą.)
ZACHARJASZ.
Ratujcie, kto w Boga
Wierzy!
SKOŁUBA (nastrajając minę buńczuczną.)
Skąd waszmość? A kto to tak wchodzi
Do domostw oknem po nocy jak złodziej?
ZACHARJASZ (oglądając się naokoło.)
A przecież' się im wyrwałem szczęśliwie.
(spostrzegając Jadwigę.)
Kobieta! jestem już bezpieczny!
SKOŁUBA (który go przez ten cały czas oglądał od stóp do głów.)
Żywie
Bóg! jakiś niemiec!
ZACHARJASZ (do Jadwigi składając ręce.)
O zmiłuj się pani.
Przytułku!
JADWIGA.
Któż wy?
SKOŁUBA.
Tfu!…, do paralusza!
ZACHARJASZ.
Jestem z orszaku prolegatarjusza
Von Herbersteina, byliśmy wysiani
Przez areyksięcia, by nakłaniać Kraków,
Żeby otworzył wolno swoje bramy
Naszemu panu, i wzbroniony mamy
Odwrót…
SKOŁUBA.
Wasz książę więzi tam polaków
Wet za wet.
ZACHARJASZ.
Byłem u pana Morsztyna…
A znam go z Plagi, kędy przez rok cały
Bawił, gdy pierwsze ozwały się strzały.
Słuchamy… alarm coraz bardziej wzrasta,
Mówią że wojsko szturmuje do miasta…
SKOŁUBA.
A to wasz książę tak sobie poczyna.
ZACHARJASZ.
Wyszedłem tedy, a już było ciemno
Zupełnie, szukam drogi w tym odmęcie
Ulic jak moge, a w tem na zakręcie
Jakowiś ludzie zdybują się ze mną.
Szli tłumno, zbrojnie, jakoby na wały
Dążąc, u kilku pochodnie migały
W rękach, u wszystkich szable i czekany.
Jam się ostrożnie przysunął do ściany,
By ich przepuście, gdy jacyś dwaj drabi
Przechodząc, w twarz mi podsuną pochodnię,
I krzykną „Niemiec!” – A za nimi zgodnie
Tłum cały wrzasnął: "Co Niemiec?! Bij, zabij
Niemca!" a inni wołali: „Do Wisły!”
I wszystkie miecze nad głową mi błysły,
I wszystkie twarze śmiercią mi groziły!
Ruszyłem w nogi, strach dodał mi siły,
A oni za mną! wciąż wszyscy wołając:
„Bij zabij!” Okno otworem tu stało,
Wskoczyłem, szczęśliw że uchodzę cało.