Międzynarodowy komunista - ebook
Międzynarodowy komunista - ebook
Malownicze nazwisko, ale przybrane. Stylizacja, również w życiu, na rubasznego szlachciurę, choć to było tylko maską. Najbardziej międzynarodowy z polskich komunistów. (…) z niczego zbudował, poczynając od 1945 roku, swoje państwo książki i prasy. „Czytelnik” i inne domy wydawnicze, gazety, tygodniki; wszystko od niego zależało – posady, przyjęcie książek do druku, honoraria. Byłem w jego stajni, wszyscyśmy byli.
(Czesław Miłosz)
Jerzy Borejsza (1905–1952) to jedna z najbarwniejszych postaci polskiego życia politycznego i kulturalnego pierwszej połowy minionego stulecia. W latach 20. XX wieku znany w Europie zachodniej anarchista; później działacz KPP. W czasie II wojny światowej najpierw dyrektor lwowskiego Ossolineum, potem ochotnik walczący z Niemcami w szeregach Armii Czerwonej, wreszcie – trochę wbrew sobie – działacz Związku Patriotów Polskich i PPR. To on, ku niezadowoleniu radzieckich towarzyszy, został na krótko pierwszym powojennym cenzorem. On też, podczas podróży po Stanach Zjednoczonych, bez grosza przy duszy i bez upoważnienia komunistycznego rządu, nawiązywał stosunki kulturalne i podpisywał umowy z poważnymi wydawcami amerykańskimi. Do historii przeszedł głównie jako twórca i pierwszy szef koncernu, jakim był w latach 1945–1948 „Czytelnik”, jako człowiek, który zdołał wydobyć ze Lwowa podstawową część „Ossolineum” i przenieść ją do Wrocławia. Tam w roku 1948 zorganizował Światowy Kongres Intelektualistów, w którym udział wzięła elita kultury europejskiej.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-01-17694-5 |
Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Antoni Słonimski
Malownicze nazwisko, ale przybrane. Stylizacja również w życiu na rubasznego szlachciurę, choć to było tylko maską. Najbardziej międzynarodowy z polskich komunistów. z niczego zbudował, poczynając od 1945 roku, swoje państwo książki i prasy. „Czytelnik” i inne domy wydawnicze, gazety, tygodniki, wszystko od niego zależało – posady, przyjęcie książek do druku, honoraria. Byłem w jego stajni, wszyscyśmy byli.
Czesław Miłosz
Jerzy Borejsza, dyrektor chlubnie znanego wydawnictwa „Czytelnik”, niekoronowany król naszej prasy, osobistość niezwykle dobrze poinformowana, wpływowa, słowem – nie byle kto.
Stefan Kisielewski
Był Mistrzem Korupcji, Arcykoruptorem. Jego stalinizm odznaczał się miękkim, bardzo miękkim podbrzuszem, nie jest nawet pewne, czy w głębi ducha (zwłaszcza po doświadczeniach hiszpańskich) uważał się wciąż za stalinistę. Był komunistą „oświeconym”, na powierzonym mu „odcinku literatury” widział w pisarzach raczej przekupnych (i dyspozycyjnych) literatów dworskich, niż „inżynierów dusz”.
Gustaw Herling-Grudziński
Lubi życie w nowym stylu, dyktować listy, odpowiadając w tym czasie kolejno na sześć linii telefonicznych, które mają ten brzydki zwyczaj, że dzwonią wszystkie naraz; pisać artykuł, wydając jednocześnie polecenia swoim sekretarkom; potem rzucić się całym swoim ciężarem na siedzenie samochodu, popędzić na lotnisko i polecieć w jakiejś niecierpiącej zwłoki sprawie do Paryża, Londynu czy Moskwy. Na odpoczynek będzie zawsze czas później, w jakiejś mglistej epoce starości.
Dominique Desanti
(przeł. Zbigniew Gregorczyk)
Mówił ze swadą, barwnie i zaskakująco, używał wielu wymownych wykrzykników. Rozwijał przede mną naraz moc różnorodnych projektów budowlanych, przemieszanych z wnikliwą analizą książek wnoszących nową interpretację historii i życia. „Posłuchaj mnie, Pablo, prawdziwym bohaterem był nie Don Kichot, ale Sancho Pansa”. W jego zrozumieniu Sancho był głosem narodowego realizmu. „Kiedy Sancho rządzi krajem, robi to dobrze, gdyż rządzi w nim sam naród”. Dzisiaj wielki Borejsza, ten wymizerowany i dynamiczny Kichot, wielbiciel Sancho Pansy, człowiek nadzwyczaj wrażliwy i światły, budowniczy i marzyciel, jak tamten innych Kichot, wypoczywa po raz pierwszy.
Pablo Neruda
(przeł. Henryk Czesław Śliwiński)
U nas mógłby zostać nawet Prezydentem, a tam wróci i go zmarnują.
Walter Lippman
(cyt. za Józef Winiewicz, Wspomnienia)PRZEDMOWA
O mitach, przekłamaniach i rekwirowanych dokumentach
Kwiaty na jego grobie, oprócz najbliższej rodziny, składają dziś jedynie anarchiści. To może dziwić, gdyż jego kontakty z wielbicielami Bakunina czy Kropotkina trwały stosunkowo krótko, a i rozstanie nie należało do najspokojniejszych. Dla wielu był uczestnikiem wojny domowej w Hiszpanii, choć wówczas przebywał w Polsce. Ale kraj Don Kichota oczywiście znał – co więcej, był w nim do końca swoich dni zakochany. To tam, u boku słynnego przywódcy anarchistów hiszpańskich, Buenaventury Durrutiego, i katalońskiego separatysty pułkownika Francesca Macià, przyszłych bohaterów wojny domowej w Hiszpanii, poznał na własnej skórze, czym jest prawdziwa rewolucja – choć pewnie zwykłej przygody było w tym tyle samo. Zawsze powtarzał przecież, że najpiękniejsze dziewczyny mieszkają na Półwyspie Iberyjskim. Głośno mówiło się o jego powiązaniach z radzieckimi służbami specjalnymi, ale dowodu na to – poza protokołami przesłuchań jeńców niemieckich, które prowadził jako kapitan Armii Czerwonej w czasie najcięższych walk o przeżycie ZSRR na froncie pod Kalininem w 1942 r. – nikt nie znalazł. Szczególnie żywe i barwne są opowieści o jego związkach z młodszym, umiejscowionym wysoko w strukturach bezpieki bratem, choć tak naprawdę o ich powiązaniach wiemy bardzo mało. Józef „Jacek” Różański jest dla jednych rewersem Borejszy, a dla innych jego protektorem. Niewiele natomiast mówi się o istniejącym w relacjach między braćmi konflikcie charakterologicznym.
Niemal powszechnie przyjęło się uważać, że ze swojej powojennej podróży do Rumunii Borejsza przywiózł do kraju – prawie siłą – Eugeniusza Kwiatkowskiego, ale ta relacja nie jest dokładna. Przyczynił się, co prawda, do jego powrotu, pokazując mu zdjęcia zniszczonej Gdyni, ale go nie transportował. Faktem niewątpliwym jest natomiast to, że z pobytu w Moskwie w 1945 r., w którego trakcie ukonstytuował się Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej, przywiózł małego pudla. Szczeniak był podarunkiem od wnuczki Lwa Tołstoja. Kira Gałczyńska, młodziutka wtedy sąsiadka Borejszów w Alei Róż, puściła z kolei po latach w obieg plotkę, że prezes „Czytelnika” miał w swoim mieszkaniu sekretną kabinę telefoniczną, z której łączył się z najważniejszymi osobami na wschód od Łaby. Ogłosiła to drukiem. Po sprawdzeniu okazało się, że akurat w prywatnym mieszkaniu pod numerem 15 w Alei Róż 6 Borejsza nie miał nawet aparatu podłączonego do rządowej sieci telefonicznej (tak zwanego wtedy We-Cze). A Władysław Bieńkowski zwykł był jeszcze w 1990 r. powtarzać, że gdyby obaj znaleźli się wśród aborygenów na dalekiej od cywilizacji wyspie, to on sam zostałby szewcem lub stolarzem, a Jerzy bez żadnej wątpliwości byłby burmistrzem wyspy.
Zastanawiać się można, dlaczego wciąż dopisuje się kolejne epizody do i tak barwnego przecież życiorysu? Dlaczego wciąż pojawia się tak wiele anegdot z nim związanych? Czy mają one służyć lepszemu zrozumieniu postaw i wyborów? A może niejasne tłumaczyć się ma przez jeszcze bardziej niejasne? Nie ulega wątpliwości, że jest w tej postaci jakaś tajemnica. Ale też jest to wciąż postać żywa.
Nie więc dziwnego, że osoba i działalność Jerzego Borejszy, mimo upływu lat, fascynuje kolejne pokolenia historyków i publicystów. Z kolei ze wspomnień, w których jego nazwisko przewija się w różnych kontekstach, ułożyć można sporej objętości antologię. Zainteresowanie i pamięć idą zatem w parze. Paradoksalnie jednak wiedza na temat życia i aktywności prezesa „Czytelnika” jest wciąż niewystarczająca. Zdanie to rozumieć można w dwojaki sposób: jest niewystarczająca, ponieważ wielu faktów nie udało się dotąd zidentyfikować, a nawet jeśli były historykom znane, to ich interpretacja pozostawiała wiele do życzenia; niewystarczająca jest również dlatego, że wokół Borejszy narosło wiele mitów, mających różnorodny wydźwięk – zarówno negatywny, jak i pozytywny.
Podstawowym obowiązkiem historyka, zajmującego się tym tematem, jest więc takie rozłożenie akcentów, aby obraz przeszłości nabrał bardziej realnych kształtów. Zrobić można tylko tyle (ktoś inny powie: aż tyle), o pełnym bowiem odtworzeniu przeszłości w tym przypadku mowy być nie może. Jest to zresztą zasadniczy dylemat badaczy dziejów najnowszych, którzy stają przed problemem ogromu materiału źródłowego – problemem obcym choćby ich kolegom mediewistom. To nie jedyny problem. Zakładany tu sceptycyzm w kwestii możliwości bezwzględnego odkrycia prawdy znajduje bowiem jeszcze jedno ważkie uzasadnienie. Czesław Miłosz w Roku myśliwego napisał, w kontekście swych wspomnień o Borejszy, znamienne zdanie: „ prawdziwe życiorysy komunistów nigdy nie będą napisane”. Nie należy stwierdzenia poety traktować jedynie jako atrakcyjnej, acz pustej frazy. Jego wiedza na temat komunizmu i osób tę ideologię wspierających jest niepodważalna. Niech więc to zdanie pobrzmiewa niczym memento mojej książki.
Książka niniejsza nie jest klasyczną biografią, ale w niektórych fragmentach przybiera charakterystyczne dla niej formy. Nie jest z pewnością „biografią codzienności”, ponieważ w zasadzie pominięte zostało tu życie prywatne bohatera. Mówiąc najprościej, poza polem zainteresowań pozostaje to, czy na śniadanie pijał kawę, czy herbatę, jakie garnitury lepiej na nim leżały, jak również to, które utwory muzyczne nucił przy goleniu (choć ostatnia kwestia, dzięki wierszowi Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, znajduje rozwiązanie). W niektórych miejscach spraw związanych z życiem prywatnym Borejszy nie dało się jednak uniknąć. Dzieje się tak wówczas, gdy dzięki nim możemy dowiedzieć się czegoś o sposobie jego myślenia lub motywach podejmowanych przez niego działań. Za przykład niech posłużą fragmenty dotyczące środowiska rodzinnego, w jakim twórca „Czytelnika” wzrastał. Takie ujęcie pozwala uznać przedstawiony materiał za rodzaj biografii politycznej i intelektualnej.
Za właściwą formułę, pozwalającą określić charakter niniejszej książki, niech posłuży myśl wyrażona swego czasu przez francuskiego mediewistę Jacquesa Le Goffa, który pisał, że biografia wpleciona w narrację historyczną czyni z postaci „podmiot globalizujący”. Uciekał w ten sposób od formuły klasycznej biografii, wobec której historyczna szkoła skupiona wokół pisma „Annales” żywiła sporą niechęć. W tym przypadku Jerzy Borejsza stanie się podmiotem, wokół którego skupiać się będą zagadnienia o dużej różnorodności, nie zawsze bezpośrednio związane z postacią prezesa „Czytelnika”. W nim, jak w soczewce, odbijają się główne wątki epoki. Borejsza jest zatem (choć to nieco brzydkie sformułowanie) pretekstem do rozważań na temat zjawisk wykraczających poza ściśle określone granice jego biografii. Wartość użytkową określenia sformułowanego przez Le Goffa wzmacnia także to, że zakłada ono możliwość wiarygodnego opisu przeszłości przy pomocy osób często z drugiego czy trzeciego „szeregu”.
Łatwo wyobrazić sobie Józefa Stalina czy Bolesława Bieruta w roli „podmiotów globalizujących”, ale już pewnego rodzaju trudności nastręcza ujęcie w ten sposób postaci o mniejszym znaczeniu historycznym. Jest jednocześnie sprawą oczywistą, że konkretne osoby mogą służyć jako pretekst do opisu jedynie wybranych segmentów zjawisk. Próba podjęcia opisu sytuacji gospodarczej w Polsce pierwszych lat powojennych przez pryzmat aktywności społeczno-politycznej Jerzego Borejszy byłaby z góry skazana na niepowodzenie. Większe wątpliwości nie powinny pojawić się z kolei w sytuacji, gdy autora Rewolucji łagodnej uznamy za dobry pretekst do badań nad naturą polityki kulturalnej w pierwszych latach po zakończeniu II wojny światowej. W tej sytuacji powodzenie przedsięwzięcia badawczego zależy przede wszystkim od talentu i umiejętności historyka. Na pewno warto podjąć takie wyzwanie.
Polityka kulturalna będzie zatem drugim – tym razem bezosobowym – bohaterem niniejszej książki. O tym, jak nieostre jest to zjawisko, można się przekonać, dokonując choćby pobieżnego przeglądu jego definicji. Do zmian na tym polu dochodziło wraz z następowaniem kolejnych form państwowości polskiej. To, co w okresie międzywojennym oznaczał termin „polityka kulturalna”, przestało mieć znaczenie w czasie późniejszym. Aby więc omawiane tu pojęcie odnieść bezpośrednio do okresu objętego ramami chronologicznymi książki, przytoczyć wypada definicję powstałą w epoce Polski Ludowej. Mówi ona, że „polityką kulturalną winniśmy nazywać celową i zorganizowaną działalność państwa oraz organizacji politycznych i społecznych, które inspirują rozwój twórczości artystycznej i zapewniają opiekę nad rozwojem środowisk twórczych, wpływających na upowszechnienie dóbr kultury i rozwijanie aktywnego udziału w życiu kulturalnym”. W definicji tej umyka jednostkowy wyraz działań na polu polityki kulturalnej, choć gdy analizujemy dzieje kultury powojennej, tendencja taka jest widoczna, czemu wyraz daje choćby dobór tematu niniejszej książki. Złożyć to trzeba na karb scentralizowanego i instytucjonalnego podejścia do aktywności kulturalnej, szczególnie w sferze jej inspirowania czy upowszechniania środków służących jej realizacji. Wyłącznie państwo lub instytucje w różnym stopniu przez państwo koncesjonowane mogły przyjąć na siebie obowiązki mecenasa. Zapomniano jednak o tym, że w ramach tych zinstytucjonalizowanych form pracowali konkretni ludzie, nadający polityce kulturalnej kształt przykrojony częstokroć do własnej wizji. Potwierdzeniem może być działalność takich osób, jak Jerzy Borejsza, Stefan Żółkiewski czy Karol Kuryluk. Nie ulega wątpliwości, że wymienieni działacze kulturalni, promując indywidualne pomysły czy style działania, poruszali się w obrębie obowiązującej ideologii. Powinnością historyka jest opis utrwalający całą gamę zachowań i prądów, gdyż tylko w ten sposób obraz przeszłości może być uznany za wiarygodny.
Książka niniejsza stawia więc sobie za cel nakreślenie głównego nurtu zjawisk zachodzących w polityce kulturalnej pierwszych lat powojennych. Tezą wyjściową jest stwierdzenie o niezwykle ważnej roli, jaka wówczas przypadła Jerzemu Borejszy. Odnosi się to przede wszystkim do lat 1944–1948, kiedy stał na czele Spółdzielni Wydawniczej „Czytelnik”. Jednym z najistotniejszych problemów będzie rozstrzygnięcie, na ile określenie roli prezesa „Czytelnika”, pojawiające się we wspomnieniach i literaturze przedmiotu, jest zgodne z prawdą historyczną. Aby to uczciwie rozstrzygnąć, należy skupić się w pierwszej kolejności na jego głównym projekcie ideowym: „rewolucji łagodnej”, z którym to terminem Borejsza jest wśród badaczy utożsamiany. Określenie to stało się bardzo popularne, szkopuł w tym jednak, że zaczęto je stosować do zjawisk częstokroć bardzo od kultury odległych. Nie podjęto przy tym próby pełnego opisu „rewolucji łagodnej” na jej właściwym obszarze. Zabrakło kompletnych analiz sięgających do genezy zjawiska i naświetlających jego części składowe. Problem wziął się poniekąd z tego, że był to temat nieco „podejrzany” politycznie – równocześnie dla obu stron dzisiejszego sporu o pamięć Polski Ludowej. „Rewolucja łagodna”, Borejsza i „Czytelnik” słabo wpisują się w schematy interpretacyjne obecne w tej dyskusji. Czym zatem była „rewolucja łagodna”? To jedno z najistotniejszych pytań tej książki.
Choć wspomniane zjawisko w największym stopniu kojarzy się z aktywnością społeczno-polityczną Borejszy, warto wyjść poza ramy je określające, a więc w przybliżeniu poza rok 1948. Jest to czas, kiedy polityczne znaczenie autora Primadonny jednego sezonu ulega dramatycznemu osłabieniu. Także jego wpływ na kulturę staje się nieporównywalnie mniejszy, choćby w wyniku odsunięcia od prezesury w „Czytelniku”, nie mówiąc już o dziwnym wypadku z 1 stycznia 1949 r., po którym nigdy nie wrócił do pełni sił. Podjęcie tej tematyki wydaje się jednak niezbędne, aby w pełni zrozumieć okres wcześniejszy. Potraktować to można na zasadzie długiego epilogu, ukazującego, jak koncepcja kultury, zaproponowana przez Borejszę, ulega demontażowi w procesie intensywnego przeszczepiania radzieckich wzorców kulturowych na grunt polski. W ramach tak nakreślonych celów możliwa będzie również odpowiedź na pytanie, ile z założeń „rewolucji łagodnej” ostało się pod naporem metody socrealistycznej. Poszerzenie cezury końcowej o wydarzenia wykraczające poza rok 1948 pozwala również na pokazanie, jak silnie kreowana przez Borejszę koncepcja kulturalna z lat 1944–1948 splotła się z jego życiem osobistym. Przy okazji tych rozważań nie powinno zabraknąć odpowiedzi na pytanie, do jakiego stopnia aktywność kulturalna Jerzego Borejszy nosiła znamiona samodzielności.
Poza tak sformułowanymi celami podstawowymi książka powinna dać odpowiedź na kilka pytań, pojawiających się na marginesie głównych rozważań. Dlatego wiele miejsca zajmą w niej zagadnienia związane z problemem postaw polskiej inteligencji. Borejsza – jako jej reprezentant i w pewnym okresie powiernik ważnej jej części – daje możliwość wglądu w sposób myślenia tej warstwy społecznej o sprawach publicznych. Zagadnienie to jest tym ciekawsze, że rzeczywistość społeczno-polityczna w pierwszych latach powojennych zmienia się radykalnie. Z kolei sam Borejsza, jako homo novus z racji swego pochodzenia, umożliwia prześledzenie stopnia procesów asymilacyjnych i adaptacyjnych, zarówno w odniesieniu do polskiej kultury, jak i samej inteligencji. Nie znaczy to, że autora Rewolucji łagodnej można potraktować jako egzemplifikację losów i poczynań dorastającej w okresie międzywojennym młodzieży pochodzenia żydowskiego, która pod wpływem różnorodnych czynników uległa fascynacji ideologią komunizmu. Zgromadzony materiał źródłowy nie daje do tego podstaw – jest to zresztą problem na osobną książkę.
W naszych rozważaniach nie uda się również uciec od pytań o miejsce polityki kulturalnej promowanej przez prezesa „Czytelnika” w procesie legitymizacji ustroju utrwalanego w Polsce po 1944 r. Chodzi o pokazanie tego, do jakiego stopnia i w jakich obszarach mechanizm propagandowy zastosowany w instytucjach podległych Borejszy sprzyjał nowej władzy.
Napisana przed kilkunastoma laty książka Barbary Fijałkowskiej Borejsza i Różański. Przyczynek do dziejów stalinizmu w Polsce prowokować może pytanie o sens powstania kolejnej pracy, której bohaterem będzie Jerzy Borejsza. Głębsza analiza ujęcia zmarłej niedawno badaczki musi jednak prowadzić do stwierdzenia, że kolejne opracowanie jest potrzebne. Po pierwsze, moja książka, w przeciwieństwie do wspomnianej pracy, nie ujmuje zagadnienia na zasadzie żywotów równoległych. Osoba młodszego brata Borejszy jest w niej potraktowana zupełnie marginalnie. Za takim rozwiązaniem przemawia kilka powodów, których nie ma potrzeby tu wyłuszczać – staną się one czytelne w trakcie lektury. Z całą pewnością przyjęcie takiej optyki ma charakter polemiczny w stosunku do Fijałkowskiej, dla której punktem wyjścia jest stwierdzenie, że „zarówno Jerzy Borejsza, jak i Jacek Różański to postacie z każdego punktu widzenia typowe dla polskiego stalinizmu”. Łączenia obu postaci nie da się wystarczająco uzasadnić rodzinnymi koligacjami, były to bowiem osobowości zupełnie odmienne, działające w innych obszarach przestrzeni publicznej i posługujące się diametralnie różnymi metodami do osiągnięcia wytyczonych przez siebie celów.
Porównanie obu braci nie jest zresztą zabiegiem wymyślonym przez Fijałkowską – próby takie podejmowano już wcześniej, ale każdorazowo prowadziły one jedynie do chwytliwych w swej retoryce uogólnień. Pod ich ciężarem ginęła skomplikowana materia indywidualnych postaw. Borejsza nie był, w moim przekonaniu, „z każdego punktu widzenia postacią typową dla polskiego stalinizmu”, jakkolwiek autorka termin ten rozumiała. Nie można się jednocześnie oprzeć wrażeniu, że pierwszym bohaterem książki Barbary Fijałkowskiej jest Różański, a nie Borejsza. Po drugie, praca wspominanej badaczki stawia sobie cele inne od tych, które zostały sformułowane wyżej. Mówiąc najbardziej obrazowo, autorka przez cały czas pisze o Beniaminie Goldbergu, podczas gdy moim bohaterem jest Jerzy Borejsza. Pracę olsztyńskiej badaczki traktować należy jak klasyczną biografię, w której skupia się ona przede wszystkim na życiorysie bohatera, mnie natomiast interesować będzie myśl, wyrażana najczęściej w artykułach i książkach, pisanych przez samego Borejszę lub ludzi z nim współpracujących; myśl – dodać można – która znajdowała następnie swe praktyczne odzwierciedlenie. Drugi temat mojej książki – polityka kulturalna – jest w ujęciu Fijałkowskiej jedynie tłem dla poczynań bohatera, czym można tłumaczyć jej małe zainteresowanie tymi problemami. I sprawa najistotniejsza: materiał, który udało mi się w trakcie przygotowywania tej książki zebrać, znacznie wykracza poza bazę źródłową, na której powstało studium olsztyńskiej badaczki. Kwestią nie bez znaczenia jest również to, że metoda analizy i prezentacji źródeł, jaką w swej pracy przyjąłem, jest zasadniczo różna od zastosowanej w książce Borejsza i Różański.
W uzasadnieniu napisania tej książki nie chciałbym odwoływać się wyłącznie do publikacji Barbary Fijałkowskiej. Biorąc pod uwagę zainteresowanie (a raczej jego brak) historyków tematami z obszaru polityki kulturalnej pierwszych lat powojennych, jej powstanie wydaje się jak najbardziej uzasadnione. W różnym stopniu konkluzja ta dotyczy zresztą całości badań nad historią kultury – czy też owym specyficznym stykiem kultury i polityki – w okresie Polski Ludowej. Znamienne, że dotychczas nie powstała ich synteza, zamknięta latami 1944–1989. Za taką trudno uznać bowiem kronikarskie opracowanie Marty Fik oraz marginalne ujęcia zagadnień kulturalnych, pojawiające się na kartach powstałych w ciagu ostatnich kilkunastu lat syntez najnowszych dziejów Polski. Sytuacja nie wygląda lepiej, jeśli spojrzymy na opracowania zajmujące się wyłącznie okresem „rewolucji łagodnej”. Bodaj jedynym syntetycznym jego opracowaniem, powstałym po 1990 r., jest popularnonaukowe ujęcie autorstwa wspominanej już autorki Kultury polskiej po Jałcie”. Pobieżny wgląd w jego zawartość pokazuje jednak, jak niewiele dotychczas na tym polu zrobiono.
Ze starszych opracowań podejmujących ogólne zagadnienia polityki kulturalnej w okresie „rewolucji łagodnej” wspomnieć można o innych pracach Barbary Fijałkowskiej. Publikacje wspomnianej badaczki, przy wszystkich swych zaletach, wynikających z przedstawienia przebogatej faktografii, mają jedną zasadniczą wadę, którą jest punkt widzenia, z jakiego były pisane. Mamy tu do czynienia ze sprzęgnięciem ówczesnej idei państwowej, jaką była w połowie lat 80. ubiegłego stulecia próba odnowienia zasad marksizmu-leninizmu, z badaniami naukowymi, które z założenia powinny pozostawać bezstronne. Efektem tego było dość tendencyjne dobranie materiału źródłowego oraz specyficzne naświetlenie badanego problemu. Autorka ograniczyła się w dużej mierze do przedstawienia materiału faktograficznego, bez dotykania zagadnień, które mogłyby w jakiś sposób naruszyć wcześniej założone tezy. Dodatkowym mankamentem pracy Polityka i twórcy jest to, że dotyczy ona przede wszystkim okresu po 1948 r. Również nowsze prace omawiające zagadnienia związane z polityką kulturalną pierwszych lat powojennych są bardzo nieliczne. Znajdziemy tu kilka książek i artykułów, głównie o charakterze przyczynkarskim. W ostatnich latach na uwagę zasługuje na pewno praca Urszuli Urban, która przynosi sporo nowego materiału dokumentacyjnego, ale i ona zajmuje się jedynie wąskim wycinkiem ówczesnego życia kulturalnego. Ten pobieżny przegląd najważniejszych pozycji syntetyzujących wiedzę o polityce kulturalnej lat 1944–1948 świadczy o aktualności i konieczności pogłębionych badań w tej materii.
Pozostając jeszcze przez chwilę przy właściwych motywach zajęcia się osobą Jerzego Borejszy, wypada odpowiedzieć na pytanie: dlaczego właśnie on? Czy nie można było opisać zmian w polskiej kulturze, sięgając do biografii innych działaczy? Czy, na przykład, nie nadawałby się do tego lepiej Stefan Żółkiewski, który pozostawił po sobie o wiele większą spuściznę pisarską i publicystyczną? Odpowiedź na tak postawione pytania jest oczywista: tak, można było za „podmiot globalizujący” przyjąć i Żółkiewskiego, i Karola Kuryluka, i Władysława Bieńkowskiego – że ograniczę się tylko do tych trzech nazwisk – ale porównanie oryginalności materiału źródłowego, który działacze ci pozostawili po sobie, z tym, co pozostało po Borejszy w archiwum kompletowanym przez jego syna, przynosiło odpowiedź jednoznaczną. Pozostali działacze „postawieni na odcinku kultury” nie pozostawili po sobie właściwie rozumianych archiwów domowych, w przypadku Bieńkowskiego odwołać się można niemal wyłącznie do maszynopisów prac wcześniej ogłoszonych, które z całą pieczołowitością przechowuje Biblioteka Narodowa. W rodzinnych szufladach pozostało naprawdę niewiele – spójrzmy, co na temat swego ojca pisała w ostatnich latach Ewa Kuryluk: jej informacje są skąpe, przesiąknięte mgłą niedopowiedzeń i swoistej mitologizacji, a winy za to nie ponosi jedynie literacka czy artystyczna natura córki pierwszego redaktora naczelnego „Odrodzenia”. Jesteśmy w zdecydowanie gorszej sytuacji niż choćby Czesi. Tam pozostało wiele pamiętników i osobistych materiałów powojennych działaczy kulturalnych, np. Jirˇiego Pelikána czy Zdenka Mlynárˇa. Ale problem ten nie dotyczy jedynie historiografii Polski Ludowej i jest zdecydowanie szerszy. Przykładowo – biografia Andrzeja Struga raczej będzie dziś dalece niekompletna bez materiałów masońskich, w sprawie biografii Wandy Wasilewskiej również niewiele można zrobić, jeśli zważy się na trudności z dostępem do archiwów rosyjskich i luki w jej archiwach osobistych. To tylko dwa przypadki, ale podobne przykłady można mnożyć. Dużo łatwiej, jak się okazuje, jest napisać monografię całych pokoleń, czego dowiedli Jaff Schatz, a nie tak dawno Marci Shore. Notabene, zastanawiające jest, że tematy tak istotne i ciekawe podjęli autorzy zagraniczni. Czy uprawnia to do wysuwania jakichś daleko idących wniosków? Wydaje się, że tak, choć nie miejsce tutaj na roztrząsanie przyczyn małej popularności badań nad historią polskiej lewicy.
Do wspomnianego materiału źródłowego dochodzi mnóstwo dokumentów z innych archiwów, wśród których największe znaczenie mają materiały z Archiwum Akt Nowych (AAN) w Warszawie. Praca w tym archiwum miała charakter wielokierunkowy. Za materiał wyjściowy posłużyły akta ze spuścizny po Jerzym Borejszy, których historia sama w sobie jest fascynująca. Składają się na nią dokumenty, które po śmierci autora Primadonny jednego sezonu zostały zabrane z jego prywatnego mieszkania przy Alei Róż i zdeponowane w Kancelarii Prezydenta RP. Nie trzeba dodawać, że działo się to bez aprobaty najbliższej rodziny Borejszy. Domniemywać można, że w wyniku tak specyficznego przejęcia doszło do jakiejś selekcji materiału; niestety, jak dotąd nie udało się odnaleźć jakiegokolwiek protokołu przekazania tych dokumentów. Pytanie, po co to zrobiono i na czyje polecenie, jest jedną z ciekawszych tajemnic związanych z osobą twórcy „Czytelnika”. Materiał zgromadzony w AAN, mimo domniemanego wybrakowania, okazał się niezwykle wartościowy. To samo można powiedzieć o dokumentach przechowywanych w zbiorach KC PPR i PZPR. Szczególny nacisk w tym przypadku położyłem na analizę materiałów wydziałów oświaty i kultury oraz propagandy. Również dokumenty innych instancji partyjnych, choć już w nieco mniejszym stopniu, znalazły się w polu zainteresowania piszącego te słowa.
Moja kwerenda w warszawskim archiwum objęła również archiwalia wytworzone przez organy państwowe czy instytucje, w których pracował bądź z którymi współpracował Borejsza w ramach swej działalności społeczno-politycznej. Myślę tu o zbiorach akt m.in. Związku Patriotów Polskich, Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, Krajowej Rady Narodowej, Ministerstwa Informacji i Propagandy, Ministerstwa Kultury i Sztuki czy Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Ciekawe materiały znalazłem ponadto w spuściźnie archiwalnej pozostawionej przez działaczy społecznych lub partyjnych, którzy zetknęli się w swej pracy z Borejszą (Adam Ciołkosz, Szymon Zachariasz, Jakub Berman, Bolesław Bierut).
Materiał z innych archiwów państwowych, w których prowadziłem kwerendę (Archiwum Muzeum Literatury, Archiwum Państwowe w Szczecinie i Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie ), ze względu na jego mniejszą wagę, potraktowany został w książce marginalnie. Trzeba też dodać, że w przypadku AIPN pojawił się poważny problem z dostępem do materiału archiwalnego. Po uzyskaniu wglądu w inwentarz zasobów archiwum dowiedziałem się, że interesujący mnie materiał obejmuje zaledwie kilka jednostek archiwalnych. Dokumenty w nich zawarte dotyczyły spraw zupełnie drugorzędnych. Trudno przypuszczać, aby był to cały materiał dotyczący Jerzego Borejszy, zgromadzony przez Urząd Bezpieczeństwa. Moje kilkakrotne prośby o szczegółową kwerendę oraz monity w tej sprawie, skierowane do AIPN, pozostały bez echa. Dłuższe oczekiwanie na ewentualny materiał mijało się, w moim przekonaniu, z celem, toteż świadomie podjąłem decyzję o przystąpieniu do pracy nad książką bez materiałów wytworzonych przez służby specjalne.
Wiele źródłowych informacji dotyczących działalności „Czytelnika” uzyskałem w archiwum wydawnictwa. Określenie „archiwum” jest w tym przypadku zastosowane nieco na wyrost, ponieważ składają się na nie jedynie księgi protokołów posiedzeń Rad Nadzorczych i Walnych Zgromadzeń Spółdzielni. Ogromna spuścizna „Czytelnika” kilka lat po jego likwidacji, w latach pięćdziesiątych, została oddana „na przemiał”. Wiele dokumentów – bezcennych dla odtworzenia dziejów tej instytucji – przepadło na zawsze. Piszący monografię „Czytelnika” staje przed nie lada problemem: czytając w rozlicznych memuarach o jego potędze, o swoistym państwie w państwie, nie ma właściwie możliwości wiarygodnego potwierdzenia tej opinii w dokumentach.
Kończąc omawianie archiwaliów wykorzystanych przy pisaniu książki, wspomnieć chciałbym o dokumentach pochodzących z dwóch rosyjskich archiwów – Centralnego Państwowego Archiwum Literatury i Sztuki w Moskwie (CPALS) (Centralnyj Gosudarstwiennyj Archiw Litieratury i Iskusstwa) oraz Rosyjskiego Państwowego Archiwum Historii Społeczno-Politycznej w Moskwie (RPAHSP) (Rossijskij Gosudarstwiennyj Archiw Socyalno-Politiczeskoj Istorii). Chciałbym zaznaczyć, że nie korzystałem osobiście z zasobów tych instytucji, a jedynie – dzięki uprzejmości prof. Jerzego W. Borejszy – uzyskałem wgląd w uwierzytelnione kopie dokumentów, jakie zgromadził on w trakcie pracy w rosyjskich archiwach. Zdecydowałem się na wykorzystanie tej dokumentacji, nieco wbrew przyjętym zasadom rzemiosła historycznego, tylko dlatego, że jest to materiał uzupełniający, przy którego pomocy można w kilku przypadkach doprecyzować poruszane tu wątki. Składają się nań dokumenty z „kominternowskiej” teczki Jerzego Borejszy (RPAHSP) oraz z zespołu Marii Michajłowny Szkapskiej i innych osób związanych z działalnością autora Rewolucji łagodnej na polu kulturalnym (CPALS).
Kończąc już, przytoczę jeszcze jeden istotny powód uzasadniający podjęcie tematu – świadomość i chęć przedstawienia nowego spojrzenia na biografię Jerzego Borejszy, a także na polską politykę kulturalną w latach 1944–1952. Odmienność ta wynikać ma przede wszystkim z uwarunkowań pokoleniowych – że posłużę się słowami niemieckiego historyka i publicysty Sebastiana Haffnera, który zaobserwował, że w społeczeństwach demokratycznych pojawienie się nowego pokolenia musi przynieść nową interpretację historii. „W przeciwieństwie do Niemiec – pisał – w Anglii jest rzeczą uznaną, że każda nowa generacja przedłożyć musi swoją własną wizję przeszłości. Dzieje się tak nie dlatego, że nowe pokolenia nagle wchodzą w posiadanie wiedzy absolutnej, nieznanej dotąd ich poprzednikom, lecz dlatego, że nasza płynna rzeczywistość za każdym razem odsłania nowy aspekt prawdy dotyczącej przeszłości”. Chciałbym podkreślić przy tym, że zaproponowanego w tej pracy ujęcia tematu nie traktuję jako „nowego początku” w badaniach nad polityką kulturalną pierwszych lat powojennych. Ciągłość w stosunku do wcześniejszych pokoleń badaczy jest zachowana, czego najlepszym odzwierciedleniem bibliografia, w której można znaleźć wiele prac starszych, pisanych również w okresie Polski Ludowej. Moja książka nie wynika z jakichkolwiek przesłanek ideologicznych – nie jest żadnym „odcięciem się” od przeszłości, gdyż tak rozumianej po prostu nie mam. To indywidualna, wynikająca z analizy dokumentów i relacji próba nadania obrazowi przeszłości maksymalnie zobiektywizowanego kształtu. Nic więcej.
* * *
Pisanie tej książki było dużym wyzwaniem i wielką przygodą. Bez pomocy i życzliwości wielu osób z pewnością nie byłbym w stanie jej ukończyć w zamierzonym kształcie. Nie sposób wymienić tu wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób pomogli mi w ciągu kilku lat pracy, ograniczę się więc do wymienienia tych, którym zawdzięczam najwięcej. A zatem: serdeczne podziękowania za cenne wskazówki i opiekę niech przyjmie promotor mojej rozprawy doktorskiej, prof. Kazimierz Kozłowski, a także jej recenzenci, prof. prof. Danuta Dąbrowska i Jerzy Eisler. Za poświęcony mi czas, ogromną życzliwość i zaufanie, które było dla mnie ważnym impulsem do pracy, dziękuję prof. Jerzemu W. Borejszy. Doktorowi Grzegorzowi P. Bąbiakowi dziękuję za cierpliwość w czytaniu, wnikliwe uwagi oraz przyjęcie na siebie roli Wergiliusza podczas moich warszawskich wędrówek; kolegom ze studiów doktoranckich – dr. Tomaszowi Sikorskiemu i dr. Radosławowi Skryckiemu oraz dawnym współpracownikom z Instytutu Pamięci Narodowej w Szczecinie – dr Małgorzacie Machałek, dr. Radosławowi Ptaszyńskiemu i Pawłowi Miedzińskiemu – za możliwość przedyskutowania problemów wynikłych w trakcie pisania książki, a także za uważne jej przeczytanie. Doktorowi Wojciechowi Lizakowi wdzięczny jestem za inspirację i zachętę do szukania wyjaśnień mniej oczywistych. Michałowi Przyborowskiemu chciałbym szczególnie podziękować za wiele cennych informacji dotyczących młodzieńczych, anarchistycznych lat Jerzego Borejszy. Marii Skrzypczak winien jestem ciepłe słowa za opiekę podczas pobytów w Warszawie. Rodzicom dziękuję za wsparcie. W końcu – co nie znaczy, że są to podziękowania najmniej ważne – dziękuję najbliższym mi osobom – Magdzie i Eli, którym jednocześnie książkę tę dedykuję.