Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Miejsca rzeczy zapomnianych - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
25 września 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Miejsca rzeczy zapomnianych - ebook

Czy Śnieżynce uda się odnaleźć szczęście i nie sprawić przykrości rodzicom? Jak dwa gadające koty pomogły złotym bucikom wrócić do właściciela? Co znalazła Kasia za starym regałem i czego panicznie boi się królowa? Odpowiedzi na te pytania znajdziesz w baśniach.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7420-886-4
Rozmiar pliku: 7,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Na pewno było jeszcze ciemno, zupełnie ciemno, kiedy usłyszała głos, jakby znajomy, chociaż jego ton, brzmienie i ciepła barwa powinny jej od razu uświadomić, że to nie może być ta oschła wysoka pielęgniarka, która każdego ranka wyrywała ją ze snu.

– Dzień dobry, kochanie – mówił głos i to „kochanie” też było dziwne. – Obudź się! Już dzień.

Nie chciała się budzić. Ten dzień na pewno nie będzie inny od poprzednich. Zacisnęła mocniej powieki i udawała, że nic do niej nie dociera.

– Jest piękny ranek! Otwórz oczy, Joasiu! – Głos nie miał zamiaru zamilknąć, nadal był słodki, podejrzanie słodki. I wcale się nie oddalał.

– Dajcie mi spokój! – burknęła. – Nie mierzę dziś gorączki. Chcę spać. Będę spać cały dzień.

– Co ty mówisz? – W głosie zadrżał śmiech. – Wiem, jeszcze śpisz! Ale proszę, obudź się.

– Odejdź! Nie chcę termometru, nie chcę lekarstw! Niczego nie chcę! – Nakryła głowę kołdrą.

– Termometru? Ty nadal śnisz, Joasiu. Otwórz oczy, bardzo proszę. Przed nami daleka droga.

– Nie ma mowy! Nigdzie się nie ruszam! Na nic się nie zgadzam! – krzyknęła spod kołdry. A więc znów będą ją dręczyć! Dlatego wysłali tu kogoś o słodkim głosie.

– Ależ kochanie – ciągnął niezrażony głos – czeka cię podróż!

– Dobrze, dobrze, już to znam. Po co pani kłamie?

– Nigdy nie kłamię. – Głos był zmartwiony.

Brzmiał wiarygodnie. Hm, może rzeczywiście? Nie, nie da się jeszcze raz oszukać! Mówili, że operacja będzie jak wycieczka. Że nic nie poczuje, a odjedzie daleko. A jak się obudzi, będzie zdrowa. Same kłamstwa!

– Dziękuję za wszelkie podróże! – krzyknęła. – I tak muszę tu zostać, dobrze pan wie.

– Musisz tu zostać? – Zdziwienie głosu też brzmiało autentycznie. – Nic mi o tym nie wiadomo. Przeciwnie! Zapraszam cię w podróż. Otwórz oczy, Joasiu!

Nadal nie wierzyła, ale nagle ogarnęła ją ciekawość, jak wygląda ktoś, kto tak miło do niej mówi. Odsunęła kołdrę i powoli uniosła powieki. W pokoju panował półmrok, ale sylwetkę kobiety, która stała koło jej łóżka, widać było wyraźnie.

Była młoda i zgrabna. A jej suknia! Wybierała się chyba na bal…

– Czy to peruka? – Joasia patrzyła z podziwem na jej długie włosy. Ale zaraz przypomniała sobie, gdzie jest, i znów spochmurniała. – Teraz nie ma odwiedzin – powiedziała z naganą w głosie. – Dlaczego nie ma pani czepka? Ani fartucha? Jest pani pielęgniarką?

– Pielęgniarką? – Kobieta podniosła brwi. Miała piękne dobre oczy.

– Ciągle się pani dziwi – zirytowała się Joasia. – Przecież jesteśmy w szpitalu. Na ten oddział nie można wchodzić. A ja i tak nie chcę nikogo widzieć. Nawet rodziców!

Joasia odwróciła się do nieznajomej plecami. Na sąsiednim łóżku, lekko pochrapując, spała Magda. Ta to ma sen! Nikt by jej nie zbudził.

– Jesteś na mnie zła? – usłyszała Joasia. – Nie ma powodu. Popatrz, mam dla ciebie sukienkę.

– Sukienkę? Po co?

– Musisz w czymś wyjść. Przecież nie wezmę cię w piżamie.

Joasia odwróciła głowę. Nieznajoma trzymała w rękach piękną jedwabną sukienkę. Dokładnie taką, jaką dziewczynka sobie kiedyś wymarzyła.

– Przecież nie mogę jeszcze wstawać. – Broniła się. – Jestem za słaba.

– Ależ możesz! – Nieznajoma się uśmiechnęła.

– Nie mam siły. Zresztą nie chcę. Bo i po co?

– Spróbuj. Sprawdzimy, czy wybrałam dobry rozmiar.

No tak, sukienkę – taką sukienkę – chyba mogła przymierzyć. Powoli usiadła na łóżku, spuszczając nogi na podłogę. Poczuła nieprzyjemny ucisk w skroniach, a potem zakręciło się jej w głowie.

– Nie mogę – szepnęła.

– Ależ możesz. Spróbuj jeszcze raz.

Ona też nie rozumie! Każdemu zdrowemu wydaje się to takie proste. Jednak Joasia podniosła się ponownie. Zawroty głowy wróciły, ale przypomniała sobie, że kiedyś pomagało jej mocne zaciśnięcie powiek i kilka głębokich oddechów. Tak, teraz było lepiej.

– Widzisz? Udało się! – Nieznajoma się uśmiechnęła. – A teraz spójrz w okno. Słońce już wstaje. Będzie piękny dzień! Podejdź do umywalki, trzeba się umyć.

– Nie! – Joasia zaprotestowała gwałtownie. – Jeszcze nie wstaję!

– Kiedyś trzeba. A skoro dziś masz założyć sukienkę…

– Pani myśli, że to takie łatwe!

Joasia siedziała na łóżku, patrząc w podłogę. Nikt jej nie rozumie! Wszyscy tylko wymagają. A gdyby byli na jej miejscu… Sukienkę może przecież włożyć na siedząco. Ale nieznajoma stała teraz przy ścianie. I tak musiałaby zrobić do niej parę kroków. Trudno. Powoli podniosła się z łóżka. Gdy podchodziła do umywalki, zachwiała się tylko odrobinę – zatem nie było tak źle.

Obraz w lustrze ją zaskoczył. Myślała, że wygląda gorzej. Spodziewała się wychudzonej bladej twarzy i podkrążonych oczu.

– Czemu tak źle o sobie myślisz? – spytała nieznajoma.

– Bo jestem chora, rozumie pani? Bardzo chora! Miałam zaraz wyzdrowieć, ale wszyscy tylko kłamią. Nikt nie może mnie wyleczyć. Ciągle mam gorączkę i źle się czuję. Nigdy stąd nie wyjdę!

– Oczywiście, że wyjdziesz. Już niedługo! – Tyrada Joasi nie zrobiła na nieznajomej wrażenia. – Tylko musisz się umyć i ubrać.

Joasia, wciąż patrząc na swoje odbicie, powoli odkręciła kran.

– Widzisz… – szepnęła nieznajoma. – Woda też ci pomaga. Jest taka ożywcza…

– Mówi pani jak z reklamy – drwiąco rzuciła Joasia. – „Ożywczy, świeży zapach…”

– Nie rozumiem. Tracimy czas. Umyj się. Twarz także. I włóż sukienkę.

Czy jej się wydawało, czy głos nieznajomej był teraz oschły? Mówiła jak nauczycielka albo lekarka. Joasia poczuła niechęć i bunt.

– Właściwie po co? Nie mogę stąd wyjść, a w takich sukienkach i tak nie chodzę.

– Och, nie sądziłam, że to będzie tak długo trwało! – Nieznajoma westchnęła. – Nie słuchasz, nie patrzysz gdzie trzeba, a mówisz jak nakręcona. Nie marudź już! Nie jesteś maleństwem. Masz dziesięć lat.

– Prawie jedenaście! Skąd pani wie? Rozmawiała pani z lekarzem? Takim grubym, co mówi do mnie „dziecko” i śmierdzi papierosami?

Nieznajoma zrobiła zdziwioną minę.

– Nie, a dlaczego tak myślisz?

Może to i lepiej. Joasia obmyła twarz. Czemu dotąd nie zauważyła zabawnej małpki na ręczniku? Powoli włożyła sukienkę. Była w sam raz! Wygładziła nieznaczną fałdkę. Szkoda, że nie ma tu dużego lustra. Szkoda, że Magda śpi…

– Ładnie wyglądasz – powiedziała pani. – Nawet bardzo.

Drzwi do pokoju uchyliły się odrobinę, ktoś zapukał.

– Tu nie wolno wchodzić. – Joasia nerwowo rozejrzała się po pokoju.

– Proszę wejść – powiedziała spokojnie nieznajoma. W drzwiach stanął człowieczek w bordowym uniformie ze złotymi guzikami. Był o głowę niższy od Joasi i wyraźnie niezadowolony.

– Jeszcze nie jest gotowa? – zapytał z pretensją w głosie. – Zawsze to samo!

– Krasnoludek?! – Joasia nie wytrzymała.

– Krasnoludek! Też coś! – oburzył się człowieczek. – Za dużo bajeczek się czytało, a za mało w życiu widziało. Karzeł też człowiek, nie? Zbierajcie się! Czekam!

Człowieczek skrzywił się i zniknął za drzwiami.

– Obraził się? – spytała Joasia.

– Nie sądzę. Zazwyczaj jest taki. Włóż buciki i wychodzimy!

Joasia bez słowa wyjęła z szafy sandały. Dobrze, że mama ich nie zabrała.

Była gotowa. Stanęła przy drzwiach i się zawahała.

– Jest pani pewna, że już mogę?

Nieznajoma się uśmiechnęła i wyciągnęła do niej rękę jak do dziecka.

– Nie lubię chodzić za rękę! – zaprotestowała Joasia.

– Wychodzimy! – Nieznajoma otworzyła drzwi i pociągnęła dziewczynkę za sobą.

Jeszcze mogłaby się wyrwać… Może powinna zostać? Joasia spojrzała z zazdrością na śpiącą Magdę. Ona ma spokój! Ale drzwi już były otwarte. Zrobiła więc jeden krok, potem następny…

Jak to się stało, że zamiast na szpitalny korytarz od razu wyszły na polną ścieżkę? Tylko w pierwszym momencie Joasia pomyślała, że to dziwne. Później wszystko wydało się jej całkiem naturalne. I rozległy widok na pola, i bujna trawa na łące, i stokrotki. Także i to, że czekał na nie zniecierpliwiony karzeł.

– No, nareszcie. Za mną! – zawołał i ruszył na przełaj przez łąkę.

– Nie tak szybko! – krzyknęła pani. Wyraźnie nie lubiła się śpieszyć, a długa suknia i delikatne trzewiczki nie pozwały jej prędko chodzić. Rozglądała się ciekawie, jakby była tu pierwszy raz.

– Jak pięknie! – zachwycała się. – Tyle tu zieleni i kwiatów! I motyle! Najbardziej kocham motyle. Są takie cudowne!

– „Cudowne! Cudowne!” – przedrzeźniał ją karzeł. – Szczególnie w stadium gąsienicy.

– No cóż – uśmiechnęła się pani – zanim polecisz, musisz odczekać swoje jako larwa.

– Nie łudź się, niektórzy nigdy nie ewoluują – mruknął karzeł. – A teraz proszę o ciszę. Zaraz podejdziemy do dworu. Widzisz? – Zwrócił się do Joasi: – Tam, za łąką stoi dwór.

– Nic nie widzę – burknęła Joasia. – A w ogóle to… dokąd mnie prowadzicie? I po co?

Ledwie zapytała, gdy zza drzew wyłoniła się frontowa ściana długiego parterowego budynku. Był prosty i skromny, zdawać się mogło, że rysowany ręką dziecka.

– Podejdziemy bliżej i zerkniesz przez okno. Okaże się, czy już możemy wejść – powiedziała łagodnie pani. – Przygotuj się, Joasiu!

– Na co mam się przygotować? Jak? Jestem jeszcze słaba. – Joasia potrąciła polny dzwoneczek. Zadźwięczał, choć był tylko kwiatem.

– Co za niezgraba! – skarcił ją karzeł. – Wszystko zepsuje!

– Ciii… – Pani nakazała milczenie. – Nic się nie stało. Zobacz! – Wskazała dłonią ścieżkę. – Podejdziesz do najbliższego okna, zajrzysz do środka i opowiesz nam bardzo dokładnie, co widzisz.

Joasia westchnęła, ostrożnie wyminęła rabatę z liliami i stanęła na palcach przy oknie. Co za pomysł? Ale przynajmniej nie bardzo męczący.

– No więc… to chyba jadalnia… – mówiła powoli. – Widzę stół nakryty do obiadu. Obrus jest biały, jak na święta albo na imieniny. Zastawa, krzesła, w kącie telewizor, kanapa, fotele… Normalny pokój. Mówić dalej?

– Tak. – Pani kiwnęła głową. – Patrz uważnie. Co jeszcze? Co widzisz poza tym?

– Jest regał z książkami. I zabawki, dużo różnych zabawek.

– I jeszcze? – pytała pani. – Co jeszcze?

– Dywan… Lampa…

– Co jeszcze?

– Niczego więcej nie ma! – Zniecierpliwiona Joasia odsunęła się od okna. – A o co chodzi? Nie możemy tam wejść?

– Nie – odezwał się karzeł. – Przypatrz się jeszcze raz.

Joasia ponownie wspięła się na palce. W szybie zobaczyła swoje odbicie.

– To ja! Ja! W nowej sukience. Całkiem mi ładnie.

– „Całkiem mi ładnie”! – Wykrzywił się karzeł. – To sobie jeszcze popatrz.

– Widzę się tylko do ramion. Szkoda… Możemy już wejść? Mogłabym się trochę pobawić.

Dziewczynka spojrzała na karła. Nie wyglądał na zadowolonego. Powinna raczej poprosić o to nieznajomą.

– Ale gdzie ona jest? Ta pani z długimi włosami, która po mnie przyszła – zaniepokoiła się nagle Joasia.

– Poszła sobie. Spieszyła się. Teraz pójdziesz za mną. Nie mam wprawdzie długich włosów, ale za to krótkie nogi, więc nadążysz – burknął karzeł. Potem się odwrócił i rzucił przez ramię: – Za mną!

– Dokąd? – Joasia miała ochotę tu zostać. – Mówiłeś…

– Nic nie mówiłem. Chodź za mną i się nie oglądaj!

Cóż było robić? Dziewczynka była teraz zdana na złośliwego gnoma. Po co się ruszała ze szpitalnego pokoju? Ogarnęła ją złość.

– Nie idź tak szybko! – zawołała. – I powiedz mi wreszcie, o co chodzi! Nic nie rozumiem.

– Nie musisz – powiedział karzeł i zaraz dodał: – Idziemy do miasta. Mam coś do załatwienia.

– Do miasta? Nie chcę! Wolę łąkę!

– Nikt cię nie pyta o zdanie! – Karzeł przyśpieszył kroku.

– Powiem mamie! I tacie powiem! Jestem jeszcze słaba. Nie wolno mi chodzić po ulicy! I to w tłumie. Gdyby to widział mój lekarz prowadzący, toby… toby dopiero było! Nie nadajesz się do opieki nad dziećmi! Odprowadź mnie do szpitala! – krzyknęła, tupiąc nogą, jak zwykła robić w domu. – Chcę się położyć. Jestem zmęczona.

Karzeł nawet się nie odwrócił. Zboczył ze ścieżki i wszedł w kępę drzew. Joasia się przestraszyła, że straci go z oczu i całkiem się zgubi. Pobiegła za nim.

Za drzewami ciągnęła się wąska uliczka parterowych domków. Przemierzyli ją szybko, wyszli na plac, a potem na szeroką ulicę. Mijali ich ludzie, coraz więcej śpieszących się obcych ludzi. Karzeł szedł na tyle szybko, na ile pozwalały mu jego krótkie nogi. Nie odzywał się, a dziewczynka dbała tylko o to, żeby go nie zgubić. Ale jak długo można iść?

– Poczekaj! – zawołała. – Zmęczyłam się. Ty chyba tak specjalnie! Gdzie ona jest? Ta pani w sukni! Chciałabym, żeby przyszła! – Joasia chwyciła karła za rękę, aby go zatrzymać.

– Chciałabyś?! Nie zawsze sami wybieramy osoby, miejsca i czas, moja mała. Ale owszem, możesz odpocząć, jeśli chcesz. Zaczekaj tu – powiedział spokojnie. Lekko wyswobodził rękę i szybko wmieszał się w tłum.

Po prostu ją zostawił! Została sama na środku ulicy. Nie mogła rozpoznać okolicy, to chyba nie było jej miasto! Co teraz? Co powinna zrobić? Była zmęczona i zupełnie sama w nieznanym miejscu.

– Ty… Nie widziałaś mojej mamy? – Usłyszała za sobą dziecięcy głosik.

Odwróciła się. Stała przed nią umorusana dziewczynka, niższa od Joasi co najmniej o głowę, z niebieskim balonikiem w dłoni.

– Twojej mamy? – Joasia wzruszyła ramionami. – Nie wiem. A jak ona wygląda?

– Jest ładna i ma taką sukienkę… – Mała zakreśliła ręką krąg i pociągnęła nosem.

– Rzeczywiście, już wszystko wiem – mruknęła Joasia.

– Kupiła mi watę cukrową – mówiła dalej dziewczynka – a ja chciałam jeszcze gumę, a potem poszłam zobaczyć balony. I się zgubiłam.

– Widzisz, nie trzeba było… – Joasia chciała powiedzieć coś pouczającego, lecz nagle poczuła złość. – Ale balon masz, co? Poszukaj policjanta – rzuciła ostro. – Powiesz, jak się nazywasz, i on ci znajdzie mamę.

– Nie wiem, gdzie jest policjant – nudziła mała. Uwzięła się na nią, czy co?

– Spytaj kogoś dorosłego. Ja nie mogę dużo chodzić. Jestem chora. I zmęczona. I źle się czuję. Co się tak patrzysz? Dopiero wyszłam ze szpitala. Poproś kogoś innego.

Dziewczynka spojrzała na nią zdziwiona. A potem spuściła głowę i odeszła. Nie, nie rozpłakała się. Chyba nie. Nie każdy, kto spuszcza głowę, od razu płacze! Gdyby wiedziała, jak bardzo źle można się czuć i jak można płakać z bólu! Jest zdrowa, nic jej nie będzie. Zaraz znajdzie kogoś, kto jej pomoże. Takim małym ślicznym dziewczynkom zawsze wszyscy chcą pomagać.

Joasia odetchnęła głęboko i ruszyła przed siebie. Na rogu ulicy stał stragan z prażoną kukurydzą. Poczuła głód. Jeszcze tego brakowało! Odkąd zachorowała, nie miała apetytu, musiano ją niemal zmuszać do jedzenia. A teraz nagle jest głodna! Chętnie by coś zjadła, ale przecież tutaj za darmo niczego nie dostanie.

Następna ulica musiała prowadzić do wesołego miasteczka. Stały przy niej stragany z balonami, zabawkami z plastiku, różnokolorową tanią biżuterią i słodyczami. Otaczały je głównie dzieci, ale byli też dorośli. Och, pewnie dzieciaki zamęczają rodziców o różne drobiazgi! Sama tak kiedyś robiła, ale to było bardzo dawno temu! Teraz jej nie zależy. Chociaż… ten pierścionek z turkusowym oczkiem jest całkiem ładny. I ta bransoletka. O, jaki śmieszny misiek! Może by tu kiedyś przyszła z mamą? Gdzie właściwie jest teraz mama?

Wśród tłumu, który zmierzał w kierunku parku, dało się zauważyć poruszenie. Ludzie zbierali się w grupki, ktoś grał na bębenku, ktoś inny na piszczałce. Wkrótce na niewielkim podeście ukazał się herold w kolorowym kostiumie z tubą w dłoni i zawołał donośnie:

Ludzie! Ludziska duże i małe,

piękne i brzydkie – wszystkie wspaniałe!

Cyrk „Raj” staje przed wami otworem!

Czyś jest geniuszem, czyś jest potworem,

przybądź do „Raju” już dziś wieczorem!

Linoskoczkowie, tygrys, lamparty,

bez zabezpieczeń! To nie są żarty!

Wróżka i karzeł, iluzjoniści,

połykacz ognia, wielcy artyści!

Cyrk „Raj” zaprasza – dzieci, kobiety!

Dla panów mamy pokaz atletów,

piękne treserki i woltyżerki!

Dla milusińskich – słonika Jumbo,

lwa Mathiasa, klaunów, tancerki!

Ludzie! Ludziska duże i małe,

piękne i brzydkie, wszystkie wspaniałe!

Cyrk „Raj” już dla was staje otworem!

Czyś jest murarzem, czyś jest aktorem,

przybądź do „Raju” już dziś wieczorem!

Herold zeskoczył z podestu i znów rozległy się dźwięki piszczałki i bębenka.

Cyrk? Czy nieznajoma i ten dziwny karzeł nie mają z nim czegoś wspólnego?

– O raju! Cyrk! Cyrk przyjechał! – wykrzykiwał tuż obok Joasi jasnowłosy chłopiec. Aż podskakiwał z emocji. – Słyszałaś? Cyrk!

– No to co? – Joasia starała się zachować obojętność.

– Są klauni! I dzikie zwierzęta, i ten pan, co robi sztuczki!

– Nie byłeś nigdy w cyrku?

– Byłem. Raz. Ale w takim małym, a ten jest ogromny!

– W cyrku zawsze jest tak samo – powiedziała Joasia.

– Nieprawda, jest fajnie! – upierał się chłopiec.

– To kup sobie bilet i idź! W czym problem? – Joasia chciała już odejść.

– Łatwo powiedzieć – mruknął chłopiec i dopiero wtedy Joasia zauważyła, jak biednie był ubrany. Miał dziurawe tenisówki, mocno zniszczone spodenki i spłowiałą koszulkę.

– To się jakoś wkręć. Chłopcy zawsze się jakoś wkręcają. Nie ty jeden nie możesz kupić biletu – dodała niepotrzebnie, bo chłopcu zrobiło się chyba przykro.

Stał jeszcze przez chwilę obok niej z rękami w kieszeniach, a ona pomyślała, że kiedyś przecież lubiła cyrk. I zawsze, gdy o to poprosiła, tatuś kupował jej bilet…

Wtedy zauważyła karła. Przedzierał się przez tłum, który otaczał trębacza z żywą małpką na łańcuszku.

– Hej, tu jestem! – zawołała i pomachała mu ręką.

Uśmiechnął się i podszedł z całkiem pogodną miną.

– Masz towarzystwo? – zapytał, mrugając do chłopca.

– Nie, to nikt… To znaczy… nie znam go – powiedziała szybko i odciągnęła karła na bok.

– To co, możemy już wracać?

– Nie. Jeszcze nie. A co, nudzi ci się? – Karzeł się zaśmiał. – Mam coś dla ciebie.

– Serio? – Joasia się ożywiła. – Prażoną kukurydzę?

– Nie. Coś lepszego. Bilety do cyrku.

Joasia się zdziwiła i odruchowo spojrzała na chłopca. Stał jeszcze w tym samym miejscu, gdzie niedawno rozmawiali, i patrzył w stronę wesołego miasteczka.

– Do cyrku? – powtórzyła z niechęcią. – A po co? Wolałabym coś innego.

– Mam oddać bilety? – Karzeł spojrzał na nią ze złośliwym błyskiem w oku.

– A nie da się ich zamienić na coś innego?

– Na przykład na prażoną kukurydzę? – Zaśmiał się ironicznie.

– No! I na pierścionek.

– Może się da… – Karzeł się skrzywił. – Ale to potrwa.

– Zaczekaj! – zdążyła jeszcze zawołać Joasia, zanim zniknął jej z oczu. Niestety, nie usłyszał.

Może trzeba było jednak iść do tego cyrku? Znów została sama. Ludzie przechodzili obok niej bez pośpiechu. Z daleka mignęła znajoma twarz – to chyba ona, ta pani w długiej sukni! Joasia pobiegła za nią, minęła wysoką bramę, drewnianą altanę, kilka ławek… Nieznajomej nigdzie nie było. Dziewczynkę mijały hałaśliwe grupki nastolatków, dzieci na rowerach, panie i panowie z psami… Albo jej nie zauważali, albo patrzyli na nią ze zdziwieniem, jakby jakoś szczególnie dziwnie wyglądała. Szli w stronę dużego placu, gdzie rozkładano namiot cyrkowy. Niedaleko tętniło gwarem niewielkie wesołe miasteczko – karuzele małe i duże, huśtawki, samochodziki, a nawet strzelnica. Czy to niedziela, że ci wszyscy ludzie tak się bawią? Oni mogą, potrafią… a ona? Joasia poczuła się bardzo samotna.

Za drzewami, w pobliżu kolorowych stoisk i budek znów mignęła jasna suknia. Może to ona? Nieznajoma o pięknych włosach? Dziewczynka podeszła bliżej.

– Lusterko prawdę ci powie! Przepiękne panie, przystojni panowie! Lusterko wam nie skłamie, lustro prawdę pokaże!

Przed pomalowanym w jaskrawe pasy płóciennym domkiem siedziała postawna kobieta. Na kolanach trzymała wachlarz i talię kart. Z posiwiałymi włosami, splecionymi w zdobione tasiemkami warkocze, w haftowanej bluzce i wzorzystej czerwonej spódnicy, wpatrzona przed siebie śpiewnie zawodziła:

– Prawdy się dowiecie, kiedy tylko tu wejdziecie! Gabinet luster! Gabinet luster! Niech wejdą odważni, niech wejdą ważni, nieśmiali i niepewni, żebracy i królewny, i ci, co się wahają, co z losem w kości grają! Gabinet luster! Gabinet prawdziwych luster! Lusterko prawdę powie! Piękne panie, piękni panowie!

Czy to było przywidzenie, czy Joasia rzeczywiście zobaczyła w środku panią w długiej sukni? Tak, to na pewno ona!

– Proszę pani! Proszę pani! Niech pani zaczeka! – Joasia wpadła do domku. Nie pozwoli, żeby miła nieznajoma znów rozpłynęła się w powietrzu!

– Ejże, panienko, a bilet? – Usłyszała za sobą tubalny głos.

– Jaki bilet? – Joasia stała w pomieszczeniu pełnym wielkich luster. Jakaś postać mignęła w jednym z nich, ale zanim Joasia zdołała ją wyraźniej dostrzec, znikła.

– Tu trzeba płacić – powiedziała twardo kobieta. Stała w drzwiach, a jej wielkie złote kolczyki kołysały się rytmicznie.

– Ja tylko kogoś szukam. Przed chwilą widziałam tu jedną panią…

– Każdy, kto tu wchodzi, kogoś szuka! Każdy, kto wchodzi, musi kupić bilet! – Kobieta zabrzęczała bransoletami. – A teraz biletu nikt nie kupował. Ty też nie.

– Ale ona tu była. Taka ładna, z długimi włosami! Widziałam!

– Wiem, wiem, jak wy, dzieciaki, kombinujecie. – Kobieta pokiwała głową. – Tak bardzo ci zależy, żeby zobaczyć moje lustra?

– Ona tu była. Muszę ją znaleźć! W takiej długiej sukni podobnej do mojej…

– Dorosła kobieta? Żeby w takiej sukni?

– Czemu się pani śmieje? Zgubiłam się – powiedziała Joasia.

– Zgubiłaś się? I pewnie nie masz na bilet, co? – Kobieta chrząknęła niezadowolona. – Ja nikomu prawdy nie wzbraniam, ale coś musisz mi dać.

– Nic nie mam… – Joasia spuściła głowę.

– Tak się tylko mówi.

Właścicielka gabinetu luster poruszała się kołyszącym krokiem, wprawiając w ruch spódnice. Zdawało się, że płynie po ziemi jak wielki żaglowiec. Obeszła wkoło całe pomieszczenie i stanęła przy drzwiach.

– Zobacz sobie, dziecko, zobacz – mruknęła z filuternym błyskiem w oku. – Tu jest wielkie lustro. I tu też. I jeszcze jedno. Tu jest dużo luster. A wszystkie prawdomówne. Zobacz! A przyjrzyj się dobrze! Lustro prawdę ci powie.

Joasia spojrzała w lśniącą taflę wielkiego zwierciadła, przed którym stała. Osoba, którą w nim zobaczyła, nie była dziewczynką w pięknej jedwabnej sukience, przypominała raczej kogoś bladego i smutnego, w szarej szpitalnej piżamie.

– To nie ja! – szepnęła Joasia. – To przecież Magda! Magda! Moja koleżanka. Ona jest…

Przerwała. Kobieta nie patrzyła w jej stronę, zajęta tasowaniem kart. Dziwne to lustro, może zepsute? Dziewczynka przeszła kilka kroków, żeby stanąć przed następnym. Ale w nim także nie ujrzała siebie, tylko smutną umorusaną dziewczynkę z balonikiem w ręce. Poczuła złość.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: