Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Miejsce końca - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 września 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Miejsce końca - ebook

Jest to pozycja, która powinna przemówić do każdego. Znajdą w niej otuchę osoby poszukujące zrozumienia, a także te, które borykają się ze stratą kogoś bliskiego. Myślę, że również rodzice wyciągną choć maleńką lekcję, jak kochać mądrze i zdrowo. Pozostałym, być może ułatwi poruszanie się w gąszczu własnych emocji. Tak naprawdę tylko uczucia są tu prawdziwe…

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8221-592-2
Rozmiar pliku: 2,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Słowo wstępne

Choroba psychiczna to termin, który słyszał chyba każdy z nas. W większości budzi on silne emocje. Często towarzyszy mu niepokój, a nawet strach, zażenowanie albo wstyd. Może też pojawić się czasowa bezradność lub całkowita bezsilność. U niektórych osób słowa te wywołują dystans, czy wręcz pogardę. Wszystko to zależy od okoliczności, w których owy termin padnie. Jest jednak coś, co bardzo często łączy wszystkie te uczucia — to brak rzetelnej wiedzy.

W obszernym „worku” opatrzonym nazwą choroby psychiczne znajdziemy różnego rodzaju zaburzenia, między innymi obsesyjno-kompulsywne, afektywne, lękowe, psychotyczne, osobowości, czy też zaburzenia neurorozwojowe. Jedną z najpowszechniejszych dziś chorób tego typu jest depresja, która często bywa bagatelizowana i traktowana przez otoczenie chorego, jak fochy albo zwykłe lenistwo.

Powszechny brak wiedzy dotyczy nie tylko istnienia tych zaburzeń, jako realnych jednostek chorobowych, ale i skutecznych terapii oraz metod wspierania osób na nie cierpiących. Ogromny problem stanowi również postrzeganie chorych przez zdrową część społeczeństwa, a nierzadko traktowanie ich wręcz marginalnie. Brak zrozumienia dla tych, którzy są w nieco innej kondycji psychicznej, niż ta przyjęta za normę, jest nadal nagminny. A to po prostu choroba, której nikt nie wybiera. Choroba, jak inna — rak, cukrzyca, nadciśnienie. Choroba, która dobrze zdiagnozowana, może być skutecznie leczona..

Właśnie z takiej potrzeby powstała ta książka. Jest ona krzykiem tych, którzy walczą z czymś, czego nie widać — z wrogiem, który mieszka w nich samych i atakuje bardzo podstępnie. Jest szeptem, który mówi, że czasem wystarczy jedno trudne wydarzenie w życiu, aby rozsypać się na kawałki… Jest także głosem prawdziwych emocji, bo tylko tak można pokazać oblicze czegoś, co dotyka właśnie tej dziedziny — delikatnej i innej u każdego, naszej wrodzonej emocjonalności.

Zapraszam zatem w niezwykłą podróż… Jacy z niej powrócimy, zależy wyłącznie od nas…Rozdział 1

— Tato, tak bardzo cię kocham. Nie chcę, żebyś odchodził. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. — Alicja nie wypuszczała jego dużej dłoni ze swoich rąk. Siedziała przy ojcu na łóżku i wpatrywała się w jego zamglone oczy. Był okropnie zmęczony. Wykańczał go ból. Leki już nie działały, choć co rano dostawał wysoką dawkę morfiny. Był po niej na wpół przytomny, ale niestety nadal bardzo cierpiał. — Tato, nie zostawiaj nas! Nie zostawiaj mnie, błagam… — matka Alicji, która stała tuż za nią i trzymała dłoń na jej ramieniu, mocniej zacisnęła palce. Jej twarz tonęła we łzach. Wiedząc, że mąż i tak jej nie widzi starała się opanowanym głosem powiedzieć córce, że ojciec potrzebuje odpoczynku. Gdy obie zmierzały w stronę drzwi, odchrząknął nagle i powiedział ledwie słyszalnie:

— Alisiu… — podbiegła natychmiast i pochyliła się nad nim. — Przyjedź jutro z Majeczką… Chciałbym ją jeszcze zobaczyć, zanim… — urwał nagle, a jego twarz wykrzywił grymas bólu.

— Dobrze tatusiu, obiecuję. Tylko proszę cię, nie zostawiaj nas.

Alicja zdawała sobie sprawę, że nie ułatwia tym ojcu odejścia. Widziała, jak bardzo cierpi i lepiej dla niego byłoby, gdyby umarł. Rak zżerał go od środka powodując potworne spustoszenie w narządach wewnętrznych, ale najgorszy ból pochodził z przerzutów do kości. Chemioterapia nie zdała rezultatu, gdyż leczenie podjęto zbyt późno. Ostatnie miesiące życia spędził w szpitalach, z dnia na dzień tracąc siły i niknąc w oczach. Alicji trudno było uwierzyć, że jej zawsze silny i nigdy na nic nie narzekający ojciec, nagle zachorował. To był szok dla całej rodziny. Pewnego dnia zaczęła go boleć wątroba. Był koniec lata. W wakacje często bywali u Kaśki na ogrodzie. Tata uwielbiał grillowane kiełbaski i steki. Żadna wizyta u siostry nie obyła się zatem bez grilla. A że spotkania rodzinne tego lata były czymś wyjątkowo częstym, ich ojciec przekonany, że przeholował, z początku zbagatelizował dolegliwości. Poprosił tylko żonę, żeby gotowała lżejsze potrawy i zaczął łykać jakieś pigułki na wątrobę. Gdy ból nie ustępował, a on zaczął chudnąć w oczach, za namową żony i córek poszedł do lekarza. Ten natychmiast skierował go na badania. W usg wykryto dużą zmianę. Okazało się, że guz ma już pięćdziesiąt sześć milimetrów średnicy. Diagnoza spadła, jak grom z nieba — rak trzonu trzustki z metą w wątrobie. Dalsze badania wykazały, że są przerzuty do kości. Lekarze podjęli natychmiastowe leczenie chemioterapią, gdyż guz był nieoperacyjny. Niestety, chemia bardzo pogorszyła ogólny stan Jerzego. Dostał sześć dawek gemzaru w dwóch seriach, ale jego organizm bardzo źle to znosił. Od początku choroby, czyli przez pięć miesięcy schudł osiemnaście kilogramów. Miał ostre bóle brzucha, często wymiotował, nie miał apetytu i pod koniec karmiono go już sondą i kroplówkami, gdyż nie był w stanie nic przełknąć. Mimo potwornego cierpienia nie uskarżał się na nic. Znosił ciągłe wizyty w szpitalach, kroplówki, badania. Nie marudził, jak to zwykle mężczyźni. Teraz był pod opieką Hospicjum Curae i miał tu zapewnioną najlepsza, fachową pomoc. Alicja odwiedzała go codziennie. Siedziała z ojcem całymi godzinami. Wiedziała, że zaniedbuje dom i Adama, a Maja bardzo za nią tęskni, ale nie wyobrażała sobie, żeby zostawić ukochanego tatę samego. Choć często leżał w jakby letargu, pewnie pod wpływem morfiny i nie było z nim kontaktu czuła, że on zdaje sobie sprawę z jej obecności, i że działa to na niego kojąco. Miała żal do Kaśki, że ta przychodziła odwiedzać tatę tylko dwa razy w tygodniu, a gdy jej o tym powiedziała, Katarzyna odpaliła:

— Przecież tata i tak nic nie kojarzy. On nawet nie wie, że tu jesteśmy. Wiesz, że bardzo go kocham, ale mam mnóstwo spraw na głowie. Ty też masz dom, zapomniałaś o tym?

— Jestem pewna, że tata wie, kiedy tu jesteśmy. Czuje nasze ciepło. Kaśka, on jest w strasznym stanie… Poza tym nie uważasz, że jesteśmy mu to winne. — Alicja nie mogła powstrzymać łez. Była zła na nieczułość siostry. Z drugiej strony wiedziała, że Katarzyna nigdy nie miała z ojcem takiej relacji, jak ona.

— Może ty uważasz, że jesteś mu coś winna. Ja nie rozpatruję tego w takich kategoriach. Przychodzę tu wtedy, kiedy mogę, rozumiesz?

Ostatnią rzeczą, jakiej Alicja wtedy potrzebowała była kłótnia z siostrą. Dlatego tylko kiwnęła z rezygnacją głową i zapewniła z przekonaniem, że tata czuje, gdy go odwiedzają.

Teresa, żona Jerzego starała się przyjeżdżać jak najczęściej, ale w praktyce wychodziło, że bywała dwa, czasem trzy razy w tygodniu. Zima była dość ostra, a od początku stycznia mrozy dochodziły nawet do minus piętnastu stopni. Do tego ostro sypało, a z Piastowych dostać się do centrum było bardzo trudno. Alicja proponowała mamie, że może po nią czasem przyjechać, gdy będzie jechała do taty, ale to nie było po drodze. Teresa nie chciała, żeby córka specjalnie nadrabiała kawał drogi i to w taką pogodę. Dlatego zawsze miała jedną odpowiedź.

— Kochanie, już wszystko sobie przygotowałam i jutro jadę do taty.

— Mamuś, naprawdę mogę po ciebie podjechać. Adam jest z Mają. Nie ma problemu. — Alicja była pewna, że znów usłyszy tę samą odpowiedź, więc zdziwiła się, gdy z drugiej strony padły słowa:

— No dobrze, to podjedź. O której będziesz?

— Za jakieś pół godziny, OK.?

— Dobrze, będę gotowa.

To właśnie tego dnia, gdy przyjechały razem, Jerzy poprosił Alicję, żeby przywiozła ze sobą Maję. Ostatnie dni niewiele mówił, gdyż sprawiało mu to ogromną trudność. Ale tego popołudnia zdobył się na wysiłek i podziękował żonie za wszystko. Później ledwie dostrzegalnym skinieniem ręki wskazał Alicji miejsce na łóżku. Gdy usiadła, wyszeptał:

— Kocham cię, Aliś. Zawsze… — słowa uwięzły mu w gardle i nie był już w stanie dokończyć. Alicja zrozumiała, że ojciec próbuje się chyba pożegnać i wtedy zaczęła prosić, żeby ich nie opuszczał. Był słaby i nie miał już siły walczyć, przeciągać tej agonii. Chciał usłyszeć, że pozwalają mu odejść. Ale one nie potrafiły tego zrobić. Zwłaszcza Alicja nie potrafiła pogodzić się ze stratą najdroższego ojca.

Gdy obie z mamą zapłakane wyszły na korytarz, lekarz zagadnął do Teresy na temat stanu Jerzego, a Alicja wyciągnęła komórkę i wybrała numer do siostry. Ta odebrała po trzecim sygnale.

— Kasiu, jesteśmy z mamą u taty… — głos jej się załamał. — Przyjedź tu jeszcze dziś, jak tylko możesz, gdyż on się z nami żegna. On chyba odchodzi… — zaczęła szlochać do słuchawki.

— Słuchaj, uspokój się. Z nim jest tak już od jakiegoś czasu… — nie zdążyła dokończyć, gdyż Alicja weszła jej w słowo.

— Ale dziś zaczął mówić, z wielkim trudem, ale podziękował mamie za wszystko, a mnie… — nie była w stanie dokończyć.

— OK., Alu. Proszę, uspokój się. Mam spotkanie do dziewiętnastej, nie mogę się z niego urwać, ale jak tylko skończę… Powiedz lekarzowi, że przyjadę do taty wieczorem. Niech uprzedzi recepcjonistkę, żeby mi nie robiła problemów, że przychodzę o dwudziestej pierwszej, dobrze?

— Dobrze, oczywiście powiem. Dziękuję ci. Myślę, że to naprawdę jego ostatnie chwile. Poprosił mnie, żebym jutro przyjechała z Mają. Obiecałam mu. Nie wiem, jak to zrobię, ale…

— Siora, nie mogę teraz rozmawiać. Mam spotkanie. Zadzwonię do ciebie wieczorem, po wizycie u taty, OK.? — i rozłączyła się.

Jerzy dostał podwójną dawkę morfiny i zdawało się, że zasnął. Nie było sensu siedzieć w tej umieralni. Atmosfera w tym miejscu była potwornie przytłaczająca, mimo iż niektórzy pacjenci zdawali się być jeszcze całkiem na chodzie. Uśmiechali się nawet i próbowali żartować. Starszy mężczyzna, któremu czerniak zjadł prawie cały nos, pozostawiając po jednej stronie strasznie wyglądającą dziurę, próbował je pocieszyć mówiąc, że Jerzy jest tutaj dobrym duchem. Patrząc jednak na cierpienie ludzi, którzy w różnym wieku tracili zdrowie, a z nim siły i chęci do życia, ogarniała człowieka złość i zarazem bezsilność. Pojawiały się pytania: dlaczego i skąd tyle cierpienia w tym krótkim życiu? Jaki jest tego sens?

Alicja wiedziała, że ojciec nie będzie już cierpiał i to było jedyną rzeczą, dzięki której myśl o jego śmierci nie rozrywała jej na najdrobniejsze kawałki. Wszystko inne z tym związane po prostu ją przerastało.

Gdy odwoziła mamę do domu, prawie się do siebie nie odzywały. Jechały w zamyśleniu, każda pochłonięta własnymi obawami. Alicja weszła z mamą do domu, gdyż bała się ją teraz zostawić samą. Gdy Teresa wstawiała wodę na herbatę, zadzwoniła do Adama i powiedziała mu, że wróci trochę później. Zapytała, czy w domu wszystko w porządku i pośpiesznie skończyła rozmowę widząc, że mama wchodzi do pokoju.

— Dziecko, powinnaś być już u siebie. Martwię się, że ostatnio tyle czasu spędzasz, hm… no wiesz. Chodzi mi o to, że w domu na pewno za tobą tęsknią.

— Bardzo dobrze sobie radzą. Mamo, Adam doskonale rozumie, że tata jest dla mnie… no… jak ważny dla mnie jest. Wie, jak bardzo go kocham i nie wyobrażam sobie, że mogłabym go teraz zostawić.

— Wiem kochanie. To takie trudne. Gdybym mogła… — nie dokończyła, gdyż woda zaczęła się gotować i wyszła do kuchni zalać herbatę.

Gdy wróciła, postawiła tacę na stole, wzięła do rąk robótkę i usiadła w fotelu. Alicja spojrzała na nią z lekkim niedowierzaniem, ale i z uczuciem ulgi, gdyż to widocznie uspokajało mamę. Sama żałowała, że nie ma nic, żadnej odskoczni, dzięki której miałaby choć chwilę wytchnienia. Rozmyślała o tym przez moment, a gdy znów spojrzała na mamę, ta już zupełnie pochłonięta była pracą nad sweterkiem dla Mai.

— Będzie śliczny. Na pewno jej się spodoba.

— Tak myślisz? — Teresa spojrzała na nią znad okularów. — Myślałam, czy nie dodać więcej czerwonego, ale chyba tak wystarczy, nie?

— Myślę, że tak jest idealnie, mamo. Dopiję herbatę i będę lecieć. Muszę jeszcze wpaść do sklepu, bo Adam mówił, że skończył się chleb i mleko. Wiesz, gdy rozmawiałaś z lekarzem, ja zadzwoniłam do Kasi. Obiecała jeszcze dziś odwiedzić tatę.

— Wiem, przysłała mi sms’a.

— Aha. Nie pogniewasz się, jak już pojadę?

— Ależ skąd, dziecko, Jedź, przecież w domu na ciebie czekają. — uśmiechnęła się blado. Alicja odpowiedziała tym samym, choć miała wyrzuty sumienia, że po tym, co się dziś wydarzyło w Hospicjum zostawia mamę samą.

W drodze powrotnej do domu Alicja dwa razy usłyszała za sobą dźwięk klaksonu. Była tak zamyślona, że nie mogła się skupić na prowadzeniu auta. Zrobiła jeszcze potrzebne zakupy w osiedlowym sklepiku, a gdy wreszcie weszła do domu przywitał ją tupot małych nóżek.

— Mamusia! Pobawimy się?! — Maja rzuciła jej się do nóg, gdy zdejmowała kurtkę.

— Cześć skarbie. Gdzie tatuś? — Alicja próbowała zdjąć buty, ale mała wieszała jej się na szyi. — Już kochanie, poczekaj chwilkę. Mama się najpierw rozbierze, dobrze?

Maja z zaciekawieniem zajrzała do reklamówki z zakupami i z ożywieniem zapytała:

— Kupiłaś mi coś?

— A byłaś grzeczna?

— Zapytaj tatusia. Ja zawsze jestem grzeczna. — powiedziała z szelmowskim uśmiechem, ale jej mina wskazywała, że dłużej nie jest w stanie czekać na odpowiedź. Zaczęła sama grzebać w reklamówce.

— Maju, zostaw to proszę. Kupiłam ci coś, ale sama dam, dobrze? — mina małej wyrażała zniecierpliwienie. — Mamusia jest bardzo zmęczona. Gdzie jest tatuś?

— Ogląda Wiadomości.

— Tu jestem! — Adam krzyknął z pokoju.

Alicja wzięła zakupy do kuchni, podała Mai kupioną dla niej kolorowankę Truskawkowe Ciastko, gdyż mała bardzo lubiła tą bajkę. Mała chwyciła prezent i pobiegła do swojego pokoju. Alicja stanęła w drzwiach salonu.

— Kochanie, możemy porozmawiać?

— Zaraz do ciebie przyjdę. Możesz zrobić kolację? Umieram z głodu…

— Czy Maja już jadła?

— Tak, dałem jej płatki z resztą mleka, ale wystarczyło.

— OK. przyjdź proszę. Muszę ci powiedzieć coś ważnego.

Szykując kanapki zastanawiała się, jak przekonać dziecko do jutrzejszej wizyty w Hospicjum. Mała nie znosiła tam przebywać i nic dziwnego. Miała nadzieję, że Adam jakoś jej pomoże. Gdy opowiadała mu o tym, co się dziś wydarzyło obserwowała, jak powoli zmienia się wyraz jego twarzy i nawet miała wrażenie, że w oczach pojawiły się łzy.

— Adam, on się z nami żegna. On umiera. — powiedziała szlochając.

Podszedł do niej i objął ją ramieniem. — Przed śmiercią chce jeszcze zobaczyć swoją wnuczkę.

— Rozumiem, kochanie. Jakoś sobie poradzimy.

— Majeczko, jutro pojedziemy do dziadziusia. — powiedziała Alicja kąpiąc Maję. Mała jakby nie usłyszała tego zdania. — Słyszysz, kotku? Pojedziemy do dziadka.

— Jest już w domku? — Maja zapytała nie patrząc na mamę, usilnie próbując chwycić w łapki jak najwięcej piany.

— Nie Maju, dziadziuś nadal jest w tym szpitalu. — tak nazywali Hospicjum.

— To ja nie pojadę.

— Dziadziuś bardzo chce cię zobaczyć.

— Ale ja nie chcę tam jechać! — Maja zaczynała krzyczeć. Do łazienki wszedł Adam. Umówili się wcześniej, że pomoże Alicji przekonać małą do wizyty u teścia.

— Co się stało skarbie, dlaczego krzyczysz? — zapytał, jakby nie wiedział, o co chodzi.

— Bo mamusia chce, żebym jutro pojechała do dziadziusia. — powiedziała z zaciętą miną. Była słodka. Jej mokre włoski przyklejone do czółka wydawały się teraz niemal czarne. Oczy miała duże i ciemnobrązowe, mały zadarty nosek i drobne usteczka z wyraźnie pełniejszą dolną wargą.

— Pojedziemy wszyscy. — Adam zdawał się nie zważać na jej złość.

— Ale tam śmierdzi! Tam jest pan, który nie ma ręki! Ja nie chcę, ja się boję! — zaczęła płakać i Alicja przytuliła mokre ciałko do siebie.

— Ciii… kochanie. Wiesz dlaczego to takie ważne? Dziadziuś jest bardzo chory i może umrzeć w każdej chwili. Dlatego mamusia jeździ do niego codziennie. Dzisiaj dziadziuś poprosił mnie, żebym jutro przyjechała razem z tobą. Bardzo chce cię zobaczyć. Tęskni za tobą. Bardzo cię kocha. Wiesz o tym, prawda? — Alicja z trudem powstrzymywała łzy. Jak powiedzieć czteroletniemu dziecku, że umierający człowiek chce się pożegnać.

— Zrobił mi domek dla lalek. Ja też kocham dziadziusia.

— Wiem, że bardzo nie lubisz tam jeździć, bo to smutne miejsce. — Alicja delikatnie wycierała małą i odklejała z czoła jej mokre włosy.

— Mam pomysł. — nagle wszedł jej w słowo Adam. — Wezmę cię na ręce, ty zasłonisz raczkami oczy dopóki nie będziemy u dziadka w pokoju. Nie będziesz nic widzieć. A później pojedziemy do Smyka i wybierzesz sobie jakąś fajną zabawkę. Może być? — Alicja spojrzała na niego z wdzięcznością. Maja ożywiła się nagle, a w jej oczach zabłysły iskierki.

— Obiecujesz, tatusiu?

— Obiecuję. — spojrzał na żonę, posyłając jej półuśmiech, i mrugnął porozumiewawczo.

Wydawało się, że ta sprawa jest załatwiona. Później, gdy Maja już spała, jeszcze długo rozmawiali o tym wszystkim. Adam wziął szybki prysznic i położył się do łóżka, ale Alicja potrzebowała odprężenia. Napuściła wody do wanny i nalała sobie kieliszek czerwonego półsłodkiego wina. Było już po dwudziestej drugiej. Wciąż zerkała na telefon czekając na wiadomość od Kaśki, ale jak dotąd nic nie przyszło. W końcu rozgrzana kąpielą i winem położyła się do łóżka. Siostra nie odezwała się. Może uważała, że jest już za późno i da znać jutro? Gdy ostatni raz spojrzała na zegarek była dwudziesta trzecia piętnaście.Rozdział 2

Rano Maja była marudna. Nic jej nie pasowało. Najpierw rzeczy, które uszykowała Alicja były nieodpowiednie. Mała sama zaczęła grzebać w szafie i po kolei wyciągać sweterki i spódniczki. Ale jakoś nic nie mogło jej zadowolić. W końcu stanęło na tym, że pójdzie w wiśniowej sztruksowej sukience gdyż, jak stwierdziła, będzie jej pasować do gumek i opaski na włosy. Boże, te dzisiejsze dzieci… — pomyślała zniecierpliwiona Alicja. Gdy szykowała śniadanie, mała najpierw zażyczyła sobie ulubione płatki z mlekiem, ale później w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Ostatecznie wybrała chleb z kremem czekoladowym. W pośpiechu, od rana Alicja nie miała czasu zajrzeć do swojej komórki, ale gdyby ktoś dzwonił na pewno by usłyszała. Zastanawiała się, dlaczego Kaśka do tej pory nie dała znać. Była już dziewiąta. Co prawda w sobotę jej siostra lubiła pospać trochę dłużej, ale mimo wszystko. Postanowiła, że zaraz po śniadaniu do niej zadzwoni. Kończyła ustawiać wszystko na kuchennym stole, gdy nagle wpadł Adam.

— Twoja mama do mnie dzwoniła.

— Kiedy? Co się stało? — zapytała z pobladłą twarzą.

— Nie wiem. Mam trzy nieodebrane połączenia. Miałem wyciszony telefon i nie słyszałem, że dzwoni.

Alicja ruszyła biegiem do sypialni, ale gdy spojrzała na swoją komórkę, tylko z jękiem zaklęła. Jej telefon był rozładowany. Szybko go podłączyła. Okazało się, że ma aż siedem nieodebranych połączeń. Trzy od mamy i cztery od siostry.

— Boże, coś się stało. To na pewno coś z tatą. Dzwonię do mamy. Zamknij drzwi i nie pozwól Mai tu wchodzić. — powiedziała do stojącego w progu sypialni Adama.

— Mamuś, telefon mi się rozładował. — zaczęła się tłumaczyć, gdy usłyszała po drugiej stronie zapłakany głos mamy.

— Chodzi o ojca. Umarł dziś w nocy.

— Co? Ale… jak… — Alicja straciła głos, nie mogła oddychać i miała wrażenie, że ściany pokoju zaczynają się na nią walić. Od kilku tygodni mogła się spodziewać takiej informacji, a po wczorajszym tym bardziej. Ale człowiek nigdy nie jest przygotowany na wiadomość o śmierci ukochanej osoby.

— Zadzwonili do mnie o szóstej trzydzieści. Pielęgniarka robiąca rano obchód znalazła ojca jako pierwsza, zawołała lekarza i ten stwierdził zgon. — Teresa mówiła zapłakanym, ale mimo wszystko dość opanowanym głosem. — Prawdopodobnie zmarł w nocy. Trudno powiedzieć, kiedy dokładnie.

— Mamo, nie wierzę. To niemożliwe. Tata chciał zobaczyć dziś Maję. Właśnie szykujemy się do wyjścia. — Alicja nie dopuszczała do siebie tego, co usłyszała od matki.

— Kochanie, mnie też trudno w to uwierzyć. Zaraz jedziemy z Katarzyną do Hospicjum. Spotkamy się z wami na miejscu. Trzeba będzie załatwić różne formalności. Boże, jak ja to wytrzymam… — zaczęła łkać do słuchawki. Alicja siedziała na łóżku nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Po dłuższej chwili powiedziała łamiącym się głosem.

— Zaraz tam pojedziemy, mamo. — nic więcej nie dała rady dodać. Po prostu się rozłączyła. Tato! Dlaczego? Tatusiu! To nie może być prawda. Nie zostawiłbyś mnie… W jej głowie kłębiły się setki myśli.

Gdy weszła do kuchni Adam z Mają siedzieli przy stole i jedli. Spojrzał na Alicję i od razu domyślił się wszystkiego. Zaprowadził małą do salonu, posadził na kanapie i powiedział, że może dziś wyjątkowo dokończyć śniadanie oglądając bajki. Potem wrócił do żony, która stała ze spuszczoną głową oparta o stół. Jej półdługie jasne włosy opadały kosmkami przysłaniając twarz. Dłonie tak mocno wbijała w blat, że palce zrobiły się białe. Adam podszedł do niej i chciał ją przytulić. Próbował jakoś oderwać ją od tego stołu, ale nie dał rady. Była jak z kamienia. Dostrzegł spadające i uderzające o talerz łzy. Usiadł zatem na krześle, twarzą do niej i czekał. W końcu musiała się odezwać. Z pokoju, co jakiś czas dochodziły piski Mai. Mała nieświadoma niczego dobrze się bawiła. Minęła dłuższa chwila, aż w końcu Alicja powiedziała matowym głosem:

— Tata zmarł dziś w nocy.

— Kochanie, tak mi przykro. — Adam nie krył poruszenia. Wiedział, jak bardzo żona kochała swojego ojca, i jak ogromnym ciosem była dla niej jego choroba. Zdawał sobie również sprawę, że śmierć teścia to kolejny cios, po którym Alicji może być naprawdę trudno wrócić do równowagi.

— Powiedziałam mamie, że zaraz tam pojedziemy. Trzeba coś będzie załatwiać… — nie mogła mówić. Nie była w stanie ogarnąć tego, co się działo, a na samą myśl o jakichś formalnościach robiło jej się jeszcze bardziej słabo.

— Oczywiście. Zadzwonię zaraz do Moniki i zapytam, czy zajęłaby się Mają. — wyszedł do sypialni. Po chwili do kuchni przybiegła Maja trzymając w rączkach pusty talerzyk z podobizną lalki Barbie i wołając:

— Zjadłam wszystko. Mogę jeszcze pooglądać bajki? — zauważyła jednak, że z Alicją coś jest nie tak i zaraz zapytała — Mamusiu, płaczesz? — jej mała twarzyczka wyrażała zatroskanie.

Alicja wzięła od niej talerzyk i odstawiła go na stół, po czym uklękła przed nią i mocną ją przytuliła. Potem spojrzała jej w oczy i starając się mówić spokojnie zaczęła:

— Kochanie, mamusia płacze, bo jest jej bardzo smutno.

— A co się stało, coś cię boli?

— Nie skarbie, chodzi o dziadziusia.

— Nie pojedziemy dziś do niego?

— My z tatusiem musimy jechać, ale nie o to chodzi… Posłuchaj kotku. Wiesz, że dziadziuś był bardzo chory i niestety dzisiaj w nocy umarł. Dlatego mamusi jest tak bardzo smutno. — Alicja patrzyła na poważną minkę Mai i bardzo starała się nie wybuchnąć płaczem.

— Zobaczę się z dziadziusiem?

— Nie kotku, przykro mi.

W tym momencie wszedł Adam z informacją, że Monika może się zająć małą, i że w każdej chwili można ją przyprowadzić.

— Ale ja nie chcę! — krzyknęła Maja. — Ja chcę do dziadziusia! — i wybiegła do swojego pokoju.

— Uszykuj się, a ja z nią porozmawiam. — powiedział Adam i ruszył do dziecięcego pokoju.

Alicja była w łazience, gdy usłyszała szczęk zamka i tupot małych stópek tuż pod drzwiami łazienki z okrzykiem:

— Cześć mamusiu, idę do cioci Moniki.

— Pa, kochanie! Bądź grzeczna.

— Będę! Wzięłam kolorowankę, papa.

Gdy przyjechali do Hospicjum, mama i Katarzyna już tam były. Rozmawiały właśnie z lekarzem. Alicja podeszła do pielęgniarki i zapytała, czy może zobaczyć ojca, ale ta odpowiedziała, że został już przewieziony do kostnicy. Nie bacząc na to, że mama jest zajęta rozmową, podeszła do niej i ją uściskała. Później zatonęła w objęciach Kaśki. Adam także czule przywitał się z teściową i ze szwagierką. Lekarz powiedział, że zostawia ich teraz samych, a jak będą mieli jakieś pytania, to czeka w swoim gabinecie. Trzeba bowiem dokonać paru formalności. Słysząc to Alicja miała ochotę wydłubać mu oczy i wykrzyczeć Zjeżdżaj pan z tymi formalnościami! Właśnie zmarła nam najbliższa osoba, a ty nam tu z papierami?! Z drugiej strony wiedziała jednak, że wykonuje on swoje obowiązki. Ale mimo wszystko mógłby być trochę delikatniejszy.

Gdy się trochę uspokoiły, Adam zaczął rozmawiać z Teresą, pocieszając ją jak tylko potrafił, choć nie leżało to niestety w jego naturze. Alicja natomiast zapytała Kaśkę, czy udało jej się wczoraj odwiedzić tatę.

— Tak, byłam tu o dwudziestej trzydzieści. — mówiła bezbarwnym głosem, a jej oczy zdawały się spoglądać w odległe niewiadomo co. — Tata spał. Siedziałam przy nim. Później otworzył oczy i patrzył nieprzytomnym wzrokiem. Mówiłam do niego, ale chyba mnie nie widział. Myślę, że nawet nie wiedział, że tam jestem. Jego twarz wyrażała tylko cierpienie. Nie mogłam na to patrzeć, Alu. Po prostu dłużej nie mogłam na to patrzeć i powiedziałam mu coś… — urwała nagle i popatrzyła Alicji prosto w oczy. — Powiedziałam mu, że rozmawiałam z tobą i z mamą i powiedziałyście, że rozumiecie, i że pozwalacie mu odejść. Że nie będziemy go już dłużej zatrzymywać… — zamknęła oczy nie mogąc widocznie znieść wyrazu twarzy Alicji.

— Jak mogłaś?! Mieliśmy dziś przyjechać tu z Mają. Prosił mnie wczoraj, żebym ją zabrała. On tak bardzo chciał… — tym razem Kaśka nie mogła tego słuchać.

— Czy ty naprawdę nie rozumiesz? On chciał umrzeć. Nie miał już siły tak żyć. To nie było życie. To była męka. Przeciągał to tylko ze względu na ciebie i mamę. Wy nie pozwalałyście mu odejść. Rozumiesz?

— Jesteś podła! — Alicja nie mogła znieść słów siostry, choć gdzieś pod skórą czuła, że to jest prawda i to bolało jeszcze bardziej.

— Nie mówię tego przeciwko tobie. Wiem, jak bardzo go kochałyście, ja też go kochałam i chciałam, żeby żył, ale nie mogłam już patrzeć, jak się męczy. — jej głos łamał się coraz bardziej. — Dlatego powiedziałam to, gdyż wiedziałam, że to może przynieść mu ulgę.

— Do cholery, Kaśka… jak mogłaś? Trzeba było mówić za siebie. — Alicja odwróciła się od niej czerwona ze złości, a ręce miała zaciśnięte w pięści. Starała się opanować, żeby przypadkiem mama nie zobaczyła, że w takiej chwili sprzeczają się ze siostrą, ale Teresa była zajęta rozmową z Adamem. Właśnie szykowali się, żeby wstać.

— Pójdziemy z mamą porozmawiać jeszcze z lekarzem. Dowiemy się dokładnie, co trzeba załatwić.

— Idziemy z wami — rzuciła Kaśka. Obie wstały z plastikowych krzeseł i wszyscy ruszyli korytarzem do gabinetu doktora Markowskiego.

Okazało się, że formalności było sporo. Hospicjum współpracowało z pewnym domem pogrzebowym i lekarz nalegał oczywiście, żeby skorzystać z usług tegoż właśnie domu pogrzebowego, ale Adam stwierdził, że sami się rozejrzą. Ponieważ ani Teresa, ani Alicja nie miały teraz głowy do takich spraw, najbardziej trzeźwo myśleli w tej chwili Katarzyna i Adam, i to na nich spoczęła odpowiedzialność w kwestii pogrzebu. Gdy wypełnili już wszystkie papiery i sprawa Hospicjum była na razie zakończona, Adam zaproponował, że zawiezie Alicję i Teresę do ich mieszkania, a sami z Kaśką pojadą do miasta i pozałatwiają pozostałe sprawy. Katarzyna pojechała za nimi swoim samochodem i zaparkowała pod blokiem, tuż obok samochodu Adama. Na górę weszli wszyscy razem. Cały czas będąc jakby w jakimś amoku, Alicja wstawiła wodę i zapytała czego się napiją. Gdy spojrzała na zegar dochodziło wpół do pierwszej. Już wcześniej powiedziała mamie, że Maja jest u sąsiadki, ale teraz, gdy byli w domu Teresa chciała jak najszybciej zobaczyć wnuczkę. Pewnie miało jej to przynieść jakąś pociechę. Adam poszedł po małą, a siostry zrobiły w tym czasie kawę.

— Babcia! — wpadła do pokoju, jak piłeczka i rzuciła się Teresie na szyję obcałowując jej twarz.

— Witaj kochanie moje najdroższe! — Teresa przytulała ją mocno do siebie. Była jeszcze trochę zapłakana, ale małej zdawało się to nie przeszkadzać.

— Kolorowałam Truskaweczkę, pokazać ci? Tatuś ma… — spojrzała na Adama i wyciągnęła do niego rączkę. Usadowiła się babci na kolanach i już miała jej pokazywać swoje malunki, jak do pokoju weszły Alicja i Kaśka. Mała znów krzyknęła. — Ciocia! — i podbiegła do niej, obejmując jej nogi.

— Cześć słonko! Słyszałam, że coś tam masz ładnego.

— Chodź zobacz, ciociu. — wróciła na kanapę i pokazała jej miejsce obok siebie. Siedziała pośrodku, między babcią, a ciocią i z wypiekami na policzkach pokazywała swoje rysunki. Obie wpatrywały się to w Maję, to w książeczkę na jej kolanach i starały się ze wszystkich sił okazać zainteresowanie. Nagle Maja zapytała:

— Babciu, a kiedy zobaczę dziadziusia? — powiedziała to swoim ślicznym, dziecięcym głosikiem, nie zdając sobie zupełnie sprawy, ile bólu zadaje tym pytaniem. Teresa zesztywniała, a jej oczy natychmiast napełniły się łzami. Nie miała siły odpowiedzieć. Alicja spojrzała na Adama przerażonym wzrokiem, ale nim zdążyła się odezwać Katarzyna posadziła sobie Maję na kolanach i powiedziała spokojnie:

— Majeczko… Wiesz, że dziadziuś bardzo ciężko chorował?

— Tak. Mamusia powiedziała dzisiaj, że dziadziuś umarł. Ale ja chcę go zobaczyć.

— Kotku, bardzo nam wszystkim przykro, ale to niemożliwe.

— A ty go widziałaś ciociu?

— Dzisiaj nie.

— A mamusia, tatuś i babcia też nie widzieli? — spoglądała na każdego pytającym wzrokiem, toteż każdy tylko kiwał głową.

— Też nie widzieli. Ale ja wczoraj byłam u dziadziusia, kiedy jeszcze żył i powiedział mi, że zawsze będzie cię bardzo kochać. — Kaśka nie miała wyrzutów, że kłamie. Wiedziała, że gdyby tylko Jerzy był w stanie, z pewnością wypowiedziałby te słowa.

Teresa nie mogąc tego dłużej słuchać wyszła do łazienki trzymając się jedną ręką za brzuch, a drugą podnosząc do ust. Maja nie odpuszczała jednak. Po chwili namysłu, z przekrzywioną na bok główką zapytała:

— A jak to jest, że umarł?

— To tak, jakby zasnął… — kontynuowała Kaśka — i już się nie może obudzić.

— A coś mu się śni?

— Nie słonko. — uśmiechnęła się zaskoczona, jak wnikliwe potrafią być małe dzieci.

— To dlaczego już nie mogę go zobaczyć? A co z nim teraz będzie? — Katarzyna pobladła i spojrzała na Alicję i Adama.

— Właśnie musimy o tym porozmawiać z mamusią i z tatusiem. Możesz iść na razie do swojego pokoiku i narysować coś ładnego dla babci. Na pewno bardzo się ucieszy.

Gdy Teresa wróciła z łazienki, wspólnie omówili pewne szczegóły, po czym Adam z Kaśką pojechali do miasta załatwić sprawy związane z pogrzebem.Rozdział 5

Kolejny tydzień był dla Alicji trudny. Codziennie rano z łóżka wyciągała ją Maja. Przeważnie wyglądało to tak, że mała przybiegała do sypialni, wskakiwała na mamę i wołała:

— Wstawaj mamusiu, jestem głodna.

Z reguły była to godzina ósma. Alicja z przyjemnością pospałaby jeszcze ze dwie godziny, ale niestety musiała zawlec się do kuchni i przygotować małej śniadanie. Była wciąż niewyspana, gdyż od śmierci ojca bardzo źle sypiała w nocy. Owszem, zasypiała wieczorami bez większych problemów, ale po północy wybudzała się i trudno jej było ponownie zasnąć. Gdy w końcu się udało, za jakiś czas znów się budziła. Poza tym męczyły ją koszmary. Często śniło jej się, że podchodzi do ojca leżącego w trumnie, bierze go za rękę, a wtedy jego zimna dłoń zaciska się na jej dłoni i nie chce puścić. Budziła się przerażona i zlana potem, a ręka aż ją paliła. Tak więc oddałaby wiele, by móc odespać rano te męczące noce, ale póki co nie mogła. Adam skontaktował się z przedszkolem i udało mu się umówić na spotkanie z kierowniczką placówki na środę. Z tego, co przekazała mu przez telefon nie było najmniejszych problemów, aby od następnego tygodnia Maja zaczęła uczęszczać razem z innymi dziećmi do grupy „Biedronek”, gdyż tak nazywały się czterolatki. Należało tylko załatwić formalności. Okazało się, że wbrew temu, co wcześniej myśleli, małej wcale nie trzeba było długo przekonywać do tego pomysłu. Wystarczyły argumenty o fajnych paniach, o nowych zabawach i mimo wszystko o kolegach i koleżankach, o niezliczonej ilości kolorowanek i zabawek. Wyszło na to, że w weekend mała nie mogła się już doczekać poniedziałku.

Alicja nadal z trudem myślała o wychodzeniu z domu, aby odbierać małą, ale perspektywa wysypiania się była kusząca. Przez ostatni tydzień niewiele zrobiła w mieszkaniu, gdyż całą uwagę poświęcała córce. Kosztowało ją to wiele wysiłku i gdy tylko Adam wracał do domu, ona natychmiast padała na łóżko. W tygodniu dwa razy odwiedziła ją Kaśka. Raz wpadła tylko na moment. Przywiozła garnek zupy pomidorowej i zapytała, czy nie trzeba Alicji jakichś większych zakupów, gdyż właśnie jedzie do marketu. Ale Adam robił zakupy na bieżąco, w drodze do domu, więc tylko podziękowała siostrze za zainteresowanie. Umówiły się, że na dłużej Kaśka wpadnie za dwa dni. Gdy się spotkały, pierwszy raz od pogrzebu ojca, nie bardzo wiedziały, jak ze sobą rozmawiać. Katarzyna bardzo bała się powiedzieć coś, co mogłoby dotknąć siostrę, natomiast Alicja bała się braku zrozumienia. Rozmawiały zatem o pogodzie, o mamie i Mai oraz o jej planowanym pójściu do przedszkola. Kaśka uznała, że jest to świetny pomysł, że to na pewno korzystnie wpłynie także na rozwój małej. Przyznała, że wie, jak bardzo Alicja stara się wychowywać ją sama, i że robi to naprawdę wspaniale, ale jej zdaniem każde dziecko potrzebuje kontaktu z rówieśnikami.

— My miałyśmy siebie, a ona jest sama.

— Kaśka, przecież ja o tym wiem. Chociaż do tej pory mała nie bardzo wykazywała zainteresowanie dziećmi. — zamyśliła się. — Gdy chodziłyśmy na plac zabaw, Maja wolała zawsze bawić się z boku. Zachęcałam ją, żeby pobawiła się z innymi, ale ona zawsze odpowiadała, że nie chce. Kiedyś nawet sama usiadłam w piaskownicy, w grupie dzieciaczków i zaczęłam z nimi robić babki. — wspominała. — Myślałam, że to ją zachęci, ale tylko spojrzała na mnie z obrażoną minką i poszła na drugi koniec.

— A jak teraz reaguje na wiadomość o przedszkolu?

— Na razie jest ok. Przedstawiliśmy jej przedszkole, jako coś interesującego. Wspomnieliśmy oczywiście o koleżankach i kolegach, ale jak naprawdę będzie, okaże się dopiero, po pierwszych dniach. Trochę boję się histerii. Całe szczęście to Adam będzie ją odwoził.

Później Kaśka pobawiła się jeszcze chwilę z małą, gdyż Maja uwielbiała szaleństwa z ciocią, albo może było na odwrót.

Kilka razy Alicja rozmawiała przez telefon z mamą, która wydawała się faktycznie być już w lepszym nastroju. Teresa wspomniała, że była u swojego lekarza i zapytała córkę, czy nie chciałaby się do niego umówić, ale ta nie miała ochoty na wywody w tym temacie.

Co jakiś czas zaglądała także na forum, gdyż dawało jej to chwilę wytchnienia. Sama nie pisała wiele, ale czytając przeżycia innych nie czuła się osamotniona. Dostała od Krystyny dość obszerną odpowiedź na swoje ostatnie pytanie. Ta napisała o wielu rzeczach, które pomagały i nadal pomagają jej w radzeniu sobie z żalem i innymi trudnymi emocjami, ale uwagę Alicji przykuła wzmianka o psychoterapii. Czy oni się wszyscy zmówili, czy jak? Mąż sugeruje specjalistę, mama też, teraz ta pisze o psychoterapii. No to jest chyba jakaś… nie… no przecież musi być inny sposób na radzenie sobie z takimi problemami. A jeśli oni mają rację? Jeśli to faktycznie byłby dobry pomysł? Tato! Ty byś wiedział. Powiedziałbyś mi od razu. Widząc mój stan, może byś mnie zachęcał. Sam interesowałeś się psychologią. Tylko nie wyobrażam sobie tego wywnętrzniania. To zupełnie nie leży w mojej naturze. Nie, to nie dla mnie. Może by mi to nawet pomogło, ale nie potrafiłabym…

Krystyna była bardzo otwartą i, wydawało się, ciepłą osobą. Napisała nawet sporo o sobie. Okazało się, że mieszkają w tym samym mieście. Jaki ten świat mały. Miała czterdzieści osiem lat, była bibliotekarką w szkole podstawowej i posiadała w domu trzy koty. Alicja pomyślała, że musi być interesującą osobą i natychmiast pomyślała o tym, jakim człowiekiem był jej mąż. Dostała nawet ochotę, żeby bliżej ją poznać.

W odpowiedzi podziękowała za zaufanie i napisała parę słów o sobie. Nie miała jednak odwagi, aby zdradzić aż tyle szczegółów, co jej rozmówczyni. Niemniej dobrze się czuła korespondując z Krystyną.

Gdy w poniedziałek rano obudziła się o dziesiątej trzydzieści, a w domu panowała absolutna cisza, z przerażeniem pobiegła do pokoju Mai. Dopiero zaglądając do środka przypomniała sobie, że mała jest w przedszkolu. Później powróciło wspomnienie małej, którą przecież przytuliła i ucałowała na pożegnanie. Natychmiast wzięła telefon i zadzwoniła do męża.

— Cześć, kochanie. Wstałaś już? — wydawał się być w dobrym nastroju.

— Powiedz mi lepiej, co z małą? — rzuciła podniecona. — Jak ona to zniosła?

— Całkiem nieźle. Na początku nie chciała mnie puścić, ale gdy pani Anita, o ile dobrze pamiętam, kucnęła przed nią i opowiedziała jej, jaki mają na dziś plan, Maja się zainteresowała. Chciała jednak, żebym z nią został. Tłumaczyłam, że muszę jechać do pracy. Wtedy pani wzięła ją za rękę i zaprowadziła do pokoju, w którym było już sporo dzieci i pokazała, że nie ma tam ani mam, ani tatusiów. Maja niechętnie, ale zgodziła się zostać. Myślę, że jak na pierwszy dzień, to wielki sukces. Nawet nie płakała.

Alicja pochłaniała z uwagą każde słowo, a gdy skończył zapytała:

— A pamiętałeś, żeby zabrać dla niej paputki na przebranie?

— Tak, mała sama mi przypomniała. — zaśmiał się.

— No to w porządku. Ciekawa jestem, jak jej mija czas i czy bardzo tęskni. — zamyśliła się przywołując na pamięć twarz zasmuconej córeczki.

— Nie zamartwiaj się. Na pewno świetnie się bawi. A gdy ją odbierzesz będzie ci miała mnóstwo do opowiadania.

— Tak, jasne… — na myśl o wyjściu z domu Alicję ścisnęło w dołku.

— Jadłaś już coś? — nagle zmienił temat.

— Nie, jeszcze nie zdążyłam. Chciałam najpierw wiedzieć…

— Alu, przepraszam cię, ale muszę kończyć. Pa. Aha! I zjedz śniadanie.

— Pa.

Miała odebrać małą o czternastej, więc zostało jej jeszcze sporo czasu. Najpierw zaparzyła sobie dobrej kawy i uszykowała dwie małe kromki żytniego chleba. Nie była specjalnie głodna, ale jeszcze z domu rodziców pozostał jej zwyczaj, że najważniejszym posiłkiem dnia jest śniadanie. Tak więc zjadła bez apetytu popijając kawą. Cały czas myślała o Mai, o tym, czy spodoba jej się w nowym miejscu i czy będzie tam chodziła z przyjemnością. Do rozstań z małą już przywykła, gdyż czasem zdarzało się, że dziadkowie zabierali ją do siebie na dwa, trzy dni. Ale świadomość, że jej dziecko jest teraz w zupełnie obcym miejscu, z nieznanymi sobie ludźmi napawała ją obawą. Miała jednak nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Później rozmyślała, jak rozplanować czas i czym się najpierw zająć, ale każda rzecz wymagała wysiłku do którego Alicja zdawała się nie być w tej chwili zdolna. Po śniadaniu postanowiła nastawić pranie i spróbować chociaż usiąść nad którymś z tekstów. Miała do wyboru tłumaczenie z hiszpańskiego na polski i z polskiego na angielski. Wybrała drugą opcję, chociaż na tekst Goytisolo wiązał ją z wydawnictwem terminowy kontrakt, ale do hiszpańskiego zupełnie nie miała natchnienia. Poszła zatem do biura, włączyła komputer i wzięła do ręki „Dziecię Lilii” Zaporskiego. Odszukała zaznaczony fragment i otworzyła odpowiedni plik na pulpicie. Przeczytała kawałek, ale zupełnie nie mogła się skupić. Nie wiedziała, o czym czyta. Spróbowała ponownie i nadal nic. W głowie miała zupełną pustkę. Złapała się na tym, że biegnie myślami w kierunku Krystyny i jej metod radzenia sobie z emocjami. Zaczęła też zastanawiać się nad sugestią mamy. Bała się jednak, że jeśli pójdzie do jej lekarza, ten przepisze jej leki, które wpłyną na nią zbyt otępiająco. Alicja w ogóle była wrogiem wszelkich chemicznych i syntetycznych „wspomagaczy”. Nie uznawała konwencjonalnych metod leczenia, no chyba, że już naprawdę zachodziła taka konieczność. Sama przecież przyłączyła się do Katarzyny, gdy ta namawiała ojca na wizytę u lekarza, ale wtedy naprawdę sprawa wyglądała poważnie. Jerzy uskarżał się na ostre bóle w brzuchu, miał wysadzoną wątrobę i strasznie chudł. Ona natomiast nie była chora, przynajmniej nie z fizycznego punktu widzenia. A i z emocjonalnego, czy też psychicznego uważała się przecież za osobę zdrową. Jedyne, co stanowiło problem, to jej niemożność poradzenia sobie z … Właśnie … z czym? Czy chodzi o to, że nie akceptuję tego, że odszedłeś tato? Że się na to nie godzę? Że nie godzę się na to, żebyś mnie zostawił. Wiem, że mam męża, ale potrzebuję też ciebie i dobrze o tym wiesz. Ja po prostu nie potrafię teraz poukładać sobie tego wszystkiego. Nie dociera do mnie, że cię nie ma. Owszem, nie jeżdżę do hospicjum i czasem aż mam ochotę się za to skarcić. Ale ciebie tam przecież nie ma, a ja nie mogę sobie znaleźć miejsca. Nie umiem nic ze sobą zrobić, na niczym na dłużej skupić uwagi. Wszystko przelatuje mi między palcami. Dlaczego odszedłeś, tato? Z tobą wszystko było łatwiejsze… Dlaczego mnie zostawiłeś?

Z rozmyślań wyrwał ją nagły hałas. To jej telefon komórkowy zostawiony na kuchennym stole. Nie rozpoznała numeru i w pierwszej chwili chciała przerwać połączenie, ale w ostatniej chwili pomyślała, że to może być ktoś z przedszkola, więc odebrała. Okazało się, że dzwonili z wydawnictwa z zapytaniem ile rozdziałów udało jej się przetłumaczyć i czy przewiduje możliwość wcześniejszego oddania książki do druku. Nie byli zachwyceni opóźnieniami, ale wyjaśniła, że to nagła sytuacja rodzinna, i że postara się nadrobić zaległości jak najszybciej. Zakończyła rozmowę, gdy tylko nadarzyła się sposobność. Teraz pozostało sprawić jakoś, by umiejętność pracowania pełną parą, jak to miała w zwyczaju, powróciła do niej. Aż zaczęła zazdrościć Kaśce, że ona bez problemu pracuje dalej po pogrzebie i nawet nie wzięła sobie wolnego. Jak sama powiedziała, kontakt z dziećmi jest dla niej lekarstwem na smutki. Ale Alicja była z innej gliny. Wróciła do komputera i znalazła wiadomość od Krystyny. Chciała jeszcze raz przeczytać o tym, co jej pomagało w tym najtrudniejszym okresie. Bardzo uważnie próbowała się doszukać wszystkich praktycznych wskazówek, jednak wyraźnie wynikało, że największą pomocą dla Krystyny były rozmowy z psychoterapeutą. To dzięki nim potrafiła w miarę rozpoznawać dopadające ją emocje i odpowiednio na nie reagować. Alicja nie była pewna, czy tego akurat potrzebuje, ale zaciekawił ją ten wątek. Może gdybym wiedziała, jak zareagować na własne emocje w odpowiednim momencie… potrafiłabym odzyskać, albo jakoś przegrupować siły? Chyba są na ten temat jakieś mądre książki. Nie trzeba od razu latać ze wszystkim na terapię. Weszła w przeglądarkę i wpisała hasło „panowanie nad emocjami”, ale nie znalazła żadnej publikacji. Spróbowała z „kontrolą emocji” i udało jej się coś znaleźć. Zaczęła zatem szukać więcej informacji, gdy mimochodem spojrzała na zegarek. Było już dwadzieścia po trzynastej, a ona nadal chodziła po domu w piżamie. Zerwała się na równe nogi i omal nie wpadła w panikę. Nie mogła zebrać myśli, żeby skoncentrować się na działaniu. Zaczęła oddychać, ale robiła to zdecydowanie za szybko, co groziło hiperwentylacją. Usiadła zatem, spuściła głowę i starała się wziąć oddech, a później mocno i do ostatka wypuścić całe powietrze. Najważniejsze było, żeby wypuścić nadmiar powietrza. Tej techniki nauczył ją ojciec, gdy była jeszcze mała i często zdarzało jej się w nadmiarze emocji i wzruszeń doprowadzić się do omdlenia. Wzięła jeszcze kilka spokojnych oddechów pamiętając, aby wypuścić wszystko do końca i jej serce zaczęło się uspokajać. Mogła wstać i szybko się ubrać. Spojrzała do lustra. Boże… ale masakra. Wyglądam jak jakiś wypłosz… No cóż, nic już nie zdążę z tym zrobić. Wzięła tylko klamrę i spięła pośpiesznie włosy. Wyjrzała przez okno, śniegu już co prawda nie było, ale termometr wskazywał minus sześć stopni. Ubrała grubą puchową kurtkę taliowaną w pasie i wełnianą czapkę z doczepionym z boku, szydełkowym kwiatem. Mogłabym podjechać autem, ale tyle czasu stało nieużywane, że akumulator na pewno siadł w takie mrozy. Całe szczęście to niedaleko. Znalazła klucze, zamknęła mieszkanie i z bijącym sercem wyszła z domu. Przed blokiem spotkała sąsiadkę, która chciała chyba złożyć jej wyrazy współczucia, ale Alicja rzuciła tylko, że bardzo się spieszy. Nie miała ochoty rozmawiać z kimkolwiek znajomym. Bardziej znośne wydawało jej się w tej chwili zamienienie kilku słów z zupełnie obcymi ludźmi. Szła szybkim krokiem ze spuszczoną głową, ręce trzymając w kieszeniach. Kilka razy nerwowo spoglądała w ekran komórki, żeby sprawdzić godzinę. Gdy dotarła na miejsce była za dwie czternasta. Samą siebie zaskoczyła tak dobrym wynikiem, ale zarazem obiecała sobie, że już więcej nie popełni takiego opieszalstwa. Gdy wchodziła do budynku przedszkola uderzył ją podmuch ciepłego powietrza i szczebiot dziecięcych głosików. Myślała, że placówka jest mniejsza, a w rzeczywistości było tym wiele pokoi, czy też sal i nie miała pojęcia, w której z nich znajduje się Maja. Zauważyła w korytarzu jakąś kobietę i podeszła do niej. Ta wskazała jej klasę „Biedronek” i uśmiechając się przyjaźnie, zapytała:

— Pierwszy dzień?

— Tak, jestem cała nerwowa. — Alicja nie kryła poruszenia i już ruszyła w stronę odpowiednich drzwi.

— Niepotrzebnie. — tamta wciąż się uśmiechała. — Dzieci wychodzą od nas zadowolone.

Alicja odwróciła się, gdyż chciała podziękować za pomoc. Rozejrzała się. Dziwne, jakby zapadła się pod ziemię.

Gdy zapukała i otworzyła drzwi, dzieci akurat siedziały na dywanie i były czymś zajęte. Jedna z wychowawczyń podeszła i przedstawiła się. Alicja gorączkowo szukała wśród maluchów swojej pociechy, a gdy rozpoznała główkę Mai, która pochłonięta była wskazywaniem czegoś na podłodze, uspokoiła się. Wychowawczyni o imieniu Magda A więc ta druga, to Anita zapewniła, że Maja bardzo ładnie się aklimatyzuje. Nie płakała za mężem i tylko raz doszło do małego nieporozumienia między nią, a jedną z dziewczynek. Ale to podobno zupełnie naturalne, więc nie ma się absolutnie czym przejmować. Zasugerowała jeszcze, aby nie naciskać małej, żeby o wszystkim natychmiast opowiadała, tylko dać jej trochę czasu na oswojenie się z nowymi przeżyciami. Mała tak była pochłonięta tą zagadkową zabawą, że do tej pory nie zauważyła pojawienia się mamy. Alicja już wychodziła z siebie, żeby wreszcie wziąć małą w objęcia, a pani Magda domyślając się tego zawołała ją w końcu. Radość na widok mamy była jednak ogromna.

Gdy wracały do domu, buzia Mai się nie zamykała. Alicja kilka razy musiała ją upomnieć, żeby tyle nie mówiła, gdyż jest za zimno, że zaraz będą w domu, i tam jej wszystko opowie. Mała trajkotała jak najęta, kilka razy wymieniając imiona Zuzi i Hubercika. Alicja niewiele z tego rozumiała. Raz, że miała naciągniętą na uszy czapkę; dwa, że samochody zagłuszały głos dziecka; a trzy, gdy Maja była podekscytowana mówiła szybko i niewyraźnie.

— Kochanie, opowiesz mi to wszystko jeszcze raz, jak będziemy już w domku, dobrze? A teraz zamknij już buźkę, bo nałykasz się zimnego powietrza i się przeziębisz. A chora nie będziesz mogła chodzić do przedszkola.

Ten argument widocznie zadziałał, gdyż maja umilkła, a Alicja wyciągnęła z tego wniosek, że małej musiało się tam bardzo spodobać. Gdy mijały ostatnie skrzyżowanie, na jednym z budynków dostrzegła duży niebieski szyld, na którym widniał napis PRYWATNY GABINET PSYCHOLOGICZNY. Choć przechodziła tamtędy wiele razy, nigdy wcześniej nie zwróciła na niego uwagi.

W domu wysłuchała opowieści o różnych ciekawych rzeczach, które jej córka robiła w przedszkolu, o fajnej pani Anicie i niefajnej pani Magdzie, o Zuzi i o Huberciku. Później Maja poszła do siebie, a gdy po jakimś czasie Alicja do niej zajrzała, zastała córeczkę śpiącą na łóżku. Dobrze, że mała zjadła tam obiad. Ja też z przyjemnością się teraz położę, gdyż czuję się wykończona.Rozdział 10

Teresa przyjechała już o dziesiątej. To było Alicji bardzo nie na rękę. Wiedziała, że matka będzie próbowała z niej wyciągnąć jak najwięcej, jeszcze zanim wyjdzie z domu. Dlatego poprosiła mamę, żeby pobawiła się z Mają, a ona w tym czasie ze spokojem się przygotuje. Poszła do biura i przeglądała zrobione notatki. Zastanawiała się, czy o takie wnioski chodziło doktorowi. Nie wiedziała jeszcze dlaczego, ale chciała, żeby był z niej zadowolony. Później wyszła i poprawiła makijaż. Pokazała mamie gdzie są leki i dała jej ostatnie wskazówki w razie „w”.

— Kochanie, poradzimy sobie. — uśmiechała się pobłażliwie Teresa.

Alicja nie lubiła zostawiać małej, gdy ta była chora. Nawet pod opieką babci. Zależało jej jednak, aby nie stracić dzisiejszej wizyty, wiec musiała to jakoś przeboleć. W życiu zawsze coś dzieje się kosztem czegoś. Nie wiedzieć czemu, pomyślała o kostkach dziadka Juliana. Dostała je kosztem śmierci ojca.

W poczekalni siedziało kilka osób, ale nie zwróciła na nie uwagi. Weszła i szybko skierowała się pod gabinet. Miała małe opóźnienie, gdyż nie mogła znaleźć miejsca parkingowego i kluczyła kilka minut po okolicznych uliczkach. Zapukała i natychmiast usłyszała „Proszę”.

— Dzień dobry, bardzo przepraszam za spóźnienie, ale nie miałam gdzie zaparkować. — tłumaczyła się jak mała dziewczynka, która przeskrobała coś złego.

— Dzień dobry. Spokojnie, nie gryzę. — doktor uśmiechnął się sympatycznie i wstał, żeby podać jej dłoń. — Czekałem na panią. — wskazał krzesło.

Alicja rozejrzała się po gabinecie i objęła rękoma.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: