Mieszkaj i żyj kolorowo - ebook
Mieszkaj i żyj kolorowo - ebook
METAMORFOZA BEZ REMONTU!
Zastanawiasz się, jak wypełnić swoje mieszkanie pozytywną energią i nadać mu wyrazistość? Czujesz, że wystarczy dobrać kilka dodatków, ale nie wiesz, od czego zacząć? Zaproś kolor do swojej przestrzeni! To prosty sposób na metamorfozę, która nie wymaga wiele pracy ani dużego budżetu.
Anna Pietraszek-Sawicka, dekoratorka wnętrz i autorka bloga , wie z doświadczenia, że wprowadzając kolor do swojego otoczenia, możesz dokonać wspaniałych zmian. Dzięki niemu nie tylko odmienisz wygląd swojego domu, ale też pozytywnie wpłyniesz na jego energię!
· Jak przeprowadzić spektakularną metamorfozę, zmieniając podejście do przestrzeni, w której żyjesz?
· Czy drewno to kolor?
· Malować czy tapetować? A jeśli malować, to może nie ściany, ale… sufit?
· Jakie kolory stosować w małych wnętrzach?
· Jak wprowadzić harmonię i balans?
Być może masz już za sobą wiele prób oswojenia koloru. Tym razem przekonasz się, jak intuicja wspiera nas w tworzeniu kolorowej magii w pomieszczeniach. Zostań architektem wnętrza swojego domu!
Anna Pietraszek-Sawicka to dekoratorka wnętrz, twórczyni marki Bezarchitekta, na którą składają się strona internetowa , Akademia Bezarchitekta, a także liczne projekty i publikacje. Inspiruje do aranżowania wnętrz, które pomagają budować pozytywną atmosferę i wzmacniać dobre relacje między domownikami. Z wykształcenia kulturoznawczyni, teatrolożka i promotorka sztuki, autorka e-booka Wnętrze od nowa. Magia dekorowania w Twoich rękach. Studiowała w Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi oraz na Università degli Studi di Milano.
Jak sama pisze o dekorowaniu wnętrz:
Zajmuję się tworzeniem DOMów z miłości i pasji do rzeczy pięknych i spójnych, a także z miłości do ludzi i tego, co wszyscy razem kreujemy. DOM to dla mnie Dusza, Otoczenie i Miłość. DOM to coś, co mamy w sobie.
Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
Kategoria: | Podróże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-9339-7 |
Rozmiar pliku: | 34 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Słowo od Autorki
Pamiętam, jak siedząc w salonie przy drewnianym topolowym stole, przygotowywałam z siostrą mapę mojego biznesu. Biznesu, który opiera się na usługach związanych z szeroko rozumianym pojęciem „wnętrza”. Zapisywałam kolejne strony, szukając odpowiedzi na pytania, czym dla mnie jest moja praca, kim jest ta osoba zajmująca się dekorowaniem wnętrz, czym jest to układanie poduszek na sofie i artystyczne rzucanie koca.
Kiedy miałam dziewięć lat, przygotowałam na lekcję techniki makietę wnętrza. Wykonałam ją z tektury i wycinanki. Misternie kleiłam każde krzesło, szafę, stół, sofę. Wszystko było w innym kolorze. Pełne życia, barw i magii. Kiedy miałam dziesięć lat, mogłam wybrać, jaki kolor chcę mieć w swoim pokoju na ścianie, i wybrałam różowy, a na nim położony był wzorek z wałka, a jakże, w róże. Kiedy dziś o tym myślę, uśmiecham się do siebie, bo w tym pokoju mieszkałam z moim starszym o trzy lata bratem Leszkiem i on w ogóle nie protestował. Miałam w sobie dużą siłę i jednocześnie łagodność, dzięki czemu udało się zaciekawić go moją koncepcją.
Przez kilka lat, w okresie studiów, uciekałam od koloru, a od różu w szczególności. Wydawał mi się infantylny i mało poważny. Może to dlatego, że wkroczyłam na jakiś czas do świata mocno zintelektualizowanego. A przynajmniej takie miałam o nim wyobrażenie. Bo kiedy studiowałam teatrologię, stałam się jakby bardziej spięta. Kolor był wtedy obecny w moim życiu, jednak nie chciałam być „blondynką w różowej bluzce”. Widać tak miało być. Czegoś miało mnie to w moim życiu nauczyć… Czego? Że nie trzeba dopasowywać się do otoczenia, jednak zawsze warto próbować nowych rzeczy i szukać w tym siebie.
Miałam też taki czas w życiu, gdy zaczęłam urządzać swój dom w 2015 roku i żałowałam, że nie poszłam na studia związane z architekturą wnętrz. Że straciłam coś, a najbardziej że straciłam czas, w którym mogłabym osiągnąć więcej, jeśli poruszałabym się w obszarze swojego zawodu już od okresu studiów. Tworząc z Agnieszką mapę biznesu, zobaczyłam, jak dużo osiągnęłam i jak wiele różnych aktywności składa się na pracę dekoratorki wnętrz. Jak obfite, gęste i soczyste są to życie i praca, która tak bardzo wyrosła z mojej pasji i miłości, i takiego _naturalnego_ pogłębiania tematu wnętrz. Jak z każdą nową aktywnością odkrywałam inne możliwości. Jak moje horyzonty poszerzały się w miarę wchodzenia w jakiś temat, w jakieś zagadnienie.
Często w pracy towarzyszy mi uczucie, że wiem, ale nie wiem, skąd wiem. Nigdzie tego nie przeczytałam, nie widziałam wcześniej. Po prostu to poczułam, gdy wykonywałam jakąś stylizację czy przygotowywałam kadr pod zdjęcie. Czasami, gdy staję przed kamerą, mam w głowie tylko temat, a reszta _płynie_ sama. Kiedyś brakowało mi odwagi, aby się tym dzielić, bo miałam takie wewnętrzne przekonanie, że trzeba mieć skończone studia konkretnie z tego, czym chcę się dzielić z innymi. Bo to świadczy o moim profesjonalizmie. A kiedy poszłam na studia podyplomowe z projektowania wnętrz w Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi, poczułam, że zawsze warto chcieć wiedzieć więcej, że nie podważa to tego, co wiem ani czego nauczyłam się do tej pory. Że o jakości mojej pracy nie świadczy dyplom, ale to, ile serca wkładam w rzeczy, które tworzę.
Jestem magistrem teatrologii i promocji sztuki. Czy dziś mogłabym tak z ulicy zająć się profesjonalną sprzedażą dzieł sztuki? Nie. Bo nie zrobiłam w tym kierunku nic a nic. Prawda jest taka, że studia z teatrologii i promocji sztuki rozbudziły we mnie zarówno kreatywną duszę, jak i bizneswoman, poszukującą łącznika na styku tego, co piękne, i tego, co ludzie chcą kupić. Wchodząc w świat kultury, rozwijałam w sobie umiejętność patrzenia na świat poprzez piękno.
Uznałam więc za istotne wszystkie punkty na mojej drodze, które doprowadziły mnie do tu i teraz, do tego, że w ramach tej książki mogę się podzielić cząstką swojego świata. Który wcale nie był kolorowy od początku mojej drogi związanej z wnętrzami. Jednak wszystko dzieje się po coś. To przesłanie jest we mnie bardzo silne, bo kiedy razem z siostrą tworzyłam mapę biznesu, jedną z jej gałęzi było: napisać książkę. I kiedy przeczytałam te dwa słowa, pojawiły się te wszystkie wątpliwości, które od razu nazwałam i spisałam: wydanie książki to długoterminowy proces, na który nie mam teraz czasu; wydanie książki to zaangażowanie wielu osób, których nie chcę sama teraz szukać; wydanie książki to naprawdę ważna sprawa i chcę to zrobić porządnie. Dopisałam jeszcze, że nie chcę tego robić zupełnie sama, bo boję się całego procesu wydawniczego, jednak zostawiam ten punkt otwarty, bo bardzo chcę napisać książkę, w której zawrę jeszcze więcej magii związanej z tym, czym jest dla mnie DOM. Ta pozycja była więc bardzo wysoko w moich biznesowych marzeniach. I następnego dnia zadziało się coś, co może wskazywać, że Wszechświat usłyszał mój głos i powiedział: sprawdzam.
Do: Anna Pietraszek-Sawicka
Od: Magdalena Kilian-Antoine
Dzień dobry, Pani Anno,
mam na imię Magdalena i jestem redaktorką w Wydawnictwie Znak.
Chciałam spytać, czy rozważała Pani kiedyś napisanie książki? Mam pewien pomysł na treść i pomyślałam, że mógłby Panią zainteresować.
Magdalena Kilian-Antoine
Redaktor | Editor
SIW Znak sp. z o.o.
Mocno wierzę w to, że przyciągamy do swojego życia nie to, o co prosimy, ale to, co jest nam potrzebne, żeby wzrastać. I kiedy piszę te słowa, czuję mocno dwie rzeczy. Kolor, czyli temat tej książki, otworzył mnie na radość i beztroskę w sposób, jakiego nie przewidziałam. Otworzył mnie na jeszcze uważniejszą obecność tu i teraz. Otworzył mnie na piękno w detalu na takim poziomie szczegółowości, jakiego nie znałam nigdy wcześniej. A druga rzecz to sumienność. Praca nad tą książką pokazuje mi, że ważne jest działanie. Że noszenie się z zamiarem nie równa się wykonaniu czegoś. Tylko codzienny rytm i spotykanie się z tym, co chcę w danym dniu przelać na papier, pomagają mi wytrwać i skończyć to, co zaczęłam. Moją wartością 2022 roku jest między innymi sumienność. Kiedy powiedziałam o tym mojej siostrze, była bardzo zaskoczona, bo ja do tej pory raczej działałam poprzez ukierunkowanie energii spontaniczności (przynajmniej tak mi się wydawało, ponieważ całkiem niedawno odkryłam, że jednak rytm był zawsze obecny w moim życiu, a kiedy zostałam mamą Wojtusia, mój rytm stał się nierozerwalnie skorelowany z jego drzemkami :) ). Często zaznaczałam, że nie chcę niczego planować, bo czułam, że mnie to krępuje i ogranicza. A moje doświadczenie z planowaniem do tamtej pory wyglądało tak, że na listę _to do_ wrzucałam zazwyczaj rzeczy mało przyjemne. I potem, kiedy patrzyłam na efekty swoich działań, z reguły wydawały mi się mało zadowalające, co zniechęcało mnie do zapisywania czegokolwiek; swoje plany miałam w głowie i umiałam wizualizować je dla samej siebie. A ta sumienność wyrosła trochę jak spod ziemi, zaskakując również mnie samą.
Stworzyłam dla siebie definicję sumienności, żeby wiedzieć, z czym się mierzę. Sumienność według mnie pojawia się, kiedy podążając za głosem serca, stwarzam dla siebie takie warunki, w których mimo przeciwności jestem gotowa realizować swoje marzenia. I idzie za tym codzienna praca. W przypadku książki swoją gotowość do pisania zbierałam kilka miesięcy. Aż przyszedł moment zawarcia umowy z samą sobą, że będę pisać po trzy strony dziennie. Czułam, że potrzebuję takiego wewnętrznego kontraktu, aby ruszyć z miejsca, bo pierwszy deadline na oddanie treści minął. Potrzebowałam usystematyzować swój sposób pracy. Pomysły dojrzewały we mnie od sierpnia 2021 roku. Tworzyłam wtedy głównie mapę pomysłów w głowie, powstał fantastyczny konspekt zredagowany przez Magdę, który skutecznie porządkuje moją codzienną praktykę pisania po trzy strony dziennie. I obiecuję rzetelnie przyznać się przed Wami, jak ta sumienność wyglądała do ostatniego zdania, które umieszczę w tej książce.
Czemu Wam o tym wspominam? Ponieważ zanim zgodziłam się stworzyć tę książkę, spotkałam się z wieloma swoimi lękami, typu: książka trafi do osób, które mnie nie znają, więc mogą nie zrozumieć idei holistycznego postrzegania słowa DOM, a dla mnie oznacza ono duszę, otoczenie i miłość:
D usza
O toczenie
M iłość
Te moje lęki sukcesywnie odciągały mnie od pisania książki, od dzielenia się tym, co noszę w sercu. A co, jeśli nikt tego nie zrozumie? A co, jeśli pojawi się w moim otoczeniu taka społeczność, która czuje i odbiera świat inaczej niż ja? Co, jeśli ta książka okaże się sukcesem? Co, jeśli okaże się porażką? Czy to znaczy, że to ja jestem sukcesem? Czy to znaczy, że ja jestem porażką?
W każdej czynności, również w pisaniu tej książki, odnajduję swoją ścieżkę rozwoju duchowego. W zagłębianiu się w istocie tego, że po prostu jestem. I jak pięknie i prawdziwie pisze Eckhart Tolle: „Nie przejmuj się więc owocami swoich działań, skup się tylko na działaniu. Owoc sam się pojawi”1. Czy dzika jabłoń zastanawia się w maju, jaki owoc wyda we wrześniu? Ja widzę w tych naturalnych cyklach natury poddanie się temu, co nadchodzi, i rozwijanie tego, co już jest, jak pączek kwiatu jabłoni rozwija się wraz z ogrzewającymi go promieniami słońca, deszczem i wiatrem. Wszystkie te okoliczności są potrzebne, aby jabłoń wydała owoce. To absolutnie fascynujące.
A natura jest dla mnie ogromną inspiracją, więc wiele razy będę się do niej odwoływać.
Kiedy Magda zaproponowała mi wspólne napisanie książki, wiedziałam, że zyskuję najcudowniejszą partnerkę w tym przedsięwzięciu, bo przecież wszystko mi sprzyja i przyciągam to, kim jestem. A ja odkrywam, że w głębi duszy jestem kolorowym motylem. Zagłębiając się w temat koloru, przechodzę metamorfozę nie tylko wnętrz, które aranżuję. Przechodzę metamorfozę tego, jak wyrażam swoją prawdziwą istotę, i tego, kim jestem. Dziękuję, Magdo, za to zaufanie. Dziękuję za Ciebie. Dziękuję za Twoje wsparcie, Twoje zrozumienie, Twoją wrażliwość, organizację, skrupulatność i Twój profesjonalizm. Za Twoją lekkość bycia i zachwyt nad codziennością. Z całego serca dziękuję.
Po co nam kolor?
Gdyby zastanowić się nad tym pytaniem, tak prawdziwie, mocno i głęboko, odpowiedzi mogą być bardzo zaskakujące. Moim zdaniem nasza wewnętrzna potrzeba otaczania się kolorem jest związana z poczuciem bezpieczeństwa. Przenoszeniem tego, co znamy z natury, do obiektów, które nazywamy swoimi domami. Z uwagi na to, że tak bardzo oddaliliśmy się od przyrody, budując domy z betonu, zupełnie naturalnie i być może podświadomie szukamy punktu styku w przedmiotach i kolorach, które zapraszamy do swoich wnętrz. Żeby poczuć naturalny dotyk ciepłego, złotego słońca, mieć przed oczami obraz nieba o różnych porach dnia, kolor liści drzew w trzech porach roku. Przyroda to nasze podstawowe źródło inspiracji, jeśli chodzi o urządzanie wnętrz, i myślę, że to może być zaskakujące, zwłaszcza jeśli mówimy o wnętrzach w stylu glamour czy art déco. Ale czy na pewno? Złoto to kolor słońca i piasku. Szkło, kryształ to piękne zimowe dekoracje, które tworzy mróz. Kolor ma niesamowitą moc i sama dopiero zaczynam odkrywać jego cudowne właściwości. Może on przynieść ze sobą zarówno radość i spokój, jak i chaos, może zmęczyć, przytłoczyć, rozdrażnić.
Kolor w moim wnętrzu zaczął się pojawiać stopniowo i działałam zgodnie z tym, na co sama byłam wtedy gotowa. Kiedy w 2015 roku zaczęłam urządzać nasz dom, było w nim dużo szarości, bieli i czerni. To był czas, gdy bardzo uciekałam od koloru, w ogóle nie byłam na niego gotowa. Potrzebowałam się od niego odciąć, żeby później odkryć go na nowo. Ten, który w moim życiu występował, był mocno przypadkowy, nieprzemyślany. Jego zadaniem było wypełnienie pustki, nie miałam go w sobie, lecz szukałam na zewnątrz, a i tak nie było to satysfakcjonujące. Kolorowe ubrania zamieniłam na czarne, dość klasyczne i eleganckie. Niemal wszystkie ściany w nowym domu pomalowałam na biało, z małym wyjątkiem głębokiego antracytu na jednej ze ścian w sypialni, pod schodami i na dwóch słupkach kominowych w salonie. Inspirowały mnie wnętrza skandynawskie, minimalistyczne, ale przytulne. Ciągnęło mnie do prostoty i pewnej łatwości w tworzeniu takich wnętrz, choć ona również wymagała sporej determinacji i konsekwencji w działaniu.
Kolor był jednak kuszący. Wabił mnie z witryn sklepowych i stron przeglądanych w internecie. Pamiętam pytanie wykonawcy: „Ale jest pani pewna, że wszędzie ma być biało? Żadnego koloru? Każdy pokój na biało? Jest pani pewna?”. I pytał mnie tak wiele razy. Te same pytania padały potem z ust moich bliskich. Białe ściany i białe meble? A jakiś kolor? Będzie tak nudno chyba? Kiedy wszystko jest na biało, często pada też magiczne: jest tak „szpitalnie”. A ja odpowiadam przekornie: czy ktoś widział idealnie białe szpitale? Z reguły pojawia się tam przecież jakiś kolor: niebieski, zielony, beżowy. Ale udało mi się rozwiązać tę zagadkę wyrażenia „jak w szpitalu”. Osoby, które tak określają wnętrza domowe, mają na myśli raczej wrażenie sterylności i braku przytulności. Nie chodzi o samo użycie bieli. Bo czy zima z grubą warstwą białego śniegu jest mało przytulna? I znów naszą referencją jest przyroda i to, co daje naturalne środowisko.
Ponad sześć lat temu te skandynawskie wnętrza były w Polsce już dość dobrze znane i promowane przez magazyny wnętrzarskie. Jednak niewiele osób z bliskiego mi środowiska mieszkało w ten sposób. Zasoby, jakimi wtedy dysponowałam, były skromne – moja intuicja i wewnętrzna potrzeba stworzenia przestrzeni zgodnej z tym, co miałam w sercu. Tamten okres mocno mnie ukształtował i osadził w przekonaniu, że bardzo istotnym elementem wnętrza jest jego baza. I to niezależnie od tego, czy będzie biała czy kolorowa. Stanowi ona punkt wyjścia do tworzenia kolejnych aranżacji we wnętrzu. Do budowania pożądanych w nim atmosfery, stylu, klimatu.
Zatem po co nam kolor? Kiedy bezpieczniej jest iść w opcję _black & white_? Czuję, że potrzebowałam tamtego okresu w swoim życiu, żeby dziś móc napisać tę książkę. Moje doświadczenia z kolorem mogą być podobne do Twoich. A jedną z podstawowych zasad, którymi kieruję się w życiu, jest: jeśli czegoś nie czuję, nie idę za tym. Idę za tym, co czuję, co mnie woła, co sprawia, że otwieram serce. Dlaczego? Bo jedynie wtedy jestem gotowa na całą drogę, jaką mam do przebycia, a nie wyczekuję tylko efektu. Dobrze znać miejsce, do którego idziemy, jednak w trakcie naszej wyprawy mogą się wydarzyć niesamowite rzeczy. Więc jeśli interesuje nas tylko cel, a sama podróż przestała cieszyć, to może trzeba cel zmienić? Albo przyjrzeć się temu, jak zmodyfikować podróż, żeby ona stała się celem samym w sobie?
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_