- W empik go
Mikołaj Kopernik: dramat w 5 aktach na tle dziejów osnuty - ebook
Mikołaj Kopernik: dramat w 5 aktach na tle dziejów osnuty - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 241 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
MIKOŁAJ KOPERNIK.
DRAMAT W 5 AKTACH
NA TLE DZIEJÓW OSNUTY
NAPISAŁ
Wincenty Rapacki
ARTYSTA DRAMATYCZNY.
Światło – ciemnota – złości rysy szpetne,
Cudnej miłosci, barwy nieba jasne,
I geniuszu blaski nieśmiertelne;
To gra wieczysta w obrazie ludzkości!
Warszawa.
NAKŁADEM I DRUKIEM JÓZEFA UNGRA
ulica Nowolipki Nr. 2406 (3).
1876.
Äîçâîëåíî Öåíçóðîþ. Âàðøàâà, 15 Iþлÿ 1875 ãîäà.
Druk J. Ungra, Warszawa, Nowolipki, 2406.
Kolegom moim za ich serdeczną
Życzliwość i piękną pracę podjętą przy wystawieniu
„WITA STWOSZA”
Poświęcam.
OSOBY.
Książe Albrecht Brandeburgski,
Jan Flachsbinder zwany Dantyszkiem biskup warmijski,
Tydeman Gize, biskup chełmiński.
Kacper Hoye
Jan Leus Koadjutorzy.
Wilhelm Knobelsdorf
Mikołaj Kopernik, kanonik warmijski.
Aleksander Skultet, reformator.
Joachim Retyk Gryzończyk.
Walter von Schwalbach, komtur krzyżacki.
Jan Knade, pastor luterański.
Kantor
Klecha słudzy kościelni.
Rybałt
Witrikus
Krzysztof, sługa Kopernika.
Bieniasz, niemowa.
Bakałarz.
Błazen Albrechta.
Ojciec Hanny.
Piotr, Rybak.
Ławnik.
Mieszczanie. Kupcy. Kramarze. Knechty. Lud.
Barbara Kopernikówna, siostra Mikołaja, ksieni Benedyktynek
Hanna, żona Skulteta.
Agata, żona Piotra.
Róża karczmarka.
Baba kościelna. Kobiety.
Rzecz w Warmii 1531–3 roku.
AKT I.
SCENA I.
Heilsberg. Plac przed kościołem katedralnym. Lud zebrany
w grupach rozmawia, wskazując na drzwi kościelne.
Wchodzi Skultet za nim kilku braci czeskich w czarnem
odzieniu. Skultet wchodzi z papierem i młotem w ręku.
Skultet.
Bracia w Chrystusie! Jestem jeden z wielu
Onych wybranych, których Bóg powołał,
By Kościół Święty ufundowan w imię
Boskiej nauki i słów Zbawiciela,
Oczyścił z zgrai przewrotnych kramarzy.
Co mianem Bożem kupczą jak żydowie!
Bym święte słowa czerpał z źródeł samych,
Które Bóg wielki złoźyt w biblii kartach,
Abym otworzył ciemne oczy wasze,
Na stek bezprawia tych pasterzy Bożych,
Którzy niepomni wielkości Kapłańskiej,
Działają frymark białą szatą Chrysta;
I miast nieść słowa pociechy duchowej,
Miast Ewangelii świętej nieść balsamy,
W rozkoszach ciała trawią dni mizerne.
Więc na przysionku tej Świątyni pańskiej,
Która otworem stać winna dla wiernych,
Przybijam słowa przestrogi straszliwej;
I wzywam przed sąd sumiena ich serca.
(Przybija papier na drzwiach kościoła).
Kto czytać umie, niech czyta i ciemnym
Objawi słów tych znaczenie. Lecz, który
Dłoń świętokradzką po ten papiér wzniesie,
Aby go zedrzeć, niech przeklętym będzie.
Czytajcie! myślcie! a gdy zapragniecie
W światła przeczystej obmyć się krynicy,
Pospieszcie do mnie, znajdziecie mnie w gruzach
Starej świątyni pogańskiej Prutena
Gotowym zawsze. Łaska Pana z wami.
(Odchodzi, Lud ciśnie się ciekawie przed kościół Wchodzi
Hanna za nią starzec ojciec)
Hanna.
Rzucajcie starych przesądów łańcuchy,
Rzucajcie wszystką doczesność padołu.
Spieszcie za mężem, co wam prawdę niesie;
Rzućcie mamonę; życie z krwi i błota
Mignie wam prędko – a tam wieczność cała
Ona straszliwa bez końca was czeka.
Rzućcie fałszywych proroków nauki
I wszystkie blichtru znamiona zwodnicze,
Prawdę miłujcie całą duszy siłą,
Przed jej jasnością świetlaną, niech nikną
Jak ćmy przed słońcem, krewkiej piersi czucia.
Ojciec.
O nie słuchajcie głosu téj szalonéj,
Ona mnie. Ojca starego porzuca,
Leci w objęcia antychrysta mistrzów,
Hanno! ma droga, pójdź, przebaczę wszystko,
Tylko mi powróć. Oh! powróć do gniazda.
Hanna.
Nie moge Ojcze. On skinął więc idę.
Cierpię nad tobą, te w błędach stwardziały.
Urągasz prawdzie. Żegnaj Ojcze! Żegnaj!
Ojciec.
Wyrodne dziecko nie zaznaj pociechy,
Niech twoje serce tyle bólu dozna,
Ileś mnie dała… O nie! nie! przebaczam!
Nie słuchaj Boże téj klątwy, nie słuchaj!
Przyjdzie czas jeszcze że zatęsknisz za mną,
Ale już będzie za późno. Bądź zdrowa.
Hanna.
Żegnajcie Ojcze – jam człekowi temu
Przysięgła wierność, cześć przysięgła wszystką.
Nie przeklinajcie – ja modły gorące
Będę nieść za was, by pan cię oświecił.
Ojciec
O czemum dożył tych przeklętych czasów.
(Odchodzą -. Wchodzi dwóch mieszczan. Kupiec. – Co raz więcej
ludu przybywa. – Baba kościelna ich zwołuje)
Baba.
Chodźcie ludowie czytać ano pismo,
Co go antychryst przybił na kościele.
Kobieta.
Antychryst! rata! nie czemum to dzisia,
Swiętej koronki doszeptaó niemogła,
Coś mnie w gwałt brało, pędzić do kościoła.
Kramarz.
Po bakałarza biegnijcie co prędzej,
Niech nam przeczyta co tam napisano.
Kobieta.
Podobny papier w Olbiąku widziano,
A zdala smołę od niego czuć było;
I co powiecie: gdy go pokropiono
Święconą wodą, wnet spalił się cały.
Kramarz.
Uprosić Klechy niech go nam pokropi.
( Wchodzą Klecha, Kantor, Witrikus (podpili).
Kantor (śpiewa).
Rano wstawszy z pościołeczki,
Napijwa się gorzałeczki;
Napiwszy się więc do chleba,
I pacierza nie potrzeba.
Bośmy go się namówili,
Gdyśmy przy kościele byli.
Siła pobożnych naszło się przed kościół,
Ale chudzięta dziś nic z nabożeństwa,
Pustki w kościele, święci sobie drzemią;
A my famuli sprawiamy se gody.
Pójdź Klecho, zobacz–zacz tam co w skarbonce?
Będziem li miód pić, czy też przepalankę.
Kobieta.
Podobnoc pałkę zalali biedacy.
Kupiec.
Widzisz derusów.
Mieszczanin.
Ledwo ustać mogę.
Klecha.
A no gadajcie! kapło tam co grosza.
Cóż to stoicie, wywalacie oczy,
A zaż to dzisia nie Święty Albertus.
Gdzie Klecha, Kantor, Witrykus czy Rybałt,
Panami sobie jakby sto wsi mieli
Baba.
A dajcież kapkę i babce kościelnéj.
Kantor.
A no, nie beczę wam to przez rok cały,
Czy nie wyciągam wam basem Gloryja,
Credo nie pięknę – albo Kyrie Agnus?
Klecha.
A ja nie kropię djabłów z całej siły?
A czarownice, jak pięknie pławiemy
I za to co nam? gumółek, krup, masła
Albo w kobiałce miodu trocha dacie,
A jak do skrzynki, to skweres – groszaki
Jakby zaklęte siedzą wam w kalecie.
A dziesięciny – dyć to już ubiegło
Tygodni kilka, jak migła Wielkanoc,
A wzdy się kwapić nie chcecie do tego.
Ej! pamiętajcie że was wyklniem wszyscy.
Kantor.
Wy byście Lutrów antychrystów radzi,
Co ani z piekłem, ni z niebem trzymają,
I już gdy zdychać ma który bestya,
To wtenczas w piersi wali się i modli;
Albo gdy który przejdzie się przed kościół.
To na oględy, albo téż na drwiny.
Do mieszka żaden nie pomknie z ofiarą,
Prędzéj ci weźmie – taka u nich wiara.
A inni znowu tacy zapalczywi
W cnotach chrześcian – żeby ci krzyż zjedli,
Byle on krzyż był ze szczerego złota.
Klecha.
Ej! baczność dziatwo, bo jak hukniem w dzwony,.
Ex kommuniką jak gruchniem straszliwie,
Istny dzień sądny stanie się na ziemi.
Witrikus (pijany)
Miły Alberte, jesteś frater bonus,
Ty nawet więcéj coś znaczysz od Klechy.
Graduał cały wynucisz przepięknie,
W partesach mocnyś, ba i w partyturze.
Pójdź na gorzałkę do onego szwaba.
Dominus Kantor da nam rozgrzeszenie.
Kantor.
Per omnia saecula saeculorum.
Klecha.
Amen.
Witrikus(śpiewa).
Trzeba będzie piec opłatki,
Wycierać kościelne statki:
Ampułki i téż lichtarze.
Przybrać hędogo ołtarze.
Klecha.
Jam Magistratus, mój ty miły Franku.
Kantor.
Nie pleć koszałki, Magister rzec chciałeś.
Klecha.
Dominus Kantor tyś mój Grammaticus,
1 Mieszczanin.
We łbach wam szumi i niepotraficie
Odczytać pismo, co ano tu wisi.
Klecha.
Kyrie elejson! papier na kościele,
I to już trzeci. Bies licha wyprawia.
(Do Witrikusa)
Biegnij mi Franku po święconą, wodę –
I kredę świętą przynieś z sobą owdzie.
( Wchodzi Rybałt – wędrowny).
Rybałt.
Prawdaż, to ludzie, że tu czart zabawiał,
Na znak kopytem dziurę zrobił w progu.
Potém na zamek biskupi, powietrzem
Poleciał sobie. Macie owdzie ziele
Bzu czerwonego, suszonego w wigilję
Świętego Jana, skuteczne od złego.
A za to grosik dajcie do kalety.
Kobieta.
Noszęć na piersiach ziarnka kłokoczyny,
Od złego ducha.
Rybałt.
A dzięgiela macie?
Kobieta.
Na cóż on,
Rybałt.
Broni skutecznie od czarta.
Kupcie szkaplerze potarte o obraz
Cudowny w Rewlu.
Kobieta.
Mam ci ich bez liku.
Rybałt.
Różańce z drzewa cudownego w Skąpem.
2 Mieszczanin (do Kantora).
Niewstyd wam Tomku – Kościół zamykacie,
W karczmach siedzicie.
Kantor.
Dziś wszyscy na zamku.
Wielebność gościł jakiegoś Hiszpana,
Co się tu przywlókł do nas aż z za morza;
Były gonitwy, było muzyk siła,
I uczta błaznów uciesznych okrutnie.
Toć my różaniec klepiem ustawicznie,
Aż nam łeb puchnie – a toć gwoli ciału
Pobarażkować nam się godzi przecie.
Rybałt (do grupy młodych chłopców).
Chodźcie no chłopcy, a skarży się który
Na jaką dziewkę, co odeń ucieka?
Mam tu przedziwne ziele na kochanie
Tylko ją potrzeć gdy z kościoła wraca,
A lgnąć do ciebie będzie.
Chłopak.
Dajcież!
Rybałt.
Grosze.
Kramarz.
Witaj Krzysztofie! pragniemy tu ciebie.
Chłopak.
Hola Bakałarz–Witajcie!
(Wchodzi Bakałarz),
Bakałarz.
Witajcie!
Kantor.