Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Milczenie i słowa - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
25 października 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,00

Milczenie i słowa - ebook

Czy da się spojrzeć na język w sposób świeży, wręcz naiwny? Jak długo można pytać o jego naturę? I co ujrzymy, gdy spróbujemy ogołocić nasze myślenie, zakwestionować same jego podstawy?

Milczenie i słowa to meandryczny esej, poszukujący formy bardziej pojemnej, pełen dygresji i nawrotów. Krzysztof Filip Rudolf zapytuje o istotę rzeczywistości, status języka, stosunek do słów – czyli o to, z czego zbudowany jest nasz świat. Analizując naturę słów, analizuje również teksty oraz ich przekłady – ponieważ przekład, jak pisze George Steiner, jest wzorcem każdego aktu komunikacji. Autor zadaje mnóstwo pytań, niekoniecznie dostarczając konkluzywnych odpowiedzi. Powraca uporczywie do tych samych wątków, przepytuje teksty oraz ich autorów. Krąży wokół konstatacji, że język, pierwotnie dający wyraz rzeczywistości, obrósł tę rzeczywistość do tego stopnia, że stworzył alternatywne uniwersum, tej rzeczywistej rzeczywistości wcale niepotrzebujące…

Spis treści

Dialog samotnych

Pokorny ogrodnik

Pustka po braku

Bezradność słów

Ucieczka od chaosu

Myśl szukająca słów

O myśleniu autologicznym

Kazanie do kija

Dialog umarł

Słowa, słowa, słowa?

(Bez)cielesność słów

Tarcza Perseusza

Odzobaczyć, odprzeczytać

Uczłowieczanie natury

Pod wielkim, abstrakcyjnym głazem

„Pozostaje jedynie litera”

Pisanie świata

Preludium istnienia

Obślizgła zdradliwość słów

Okowy języka

Upadek i rozdarcie

O emancypacji słów

Pożegnanie z pretekstem

Obrysowywanie bezkresu

Kropka początku

Istność rzeczy

Rytuał jako ratunek

Odduchowienie słów

Myśl zastygła w zdaniach

Cudzosłowie i mojosłowie

Trochę o wyniosłości bytu

Podziękowania

Odsyłacze

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8325-135-6
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

_To mówiąc, ostrzec muszę ciebie, Rafaelu,_

_Że mam dumania nałóg – nałóg monologu,_

_I bywało – coś zacznę – i znowu bez celu_

_Puszczam myśl…_

Cyprian Kamil Norwid, _Rozmowa umarłych_

With what words shall I name my unnamable words?

Samuel Beckett

the word and its echoing antithesis and defining negation, silence

George Steiner

Używać darów przyrodzenia należy, ale trzeba wiedzieć, jakie ma być ich użycie; nie inaksze jednak, tylko skromne bo i Pismo Boże kreśląc i obwieszczając prawidła obyczajności powtarza, iż jeżeli jest czas mowy, jest i czas milczenia

Biskup Ignacy Krasicki, _Uwagi_

Można by powiedzieć, że ludzie naprawdę nie mają nic lepszego do roboty, jak uprawiać tę swoistą, zbiorową masturbację, jaką jest paplanie na temat słów

Emil CioranDIALOG SAMOTNYCH

Człowiek dzisiejszy, żyjący w piekle, czyli pośród nadmiaru możliwości, cóż ma czynić? Oblany owidnokrężniającym życiem, ranliwy do swych najgłębszych pokładów, może po prostu milczeć. Ale milcząc, a tym samym zrywając mosty, staje się figurą Anty-Kapłana, zamiast Kapłana, który przecież – jako _Pontifex_ – te mosty powinien budować.

Milczenie to zerwanie więzi, odmowa udziału, a zatem wyniosła odmowa dialogu, postawienie na samotność, heroiczne odrzucenie uczestnictwa w kościele międzyludzkim, dobrowolne wyrzucenie się poza nawias wspólnoty. _Bohaterskość jest niema_, pisze Rosenzweig. A wtedy milczenie – wewnętrzny monolog, ten dialog samotnych – zbliża się do poezji, która zawsze _była przede wszystkim ewokacją, przedstawieniem, śpiewem, a więc była monologiem_¹. Milczenie, pieczęć samotności (skąd te słowa – wymyślone czy zapamiętane?) i dogłębny smutek przenikający wszystko:

_Je suis un grand jardin de novembre, un jardin éploré_

_Où grelottent les abandonnés du vieux faubourg;_

_Où la couleur misérable des brumes dit: Toujours!_

_Oú le battement des fontaines est le mot: Jamais…_²

Przekład polski, chyba jedyny, jaki mamy, wygląda tak:

_Jestem parkiem, jesienną porwanym rozpaczą,_

_Gdzie dygoczą nędzarze ze starych przedmieści,_

_Gdzie „Zawsze!” do nich suche listowie szeleści,_

_Gdzie „Nigdy, nigdy już” fontanny płaczą_…

O.V. de L. Milosz, _Brumes_, przekład Jadwigi Dackiewicz³

Za dużo zostaje dopowiedziane, za dużo nadpowiedziane, za dużo naddramatyzowane: w oryginale nie ma, dopisanej tutaj _expressis verbis_, „rozpaczy” – domyślić się jej można jedynie z całego obrazu, z listopadowego ogrodu, który może _nie od deszczu mokry, lecz od łez_, z bezradnego dygotu rozpustników ze starego przedmieścia, którzy drżą nie tylko z zimna i wilgoci, ale również (przede wszystkim?) z samotności. W oryginale nie ma „szelestu suchego listowia”, mocno młodopolskiego (choć gdzieś w oddali pobrzmiewa, szeleści Verlaine’owski _feuille morte_), tak samo jak nie ma „płaczu fontann”. Mamy za to _le battement des fontaines_, czyli bębnienie spadających kropel, choć słowo _battement_ może się również odnosić do bicia serca, czyli tętna, pulsu. Rytm spadających kropel zwiastujących kres, niby szum ziarenek piasku w klepsydrze, puls krwi, jedyny dźwięk rozsadzający milczenie samotności.

Pozostaje wyłącznie głos mgły, ulotnej jak wszystko, czego doświadczamy, a właściwie nawet nie mgły – u Oskara Miłosza to właśnie jej smutna barwa wypowiada słowo „zawsze”, a słowo „nigdy” jest dźwiękiem spadających kropel fontanny. Gdy ucichną słowa, bezradne wobec pustki i bezsensu, samotności i opuszczenia, pozostaje głos przestrzeni, najwyraźniej nauczonej, że bez słów rzeczywistość staje się uboższa. Albowiem wszystko, co jest, dąży do artykulacji.

×

Rzeczywistość mówi, układa się w słowa, słowa rezygnacji i utraty, a jej elokwencja tym drastyczniej odcina się od ludzkiego milczenia. Gdy człowiek zamilknie, nawet mgły wołać będą.

Milczenie, niczym gnoza, stanowi mroczny przywilej wtajemniczonych, tych, którzy wiedzą, że rezygnacja więcej może ważyć niż jakiekolwiek starania. Jak zauważa Karen Armstrong w króciutkiej, lecz jakże mięsistej książeczce _A Short History of Myth_, słowa _mysticism_ i _mystery_ wywodzą się od greckiego _zamykać oczy albo usta odnoszą się do doświadczeń niejasnych i niewyrażalnych, gdyż przeżywa się je poza zasięgiem mowy, i mają raczej związek ze światem wewnętrznym niż zewnętrznym_⁴. __ Tymczasem właśnie mistyka, która powinna zamilknąć w obliczu niewypowiedzianego, rozpaczliwie nurza się w odmętach wielosłowia, wierząc, że język giętki wysłowi to, co zatargało duszą.

Żeby wyrazić to, czego wyrazić się nie da, piszący (mówiący) próbują brnąć w paradoksy. Świętość, mistyczne przeżycia to tekst _that hasn’t been written but a text we know exists . It exists only in drafts; unwritten and yet written; unquotable but forever recited a text of blank pages_⁵ .

Jaką jednak wartość mają takie sformułowania? Jakie nagromadzenie paradoksów (i czy w ogóle) jest w stanie wyrazić to, co umyka zwyczajnemu opisowi? Tekst, którego nie ma, a jednak jest? Zapisany, ale nie zapisany? Tekst złożony z pustych kartek? Naprawdę można dziś – wciąż jeszcze – entuzjazmować się czymś takim? Dawno temu, bo przecież już w 1792 roku, napisał Karpiński, że _ogień krzepnie_, __ że _blask ciemnieje_ i że _ma granice Nieskończony_, __ dlatego trudno obecnie uważać takie werbalne zabawy za coś odkrywczego. _Cum tacent, clamant_ też dawno obrosło grubym mchem.

Niektórym zdaje się, że gdy zderzymy ze sobą sprzeczności, oto przed oczami naszymi rozbłyśnie rzeczywistość, która w pozostałych przypadkach po prostu nam umyka. Tymczasem uderzając jedną sprzecznością o drugą, nie wykrzeszemy żadnej iskry, nie posuniemy się nawet o krok w (z)rozumieniu. Igraszki nieprzystających do siebie wyrazów, zbitki słów, które dziwią się słowom, tworzące pozorną zagadkę-odkrycie, zapewniają nam li tylko cerebralną rozkosz oraz nie do końca bezpieczną dumę z własnej kreatywności. Nie tylko nie posunęliśmy się ani o krok do przodu, ale przysypaliśmy wszystko warstwą słów, które zagadują kryjącą się pod nimi tajemnicę. Nie można mówić o tym, o czym mówić niepodobna: _Pułapka samo-odniesienia tkwi w sposób nieunikniony w każdej próbie mówienia o niewymownym. Zdefiniować coś jako niedefiniowalne to zaprzeczyć jego niedefiniowalności. Zalecać „absolutne milczenie” to łamać właśnie to przykazanie_⁶.

×

Ale czy naprawdę tak jest? Czy rzeczywistość istotnie mówi? Czy to przypadkiem nie tak, że my, jako niewolnicy naszych przyzwyczajeń (również myślowych), przywykliśmy sądzić, że ona – i to jeszcze d o n a s – mówi? Kim jesteśmy _my_, żeby ona _do nas_ mówiła? Aż taką wagę sobie przypisujemy?

Kompulsywność mówienia, wypowiadania, wysławiania, formułowania, kształtowania – jesteśmy uzależnieni od konkretu, co logicznie łączy się z alergią na nieokreśloność. Zagadywanie ciszy, lęk przed nie-działaniem (bo czymże innym jest powstrzymywanie się od mówienia?) – to mamy opanowane do perfekcji.

A przecież – jak powszechnie wiadomo (lub: jak wielu wciąż zakłada) – żeby stworzyć świat, nawet Bóg musiał wypowiedzieć słowa. U podstaw ludzkiego myślenia o wszystkim leży przekonanie, że bez słów nie ma bytu, że słowa są bytu warunkiem. Choć przełożenie greckiego _λόγος_ jako „słowo” jest nie do końca fortunne, to jednak przyjmujemy (bądź też w większości do niedawna przyjmowaliśmy), że Bóg wyrzekł słowa mające moc sprawczą. Stąd pokutujące przekonanie (przynajmniej w tradycji judeochrześcijańskiej), że słowa przede wszystkim tworzą rzeczywistość, a dopiero potem ją opisują.

Na naszym myśleniu o świecie ciąży znaczenie, jakie przypisujemy mówieniu i słowom: „jego zachowanie mówi dużo o…, obrazy mówią o samotności artysty” – mówienie staje się metaforą wszystkiego, przez co dochodzi do nas jakikolwiek przekaz. Coś ma jakąś wymowę, coś opisuje realia tamtych czasów, muzyka opisuje koloryt i swobodę puszty; muzyka mówi o sprawach życia i śmierci. Ciągłe odwołania do języka: w „wymowie” mamy „mowę”, w „opisywaniu” – „pisanie”.POKORNY OGRODNIK

Wiara w ważność tego, co od stuleci i tysiącleci tak pracowicie tkają i przędą ludzie wykształceni, to fundament sensu naszego życia, więc trudno się dziwić, że z taką zajadłością tego bronimy. Chcemy wierzyć, że słowo może istnieć bez bytu, ale byt bez słowa już nie. Za pomocą słów narysowaliśmy sobie nasz świat, a powyginane kreski nagich gałęzi drzew, poruszane za moim oknem przez wiatr, dostrzegam podobno tylko dlatego, że istnieją opisujące je słowa. Więcej, one rzekomo istnieją, ponieważ określają je słowa. Burość nieba, ciachnięcie linii horyzontu – wszystkie one, żeby zaistnieć, muszą być opisane. Zanim tak się stanie, są one (dla nas) na podobieństwo płodu wewnątrz matki; niby wiemy, że tam jest, czujemy jego poruszenia, ale czekamy, aż się – dosłownie – wyłoni. Dopiero wtedy posiada (dla nas) wyraźny, określony kształt, nabywa niezbywalnej realności. Niezaistniałe, niemające kształtu, najzwyczajniej (dla nas) nie istnieje.

Nade wszystko ukochaliśmy naszą mniemaną demiurgiczność i to, że na dźwięk naszego _fiat_ rzeczywistość staje się faktem. Werbalne uniwersum to nakładka na świat rzeczy, bez której nie ma mowy o jego (za)istnieniu. Bez niego nie ma nic. Rzeczy niepowołanych przez nas do istnienia po prostu nie ma. Przenika nas potrzeba mówienia i (u)wierzenia w realność tego, o czym mówimy.

Co jednak rozumiemy przez powiedzenie, że coś istnieje? Może trzeba doprecyzować, że rzecz wypowiedziana zaczyna istnieć, ale w naszej świadomości? Podobno rzeczy nienazwane nie istnieją. To prawda – nie istnieją, ale tylko d l a n a s. Zafiksowani w naszym myśleniu, nie bardzo potrafimy wyjść z tego zaklętego kręgu.

Tymczasem, jak pokazuje Chantal Delsol, można przyjąć odmienną perspektywę, można myśleć inaczej: _Ogrodnik, który pracuje pod moim oknem, jest miłośnikiem świata. Nie wyobraża sobie, że mógłby wyprodukować którąś z roślin. On je po prostu uprawia, kultywuje. Inaczej mówiąc, pomaga wzrastać temu, co istnieje bez niego_¹. Cóż, dzisiejszy człowiek najwyraźniej nie przyjmuje pokory ogrodnika – wierzy tylko w to i chce podtrzymywać życie tylko tego, co sam stworzył.PUSTKA PO BRAKU

_Kein ding sei wo das wort gebricht_. Temu zdaniu Stefana Georgego sporo uwagi poświęca Heidegger w eseju _Istota języka_. Przekład Leopolda Lewina brzmi: _Nie ma tam rzeczy, gdzie paść musi słowo_, __ jednak tłumacz eseju, Janusz Mizera, widocznie niezbyt zadowolony z tej „oficjalnej” wersji (całkiem zresztą słusznie), formułuje to nieco inaczej: _Nie będzie rzeczy, gdzie brakuje słowa_. Ponieważ na samym początku czytamy: _Wers ten specjalnie daje głos językowi, daje mu sam język i mówi coś o stosunku między słowem a rzeczą_¹, warto spojrzeć na sam język. Co się dzieje ze słowem? Czy słowo musi „paść”, czy też słowa „brakuje”? A jeśli „paść”, to w jakim sensie? „Wybrzmieć” czy „upaść”_,_ „polec”? Takie bowiem pytania budzi spojrzenie na dwa zaproponowane przekłady, gdyż każde z odczytań prowadzi zupełnie inną ścieżką.

Gdy przyjmiemy polski przekład wiersza Georgego w wersji _Nie będzie rzeczy, gdzie brakuje słowa_, otwiera się pole do ciekawych interpretacji. „Brakuje” słowa, czyli „nie ma” słowa? Powiedziałoby się, że to logiczne: jeżeli brakuje, to nie ma. Ale przecież „brakuje” to chyba nie całkiem to samo, co „nie ma” (choć w polskim przekładzie widzimy zdanie Heideggera _Brakuje: znaczy nie ma_). W obu wypadkach coś n i e j e s t, choć i tutaj rodzi się problem, jeśli bowiem mówimy „coś”, to owo „coś” musi b y ć – nie może być czegoś, czego nie ma. Z kolei gdy czegoś nie ma, to po prostu nie ma i niekoniecznie musi tego brakować. Niebycie nie implikuje braku (choć brak implikuje niebycie). Niebycie to niebycie i koniec. Natomiast mówiąc o „brakowaniu”, stwierdzamy, że czegoś, co powinno być, nie ma.

Czy zresztą możemy w ogóle powiedzieć, że czegoś n i e m a, jeśli tego czegoś uprzednio nie było, jeśli nie wyobrażamy sobie jego istnienia albo nie zakładamy, że mogłoby istnieć? Albo chociaż zaistnieć dla nas?

_Tam, gdzie czegoś brakuje, pojawia się przerwa, uszczerbek_². __ Brak – czyli uszczerbek na rzeczywistości. Dlaczego jednak _brak_ słowa, warunkującego przecież (podobno?) istnienie rzeczy, ma być uszczerbkiem? Żeby był (powstał?) brak, coś musi najpierw zaistnieć, a potem przestać istnieć, gdyż raczej trudno odczuwać brak czegoś, co nigdy nie zaistniało. Nie można powiedzieć, że brakuje słowa, ponieważ nie ma rzeczy, do której to słowo miałoby się odnosić, które miałoby konstytuować jej bytność. Nie ma braku, bo nie było niczego. Brak może istnieć tylko wtedy, jeśli uprzednio istniał stan nie-braku lub gdy wyobrażamy sobie, że coś, czego nie ma, powinno istnieć. Nie istnieje _negotium_, gdy nie ma _otium_. Albo na odwrót.

Czyli uszczerbek to brak spostrzeżony, zauważony – jakiś element czegoś gdzieś był, a teraz go nie ma. Żeby uszczerbek stał się brakiem, konieczny jest czujący podmiot, który odczuje osobiście n i e - b y c i e tego, co uprzednio było. Jeśli czegoś nie było, nie można nawet pomyśleć braku.

Ale naszą krzepnącą pewność siebie zaczynają podmywać kolejne wątpliwości: czy można umieścić w ciągu synonimicznym słowa „brak” i „uszczerbek”? „Brak” to niebycie w całości, podczas gdy „uszczerbek” to – wedle Doroszewskiego – „szkoda, strata, ubytek”, a czasownik „uszczerbić” oznacza „nadszarpywać, nadwątlać, naruszać”. Brak to puste miejsce po czymś, co kiedyś tam było, po jakiejś całości. Albo po czymś, co być powinno. Brak nie ma wokół siebie niczego, to pustka, podczas gdy uszczerbek to wyrwa obrośnięta bytem.

Z drugiej strony rzecz przez słowo stwarzana i powoływana do bytności odwzajemnia się słowu i karmi je swoim światłem, wyposażając je w pozasłowną substancję. Słowo istnieje tylko dlatego, że jest właśnie ta rzecz, zaistniało wyłącznie w rezultacie bytności tej rzeczy. To jest zemsta rzeczy za swoją podrzędność, trochę taka sytuacja, kiedy złapał Kozak Tatarzyna. I trzyma. Awers stworzył sobie rewers – powiemy tak pod warunkiem, że potrafimy wyobrazić sobie awers bez rewersu lub vice versa. A czy będzie słowo, gdzie brakuje rzeczy? I gdzie jej brakuje (nie ma)? W rzeczywistości zewnętrznej czy w świecie naszych myśli?

Da się też jednak podążyć nieco inną drogą: otóż użyty w oryginale czasownik _gebrechen_ to wyraz literacki, książkowy, który można przetłumaczyć słowem „niedomagać”³. Zatem nie będzie / nie ma rzeczy tam, gdzie słowo niedomaga, słabuje. Czyli co? Nie jest w stanie spełniać swojej funkcji, jaką jest powoływanie do bytności? Gdzie słowo się nie sprawdza, zawodzi, okazuje niewystarczające, zbyt słabe, by udźwignąć swoje przeznaczenie? Ale czego nie daje rady zrobić – udźwignąć rzeczywistości już istniejącej czy też rzeczywistości tej dopiero stworzyć? Czy w ogóle słowa mają swoje przeznaczenie, czy też my je w nie wyposażamy? (Gdzieś też, nawiasem mówiąc, pobrzmiewa tam słowo _brechen_, czyli „łamać __ się” lub „pękać”). Tutaj więc słowa nie brakuje, nie zieje po nim żadna wyrwa – po prostu jest, słabe i bezradne.

Zatem wraca problem przekładu. Po analizie znaczeń oryginału trudno wyobrazić sobie, skąd wzięła się wersja Leopolda Lewina: _Nie ma tam rzeczy, gdzie paść musi słowo_. Gdzie paść musi słowo – czyli tam, gdzie ktoś musi je wypowiedzieć – nie ma rzeczy. W jakim sensie nie będzie? Nie zaistnieje? Czy więc pojawienie się słowa wyklucza istnienie rzeczy? No chyba że założymy, iż słowo „paść” jest formą od „padać” lub „upadać”, czyli „ponieść klęskę”, co da się częściowo wywieść ze znaczenia „niedomagać” __ (_gebrechen_). Tylko wówczas pytanie: dlaczego _paść musi_? Więc raczej wersja: _Nie ma rzeczy tam, gdzie słowo niedomaga_.

Trzeba zawrócić. Przyjrzeć się oryginałowi, oświetlić, rozjaśnić. A przynajmniej spróbować. Dopiero wówczas popatrzeć, co podziało się w tłumaczeniach, jaką ścieżką poszły. Kolejność klasyczna – oryginał niemiecki, oficjalny przekład polski i oficjalny przekład angielski, potem przełożony filologicznie:

_Wo etwas gebricht, ist ein Bruch, ein Abbruch eingetreten. Einer Sache Abbruch tun heißt: ihr etwas entziehen, es an etwas fehlen lassen. Es gebricht heißt: es fehlt. Kein Ding ist, wo das Wort fehlt, nämlich das Wort, das jeweils das Ding nennt_.

_Tam, gdzie czegoś brakuje, pojawia się szczerba, uszczerbek. Doprowadzić jakąś rzecz do uszczerbku znaczy: pozbawić ją czegoś, czegoś jej odmówić. Brakuje znaczy: nie ma. Nie ma rzeczy, gdzie brakuje słowa, mianowicie słowa, które zawsze nazywa rzecz_⁴.

_Where something breaks off, a breach, a diminution has occurred. To diminish means to take away, to cause a lack. „Breaks off” means „is lacking”. No thing is where the word is lacking, that word which names the given thing_⁵.

_Tam, gdzie coś się odłamuje, pojawiło się pęknięcie, umniejszenie. Umniejszyć znaczy zabrać, spowodować brak. Jeśli coś się „odłamało”, tego czegoś „brakuje”. Nie ma niczego tam, gdzie brakuje słowa, tego słowa, które nazywa daną rzecz._

Pierwsze dwa zdania oryginału w tłumaczeniu roboczym: _Gdy czegoś brakuje / gdy coś pęka / niedomaga / gdy pojawia się szczelina, powstaje rysa/pęknięcie. Pozbawienie jakiejś rzeczy czegoś wiąże się z tym, że tego czegoś brakuje._ Polski przekład – z językowej konieczności – idzie jedną ścieżką: braku i uszczerbku. Nie ma pęknięcia, tego jak najbardziej fizycznego, materialnego zdarzenia, zjawiska, które tak dobrze wszyscy znamy: coś, co miało być trwałe, zawiodło, nie dało rady, nie przetrwało. Nie ma też zawodu wynikającego z chorobowej niemocy, niedomagania. Natomiast pojawiający się tam „uszczerbek” już dość dawno w języku polskim utracił łączność z rzeczownikiem „szczerba”, definiowanym przez Doroszewskiego jako „miejsce pozostawione po odpadnięciu, wyłamaniu, odtłuczeniu cząstki czego, miejsce wyszczerbione; wyłom, wyrwa, luka”. Dziś „uszczerbek” trochę nam się jednak odsomatycznił, podobnie jak rzecz się ma z czasownikiem „wyłonić się”, gdzie nie odczuwamy już tego wyjścia z „łona”.

Angielski przekład idzie w fizyczne „odłamanie” – coś się wykrusza, odpada. Jednak w rezultacie nie powstaje uszczerbek, lecz umniejszenie. Uszczerbiona całość wciąż pozostaje całością mimo okaleczenia, natomiast w angielskiej wersji dochodzi do całościowego umniejszenia. Problem w tym, że pole semantyczne angielskiego rzeczownika _diminution_ rozciąga się poza sferę wyłącznie opisową, wpływając na obszar ewaluatywny: będzie to również rodzaj degradacji, deprecjacji, dewaluacji. Dalej: owo odłamanie skutkuje brakiem. Można dać znak równości: odłamanie = brak.

Czy jednak zawsze odłamanie powoduje brak, umniejszenie substancji? W świecie materialnym jest to niewątpliwie prawdą – wszelkie defekty, braki powodują natychmiastowy spadek wartości. W świecie myśli, ducha, takie zdarzenia są konieczne, ponieważ pokazują słabość jakiegoś elementu, konieczność jego wymiany. Może dany element wręcz zatruwał całość i jego wypadnięcie było czymś nieuniknionym?

Żeby pojawiła się szczelina, musi najpierw istnieć coś. Szczelina jest zawsze w czymś. Pęknięcie również wymaga uprzedniości istnienia czegoś. Złamanie zakłada istnienie bytu w jego integralności. Brak zakłada uświadomione istnienie (teraz już nieistnienie) czegoś, czego nagła niebytność powoduje emocjonalną reakcję w podmiocie postrzegającym. Jednak szczelina, rysa lub pęknięcie to jeszcze nie brak. Coś wciąż jest, ale nie wytrzymało napięcia. Nie udźwignęło ciężaru. Nie pozostało w nienaruszeniu. Tekst Heideggera nie określa tego, co się dzieje, w sposób kategoryczny i absolutnie precyzyjny.

_Es gebricht heißt: es fehlt_ – pisze dalej Heidegger . Nie wiem, czy słowa poruszają się drogami myśli, czy te myśli drogami słów, niemniej jednak drogi te są niezwykle ciekawe: w którą stronę kieruje nas czasownik _fehlen_? Niebycia czy braku? Otóż okazuje się, że znaczy on: _nicht (mehr) da sein, wo es sein sollte oder war_, czyli nie być tam, gdzie się powinno być lub gdzie się było. Brakuje tego, co kiedyś gdzieś było, funkcjonowało lub co powinno (było) być. Odczuwanie braku tego, czego nie było, choć być powinno, jest – by przywołać słowa Pessoi z _Księgi niepokoju_ – niczym _wspominanie romansów, które się nie zdarzyły_. Można jednak odczuwać tęsknotę za nieprzeżytym. Tęsknota za tym, co być powinno (lub co być mogło), bywa równie silna, jeśli nie silniejsza, od tęsknoty za tym, co było.

×

_Kein ding sei wo das wort gebricht_. Cóż za pycha! Słowo jako gwarant istnienia rzeczy. Zatem tam, gdzie nie wybrzmi słowo, nie zaistnieje rzecz? Boska rzeczywistość odwraca rzeczywistość ludzką – my widzimy rzeczy, a potem nadajemy im nazwę, tymczasem Bóg nazwą powołuje rzecz do istnienia.

Dalej pisze Heidegger: _ coś jest tylko tam, gdzie odpowiednie, a także właściwe słowo nazywa coś bytującym i w ten sposób funduje każdochwilowy byt jako taki bycie wszystkiego, co jest, mieszka w słowie_⁶_._ Słowo fundujące byt. Jednak nie stały, lecz k a ż d o c h w i l o w y. Kilka znaków zapisanych w określonym ciągu, uruchomionych brzmieniowo przez aparat mowy – coś takiego funduje bytność. Bytność sensowną. Albo bytność, którą dopiero w tę sensowność musimy wyposażyć, żeby choć trochę zmniejszyć nasz lęk przed pustką. Na początku naszej ontogenetycznej przygody zazwyczaj otrzymujemy zlepki słowo-rzecz i spora część rzeczywistości fizycznej zaczyna dla nas funkcjonować wyłącznie w takich zlepkach.

_Bycie wszystkiego, co jest, mieszka w słowie._ Oto konkluzja człowieka XX (a także XXI) wieku, którego środowiskiem naturalnym stało się uniwersum słów.BEZRADNOŚĆ SŁÓW

Słowa bywają obciążane, czasami ponad miarę. Obciążane naszymi oczekiwaniami, zaufaniem w nich pokładanym, choć najbardziej chyba właśnie oczekiwaniami. Na podobieństwo wbitych w ziemię palików określają zasięg naszego świata, terytorium, po którym możemy się bezpiecznie poruszać. W słowach, bardziej niż w czymkolwiek innym, zamknięte są całe ludzkie dzieje, w ich wnętrze wtłoczone są całe kręte jelita naszej wrażliwości. O tym bólu słów pisze Eliot:

_Words strain,_

_Crack and sometimes break, under the burden,_

_Under the tension, slip, slide, perish,_

_Decay with imprecision, will not stay in place,_

_Will not stay still._

To bardzo ważny tekst, z poematu _Burnt Norton_. Angielski oryginał daje wielorakie możliwości interpretacji, które trudno wyczerpać w jednym zbiorze decyzji tworzących przekład. Spójrzmy choćby na pierwszy fragment: _Words strain_. Czasownik _strain_ może znaczyć: napinać, naprężać, wytężać, natężać, wysilać, nadszarpywać, przemęczać, odkształcać się, deformować, wymuszać. Który wybrać? Który sens był najistotniejszy dla poety? Chyba żaden jedyny, z wyłączeniem innych, raczej to, co wynika z łączących je współzależności i ich współsemantyczności. Co dzieje się ze słowami dalej? Pod ciężarem, pod brzemieniem, pod wpływem obciążenia (cóż nim jest, jeśli nie nasze wymagania i oczekiwania?) pojawiają się w nich rysy, szczeliny i po prostu pękają, rozpadają się. W wyniku napięcia, jakie się w nich tworzy, słowa obsuwają się, ześlizgują i giną, przepadają, umierają. _Decay_ oznacza rozpad, rozkład w znaczeniu procesów rozpadu ciała po śmierci. Do czego jednak odnosi się tajemnicze wyrażenie: _decay with imprecision_? Rozpadają się w sposób niedokładny, nieprecyzyjny czy może z powodu braku precyzji? Czego? Ponieważ brak im precyzji, ponieważ nieodpowiednio określają bądź też opisują rzeczywistość? Można zaryzykować taki przekład filologiczny:

_Słowa naprężają się do granic możliwości,_

_Przytłoczone ciężarem pękają i czasem się rozpadają,_

__

_Przytłoczone napięciem wyślizgują się, spadają, giną,_

_Rozkładają się chaotycznie, nie chcą zostać w miejscu / trwać nieruchomo,_

_Nie ustoją spokojnie._

Najświeższy przekład, autorstwa Adama Pomorskiego, przedstawia się następująco:

_Słowa się zniekształcają,_

_Rozszczepiają, a czasem kurczą pod ciężarem,_

_Pod ciśnieniem, ślizgają, umykają, nikną,_

_Giną z braku precyzji, nie chcą ustać w miejscu,_

_Nie chcą znieruchomieć._

Mamy tu oczywistą selekcję sensów, choć owo _kurczenie się pod ciężarem_ niewątpliwie ujmuje obrazowi dramatyzmu. Słowa giną przecież już pod wpływem ciężaru, jakim są ludzkie oczekiwania, nie tylko pod wpływem braku precyzji. W powyższym przekładzie słowa są bierne, dzieją się z nimi różne rzeczy pod wpływem sił zewnętrznych, podczas gdy u Eliota słowa działają, naprężają się. Tak dzieje się w przekładzie Jerzego Niemojowskiego:

_Słowa się silą,_

_Rysują się, czasem pękają pod brzemieniem,_

_W napięciu mylą się, grunt tracą, giną,_

_Niszczeją z braku precyzji, wychylą się z szyku,_

_Wyłamią się z kontekstów._

Jednak dalej, po tym początku, robi się gorzej – słowa zachowują się niczym stremowany aktor, mylą się, tracą grunt, a na koniec wyłamują się z kontekstów. Eliotowy oryginał jest namacalnie, mięsiście konkretny i fizyczny – mamy ciąg krótkich, lakonicznie okrutnych czasowników: _strain – crack – break – slip – slide – perish – decay_. A tu abstrakcje, metafory, rozrosty.

W przekładzie tego wiersza wyczuciem wykazał się Poeta:

_Słowa są napięte,_

_Pękają, rozpryskują się nam pod ciężarem,_

_Pod ciśnieniem, ślizgają się, toną i giną,_

_Gasną od nie-precyzji, w miejscu nie ustoją,_

_Znieruchomieć nie mogą._

Czesław Miłosz

Same słowa, słowa pojedyncze, są słabe, bezbronne i bezradne. Aby żyć, potrzebują gwaru innych słów, dopiero ich współwystępowanie nadaje sens ich istnieniu, daje im siłę. Może dlatego właśnie czujemy do nich taką sympatię, ponieważ jesteśmy dokładnie tacy sami jak one – słabi? Tłoczymy się na podobieństwo słów, wchodzimy w sieci współzależności, egzystujemy w ramach złożonej syntaksy międzyludzkich relacji, determinuje nas specyficzna gramatyka. Może właśnie analizowanie słów stanowi nieuświadomione preludium do analizy nas samych, a może jest to czynność zastępcza, salwowanie się ucieczką przed koszmarem introspekcji, szukanie bezpiecznego portu w kojącym świecie pozornej harmonii? Uwierzymy zatem, że słowa, tak jak rzeczywistość u Micińskiego, _pozwalają nadać jedność chaotycznemu światu wrażeń_?

×

_We know, in fact, so little about the personalities before us at the opening of a play that their every move and word, even their dress and walk, are distinct items for our perception. Because we are not involved with them as with real people, we can view each smallest act in its context, as a symptom of character and condition. We do not have to find what is significant; the selection has been made – whatever is there is significant, and it is not too much to be surveyed in toto_¹.

.

Tekst, będąc wyborem, jest wyborem znaczącym. Nie mamy tu do czynienia z prawdziwym światem, nie oszałamia nas chaotyczny zalew rzeczywistości, nie ogłusza mnogość kontekstów. Słowa w tekście, na podobieństwo bohaterów sztuki teatralnej, zostały wybrane w taki, a nie inny sposób, zatem każde z nich ma znaczenie. Owszem, konteksty też tutaj istnieją, stanowią jednak część uporządkowanego kosmosu, element misternej struktury. Skoro, jak pisał Heller w eseju o Spenglerze, wybór faktów jest sam w sobie interpretacją, to samo można powiedzieć o doborze (wyborze) słów. Słowo jest decyzją. Odrzuceniem zatem, a nie tylko wskazaniem. Zgodnie z etymologią, wedle której łacińskie _decisio_ znaczy tyle, co „odciąć”: _de_ + _caedere_. Słowo najpierw odrzuca całą resztę, żeby wskazać to jedno, w y - o d r ę b n i ć to coś z całości. Odcięcie zostawia po sobie linię, obrys, pokazując to, co zostało, lecz przede wszystkim rzucając światło na to, co zostało odrzucone.

×

Bez słów, bez języka, bez mowy – nie istniejemy. Nie ma nas. Nie ma „dziś” i nie ma „wczoraj”. Słowami mówimy o bytach i o braku. W języku odbywa się wszystko. Właśnie tak.

_It is in language that we construct the past. We like to think of the past as somewhere back there, so to speak, but in fact, it is here and now, in the language in which historians create it for us. The past is principally verbal, and in its various forms it is utterly necessary for us_².

.

Poznajemy świat dzięki słowom i przy akompaniamencie słów, a rozliczne narracje towarzyszą naszemu doznawaniu świata niczym głos lektora zagłuszający i częściowo zastępujący prawdziwą mowę rzeczy. Nie tylko rzeczywistość teraźniejsza, doznawana, lecz również pamięć jest zjawiskiem głęboko werbalnym, jako że jest nam przekazywana za pomocą słów. W opowieści c o nieodłączne jest od j a k. A nawet jeszcze drastyczniej: nieistotne c o; ważne j a k. Słowa potrafią czarować, zaklinać i choć XX wiek rozłożył język na czynniki pierwsze, odczarował go (we własnym mniemaniu), wciąż – na szczęście – liczy się dla nas j a k. Mniej lub bardziej dyskretna językowa patyna potrafi na nas oddziaływać z niezwykłą mocą, mimo iż zdajemy sobie sprawę, że dzisiejsze i dawne odczuwanie świata nie mają ze sobą wiele wspólnego.

_The past is a foreign country; they do things differently there_, co można oddać w tłumaczeniu jako: _Przeszłość to obca kraina; tam wszystko odbywa / dzieje się inaczej_. Tym słynnym (w literaturze angielskiej) zdaniem L.P. Hartley zaczyna powieść _Posłaniec_ (_The Go-Between_). Być może nieprzypadkowe jest tutaj użycie czasu teraźniejszego – _they do things differently there_ (bardzo dosłownie: tam wszystko robią inaczej). Przeszłość j e s t i różne rzeczy się tam (wciąż) dzieją. Przeszłość jest zdana na łaskę i niełaskę słów – dzięki nim wciąż jest. Jednak nie tylko przeszłość jest obcą krainą – jest nią w równej mierze teraźniejszość. Przeszłość jako byt równoległy z teraźniejszością, jednoczesny, gdyż werbalny. Ona jest tak długo, jak długo trwają opisujące ją słowa.

Naprawdę jednak przeszłość nie jest krainą: to kolejny nasz zabieg, próba określenia i nadania granic, które każda kraina posiada, postrzeganie czasu w kategoriach przestrzeni. Werbalna próba zagarnięcia już nawet nie rzeczywistości (jakąż bowiem posiada ona realność?), lecz czegoś, co pieczołowicie (re)konstruujemy, czas pojmowany jako przestrzeń, zreifikowany. Przeszłość jest krainą, konstruktem, a słowa cegiełkami tworzącymi tę budowlę. Jest jedną wielką metaforą, bytem kojącym w swej niezmienności, jedną wielką narracją.

×

_Nie będzie rzeczy, gdzie brakuje słowa_ (jeżeli przyjmiemy tę interpretację wersu Georgego). __ Cóż jednak powiem, gdy przebywając w dalekim kraju, zostanę zdzielony w głowę jakimś dziwnym przedmiotem, niepodobnym do niczego innego? Czy fakt, że nie potrafię go nazwać (choć tambylcy niewątpliwie znają jego nazwę), że nie potrafię odnaleźć dlań słowa, świadczy o jego niematerialności i nieistnieniu, a nawet bardziej: wyklucza jego istnienie? I czy w związku z tym nie poczuję bólu i uniknę guza (albo wstrząsu mózgu)?

Pokrewny problem porusza pewien angielski limeryk:

_There was a Faith Healer of Deal,_

_Who said, „Although pain isn’t real,_

_If I sit on a pin,_

_And it punctures my skin,_

_I dislike what I fancy I feel”_.

.

Filologiczny przekład gubi, rzecz jasna, całą finezję i lekkość oryginału, ale przynajmniej nie traci żadnego elementu z jego treści, co jest tutaj tak istotne. Czy zatem rzeczywistość bólu jest większa, ponieważ potrafię go nazwać słowem „ból”? Czy gdybym nie znał słowa „ból”, tobym go nie odczuwał jako czegoś bardzo rzeczywistego? Czy gdyby ów uzdrowiciel nie wiedział, że przebicie skóry ostrym przedmiotem powoduje ból, toby ten ból odczuwał?

Wierzymy (chcemy wierzyć), iż rzeczy jednak istnieją niezależnie od słów, tak jak zjawiska – niezależnie od istnienia opisujących je terminów. I tylko z dużą dozą przewrotności można stwierdzić, jak uczynił to La Rochefoucauld: _Są ludzie, którzy nigdy nie byliby zakochani, gdyby nigdy nie słyszeli o miłości_³.

×

Czy jednak każde słowo posiada taką wagę? Z samej tylko swojej natury? Czy mamy wierzyć w dyktaturę słów, uznawać istnienie werbalnej ochlokracji? Mogąż one wyprawiać, co im się żywnie podoba, tylko dlatego, że są słowami? Byłyżby one nadrzędne – nie tylko wobec nas, lecz całej rzeczywistości? Artystokraci ducha, podobnie jak arystokraci słowa, nigdy na coś takiego nie przystaną.

Gdy Jerzy Stempowski robił sobie _inwentarz rzeczy pamiętanych_, najpierw słyszał wyłącznie fragmenty muzyki: _Potem dopiero w tej płynnej materii zaczęły się ukazywać słowa. Zrazu były to same fragmenty wierszy lub napisów lapidarnych. O porządku ich ukazywania się z niepamięci decydował nie bliższy lub dalszy język, ale oszlifowanie słów, ich kadencja lub przeznaczenie do wiecznego trwania na kamiennych płytach_⁴. __

Słowo trwałe to słowo w kształcie koniecznym, jedynym. Tylko takie słowo jest zdolne stwarzać rzeczywistość.

O tym zapewne myślał Herbert, gdy pisał:

_Niewiele zostanie Ryszardzie naprawdę niewiele_

_z poezji tego szalonego wieku na pewno Rilke Eliot_

_kilku innych dostojnych szamanów którzy znali sekret_

_zaklinania słów formy odpornej na działanie czasu bez czego_

_nie ma frazy godnej pamiętania a mowa jest jak piasek_…⁵

Jednak kształt konieczny zapewnia wyłącznie obecność innych słów w określonym układzie, a zatem konieczne jest słowo w dialogu lub interakcji z innymi słowami. Słowo źle zderzone, nieporadnie zestawione wiele nie zdziała.

×

Słowo jest przekładem, odbiciem rzeczywistości obcej w rzeczywistości swojskiej. Albo ukształtowaniem rzeczywistości wnętrznej w fizycznej materii. Słowo tak się ma do rzeczy, jak przekład do oryginału. Kiedyś było inaczej: rzeczywistością swojską był świat rzeczy, świat zewnętrzny, natomiast nazywanie było magiczne, obce, czyli nieswojskie. Słowa miały swoją niepojętą moc. Dziś, gdy wszechświat słów przerósł wszechświat rzeczy, wszystko przewróciło się do góry nogami.ODSYŁACZE

Czasem (często?) zło konieczne. Rezygnuję z ibidów i opcitów, podając za każdym razem pełne źródło, żeby oszczędzić Czytelnikom trudu każdorazowego przeczesywania całości. Dodam też, że nie wszystkie cytaty znajdujące się w tekście można zlokalizować w odsyłaczach – nierzadko wykorzystywałem fragmenty z przeróżnych wypisków, w których niestety nie zapisałem źródła. _Mea culpa_.

Dialog samotnych

¹ Alfred Gawroński, _Dlaczego Platon wykluczył poetów z Państwa?_, Biblioteka WIĘZI, Warszawa 1984, s. 8.

² Oscar V. de L. Milosz, _Wybór poezji_, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1983, s. 8.

³ Oscar V. de L. Milosz, _Wybór poezji_, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1983, s. 9.

⁴ Karen Armstrong, _Krótka historia mitu_, przeł. Ireneusz Kania, Znak, Kraków 2005, s. 103–104.

⁵ Smaro Kamboureli, _St. Theresa’s Jouissance: Toward a Rhetoric of Reading the Sacred_, w: _Silence,_ the Word and the Sacred, ed. E.D. Blodgett, H.G. Coward, Wilfrid Laurier University Press, Waterloo 1989, s. 63.

⁶ Leszek Kołakowski, _Horror metaphysicus_, Res Publica, Warszawa 1990, s. 60.

Pokorny ogrodnik

¹ Chantal Delson, _Nienawiść do świata. Totalitaryzmy i ponowoczesność_, przeł. Marek Chojnacki, IW PAX, Warszawa 2017, s. 5.

Pustka po braku

¹ Martin Heidegger, _W drodze do języka_, przeł. Janusz Mizera, Aletheia, Warszawa 2007, s. 145.

² Martin Heidegger, _W drodze do języka_, przeł. Janusz Mizera, Aletheia, Warszawa 2007, s. 145.

³ Za tę podpowiedź i ten trop chciałbym wyrazić moją ogromną wdzięczność prof. Sławomirowi Leśniakowi, który te kilka linijek Heideggera cierpliwie i wnikliwie mi eksplikował.

⁴ Martin Heidegger, _W drodze do języka_, przeł. Janusz Mizera, Aletheia, Warszawa 2007, s. 145.

⁵ Martin Heidegger, _On the Way to Language_, translated by Peter D. Hertz, Harper & Row, New York 1971, s. 60–61.

⁶ Martin Heidegger, _W drodze do języka_, przeł. Janusz Mizera, Aletheia, Warszawa 2007, s. 147.

Bezradność słów

¹ Susanne K. Langer, _Feeling and Form_, __ Charles Scribner’s Sons, New York 1953, s. 310.

² Hazard Adams, _The Academic Tribes_, University of Illinois Press, Urbana–Chicago 1988, s. 52.

³ François de La Rochefoucauld, _Maksymy_, przeł. Magdalena Sawiczewska-Lorkowska, Tomasz Swoboda, Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego, Gdańsk 2017, s. 56.

⁴ Jerzy Stempowski, _Po powodzi. Eseje i dzienniki podróży_, __ Instytut Literacki Kultura – Instytut Książki, Paryż–Kraków 2015, s. 247.

⁵ Zbigniew Herbert, _Wiersze zebrane_, Wydawnictwo a5, Kraków 2008, s. 464.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: