Miło było cię porwać - ebook
Miło było cię porwać - ebook
Akcja powieści "Miło było cię porwać" toczy się pomiędzy światem rzeczywistym a upragnionym. Główne bohaterki to zagubione, niedopasowane, niepogodzone ze swoim przeznaczeniem mieszkanki Warszawy. Są jak drzewa, które się nie zakorzeniły. Karolina nie znalazła jeszcze swojego miejsca na ziemi, praca nie daje jej satysfakcji, a brak życiowego towarzysza, który rozumiałby ją bez słów, doskwiera coraz bardziej. Magda ma wprawdzie kochającego męża i dziecko, ale z pewnością czułaby się lepiej tam, gdzie jej nie ma. Zwłaszcza bez niechcianej towarzyszki – depresji poporodowej – której obecność odbiera koloryt codzienności.
"Miło było cię porwać" to opowieść pełna rozważań na temat sensu życia i śmierci. Magiczno-oniryczne przygody dwóch kobiet przenoszą czytelnika do świata, który jest jak lustro – w którym można się przejrzeć, wraz z całym bagażem własnych doświadczeń i refleksji. Podróż w głąb samego siebie jeszcze nigdy nie była tak fascynująca!
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-966097-1-7 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Miło było cię porwać – wyznał wysoki brunet. W swojej czarnej pelerynie wyglądał jak jakiś czarnoksiężnik. Miał szarmancki ton głosu.
Magda leżała w Dolince Potoku Bielańskiego, w której obecnie tylko sporadycznie pojawia się woda. Spacerowiczka była zaskoczona, prawdopodobnie dopiero teraz odzyskała przytomność.
– Kim jesteś? – zapytała przestraszona.
– Twoim marzeniem – odpowiedział mężczyzna z pełnym przekonaniem.
– Skąd wiesz, o czym marzę?
– Byłem w twojej głowie.
– I co tam zobaczyłeś?
– Niespełnienie, niepokój, niedosyt – wymienił brunet jednym tchem. Pochylił się nad leżącą w dolinie kobietą. Niegroźnie i nienatarczywie. Może chciał jej pomóc, a może... zostawić niedosyt.
Magda przypomniała sobie oglądany jakiś czas temu film Być jak John Malkovich Spike’a Jonzego. Główny bohater podejmuje pracę urzędnika na Manhattanie. Pewnego dnia w swoim biurze odkrywa za szafką tajemniczy korytarz. Zaintrygowany wchodzi do środka. Okazuje się, że jest to przejście do... mózgu znanego aktora – Johna Malkovicha.
– Jesteś Człowiekiem z Mojej Głowy? – Magda zapytała swojego porywacza.
Odpowiedziało jej skinienie.
Miało się wrażenie, że wersję tę potwierdza rześki wiatr, który nagle zaczął tańczyć z liśćmi. Niepokornie, buntowniczo wygięte gałęzie także zdawały się przytakiwać. Las wykrzywionymi, artretycznymi dłońmi zasłonił niebo i choć miał być dla Magdy bramą do wolności, nieoczekiwanie zamienił się w zamkniętą przestrzeń, rodzaj jakiegoś więzienia. Fantazyjne esy-floresy i grube pnie staruszków drzew stały się kratami. Poza tym graby, jesiony, robinie i olchy wyraźnie zmarszczyły brwi. O ile wcześniej ten las latem przypominał Magdzie zieloną biżuterię lub obraz impresjonisty, o tyle teraz kobieta miała wrażenie, że zza rogu, zza grubego pnia stuletniego dębu lub potężnej sosny wyjdzie jakiś czarnoksiężnik.
Jednego już zresztą miała tuż nad sobą.
Postanowiła wstać, aby widoczne z dolinki potoku pagórki zobaczyć z trochę innej perspektywy.
Tak naprawdę nie wiedziała teraz do końca, czy żyje, czy nie żyje. Trochę się w tym wszystkim pogubiła. Chwilowo straciła pamięć. Świadomość poszła gdzieś do kąta. Zdaje się, że Magda utraciła kontakt z rzeczywistością. Naprawdę była w lesie...
Zresztą, czym jest ludzkie życie? To tylko link, który kiedyś wygaśnie.
Ale tylko czy aż? Ile można zmieścić na naszej stronie? Czy powinno być wszystkiego dużo czy mało? „Błogosławieni ubodzy w duchu”... Czy wygra skromność, czy skromności brak?
Czy między drzewami jest coś więcej, niż to, co jesteśmy w stanie zobaczyć?
Mężczyzna w ciemnym płaszczu zapytał:
– Dokąd chcesz pójść?
– Co za pytanie! Do domu, do Bartka i Amelki, założę się, że czekają na mnie. Bartek pewnie się obudził i jest zdezorientowany. Która godzina? Dlaczego nie dajesz mi przejść? Czy to jakaś gra? Kim ty tak naprawdę jesteś? – Magda wyrzucała z siebie pytanie za pytaniem.
Tajemniczy mężczyzna milczał. Jednak kobieta zaczęła w jego rysach twarzy rozpoznawać ludzi, którzy chcieli być jej miłością, tylko że ona nie zamierzała kontynuować tych historii. Serce jej mówiło, że powinna zaczekać. Bartek okazał się stałością, wieczną obecnością, ukojeniem i przystanią.
Ale człowiek nie potrafi doceniać własnego szczęścia. Człowiekowi wszędzie dobrze, gdzie go nie ma.
W interesujących rysach twarzy Człowieka z Głowy Magdy były też jej marzenia. Właściwie mężczyzna stanowił mieszankę wspomnień z marzeniami. Niedokończone z niezaczętym znalazło ujście w jego osobie. To, co było, połączyło się z tym, co mogłoby się wydarzyć. Czasoprzestrzeń zakrzywiła się i przybrała ludzki kształt.
– Nigdzie nie pójdziesz. Musisz najpierw wykonać trzy zadania – powiedział Człowiek z Głowy Magdy.
Las zaszumiał manifestacyjnie, okazując aprobatę. Nie bronił Magdy, trzymał stronę przystojnego czarnoksiężnika. Spacerowiczka czuła to każdym swoim nerwem.
Jesteśmy w stanie wiele zrobić, aby wrócić do naszych bliskich, aby z powrotem znaleźć się w domu, cokolwiek to znaczy, bo przecież nikt jeszcze nie zabrał swojego ziemskiego domu tam, dokąd ostatecznie poszedł.
– Jakie zadania? – skapitulowała Magda, bo wiedziała, że nie wygra z Człowiekiem ze Swojej Głowy.
– Zamknij oczy.
– Dlaczego?
– To konieczne. Zamknij oczy.
– Dobrze.
Przystojny czarnoksiężnik wziął za rękę Dziewczynę z Zamkniętymi Oczami. Stężenie tajemnicy sięgnęło zenitu. Ręka Magdy drżała. Uścisk mężczyzny był dosyć mocny. To nie mógł być duch. To nie mógł być sen.
Ciemność pod zamkniętymi powiekami nie dodawała śmiałości.
– A teraz musimy zniknąć – powiedział wysoki brunet w czarnej pelerynie.
„Nie!!!” – protestowało coś w środku Magdy.
Mimo zamkniętych oczu jakąś częścią siebie widziała, jak Las Bielański w odpowiedzi na jej bunt zzieleniał ze złości.
Nowi spacerowicze i rowerzyści nie widzieli tego dnia (ani żadnego innego) Człowieka z Głowy Magdy i Dziewczyny z Zamkniętymi Oczami. Nie słyszeli żadnych dziwnych rozmów. Ale czy prawdę o świecie mówią ludzkie zmysły?IV
Karolina powitała czerwcowy poranek dużym zdziwieniem. Za oknem widać było mgłę, domenę poranków listopadowych. Tym razem mleczne obłoki odwiedziły Warszawę w słonecznym czerwcu. Zasłoniły niebo, jednak nie rozpościerały się zupełnie nisko. Właściwie w miejscu pozbawionym wieżowców ta mgła prawdopodobnie w ogóle nie zostałaby odebrana jako mgła. Tego dnia w Warszawie drapacze chmur mogły rzeczywiście czegoś dotknąć...
Poezja splotła się z prozą, mimo że pośpiech i zniecierpliwienie jak zawsze towarzyszyły ludziom wychodzącym w godzinach szczytu ze stacji metra Rondo Daszyńskiego. To właśnie nieopodal tej stacji mieściło się biuro Karoliny.
Niezły punkt obserwacyjny. Tego ranka nieco oniryczny i odrealniony, ale kipiący nerwową energią jak zawsze. Trudno powiedzieć, żeby można było odnaleźć tu szczęście. Ale gdzieś trzeba pracować...
Karolina stanęła i studiowała w milczeniu świat przy zatłoczonym wyjściu z metra. Milczące, stalowe wieżowce ginęły w porannej mgle. Z dołu wyglądały jak niedobudowane budynki urywające się w jakichś dwóch trzecich. Niebo położyło się na mieście ostentacyjnie. Świat skurczył się, zmniejszył, skarlał. Dzień tak jakby nie do końca się zaczął. Nie można było poczuć tu dzisiejszej sennej, niemal baśniowej atmosfery z wysokości piętnastego piętra. Ludzie spieszyli się do pracy, powiększając gorączkowo tłum wsiadających i wysiadających z metra. Teoretycznie nie dotarła dziś do nich mgła – nerwowe ludzkie mrowisko tradycyjnie kierowało się ku szklanym, ascetycznym biurowcom. Kolejne transporty oznaczały nowe ławice. Sporo było tego narybku.
Chociaż to zjawisko atmosferyczne można było dostrzec dopiero kilkadziesiąt metrów nad ziemią, miało się takie nieodparte wrażenie, że wszyscy poranni „bohaterowie” ze stacji metra Rondo Daszyńskiego toną we mgle. Poruszali się jak w transie. Homo roboticus. Hipnotyczny taniec skazanych na rutynę. W szponach systemu. W roli trybika. W czeluściach korpolandii. W sieci zależności. W łańcuchach, kratach, dolinach i dołkach. W ryzach, w potrzasku, w popłochu. Marzenia zamknięte na klucz, a klucz... gdzieś we mgle.
Karolina zeszła do podziemi metra. Płynęła razem ze wszystkimi w anonimowej, bezimiennej rzece. Po drodze spotkała kilka osób zagubionych bardziej niż inni. Ludzie ci pomylili bramki w metrze albo swoim życiu. Próbowali wejść tam, gdzie było wyjście, i wyjść z miejsca, w którym ewidentnie było wejście. Czasem jest tak, że chcemy wyjść, a dopiero weszliśmy.
Kątem oka Karolina dostrzegła jeszcze jedno przejście, szary tunel, którego nigdy wcześniej nie dostrzegła. Pomyślała, że nie spieszy się aż tak bardzo i mogłaby obejrzeć dokładnie swoje odkrycie.
Weszła do tunelu. Niemal od razu zaczęła słyszeć jakieś szelesty. Tunel niósł w sobie czyjś oddech. I coraz szybsze dźwięki kroków. Nie było w tym nic naturalnego. Karolina poczuła, że jest śledzona.
Odwróciła się. Coś w środku jej mówiło, że nie będzie mieć drogi odwrotu...
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------