- W empik go
Miłość po czterdziestce. Jak zakochać się na Tinderze? - ebook
Miłość po czterdziestce. Jak zakochać się na Tinderze? - ebook
Książka dla kobiet, które nie wierzą w miłość
Każdy z nas potrzebuje miłości. Tego ciepła, którym nas otula, bezpieczeństwa, które nam daje i akceptacji, która nas wzmacnia. Moja historia pokazuje, że miłość przychodzi wtedy, jeżeli tylko sobie na to pozwolimy. Przecudne w miłości jest to, że nic nie ma dla niej znaczenia i że nawet po czterdziestce może być tak gorąca, że rozpali w Tobie emocje, których już dawno nie odczuwałaś. W mojej książce opowiadam o czterech miesiącach mojego życia, w czasie których byłam w stanie głębokiego zakochania. Nie sądziłam, że po tym wszystkim, co wcześniej przeżyłam, będę miała szansę na miłości i że odważę się za nią popłynąć. Nie przypuszczałam, że uczucie to będzie pełne namiętności, pasji i oddania, a mój ukochany okaże się moim najlepszym terapeutą. Ta książka powstała właśnie z tęsknoty za nim. Za tą energią, w której czułam się bezpieczna, za dotykiem, którym mnie otulał za spojrzeniem, którym mnie rozmrażał.
Moja historia pokazuje:
– jak piękne potrafi być nawet niełatwe zakochanie,
– jak poznawać siebie poprzez relacje,
– jak radzić sobie z lękiem przed odrzuceniem i stratą,
– jak nie tracąc szacunku do siebie mówić i robić to, co się czuje,
– jak wykorzystać trudną relację do własnej transformacji,
– jak zmienić własne życie zaczynając od zmiany siebie.
Moja historia pokazuje też, że możemy sobie wmawiać, że jesteśmy zbalansowane, że czujemy się świetnie w swoim towarzystwie, że jesteśmy silne wewnętrznie, że nic nie jest w stanie wytrącić nas z równowagi. Możemy także mieć wrażenie, że wiemy o sobie wszystko i że jesteśmy stabilne. Ale dopiero, gdy los postawi na naszej drodze drugiego człowieka, widzimy ile z tego jest prawdą, a ile tylko naszym wyobrażeniem o sobie. „Bo miłość do siebie jest efektem ubocznym miłości do innych”
OPINIE CZYTELNICZEK I CZYTELNIKÓW:
Autorka tej książki jest odważna i uważna. Odkrywając siebie – bez woalek, makijażu i masek – pokazuje, jak wchłaniać całą sobą otaczający świat. Jak świadomie czując siebie, można ekscytująco płynąć po monotonnym oceanie codzienności dzięki subtelnościom napotykanych chwil. Zabawna i lekka, z pozoru niespostrzeżenie w nas wsiąka i jakby uzdrawia, stawiając lustro, w którym możemy się przejrzeć. Pytanie, jak bardzo odważnie chcemy spojrzeć na siebie w ukochaniu? Pochłaniająca, wciągająca i niepokojąco szczera. [Monika]
Ta książka jest dla mnie inspiracją, bo ja też przechodziłam przez taki moment po rozstaniu z partnerem, w którym dopadły mnie demony i mówiły: „Masz pięćdziesiąt dwa lata, kto cię weźmie z takimi zmarszczkami na twarzy? Kto cię pokocha? Kto będzie chciał babkę, która przechodzi przez menopauzę? Kto cię będzie chciał? Wszyscy jako tacy faceci są od ciebie młodsi, mają żony, dzieci, są poustawiani, a ty dostaniesz jakiegoś grubego i łysego dupka. To już lepiej być samemu”. Gdy patrzę na Ciebie, odzyskuję nadzieję na uniesienie, na zakochanie i na poczucie się na nowo kobietą. Obserwowanie Twojej transformacji jest dla mnie ogromnym darem. Nigdy nie podejrzewałam, że będę świadkiem Twojej tak spektakularnej przemiany w pięknego Anioła. [G.]
Książka Iwony przypomniała mi, że jest wielki świat doznań, zmysłów i kobiecej energii, na który się zamknęłam, a który cały czas czeka na mnie i bez którego moje życie nie jest pełne. Kolejne rozdziały były jak dotyk motyla w letni, lipcowy dzień, który przywołuje uśmiech i wywołuje poczucie szczęścia oraz wrażenie, że życie może być magiczne. Rozbudziła ona we mnie delikatność i uwolniła dotąd niewypowiedziane, chowające się w okaleczonych zakamarkach duszy pragnienia. Dzięki opowieści Iwony o jej życiu, ja nabrałam apetytu na życie i zaczęłam stawać w pełni mojej kobiecej mocy. [Aldona Oklińska, trener samorozwoju]
Projekt okładki: Joanna Lamek.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-964148-1-6 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Marzec
Godzina 7:15 – właśnie dowiedziałam się, że to już koniec. Słowa, które usłyszałam, wbiły mnie w kuchenne krzesło na kilka minut.
Co robię w tej sytuacji?
Obrażam się na niego i wyzywam go od drani czy planuję słodką zemstę, aby wziąć odwet?
Nie! Nic z tych rzeczy!
Przez moją głowę przemknęła myśl, aby ze sobą skończyć…
Na szczęście Wszechświat czuwa nade mną i przed próbą samobójczą ratuje mnie telefon od przyjaciela Marka.
Dlaczego mam dosyć życia?
Ta długa, toksyczna relacja, w której tańczyliśmy jak dwójka uzależnionych od siebie szaleńców, doprowadziła mnie do momentu, gdy zdałam sobie sprawę, że bez tego mężczyzny:
JESTEM NIKIM – NIC NIE MAM – NIC NIE ZNACZĘ – JESTEM ZEREM…
***
Jedno spojrzenie.
Delikatne ściśnięcie w gardle, krótkie ukłucie w sercu,
Strzała Amora!
Podążę za tym?
Wypłynę na ocean nie zawsze łatwych doznań czy zostanę na bezpiecznym brzegu?
Dam sobie szansę na poczucie tego, co nieokiełznane i najgłębsze, czy zadowolę się brodzeniem w sadzawce codzienności?
Co wybiorę?
Nie, nie będę się już więcej bać!
PŁYNĘ!WSTĘP – PRZEPRASZAM, ALE SIĘ NIE ZGADZAM
Kilka miesięcy później.
Pakuję się! To nie lada wyzwanie zmieścić wszystko w dziesięciokilogramową kabinówkę. Ha, ha.
„Wszystko?” – zapytasz.
No właśnie – cóż to jest to „wszystko”, gdy twoja podróż ma trwać zaledwie weekend? To oczywiście zależy od tego, gdzie i do kogo jedziesz. Hi, hi.
Biorę czarne, aksamitne szpilki, ulubioną kremową sukienkę z bufiastymi rękawami, dżinsy, kurtkę i sportowe buty.
„Dokąd jedziesz?” – pytasz.
Jestem pewna, że gdy do mojego ekwipunku dodam jeszcze atłasową piżamkę, koronkową bieliznę i pończochy, to mój cel podróży stanie się dla ciebie nad wyraz jasny.
Dzisiaj wskakuję do łóżka wyjątkowo szybko.
Po co? Żeby się wyspać przed podróżą?
Nie, bardziej żeby ukoić nerwy, zasnąć i nie myśleć o tym, co będzie jutro. Nadal nie czuję się zdrowa. Bolą mnie stawy i jeszcze ten stan podgorączkowy. No nie, tego już za wiele! Tyle czasu czekałam na ten wyjazd, a teraz miałabym z tego zrezygnować? Pakuję w siebie kilkanaście witamin C, piję wodę z czosnkiem, imbirem i cytryną i nie dopuszczam innej opcji niż ta, że jutro o 12:20 będę w samolocie do Bolonii. Żadna pandemia COVID mnie nie powstrzyma!
Czego się nie robi z zakochania?
Potrafię wiele, ale nadal jeszcze nie znam swoich granic. Polubiłam już ten stan, bo budzi we mnie kreatywność, wrażliwość i ciekawość kolejnych emocji, które będzie mi dane przeżyć.
Jest północ, a moje oczy, jak dwa księżyce w pełni, wpatrują się w pięknie oświetlony Pałac Kultury, który widzę z okna sypialni. Przewracam się z boku na bok, marząc o tym, co będzie jutro. Mijają kolejne kwadranse.
Muszę to przerwać i przestać myśleć – decyduję. Włączam relaksacyjną muzykę Karen Drucker i po chwili, jak piękny biały obłok, nadchodzi upragniony sen.
Podczas porannej toalety odwiedza mnie mój stary znajomy. Strach, który kiedyś był moim współlokatorem, teraz jedynie u mnie pomieszkuje. Ciekawe jest to, z jaką precyzją i wyczuciem wybiera momenty na swoje wizyty. Doskonale mnie zna i wie, kiedy jestem najbardziej wrażliwa na jego sugestie. Rozsiada się wówczas w mojej głowie jak w wygodnym fotelu na biegunach, zakłada nogę na nogę, splata swoje ręce i z szyderczym uśmieszkiem pyta:
„Po co ci ten wyjazd?”
„Czy na pewno on przyjedzie po ciebie na lotnisko?”
„Czego oczekujesz od faceta, którego tak krótko znasz?”
„Nie boisz się?!”
Tak! Boję się!
„Czego?”
Rozczarowania. Dwa miesiące w oczekiwaniu na spotkanie z ukochanym wykreowało we mnie wiele wyobrażeń, a z nimi intensywne emocje.
Co zrobię, jeśli idealny Fulvio jest tylko wytworem mojej wyobraźni?
Jak zareaguję, gdy okaże się, że go sobie wyidealizowałam?
Decyduję się jednak nie wdawać w dołującą konwersację i – aby pokonać strach – używam odwagi. Odwagi, którą dostałam od swojego rodu. Od mojego taty, który nigdy się nie poddawał, i od babć, które były prawdziwymi siłaczkami. Zaufanie do życia, które powoli odzyskuję, pozwala mi nabrać dystansu i postrzegać swój lęk jako irracjonalne echo przeszłości.
Na lotnisku jestem już o 10:00. Kupuję wodę i kanapkę. Siadam na jednym z wolnych krzeseł i piszę. Po chwili miejsca za moimi plecami zajmują dwie kobiety. Nie wiem jeszcze, jak wyglądają, ale słyszę dokładnie każde ich słowo.
Dwie koleżanki jadą na wakacje do Florencji. Jedna bardzo nieszczęśliwa. Właśnie teraz, po związku trwającym trzy lata, porzucił ją partner. Nie może się z tego otrząsnąć.
Pyta samą siebie: Jak on mógł mi to zrobić?
Rozstanie jest tym boleśniejsze, że jej chłopak odszedł do innej kobiety – do swojej szkolnej koleżanki. Żal i pretensje wylewają się z każdego wypowiedzianego przez nią słowa.
– Czy ty wiesz, co on mi powiedział? Ja tyle dla niego zrobiłam! Dopasowałam do niego całe swoje życie! Nawet z dziećmi spotykałam się tylko wtedy, gdy on miał jakieś inne zajęcia. O wszystkich swoich planach informowałam go z dużym wyprzedzeniem, aby nie miał do mnie pretensji, że mi na nim nie zależy i że skazuję go na samotność. A on mnie po prostu nie szanował i był ciągle o wszystko zazdrosny. A ja tak się starałam! A ja tak go kochałam i nadal kocham! Nie widzę sensu życia bez niego! On zawsze był! Miałam z kim jeździć na wakacje i chodzić do kina. Nie byłam sama! A teraz?! Zobacz! Kto mnie teraz zechce?! Było mi z nim tak dobrze! Tak za nim tęsknię!
Przyjaciółka próbuje ją pocieszyć i obiecuje wsparcie.
– Będziesz ze mną jeździć na wycieczki – obiecuje. – Zobaczysz, zajmiesz się czymś i zapomnisz. Musisz tylko koniecznie się czymś zająć.
Opowiada o swoim obecnym związku z mężczyzną, którego nie kocha, ale bardzo lubi. Zachęca nieszczęśliwą koleżankę, aby porzuciła swoje potrzeby, mówiąc:
– Moja droga, ja bardzo często rozmawiam z moim chłopakiem, Waldkiem, o miłości i zakochaniu. Jestem taką samą romantyczką jak Ty i marzę o tym, aby kochać i czuć się kochaną. Ciągle jest we mnie ta tęsknota za czymś ekscytującym, za tymi motylami w brzuchu i tą cudowną energią, która temu towarzyszy, ale z biegiem czasu sama zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy Waldek nie ma racji… On uważa, że po pięćdziesiątce nie mamy już szans na zakochanie i miłość. Jego zdaniem w tym wieku powinniśmy się zadowolić co najwyżej przyjaźnią. Zakochanie i miłość są dla młodych, nie dla nas. Powtarza mi, że czym szybciej się z tym pogodzę, tym mniej będę cierpiała. Jego zdaniem miejsce zakochania i miłości powinny zająć szacunek i zaufanie. Pyta mnie:
• Po co ta cała reszta?
• Po co te uniesienia i ta euforia?
• Komu to jest potrzebne?
• To tylko sprawia ból!
• Nie lepiej jest sobie spokojnie i stabilnie żyć?
W tym momencie przypomniałam sobie słowa Jacka Walkiewicza, autora książki Pełna moc możliwości:
„A Sztaudynger nawet pisał: Stabilizacja motylka to szpilka. Dlatego jeżeli ktoś – niezależnie od tego, ile ma lat – postawi sobie taki cel (ustabilizować siebie czy firmę), to jest to droga donikąd. To jest pułapka, proszę o tym pamiętać. Rozwijamy się i zdobywamy doświadczenie wtedy, gdy wychodzimy poza strefę komfortu… Człowiek może doświadczyć czegoś nowego, tylko wchodząc w coś nowego…”1.
Przekonania Waldka mnie zasmuciły. Przypomniałam sobie siebie sprzed dwudziestu lat, gdy na swoich trzydziestych czwartych urodzinach oznajmiłam gościom, że już nigdy więcej nie chcę się zakochać. Dokładnie pamiętam, jakie emocje mi wtedy towarzyszyły. Byłam zła, rozczarowana i nieszczęśliwa.
Pytałam: „Co jest przyjemnego w zakochaniu?”.
I odpowiadałam: „To przecież samo cierpienie. Wolę żyć spokojnie bez niepotrzebnych uniesień i stresu”.
Do dzisiaj dźwięczą mi w uszach moje ostre i zimne słowa, kierowane lękiem przed odczuwaniem nie zawsze łatwych emocji.
Za moimi plecami nadal trwa rozmowa:
– Także nie martw się, proszę. Zostaw marzenia o miłości na boku i poszukaj sobie kogoś, przy kim będziesz mogła się spokojnie zestarzeć.
Nie wytrzymałam!
Odwróciłam lekko głowę, spojrzałam przez ramię i powiedziałam:
– Przepraszam, drogie panie, ale chciałabym tylko powiedzieć, że ja się z tym nie zgadzam. Wybaczcie, że się wtrącam, ale nie sposób było nie słyszeć waszej rozmowy, a słowa, które usłyszałam, poruszyły we mnie tyle emocji, że musiałam na nie zareagować. Nie będę zanudzać i powiem tylko, że zakochanie po pięćdziesiątce jest możliwe i jest piękne. Nie jest łatwe, ale jest piękne. Za dwa dni kończę pięćdziesiąt cztery lata i właśnie lecę do swojego włoskiego kochanka do Bolonii.
Gdy skończyłam, twarze kobiet rozpromieniały. Ich oczy napełniły się blaskiem, policzki nabrały lekko pąsowego koloru, a na twarzach pojawił się cudowny, radosny uśmiech. Wyglądały tak, jakby odnalazły sens istnienia, jakby otrzymały wiadomość, że właśnie są w sprzedaży bilety na drugie życie.
Już wtedy było oczywiste, że nasza rozmowa nie skończy się szybko. Gdy dostrzegasz światełko w ciemnym tunelu, chcesz iść dalej i dalej. Od razu przeszłyśmy na ty, a energia płynąca między nami sprawiała, że pozostali pasażerowie byli pewni, że jesteśmy wspólnie podróżującymi przyjaciółkami.
– Gdzie poznałaś swojego Włocha? – zapytała Magda.
– Na Tinderze.
– O, nie. Ja też szukałam, ale albo mi się nie podobają, albo boję się, że ja im się nie spodobam. A poza tym, skąd mogę wiedzieć, czy to będzie facet dla mnie, gdy widzę tylko jego zdjęcia?
– No tak. Nie będziesz wiedziała, dopóki się nie spotkacie. Pamiętaj jednak, że nawet jak ci się nie spodoba na pierwszej randce, to nie musisz już iść na drugą. On to zrozumie. Możesz się wycofać nawet po czterech randkach. Ludzie wycofują się ze związków po przeżytych wspólnie trzydziestu latach i to też nie jest złe. Oczywiście nie jest to przyjemne, ale mają do tego prawo. To indywidualna decyzja każdego z nas i inni powinni ją uszanować, bez względu na to, jakie emocje to w nich wywołuje. Pamiętaj, proszę, to twój wybór. Ważne jest to, abyś dała sobie szansę na taką randkę.
Magda lekko przesunęła ręką po czole, odgarnęła krótko przystrzyżoną grzywkę i uśmiechnęła się z niedowierzaniem.
– I to działa?
– Tak, to działa. Uwierz mi, bo sama jestem tego najlepszym przykładem. Fulvio poznałam tuż po moim rozstaniu z innym Włochem. Jego obecność w moim życiu jest dla mnie wielką niespodzianką i cudnym prezentem. Ja też nie podejrzewałam, że będę mogła oszaleć z zakochania. Pojawił się i został. Zobaczcie, jakie to niesamowite. Spotykasz mężczyznę z Tindera, spędzasz z nim zaledwie dwie randki, wracasz do swojego kraju i chociaż wszystko wskazywałoby na to, że to będzie koniec krótkiego romansu, mijają dwa miesiące, a my nadal jesteśmy razem.
– To niesamowite – powiedziała Magda.
– Randki dadzą ci dystans do tego, co się stało, i pokażą, że na tym świecie jest wielu fajnych facetów. Dostrzeżesz, że masz w sobie coś, co przyciąga także innych mężczyzn. Będziesz miała motywację, aby zadbać o siebie, podszkolisz swój angielski i zapełnisz pustkę po rozstaniu. I nie myśl o mężczyźnie, z którym się umawiasz, jako o kandydacie na męża. Bądź bardziej wyluzowana. Może znajdziesz w nim coś, co pozwoli wam fajnie spędzać wolny czas, może odkryjecie wspólną pasję do fotografowania lub gotowania i nawet jak nie zaiskrzy między wami, to zostaniecie przyjaciółmi. Ukochanego możesz przecież znaleźć na innej randce.
– Jak miło w tak niecodziennych okolicznościach spotkać tak cudowną kobietę – skomentowała Beata. – Dałaś nam nadzieję na to, że życie może być piękne i po czterdziestce, i po pięćdziesiątce, i później. Jestem za to bardzo wdzięczna. To prawdziwy dar spotkać tak pozytywną i szczerą kobietę jak ty. Jeszcze raz bardzo dziękuję.
Magda dodała:
– Dzisiaj doznałam prawdziwego objawienia. Pokazałaś mi, że jest jeszcze szansa na coś, na co już dawno straciłam nadzieję. Na miłość.
Nasza rozmowa trwała ponad dwie godziny. Po przylocie do Bolonii spojrzałyśmy sobie porozumiewawczo w oczy, przytuliłyśmy się i nasze drogi się rozeszły.
Lekcja, którą odebrałam: Warto rozmawiać, bo nigdy nie wiesz, kiedy możesz stać się inspiracją dla innych.
Lekcja, którą Ty odebrałaś:
...............................................
...............................................
...............................................
...............................................
...............................................
...............................................
...............................................
...............................................
...............................................
...............................................
...............................................
...............................................
...............................................WŁOSKIE SZCZĘŚCIE
Poznaliśmy się na Tinderze.
On – Sycylijczyk o twarzy anioła i boskich oczach, którego zdjęcia od razu przykuły moją uwagę.
Co takiego zobaczyłam?
Piękne, szczere i głębokie spojrzenie, cudowny uśmiech przypominający mi wyraz twarzy szczęśliwego i beztroskiego dziecka.
Fulvio – miłośnik podróży motocyklem i fotografowania.
Ja – Polka z blaskiem słońca we włosach, od kilku miesięcy zakochana w Italii i szukająca ciepła po ostatnim rozstaniu.
To dziwne, dlaczego dopiero teraz pobyty we Włoszech wywoływały we mnie takie emocje. Byłam już tutaj tyle razy. Zwiedzałam Rzym i Neapol, oglądałam zapierające dech w piersiach koncerty w Opera di Verona, wygrzewałam się na plażach Sirmione i Rimini i karmiłam swoją próżność na zakupach w Mediolanie. Jednak dopiero teraz poczułam to coś, co nie pozwala mi przestać myśleć o tym kraju. To odpowiedź dla mojej przyjaciółki Aldony, która wielokrotnie mnie pytała: „Dlaczego po prostu nie możesz znaleźć sobie faceta Polaka?!”.
Dlatego, kochana, że coś podświadomie mnie tutaj wabi. Dlatego, że to się po prostu dzieje. Dlatego, że chociaż tego nie planowałam – przyniosło mnie tutaj życie.
Gdy po raz pierwszy, w maju tego roku, ujrzałam Florencję, to było dla mnie jak wielki powrót. Przyciągało mnie tutaj wszystko. Atmosfera włoskiej ulicy, spontaniczność i radość życia Włochów, proste i smaczne potrawy, które z pasją jadłam rękoma, i stara architektura przywołująca we mnie ducha przeszłości. Miałam wrażenie, że wróciłam do domu.
Stojąc przed budynkiem Basilica Santa Croce, skanowałam wzrokiem każdy jej fresk, każdą starannie wykutą rzeźbę. Jakbym sprawdzała, czy nic się w niej nie zmieniło, czy wszystko jest tak jak dawniej, na swoim miejscu. Podziwiając panoramę miasta, płakałam jak żołnierz wracający po długiej tułaczce do rodzinnego domu. Nie byłam w stanie wytłumaczyć tego, co czułam.
Tak samo, jak nie jestem w stanie wyjaśnić, dlaczego spośród setki mężczyzn, których profile oglądałam i polubiłam, umówiłam się na randkę właśnie z Fulvio.
Może nazwałabyś to zwykłym przypadkiem lub zbiegiem okoliczności, ja jednak nie wierzę już w przypadki. Dla mnie wszystko, co przeżywamy, jest po COŚ.
Gdy zobaczyłam jego profil, bez chwili wahania kliknęłam na zielone serduszko. Dlaczego? Nie wyglądał ani jak seksbomba, ani nie chwalił się swoim ferrari, za to w ręku trzymał jedynie aparat fotograficzny. Miał jednak w sobie to coś, co mnie od razu zahipnotyzowało – piękny i szczery uśmiech.
Co teraz? – pomyślałam.
Głucha cisza, lekka niepewność i skryta ciekawość.
Czy on też mnie polubi?
To były naprawdę bardzo długie sekundy oczekiwania.
Tak! Oznaczył mnie także! Podobam mu się! Cudnie!
– Bingo! – krzyknęłam z radości, nie podejrzewając, że ta historia będzie miała ciąg dalszy.
Użytkownicy portali randkowych niezbyt często mówią o emocjach, które towarzyszą im podczas surfowania na stronach. Są jednak tacy, którzy wprost opisują je jako swego rodzaju uzależnienie. Mówią: „Odpuszczam sobie na jakiś czas Tindera, bo to mnie za bardzo wciąga”; „Robię sobie przerwę, bo spędzam tutaj zbyt dużo czasu”.
To prawda.
„Dlaczego to tak wciąga?” – zapytasz.
Momentami możesz poczuć się jak pani życia i śmierci. To w twoich rękach leży wybór kandydatów. To ty, i tylko ty, decydujesz, czyj profil polubisz, a kogo odrzucisz. Może satysfakcję daje ci uczucie pewnej formy władzy, porównywalnej czasami do tej, którą mieli nad tobą twoi rodzice i nauczyciele? A może klasyfikowanie mężczyzn na tych, którzy są, i na tych, którzy nie są godni Twojej uwagi – zaledwie po zobaczeniu kilku fotek – to wzięcie odwetu za te wszystkie przeżyte przez ciebie nieszczęśliwe zakochania?
Niekiedy – gdy przyłapujesz się na tym, z jaką lekkością przychodzi ci wyrzucanie kandydatów do przysłowiowego „kosza”, i zauważasz, jak instrumentalnie ich traktujesz – beztroskę przerywa krótki wyrzut sumienia. Szukasz wtedy słów na rozgrzeszenie.
„On mi się po prostu nie podoba” – tłumaczysz.
„No przecież mam prawo wyboru. Nie muszę lubić wszystkich” – wyjaśniasz.
I chociaż nie wiadomo, jak byłabyś piękna i jak wysokie jest twoje poczucie własnej wartości, to gdy polubisz profile kandydatów, zawsze zastanawiasz się nad tym, czy oni też cię polubią. Gdy tak się stanie – jesteś zadowolona, a czasami nawet szczęśliwa. Te kilka sekund „po” jest pełne adrenaliny i endorfin, których z dnia na dzień potrzebujesz więcej i więcej, aby utwierdzać się w przekonaniu, że jesteś coś warta.
Bardzo często wystarczy ci tylko ta akceptacja. Nie zależy ci nawet specjalnie na randce i nie marzysz o miłości. Po prostu karmisz swoje zagubione wewnętrzne dziecko.
Najpierw, jak wielu innych, wysłał mi uśmiechniętą buźkę i pytanie, co robię we Włoszech.
Jestem na wakacjach.
Jak długo tutaj będziesz?
Wylatuję z Bolonii w sobotę…
Ooo nie, już w sobotę?
Tak, ale dzisiaj jest dopiero środa.
To prawda! Mamy jeszcze kilka dni, żeby się spotkać.
Oboje, ogarnięci tymi samymi emocjami, potrzebowaliśmy zaledwie kilku minut na ustalenie terminu i miejsca naszej pierwszej randki.
W czwartek o 8:03 obudziło mnie:
Dzień dobry, Słodka. Czy jesteś gotowa na nasze spotkanie?
Si.
Wow. Czuję się jak nastolatek.
Ja też.
Ooooooo tak.
Wysyła mi kilka zdjęć z ostatnich wakacji, aby upewnić się, że wiem, z kim się spotykam. Ja w tym samym celu pokazuję mu moje, bo niestety nie zawsze można ufać zdjęciom profilowym z portali randkowych. Niejedna anegdota opowiada o tym, jak jesteś przekonana, że umawiasz się z młodym, szczupłym i wysokim brunetem, a pod Kolumną Zygmunta czeka na ciebie niski i siwy grubasek.
W oczekiwaniu na pierwsze spotkanie czułam się jak nastolatka.
Co powinnam na siebie włożyć? Jak się uczesać, żeby zrobić na nim jak najlepsze wrażenie?
Już wcześniej byłam na kilku randkach, ale do żadnej z nich nie podchodziłam z takim podekscytowaniem i niepewnością. Cały poranek upłynął mi na oczekiwaniu cudownego prezentu od losu i wywoływał we mnie obawy, że może się okazać tylko drobnym i nic nieznaczącym upominkiem.
No już. Jestem gotowa. Jak zawsze sprawdziły się szpilki i moja biała sukienka w błękitną pepitkę. Kiedy rok temu zamawiałam ją w sklepie online, nie podejrzewałam, że będzie moją randkową kreacją. Tak samo, jak nie byłam w stanie przewidzieć tego, że zdjęcia z moich ostatnich wakacji we Florencji i na wyspie Elba idealnie wpasują się na mój randkowy profil. Pamiętam, jak któregoś dnia spontanicznie zrobiłam sobie cudne selfie. Nie wiedziałam, po co je robię. Po prostu chciałam je mieć właśnie w tej chwili i w tym miejscu.
– Wyglądasz zjawiskowo – usłyszałam od swojej siostry, z którą spędzałam ostatni tydzień wakacji we włoskiej Modenie. – Trzymam za ciebie kciuki, powodzenia i baw się dobrze, kochana.
I wybiła północ, jak w bajce o Kopciuszku. Tylko że moją północą była 16:00. Wybiła i opanował mnie strach. Każde kolejne uderzenie zegara przynosiło ze sobą jego pytania podające w wątpliwość moją inteligencję, zaprzeczające mojej kobiecości i kwestionujące zalety mojej otwartości na nowe.
„Po co tam idziesz?” – szepnął.
„On jest młodszy od ciebie” – dodał zgryźliwie.
„Może to jakiś dzieciak?” – próbował mnie zniechęcić.
„To nie ma sensu…”.
Nie skończył ostatniego zdania, bo przerwałam ten dołujący monolog stanowczym:
„Stop! Koniec tego! Podjęłam decyzje i idę!” – krzyknęłam.