- promocja
Miłość pokonuje śmierć. Tom 3. - ebook
Miłość pokonuje śmierć. Tom 3. - ebook
Wszystkie przestępstwa rodzą się z chciwości. Pieniądze, władza, ukochana osoba, szacunek. Czego pragnął morderca Radosława Skowrona albo co mógł utracić, gdyby go nie zabił?
W niewielkiej miejscowości znika lokalny przedsiębiorca. Policyjne psy tracą trop tuż za bramą okalającą ogromną posiadłość milionera. Mijają tygodnie, a po mężczyźnie nie ma śladu. Przełom następuje w upalne sierpniowe popołudnie. W oddalonym o kilkaset kilometrów lesie znaleziono zawinięte w błękitny worek ciało mężczyzny...
Kto najwięcej zyskał na śmierci milionera? Jak jego zwłoki znalazły się na drugim końcu Polski? Dlaczego żona ofiary nie chce stawić się na przesłuchaniu? I co sprawiło, że mężczyzna tuż przed śmiercią wydziedziczył jedynego syna? Rodzina Skowronów skrywa wiele brudnych tajemnic… A wszystko komplikuje się jeszcze bardziej, gdy na jaw wychodzi, że już rok wcześniej doszło do próby zabójstwa cenionego przedsiębiorcy.
Sprawę prowadzi Nikodem Ferenc, szef powiatowej komendy. Mężczyzna bardzo gorliwie wykonuje swoje obowiązki: osobiście przyjął zgłoszenie zaginięcia od żony Radosława Skowrona i regularnie spędza noce, patrolując okolice ich posiadłości. Szybko okazuje się, że pieczołowite dbanie o sprawę, przeradza się w obsesyjną chęć spotkania z Anną, żoną zamordowanego…
"Miłość pokonuje śmierć" to trzeci, ostatni tom serii "Wiara - Nadzieja - Miłość", opartej na prawdziwych zdarzeniach. Katarzyna Bonda zmieniła imiona i nazwiska bohaterów oraz nazwy miejscowości, w których rozgrywa się akcja, ale większość detali oraz ważnych dla sprawy faktów, które prokuratura przekuła na dowody poszlakowe, jest zgodna z rzeczywistością.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-287-2737-3 |
Rozmiar pliku: | 2,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kocham cię (23:12)
Kocham cię (23:13)
Kocham cię (00:24)
26.02.2017
Nie (11:11)
12.03.2017
Wszystkiego, co dobre. 17 lipca masz urodziny… (15:33)
14.03.2017
Niech ten dzień będzie najpiękniejszym w twoim życiu, Aniu. (09:22)
7.03.2017
Bóg stworzył co najpiękniejsze. To jesteś Ty. (21:25)
Jesteś piękna (21:26)
Myślę o tobie (00:22)
Wiadomości SMS odtworzone z telefonu podejrzanej Anny Skowron. Ich nadawcę określiła jako „cichego wielbiciela”. Zeznała, że nie zna jego personaliów (jak dotąd ich nie ustalono). Zapewnia, że mąż o tych wiadomościach nie wiedział. Nie zgłosiła sprawy na policję. Nadawcy udzieliła tylko jednej odpowiedzi, po której wiadomości przestały przychodzić.
27.03.2017
Pomyłka (00:33)14 SIERPNIA 2017, MIRAKOWO, LASY W OKOLICY CHEŁMŻY
Zawoniało padliną i leśniczy Marian Konecki wrócił w okolice ambony oznaczonej numerem 00, by jeszcze raz obejrzeć niebieski worek okręcony taśmą naprawczą skręconą jak sznurek. Potem jeszcze wielokrotnie powtórzy, że za pierwszym razem, kiedy go widział, był przekonany, że w krzakach porzucono dużego martwego psa, co w lesie zdarzało się raz na jakiś czas i nie wydało mu się niczym nadzwyczajnym. Ludzie usypiają zwierzęta i w ten sposób oszczędzają na utylizacji ich zwłok, przekonywał. Wtedy, czyli dwa miesiące wcześniej, rozciął folię i zajrzał do środka, żeby się jednakowoż upewnić. Buchnął fetor trupa, a na dłonie wysypały się larwy. Konecki polował od lat i mnóstwo razy miał do czynienia z rozkładającymi się truchłami zwierząt, więc powstrzymał odruch wymiotny. Z ulgą jednak wrócił do służbowego gazika.
Sprawdził po drodze, czy rów, który osobiście wykopał, nadal uniemożliwia wjeżdżanie na teren łowiska samochodom osobowym, bo polana znana była jako idealne miejsce na schadzki. Okoliczni nielegalni kochankowie przyjeżdżali tu, by uprawiać seks w samochodach. Rów był naruszony, ślady bieżnika całkiem wyraźne, ale leśniczemu nie przyszło na myśl, by je sfotografować albo powiadomić służby. Kiedy go rozpytywano, oburzał się: skąd miał wiedzieć, że w niebieskim worku znajdują się szczątki człowieka. Dopiero to do niego dotarło, gdy między gałęziami spostrzegł stopę obżartą przez zwierzynę aż do kości, sczerniałą miejscami, a sądząc po rozmiarze, należącą do potężnego mężczyzny. Konecki wycofywał się już z krzaków, gdy zupełnie niechcący poruszył znaleziskiem. Z górnej części worka wychynął elegancki zausznik czarnych okularów ze złotym napisem. Leśniczy poczuł grozę, mroczki zaczęły mu latać przed oczyma. Ręce drżały, kiedy wracał do auta, by wezwać policję, i kilka pierwszych prób uruchomienia telefonu spełzło na niczym, bo nie był w stanie się uspokoić. W tamtej chwili myślał tylko o tym, że to ciało widział w tym miejscu wcześniej i nie zrobił nic, by zawiadomić organy ścigania. Jeśli wziąć pod uwagę stan procesów gnilnych, było możliwe, że nie uda się stwierdzić, jak zginął ten nieszczęśnik i kim był, ale leśniczy martwił się teraz wyłącznie własnym losem. Czy przez swoje zaniedbanie straci stanowisko, a co gorsza, znajdzie się w gronie podejrzanych?TRZY MIESIĄCE WCZEŚNIEJ, 17 MAJA 2017,
CYKARZEW KOŁO CZĘSTOCHOWY – 315 KILOMETRÓW OD MIEJSCA ZNALEZIENIA ZWŁOK N.N. W CHEŁMŻYŃSKICH LASACH
– Córko, co się dzieje? Radek nie odbiera, nie przyjechaliście do nas na obiad w niedzielę… – Lesław Skowron wychrypiał na jednym oddechu, kiedy po wielu próbach dodzwonił się wreszcie do synowej.
– Oj, tato… – Anna jęknęła zniechęcona. – Przepraszam, widziałam, że dzwoniłeś, ale taka jestem zmęczona. Głowa mnie boli i znów coś z sercem. Wracam właśnie z kroplówki.
– Dziecko, musisz o siebie porządnie zadbać – zaczął łagodniej, ale nie dała mu dokończyć. Opowiadała o swojej wizycie u doktora i złych wynikach.
Lesław miał dość słuchania jej żalów.
– Daj mi Radka – zażądał.
Po drugiej stronie zapanowała cisza.
– Nie wrócił jeszcze z Milówki – odpowiedziała Anna po dłuższej pauzie. – Nie dzwonił, nic nie napisał. Do ciebie też się nie odzywał?
– Nie. – Nagle poczuł, jak oblewa go zimno.
Przed oczyma stanęła mu scena ich kłótni, kiedy syn opowiadał te rzeczy o Annie, a on i macocha jej bronili. Już wtedy Lesław widział, że Radek jest na granicy wytrzymałości. Płakał, krzyczał, rzucał się do żony z pięściami, a nawet doskoczył do niej i wyrwał jej nóż z ręki. Omal się oboje nie poranili.
Syn nigdy wcześniej się tak nie zachowywał. W domu rodzinnym Skowronów nie było patologii, a teraz nagle ta cisza… Odkąd wyprowadził się z domu, zawsze byli w kontakcie. Przynajmniej raz dziennie dzwonił do ojca albo do młodszego brata Sebastiana. Nawet kiedy wyjechał do Niemiec do pracy, pisał listy i dzwonił tak często, jak tylko się dało, chociaż wtedy telefony do Polski kosztowały fortunę. Poza młodszym bratem Radek nikomu się nie zwierzał. Utrzymywał cieplejsze kontakty biznesowe z kilkoma kontrahentami, w tym ze swoim głównym konkurentem Arturem Semką, ale przyjaciół nie miał. Rodzina była dla niego wszystkim. Nie używał praktycznie mejla, wszystkie interesy załatwiał telefonicznie. Za to jego komórka dzwoniła nieustannie, również w weekend. Ojciec wiele razy go o to upominał.
– Syn od soboty nie odebrał ani jednego mojego połączenia, a od wczoraj włącza się poczta. Martwię się… – wyznał, z trudem panując nad łamiącym się głosem.
– Ja natomiast wcale – parsknęła Anna. – Tato, Radek nie jest dzieckiem, ma czterdzieści sześć lat! Zresztą od ostatniej wizyty u was cały miesiąc mnie ignorował. Nie odbierał telefonów, nie odpowiadał na wiadomości. Zupełnie jak teraz… Nie był łaskaw mnie poinformować, co go tak zirytowało. Wciąż mówił coś o odosobnieniu. Szukał miejsc w zakonach, żeby się tam zamknąć na jakiś czas. Przechodzi kryzys wieku średniego. Odpuść…
– W zakonach? Co ty opowiadasz? – przerwał jej. – Tym bardziej musimy zawiadomić gliny. Miał jakichś wrogów? Zdarzyło się coś niepokojącego?
– Nic, o czym byś nie wiedział! – zaprotestowała stanowczo. – A te jego plany zostania eremitą po prostu wyśmiałam. Jest zmęczony, rozumiem, pracuje jak zwykle po dwadzieścia godzin dziennie i nie potrafi odpoczywać. Pewnie znów złapał focha, że za dużo wydaję na szmaty… On to ma prawo kupować sobie telewizory, skutery i łódki, a mnie rozlicza z każdej pary butów! – poskarżyła się. – Muszę kończyć. Skoro tak się martwisz, przekręcę do hotelu, w którym zwykle się zatrzymywał. Spytam, czy nie został w Milówce na jeszcze jedną noc. Może ma spotkanie z burmistrzem, jakimiś architektami w sprawie budowy domu? Albo po prostu śmieje się w kułak, że zrobił mi na złość, bo liczy, że napędzi mi stracha. Niedoczekanie! Mam dość jego wymówek i obrażania się. To mnie wykańcza, uwierz. Ciężko żyć z kimś takim jak twój syn. On się wcale nie zmienia! Sam słyszałeś, co wygadywał, kiedy byliśmy u was… – Znów zaczęła utyskiwać.
– Pokłóciliście się? – Lesław nie silił się już na uprzejmości. – Przyznaj lepiej, o co tym razem poszło! Kolejny raz groziłaś mu rozwodem?
– Po tamtej awanturze faktycznie poważnie myślałam o złożeniu pozwu. Byłam u adwokata – przyznała, wzdychając. – Ale z czasem się uspokoiło i sądziłam, że dojdziemy do ładu. W sobotę wyjaśniliśmy sobie ostatecznie pewne rzeczy. Pojednaliśmy się, no wiesz, jak to małżonkowie, w łóżku… To dlatego nie przyjechaliśmy na obiad. Byliśmy zajęci sobą. – Zawahała się.
Lesław słyszał jej oddech i przez chwilę zdawało mu się, że wydmuchuje dym bokiem ust, a przecież Anna była zagorzałą przeciwniczką palenia. Po chwili usłyszał ją ponownie, a w jej głosie nie było śladu zaniepokojenia.
– Rozmawialiśmy, oglądaliśmy serial. Kilka razy byliśmy na spacerze z psami – wymieniła. – To wszystko.
– Razem? – zdziwił się. – Ty poszłaś do lasu z Larym i Wackiem? Mówisz o berneńczykach Radka? Poważnie?
– A czemu nie? – obruszyła się. – Dopóki te bestie nie włażą mi do domu, akceptuję ich obecność. Włożyłam kalosze i poszłam. Wczoraj też byłam. Radek umówił się z Alkiem od Rojków i chyba o tym zapomniał. Szkoda mi było chłopaka, bo liczył na dniówkę. Pokazał mi, jak wyszkolił Larego. Imponujące. – Umilkła. – W każdym razie kiedy w poniedziałek Radek oświadczył, że jedzie do Milówki, na drogę zrobiłam mu kanapki. Chciał jeszcze gruszkę, pomidora i ryżową herbatę w termosie, więc nad ranem pojechałam do sklepu, żeby wszystko miał świeże. Cieszył się jak dziecko, że zbuduje ten domek w górach, wiesz przecież… Mnie żałuje na głupią torebkę, a sam wydał sto tysięcy na zabawkę z lądowiskiem dla helikoptera! Utrzymanie samego hangaru na jego łódki kosztuje tyle, co apartamentowiec w Dziwnowie, a z tego przynajmniej są pieniądze. I to całkiem spore. Widziałeś jego nowy skuter śnieżny? O tym pewnie jeszcze nie słyszałeś, Lesiu?
Roześmiała się, a mimo że rozmawiali przez telefon, zobaczył jej błyszczące z podniecenia oczy oraz urocze dołeczki, które pojawiają się na twarzy Anny, kiedy jest rozluźniona. Nie spodobało się to Lesławowi. Czuł, że synowa nie mówi mu wszystkiego.
– Zdołaliśmy skontaktować się z Sebastianem i Inez – wszedł jej wreszcie w słowo. – Oni też nie mają wiadomości od Radka.
– To przecież ich podróż poślubna! – żachnęła się. – Może nie mieli zasięgu, wyłączyli roaming? Po co zawracasz głowę młodym? Jestem pewna, że znajdzie się jakieś zwyczajne wyjaśnienie.
– Uważam, że coś się stało – powtórzył twardo teść. – Jak najszybciej trzeba iść na policję. Jeśli ty nie chcesz, my z Lucyną złożymy zawiadomienie. Nie ma na co czekać!
– Skoro tak, spotkajmy się u was za godzinę. – Anna westchnęła ciężko. – Byłam na masażu i mam tłuste włosy. W takim stanie nie pokażę się w komisariacie. Jak znam życie, to potrwa. Wezmę szybki prysznic, nakarmię psy i pojedziemy razem. Gdyby do tego czasu Radek się odezwał, dajcie znać. Nadal uważam, że przesadzacie. Napiszę, jak będę wyjeżdżała.
Czekali na nią cztery godziny, ale się nie pojawiła. Nie odebrała więcej żadnego telefonu, nie odpisywała na esemesy.
Lesław z żoną pożyczyli samochód od sąsiada i ruszyli do komisariatu w Działoszynie. Kiedy tylko weszli, dyżurna powiadomiła ich, że Anna rozmawia właśnie z samym podinspektorem Nikodemem Ferencem, szefem komendy powiatowej w Pajęcznie, który obiecał osobiście przyjechać na wezwanie poszkodowanej do jej domu. Posterunkowa kazała Skowronom czekać na swoją kolej i kategorycznie zabroniła opuszczać budynek. Mieli złożyć zeznania, a ponieważ ludzi w jednostce poza wiekowym kierownikiem tej placówki było tylko dwoje, w tym ta jedna młoda i niedoświadczona policjantka z dyżurki, wszystko szło bardzo wolno.
Lesław był poirytowany, bo Ferenc, szef wspomnianej jednostki policji, był kolegą Anny ze szkoły. Synowa w złości często wypominała, że gdyby nie przedwczesna ciąża, byłaby dziś żoną oficera policji i niedoszłego burmistrza Pajęczna, co jej mąż kwitował jednym zdaniem: „Biedną jak mysz kościelna”. To skutecznie wyprowadzało Annę z równowagi.
– Och, tatusiu!
Wybiegła teraz z gabinetu szefa komisariatu, który karnie dreptał za nią jak wierny pies, i rzuciła się w ramiona teścia, jakby nie odbyli wcale tej dziwnej rozmowy telefonicznej.
Usta miała wykrzywione w podkówkę, oczy zapłakane. Gdyby Lesław nie rozmawiał z nią wcześniej, bez trudu uwierzyłby, że synowa jest zrozpaczona i szczerze zadziwiona ich obecnością. Przez dłuższą chwilę nie był w stanie wydobyć z gardła ani słowa. Objął ją niemrawo i pogłaskał dwa razy po głowie. Twarz miał zwróconą ku zafrasowanemu obliczu starego komendanta Witka, który dobrze znał Radka, bo syn często wspomagał komisariat, a na każde święto policji fundował z firmowej kiesy po kilkadziesiąt kilogramów karkówki, kaszanki i kiełbasek na grilla.
Anna wydostała się nareszcie z objęć teścia i podbiegła do Lucyny, macochy Radka, by i u niej uzyskać wsparcie. Wtedy Lesław zauważył, że synowa odpicowała się jak do opery, a ogon duszących perfum ciągnie się za nią niczym tren balowej sukni. Włosy miała ułożone perfekcyjnie, jakby dopiero co opuściła fotel fryzjerski, co wielokrotnie podkreśli w swoich późniejszych zeznaniach żona Lesława. Żadne ze zszokowanych Skowronów nie miało szansy tego skomentować, bo Anna nie dała im dojść do słowa. Trajkotała, gęsto ocierając łzy jedwabną chusteczką, na przemian łasząc się i oskarżając.
– Dzień dobry, Lucynko. Pięknie wyglądasz! – pieściła się jak mała dziewczynka. – Jak dobrze, że jesteście! Wyobraź sobie, Andrzej, znaczy się pan komendant Witek, zgodził się przyjąć zgłoszenie i zapisali je już w bazie, chociaż jutro trzeba będzie podjechać do Pajęczna. Nie chcę wam robić kłopotu, sama to zrobię. Poza tym udało nam się porozmawiać przed chwilą z inspektorem Ferencem z powiatu i obawiamy się… – Obejrzała się za siebie i posłała wiekowemu szefowi komisariatu błagalne spojrzenie, by przejął za nią obowiązek poinformowania najbliższych o najgorszym.
– No cóż, państwa syna najprawdopodobniej uprowadzono – dokończył Witek.
Ta nagła zmiana frontu powinna zaniepokoić teścia, ale wtedy naiwnie ucieszył się, że poszukiwania w ogóle wszczęto.
* * *
koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji