Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Miłość w czasach in vitro - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 sierpnia 2019
Ebook
23,90 zł
Audiobook
29,95 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Miłość w czasach in vitro - ebook

Alicja wiedzie nudne życie, w którym cały czas albo się czegoś boi, albo ogarnia ją zniechęcenie. Na co dzień pracuje jako asystentka w renomowanej klinice in vitro, przez co zaczyna żyć historiami pacjentów oraz personelu kliniki. Tam niczym w soczewce skupiają się ludzkie dramaty oraz radości, a upragniony cel dla każdego ma nieco odmienne znaczenie.

To opowieść o tym, jak bardzo los potrafi zaskakiwać i zmuszać nas do trudnych wyborów. Oraz o tym, że kiedyś trzeba przestać się w życiu jedynie przyglądać. Powieść porusza bardzo aktualny temat procedury in vitro oraz możliwości i konsekwencji z nią związanych, przede wszystkim tych emocjonalnych.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7835-748-3
Rozmiar pliku: 521 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Jeśli ktoś by mnie spytał, gdzie z największym prawdopodobieństwem spotkasz Boga, odpowiedziałabym, że u mnie w pracy. Dla jasności: nie jestem zakonnicą, chórzystką w kościele ani katechetką. Jestem asystentką w klinice sztucznego zapłodnienia. Pracuję w godzinach od ósmej do osiemnastej, czasami dłużej, zarządzam terminami wizyt, zabiegów, spuchniętymi segregatorami ludzkich historii, odbieram i rejestruję próbki spermy, parzę kawę (raczej po wcześniejszym umyciu rąk), czasami dodaję otuchy, podaję chusteczki do zapłakanych oczu… A przede wszystkim patrzę. To już poza obowiązkami służbowymi, tak zupełnie przy okazji, bo kiedy siedzisz te bite dziesięć godzin za ladą recepcji i już powklepujesz w komputer to, co masz do wklepania i przyporządkujesz na bieżąco wyniki badań do właściwych teczek pacjentów, zaparzysz czwartą kawę poszarzałemu ze zmęczenia „panu doktorowi od dzidziusiów”, to zostaje ci trochę czasu na obserwację. I ta milcząca, półprzezroczysta obecność jest moim azylem. Powołaniem, rzekłabym, tak jak dla chirurga skalpel albo sztaluga dla malarza. Ja, dziewczyna, która patrzy.

Ubieram się skromnie, bo takie są wymogi. Żadne prześwitujące sukienki do pół uda ani głębokie dekolty. Jeśli ktoś by mnie pytał o zdanie, to według mnie akurat nie ma lepszego stanowiska administracyjnego do tego rodzaju frywolnych strojów à la niezamężna Rosjanka na potańcówce w Hurghadzie. Taki look mógłby działać jak najbardziej motywująco na spłoszonych panów, zgarniających z lady szybkim, wstydliwym ruchem plastikowe pojemniczki. W każdym razie nie mnie to oceniać, bo są od tego mądrzejsi. Ja cieszę się z tego, co mam. Praca ta była dla mnie jak przysłowiowe złapanie Pana Boga za nogi, o czym przekonuję się codziennie. Chóry anielskie usłyszałam wraz z dźwiękiem mojej wysłużonej nokii, która równo dwa lata temu, punkt dwunasta trzydzieści trzy, zadźwięczała jakimś tandetnym dzwonkiem, a następnie miła pani z agencji pośrednictwa pracy oznajmiła triumfalnie, że zostałam przyjęta na stanowisko asystentki w klinice Szczęśliwa Rodzina. I to było niczym rozstąpienie się morza albo lepiej – manna z nieba, bo zaledwie kilka godzin wcześniej na śniadanie wyjadłam z szafki ostatnią konserwę tyrolską, popijając wyskrobkami z dna słoika kawy rozpuszczalnej. Deszcz bębnił o przyozdobiony przez ptactwo parapet, a ja ponuro rozważałam możliwość powrotu do rodzinnego miasta na południu kraju. A tu nagle poczucie dojmującej klęski w zaledwie kilka chwil zmieniło się w fanfary orszaku triumfalnego gladiatorów i oficjalnie otworzyły się przede mną tak zwane możliwości. Stała praca, więc kredyt, ciasne, ale własne mieszkanko, fotel Lykke i stolik Brykkens. Słowem, byłam w jakiś sposób „ustawiona”.

Praca asystentki, gdziekolwiek zresztą, była dla mnie szczytem szczytów. W przeciwieństwie do moich kolegów z kierunku „socjologia i kultura medialna” już na wstępie porzuciłam mrzonki na temat zostania komentatorem politycznym, dziennikarzem społecznym czy chociażby felietonistą. Mnie interesował konkret. Nie znaczy to, żebym kategorycznie nie chciała zarabiać na życie pisaniem erudycyjnych analiz na temat zjawisk społecznych typu: „wyglądam jak menel, ale będę pić czwarte cappuccino kupione za równowartość średniej krajowej afrykańskiego państewka” albo „mam czterdzieści lat i ciągle tylko mama jest w stanie zrobić mi dobrze”. Wręcz przeciwnie, takie drążenie w ludzkich motywacjach oraz pokrętnej logice istot ludzkich jako tłumu zawsze mnie interesowało. Tylko że do bólu trzeźwy osąd rzeczywistości kazał celować w bardziej przystępne rejony. Na początku lat dwutysięcznych ani w swojskich pośredniakach, ani w bardziej wysublimowanych z nazwy job agencies, ani też w dodatku „Gazeta Praca” dziwnym trafem nikt nie szukał analityków zjawisk społecznych. Za to asystentek i sekretarek – wszyscy.

Tak więc zostałam częścią rzutkiego czteroosobowego zespołu administracyjno-asystenckiego w klinice Szczęśliwa Rodzina w centrum stolicy. Co rano – dobudzona solidnym kopem kofeiny, pochodzącym z mojego ślicznego, lśniącego czerwienią ekspresu do kawy, który notabene zaczynam traktować jak jedynego uwielbianego członka rodziny – zmierzam na moje recepcyjne stanowisko. Wolałabym pominąć szczegóły codziennej drogi do pracy, bo jest ona wypełniona na ogół wyziewami studzienek kanalizacyjnych peryferii Warszawy, gryzącym w nozdrza potem ściśniętych w metrze korpowięźniów i fetorem przypalonych zapiekanek w przejściu podziemnym. Może ze względu na ten olfaktorycznie masakrujący wstęp do dnia roboczego, a może tylko dlatego, że na korytarzach i w gabinetach Szczęśliwej Rodziny naprawdę ważą się losy wielu par, po przestąpieniu progu kliniki czuję się, jakby rozstąpiły się przede mną niebiosa. Po prostu błogo. Zresztą nie jest to efekt tak zupełnie przypadkowy, bazujący jedynie na zasadzie kontrastu pomiędzy zarzyganym po weekendowych hulankach chodnikiem przed Galerią Centrum a lśniącą grafitową poświatą podłogi w klinice. To, jak sądzę, także efekt pracy „psychologa wystroju wnętrz” czy innego z podobnie tajemniczych z nazwy, acz modnych i w sumie nieźle zarabiających specjalistów. Dyskretnie sącząca się muzyka instrumentalna, szklane misy z lawendowym potpourri, poustawiane na ladach recepcji (jeśli trafię do piekła, to będzie ono pachniało właśnie lawendą i zjełczałą zapiekanką z podziemi pod rondem Dmowskiego), kojąca biel i wygodne, oczywiście białe, skórzane sofy w poczekalni oraz fotografie Anne Geddes na ścianach (tej od pastelowych zdjęć noworodków, umieszczanych na tę okazję w główkach kapusty, kielichach kwiatów i doniczkach). Mam nadzieję, że ci ludzie, którzy przychodzą tutaj – jak by nie było – „po dziecko”, mają wystarczająco dużo rozsądku, by nie spodziewać się efektów pod postacią zawsze anielsko uśmiechniętego cherubinka, śpiącego w kielichu tulipana. Sądząc po tym, co wyczyniali w wieku niemowlęcym moi trzej bratankowie, to nie ma wizji dalszej od prawdy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: