- W empik go
Mimi Pinson - ebook
Mimi Pinson - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 178 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wśród studentów uczęszczających w ubiegłym roku na wykłady w Szkole Medycznej był pewien młodzieniec nazwiskiem Eugeniusz Aubert. Pochodził z dobrej rodziny, miał około dziewiętnastu lat. Rodzice jego mieszkali na prowincji i przysyłali mu skromną, ale wystarczającą na utrzymanie pensyjkę. Aubert prowadził spokojny tryb życia i uważany był za człowieka o bardzo łagodnym usposobieniu. Serdecznie lubiany przez kolegów, w każdej sytuacji dobry i uczynny, miał szczodrą rękę i otwarte serce. Jedyne, co mu zarzucano, to dziwną skłonność do marzycielstwa i samotności oraz tak wielką powściągliwość w słowach i w czynach, że przezwano go „Dziewczątkiem” – zresztą z tego przezwiska sam śmiał się szczerze, przyjaciele zaś nie wkładali w nie bynajmniej obraźliwej intencji, wiedzieli bowiem, że w potrzebie jest tak samo odważny, jak którykolwiek z nich; a jednak, prawdę mówiąc, to przezwisko było poniekąd usprawiedliwione jego zachowaniem, tworzącym wielki kontrast z obyczajami kolegów. Dopóki chodziło o naukę, był zawsze pierwszy, lecz kiedy zaczynano mówić o zabawie, o obiadku w Molin de Beurre czy o kontredansach w La Chaumière – „Dziewczątko” kręciło głową i wracało do swojego wynajętego pokoju. I – rzecz prawie nie do pomyślenia wśród studentów – Eugeniusz nie tylko nie miał przyjaciółki, chociaż z racji wieku i przyjemnej aparycji mógł liczyć na powodzenie, ale nigdy nie widziano, żeby zalecał się do jakiejś gryzetki, stojącej za ladą sklepową, co przecież od niepamiętnych czasów należało do tradycji Dzielnicy Łacińskiej. Ślicznotki zaludniające Górę Świętej Genowefy i siejące spustoszenie w sercach studentów różnych akademii wzbudzały w nim niechęć, ba, nawet odrazę. Patrzał na nie jak na szczególny gatunek człowieka, niebezpieczny, niewdzięczny i zdeprawowany, który przyszedł na świat jedynie po to, żeby w zamian za pewne przyjemności pozostawiać po sobie wszędzie zło i nieszczęście. „Wystrzegajcie się tych kobiet – mawiał – to są lalki z rozżarzonego żelaza”. Niestety, dookoła roiło się od faktów usprawiedliwiających abominację, jaką w nim wzbudzały. Przykłady kłótni, niesnasek, niekiedy wręcz ruiny spowodowanej tymi przelotnymi związkami, stwarzającymi ułudę szczęścia, można by mnożyć w nieskończoność, zarówno w przeszłości, w teraźniejszości, jak i zapewne w przyszłości.
Oczywiście, przyjaciele Eugeniusza stale podkpiwali sobie z jego cnotliwości i skrupułów.
– O co ci chodzi? – pytał często jeden z kolegów, Marceli, mający opinię lekkoducha. – Czego dowodzi jedno potknięcie czy nieszczęśliwy przypadek?
– Że trzeba nad sobą panować – odpowiadał Eugeniusz – z obawy, aby nie zdarzyło się to po raz drugi.
– Fałszywe rozumowanie – upierał się Marceli – argument chwiejny jak domek z kart, który się przewraca, gdy jedna karta upadnie. Co cię tak przeraża? Powiedzmy, że ten czy ów przegrał w karty: czy to jest powód, żeby zamknąć się w klasztorze? Albo któryś z nas nie ma grosza przy duszy, a inny pije czystą wodę – czy z tego powodu Eliza ma mniejszy apetyt? Czyja to wina, jeśli sąsiad zaniósł do lombardu swój zegarek, a potem złamał rękę w Mantmorency? Sąsiadka nie staje się przez to mańkutem. Na przykład pojedynkujesz się o Rozalię, dostajesz cios szpadą: dziewczyna odwraca się od ciebie plecami – to oczywiste. Ale czy przez to ma mniej smukłą kibić? To są drobne nieprzyjemności, którymi usiane jest życie, ale przytrafiają się rzadziej, niż ci się zdaje. W niedzielę, kiedy słońce świeci, zobacz, ile jest zakochanych parek w kawiarniach, na spacerze czy w podmiejskich knajpkach! Przyjrzyj się pękatym omnibusom zatłoczonym gryzetkami, jadącymi do Ranelagh albo do Belleville. Policz, ile ich wali tłumnie w jeden jedyny świąteczny dzień w dzielnicy Świętego Jakuba! Bataliony modystek, całe zastępy bieliźniarek, chmary sprzedawczyń tytoniu – wszystko to rozbawione, rozkochane, opada dookoła Paryża w wiejskich altankach jak stada wróbelków polnych. W czasie deszczu idzie to całe towarzystwo na melodramat, zajada pomarańcze i roni łzy – bo wszystkie one dużo jedzą, to prawda, a także płaczą bardzo chętnie, co świadczy o ich dobrym sercu. Co złego popełniają te biedne dziewczyny, które przez cały tydzień
szyją, fastrygują, obrabiają, haftują i cerują, dając w niedzielę przykład przebaczania krzywd i miłości bliźniego? A cóż lepszego może uczynić porządny człowiek, który przez cały tydzień para się dość niemiłym zajęciem krajania trupów, jak nie radować oczu świeżym buziakiem, kształtną nóżką i piękną przyrodą!
– Pobielane groby – obstawał przy swoim Eugeniusz.
– Twierdzę z uporem – ciągnął dalej Marceli – że można i powinno się chwalić gryzetki i że umiarkowane ich używanie jest dobrą rzeczą. Po pierwsze, są one cnotliwe, gdyż spędzają całe dnie na szyciu osłon, jakich wymaga wstydliwość i skromność; po drugie, są uprzejme, gdyż każda właścicielka pracowni bieliźniarskiej czy innej zawsze nakazuje swoim panienkom odzywać się grzecznie do klientów; po trzecie, są bardzo zadbane i czyste, ponieważ mają stale w rękach bieliznę i tkaniny, których nie wolno im niszczyć, gdyż potrącono by to z ich zarobku; po czwartej Są szczere, gdyż piją ratafię; po piąte, są oszczędne i umiarkowane w jedzeniu, albowiem zarobienie trzydziestu su przychodzi im z wielkim trudem, a jeśli zdarza się, że przejawiają łakomstwo i rozrzutność, to nigdy za własne pieniądze; po szóste, są bardzo wesołe, gdyż ich praca jest zazwyczaj piekielnie nudna, toteż trzepoczą się jak rybki w wodzie, skoro tylko ją skończą. Mają jeszcze jedną wielką zaletę: nie są natrętne, ponieważ przez całe życie siedzą przykute do krzesła, z którego nie wolno im się ruszyć, wobec czego nie mogą uganiać się za swoimi amantami jak panie z towarzystwa. Ponadto nie są gadatliwe, gdyż muszą ciągle liczyć ściegi. Nie wydają wiele na obuwie, gdyż mało chodzą, ani na toalety, gdyż rzadko się zdarza, żeby dostały coś na kredyt. Mówi się czasem, że są niestałe, ale to nie dlatego, że czytają kiepskie romansidła ani z powodu wrodzonych złych skłonności: po prostu dlatego, że za dużo przeróżnych mężczyzn defiluje codziennie przed ich wystawami. Z drugiej strony dają niezbite dowody, że są zdolne do prawdziwej namiętności, bowiem wielka ich liczba rzuca się codziennie do Sekwany albo skacze przez okno, bądź też truje się czadem w domu. Istotnie, mają tę wadę, iż prawie zawsze są głodne i spragnione, właśnie dlatego, że obywają się byle czym, ale też powszechnie wiadomo, że potrafią zadowolić się kuflem piwa i cygarem zamiast posiłku, a to znów jest bardzo cenną zaletą, rzadko spotykaną w małżeństwie. Krótko mówiąc, upieram się przy swoim zdaniu, że są dobre, uprzejme, wierne i bezinteresowne i żal mi ich bardzo, kiedy kończą w szpitalu.
Marceli wypowiadał te tyrady przeważnie w kawiarni, kiedy miał trochę w czubie. Napełniał wówczas kielich przyjaciela i namawiał go do wypicia za zdrowie panny Pinson, bieliźniarki, która była jego sąsiadką. Ale Aubert chwytał kapelusz i kiedy Marceli kontynuował swoją orację w gronie przyjaciół, wymykał się cichaczem.2
Panna Pinson nie była właściwie tym, co się nazywa ładną kobietą. Istnieje wielka różnica pomiędzy ładną kobietą a ładną gryzetką. Wprawdzie jeśli ładna kobieta, uznana za taką i tak określona przez Paryżan, wpadnie na pomysł włożenia czepeczka, perkalikowej sukienki i jedwabnego fartuszka – może uchodzić za ładną gryzetkę. Ale jeśli gryzetką ustroi się w kapelusz, aksamitną pelerynkę i suknię od Palmyre'a – bynajmniej nie stanie się przez to ładną kobietą; wręcz odwrotnie, będzie wyglądała jak manekin; zresztą tak być musi. Różnica polega na odmiennych warunkach życiowych tych dwóch istot, a szczególnie na kawałku uformowanego, pokrytego materiałem kartonu, nazywanego kapeluszem, który kobiety uważają za stosowne aplikować sobie tak, że sterczy po obu stronach głowy, mniej więcej jak końskie okulary. (Należy jednak zaznaczyć, że okulary przeszkadzają koniom zerkać na boki, gdy tymczasem omawiany kawałek kartonu wcale nie stanowi przeszkody).
Tak czy owak, do czepeczka pasuje zadarty nosek, ten zaś z kolei wymaga ładnie wykrojonych ust, w których muszą tkwić piękne zęby, całość zaś powinna mieć jako ramkę okrągłą twarzyczkę. Okrągła twarz domaga się błyszczących oczu, możliwie najczarniejszych, i odpowiednich brwi. Włosy mogą być dowolne, ponieważ do czarnych oczu pasuje wszystko. Jak widzimy, taka całość daleka jest od klasycznej piękności. Jest to ów wymięty pyszczek, typowa twarz gryzetki, która może by była brzydka w kawałku kartonu, ale czepeczek czyni ją niekiedy uroczą, dając jej coś więcej niż piękność. Taką była panna Pinson.
Marceli ubzdurał sobie, że Eugeniusz powinien zainteresować się panienką. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Może dlatego, że sam był wielbicielem panny Zelii, serdecznej przyjaciółki panny Pinson. Uważał za rzecz naturalną i wygodną regulowanie spraw według swoich upodobań i łączenie przyjaźni z miłostkami. Otóż, kalkulacje tego typu nie należą do rzadkości i dość często się udają: jak świat światem okazja stanowi najsilniejszą ze wszystkich pokus. Któż potrafi określić, ile szczęśliwych czy nieszczęśliwych wydarzeń, ile miłości, kłótni, radości i rozpaczy zrodziło się dzięki sąsiadującym drzwiom, tajemnym schodom, korytarzom czy stłuczonym szybom?
Pewien typ mężczyzn jest jednak przeciwny takiej grze przypadku. Pragną zdobywać przyjemności, a nie wygrywać je na loterii i nie są skłonni do zakochania się jedynie dlatego, że w dyliżansie zajmują miejsce obok ładnej kobiety. Takim był Eugeniusz i Marceli wiedział o tym dobrze, toteż od dawna ułożył pewien nieskomplikowany plan, uważając go za wspaniały i niezawodny dla zwalczenia oporów kolegi.
Postanowił urządzić kolację i uznał, że najlepszym pretekstem będą jego imieniny. Kazał przysłać do pokoju dwa tuziny butelek piwa, duży kawał zimnej cielęciny z sałatą, olbrzymi placek i butelkę szampana. Najpierw zaprosił dwóch przyjaciół studentów, potem dał znać pannie Zelii, że wieczorem będzie u niego zabawa i że powinna na nią przyprowadzić pannę Pinson. Przyjaciółki nieomieszkały przyjść. Marceli uchodził, nie bez racji, za wykwintnisia Dzielnicy Łacińskiej, za takiego, któremu się nie odmawia. Toteż z wybiciem godziny siódmej obie gryzetki zastukały do jego drzwi; panna Zelia miała na sobie krótką sukienkę, szare trzewiki i czepeczek w kwiaty, panna Pinson, skromniej ubrana, była w swojej nieśmiertelnej czarnej sukni, w której – jak twierdzono – wyglądała na Hiszpankę, z czego była niesłychanie dumna. Jak łatwo się domyślić, żadna z nich nie znała sekretnych zamiarów gospodarza.