- nowość
- W empik go
Mirko - ebook
Mirko - ebook
Nie zapomina się smaku pierwszej miłości
Sabina, uczennica liceum plastycznego w Katowicach, podczas wakacji w Ustroniu spotyka wyjątkowego chłopaka. Mirko jest Chorwatem, mieszkającym w Splicie. Od pierwszego wejrzenia zakochuje się w dziewczynie i zapewnia, że ta w przyszłości zostanie jego żoną.
Jednak życie to nie bajka, a PRL-owska rzeczywistość nie sprzyja znajomościom na odległość. Sabina oraz Mirko są skazani na pisanie listów, tęsknotę i… czekanie. Na kolejne wakacje. Na następną szansę, by skraść dla siebie chociaż chwilę bliskości.
Mimo że tych dwoje ludzi pochodzi z zupełnie różnych światów, wciąż coś ich do siebie ciągnie, a rozłąka podsyca ich pragnienia i uczucia. Pytanie tylko, czy to wystarczy, by stworzyć relację, która przetrwa wszystkie sztormy…
Mirko czule mnie przytulił i zaczął całować, najpierw delikatnie muskając tylko usta, a po chwili coraz bardziej namiętnie dotykając językiem moich warg.
Z coraz większą przyjemnością poddawałam się uczuciu. Zamknęłam oczy, smakowałam każdy jego pocałunek, pragnęłam na zawsze zachować te chwile w pamięci. Bałam się, że gdy otworzę oczy, to czar pryśnie, a Mirka przy mnie nie będzie.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8373-353-1 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W odległej przeszłości…
Każda kobieta przynajmniej raz w życiu zadała sobie pytania: „Co by było, gdybym postąpiła inaczej, jak potoczyłoby się moje życie, gdzie teraz bym była?”, „Czy postąpiłam słusznie, czy dokonałam właściwego wyboru, czy moja decyzja uczyniła mnie szczęśliwą?”.
Zadaję sobie te pytania od pięćdziesięciu lat, czyli od pół wieku. Aż trudno uwierzyć, że minęło już tyle czasu – ciągle mi się wydaje, że to wszystko działo się wczoraj.
Dla ludzi młodych pięćdziesiąt lat to wieczność, dla ludzi z mojego pokolenia pięćdziesiąt lat to tylko liczby.
Podobno każdy jest kowalem swojego życia i szczęścia. Ja ciągle mierzę się z moimi wyborami, z moimi demonami – czy aby słusznie?
Gdybym miała więcej odwagi, gdybym nie słuchała rodziców, gdybym żyła w innych czasach, to może wszystko potoczyłoby się inaczej?
Moje życie można podzielić na dwa etapy: przed i po.
Etap pierwszy, przed, to najpiękniejszy czas mojego życia, wielka miłość do Chorwacji, a bardziej precyzyjnie – miłość mojego życia miała na imię MIRKO. Cudowne, niezapomniane cztery lata… Planowaliśmy wspólne życie, miał być ślub, rodzina, ale nie wszystko potoczyło się zgodnie z naszymi planami. Życie napisało własny scenariusz, nie taki, o jakim marzyłam.
Etap drugi, po, to ślub, oczywiście kościelny i bardzo wystawny, bo co by ludzie powiedzieli, z mężczyzną o imieniu Karol! Mąż okazał się emocjonalnym wampirem, który wysysał ze mnie wszystkie najlepsze uczucia i prawie doprowadził mnie na skraj obłędu.
Z tego związku urodziłam syna. Uważam, że to moje największe osiągnięcie w życiu! Niewiele ich miałam. Jestem bardzo dumna z syna, bo wiele osiągnął, skończył studia, założył rodzinę i znalazł dobrą pracę.
Po burzliwym rozwodzie przez osiem lat nie potrafiłam uwierzyć w siebie, zaufać innemu mężczyźnie ani stworzyć nowego związku.
Pewnego dnia w pracy poznałam Tomka i wszystko się zmieniło.
Nie wierzę w horoskopy, ale coś jest na rzeczy. Mój pierwszy mąż był zodiakalnym Bliźniakiem! Miał podwójną osobowość: raz był kochający, czuły, towarzyski, otwarty, a za chwilę kłamliwy, zdradziecki, chytry, egocentryczny. To była huśtawka emocjonalna, a ja nigdy nie wiedziałam, co zrobi ani jak się zachowa.
Drugi związek stworzyłam z Tomkiem, zodiakalnym Strzelcem, którego strzała skutecznie mnie ustrzeliła! Związek ten oparty był na bezpieczeństwie, namiętności, wzajemnym zrozumieniu, poczuciu własnej wartości.
Ogólnie? Jestem spełniona, spokojna, raczej zadowolona z życia, ale zadaję sobie pytanie, co by było, gdybym…?
Jak potoczyłoby się moje życie, gdybym w tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym dziewiątym roku nie pojechała na wakacje do Ustronia-Jaszowca? Tam zaczęła się niezwykła historia miłości!
Ludzie, którzy wierzą w Boga, powiedzieliby, że to Bóg tak chciał, że to ręka Boga. Jestem raczej skłonna przychylić się do tezy, że to los, albo inaczej przeznaczenie, decyduje o naszym życiu. Można starać się mu pomóc, ale i tak ono zawsze ma rozstrzygający głos, ma swoje plany wobec nas.
To przeznaczenie decyduje, gdzie i kiedy znajdziemy się w danym momencie.
Zakończył się rok szkolny. Od dwóch dni trwały wakacje. Miałam szesnaście lat i głowę pełną marzeń i planów na przyszłość. Nie byłam pełnoletnia, dlatego na wczasy pojechałam z moją przyjaciółką Magdą i ciocią, która pełniła funkcję przyzwoitki.
Mam na imię Sabina, jestem niezbyt wysoką, liczącą metr sześćdziesiąt jeden centymetrów, naturalną blondynką o dużych, piwnych oczach. Zawsze żałowałam, że nie mam choć czterech centymetrów więcej. Cóż, musiałam to zaakceptować, z naturą się nie dyskutuje.
Niedawno zrobiłam trwałą ondulację, takie luźne loki. Figurę miałam w typie gruszki: wąskie ramiona, wąską talię i trochę sterczący tyłek. Piersi średniej wielkości, raczej cytrynki niż pomarańcze.
Nie uważałam się za piękną, można mnie było raczej zakwalifikować jako ładną, ale chłopcy mówili, że mam to coś, nie wiem co, ale podobno to mam.
Jestem jedynaczką, w tamtym roku po raz pierwszy rodzice dali mi trochę swobody.
Była piękna pogoda, świeciło słońce, słychać było szemrzący strumyk, dookoła roztaczała się piękna panorama Beskidu Śląskiego. Wracałyśmy z kąpieliska i co chwilę wybuchałyśmy śmiechem. Szłyśmy poboczem jezdni. W ręku trzymałam sandały zwane rzymiankami w kolorze krwistej czerwieni. To zawsze był mój ulubiony kolor. Opowiadałam coś Magdzie i energicznie wymachiwałam butami.
Nagle za naszymi plecami rozległ się klakson samochodu.
Byłam trochę zniecierpliwiona, więc nie odwracając się, machnęłam do kierowcy, żeby jechał dalej. Nie przerywałam opowiadania. Klakson samochodu odezwał się ponownie, a wtedy odwróciłam się, żeby zareagować.
Za nami zatrzymał się śliczny czerwony samochód, pasujący kolorystycznie do moich rzymianek. Był to mini morris z zagraniczną tablicą rejestracyjną.
Za kierownicą tego czerwonego cudeńka siedział przystojny, ognisty brunet, ubrany w błękitne polo rozpięte pod szyją. Na szyi połyskiwał mu złoty łańcuch. Drugi mężczyzna był ciemnym szatynem, miał na sobie beżową koszulę z krótkim rękawem. Obaj uśmiechali się do nas promiennie.
Pasażer przyjaźnie machał do nas ręką, gdy z samochodu wysiadł kierowca i trzymając się za serce, podszedł do mnie i łamaną polszczyzną powiedział:
– Jesteś taka lepa. Volim te, od pierwszego zobaczenia. Jesam Mirko, a to mój drug Drago, mismo iz Jugoslawii, żiwiemy u Zagrebu. Jesam Chorwat, mój drug to Serb.
– Chorwat, Serb? Co to znaczy? – spytałam.
– To krainy, na jakie podzielona jest Jugoslawia, tak jak województwa w Polsce. Widzialem tebe iz dala, ne mogu od tebe oczu zabrać, musisz byti moja żena.
Stałyśmy jak wryte i patrzyłyśmy z niedowierzaniem na przystojnych, ale wyjątkowo dziwnie zachowujących się mężczyzn.
Ocknęłam się pierwsza i powiedziałam:
– Chodź szybko, Magda, oni są chyba nienormalni, jeszcze nam coś złego zrobią!
Zaczęłyśmy oddalać się od samochodu z dziwnymi pasażerami, ale pojazd z obcokrajowcami podążał za nami. Siedzący w nim mężczyźni cały czas zapewniali nas, że nie mają złych zamiarów.
Ciekawość zwyciężyła i w końcu się zatrzymałyśmy. Wtedy panowie wysiedli z samochodu.
Widok bardzo przystojnych mężczyzn spowodował, że zaczęłyśmy się zastanawiać, dlaczego zwrócili uwagę właśnie na nas. Z jednej strony bałyśmy się nieznajomych obcokrajowców, a z drugiej – młodzieńcza ciekawość przysłaniała rozsądek i racjonalne zachowanie. Może z powodu ich egzotycznego, wyróżniającego się w Polsce wyglądu, może z chęci bliższego poznania mężczyzn, a może po prostu z pragnienia przeżycia ciekawej przygody? Rozsądek mówił, że należy tę znajomość natychmiast skończyć, a młodzieńcza ciekawość kusiła wyobraźnię.
Byłam zawsze tą rozsądniejszą, ale nie tym razem. Przekonałam Magdę, że możemy z nimi porozmawiać na ulicy, gdzie nic nam nie grozi, bo jeżdżą samochody i chodzą ludzie, panuje stosunkowo duży ruch i jest bezpiecznie.
Mirko delikatnie ujął moją dłoń i już od tego pierwszego dotyku była między nami chemia. Poczułam przemiłe ciepło, jakieś dziwne prądy, przenikające w głąb całego ciała. Nigdy do tej pory nie czułam nic podobnego.
Stałam jak zahipnotyzowana i nie potrafiłam zrobić nawet kroku. Zawsze byłam pewna siebie i żartowałam z kolegów w liceum, a teraz czułam się jak rażona piorunem. Co jest, do licha? Chyba zwariowałam! Czy to jakiś paraliż?
Wszystko, co się dokoła działo, było magiczne, prawie nierzeczywiste, taki piękny sen na jawie.
Mirko trzymał moją dłoń i przyciskał ją do swojego serca, a ja wyczuwałam jego przyspieszone bicie.
Dopiero teraz dokładnie mu się przyjrzałam. Był średniego wzrostu, na oko liczył sto siedemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu. Miał oliwkową cerę, kruczoczarne włosy, piękne czarne oczy o powiekach zakończonych długimi rzęsami oraz wyraziste, pełne usta. Uśmiechał się, pokazując śliczne białe zęby. Mówił przytłumionym głosem z nutą egzaltacji.
To był najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego do tej pory widziałam. Serce waliło mi jak oszalałe.
Po raz pierwszy właśnie on widział we mnie kobietę. Od razu nabrałam pewności siebie, poczułam się wyróżniona.
Mirko robił piorunujące wrażenie, cudownie pachniał, a jedyną wadą był jego wiek – był dość stary, miał na oko trzydzieści lat. Jego kolega był chyba o jakieś pięć lat młodszy, ale dla dwóch szesnastolatek to byli prawie emeryci.
Zaczęliśmy rozmawiać. Mężczyźni dopytywali się, gdzie mieszkamy. Sądzili, że jesteśmy mieszkankami Ustronia. Nie wiem, dlaczego ta sugestia bardzo nas zirytowała.
– Czy wyglądamy jak wiejskie dziewczyny? Mieszkamy w dużym mieście niedaleko Ustronia, tutaj jesteśmy na wakacjach z ciocią – powiedziała Magda.
Nie potrafiłam oderwać oczu od Mirka. Było w nim coś magicznego, coś, co nie pozwalało o nim zapomnieć, nawet przez chwilę. To mi się śni, to nie dzieje się naprawdę!
Mężczyźni zaproponowali spotkanie wieczorem, zaprosili nas na kolację z dansingiem, ale wiedziałam, że nie możemy same decydować.
– Jesteśmy niepełnoletnie, musimy uzyskać zgodę cioci, która sprawuje nad nami opiekę – odparłam. – Jeżeli ciocia wyrazi zgodę, to z przyjemnością z wami się spotkamy.
Podałyśmy adres naszej kwatery w Ustroniu. Już po chwili zaczęłyśmy dzielić się wrażeniami.
– Madzia, uszczypnij mnie, czy to wszystko naprawdę się wydarzyło, czy nam się to przyśniło?
Byłam bardzo podekscytowana, robiło mi się gorąco i ściskało mnie w żołądku, gdy tylko myślałam o Mirku. Nigdy wcześniej do żadnego chłopca nic takiego nie czułam. Mogłabym tańczyć, śpiewać i skakać z radości, a świat widziałam bardziej kolorowy.
Musimy wszystko opowiedzieć cioci. Ciekawe, czy się zgodzi, żebyśmy poszły na kolację z nieznajomymi obcokrajowcami. Co zrobimy, jeżeli ciocia nie wyrazi zgody?
Czułam, że muszę znów zobaczyć Mirka.
Doszłyśmy do kwatery. Był to typowy góralski dom, z przeznaczeniem na wynajem, po prostu kilka pokoi dla letników bez specjalnych wygód. W jednym z nich, trzyosobowym pomieszczeniu z dużym balkonem z widokiem na góry, mieszkałam z Magdą i towarzyszącą nam ciocią.
Nasza opiekunka wyglądała na zirytowaną. Zwróciła nam uwagę, że spóźniłyśmy się prawie godzinę, a miałyśmy pójść razem na obiad do pobliskiej restauracji. Magda wyjaśniła, co było tego przyczyną.
Czekałam na reakcję cioci, bo obawiałam się, że nie wyrazi zgody na wieczorne spotkanie z nieznajomymi. A przecież muszę znów zobaczyć Mirka, bo czułam się tak, jakby nagle zabrakło mi powietrza, jakbym się dusiła.
Początkowo ciocia myślała, że wszystko wymyśliłyśmy, żeby wytłumaczyć spóźnienie. Dopiero po chwili zorientowała się, że mówimy prawdę.
– Jak mogłyście rozmawiać z nieznajomymi mężczyznami, w dodatku z obcokrajowcami? Jestem za was odpowiedzialna! Co powiedzieliby wasi rodzice? To była po prostu głupota! Wydawało mi się, że jesteście rozsądne, macie poukładane w głowach. Taka bezmyślność mogła się bardzo źle dla was skończyć! Ci mężczyźni mogli was porwać, mogli was zgwałcić albo nawet zabić, czy nie przyszło wam to do głowy?
Milczałam, obserwując rozwój sytuacji.
– Ciociu, my to wszystko wiemy, bardzo uważałyśmy, byłyśmy na ruchliwej ulicy, nigdzie się nie oddalałyśmy. Ci panowie na pewno nie są źli. Jestem tego pewna, że nie chcieli nam zrobić nic złego! Zaprosili nas na kolację z dansingiem, mają po nas przyjechać o osiemnastej. Ciociu, czy ty nas puścisz?
– Musiałabym zwariować, gdybym się na to zgodziła, wybijcie to sobie z głowy! Nie macie osiemnastu lat, nie ma mowy!
– Ciociu, oni przyjadą prosić ciebie o zgodę na nasze wyjście na kolację. Zgódź się, proszę, tak nam zależy!
– Jeżeli w ogóle tu przyjadą, w co szczerze wątpię, to powiem im, że jesteście za młode, żeby chodzić z nieznajomymi mężczyznami wieczorami do restauracji!
Reakcja cioci była do przewidzenia. Jak ją przekonać? Będziemy musiały się z nimi pożegnać i więcej ich nie zobaczymy? Zrobiło mi się bardzo przykro.
Na wszelki wypadek, gdyby ciocia zmieniła zdanie, to będziemy ubrane i gotowe do wyjścia. Założyłam jasną, seledynową sukienkę wiązaną na szyi, taką w stylu greckiej bogini, z gołymi ramionami i plecami. Sukienkę uszyła mi znajoma krawcowa według wykrojów z katalogu „Burda”, według najnowszych trendów. Materiał na sukienkę nabyłam w pewexie za bony dolarowe, które mój ojciec kupił od cinkciarza, czyli człowieka nielegalnie handlującego obcą walutą.
W czasach mojej młodości jedynie firma o nazwie Moda Polska szyła markowe ubrania. Kreacje były bardzo drogie, dlatego alternatywą było kupienie ciekawego materiału w pewexie i uszycie kreacji samodzielnie albo przez profesjonalną krawcową. W ogólnodostępnych sklepach oferowano samą tandetną odzież ze słabych jakościowo materiałów. Sukienki wyglądały jak worki na kartofle.
Moja kreacja z wiotkiego materiału podkreślała moją figurę i uwydatniała biust.
Zbliżała się godzina osiemnasta. Chcąc jakoś zabić czas oczekiwania na przybycie mężczyzn, prowadziłyśmy niezobowiązującą rozmowę.
Nie umiałyśmy ukryć ekscytacji i zniecierpliwienia.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
– Dobar wieczer! Ja sam Mirko Mikicz, to mój drug, Drago Volicz, mismo iz Jugoslawii. Pani to tetka Sabiny i Magdy?
Mirko przyniósł dla cioci kwiaty. Widziałam, że zrobił na niej ogromne wrażenie.
Obaj panowie byli elegancko ubrani, Mirko miał na sobie ciemnoszary garnitur, jasnofioletową koszulę i ciemnoszary krawat, a Drago jasnogranatowy garnitur i błękitną koszulę rozpiętą pod szyją. Nie można było oczu od nich oderwać, wyglądali tak porządnie, że wytrącili cioci wszelkie argumenty. Zwróciła się do mężczyzn:
– Czy panowie moglibyście przedstawić jakieś swoje dokumenty? Dziewczęta są niepełnoletnie, odpowiadam za nie, więc chcę wiedzieć, komu powierzam ich bezpieczeństwo.
Mirko i Drago pokazali cioci swoje paszporty. Zastanawiałam się, po co, przecież nawet nie spisała ich numerów.
Po dość długich pertraktacjach i zapewnieniach o szczerych intencjach uzyskali zgodę na nasze wieczorne wyjście z domu. Ciocia postawiła jednak warunek, że panowie odprowadzą nas na kwaterę przed godziną dwudziestą trzecią.
Wreszcie pojechaliśmy na kolację do restauracji w Jaszowcu, położonej na górze o nazwie Równica.
Mirko prowadził mini morrisa, obok niego siedziałam ja, a z tyłu Drago z Magdą.
Kierowca samochodu dotykał mojej dłoni i co chwilę ją całował, a przez moje ciało przechodziło coś na podobieństwo wyładowania elektrycznego. Nigdy wcześniej tak się nie czułam. Siedzący z tyłu samochodu Drago, w przeciwieństwie do Mirka, znał mniej polskich słów, znacznie gorzej szła mu konwersacja z Magdą. Gdy napotykali barierę językową i nie potrafili się porozumieć, to szczerze się śmiali.
W latach siedemdziesiątych niewiele zachodnich samochodów jeździło po polskich drogach, dlatego mini morris budził duże zainteresowanie, stał się lokalną sensacją. Rzucał się w oczy, zwłaszcza że karoseria była ognistoczerwona, miał liczne chromowane ozdoby oraz czarną skórzaną tapicerkę.
Kątem oka obserwowałam reakcje ludzi na ulicy, którzy z nieukrywaną zazdrością pokazywali sobie samochód. Odczuwałam dumę, że jesteśmy pasażerkami tego niezwykłego auta i towarzyszą nam przystojni mężczyźni.
Jechaliśmy dość długo pod górę drogą z licznymi ostrymi zakrętami i podziwialiśmy piękne górskie krajobrazy. Wreszcie dotarliśmy na miejsce.
Mirko pierwszy wysiadł z samochodu, otworzył mi drzwi, następnie wypuścił siedzących z tyłu pasażerów. Takie zachowanie mężczyzny było dla mnie dotychczas niespotykane, moi rówieśnicy i znani mi panowie nigdy tak nie traktowali dziewczyn i kobiet. To bardzo przyjemne uczucie, czułam się tak, jakbym była najważniejszą osobą w Ustroniu.
Weszliśmy do restauracji. Zazwyczaj obojętni kelnerzy, widząc obcokrajowców, zainteresowali się nami. Jeden z nich szybko podszedł i zaproponował stolik.
Zamówiliśmy kolację. Początkowo rozmowa prowadzona była na tematy raczej ogólne. Chciałam się dowiedzieć jak najwięcej o mężczyznach. Zadawałam pytania Mirkowi, który mówił trochę po polsku i dużo rozumiał.
– Co robicie w Ustroniu? – spytałam.
– Współpracujemy z Petrochemią w Płocku, pracujemy w rafinerii w Sisaku. To miasto położone około trzydzieści kilometrów od Zagrzebia. Obaj jesteśmy inżynierami chemikami. Za kilkuletnią współpracę z rafinerią w Płocku dostaliśmy czternastodniowe wczasy w Ustroniu. Jesteśmy tu ponad tydzień. Bardzo nam się nudziło, dopiero teraz, gdy was spotkaliśmy, to wszystka się zmieniło! Ustroń jest jeszcze ładniejszy – powiedział Mirko, uśmiechając się. – Myśleliśmy z Drago, że jesteście mieszkankami Ustronia, ale już wiemy, że byliśmy w błędzie – roześmiał się.
– Co znaczy ten śmiech? – spytałam.
– Nie sądziliśmy, że poczujecie się urażone tym, że pochodzicie z Ustronia. Przecież to ładna miejscowość.
– Owszem, ładna, ale my mieszkamy w dużym mieście, w Katowicach.
– Ja pochodzę z Dalmacji, urodziłem się w Splicie. To piękne miejsce, musicie przyjechać i zobaczyć. Jest tam bardzo błękitne morze, rosną palmy i jest znacznie cieplej niż w Polsce. Ja studiowałem chemię w Belgradzie, pracuję w Sisaku, a mieszkam obecnie w Zagrzebiu. Drago jest z Zagrzebia. Pracujemy razem w rafinerii. A teraz wasza kolej, powiedzcie coś o sobie.
– Chodzimy do szkoły średniej, do liceum, ja jestem jedynaczką, Magda ma jeszcze dwóch braci.
– Ja mam sestre i starszego brata, a Drago ma mladszego brata. Gra orkiestra, możemo tańczyć? – zapytał Mirko.
– Znamy tylko tańce dyskotekowe, nie umiemy tańców towarzyskich – odparła Magda.
– Pozwólcie, my was poprowadzimy.
Mirko delikatnie mnie przytulił, zaczął szeptać do ucha różne komplementy i czule muskał mój płatek ucha. Zdrętwiałam. Na zmianę robiło mi się gorąco, wstrząsały mną dziwne dreszcze i nie umiałam tego opanować. Czułam, że moje piersi sztywnieją. Sutki stwardniały i sterczały, niebezpiecznie przyciągając wzrok wszystkich mężczyzn na sali. Ze wstydu chciałam się zapaść pod ziemię. Mirko też bacznie obserwował moją reakcję.
Obejmując go w tańcu, czułam jego twarde mięśnie oraz coś, co mnie uwierało w okolice podbrzusza. Chciałam się choć na chwilę uwolnić z objęć mężczyzny, żeby nabrać powietrza. Poczułam, że robię się wilgotna. Nigdy wcześniej nie miałam takich doświadczeń. Z emocji i podniecenia zaczęłam szczękać zębami.
– Jest ci zimno? – spytał.
Drżącym głosem potwierdziłam. Dodałam także, że muszę pójść do toalety.
Co się ze mną dzieje? Czułam wyładowania elektryczne między nami, przepływające prądy. Trochę ochłonęłam w toalecie, przemyłam twarz i ręce zimną wodą.
Mirko stał przed drzwiami i czekał na mnie.
– Dobro wszystko?
Słyszałam wyraźną troskę w jego głosie.
– Tak, nic mi nie jest.
Weszliśmy na salę i zaczęliśmy znowu tańczyć. Tym razem zręcznie odsunęłam się od partnera.
Mięśnie nadal miał napięte, był czuły, wrażliwy, ale mogłam swobodniej oddychać. W pewnej chwili zsunął moje dłonie na swoje pośladki. Ze zgrozą stwierdziłam, że on nie nosi bielizny!
Zaproponował wyjście na taras i żeby mi nie było zimno, zdjął marynarkę i mnie nią otulił.
– Ne może ti biti chladno.
Na tarasie znów mnie objął i zaczął całować po włosach, szyi, dłoni, całej ręce aż do łokcia, a potem po ramieniu i plecach.
Po chwili pocałował mnie w usta. To najpierw było delikatne muśnięcie, następnie wsunął mi język do ust!
Wzdrygnęłam się zaskoczona jego zachowaniem i odskoczyłam od mężczyzny.
– Co ty robisz?
Mirko nie rozumiał, o co mi chodzi, ale po chwili zapytał.
– Nie całowałaś się w ten sposób?
– Nie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Zapadła niezręczna cisza.
Jaki ze mnie głupiec, może dziewczyna jeszcze nie miała żadnego mężczyzny, pomyślał. Ma szesnaście lat, ale jest to przecież możliwe.
Po dłuższej chwili, gdy opanował pożądanie i emocje, zapytał cicho:
– Czy kochałaś się już z jakimś mężczyzną?
Poczułam się niezręcznie, że chłopak, którego dopiero rano poznałam, zadaje krępujące pytanie. Wreszcie wydukałam:
– Jestem dziewicą, nigdy nie byłam z mężczyzną.
Bałam się, jak Mirko zareaguje i czy nie będzie się ze mnie śmiał.
Rodzice stale powtarzali mi, że kontakty cielesne przed ślubem są niemoralne, niedopuszczalne. Dziewczęta, które robią takie rzeczy, będą potępione. O seksie nie rozmawiano, bo to świństwa.
Reakcja Mirka była zaskakująca. Ucałował moją dłoń i powiedział:
– Przepraszam cię za brak delikatności, do głowy mi nie przyszło, że taka śliczna dziewczyna nie miała jeszcze mężczyzny. W Jugosławii dziewczyny w wieku piętnastu–szesnastu lat mają już swoich chłopaków!
– W Polsce jest inaczej – odparłam. – Jak dziewczyna zadaje się z mężczyznami przed ślubem, uważa się ją za puszczalską, bez moralnych zasad.
– Dla każdego mężczyzny bycie tym pierwszym to ogromny zaszczyt i szczęście – powiedział Mirko.
Spojrzał na zegarek. Dochodziła dwudziesta druga trzydzieści.
– Musimy już wracać, ciocia będzie się niepokoić, obiecaliśmy, że wrócicie przed jedenastą.
Szybko się zebraliśmy, a panowie zapłacili za kolację.
W samochodzie nikt się nie odzywał, do domu wracaliśmy w milczeniu.
Obawiałam się, że przez swoje wyznanie Mirko nie będzie chciał się ze mną spotkać, ale nie byłam jeszcze gotowa na dalsze kroki. Ostatnio często myślałam, jak będzie wyglądał mój pierwszy raz. Jednego byłam pewna – to nie mogło być dzisiaj.
Mężczyźni odprowadzili nas na kwaterę. Ciocia czekała już z niecierpliwością.
– Dziękuję, że panowie dotrzymaliście słowa.
– Dziękujemy, że pani się zgodziła, to był niezapomniany wieczer. Dobranoc – powiedział Mirko.
Panowie pożegnali się i wyszli.
Ciocia dopytywała, jak było i co robiliśmy. Odpowiadała głównie Magda. Ja siedziałam zamyślona. Byłam zdruzgotana. Nie umówiliśmy się z nimi na jutro, to znaczy koniec. Bajka, która dopiero się zaczęła, już się skończyła.
Ogarnął mnie smutek i chciało mi się płakać. Mirko miał rację, to był niezwykły wieczór, nigdy wcześniej czegoś podobnego nie przeżyłam.
Czułam ogromną pustkę po rozstaniu z tym mężczyzną, jakby jakaś część mnie nagle zniknęła, jakby jej nagle zabrakło.
Czy to koniec?
Rozpłakałam się cicho do poduszki.
***
W drodze do pensjonatu Drago pytał kolegę:
– Dlaczego tak szybko wyszliśmy z restauracji, co się stało? Czemu milczysz? Więcej się nie spotkamy z dziewczętami?
– Skąd ci to przyszło do głowy? – odpowiedział Mirko.
– Przecież nie umówiliśmy się na jutro, a Magda wpadła mi w oko, chcę się z nią zobaczyć. Myślałem, że Sabina też ci się spodobała.
– Nie tylko się spodobała! Jestem nią oczarowany, a po tym, co mi powiedziała, to nawet zachwycony!
– Cóż takiego ci powiedziała?
– Stary, nie mogę ci powiedzieć, musiałbym cię zabić – zaśmiał się Mirko.
***
Myślałam o tym, co się wydarzyło w ciągu całego dnia. O zaskakującym poznaniu na ulicy, o tym, że „volim te” znaczy „kocham cię”. Słyszałam te słowa niejednokrotnie w filmach, w radiu, czytałam w czasopismach i książkach, czasami padały one w domu, ale żaden mężczyzna do tej pory nie mówił mi, że mnie kocha! Do dziś! Powiedział to mężczyzna, którego dopiero poznałam.
Rodzice wpajali mi surowe zasady, twierdzili, że najważniejsze dla przyzwoitej dziewczyny jest skromne zachowanie, a poza tym ukrywanie swoich emocji, niepokazywanie mężczyźnie, jakie wywiera na nas wrażenie.
Myślałam o kolacji w restauracji, a szczególnie o tańcach z Mirkiem. Domyślałam się, co uwierało mnie w brzuch podczas tańca i doprowadziło do drżenia całego ciała – to na pewno był męski penis.
Całe to zdarzenie miało niewątpliwie zabarwienie erotyczne, pomyślałam.
Nie mogłam powiedzieć Mirkowi, że jego penis uwiera mnie i wywołuje dreszcze podniecenia, że czuję się niezręcznie.
Cofnęłam się wspomnieniami do czasów dzieciństwa. Miałam wtedy chyba sześć czy siedem lat. Bawiłam się lalkami w jadalni, pod stołem nakrytym obrusem. Słyszałam, że ojciec kąpie się w łazience, a po chwili wszedł nagi do pokoju, nie zauważył mnie. Nawet się nie poruszyłam, siedziałam cichutko, jak mysz pod miotłą, bo bałam się jego reakcji. Gdyby mnie zobaczył, dostałabym lanie. Wtedy pierwszy raz w życiu ujrzałam nagiego mężczyznę.
Wcześniej widziałam, jak ciocia przewijała małego kuzyna, ale maluch miał takiego małego siusiaka, a mój ociec dużego, w dodatku otoczonego włosami. Wiedziałam wówczas, że odkryłam ważną tajemnicę dorosłych.
Dlaczego akurat teraz o tym sobie przypomniałam? Bo nagle poczułam się dorosła? Czy tak czują się kobiety?
Zauważyłam, że wzbudzam zainteresowanie mężczyzn, podobam im się. Chciałam znowu zobaczyć Mirka, doświadczyć wszystkich emocji, tych motyli w brzuchu.
Zasnęłam pełna niepokoju, co przyniesie jutrzejszy dzień.
Kiedy rano jadłyśmy śniadanie, ktoś zapukał do drzwi.
– Dobor Dan – powiedział Mirko. – Wczera zapamialsam umówic se. Pani pozwoli zabrać na wycieczkę Sabinę i Magdę? Chcemo jechać na górę Czantorię wyciągiem krzesełkowym.
Ciocia się nie sprzeciwiała, kazała nam uważać i wrócić na obiad.
Odetchnęłam. Bajka jeszcze się nie skończyła, wszystkie moje marzenia odżyły na nowo. Dotyk ciepłych dłoni mężczyzny, jego wilgotne wargi na moich ustach, pocałunki w szyję powodujące przyjemny dreszczyk całego ciała – wszystko to jeszcze jest przede mną.
Podjechaliśmy pod wyciąg i zostawiliśmy samochód na parkingu strzeżonym. Następnie mężczyźni kupili bilety na wyciąg krzesełkowy.
Ja siedziałam z Mirkiem, a Magda z Drago. Jadąc pod górę, podziwialiśmy piękne krajobrazy. Na niektórych odcinkach trasy mieliśmy ochotę dotykać czubków drzew. Na ich wierzchołkach bawiły się całe rodziny wiewiórek, a na dole uciekały w popłochu pojedyncze zające. Widzieliśmy też przebiegające gromadnie sarny, którym towarzyszył dorodny jeleń.
Mirko cały czas obejmował mnie ramieniem i stale pokazywał mi różne ciekawe rzeczy. W pewnym momencie powiedział:
– Wiesz, jesteś dla mnie ideałem dziewczyny, właściwie kobiety! O kimś takim jak ty marzyłem całe życie, nie mam zamiaru z ciebie rezygnować! Za trzy dni wyjeżdżamy z Ustronia, musimy wracać do Jugosławii. Chciałbym porozmawiać z twoimi rodzicielami! Powiem im, że ciebie kocham i chcę się z tobą ożenić.
Po tych słowach zamarłam z przerażenia. Znałam swojego ojca i jego poglądy, mogłam przewidzieć jego reakcję. Wiedziałam, że jestem za młoda, żeby wyjść za mąż, że tata nigdy się nie zgodzi, żeby jego jedynaczka wyjechała na stałe za granicę.
Próbowałam w miarę delikatnie powiedzieć o tym Mirkowi. Nie słuchał, był pewny, że potrafi przekonać moich rodziców, by zgodzili się na nasze zaręczyny.
Opuściliśmy wyciąg i trzymając się za ręce, chodziliśmy po lesie. W pewnym momencie Mirko mnie przytulił i zapytał:
– Czy chciałabyś, żebym był twoim nauczycielem w sztuce miłości?
Zabrzmiało to dziwnie, jakoś pompatycznie. Dość długo milczałam.
– To trzeba się uczyć miłości? – spytałam.
– Wkrótce wyjeżdżamy, jest bardzo mało czasu, żeby się bliżej poznać. Pomyślałem, że zaproszę ciebie i twoich rodziców do Jugosławii. Będziemy mieli miesiąc na bliższe poznanie, spędzimy czas nad Adriatykiem. Chciałbym, żebyś pokochała moją ojczyznę i poznała moją matkę i rodzeństwo.
Perspektywa jakiejś nauki miłości przerażała mnie, wszystko działo się zbyt szybko. Potrzebowałam więcej czasu, nie mogłam tak szybko decydować. Obawiałam się też reakcji mojego ojca. Wiedziałam, że potrafi się złościć, bywa nieobliczalny, apodyktyczny, czasami agresywny.
Oficjalnie byłam oczkiem w głowie tatusia, a nieoficjalnie – jego wielkim rozczarowaniem, bo nie byłam chłopcem. Trudno żyć i dorastać ze świadomością, że jesteś osobą o mniejszej wartości tylko dlatego, że urodziłaś się dziewczynką.
Miałam tylko nadzieję, że w obecności obcokrajowców nie będzie na mnie krzyczał.
Mirko czule mnie przytulił i zaczął całować, najpierw delikatnie muskając tylko usta, a po chwili coraz bardziej namiętnie dotykając językiem moich warg.
Z coraz większą przyjemnością poddawałam się uczuciu. Zamknęłam oczy, smakowałam każdy jego pocałunek, pragnęłam na zawsze zachować te chwile w pamięci. Bałam się, że gdy otworzę oczy, to czar pryśnie, a Mirka przy mnie nie będzie. Kolejne pocałunki upewniły mnie, że to wszystko dzieje się naprawdę, mężczyzna, który stoi obok, jest prawdziwy.
Czułam, że mnie kocha, wyczuwałam także jego żar namiętności. Był to jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu.
Obiecał, że będzie co trzy dni pisał do mnie listy, żebym o nim nie zapomniała. Ponownie mieliśmy spotkać się dopiero za rok!
Wracaliśmy do domu w cudownych nastrojach.
Mirko poinformował ciocię, że jutro pojedzie ze mną do moich rodziców i poprosi ich o zgodę na nasz ślub. Ciocia bezskutecznie usiłowała odwieść go od tego pomysłu, a on przekonywał nas, że wie, co robi.
Po wyjściu mężczyzn cioci puściły nerwy.
– Dziewczyno, czy ty rozum postradałaś? Wiesz, co powie twój ojciec, jak pan Mirko poprosi o twoją rękę?
– Wiem, ciociu, najprawdopodobniej wyrzuci go z domu!
– Twój ojciec do końca życia nie wybaczy mi, że puściłam was na kolację z dużo starszymi i nieznajomymi mężczyznami!
– Pomyślałam o tym, dlatego powiemy, że byłaś z nami.
– Mam kłamać?
– Nie mamy innego wyjścia – powiedziałam.
– Będę musiała jutro z wami pojechać do Katowic. Twój ojciec będzie zły, że przyjechałyście same z obcymi mężczyznami.
– To dobry pomysł, ciociu. Jutro powiem Mirkowi, że musisz jechać z nami.
Nie umiałam zasnąć, bo bałam się spotkania z ojcem. Już nieraz pokazał, jaki potrafi być surowy i nieustępliwy.
Nie pozwalał mi spotykać się z kolegami, gdyż twierdził, że oni myślą tylko o tym, żeby dziewczynę wykorzystać i zrobić jej krzywdę. Każdy kolega, którego przyprowadziłam do domu, był nieodpowiedni, za mało dobry dla jego jedynaczki. Wszyscy mieli wymyślone przez mojego ojca wady. Jeden był zbyt swobodny, podobno czuł się jak u siebie w domu. Drugi był niepoważny, podobno stale się śmiał. Trzeci był rzekomo rudy, to znaczy fałszywy, dlatego nie do zaakceptowania.
Koledzy czuli, że nie są u nas mile widziani, dlatego ich wizyty u mnie kończyły się na jednym, może dwóch spotkaniach, które ojciec nieustannie przerywał, wchodząc do mojego pokoju pod byle pretekstem.
Uprzedzałam Mirka, że ojciec na pewno się nie zgodzi, ale on i tak chciał poznać przyszłych teściów.
Zaraz z rana poszłam do centrum Ustronia i z poczty zatelefonowałam do rodziców, by uprzedzić ich o naszym przyjeździe z gośćmi.
Na szczęście telefon odebrała mama.
– Dzień dobry, mamusiu.
– Co słychać, skarbie, czy wszystko w porządku?
– Tak, mamusiu, poznałyśmy z Magdą takich panów z Jugosławii, oni bardzo chcą was poznać! Czy mogę jutro z nimi do was przyjechać? To bardzo sympatyczni panowie, zobaczysz. Ciocia przyjedzie z nami!
– Jeżeli ciocia będzie wam towarzyszyć, to z przyjemnością poznamy tych mężczyzn.
W czasach mojej młodości odwiedziny obcokrajowców w domach Polaków należały do rzadkości, dlatego miałam nadzieję, że ojciec potraktuje Mirka dość łagodnie.
Rano panowie czekali na nas przed domem. Gdy przyszłyśmy we trójkę, wyjaśniłam Mirkowi, dlaczego ciocia musi jechać z nami. Stwierdził, że to dobry pomysł, miło z jej strony.
W Katowicach Mirko zatrzymał się przed kwiaciarnią i kupił bukiet kwiatów dla mojej mamy.
– Teraz jestem gotowy do rozmowy z przyszłymi teściami.
Zatrzymaliśmy się nieopodal mojego domu. Mieszkałam na trzecim piętrze w przedwojennym budynku pięciopiętrowym, oczywiście bez windy! Został elegancko wykończony, schody wyłożono prawdziwym granitem, a dębowe balustrady zwieńczono fikuśnymi okuciami. Klatka schodowa robiła ogromne wrażenie na każdym odwiedzającym.
Mieliśmy mieszkanie czteropokojowe z dużą kuchnią, przedpokojem i służbówką. Podobno w czasie drugiej wojny światowej lokatorem tego mieszkania był niemiecki generał z rodziną, ale te informacje nigdy nie zostały potwierdzone.
Do każdego pokoju prowadziły rozsuwane drzwi z kryształowymi szybami. Podłogi wyłożono dębowymi parkietami. Wszystkie pomieszczenia były bardzo wysokie, mierzyły trzy i pół metra wysokości. W latach siedemdziesiątych nasze mieszkanie wprawiało w zachwyt każdego, kto je zobaczył.
Obserwowałam reakcję Mirka. Również na nim zrobiło wrażenie. Uśmiechnęłam się. Chyba tego się nie spodziewał. Rozglądał się dyskretnie po mieszkaniu, widział piękne dywany, drogie meble, dużo kryształów – wówczas była to oznaka zamożności mieszkańców.
Porównanie pokoju w Ustroniu, w którym byłyśmy zakwaterowane, z tym mieszkaniem było niczym porównanie syrenki z nowym mercedesem.
Zauważyłam, że Mirko stracił trochę pewność siebie, stał się ostrożniejszy. Co chwilę na mnie zerkał, a ja celowo unikałam jego wzroku.
Mama, żeby zachęcić gości do rozmowy, powiedziała:
– Już dawno nie dostałam tak dużego i pięknego bukietu kwiatów! Córka telefonowała do nas i wspominała, że panowie jesteście z Jugosławii, że chcieliście nas poznać! To bardzo miłe, nie mieliśmy nigdy gości z zagranicy.
Do tej pory milczący ojciec zapytał, czy znają język niemiecki.
Zauważył, że mówienie łamaną polszczyzną nastręcza im pewnych trudności, a kiedy Mirko mówił w języku chorwackim, to rodzice go nie rozumieli. Przyznał, że zna niemiecki i angielski, i dodał, że pracował trzy lata na kontrakcie w Austrii.
Podejrzewałam, że rodzice będą się popisywali znajomością języka niemieckiego, ale spotkała ich niespodzianka, rozmówca znał język równie dobrze jak oni.
Piliśmy kawę i zajadaliśmy się upieczonym przez moją mamę ciastem. Wreszcie mężczyzna postanowił powiedzieć, jaki jest cel jego wizyty.
Życie jest pełne niespodzianek i płata człowiekowi różne figle.
Tak było tym razem. Nagle przychodzi niespodziewane uczucie i człowiek zachowuje się nieracjonalnie.
– Nie chciałbym państwa urazić, wiem, że córka ma dopiero szesnaście lat, jest niepełnoletnia, ale gdy ją zobaczyłem, zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia. Teraz jest za młoda, żeby wyjść za mąż, ale ja na nią zaczekam, o ile państwo wyrazicie zgodę.
Moi rodzice oniemieli z wrażenia. Ojciec był wzburzony, wściekły, szczęki mu chodziły, a mama zaczęła się jąkać:
– Jak to… Jak to? Przecież Sabinka chodzi do liceum, poza tym jest nieletnia!
Nagle ojciec się odezwał:
– Pan nie mówi poważnie, zna pan moją córkę tydzień i chce się pan z nią żenić? To jakiś głupi żart?
– Wszystko przemyślałem, Sabinka też się zgadza, ale chciała uzyskać akceptację rodziców, uważam takie postępowanie za właściwe.
– Moja córka musi najpierw skończyć przynajmniej średnią szkołę, to będzie nie wcześniej niż za trzy lata! Wtedy będzie mogła myśleć o zamążpójściu, wcześniej się nie zgadzamy! – powiedział mój wzburzony ojciec.
– Będę czekał na Sabinkę, aż skończy szkołę, a żeby lepiej się poznać, chciałbym zaprosić państwa na urlop do Splitu, opłacę państwu miesięczny pobyt nad morzem.
– Pan wybaczy, jeżeli będę chciał pojechać na urlop, to potrafię sobie i mojej rodzinie opłacić pobyt, nikt tego za mnie nie musi robić! – odpowiedział tata. – Wydaje mi się, że panowie się spieszycie, my też mamy pilne sprawy do załatwienia, będziemy musieli się pożegnać. Do widzenia panom.
– Odwieziemy dziewczęta i ciocię do Ustronia – powiedział Mirko.
– Nie, dziękuję, córka zostanie w domu, musimy z nią porozmawiać!
Obawiałam się takiego obrotu sprawy, byłam prawie pewna, że tak się potoczy rozmowa.
Teraz czekają mnie wymówki ojca, wytykanie błędów, brak wdzięczności za to, co dla mnie robią. „Jesteś jedynaczką, wszystko, co robimy, to dla twojego dobra”, stara śpiewka, którą słyszę prawie codziennie!
Powiedziałam rodzicom, że odprowadzę gości i się pożegnam.
Zeszłam na dół i podałam rękę Mirkowi.
– Jest mi bardzo smutno, że musisz wyjechać, już tęsknię… Co ja będę robiła bez ciebie, jak to wytrzymam?
– Sabinko, widzę, że będziesz miała kłopoty w domu. Twój ojciec mnie nie polubił, był bardzo zły, widziałem, że ma do mnie pretensje.
– Mój ojciec ma pretensje do każdego chłopca, z którym się spotykam, każdy jest niewłaściwy – odpowiedziałam.
– Jak wrócisz z wakacji, będę do ciebie co trzy dni pisał, oczekuj moich listów i wiadomości. Dwanaście miesięcy to dużo i zarazem mało. Jak ludzie się kochają, to czas szybko mija! Czy będziesz na mnie czekała?
Ze łzami w oczach powiedziałam, że tak.
Mirko przytulił mnie czule, pocałował w zapłakane oczy, a potem wsiadł do samochodu i mężczyźni odjechali.
Wchodziłam z Magdą w milczeniu po schodach. Obie myślałyśmy o tym samym – czy jeszcze się spotkamy?
Przeżyłyśmy coś wspaniałego, wyjątkowego, coś, co nie zdarza się często, może tylko raz w życiu. Przez kilka dni byłyśmy traktowane jak księżniczki, poczułyśmy swoją wartość, już nigdy nie pozwolimy traktować się inaczej, nawet przez rodziców!
Czekała mnie trudna rozmowa z nimi, ale nagle przestałam się jej bać. Stawię czoła przeciwnościom losu, będę twarda, postanowiłam, że nie dam się złamać – ani prośbami, ani groźbami. Niech wreszcie przestaną traktować mnie jak małe dziecko! Mam szesnaście lat i trzy miesiące, już niedługo będę pełnoletnia, wówczas niczego nie będą mogli mi zabronić.
Z tym postanowieniem poszłam na konfrontację z rodzicami. Moje przypuszczenia się potwierdziły. Ledwo weszłam do mieszkania, już się zaczęło! Ojciec siedział zły i naburmuszony.
– Co ty sobie wyobrażasz? Przyjeżdżasz do domu z nieznajomymi mężczyznami, którzy są na pewno niezrównoważeni psychicznie! Przychodzi taki cwaniak, który zna ciebie siedem dni, i się oświadcza! Szesnastoletnią dziewczynę chce poślubić, to jakiś zboczeniec? Robi przedstawienie, przynosi kwiaty, opowiada, jak to ciebie kocha… Panowałem nad sobą, ale miałem ochotę wyrzucić go wraz z kolegą za drzwi. Za jego bezczelność nawet zrzucić ze schodów! Powstrzymywanie się sprawiało mi dużą trudność. Zgodziliśmy się z mamą na trochę swobody dla ciebie, a ty czym nam się odpłacasz? Zachowujesz się jak skrajnie nieodpowiedzialna gówniara, jakbyś miała trzynaście, a nie szesnaście lat! Staramy się z mamą, żeby niczego ci nie brakowało, co otrzymujemy w zamian? Niewdzięczność, tak właśnie – niewdzięczność!! Masz raz na zawsze zerwać tę znajomość, słyszałaś? – mówił podniesionym głosem ojciec.
Wymownie milczałam. Rodzice sądzili, że kolejny raz mnie zdominowali, że za chwilę wybuchnę płaczem, że ich przeproszę.
Przeczekałam wybuch agresji ojca, po czym powiedziałam:
– Nie zamierzam rezygnować z Mirka, czy wam się to podoba, czy nie! Jak tylko nadarzy się okazja, będę się z nim spotykać, na wakacje pojadę do niego sama albo z wami, nawet ucieknę z domu i tak pojadę do niego! W przyszłym roku będę prawie pełnoletnia, to nie będziecie mogli mi już niczego zabronić! – wykrzyczałam.
Mój ojciec na chwilę oniemiał, bo nie spodziewał się takiej reakcji ze strony jedynaczki.
– Co ty sobie wyobrażasz? – krzyczał. – My odpowiadamy za ciebie, mieszkasz w naszym domu, ja daję pieniądze na twoją naukę i twoje utrzymanie, więc dopóki nie będziesz utrzymywała się sama, to będziesz robiła to, co ci każemy!
Wyszłam do swojego pokoju, bo nie miałam ochoty słuchać kolejnych wymówek rodziców. Usiadłam na swojej ulubionej kanapie i pomyślałam, jak ja to wytrzymam. Rodzice wychowywali mnie bardzo surowo, w moim życiu było więcej zakazów i nakazów niż nagród.
Nie mogłam chodzić na dyskoteki ani domówki, spotykać się z rówieśnikami. Podobno to dla mojego dobra. Dozwolone były sporadyczne spotkania, tylko u nas w domu pod czujnym okiem rodziców.
Koleżanki i koledzy zazdrościli mi, bo ojciec nie szczędził pieniędzy na moje różne zachcianki. Kupowałam swoją garderobę w salonach Mody Polskiej i w pewexie za bony dolarowe. Ojciec był prywaciarzem – tak w PRL nazywano drobnych rzemieślników. Prowadził małą firmę budowlaną i zatrudniał pięciu pracowników. Nigdy nie należał do PZPR ani innej organizacji, rządy tej jedynie słusznej partii, reprezentowane między innymi przez urzędy skarbowe, stale gnębiły każdego rzemieślnika domiarami, dodatkowymi podatkami, żeby zniszczyć prywatną inicjatywę.
Po drugiej wojnie światowej Polska była bardzo zniszczona, potrzeba było wybudować dużo mieszkań, dlatego władze PRL tolerowały takie firmy jak ta mojego ojca, bo był dla nich użyteczny.
W tamtych czasach prywaciarzy stać było na więcej niż przeciętnego Polaka.