Misa Mocy 2. Dieta eliminacyjna i dla alergików - ebook
Misa Mocy 2. Dieta eliminacyjna i dla alergików - ebook
ODKRYJ BOGACTWO DIETY ELIMINACYJNEJ
Alergie i nietolerancje pokarmowe często brzmią jak wyrok. Koniec ze spontaniczną pizzą na mieście, ze słodkimi guilty pleasures czy z ukochanymi smakami dzieciństwa. Na szczęście dieta eliminacyjna kryje też w sobie zaskakującą obfitość połączeń, przepisów i produktów. Wiem, bo sama ją odkryłam – a teraz chętnie dzielę się swoimi kulinarnymi doświadczeniami.
Chrupiący i wyrośnięty chleb na zakwasie bez glutenu, rozpływający się w ustach sernik z nerkowców, kruche babeczki z budyniem i owocami, kluski śląskie z roślinnymi skwarkami czy idealne wegańskie kotlety – możliwościom nie ma końca!
Jeśli szukasz praktycznych porad popartych doświadczeniem oraz prostych i pysznych przepisów na potrawy bez nabiału, jaj, mięsa i glutenu, to książka właśnie dla ciebie. Książka o życiu usłanym „bezami”.
Ewa
**
Ewa Ługowska – trenerka zdrowej kuchni, autorka bloga Misa Mocy oraz książki Misa mocy. Przewodnik po kuchni zmieniającej świat. Po latach pracy na etacie odkryła swoją pasję i zajęła się kreatywnym gotowaniem oraz propagowaniem zdrowej kuchni. Udowadnia, że można odnieść sukces jako blogerka kulinarna mimo rezygnacji z większości tradycyjnych składników diety.
**
W książce znajdziesz:
- ponad 80 przepisów na pyszne dania pełne mocy, bez nabiału, jaj, mięsa, glutenu i białego cukru,
- przydatne wskazówki, na co zwrócić uwagę podczas codziennych zakupów czy planując urlop,
- rady, jak postępować, jeśli twoje dziecko ma alergię,
- dowody na to, że dieta eliminacyjna może zaskakiwać obfitością!
Powyższy opis pochodzi od wydawcy
Kategoria: | Podróże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-8290-2 |
Rozmiar pliku: | 56 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Moja opowieść nie odbiega pewnie zbytnio od tego, co sami przeżyliście. Bóle brzucha, biegunki, wzdęcia towarzyszyły mi od zawsze. Podobno zaraz po urodzeniu miałam kilkumiesięczną kolkę. Do dziś pamiętam smak naparów z koperku zbieranego na okolicznych polach, smak soku z marchewki z przydomowego ogródka oraz przyjemne ciepło kompresu. Niestety – żadna z tych rzeczy nie pomagała.
Jak większość Polaków zostałam wychowana na nabiale, mięsie i pszenicy, czyli głównymi produktami w mojej diecie były alergeny. Kiedyś pojęcie nietolerancji pokarmowych było niestety zupełnie nieznane. Dopiero po latach udręki i poszukiwań dowiedziałam się, że można być „uczulonym na jedzenie”! A co tu dużo mówić, odżywiałam się fatalnie. Pizza, słodycze, słone przekąski gościły w mojej diecie niemalże codziennie. Jednocześnie marzyłam o tym, by podejmować lepsze decyzje, nie ulegać pokusom, tylko naturalnie i z przyjemnością wybierać to, co dla mnie dobre. Motorem do zmiany były między innymi wykluczenia.
Pierwsze badanie wykonałam w Instytucie Medycyny Holistycznej metodą biorezonansu magnetycznego. Wyniki były naprawdę zaskakujące. Długa lista alergenów nie tylko wyjaśniła moją niechęć do mięsa, ale także wykluczyła z jadłospisu niemal wszystko, czym do tej pory się odżywiałam. Dodatkowo ze względu na przerost candidy zalecono mi wykluczenia cukru – pod każdą postacią, w tym również owoców! Uznałam wówczas, że to z pewnością jakieś bzdury. Przecież nie jestem w stanie funkcjonować bez tych produktów, tym bardziej że od lat nie jem mięsa. Temat na jakiś czas przycichł, ale problemy nie znikały.
Po roku lub dwóch postanowiłam powtórzyć badania w zupełnie innym miejscu. Niestety, werdykt był ten sam. Wszystko się potwierdziło. Tym razem stan mojego zdrowia skutecznie zmotywował mnie do działania. Na pół roku przeszłam na dietę przeciwgrzybiczą z uwzględnieniem nietolerancji pokarmowych. Wykluczyłam pszenicę, nabiał, jaja, grzyby, owoce, cukier, wszystkie przetworzone produkty, alkohol, kawę i tak dalej. Lista była baaardzo długa. (A tak przy okazji: czy wiecie, że pomidor również jest owocem?) W mojej diecie nastąpił przełom. Zaczęłam czytać składy produktów spożywczych. Cukier, pszenica i nabiał były wszędzie! Nie znalazłam nic gotowego, co mogłabym zjeść na szybko, zabrać do pracy czy pochrupać na imprezie. Wszystko musiałam robić sama, od podstaw, świadomie wybierając każdy składnik.
To był koszmar! Czułam się jak narkomanka na odwyku. Każda cząsteczka mojego ciała błagała o cukier! Marzyłam o frytkach, kawie i ulubionych smakach. Mój facet, aby mnie wesprzeć, również przeszedł na tę dietę i razem szukaliśmy rozwiązań. To on stworzył pierwsze słodycze z dobrym składem. Do końca życia zapamiętam te kokosowe batoniki z ksylitolem! Z całą pewnością nie smakowały jak sklepowe odpowiedniki, ale na bezrybiu i rak ryba.
Początki były trudne, lecz po tym czasie odzyskałam wolność: wolność wyboru! Moimi decyzjami przestały rządzić uzależnienia od cukru, żółtego sera, pszenicy, przetworzonych produktów… Zdrowe odżywianie stało się standardem w naszym domu. To wtedy zaczęłam czytać etykiety i doceniać smak prawdziwego jedzenia. Założyłam też blog misamocy.pl.
Bardzo chciałabym, żeby tu zakończyła się ta historia… Niestety – chociaż nie jadłam już pszenicy, nabiału, jaj i cukru, niektóre dolegliwości powróciły. A wraz z nimi nadeszło kolejne załamanie. Co jeszcze muszę zrobić, by czuć się komfortowo w swoim ciele? Z pomocą przyszła mi znajoma, która poleciła wykluczyć gluten na miesiąc i sprawdzić, jak zareaguje mój organizm. Pomyślałam wtedy, że skoro już tyle odstawiłam, to i tym razem dam radę. Znowu zaczęły się poszukiwania i eksperymenty. Nowe inspiracje, przepisy i testy. Miesiąc zmienił się w rok… teraz mijają już cztery lata, odkąd nie jem glutenu. Wraz z nim odszedł w niepamięć mój największy problem.
Było już o wiele lepiej, ale nadal nie idealnie… Kolejne testy wykazały, że jest jedynie garstka produktów, które mogę bezpiecznie spożywać. Faktycznie na tej diecie czuję się doskonale. Zero problemów z jelitami, znikła opuchlizna, mam więcej siły i energii oraz lepsze samopoczucie. Minusem jest to, że nie mogę już jeść w restauracjach oraz na imprezach, bo nie ma dań idealnie dostosowanych do mojej diety. Nie powinnam również pracować jako blogerka kulinarna, bo… mam nietolerancję na wszystkie przyprawy, owoce, większość warzyw i orzechów. Jak sobie z tym radzę? Pozwalam sobie na małe odstępstwa. Od czasu do czasu wychodzimy zjeść coś na mieście. Odpuszczam, gdy wiem, że i tak nie wygram. Mam okresy, kiedy trzymam się w stu procentach swojej diety i kiedy pracuję, tworząc przepisy dla was. Wtedy z jadłospisu wykluczam jedynie cukier, produkty odzwierzęce i gluten, z pozostałych korzystam bez ograniczeń. Na szczęście nie mam objawów, które powodują poważne konsekwencje czy zagrażają mojemu życiu. Pozostałe ukrywam pod luźną bluzką lub szeroką sukienką.
Osobom, które muszą wykluczyć jedynie gluten, nabiał lub jaja, mogę powiedzieć: „Nawet nie wiesz, jakie masz szczęście!”. W moim domu nie znajdziesz produktów z glutenem, jajami, nabiałem lub cukrem, a ja nigdy nie czułam się tak dobrze jak teraz. Wypady na miasto czy urlop nie są żadnym problemem. Jest cała masa prostych potraw, które można przygotować. Dla mnie to codzienność. Nietolerancje pokarmowe pomogły mi odkryć, jak wiele jest produktów, smaków i połączeń, z których nie korzystałam, ponieważ zawsze szłam na łatwiznę. Podążałam utartym szlakiem, rezygnując z przyjemności odkrywania, a przede wszystkim – z obfitości. Ślepo poddawałam się trendom i sile marketingu wielkich korporacji, które doskonale wiedzą, jak przemycić do mojej codziennej rutyny swoje produkty. Czy zastanawiałaś/zastanawiałeś się kiedyś, jak to się stało, że jogurty i żółte sery stały się czymś oczywistym? Nasi dziadkowie nie znali tych produktów. Moja babcia na jogurty mówiła „ogurty”, a dziadek mojego faceta nie mógł zrozumieć, co to za „ogórki owocowe” reklamują w telewizji. Jeśli nie wyobrażasz sobie bez nich życia, może warto się zastanowić, czy faktycznie są takie niezbędne. Może to tylko twoje przyzwyczajenie.
Wykluczenia pokarmowe to wspaniała motywacja do zmiany nawyków żywieniowych. Jeśli szukasz inspiracji, praktycznych porad popartych doświadczeniem oraz prostych i niezawodnych przepisów, ta książka jest właśnie dla ciebie.
Książka o życiu usłanym „bezami”.WAKACYJNE SOS
Alergeny są prawie wszędzie. Cukier, nabiał, jaja, gluten to podstawowe składniki większości gotowych produktów spożywczych. Owszem, na szybko można zjeść jakiś świeży lub suszony owoc czy orzechy, ale większość posiłków i tak trzeba przyrządzić samemu. Na co dzień da się wszystko zaplanować, przygotować, zrobić zapasy, wypracować system. Ale co z urlopem i weekendowymi wypadami? Tylko pozornie jest trudniej.
Inne kraje czy regiony to inna kultura kulinarna i inne smaki. Pomidory, oliwki, oliwa z oliwek, bazylia nigdzie nie smakują tak jak we Włoszech, Grecji i Hiszpanii. Najsmaczniejsze banany, jakie w życiu jadłam, rosną na Gran Canarii. Najwięcej niespotykanych warzyw i owoców znalazłam na lokalnych targach między innymi w Palermo, Porto i na Maderze. Lokalne bazary obfitują w warzywa i owoce, które nie są u nas spotykane lub są bardzo drogie. Warto z tego skorzystać. Frytki, pizza i wszystkie inne popularne dania w miejscowościach turystycznych smakują tak samo w Warszawie, na Lazurowym Wybrzeżu czy Wyspach Kanaryjskich, za to lokalne specjały potrafią zachwycić.
Jak spróbować wszystkiego bez pracochłonnego przygotowywania posiłków? Wypracowałam swoje sposoby, którymi z przyjemnością się z tobą podzielę. Mam nadzieję, że tak jak ja poczujesz dreszczyk emocji i zew wielkiej przygody pełnej doskonałych, naturalnych smaków!
1. Zarezerwuj nocleg z dostępem do kuchni lub aneksu kuchennego
Na urlopie musisz czuć się komfortowo. Wybierz przystań przyjazną dla ciebie i twoich towarzyszy/rodziny. Najlepiej miejsce w pięknej okolicy, gdzie możesz naprawdę odpocząć i przygotować szybkie posiłki: talerz owoców posypanych hiszpańskimi pistacjami, pyszny bezglutenowy włoski makaron z dodatkiem oliwy z oliwek, czosnku, świeżej bazylii i pomidorów, guacamole z awokado z przydomowego ogrodu, jukę, sałatkę lub smoothie z kanaryjską papają.
Od lat wynajmujemy domy (apartamenty, pokoje, mieszkania) od lokalnych mieszkańców. Wybieramy miejsca z dala do turystycznego zgiełku. Lubimy ciszę, spokój i dzikie plaże, ale jeśli wolisz mieć dostęp do innych atrakcji, również bez problemu znajdziesz coś dla siebie. Największym portalem, za pośrednictwem którego możesz zarezerwować nocleg, jest www.airbnb.pl. Są tam naprawdę dobre okazje. Gospodarze z całego świata proponują na nim przyjęcie gości. Rezerwacja i odbiór kluczy odbywają się bardzo sprawnie. Właściciele zawsze służą pomocą i wsparciem. Często również częstują plonami z własnych upraw – awokado, papaja, winogrona, cukinia, figi czy opuncja z działki gospodarza smakują najlepiej. Taki posiłek celebruje się z wielką przyjemnością. Dla mnie są to niezwykle wzruszające chwile.
2. Wyszukaj lokalne bazary
Zanim wyruszysz, poszukaj w pobliżu wynajmowanego miejsca lokalnych bazarów. Takie informacje można znaleźć na przykład na portalach podróżniczych. Wiele osób uprawia turystykę kulinarną i podaje dokładne lokalizacje targowisk, które warto odwiedzić. Możesz również zapytać swojego gospodarza. Na bazarach doświadczysz prawdziwej obfitości: warzywa i owoce prosto od rolnika, soczyste, dojrzewające w pełnym słońcu. Smak, którego nie da się zapomnieć.
3. Poszukaj dobrych restauracji
Przed wyjazdem warto również zrobić listę restauracji serwujących zdrowe posiłki i sprawdzić, jak smakują wegańskie/bezglutenowe dania w lokalnej wersji. Na miejscu możesz również dopytać kelnera o możliwość przygotowania posiłku „bez”. Przy głównej plaży w Las Palmas restauracje wręcz prześcigają się w ofertach dla alergików.
4. Zabierz ze sobą niezbędne rzeczy, których nie kupisz na miejscu
Do niezbędnych rzeczy zaliczam własne bezglutenowe pieczywo na zakwasie. Przed wyjazdem piekę kilka bochenków. Jeden na kanapki na drogę, dwa do zjedzenia na miejscu i kolejny na kanapki na powrót. Na miejscu mrożę chleby i odświeżam je później w piekarniku. Dzięki temu do końca wyjazdu mamy superświeże, dobrej jakości pieczywo.
Często pakujemy również mleko roślinne oraz płatki śniadaniowe, by można było na spokojnie zjeść śniadanie i dopiero następnego dnia po przylocie zrobić zakupy.
Czasem zabieramy ze sobą blender ręczny. Jest lekki, zajmuje mało miejsca i zwiększa możliwości kulinarne, zwłaszcza gdy nabierzesz ochoty na smoothie albo aksamitny krem z hiszpańskich pomidorów.
5. Przygotuj się na podróż
Zawsze gdy na dłużej wychodzę z domu, zabieram ze sobą jedzenie. Znam siebie doskonale i wiem, że jeśli nie będę zabezpieczona własnym prowiantem, z pewnością kupię „cokolwiek” w drodze lub na lotnisku. To czasem dobry powód do żartów, bo nie ruszam się z domu bez kanapki. Nic na to nie poradzę, po prostu z domowym jedzeniem czuję się bezpieczniej. Pamiętaj, by po przyjeździe na miejsce również mieć coś w zanadrzu. Zanim znajdziesz restaurację lub zrobisz zakupy, może minąć trochę czasu.
Na wielu europejskich lotniskach znajdują się dystrybutory wody pitnej, więc warto mieć ze sobą wielorazową (pustą) butelkę na wodę. Można ją napełnić przed wejściem do samolotu. Z pewnością taki dystrybutor znajduje się na warszawskim Okęciu.
6. Zrób zakupy w lokalnym super- lub hipermarkecie
Idealnie jest, gdy możesz zaopatrywać się u lokalnych rolników, ale niestety czasami nie ma takiej możliwości, na przykład gdy przylatujesz w niedzielę. Za to w super- i hipermarketach w żywności „bez” można przebierać. Wystarczy jeden lub dwa takie wypady w trakcie urlopu i nie musisz martwić się o jedzenie. Roślinny nabiał, żywność bezglutenowa, produkty bez jaj i cukru to już europejski standard. Podczas urlopu na Lazurowym Wybrzeżu znaleźliśmy hipermarket z ogromną ofertą produktów ekologicznych, wegańskich, bez glutenu oraz cukru. Pewnie nie muszę dodawać, że na ten widok natychmiast wpadłam w szał zakupów.
Rozejrzyj się również po znanych sieciach dyskontów, które bazują na produktach od lokalnych dostawców.
7. Przeżyj kulinarną przygodę
Nie zapominaj, że jesteś na wakacjach. Ciesz się każdym nowym produktem, każdym kęsem lokalnych specjałów. Pielęgnuj w sobie poczucie wdzięczności za obfitość, smakuj i doświadczaj. Szkoda czasu na ból brzucha, wzdęcia i biegunki, a urody na wypryski. Napawaj się słońcem, lokalnym klimatem, zapachem powietrza, kolorami, odpoczywaj… Lody i pizzę kupisz wszędzie, ale nigdzie indziej pomarańcze nie smakują tak jak na Sycylii. Mleko roślinne z hiszpańskich migdałów jest cudowne. A jeśli chcesz delektować się dziesiątkami odmian bezglutenowych makaronów, wybierz się do Włoch. Tam wiedzą, jak się je robi w każdej możliwej wersji.