- W empik go
Misiątko - ebook
Misiątko - ebook
Trudno dorosłemu rozpoznać się w emocjach, a co dopiero dziecku. Jeszcze trudniej je zaakceptować i nazwać. Magda Fres to potrafi. Dlatego polecam jej „Misiątko” każdemu. Ta lektura otworzy ci oczy i wyprostuje ścieżki.
Marta Fox
Świat, który w swoich bajkach stworzyła Magda, jest bezpieczny, przytulny i wzruszający. Anna Słaboń
"Misiątko" Magdy Fres to zbiór opowiadań przeznaczonych zarówno dla dzieci, jak i dorosłych. Pełne mądrych morałów opowieści uczą najmłodszych opanowania i wrażliwości.
Kategoria: | Psychologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8126-720-5 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Co robią płaczące noworodki? Krzyczą. Zaraz potem zaczynają ruszać rękami: ich ramiona poruszają się same, bez ładu i składu, zdarza się, że uderzą noworodka po twarzy. A dalej? Dalej jest dziecko, przerażone tym, że atakują go jego własne ręce. Jeśli nie przytuli się mocno maluszka albo nie zawinie w becik lub kocyk, płacz nie ustanie. Niby zaczęło się niewinnie, od sygnalizowania głodu, skończyło na wszechogarniającym dziecko lęku. Przed własnymi rękami, którymi porusza „sam” układ nerwowy, bez jakiejkolwiek kontroli.
Z czasem, zgodnie z prawidłami rozwoju, dziecko uczy się kontrolować ręce, zyskuje nad nimi władzę. Przestają być zagrożeniem, stają się przydatne — podają zabawki, gładzą mamę po twarzy, służą do raczkowania, jedzenia i mnóstwa innych rzeczy.
Jeśli wszystko pójdzie dobrze, dziecko szybko nauczy się, do czego służą ręce i nigdy już nie będą dla niego powodem lęku.
Podobnie jest z emocjami.
Dziecko, które czuje złość, frustrację, rozczarowanie, niepokój, gniew czy wściekłość — nie ma żadnej kontroli nad sobą. Nie wie, co się z nim dzieje: dlaczego dłonie zaciskają się w piąstki, stopy tupią, twarz robi się czerwona, a zęby same zaciskają. Wydobywający się z małego gardła krzyk jest krzykiem bezsilności. Na szczęście, z czasem dzieci uczą się panować nad emocjami i prawidłowo je rozpoznawać. Pomaga im w tej nauce rozwój układu nerwowego, a wpływ wspierających, mądrych rodziców jest nie do przecenienia.
Tak — można pomóc swoim dzieciom w tej trudnej nauce uczuć.
Tę książeczkę napisałam z myślą o dzieciach w wieku od 2 do 5 lat. Jej treść oparłam na moich osobistych oraz wieloletnich zawodowych doświadczeniach z rodzicami kilkulatków. W czasie prowadzonych przeze mnie warsztatów psychologicznych najczęstszym problemem było „jak okiełznać dwulatka” oraz „jak opanować małego złośnika” (najczęściej rzucającego się na podłogę w supermarkecie). W mojej pracy uczyłam rodziców samodzielnego układania bajek psychoedukacyjnych, takich jak te o Michasiu. Opowieści o złości, smutku, radości, tęsknocie i lęku pokazują dzieciom, na czym polega to, co odczuwają i proponują sposoby postępowania.
Opowieści o Misiątku można czytać dzieciom profilaktycznie albo w przypadku wystąpienia konkretnego problemu, kiedy dziecko nie radzi sobie ze złością, lękiem, tęsknotą.
Dzieci uwielbiają takie opowieści. Nastawcie się Państwo na wielokrotne ich czytanie.Kim jest Misiątko?
Misiątka zazwyczaj biorą się z małych, kolorowych kubeczków. A gdzie można znaleźć takie kubeczki? Kto wie… Może w niebie, może w lesie, może w morzu. Misiątka siedzą sobie spokojnie i czekają, aż jakaś mama zapragnie je mieć. Wtedy szybko przeskakują z kubeczka do brzucha mamy i czekają na swoje przyjście na świat.
Nasze misiątko czekało sobie w swoim kubeczku. Kubeczek był zielony, z wielkim uchem, a z boku miał obrazek z niedźwiadkiem siedzącym nad rzeką. Wokół latały motylki i ptaszki, a niebo było zasłane puchatymi obłoczkami. Misiątku było bardzo miło i wygodnie.
Pewnego ranka obudziło się całkiem rześkie i w dobrym humorze. Podniosło główkę i wyjrzało trochę z kubeczka. Zobaczyło młodą, uśmiechniętą kobietę, która siedzi na ławce w parku i czyta książkę. Po chwili do kobiety podszedł młody mężczyzna i przyniósł jej wielką tabliczkę czekolady. Kobieta podziękowała i podzieliła się smakołykiem, a potem pocałowała mężczyznę i siedzieli sobie dalej na ławce razem, przytuleni.
Misiątko przyglądało się wszystkiemu bardzo dokładnie i pomyślało, że po pierwsze — ma ochotę na kawałek czekolady, a po drugie — też chciało się przytulić do młodej kobiety na ławce. Wychyliło się więc jeszcze trochę bardziej z kubeczka i… Zakręciło mu się w głowie! Raz dwa trzy! Misiątko znalazło się w czyimś brzuszku.
W brzuchu było ciepło, słodko od czekolady i przyjemnie kołysało. Kiedy Misiątko usłyszało bicie serca, zrozumiało, że znajduje się w brzuchu swojej mamy. Kołysane, wsłuchiwało się w jej łagodny głos i śmiech. Teraz pozostało już tylko czekać na przyjście na świat.
To był zimny, zimowy dzień i mama misiątka musiała ubrać się w kurtkę jego taty, bo już nic innego na nią nie pasowało — taki miała wielki brzuch. Misiątko rosło w jej brzuchu i radośnie kopało od samego rana, próbując wydostać się na zewnątrz.
— Będziemy potrzebować kogoś, kto nam pomoże — powiedziała mama misiątka, głaszcząc tatę po głowie. — Nasze dziecko już wystarczająco duże, by przyjść na świat. Potrzebujemy teraz dobrej położnej i wygodnego, dużego łóżka.
Mama miała rację. Położna to osoba, która pomaga dzieciom, które chcą wyjść na świat z brzucha mamy. A kiedy już z niego wyjdą, kładzie dzieci u mamy na piersi, żeby ta mogła je przytulić i nakarmić.
Tata przygotował więc duże, miękkie łóżko i kupił do niego kolorową pościel w obłoczki i słoneczka, żeby małe misiątko było otoczone wesołymi kolorami od pierwszych chwil na świecie. Przyszła położna: wysoka, gruba kobieta z długimi, brązowymi włosami, uśmiechniętymi oczami i dołeczkami w policzkach.
Nie zajęło to dużo czasu, kiedy misiątku udało się wydostać z brzucha mamy. Rozejrzało się wokół.
— Aj, aj, sika! — roześmiała się położna, trzymając misiątko na rękach. — Jak mały strażak!
Rzeczywiście, misiątko z przejęcia obsikało położną, kocyk i podłogę.
— Zuch chłopak! — ucieszył się tata. — Może w przyszłości będzie gasił pożary, co?
Wszyscy zaczęli się głośno śmiać, a najgłośniej śmiała się mama misiątka, bo była najszczęśliwszą mamą na świecie.
— Proszę mi go pokazać — powiedział tata.
— Oczywiście, proszę podejść — powiedziała położna, która właśnie zawijała misiątko w czysty kocyk, żeby było mu cieplutko.
— Jaki śliczny nosek! — zachwycił się tata. — I jakie śliczne, malutkie stópki!
— Ma pan zdrowego syneczka — potwierdziła położna.
— Dajcie mi go, już nie mogę się doczekać — poprosiła mama.
Przytuliła misiątko mocno do piersi, żeby dziecko mogło nadal słyszeć bicie jej serca i nie lękało się. A misiątko ani myślało się bać, samo wybrało sobie przecież rodziców.
— Moje kochanie, moje jedyne, moje maleństwo, mój dzidziuś — szeptała mama delikatnie przytulając misiątko.
Tata siedział z boku i się przyglądał. Jego synek miał na głowie mnóstwo brązowych, mięciutkich włosków.
— Czy wszystkie dzieci są takie… kudłate? — zapytał położną.
Położna skończyła sprzątać to, co obsikało misiątko i usiadła wygodnie w fotelu.
— Nie wszystkie — powiedziała. — Ale każde dziecko jest inne. Jedne dzieci mają jasne włosy, inne ciemne. Niektóre dzieci są większe, inne mniejsze. Jedne są brązowe, inne różowe.
Dopiła swoją herbatę i wyszła, machając wszystkim na pożegnanie.
Mama, tata i misiątko zostali sami w domu. Tata ugotował pyszny obiadek, a do niego kompot z jabłek.
— Czy mogę popatrzeć, jak zmieniasz mu pieluszkę? — zapytał mamę.
— Oczywiście kochanie, podaj mi nowe ubranko.
Mama odwinęła misiątko z kocyka tak, że dokładnie było widać całe jego ciałko.
— Jest śliczny, kocham go najbardziej na świecie — powiedziała mama. — Tak długo na niego czekałam.
— Nie dziwisz się, że jest taki kudłaty? — zapytał tata z troską w głosie.
— Ani trochę. Będziemy go delikatnie czesać i kąpać. I bardzo kochać. Każde dziecko jest inne, a nasze jest po prostu takie tylko… No właśnie trochę bardziej kudłate.
Tata westchnął.
— Jak go nazwiemy?
— Ja wiem? Taki mały niedźwiadek z niego. Mały miś. Michaś!
— Nazwijmy go Michasiem — zaproponował tata.
— Małym misiem, Michasiem — ucieszyła się mama.
A potem zdjęła Michasiowi pieluszkę i znowu wszystkich dokoła obsikał, co wzbudziło ogromną wesołość.Misiątko się złości
Michaś obudził się rano, rozejrzał po swoim pokoju i poczuł, że musi natychmiast zawołać mamę.
— Mamooo! — krzyknął, najgłośniej jak się da.
Mama przybiegła natychmiast, zaspana.
— Co się stało, moje misiątko? — zapytała.
Michaś siedział na łóżku i marszczył nos.
— Chcę kakao — wyfuczał.
— I dlatego mnie zawołałeś?
— Tak!!! — krzyknął Michaś.
Zamiast od razu iść do kuchni, mama usiadła na łóżku i głęboko westchnęła. Przyjrzała się swojemu synkowi. Nadal miał zmarszczony nos, przez który fuczał. Obie piąstki zaciskał mocno.
— Michasiu, jest bardzo wcześnie rano. Nie krzycz, bo obudzisz tatusia. Oczywiście, że zrobię ci kubek ciepłego kakao. Nie rozumiem tylko, dlaczego krzyczysz, fuczysz i masz taką straszną minę.
— Bo miałem koszmar! — wyrzucił w końcu z siebie Michaś.
— Czyli taki zły sen? — upewniła się mama.
— Tak! Przyszedł tutaj Kubuś i niszczył wszystkie moje zabawki! A ja nie mogłem go powstrzymać! Rozumiesz, nie dawałem rady, bo on biegał po pokoju jak jakiś robot i wszystkim rzucał!
— Michasiu — mama pogłaskała synka po główce. — To był tylko sen. To nie powód, żeby się tak zachowywać.
— Ale ja muszę. Muszę mamusiu kopać to łóżeczko, walić pięściami i krzyczeć. Rozumiesz mamusiu, to mi się tak samo robi!
I Michaś pokazał mamie, jak kopie w materac, uderza pięściami w poduszkę i ryczy jak lew.
— Zachowujesz się jak straszny lew — powiedziała mama.
— Tak! Jestem okropnym, straszliwym, ryczącym lwem!
— Nie, kochanie. Tylko zachowujesz się jak lew, bo po prostu czujesz złość.
— Złość?
— Tak. Czujesz złość, bo nie udało ci się wygonić z pokoju Kubusia.
Michaś westchnął raz i drugi i poczuł się odrobinę lepiej.
— Rozejrzyj się — przytuliła go mama. — W twoim pokoju nie ma żadnego psocącego chłopczyka. Jestem tylko ja, ty i twoje zabawki. A teraz przytul się mocno, bo zaraz pójdę ci zrobić kakao.
Michaś przytulił się do mamy, ale wciąż jeszcze trochę fuczał ze złości.
Wypił kakao i poszedł do przedszkola. A kiedy mama przyszła po niego po obiedzie, zastała swojego synka siedzącego w kącie sali, ze zmarszczonym ze złości nosem.
— Michaś jest coś dzisiaj nie w sosie — powiedziała na powitanie pani. — Złości się o byle co.