Mit starszych braci w wierze - ebook
Mit starszych braci w wierze - ebook
Dlaczego postanowiłem napisać "Mit starszych braci w wierze"? Nie była to łatwa decyzja. Musiałem przecież pokazać, że u samego źródła obecnego kryzysu i choroby katolicyzmu, czego najpełniejszym przejawem jest powszechne odchodzenie od Kościoła, leży szereg gestów i dwuznacznych wypowiedzi hierarchów, teologów, a nawet papieży, niestety na czele z Janem Pawłem II na temat judaizmu. Pokazuję, jaką rolę w przyjęciu nowego, fatalnego stanowiska wobec judaizmu, odegrał "meaculpizm", irracjonalne i niedające się okiełznać poczucie winy za Holocaust. To co było niemiecką zbrodnią masowego zabijania Żydów zostało imputowane katolikom. Ci, którzy powinni tę operację napiętnować, radośnie się jej poddali. W książce pokazuję źródła ideowe tego nowego podejścia: zarówno pisma modernistycznych teologów katolickich, jak i rozważania rabinów. Nie wyobrażam sobie, by odrodzenie katolicyzmu było możliwe bez przezwyciężenia tej osobliwej, fałszywej nauki, która od tylu lat zagnieździła się w życiu Kościoła. Dopiero wtedy Kościół odzyska to, co zawsze było jego chlubą, a więc moc przyciągania. - Paweł Lisicki
Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce: jak wobec tych tak klarownych słów dialogiści mogą traktować współczesnych żydów za spadkobierców obietnicy złożonej Abrahamowi? Czemu służyć ma ich dialog, jeśli, aby istnieć w swej obecnej formie, musi siłą rzeczy pomijać najistotniejsze niekompatybilności, jak właśnie mesjańskość i bóstwo Pana Jezusa czy ciągłość wybrania potomstwa Abrahama w Kościele katolickim? Atutem książki Pawła Lisickiego jest przedstawienie niepodważalnych danych pozwalających zrozumieć do jakiego stopnia, współczesne podstawy dialogu katolicko-żydowskiego są oderwane od rzeczywistej tożsamości katolicyzmu i realiów rabinicznego judaizmu, do jakiego stopnia dialog ten w swych założeniach opiera się na zakłamaniu Ewangelii, zaprzecza słowom i czynom Jezusa Chrystusa, tak jakby Jego Męka nie była konsekwencją pryncypialnego odrzucenia przez Jego Naród i tak jakby istniała inna możliwa ekonomia odkupienia i zbawienia, niż ta, którą On ustanowił. - dr Wojciech Golonka Instytut Dziedzictwa Europejskiego Andegavenum
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8079-066-7 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wyzwanie podjęte przez Pawła Lisickiego w postaci polemicznej analizy relacji Kościoła katolickiego ze współczesnym judaizmem w obszernym kontekście historycznym, biblijnym, teologicznym, a nawet politycznym jest zadaniem niezwykle trudnym, i to bynajmniej nie z powodu wysoko postawionej poprzeczki szerokiego spektrum poruszonego zagadnienia. Głównym problemem, i to niebłahym, są tu bowiem ogólne uwarunkowania naszego wieku, gdy idzie o rozprawianie dogmatyczne w ogóle, a także poruszanie kwestii religijnego judaizmu na przekór obowiązującej od kilku dekad doksy, wprowadzonej w dodatku przez samego Jana Pawła II, co sprawia, że hierarchowie i teolodzy sakralizują tak ujmowany dialog jako niezmiernie ważny element spuścizny duchowej polskiego papieża.
Zacznijmy od pierwszej trudności, adogmatyzmu, a właściwie: antydogmatyzmu będącego jedną z istotnych charakterystyk ducha naszej epoki. W rzeczy samej, jeśli świat współczesny wciąż wyznaje jakieś nieliczne dogmaty – a paradoksalnie wyznaje, i to bardzo mocno, nawet jeśli nie zawsze je sobie i nam solennie wyartykułuje – to należą do nich z pewnością twierdzenia pokroju „prawda jest niepoznawalna”, „religia to prywatna sprawa każdego”, „każdy wierzy, w co chce”, „każdy wierzy w to, co czyni go szczęśliwym” itp. Są to powszechne slogany, oddające rzeczywiście atmosferę czasu, niemniej niewytrzymujące zderzenia z historią idei religijnych, albowiem, choćby wybrzmiało to zupełnie banalnie, myśli nie tylko rządzą światem, ale to właśnie dogmaty religijne lub ich zaprzeczenie odgrywają w tych rządach, na dobre i na złe, główną siłę napędową. Innymi słowy, o czym Czytelnik przekona się, docierając stopniowo do Epilogu tej książki, jakże niesłychanego, a zarazem spójnego z całą resztą, to właśnie wierzenia natury religijnej bądź okołoreligijnej (do których przecież należałoby zaliczyć różne aprioryczne teorie antropologiczne i społeczne, będące w praktyce świeckimi religiami) są z punktu widzenia dziejów ludzkości życiodajne bądź śmiercionośne, zbawienne bądź destruktywne. Co istotne, ponieważ natura nie znosi próżni, pustka antymetafizycznych uprzedzeń i zarzucenie zasadniczej aktywności spekulatywnej, ściśle ukierunkowanej na obiektywne poznanie prawdy, jej wykazanie i obronę (równoznaczną z kategorycznym potępieniem błędu), są w tej atmosferze ochoczo zastępowane subiektywizmem odczuć, przeżyć, doświadczeń, które to elementy w dużej mierze właśnie definiują współczesny dialog międzyreligijny. Jeśli jest on z góry skazany na porażkę na płaszczyźnie spekulatywnej, z racji zasadniczej niekompatybilności różnic w wierzeniach, to na pierwszy rzut oka zdaje się on żywotny na gruncie praktyki, wymiany doświadczeń, świadectw, wspólnych modlitw itp., których celem jest lepsze poznanie, zrozumienie, szacunek, akceptacja itd. między wyznawcami różnych, sprzecznych między sobą religii. Jak zatem przy rozpowszechnionych uwarunkowaniach mentalnych tego pokroju i podobnych praktykach skutecznie zarzucić ściśle spekulatywne rozważanie, w dodatku w tak wrażliwej kwestii, jaką jest religijny judaizm i dziedzictwo Jana Pawła II?
Otóż to, co czyni polemikę Autora wystarczająco dostosowaną, na ile to możliwe, do tak specyficznego kontekstu, jest nadanie swemu wywodowi mocno indywidualnego charakteru, jeśli chodzi o ogólne ramy przekazu. Paweł Lisicki nawiązuje kontakt z Czytelnikiem, dzieląc się własnymi rozterkami, które być może są dlań wspólne, a przynajmniej mają potencjał, aby okazać się przezeń współdzielone, nadaje swym przemyśleniom wyraźnie spersonalizowane wyrażenie w postaci licznych uwag osobistych, czasem popadających w ironię, ułatwiających lekturę tematu właściwie spekulatywnego. Mimo zatem swego oczywistego metafizycznego natężenia i stężenia książka „Mit starszych braci” jest bez wątpienia również „świadectwem”, które jako takie z pewnością mogłoby stać się cennym elementem dialogu katolicko-żydowskiego, byle zostało dopuszczone do głosu i wysłuchane, choć z doświadczenia, zważywszy na żywioną niechęć do elementów burzących ireniczny charakter ich praktyk, można się obawiać, że spora część dialogistów po stronie katolickiej najchętniej nawiązałaby, w przypadku wywodu tej książki, do postawy rozmówców św. Szczepana: „Gdy to usłyszeli, zawrzały gniewem ich serca i zgrzytali zębami na niego (…) podnieśli wielki krzyk, zatkali sobie uszy i rzucili się na niego wszyscy razem. Wyrzucili go poza miasto i kamienowali” (Dz 7, 54-58). Do potencjalnego oddziaływania książki Pawła Lisickiego jeszcze wrócę z nieco bardziej optymistycznym akcentem.
Nawiązując kontakt z Czytelnikiem, Autor znajduje odpowiedni sposób na zmierzenie się z pozostałymi trudnościami, które są w tym przypadku oczywiste. Po doświadczeniach XX wieku antysemityzm jest łatwo napiętnowanym złem, ale złem niedookreślonym, albowiem jakiekolwiek krytyczne przedstawienie jakiejkolwiek kwestii związanej z judaizmem jest – za sprawą nawyków podświadomości i, przede wszystkim, warunkujących je przekazów i coraz mniej zawoalowanych rozwiązań natury prawnej – przejawem antysemityzmu. Mówiąc krótko: jeśli masz zastrzeżenia do dialogu katolicko-żydowskiego, jesteś antysemitą, popełniasz coś złego, cokolwiek by to określenie nie znaczyło. A w dodatku, jakby tego było mało, jeśli podważasz dziedzictwo wielkiego papieża Polaka – ale nie z pozycji radykalnego progresizmu, ateizmu czy obojętności, tylko z powodów zasadniczo katolickich – wówczas jesteś także _integrystą_. W obu przypadkach jesteś więc trędowaty, co w ogóle zwalnia z jakiegokolwiek obowiązku rozpatrywania tego, co miałbyś nam do powiedzenia, bo przecież byłoby to _a priori_ nieznośne dla naszej wrażliwości, sumień i uszu, tak że ostatecznie zmusiłbyś nas do zagłuszania naszym krzykiem oburzenia hańbę twych słów, które, antysemicki integrysto, miałeś w ogóle czelność wypowiedzieć. Na takie _dictum_ – a spodziewam się recenzji, które wypisz wymaluj wpiszą się w ten „klasyczny” schemat – jedynym lekarstwem jest naświetlać cierpliwie i całościowo poruszaną kwestię, odwołując się do faktów, rzeczywistości, historycznych źródeł, logiki, z nadzieją nie tyle na opamiętanie się samych faryzeuszy, co rozumowe dotarcie do osób zdolnych się z tymi faktami zapoznać mimo faryzejskiej wrzawy.
Tak, niezmiernie cennym atutem książki Pawła Lisickiego jest właśnie bardzo obszerne przedstawienie niepodważalnych, w sensie ich autentyczności, danych, pozwalających Czytelnikowi zrozumieć, do jakiego stopnia, delikatnie rzecz ujmując, soborowe i posoborowe podstawy dialogu katolicko-żydowskiego stanowią oderwanie od rzeczywistej tożsamości katolicyzmu i realiów rabinicznego judaizmu, a mniej delikatnie: do jakiego stopnia dialog ten w swych założeniach opiera się na zakłamaniu Ewangelii, nauki katolickiej, historycznej misji Kościoła, podważa współczesne ruchy chrystianizacyjne wśród żydów, uderza nawet w ekumenizm, a przede wszystkim zaprzecza słowom i czynom Jezusa Chrystusa, tak jakby nie był On Mesjaszem posłanym do swego narodu, tak jakby jego naród, bardziej niż wszystkie inne, nie był zobowiązany Go przyjąć, tak jakby Jego Męka nie była konsekwencją tego pryncypialnego odrzucenia i tak jakby istniała inna możliwa ekonomia odkupienia i zbawienia niż ta, którą On ustanowił.
W pewnym sensie, byle wgłębić się w podstawowe prawdy katolicyzmu, nawet jako zewnętrzny, neutralny „obserwator” porównujący doktryny i religie, te sprzeczności posoborowego dialogu katolicko-żydowskiego jawią się jako oczywiste, wystarczy je po prostu wyraźnie naświetlić i zestawić, by wybudzić Czytelnika z iluzji, w której, obok współczesnej atmosfery relatywizującej dogmatykę w ogóle, uśpiła go, nas wszystkich, mityczna otoczka wytworzona wokół tego dialogu, namaszczona prestiżem autorytetu najwyższych władz Kościoła. Byle wgłębić się, byle naświetlić… Paweł Lisicki robi to na każdej stronie tej książki, z licznymi niuansami, zapoznając Czytelnika z badaniami patrystyki, z różnymi dokumentami Magisterium Kościoła i ich teologicznymi komentarzami, z bardzo przejrzystą egzegezą Pisma Świętego, z pismami wybitnych, acz dziś zapomnianych żydowskich konwertytów, ale także z pismami pisarzy żydów niekatolików, protestantów, z wnikliwą analizą historyczną judaizmu – by wspomnieć najważniejszej elementy tej obszernej pracy, pionierskiej w tym zakresie w języku polskim, po której lekturze naprawdę nie sposób uznać podobną polemikę za antysemityzm czy bezpodstawny atak na spuściznę Jana Pawła II. Bliżej nieokreślone obawy nie powinny w każdym razie stanowić przeszkody do zapoznania się z tą ważną pracą, a poważny krytyk, jeśli już, jeśli jego krytyka ma wnieść coś do tej kwestii konkretnego, powinien raczej podjąć próbę rzeczowej polemiki z przytaczanymi źródłami niż polemikę z Autorem.
Nie miejsce tu jednak streszczać podane przez Pawła Lisickiego argumenty i racje na rzecz wykazania tradycyjnej katolickiej nauki i mutacji, której ją poddano, oraz przedstawienia historycznej ewolucji judaizmu, prowadzących do jednej z głównych konkluzji tej książki: współczesny rabiniczny judaizm nie jest spadkobiercą mojżeszowego judaizmu biblijnego, prawdziwym Izraelem jest Kościół katolicki, w konsekwencji współcześni wyznawcy judaizmu nie są „starszymi braćmi w wierze” katolików. Rzecz w tym, że w zasadzie każdy element tego rozważania, byle przedstawiony bez przeinaczeń, bardzo szybko prowadzi do jasnej konkluzji o jałowości podstaw i celów posoborowego dialogu katolicko-żydowskiego. Dla przykładu, przytoczmy tu w całości jakże jasną, a zarazem śmiertelną dla pomyślności tak pojmowanego dialogu ewangeliczną przypowieść o winnicy, wspomnianą pokrótce przez Autora, lecz niezacytowaną:
Był pewien gospodarz, który założył winnicę. Otoczył ją murem, wykopał w niej tłocznię, zbudował wieżę, w końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom i wyjechał. Gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi do rolników, by odebrali plon jemu należny. Ale rolnicy chwycili jego sługi i jednego obili, drugiego zabili, trzeciego zaś ukamienowali. Wtedy posłał inne sługi, więcej niż za pierwszym razem, lecz i z nimi tak samo postąpili. W końcu posłał do nich swego syna, tak sobie myśląc: Uszanują mojego syna. Lecz rolnicy zobaczywszy syna mówili do siebie: To jest dziedzic; chodźcie zabijmy go, a posiądziemy jego dziedzictwo. Chwyciwszy go, wyrzucili z winnicy i zabili. Kiedy więc właściciel winnicy przyjdzie, co uczyni z owymi rolnikami? Rzekli Mu: Nędzników marnie wytraci, a winnicę odda w dzierżawę innym rolnikom, takim, którzy mu będą oddawali plon we właściwej porze. Jezus im rzekł: Czy nigdy nie czytaliście w Piśmie: Właśnie ten kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła. Pan to sprawił, i jest cudem w naszych oczach. Dlatego powiadam wam: Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce. Kto upadnie na ten kamień, rozbije się, a na kogo on spadnie, zmiażdży go. Arcykapłani i faryzeusze, słuchając Jego przypowieści, poznali, że o nich mówi. Toteż starali się Go pochwycić, lecz bali się tłumów, ponieważ miały Go za proroka. (Mt 21, 33-46)
_Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce_: „będzie wam zabrane” i przekazane innym – jak wobec tych tak klarownych słów dialogiści mogą traktować współczesnych żydów za spadkobierców obietnicy złożonej Abrahamowi i starszych braci w wierze uczniów Chrystusa? Czemu służyć ma ich dialog, jeśli, aby istnieć w swej obecnej formie, musi siłą rzeczy pomijać najistotniejsze niekompatybilności, jak właśnie mesjańskość i bóstwo Pana Jezusa czy ciągłość wybrania potomstwa Abrahama w Kościele katolickim? Jak dialog ten może, za jednym przekreśleniem ręki, wstawić w nawias stałe, od czasów apostolskich, nauczanie o zaślepieniu Synagogi, bardzo wymownie na przestrzeni wieków wyrażane w ikonografii chrześcijańskiej, w której instytucja judaizmu po przyjściu Chrystusa była przedstawiana jako niewiasta z opaską na oczach oznaczającą jej ślepotę, ze zwojem pism w ręku, których znaczenia nie rozumie, z połamaną lancą: była przedstawiana jako antyteza Kościoła, personifikowanego z kolei przez niewiastę właśnie w godności królewskiej i trzymającej w ręku kielich – kielich Nowego Przymierza. Trudno o bardziej klarowne zestawienie, znane w historii sztuki pod nazwą „Ecclesia et Synagoga”, świadczące o takim, a nie innym powszechnym rozumieniu przez katolików tej prawdy na przestrzeni wieków: winnicą Pańską, Królestwem Bożym, prawdziwym Izraelem jest Kościół, choć dziś jest to najwyraźniej prawda zakryta przed „mądrymi i roztropnymi”, a znana wciąż maluczkim (Mt 11, 25).
Dotykamy tu bolesnego aspektu tej książki, która, zważywszy na jej konkluzje, siłą rzeczy rodzi pytania o przyczyny, powody i perspektywy oderwania hierarchów Kościoła, z papieżami na czele, od tradycyjnej nauki katolickiej. Autor nakreśla ten wątek w interesujący sposób, nie mając jednak odpowiedzi na wszystkie pytania. Trzeba bowiem jasno wyartykułować ten dramat: jeśli Chrystus jest drogą, prawdą i życiem, jak nie głosić go dziś Żydom, w którym znajdą oni niewyrażalne szczęście i spełnienie tego, do czego zostali ongiś jako naród powołani? Jak biskupi, będąc następcami apostołów, czyli Żydów, którzy przyjęli Chrystusa za Mesjasza i Syna Boga żywego i głosili swym braciom konieczność Jego przyjęcia dla zbawienia, mogą głosić dzisiejszym wyznawcom judaizmu, że są, nawet nie _de facto_ z powodu ewentualnej niezawinionej ignorancji, ale _de iure_ zwolnieni z ekonomii zbawienia Nowego Testamentu? Dlaczego, ponadto, wykluczają z dialogu katolicko-żydowskiego te liczne wspólnoty mesjańskich żydów (które uznają w Chrystusie zapowiedzianego przez Boga Mesjasza! – między innymi dlatego, że zachowały pojęcie osobowego mesjasza i żywe zainteresowanie proroctwami Starego Testamentu, które go dotyczą), a które w zasadzie powinny być głównym partnerem do dyskusji natury apologetycznej ze strony Kościoła katolickiego, poruszającej tak kluczowe kwestie jak: czy Jezus Chrystus objawił ludziom Trójcę Świętą? Czy był on Kapłanem i ustanowił przekazywalne kapłaństwo będące udziałem w Jego kapłaństwie, mające odnawiać złożoną przezeń Ojcu ofiarę? Czy założył Kościół, widzialną hierarchiczną wspólnotę? W końcu, czy fakt, że uczynił apostołów kapłanami nowego i _wiecznego_ Przymierza, nie oznacza, że poprzednie zawarte przez Boga przymierze było właśnie tymczasowe, gdyż _nie wieczne_, i zostało zastąpione _nowym_, gdyż figura, którą zapowiadało, po prostu nadeszła, wypełniając jego obietnicę?
Powtórzmy z bólem serca: rzeczy, które jawią się jako jasne dla maluczkich, okazują się jakby zakryte i mgliste dla duchownych i hierarchów, którzy przecież tym właśnie z urzędu są i powinni być: ustanowionymi przez Pana Jezusa _strażnikami i depozytariuszami nowego_ – a nie starego! – _Przymierza_, które zostało zawiązane nie gdzie indziej jak na Golgocie, w Wielki Piątek. Zapowiedziałem jednak, że w przypadku możliwego odziaływania tej książki wskażę na pewne optymistyczne perspektywy. Gdy idzie o duchowieństwo, nie łudzę się, że rzadkie będą wymagające pewnej odwagi, nie tak znowu dużej, wyrazy poparcia dla tej pracy wśród polskich teologów, natomiast jest wielce prawdopodobne, że wielu kapłanom i świeckim zachowującym, jeśli nie tradycyjną naukę, to przynajmniej pewne katolickie instynkty, to kompendium wiedzy naprawdę rozjaśni ten zagmatwany temat, jak wiele zresztą rzeczy w posoborowej rewolucji. Albowiem rewolucja ta nie mogła się dokonać, nie zaczepiając się na substracie katolickim, nadając mu jednocześnie, stopniowo, inne znaczenie, tj. deformując go. Aby podobny zabieg mógł się dokonać, potrzebne były niejasność i dwuznaczność, aby to, co zupełnie nowe, niebędące kontynuacją tego, co dawne, mogło się zagnieździć w tym, co dawne, stwarzając rzeczywiście iluzję pewnej kompatybilności, właśnie przez dwuznaczność. Obraz współczesnego dialogu katolicko-żydowskiego jest, w sumie, tylko jedną z wielu odsłon tej deformacji i zagmatwania, choć bardzo istotną odsłoną, gdyż ukazującą skalę i ich głębię, a także wskazującą na śmiertelne niebezpieczeństwo dla Kościoła i wiary, jakim byłaby podmiana katolicyzmu, ze skutkiem jego destrukcji, na upragnioną dla ludzkości przez potężne środowiska żydowskie religii noachickiej – religii bez Trójcy Świętej, bez Jezusa Chrystusa będącego Bogiem, bez jego kapłaństwa. To niebezpieczeństwo jest jak najbardziej realne, gdyż to właśnie te trzy prawdy, prawdy nie wymyślone przez człowieka, lecz objawione przez Boga, są w praktyce najbardziej paraliżowane w dobie obecnego kryzysu: żydom i poganom, zwłaszcza muzułmanom, nie głosi się jasno, jeśli głosi się w ogóle, że aby umiłować Boga w prawdziwe i dostąpić zbawienia, trzeba go poznać i wyznać w Jego prawdziwej naturze, którą jest troistość Ojca, Jego Syna i Ich Ducha; jeśli wyznaje się tajemnicę Wcielenia i bóstwo Chrystusa, to jakby bez wszystkich konsekwencji tego faktu, na czele z Jego królewskością tu i teraz, nad światem, nad narodami, wyrażanej w postaci Jego społecznego, jak ongiś, panowania; z kolei kryzys świadomości o tożsamości kapłaństwa definiującego się przez ofiarę, przez składanie doskonałej, czystej i Bogu miłej ofiary przebłagalnej za grzechy ludu, jest powszechny. Innymi słowy religia noachicka nie musi zostać jakoś formalnie wprowadzona i ogłoszona, aby katolicy w praktyce wierzyli nie jak katolicy, a właśnie jak noachici, aby stawali się stopniowo noachitami!
Kościół katolicki będący owocem nowego i _wiecznego_ Przymierza ma jednak (on, a nie Synagoga!) od Pana Jezusa obietnicę życia wiecznego. Katolicy nie tylko mają prawo, lecz nawet powinni żywić nadzieję, że obecny kryzys wiary wewnątrz Kościoła, promieniujący na świat, ulegnie rozproszeniu na rzecz prawdziwej odnowy, jak to miało niejednokrotnie miejsce w jego historii. Nie wiemy, kiedy ta odnowa nastąpi, ale jej niechybnym znakiem będzie to, że dwuznaczność i zagmatwanie, wskazane w tej kolejnej świetnej pracy Pawła Lisickiego, zaczną ustępować w warstwie nauczającej Kościół na rzecz _zdrowej doktryny_. Oby ta książka, powstała z umiłowania do tożsamości katolickiej i prawdy objawionej, skłoniła polskie duchowieństwo, z episkopatem na czele, do pochylenia się nad sensownością, a raczej bezsensownością dni judaizmu w Kościele w Polsce, które, mimo pewnego wciąż konserwatyzmu polskiego katolicyzmu, pozostają bez wątpienia ewenementem radykalnego progresizmu na skalę światową.
dr Wojciech Golonka
Instytut Dziedzictwa Europejskiego Andegavenum