Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Mityczna miłość - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
2 czerwca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mityczna miłość - ebook

Miłość, która połączyła boginie i bogów z herosami czy nawet zwykłymi śmiertelnikami zasługiwała na ponowne opowiedzenie. Wyzwanie podjęło siedem utalentowanych polskich autorek, przed którymi postawiono trudne zadanie — retelling mniej lub bardziej znanych mitów, w formie atrakcyjnej dla współczesnej czytelniczki.

Przed wami kipiąca od emocji lektura. Opowieści pełne miłości, namiętności i niezwykłych wydarzeń...

Czy pozwolisz porwać się do świata mitów?

Autorki: Hermia Stone, Ewelina Nawara, Maria Zdybska, Gosia Lisińska, Agnieszka Zawadka, Aga Kalicka, Aleksandra Pisarska

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7995-615-9
Rozmiar pliku: 938 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Na początku był hałas.

A także chaos, który jak zwykle panował w radiu. Dziennikarze biegali od komputera do studia i z powrotem, telefony nie przestawały dzwonić, a ludzie w wielkich czarnych słuchawkach z szaleństwem w oczach próbowali jakoś się skupić nad montażem dźwięków i zdążyć ze wszystkim na wczoraj. W porównaniu z redakcją wiadomości wciśnięty na końcu długiego korytarza dział publicystyki wydawał się wręcz ostoją spokoju, choć i tu prace postępowały dość sprawnie.

– Hej, Lyra, masz jakiś pomysł na przyszłotygodniową poniedziałkową audycję? – zapytała wielka sterta książek, która wyglądała tak, jakby zaraz miała się przewrócić i kogoś przygnieść. Na przykład Lyrę.

Wywołana kobieta odruchowo wyprostowała zabójczą jengę i odparła:

– W weekend są targi książki, myślałam, że się tam wybiorę i nagram kilka rzeczy na zapas.

– A nie wzięłabyś ode mnie jednego autora? – drążyła dalej hałda książek, więc Lyra przesunęła się nieco na fotelu na kółkach, by dojrzeć siedzącą przy biurku obok redaktorkę i swoją mentorkę, Jo. Ta nie odrywała wzroku od komputera, na wpół zajęta obserwowaniem paska pokazującego proces normalizacji głośności i redukcji szumu. – Bo jestem umówiona z gościem na dziś po południu, a na śmierć zapomniałam i zarezerwowałam na wtedy wizytę u fryzjera. – Szczupła czarnowłosa kobieta pokazała na zniszczone końcówki i widoczne posiwiałe odrosty. – A dobrze wiesz, że to zajmuje czas! I jeszcze muszę dojechać przez pół miasta!

– Szkoda, że dopiero teraz mi o tym mówisz, tak to bym chociaż jakąś jego książkę przeczytała – burknęła Lyra. – Ale rozumiem kwestię priorytetów, więc spoko, wezmę go na siebie. Tylko powiedz, co to za gość, ma w ogóle jakieś imię?

Jo aż się rozjaśniła w uśmiechu.

– Ma! Gdzieś tu sobie zapisałam… – Zerknęła na biurko kompletnie zawalone papierami, nagrywarkami i wyschniętymi brudnymi kubkami. Gdzieś spomiędzy tego bajzlu nieśmiało wyglądała klawiatura. – No dobra, znalezienie jednej kartki może być trudne… ale wydawnictwo przysłało jego najnowszą powieść! I na pewno jest jeszcze zapakowana, więc szukaj tekturowego opakowania wielkości książki.

Lyra wydała z siebie niski, gardłowy dźwięk, podejrzanie przypominający warkot, i machnęła rękoma, pokazując na pokój. Choć lepszym określeniem byłoby „magazyn połączony z przechowalnią”. Tekturowe pudełka wielkości książki leżały dosłownie wszędzie.

– Musimy tu wreszcie posprzątać! – zażądała. – Rozpakować wszystkie paczki i poustawiać ten cały szajs na półkach, ja nie mówię, że alfabetycznie, ale przynajmniej tak, żeby nie stanowił zagrożenia dla życia i zdrowia!

Jo kompletnie zignorowała jej wybuch, zajęta wygrzebywaniem czegoś spod swojego biurka.

– Mam! – rzuciła. – Patrz, jednak pamiętałam, gdzie położyłam… No co?

– Ugh… – jęknęła Lyra, zabierając jej paczkę. Przez chwilę mocowała się z taśmą zabezpieczającą. Wreszcie na wpół otworzyła, na wpół rozerwała przesyłkę i wyciągnęła książkę. Najpierw zerknęła na tył okładki, a dopiero potem na przód. I w takiej pozycji zamarła, lekko pochylona, z tekturą w jednej i książką w drugiej dłoni. – Eee… – bąknęła w końcu i pokazała przód powieści koleżance z redakcji. – Czy tylko ja mam niejasne wrażenie, że…

Jo popatrzyła na tomiszcze w ręce Lyry i otworzyła usta. Parsknęła przez nos.

– Nie wiedziałam, naprawdę!

– Czyli to nie moje zwidy?

– Mój Boże, jakby rysowali ze zdjęcia! – Jo była wyraźnie zachwycona. – Zaraz zrobię ci fotę, wrzucisz sobie na insta! – Zaczęła się śmiać, szukając telefonu. – Że też nie zobaczę miny autora!

Lyrze nie było aż tak bardzo do śmiechu, bo głównie czuła się zaskoczona i zmieszana. Jeszcze raz popatrzyła na dosyć ładną, rysunkową, ale realistyczną okładkę, przedstawiającą twarz dziewczyny, prawdopodobnie głównej bohaterki powieści Córka Acheronu.

– Oscar R. Pheus – przeczytała nazwisko autora i westchnęła, przejeżdżając palcem po lśniącym papierze, na którym widniała ni mniej, ni więcej tylko jej własna twarz. Zgadzało się wszystko, od długości i koloru włosów po sporawy pieprzyk pod prawym okiem. – Tak, to spotkanie przebiegnie zupełnie normalnie – dodała kąśliwie, po czym podniosła książkę i zapozowała z głupią miną. Kiedy Jo na szybko obrabiała i wysyłała jej fotkę, Lyra zapytała:

– To o której masz ten wywiad i gdzie dokładnie?

– Obiecał, że przyjedzie do radia, masz zarezerwowane na piątą studio B, na czterdzieści minut – odpowiedziała Jo. – Więc to aż pół dnia, żeby go wygooglować i przynajmniej przejrzeć jego najnowszą książkę.

– „Córka Acheronu w błyskotliwy i kobiecy sposób rozprawia się z antycznymi mitami, by zdobyć twoje serce”. – Lyra zaczęła wyczytywać blurby. – „Sprytna. Zabawna. Seksowna”. „Jeśli szukasz dziewczyny, która pójdzie za tobą do piekła i z powrotem, to Medea, córka Acheronu, jest twoim wyborem numer jeden”. O. Rany. Boskie. To jedna z tych książek. Romans young adult. – Lyra przewróciła oczami. – I naprawdę napisał to facet? – Przekartkowała tom i zatrzymała się na wewnętrznym skrzydełku. – I to całkiem przystojny facet, chyba że ma dobrego fotografa – dodała z przekąsem. – Aż sobie sprawdzę inne zdjęcia w necie – powiedziała, wycofując fotel na kółkach z powrotem do biurka, gdzie skryła się w fortecy z książek.

– Czyli się nim zajmiesz? – Dosłyszała.

– No przecież już powiedziałam, że tak – odparła Lyra, wystukując na klawiaturze nazwisko autora. Już po chwili zagłębiła się w szybkim, szeroko zakrojonym researchu.

*

Gość pojawił się w radiu punktualnie. Zostawił ciepły wielbłądzi płaszcz w szatni, zapytał portiera o drogę i skierował się w stronę poczekalni. „Pani redaktor zaraz do pana zejdzie” – poinformował go portier, sięgając po słuchawkę telefonu. I rzeczywiście, nie minęło więcej niż pięć minut, gdy drzwi pokoju z podejrzanie wygodnymi kanapami i sączącą się z głośników muzyką otworzyły się i do środka weszła młoda dziewczyna, nerwowo przygładzając jakiś niesforny kosmyk.

– Pan Pheus? – upewniła się, a kiedy przytaknął, wyciągnęła do niego rękę. – Lyra Celeste. Miło mi poznać.

Mężczyzna delikatnie potrząsnął jej dłonią, przypatrując się jej uważnie i marszcząc brwi.

– Wiem, że to nie będzie za dobrze świadczyć o mojej oryginalności, ale pani twarz wydaje się jakby…

– Znajoma? – Starała się nie śmiać, a widząc, że opacznie zrozumiał jej rozbawienie, wyciągnęła książkę spod pachy i przyłożyła sobie do podbródka, okładką do przodu. – Więc niech pan sobie wyobrazi moje zdumienie, kiedy to zobaczyłam.

Zamurowało go. Autentycznie go zamurowało, więc Lyra mogła mu się przyjrzeć bliżej, tym razem na żywo. Z pewnością miał już za sobą wiek chłopięcy i z delikatnie oszronionymi skroniami raczej bliżej mu było do „silver foxa”, co nie zmieniało faktu, że był cholernie atrakcyjnym i seksownym czterdziestolatkiem. Lyra odchrząknęła odruchowo, odganiając myśl, że z łóżka by go nie wyrzuciła, jednak Oscar Pheus zrozumiał to zupełnie inaczej.

– Przepraszam. – Zmieszany potarł dłonią kark. – Zamiast zrobić dobre pierwsze wrażenie, wychodzę na jakiegoś niewychowanego gbura, ale fakt, że grafik mnie urządził na cacy i teraz czeka mnie rozmowa z bohaterką mojej książki… to potrafi rozregulować każdego autora. Głównie dlatego, że Medea przy pierwszym spotkaniu prawdopodobnie wyprułaby mi flaki magicznym mieczem…

– Nie posiadam magicznego miecza – zapewniła go Lyra. – Nie mam też wiele wspólnego z Medeą, choć to zapewne rozczarowujące.

– W żadnym wypadku. – Mężczyzna rozjaśnił się w uśmiechu, a Lyra szybko skryła za książką szeroki uśmiech i lekki rumieniec. Gorzej, że w studiu nie będzie miała się jak schować, chyba że za sitkiem mikrofonu. Tak, sitko to był bardzo dobry plan.

– Chodźmy do studia – zaproponowała. – Usiądziemy sobie na spokojnie, zrobimy próbę dźwięku, a potem trochę sobie porozmawiamy o Córce Acheronu i pewnie też o tym, czemu w wielu pańskich powieściach przewijają się wątki mitologiczne. Wody? – Pokazała na dyspenser.

– Chętnie, jak się stresuję, zasycha mi w ustach – przyznał rozbrajająco. – Dlatego zostałem pisarzem, naiwnie się łudziłem, że wtedy nie będę musiał rozmawiać z ludźmi. Szybko się okazało, że to nie do końca tak działa.

– Nie ma powodu do stresu – zapewniła go. – Nikt tu nie gryzie. Poza tym nie idziemy na żywo, więc wszystko tak zmontuję, żeby wyszedł pan na najbardziej pewnego siebie i bystrego człowieka na świecie.

– Na pewno mniej bym się stresował, gdybyśmy przeszli na „ty” – powiedział. – O ile oczywiście możemy, nie chcę przekraczać granic.

Lyra w odpowiedzi także napełniła papierowy kubek wodą i delikatnie stuknęła w kubek Pheusa.

– Medea – rzekła z powagą i parsknęła na widok jego miny. – Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać. Lyra.

– Oscar. – Cały się rozjaśnił, nawet jego oczy się śmiały. – A więc, Lyro, prowadź.

Ruszyli korytarzem i po schodach do podziemi, w których znajdowały się dwa wygłuszone studia. Lyra przywitała się z dźwiękowcem, usadziła gościa przed mikrofonem, po czym jeszcze na moment zniknęła w reżyserce, by pogadać z kolegą i ustalić szczegóły nagrania. Wreszcie weszła do studia, szczelnie zamknęła za sobą drzwi i usiadła na swoim krześle. Poprawiła się, wzięła łyk wody, a następnie otworzyła książkę i wyjęła z niej listę z notatkami oraz potencjalnymi pytaniami, w razie gdyby rozmowa nie chciała toczyć się sama. Poza tym ze ściągą sama czuła się pewniej, choćby dlatego, że w każdym momencie mogła zerknąć na imiona i nazwy własne. A te czasami wcale nie należały do łatwych.

Odchrząknęła, dała znak ręką przez szybę i zaczęła z uśmiechem:

– Dziś w Podróżach z Książką będziemy rozmawiać z niezwykłym gościem, wielokrotnie nagradzanym pisarzem specjalizującym się w literaturze zarówno dla starszych, jak i odrobinę młodszych czytelników. We wszystkich jego książkach pojawia się pewien motyw przewodni, o którym zaraz porozmawiamy. Przed państwem Oscar R. Pheus, dzień dobry. – Kiwnęła głową.

– Dzień dobry – odpowiedział z uśmiechem, modulowanie niskim radiowym głosem.

„A podobno się stresuje!”, pomyślała Lyra na poły poirytowana, na poły rozbawiona jego profesjonalizmem połączonym z chyba trochę za niską samooceną.

– Mam nadzieję, że nie wystraszę słuchaczy i nie zanudzę ich na śmierć – dodał.

– A będzie i o straszeniu, i o śmierci, bo pana najnowsza książka, Córka Acheronu, to wyprawa przez piekło pełne mitycznych potworów. Jednak bez obaw, bo to przede wszystkim pełna przygód powieść dla nieco starszej młodzieży. Zacznijmy może jednak od głównej bohaterki, bo to postać, która nigdy wcześniej nie pojawiła się w pana książkach.

– Medea to prawdziwa heroina – przyznał Pheus. – Twarda, zawzięta, o nieco poharatanej przeszłości. Nie zdradzając zbyt wiele, mogę chyba powiedzieć, że jej powiązania z bogami Olimpu są zdecydowanie bliższe, niżby tego chciała…

*

Lyra ze zdumieniem odkryła, że ktoś ukradł im ostatnie pół godziny. Rozmowa tak im się toczyła, że dopiero dźwiękowiec musiał jej szepnąć w słuchawkę, że skończył się zarezerwowany przez Jo czas i kolejni chętni czekają już na to, by skorzystać ze studia. Z nieszczęśliwą miną zadała jeszcze dwa finiszujące pytania o najbliższe spotkania autorskie i o to, czy Pheus pracuje nad czymś nowym (odpowiedzi były dosyć krótkie, jakby Oscar też się zorientował, która jest godzina, i brzmiały kolejno: „W tym miesiącu będę siódmego w Maidstone, dziesiątego w Guildford, piętnastego w Winchester i dwudziestego siódmego w Trowbridge, zresztą wszystkie daty i miejsca można sprawdzić w aktualnościach na mojej stronie oscarrpheus.com, a co do pytania, czy nad czymś pracuję, zawsze mówię: »zawsze«”).

Lyra uśmiechnęła się szeroko, podziękowała mu za wizytę w radiu i skończyli nagranie.

– Uff, nie było tak strasznie jak zwykle. – Mężczyzna ściągnął słuchawkę z jednego ucha i przejechał palcami przez włosy, zostawiając je w lekkim nieładzie. Lyra poczuła absurdalną potrzebę, by poprawić mu wiszący nad czołem kosmyk, i z trudem się powstrzymała, by tego nie zrobić.

– Było mi naprawdę miło cię poznać – powiedziała, wstając, i podała mu rękę.

Mężczyzna delikatnie ujął jej dłoń. Lyra odruchowo zerknęła na bransoletkę, którą wcześniej wzięła za zegarek.

– Ciekawa ozdoba – zauważyła.

– To obol. – Pheus, nie puszczając jej dłoni, palcami drugiej pokazał grubą monetę przedziurawioną w dwóch miejscach, by tworzyła przylegający element bransoletki.

– Taki grecki?

– Oryginalny. Choć chyba nie powinienem się chwalić, że noszę na sobie zabytki. Ale jakoś tak…

– Oboli chyba używano do przeprawienia się przez Styks, prawda?

– A wolałem nie rozmawiać o śmierci przy pierwszym spotkaniu, to bardzo odstrasza ludzi. – Westchnął dramatycznie. – Owszem, dokładnie tak, przez Styks albo przez Acheron, zależy od źródeł. Wierzę, że dusza po śmierci gdzieś idzie i jeśli przypadkiem trafiłbym do Hadesu, bo w końcu tak długo piszę o greckich bogach, że praktycznie ich wyznaję, to wolałbym nie błąkać się przez stulecie po brzegu, bo nie mam opłaty dla Charona. Więc zabezpieczam się na wszelki wypadek.

– Bardzo praktycznie. Zapamiętam to sobie – obiecała. – I nie czuję się odstraszona. Mam nadzieję, że przy następnej książce też się spotkamy?

– Dopiero za pół roku? Toż to cała wieczność – zażartował, wychodząc za nią ze studia. Wymienili pozdrowienia z kolejnymi gośćmi, pożegnali się z dźwiękowcem i po schodach ruszyli z powrotem na górę.

– No tak, zapomniałam, że w świecie pisarskim wszystko trwa odpowiednio dłużej – przyznała zakłopotana.

– Czy mógłbym zostawić swój numer telefonu? Dałabyś mi znać, kiedy pojawi się audycja.

– W poniedziałek o osiemnastej… – odpowiedziała odruchowo.

Oscar zamarł z nieszczęśliwą miną.

– …ale mam jeszcze kilka niezadanych pytań dotyczących książki – brnęła dalej Lyra, poniewczasie zorientowawszy się, do czego zmierzał mężczyzna. – Więc gdybyś kiedyś miał czas…

– W piątek – rzucił szybko. – O osiemnastej.

Lyra zamrugała zaskoczona. Czy właśnie umówiła się na randkę?

– Osiemnastej trzydzieści, bo do szóstej siedzę w radiu – odpowiedziała, grzebiąc po kieszeniach. Wreszcie wyciągnęła telefon, a z jego etui pomarańczową wizytówkę. – Gdybym nie odbierała stacjonarnego.

Pheus wyciągnął własny telefon, ze skupieniem wprowadził numer z karteluszki i wcisnął zieloną słuchawkę. Telefon Lyry rozświetlił się w jej dłoni.

– No, to teraz już się odnajdziemy. – Zaśmiała się. Z jednej strony to wszystko działo się zaskakująco szybko, z drugiej: nie mogła zaprzeczyć, że pan pisarz straszliwie ją pociągał. Miała wrażenie, że zainteresowanie jest obopólne.

– To do piątku! – Oscar zasalutował, po czym skierował się do szatni. Lyra, nie ruszając się z miejsca, patrzyła, jak narzuca na siebie przepiękny beżowy płaszcz, macha jej rozradowany i znika za drzwiami wyjściowymi.

– Udane nagranie? – zagadnął portier.

– Bardzo – zapewniła Lyra i zamyślona ruszyła po schodach do graciarni zwanej działem publicystyki.

*

Oscar prywatnie okazał się jeszcze bardziej uroczy, dowcipny i ogólnie zniewalający. Lyra nigdy wcześniej przy żadnym mężczyźnie nie czuła się tak atrakcyjna, nie tylko z wyglądu, ale ogólnie, jako jednostka ludzka. Gdy byli razem, poświęcał jej sto procent uwagi. Gdy o czymś opowiadała, słuchał uważnie. Gdy o coś pytała, odpowiadał z pełną uwagą i zaangażowaniem.

Po trzech randkach czuła się nim kompletnie zauroczona. Po pięciu wylądowali w łóżku. Po niecałych dwóch miesiącach dał jej klucze do swojego mieszkania i opróżnił dla niej pół szafek w łazience oraz jedną szafę w sypialni. Nie wprowadziła się do niego na stałe, ale miała u niego kilka ubrań na zmianę, ulubione kosmetyki i szczoteczkę do zębów. I poduszkę, bo zawsze musiała mieć swoją poduszkę, co go bawiło i rozczulało za każdym razem, kiedy kładli się spać, ciasno w siebie wtuleni.

– Ja to jednak jestem kompletnym przeciwieństwem tej twojej Medei – powiedziała pewnego wieczora, leżąc na kołdrze i zaczytując się w Córce Acheronu, tym razem dokładnie i w spokoju, a nie na szybko przed nieoczekiwanym nagraniem. – Nawet jeśli jestem na okładce – zachichotała.

Oscar siedział obok niej z okularami spuszczonymi do połowy długiego, szczupłego nosa i stukał na klawiaturze komputera opartego na kolanach.

– Czy ja wiem? Wydajesz mi się tak samo bezwzględna, nieczuła i… – zaczął, nie odwracając wzroku od ekranu.

Dostał poduszką.

– Ale nie, tak bardziej serio, myślę, że gdybyś stanęła przed podobnym zadaniem i musiała podbić Hades, tobyś to zrobiła – zapewnił, patrząc na nią z czułością.

– No może. – Lyra zaśmiała się, chrupiąc orzechy w czekoladzie. – Ale nie za pomocą magicznego miecza, smoka i przystojnego, choć gburowatego towarzysza.

– A jak? – Oscar zsunął okulary do końca i przyjrzał się jej uważnie. – I nie, wcale nie traktuję cię właśnie jak materiału do researchu przy tworzeniu kolejnej postaci kobiecej, wydaje ci się.

– Mógłbyś to jakoś ładniej ująć…

Zastanowił się.

– Jesteś moją muzą, o Kalliope pięknolica, ta o czarownym głosie, matko syren, opiekunko poezji epickiej, krocząca wśród królów… – Pocałował ją w czoło i uśmiechnął się zawadiacko.

No, tym to ją zaskoczył.

– Jeśli do tej pory bym nie wpadła po uszy, to teraz byś mnie miał – przyznała. – Mów mi częściej takie słodkie słówka, to zobaczysz…

– Co zobaczę?

– Do czego jestem zdolna – zażartowała. – A wracając do pytania, gdybym miała leźć przez piekło tam i z powrotem, raczej bym się na maksa wyspryciła, niż naparzała we wszystko, co się rusza. Wiesz, jak Sybilla, która uśpiła Cerbera ciastkami nafaszerowanymi makiem i miodem. Tak, czytam uważnie, nie patrz tak na mnie! Każdy ma jakąś słabość, nawet bogowie. Myślę, że szczególnie bogowie; kiedy jesteś nieśmiertelny i masz na karku kilka tysięcy lat, to ci daje mnóstwo czasu na wyrobienie sobie różnych idiotycznych tików, przyzwyczajeń i słabostek.

– Dobrze, że nie będę tyle żył, bo jakbyś mnie rozpracowała…

– Mam wrażenie, że już całkiem dobrze wiem, jak cię rozpracować. – Odłożyła książkę i przysunęła się do niego. – Zapisałeś plik?

– Mam ustawiony zapis automatyczny w dwóch różnych miejscach.

– Dobrze. – Przymknęła klapę od laptopa i odstawiła go na szafkę. – Na dziś koniec pisania.

– Mój redaktor nie będzie zadowolony…

– Twojego redaktora tu nie ma. – Zaczęła rozpinać guziki koszuli opinającej pierś Oscara.

– W sumie racja – zgodził się szybko. – Praca nie ucieknie, a takie muzy to strasznie kapryśne stworzenia, raz ją obrazisz i już więcej nie wróci…

*

Jeszcze jedna rzecz w związku z Oscarem była cudowna. Choć praktycznie mieszkali razem, i tak cały czas umawiali się na randki. A to na spontaniczny wypad po pracy do kina, a to na kawę, a to do wesołego miasteczka, nie uznawali żadnych ograniczeń. Jeśli inni ludzie twierdzili, że zachowują się jak dwa głupki, to nie był problem Lyry i Oscara, tylko tych ludzi.

Tego dnia mieli udać się do teatru na sceniczną wersję Harry’ego Pottera. Lyra skończyła wcześniej i zdążyła jeszcze kupić zapiekankę na wynos, czekając na Oscara przy jednej z bardziej ruchliwych ulic w centrum Londynu. Wokół niej kręciły się tłumy ludzi, przejeżdżały niezliczone samochody, wysokie czerwone autobusy i pojedyncze czarne taksówki, przypominające zrywające się do lotu żuki.

Dojrzała Oscara po drugiej stronie skrzyżowania, idącego z nieodłącznym notesem w ręku i kompletnie odłączonego od świata. Widać znowu wpadł na jakiś genialny w jego mniemaniu pomysł.

Potem wszystko wydarzyło się szybko. Za szybko. Wciąż zamyślony, wszedł na pasy, nie dostrzegając koloru światła. Zza budynku wyskoczył jeden z krwistoczerwonych autobusów. Rozległ się huk.

Lyra głęboko nabrała powietrza w płuca, a potem krzyczała, krzyczała i krzyczała.

*

Nie była członkiem rodziny i okazało się, że w sumie nikt o niej nie słyszał. Równie dobrze mogła być jakąś świrniętą psychofanką. Zanim więc starszy brat Oscara zabrał jej klucze, spakowała swoje rzeczy i wróciła do siebie. Klucze odda… kiedyś. Może. Poza tym nie mogła tam zostać, w mieszkaniu, w którym wszystko przypominało jej o Oscarze. Gdzie ubrania pachniały jego wodą toaletową – nomen omen marki Hermes – gdzie na wierzchu stał komputer z otwartym plikiem i niedokończoną książką. W dedykacji widniało jej imię.

Na pogrzebie pojawiła się blada, wychudzona i z zaczerwienionymi oczami, których opuchlizny nie zmniejszyły nawet bardzo drogie kremy. Nie chciała tam przychodzić. Nie chciała przyjąć do wiadomości, że był martwy, a zobaczenie go tam, w trumnie… Ale musiała. Musiała się upewnić, że nikt mu nie zabrał jego cennej bransolety, jego przepustki do świata zmarłych. Bo jeśli ona tego nie sprawdzi, to kto? Przecież mu obiecała, obiecała, że zapamięta…

Wróciła do siebie, wzięła wolne w pracy, a potem masochistycznie zaczęła czytać wszystko, co tylko wpadło jej w ręce i dotyczyło mitologii greckiej. Pożerała książkę za książką, artykuł internetowy za artykułem, film za filmem, nawet jeśli nie widziała wyraźnie liter czy ekranu, bo zalewała się łzami. A im dłużej studiowała źródła, im bardziej fiksowała się na temacie dawno porzuconych bogów, tym mniej płakała. Smutek został zastąpiony przez zawziętość i wstąpił w nią duch działania, dziarsko popychany przez demona szaleństwa. Zaczęła gromadzić rekwizyty, przedziwne, niepasujące do siebie rzeczy, idiotyczne przedmioty, na pierwszy rzut oka nieprzydatne do niczego. Dalej przedzierała się przez morza liter, rzeki słów. A potem, pewnego dnia, zapięła torbę podróżną i zarzuciła ją sobie na ramię, choć ta okazała się tak ciężka, że Lyra ledwo ustała na nogach.

Wyszła z domu, zamknęła za sobą drzwi i wsiadła do autobusu jadącego na lotnisko Stansted. Ze strachem rozstała się z torbą, swoim bagażem głównym, i miała szczerą nadzieję, że spotkają się na miejscu. Jeśli ją zgubią… cały plan na nic.

– Pasażerów udających się lotem FR6080 na Peloponez prosimy o udanie się do bramki numer… – rozbrzmiał komunikat i Lyra na miękkich nogach, z kompletnym mętlikiem w głowie, ruszyła przed siebie, zastanawiając się w sumie tylko nad jednym: co ona, do cholery, robi?

*

W okolicy nie było żywego ducha, tylko lekko wyschnięte karłowate rośliny, jasne skały i kamienna latarnia morska z metalową, błękitną nadbudówką. Pojedyncze postrzępione chmury przemykały po niebie, a na dole szumiało morze, rozbijając się o strome skały. Ciepły wiatr łaskotał policzki Lyry, gdy na wpół schodziła, na wpół zsuwała się z łagodnego, rudobrązowego wzgórza po ścieżce prowadzącej do jaskini, przez którą do podziemi podobno przeszedł tak Herakles, jak i Orfeusz. Dlaczego więc nie miałoby się udać i jej? No, pomijając fakt, że mity mogły być zmyślone, bogowie nie istnieli, a ona robiła coś tak głupiego, że aż szkoda gadać. A jednak miała wielką torbę pełną naprawdę dziwnych rzeczy i plan, który zakładał, że najtrudniejszym fragmentem będzie dostanie się do Hadesu. Nie pokonanie wielkiego trójgłowego psa, przebycie śmiertelnych rzek i przekonanie boga umarłych, by oddał jej faceta, którego lubiła. Nie, największym problemem było otworzenie bramy do piekła. Cóż, z pewnością nie świadczyło to dobrze o jej stabilności psychicznej i ogólnie umysłowej równowadze.

Wreszcie, lekko przykurzona, ale i pełna energii, stanęła przed wejściem do niepozornej jaskini. Ot, zwykła poszarpana dziura w ziemi, z bramką z kamieni ustawioną na przedzie. Lyra obejrzała się za siebie, pozwoliła, by słońce ostatni raz padło na jej twarz, po czym włączyła kempingową lampkę na baterie i, pochylając się nieco, zagłębiła się w chłodnym, wąskim wnętrzu, przerośniętym korzeniami figowców i chwastami.

Jaskinia okazała się mniejsza, niż Lyra myślała. Po kilkunastu krokach w pozycji służalczo-błagalnej musiała przyjąć do wiadomości, że dalej się zwyczajnie nie wciśnie – reszta jaskini się zapadła. Nie było dokąd iść.

Odetchnęła głęboko kilka razy, po czym postawiła lampkę na suchym, choć chłodnym podłożu. Obok położyła torbę i zaczęła pojedynczo wyciągać z jednej z kieszeni potrzebne jej rzeczy: kawałek żółwiej skorupy, której na szczęście nie zarekwirowali jej w samolocie, starą pocztówkę, kilka monet, paczkę oliwek, którą rozpakowała, by zjeść jedną z nich, olejek lawendowy, buteleczkę z atramentem, srebrny naszyjnik z ametystem i na koniec czerwono-złotą chustkę, ukradzioną na targu. Miała nadzieję, że ten, którego wzywa – o ile drań istnieje – doceni, że zadarła z prawem, by złożyć mu hołd.

– No dobra, najpierw modły, potem przyzywanie. Żeby było grzecznie – mruknęła, otwierając lawendę i atrament, by ich zapach mógł się nieść po jaskini. – O, obrońco wędrowców, królu złodziei, posłańcu bogów – zaczęła recytować wyuczoną formułkę. – Proszę, usłysz me modły, me podziękowania, o panie Hermesie. – Nabrała powietrza i zaintonowała głośniej, śpiewniej: – Wołam do posłańca najświętszych bogów, bardziej rączego niż wiatr, szybszego niż piorun Zeusa, Angelos Athanaton, przybądź na uskrzydlonych stopach. Wołam cię, boże chyżych stóp i posłańców, o jasnowzroczny, przyzywam cię, boże o bystrym umyśle, niezrównany intrygancie, twórco wielu perfidnych planów, Mechaniotesie. Przybądź do mnie po ścieżkach wiatru, gibko jak wąż, o władco węży i tych, co mijają się z prawdą, ponieważ przysięgam, że knuję coś niecnego.

Odetchnęła głęboko, po czym skropiła nadgarstki lawendą i zjadła kolejną oliwkę. Jeśli Hermes istniał i miała szansę go przyzwać, to uznała, że podjadanie ze złożonej mu ofiary oddaje jego charakter lepiej niż najbardziej wyszukane słowa.

A potem czekała. I czekała. I czekała. Z nudów wyciągnęła z plecaka komiks o greckich bogach, naszykowany na dalszą wędrówkę, i zaczęła go czytać, od czasu do czasu podjadając znikające szybko oliwki. Ziewnęła raz i drugi, czując, że kleją jej się oczy. Cóż, to była długa podróż, a ona ostatnio niespecjalnie dobrze sypiała. Ziewnęła raz jeszcze, podnosząc dłoń do twarzy i już tak została, z otwartymi ustami, wpatrzona w punkt przed sobą. Tam, gdzie do tej pory tkwiły pochyłe ciemne skały, teraz znajdowała się niewielka grota. A na jej środku stał najpiękniejszy mężczyzna, jakiego w życiu widziała. I jaśniał.

– O w mordę – wyrwało jej się, gdy szczupły, choć muskularny bóg w półprzezroczystym i zdecydowanie przykrótkim chitonie zaczął iść w jej stronę, unosząc się jednak lekko nad ziemią. Musnął ją ciepły wiatr, odgarniając włosy z jej policzków, i usłyszała szept:

Lyra…

– To ja – odpowiedziała odruchowo, a potem coś sobie uprzytomniła. Lyra. Lira. – O rany, mam imię po instrumencie, który stworzyłeś… – Przerwała, nie mogąc oderwać wzroku od postaci, która była tuż-tuż, począwszy od jasnych, lekko kręconych włosów, na skrzydlatych, wiązanych do pół łydki sandałach kończąc.

Lyra… – Ponownie poniosło się po jaskini, a potem ten sam głos dodał, z wyraźnym przekąsem: Wydaje mi się, że tych oliwek było zdecydowanie więcej.

Spanikowała. Zalał ją zimny pot. Zeżarła ofiarę dla boga. Dla boga!! Co miała mu powiedzieć?!

– Ukradli… – pisnęła, wciąż gapiąc się na niego z niedowierzaniem.

Hermes przykucnął obok i spojrzał na nią oczami błękitnymi jak wiosenne niebo i przejrzystymi jak wody Morza Śródziemnego. Miała nieodparte wrażenie, że powinna uciekać, a jednocześnie mu się oddać, co trochę się ze sobą kłóciło.

Ukradli? – powtórzył za nią jak echo.

– Było ich trzech, uzbrojonych po zęby – czuła, że jej własne zaczynają szczękać – i mieli takie wielkie szpady…

Zaczął się śmiać. Odrzucił głowę w tył, a skrzydełka przy jego stopach zafurgotały głośno.

Dawno nikt mnie nie wzywał! – wyrzucił z siebie między paroksyzmami szczerego, radosnego śmiechu. A tym bardziej nie wzywał, by skłamać mi w twarz, że mnie nie okradł!

Jeszcze przez moment chichotał, a potem nagle, z absurdalną szybkością, chwycił jej twarz w dłonie. Lyra poczuła delikatne, gorące palce na policzkach.

Ale ja bardzo lubię kłamców i złodziei – wymruczał, dotykając czołem jej czoła i patrząc jej prosto w oczy. Siedzieli tak przez dłuższą chwilę bez ruchu, bo Lyra zamarła w szoku, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu, nawet do mrugnięcia okiem.

Wreszcie, po chwili trwającej eony, twarz i dłonie Hermesa nieco się oddaliły. Usiadł naprzeciwko niej i jednym kęsem pożarł resztę oliwek. Przejechał palcami po jedwabnym szalu, uśmiechając się szelmowsko.

Cóż mogę dla ciebie uczynić? – zapytał, jakby nie chodziło o nic niezwykłego, ot, bóg i śmiertelniczka w jaskini, cotygodniowy standard, spotykamy się we wtorki. Czekaj, nie mów, chodzi o otwarcie pewnych drzwi?

Powoli pokiwała głową, wciąż zbyt wstrząśnięta, by sklecić pełne zdanie. Udało jej się wezwać boga. To znaczy, że inni też istnieli. I Charon. I Cerber. I… Od tego wszystkiego kręciło jej się w głowie. Owszem, właśnie na to się przez tyle czasu przygotowywała, ale teoria to jedno, a praktyka…

Po cóż to, dobra duszyczko, chcesz schodzić do domeny tego mruka Hadesa? Nie sprzykrzyło ci się przecież życie, bo są łatwiejsze sposoby, by tam trafić. Chyba że… – Spojrzał na nią uważniej. Ach, mam przed sobą współczesnego herosa, nadobną heroinę. Uśmiechnął się krzywo, jednak z sympatią. Jest tego wart?

Czy jest tego wart? Na niebiosa, nie potrafiła zliczyć, ile razy zadawała sobie to pytanie. A jednak była tu, w jaskini na krańcu świata, przyzywając dawno zapomnianego boga i nawet nie wiedząc, czy w ogóle znajdzie Oscara za mitycznymi wrotami.

– Nie przekonam się, dopóki nie spróbuję – odparła ze ściśniętym gardłem. – Może robię to wyłącznie dla siebie. Może w przyszłości będę przeklinać ten dzień. A może zeżre mnie trzygłowy pies i wszelkie problemy przestaną mnie dotyczyć. Ale przyznasz, że plan jest zaiste szalony, sztuczka godna pieśni. – Zaśmiała się, chropowato, nerwowo.

Hermes nie przestawał na nią uważnie patrzeć.

A i owszem – przyznał z niejakim wahaniem. Może jednak uda mi się przekonać cię, że po tej stronie jest lepiej? Nie każdy stamtąd wraca i nie wszystkim, którzy stamtąd wracają, udaje się osiągnąć cel.

Przez chwilę zastanawiała się, czy go nie posłuchać. Odpuścić. Zapytać, co proponuje w zamian.

– Pójdę i wrócę w chwale, a wiatr będzie wołał moje imię. – Jej usta poruszyły się same, niezależnie od mózgu.

Hermes ponownie się uśmiechnął, choć jakby ze smutkiem.

Szkoda – przyznał. Nie będę mógł ci pomóc po drugiej stronie.

– Wiem. Dziękuję za to, co jesteś skłonny zrobić dla mnie po tej stronie. I… przepraszam za oliwki?

Złodziej nigdy nie przeprasza, bo wtedy przyznaje się do winy… – Usłyszała słowa niosące się po jaskini.

Zamrugała. Po Hermesie nie było śladu. Zniknęła też grota. Przez moment była pewna, że musiała na chwilę przysnąć, że to wszystko było tylko nocną marą, wytworem zestresowanego, wymęczonego umysłu. A potem zobaczyła, że siedzi na metalowych, lśniących miedzią drzwiach. Właściwie chyba lepszym określeniem byłoby słowo klapa.

Kilka razu uderzyła się w policzki, by nieco oprzytomnieć. Rozejrzała się po jaskini. Lampka nadal oświetlała otwartą torbę i komiks Lore Olympus leżący na jej kolanach, jednak dary dla Hermesa zniknęły. Zostało tylko puste opakowanie po oliwkach.

Wylała resztę zalewy i schowała torebkę do kieszeni. Nie będzie przecież śmiecić, poza tym to w sumie relikwia, dotknął jej bóg. Może nie najpotężniejszy na świecie, ale najważniejszy, przynajmniej dla niej. Uśmiechnęła się nieświadomie, czując na policzkach dotyk jego palców. Hermes.

– Hermes – powiedziała w ciemność jaskini.

Złapała za ucho przytwierdzone do klapy i pociągnęła. Drzwi otworzyły się z podejrzaną lekkością, a z wnętrza uderzył ją zimny, mrożący krew w żyłach wiatr. Zadrżała, jednak z zawziętą miną oparła klapę o skałę, po czym chwyciła torbę podróżną i powiesiła ją na skos piersi. To, co znajdowało się w środku, mogło uratować jej życie i uwolnić Oscara. Nie mogła jej zgubić. Jeszcze raz popatrzyła na nagle przytulne i przyjazne wnętrze jaskini.

– Hermesie, dziękuję – rzekła uroczyście, po czym zagłębiła się pod ziemię, schodząc pochyłą równią w sam środek antycznego piekła.

*
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: