Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Mizantop: komedya w pięciu aktach wierszem (1666) - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mizantop: komedya w pięciu aktach wierszem (1666) - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 253 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Jan Po­qe­lin Mo­lie­re

MI­ZAN­TROP.

KO­ME­DYA W PIĘ­CIU AK­TACH WIER­SZEM

(1666).

PKZE­KŁAD

Wa­cła­wa Szy­ma­now­skie­go.

WAR­SZA­WA.

NA­KŁAD I DRUK S. LE­WEN­TA­LA,

Nowy-Świat Nr. 39.

1882

Äîçâîëåíî Öåíçó­ðîþ.
Âàðøàâà, 22 Iюля

1882 ãîäà.

MI­ZAN­TROP

Mi­zan­trop.

KO­ME­DYA W PIĘ­CIU AK­TACH WIER­SZEM.

O S O B Y.

Al­cest, ko­cha­nek Ce­li­me­ny.
Fi­lint, przy­ja­ciel Al­ce­sta.
Oront, ko­cha­nek Ce­li­me­ny.
Ce­li­me­na, ko­chan­ka Al­ce­sta.
Elian­ta, krew­na Ce­li­me­ny.
Ar­sy­noe, przy­ja­ciół­ka Ce­li­me­ny.
Akast.

Kli­tan­der, pa­no­wie dwor­scy
Bask, słu­żą­cy Ce­li­me­ny.
Du­bo­is i słu­żą­cy Al­ce­sta.
Żoł­nierz ze stra­ży miej­skiej.

Rzecz dzie­je się w Pa­ry­żu, w miesz­ka­niu Ce­li­me­ny.

AKT PIERW­SZY.

SCE­NA I.

Fi­lint, Al­cest.

Fi­liot.

Co ci jest?

Al­cest.

Daj mi po­kój.

Fi­liot.

Nie bądź że upar­ty;
Po­wiedz, czy to dzi­wac­two ja­kieś, czy też żar­ty?

Al­cest.

Daj mi po­kój, bo mnie to i ją­trzy i nu­dzi.

Fi­lint.

Ależ prze­cię bez gnie­wu moż­na słu­chać lu­dzi.

Al­cest.

Chcę się gnie­wać, a słu­chać nie mam wca­le chę­ci.

Fi­lint.

Nic a nic nie ro­zu­miem, co się tu­taj świę­ci,
I choć dla przy­ja­cie­la za­wszem jest go­to­wy…

Al­cest (po­wsta­jąc gwał­tow­nie z krze­sła).

Przy­ja­cie­la!…. Wy­bij­że raz so­bie to z gło­wy.
Może mi się to nie­raz do­tych­czas zda­wa­ło,
Ale dzi­siaj, gdy praw­dę zo­ba­czy­łem całą,
Już ci się mnie na­no­wo wy­zy­skać nie uda,
Bo wiem, że w to­bie tyl­ko jest fałsz i ob­łu­da.

Fi­lint.

Ja­kich­że to win strasz­nych cię­ży na mnie brze­mię?

Al­cest.

Po­wi­nien­byś ze wsty­du scho­wać się pod zie­mię;
To, coś zro­bił, god­no­ści ludz­kiej jest za­tra­tą;
Każ­dy czło­wiek ho­no­ru obu­rzy się na to.
Jak­to, ści­skasz czło­wie­ka bez żad­nej po­bud­ki,
Je­steś dla nie­go czu­ły, przy­jem­ny, mi­lut­ki,
Ro­bisz mu kom­pli­men­ta i słod­kie wy­mów­ki,
Co chwi­la go ca­łu­jesz, ot, tak, z du­bel­tów­ki,
A kie­dy cię się py­tam, jak się ów pan zo­wie,
Le­d­wie jego na­zwi­sko za­cho­wa­łeś w gło­wie!
Wy­szedł, i ty już w swo­im osty­głeś za­pa­le
I mó­wisz, że on cie­bie nie ob­cho­dzi wca­le.
Je­st­to rze­czą nie­god­ną, pod­łą i nik­czem­ną
Po­ni­żać się do tego stop­nia. Gdy­by ze mną
Mo­gła się kie­dy zda­rzyć nie­przy­stoj­ność taka,
Po­szedł­bym się z roz­pa­czy po­wie­sić u haka.

Fi­lint.

No… wie­szać się od­ra­zu nie mam znów ocho­ty.
Nie wi­dzę w tym po­stęp­ku tak wiel­kiej sro­mo­ty.
Wy­bacz, że w lot wy­ro­ku tego nie po­chwy­cę,
Bo nie­ma tu po­wo­du iść na szu­bie­ni­cę.

Al­cest.

Nie lu­bię żar­tów, zwłasz­cza mó­wio­nych w złej wie­rze.

Fi­lint.

Lecz cze­góż chcesz ode mnie, po­wiedz­że mi szcze­rze.

A nie kryl pod ob­łu­dą krzyw­dzą­cą a pła­ską
Rze­czy­wi­ste­go chło­du kom­pli­men­tów ma­ską.

Fi­lint.

W wie­lu ra­zach, mój dro­gi, ta szcze­rość wspa­nia­ła
Śmiesz­ną, szko­dli­wą na­wet lu­dziom-by się sta­ła.
A choć może twój ho­nor na to się ob­ru­szy,
Trud­no, że­bym od­kry­wał, co mam w głę­bi du­szy.
By­łoż­by to przy­stoj­nem, by bez żad­nej tamy
Każ­de­mu wy­po­wia­dać, co o nim trzy­ma­my?
A gdy mnie co w kim razi, lub żywo do­ty­ka,
Mam­że mu z tem wprost w oczy syp­nąć z pan­ta­ły­ka

Al­cest.

Tak.

Fi­lint.

Więc­byś ty Emi­lii po­wie­dział, że sztu­ka
Ma­lo­wa­nia ni­ko­go już w niej nie oszu­ka,
I że pod blan­szem zmarszcz­ki wi­dać?

Al­cest.

Bez­wąt­pie­nia.

Fi­lint,

Prze­strzegł­byś Do­ry­la­sa, że jego za­chce­nia
Ry­cer­skie i pu­sze­nie się za­słu­gą cu­dzą,
Wszyst­kich już w koń­cu gor­szą i śmie­szą i nu­dzą.

Al­cest.

Ani chy­bi…

Fi­lint.

Żar­tu­jesz!

Al­cest.

O, nie! mó­wię szcze­rze
I nie my­ślę ni­ko­go oszczę­dzać w tej mie­rze;
Bo cała ta po­chleb­ców i oszu­stów zgra­ja
Tyl­ko żółć bu­rzy we mnie i ner­wy roz­stra­ja.
Hu­mor się mój wciąż ją­trzy i na­tu­ra wzdry­ga,
Kie­dy wi­dzę, że wszę­dzie fałsz, pod­ła in­try­ga,
Obrzy­dli­we po­chleb­stwo, nie­przy­dat­ne na nic,
Nie­spra­wie­dli­wość, zdra­da, nik­czem­ność bez gra­nic;
To mnie wście­ka; wo­lał­bym obe­lgi naj­krwaw­sze
I chciał­bym z ro­dem ludz­kim ze­rwać raz na za­wsze.

Fi­lint.

A ja ci już mó­wi­łem i jesz­cze po­wtó­rzę:
Trze­ba coś po­zo­sta­wić i ludz­kiej na­tu­rze.
Trud­no, aby su­ro­wość mo­gła rzą­dzić wszę­dy;
Le­piej wy­ro­zu­mia­łym być na cu­dze błę­dy.

Al­cest.

Chcę, by czło­wiek żył praw­dą, do stu pa­ra­lu­szy,
I mó­wił wprost i jaw­nie to, co ma na du­szy.

Fi­lint.

Lu­dzie czę­sto grzecz­no­ści chcą nam świad­czyć, prze­to
Trze­ba im się od­wdzię­czać tą samą mo­ne­tą,
Spła­ca­jąc, żeby z nie­mi trzy­mać się do mia­ry,
Przy­się­ga­mi przy­się­gi, ofia­rą ofia­ry.

Al­cest,

A ja nie moge ścier­pieć tej two­jej me­to­dy,
Któ­rą przy­bra­li wszy­scy zwo­len­ni­cy mody,
I przy­znam się, że bu­dzą wstręt naj­wyż­szy we mnie
Tacy, co się sta­ra­ją uśmie­chać przy­jem­nie,
Co sy­piąc próż­ne sło­wa w bez­ro­zum­nej gwa­rze,
Cią­gle po­ca­łun­ka­mi ob­śli­nia­ją twa­rze
I rów­na­ją, swą grzecz­ność wy­si­la­jąc całą,
Sta­tecz­ne­go czło­wie­ka z lada świsz­czy­pa­łą.
I cóż za ko­rzyść mają ci świa­tow­cy wasi,
Że się każ­dy przy­mi­la i liże i łasi,
I po­chle­bia i chwa­li i soli i pie­przy,
Kie­dy to ma od nie­go bła­zen pierw­szy lep­szy?
Wie­rzaj mi, pra­wy umysł i du­sza pod­nio­sła
Nie po­tra­fi się chwy­cić ta­kie­go rze­mio­sła,
I żad­ne nas roz­czu­lić nie mogą po­chwa­ły,
Je­że­li je wraz z nami po­sia­da świat cały.
Sza­cu­nek wy­po­wia­dać nie da się tą dro­gą:
Kto ceni rów­no wszyst­kich, nie ceni ni­ko­go.
Więc kie­dy ty, mój pa­nie, czy­nisz tak jak oni,
Wy­bacz, ale nie moge iść z tobą dłoń w dło­ni;
Od­ma­wiam się po­chwa­łom, któ­re, zda­niem two­jem,
Win­ny wszyst­kie za­słu­gi rów­nym mie­rzyć kro­jem.
Chcę, żeby mnie ce­nio­no; sło­wo dla mnie świę­tem;
A ten, co wszyst­kich ko­cha, na­ba­wia mnie wstrę­tem.

Fi­lint.

Ależ trud­no, mój dro­gi; świat nie­jest pu­sty­nią,
I chcąc żyć z ludź­mi, czyń­my to, co inni czy­nią.

Al­cest.

Otoż nie: mnie to wszyst­ko i mę­czy i draż­ni;
Wszyst­kie te uda­wa­nia kła­ma­nej przy­jaź­ni
Nużą mnie. Ja­bym pra­gnął, aby w do­brej wie­rze
Każ­dy, co ma na ser­cu, wy­po­wia­dał szcze­rze,

I cno­ta wie­le ustępstw musi mieć na wzglę­dzie.

Ro­zum, co wszyst­ko gani, sam może być w błę­dzie.

Niech się każ­dy w swych są­dach o ła­god­ność sta­ra;

Słusz­ne umiar­ko­wa­nie, to praw­dzi­wa mia­ra.

Ta za­twar­dzia­łej cno­ty w daw­nych wie­kach wła­dza

Już się z cza­sem dzi­siej­szym nic a nic nie zga­dza;

Do­sko­na­ło­ści w lu­dziach wy­ma­gać nie moż­na;

Na­le­ży się do in­nych sto­so­wać z ostroż­na.

A kto chce świat po­pra­wiać, o tym każ­dy po­wie.

Że mu się wszyst­kie klep­ki po­mie­sza­ły w gło­wie.

Wiem ja tak do­brze jak ty, że te ludz­kie spra­wy

Wy­ma­ga­ły­by nie­raz ko­niecz­nej po­pra­wy,

Że le­piej, gdy­by może po­szły in­nym to­rem,

Lecz nie wy­bu­cham gnie­wem za lada po­zo­rem.

Bio­rę lu­dzi tak, jak są, czy wiel­cy, czy mali;

Nie chcę wca­le, żeby się do mnie sto­so­wa­li.

Pal ich sęk! A ten spo­kój, z któ­rym wszyst­ko ro­bię,

Lep­szy może od żół­ci, co się bu­rzy w to­bie.

Al­cest,

Lecz ten spo­kój, któ­rym się prze­chwa­lasz, mój pa­nie,
Czy­liż go nic za­kłó­cić już nie bę­dzie w sta­nie?
Je­śli z tobą przy­ja­ciel po­stą­pi nie­szcze­rze,
Je­że­li kto ci zdra­dą ma­ją­tek za­bie­rze,
Lub na do­brem imie­niu po­krzyw­dzi cię two­jem,
Czy­liż zdo­łasz to wszyst­ko wy­cier­pieć z spo­ko­jem?

Fi­lint.

Tak; znam te nie­do­stat­ki i sam o nich my­ślę.
One z ludz­ką na­tu­rą po­łą­czo­ne ści­śle;
A jed­nak, chciej mi wie­rzyć, mó­wię ci naj­szcze­rzej.
Kie­dy wi­dzę oszu­stów, zdraj­ców i szal­bie­rzy,
Spra­wia mi to wra­że­nie toż samo bez­ma­ła,
Jak­by wilk na mnie na­padł, lub żmi­ja ką­sa­ła.

Al­cest.

Jak­to? dał­bym się zdra­dzać i okra­dać mar­nie,

A ja w za­mian nie mógł­bym?…. Niech to swąd ogar­nie!

Brak mi słów, by ode­przeć tę wy­mo­wę li­cha!

Fi­lint.

Lecz po co się tu gnie­wać? Le­piej sie­dzieć ci­cho.
Wy­my­ślać prze­ciw­ni­kom je­st­to cza­su stra­tą;
Wo­lej do­kład­nie pro­ces prze­pro­wa­dzić za to.

Al­cest.

Ja nie wie­rzę w pro­ce­sa i w praw­ne do­wo­dy.

Fi­lint.

Ale któż ma za cie­bie do­cho­dzie twej szko­dy?

Al­cest.

Kto? Po­rzą­dek i słusz­ność, co praw mo­ich strze­gą.

Fi­lint.

Więc żad­ne­go nie my­ślisz od­wie­dzić sę­dzie­go?

Al­cest.

Nie… Spra­wa moja słusz­na, to już dla mnie do­syć.

Fi­lint,

Lecz w naj­słusz­niej­szej spra­wie trze­ba sę­dziów pro­sić,
Bo oni…

Al­cest.

Ani my­ślę; nie uczy­nię kro­ku,
Mam ra­cyą, lub nie mam.

Fi­lint.

Więc cze­kasz wy­ro­ku

Tak spo­koj­nie?….

Al­cest.

Ani drgnę.

Fi­lint.

Prze­ciw­ni­cy twoi
Są spraw­ni i rzecz stoi na ostrzu.

Al­cest.

Niech stoi.

Fi­lint.

Upięk­szą swe do­wo­dy.

Al­cest.

Nie­chaj je upięk­szą!

Fi­lint.

Ależ znów.

Al­cest.

Prze­gram pro­ces z roz­ko­szą naj­więk­szą.

Fi­lint.

Bądź­że…

Al­cest.

Nie chcę ni­czy­jej zle­cać się opie­ce.
Zo­ba­czę, czy bez­czel­ni oni tak da­le­ce
I czy są w zło­ści swo­jej tak za­pa­mię­ta­li,
By naj­sław­niej­sze pra­wa bez­kar­nie ła­ma­li.

Fi­lint.

Co za czło­wiek!

Al­cest.

Tak, wie­rzę.

Nie ko­chał­bym jej pew­nie, gdy­by tak nie było.

Fi­lint.

Lecz je­że­li cię ona z rów­ną ko­cha siłą,
Cze­muż je­steś za­zdro­snym i lę­kasz się zmia­ny?

Al­cest.

Bo ten, co ko­cha, chce być wy­łącz­nie ko­cha­ny,
I dziś wła­śnie me kro­ki zwró­ci­łem w tę stro­nę,
By jej wy­ra­zić mi­łość, któ­rą do niej pło­nę.

Fi­lint.

A dla mnie ta jej mi­łość by­ła­by mniej pew­ną.
Wo­lał­bym szcze­rze ko­chać Elian­tę, jej krew­ną.
U niej du­sza szla­chet­na, ser­ce jak na dło­ni.
I roz­sąd­niej-byś zro­bił, skła­nia­jąc się do niej.

Al­cest.

Tak, tej mi­ło­ści nie­raz roz­są­dek mój prze­czy;
Lecz mi­łość, a roz­są­dek, to dwie sprzecz­ne rze­czy.

Fi­lint.

Lę­kam się, że na­dzie­ja, któ­ra cie­bie mami,
Mo­gła­by…

SCE­NA II.

Oront, Al­cest, Fi­lint.

Oront (pod­cho­dząc do Al­ce­sta).

Mó­wio­no mi, że za spra­wun­ka­mi
Ce­li­me­na z Elian­tą ba­wią gdzieś na mie­ście;
Lecz sko­ro tu pa­no­wie, jak wi­dzę, je­ste­ście,
Przy­cho­dzę, aby z wami wraz po­ga­wę­dziw­szy,
Oświad­czyć, że mam dla nich sza­cu­nek naj­wyż­szy,
I że, co jest od­daw­na ży­czeń mo­ich ce­lem,
Pra­gnę być obu pa­nów szcze­rym przy­ja­cie­lem;
Bo ser­ce moje, czu­łe na przy­mio­ty cu­dze,
Chce na­leż­ny hołd od­dać praw­dzi­wej za­słu­dze
I wyż­szość umy­sło­wą, jak trze­ba, oce­nia.
Przy­ja­ciel taki, jak ja, nie do po­gar­dze­nia,
Nie­praw­daż?

(Pod­czas tego, co mówi Oront, Al­cest po­grą­żo­ny jest w du­ma­niu i zda­je
się nie sły­szeć, co do nie­go mó­wią; zwra­ca uwa­gę do­pie­ro na na­stę­pu-
jące sło­wa:)

Ce­lem słów mych jest pań­ska oso­ba.
Al­cest.

Ja?

Oront.

Tak, pan. Czy się to panu nie po­do­ba?

Al­cest.

Owszem; lecz ze zdzi­wie­niem sły­szę to nie­ma­łem,
Tyle bo­wiem za­szczy­tu się nie spo­dzie­wa­łem.

Oront.

Tak jest, i z wiel­ką mogę za­zna­czyć po­cie­chą,
Że co tu­taj wy­rze­kłem, to ogó­łu echo.

Al­cest

Pa­nie…

Oront.

A je­śli szcze­re mam zro­bić wy­zna­nie,
To ja nad wszyst­kich in­nych cie­bie ce­nię, pa­nie.

Al­cest.

Lecz, pa­nie…

Oront.

Je­śli kła­mię, niech mnie pio­run spa­li!
W na­dziei, że ta przy­jaźń le­piej się usta­li
I że po­ro­zu­mie­nie mię­dzy nami bli­skiem,
Po­zwól pan, że to stwier­dzę ser­decz­nym uści­skiem.
Oto jest moja ręka; szcze­rze bo­wiem sto­ję

0 przy­jaźń pań­ską…

Al­cest.
Pa­nie…
Oront,

Pan co­fasz dłoń swo­je?
Al­cest.

To wiel­ki dla mnie za­szczyt, ale wy­znam szcze­rze,
Że przy­jaźń tak serc gwał­tem w aren­dę nie bie­rze,

I ci, któ­rzy jej na­zwę na świa­to­we kła­dą
Związ­ki, we­dług mnie, grze­szą co naj­mniej prze­sa­dą.
Przy­jaźń zna­czy po­ko­chać ko­goś całą du­szą.
Przy­ja­cie­le od­daw­na znać się do­brze mu­szą.
Gdy­by się cha­rak­te­ry na­sze nie zga­dza­ły,
Mie­li­by­śmy do sie­bie żal po­tem nie­ma­ły.

Oront.

Tą praw­dzi­wie roz­sąd­ną i roz­waż­ną mową

Pan mię zo­bo­wią­zu­jesz bar­dziej, daję sło­wo.
A więc cza­so­wi wy­rok od­daj­my w tej spra­wie,
Zaś te­raz na usłu­gi pań­skie się tu sta­wię.
Je­śli dwor­skie­go ży­cia urok pana neci,
To król, ma­jąc me do­bre usłu­gi w pa­mię­ci

I wi­dząc, że w słu­że­niu mu moja otu­cha,

Względ­ny jest na me proś­by i chęt­nie ich słu­cha.

Ze­chciej więc mną roz­rzą­dzać, mój sza­now­ny pa­nie.

A na do­wód, że wiel­ce dbam o jego zda­nie

I że mi jego wzglę­dy tak na ser­cu leżą,

Przy­nio­słem tu­taj so­net na­pi­sa­ny świe­żo

I pra­gnął­bym od pana oce­ny naj­szczer­szej.

Al­cest.

Złym, pa­nie, je­stem sę­dzią w oce­nia­niu wier­szy,
Więc nie moge,..

Oront.

Dla­cze­go?

Al­cest.
Bo mam wpra­wy mało,
A zwy­kle je­stem szcze­rym wię­cej, niż przy­sta­ło.

Oront.

Ja zaś, sza­now­ny pa­nie, we wszyst­kiem mu wie­rzę,

I gnie­wał­bym się, gdy­byś nie po­stą­pił szcze­rze;

Chcę, byś pan bez ogród­ki dał wy­rok w tym wzglę­dzie.

Al­cest.

Kie­dy pan chce ko­niecz­nie tego, niech tak bę­dzie.

Oront.

So­net… bo to jest so­net, Na­dzie­ja… to pani,
Co na­dzie­ją od­pła­ca moję mi­łość dla niej…
Na­dzie­ja… tu brak może po­etycz­nej siły,

Bom chciał na­pi­sać wier­szyk, swą pro­sto­tą miły.

Al­cest.

Zo­ba­czy­my.

Oront.

Na­dzie­ja… Nie chcę zgó­ry wno­sić,
Czy styl się wyda czy­sty i po­praw­ny do­syć
I czy się z wdzięcz­nym strof­ki od­dzie­la­ją zwro­tem.

Al­cest.

Czy­taj pan; zo­ba­czy­my.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: