- W empik go
Młoda Francya: studya literackie: Guy de Maupassant, Paul Bourget, Gabryel Seailles, Henryk Becque - ebook
Młoda Francya: studya literackie: Guy de Maupassant, Paul Bourget, Gabryel Seailles, Henryk Becque - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 385 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kraków
G. Gebethner i Spółka
1888
Kraków. – Druk WŁ,. L. Anczyca i Sp., pod zarz. J. Gadowskiego
PRZEDMOWA.
Artykuły, które wydaję dzisiaj w oddzielnej książce, pojawiły się najpierw w Przeglądzie tygodniowym, gdzie utalentowany redaktor tego pisma, p. Wiślicki, zawsze życzliwy i pobłażliwy dla młodych pisarzy, udzielił gościnnego przyjęcia, zaco raz jeszcze wypowiadam mu moję najgorętszą wdzięczność. Ponieważ teraz właśnie wyjść ma we Francyi tłómaczenie tych szkiców, zbieram je w oryginale w jeden tom, aczkolwiek nie przeceniam bynajmniej doniosłości mych prac krytycznych. Są to rzeczy bardzo młode, pełne braków które znane mi są lepiej niż komuko-wiek – sądzę jednak, że mogą jeszcze zająć pewną część naszej publiczności. Nacechowane były te studya młodzieńczym entuzyazmem, częstokroć wypowiadającym się zbyt szumnie – ale cóż robić! jestem entuzyastą w kwestyach literackich, niczego więc nie chcę zmienić w tonie mych artykułów, powtóre zaś, natchnione są one gorącą miłością dla tej pięknej nieśmiertelnej, zawsze młodej i uroczej literatury francuskiej, która stoi na czele piśmiennictw europejskich, dzisiaj tak samo jak i za czasów epoki jej klasycznego rozkwitu, która jest źródłem najlepszych i najgłębszych radości umysłowych w życiu kaźdego wykształconego człowieka – pod tym względem nie zmieniłem ani na jotę ówczesnych przekonań. Ci więc którzy u nas nawet kochają jeszcze ojczyznę Racina, Lamartina, Wiktora Hugo, Musseta, Balzaka, Sully Prudhomme'a, Zoli, Taine'a i tylu innych gieniuszów literackich – niech raczą przerzucić z pobłażliwością niniejszych kilka szkiców. Nie starałem się nawet połączyć ich a posteriori nicią sztucznej syntezy, zamiłowanie literatury francuskiej jest albowiem ich ideą wspólną i wystarczającą na to, aby razem połączone nie stanowiły dysonansu. Ośmielę się zwrócić uwagę czytelnika jeszcze na jeden, napozór drobny, lecz dla mnie nader doniosły i radosny fakt: kiedy pisałem te szkice, miałem na celu po części spopularyzowanie imion kilku młodych pisarzy, we Francyi nawet mało jeszcze znanych wtedy, lecz którym obiecywałem rozgłośną, europejską sławę. Przypuszczenia moje nie były widać pozbawione wszelkiej intuicyi krytycznej, gdyż dzisiaj nie tylko we Francyi, ale i u nas niema miłośnika literatury któryby nie wiedział, że autor Cruelle énigme, Un crime d'amour i Mensonges p. Bourget, jest pierwszym artystą psychologiem bieżącej chwili, Maupassant, autor Bel-Ami iMont-Oriol'a pierwszym z powieściopisarzy – naturalistów nowej gieneracyi literackiej, a p. Henryk Becque najbardziej uzdolnionym z dramatopisarzy, którzy wystąpili w Paryżu po przełomie narodowym 1870 roku.
Paryż 15 Maja 1888 r.
GUY DE MAUPASSANT,
Temu lat kilka, Emil Zola zamierzyć wydać zbiór nowel, napisanych wyła_cznie przez pisarzy szkoły naturalistycznej. Miało to być niejako streszczeniem środków i ten-dcncyi stronnictwa. Sam Zola napisał prawdziwy klejnot artystyczny, nowelkę L'attaque du moulin, która przepychem stylu, mistrzowstwem kolorytu, siłą rozwoju głównego motywu, stanąć powinna w liczbie najcenniejszych utworów znakomitego pisarza; pięć lub sześć opowiadań dostarczyli przyjaciele i adepci mistrza, panowie Hennique, Huysmans, Céard, Alexis, zwykli goście ślicznej willi Zoli w Medanie.
Wyjąwszy, jak powiedzieliśmy, nowelę Zoli, inne opowiadania stanowiące ten tomik, odznaczają się przerażającą manierą, i zwierzęcym pornografizmem *). A jednak
*) Później pp, Hennique, Alexis, Huysmans i Céard dali dowód, w utworach większych rozmiarów i większej wartości estetycznej, prawdziwego literackiego nowy ten Decameron wywarł wszędzie pewne wrażenie i miał powodzenie, lecz Zawdzięczał je całkowicie pracy Zoli i nowelce jednego z współpracowników, która ogromem talentu, jakim była nacechowaną, literalnie zabiła sąsiadki. Imię jej autora stało się odrazu głośnem i opinia publiczna odkryła w nim natychmiast talent pierwszorzędny oryginalny i sympatyczny. Byłto jeden z przyjaciół Zoli, uczeń i krewny Gustawa Flauberta, młody człowiek Guy de Maupassant, który już wtedy był autorem błahej jednoaktówki: Histoire du vieux temps i tomika pięknych wierszy, wydanych pod charakterystycznie skromnym tytułem: Des vers. Nowela Boule-de-Sułf zdobyła autorowi rozgłos, którego doczekać się nie mogą po długich atach pracy setki debiutujących corocznie we Francyi pisarzy. Prawda, że takich debiutantów niewielu. Opowiadanie jego odznaczało się głębokością analizy, prawdą charakterów, żywcem z natury schwyconych, oryginalnością formy, która odróżniła talentu, szczególnie p. Huysmans, którego zresztą mocno przeceniaja we Francyi. (Przyp… autora.)
je od innych po wiastck w Wieczorach medanskich. I główna, najcenniejsza cecha talentu Maupassant'a: samoistność – wystąpiła na jaw i odrazu ocenioną została przez publiczność. Zdumiewająca swoją dojrzałością znajomość serca ludzkiego, jego poziomości, egoizmu i słabości, opromieniała już pierwsze opowiadanie młodego autora, Nie by łato wszakże maniera literacka przy-brukanych uczniów Zoli, ani ponura wzniosłość mistrza; samoistny pogląd na życie wielkiego talentu przejawiał się już w pierwszych, zawsze niepewnych, tą razą tak pomyślnych krokach. Będziecie zadowoleni z powiastki Maupassant'a – pisał Flaubert do Zoli przed rozpoczęciem druku Wieczorów medanskich – zdobędzie mu sławę niezawodnie, to prawdziwe, głęboko ludzkie arcydzieło. W tych kilku słowach krewnego, przyjaciela i nauczyciela Maupassant'a, mieściła się już cała charakterystyka literacka przyszłego autora Une vie. Do grona głębokich badaczy natury ludzkich, jej tajemnic i zagadek, przybywał nowy mistrz, którego główną siłą miała być właśnie znajomość serca człowieka, znajomość wzniosła i niemiłosierna, Maupassant, również Jak Flaubert i Zola, należy do tych myślicieli, którzy znajdują, że w naturze niema nic poziomego, że wszystko w harmonii wszechrzeczy jednakowo jest pięknem i legalnem, a więc wszystko w życin podlega analizie sztuki, a więc każde idealizowanie życia jest kłamstwem niepotrzebnem, bo świat sam przez się dość piękny i idealny w swej równowadze. Jest to zresztą jedynie prawie wspólna cecha jego talentu z talentem ojca Rogonow. Mamy przed sobą bowiern zdolność całkiem oryginalną i samoistny aczkolwiek wyrosłą na gruncie naturalizmu, w czem zaś szczegółowo zawiera się jej odrębność, postaramy się dalej wskazać. Po niespodzia-nem powodzeniu Boule de Suif Maupassant zaczął pisać masę innych powiastek czyli nowel, z których żadna nie przewyższała pierwszej i które rzuciły tylko jaskrawsze światło na niezwykłe przymioty jego artystycznego temperamentu. Dla karyery literackiej młodego pisarza, były to utwory nieprodukcyjne; wszyscy wiedzieh, źe Maupassant talent posiada, ale ciekawń byli zobaczyć, jak się ten talent wyda w utworze skończonym, w dziele przedstawiającem nie szkic chwili jednej, ale rozwój zupełny charakterów, namiętności i opowiadania. Maupassant powinien był, zaraz po Boule de Suif wystąpić ł prawdziwą powieścią, z dziełem, które decyduje o przyszłości literackiej autora, a po szczęśliwej fazie jego świetnych debiutów, spodziewano się czegoś w rodzaju Vani Bovary, Flauberta. Zobaczymy o ilejziściły się te wielkie nadzieje. Napisał swoje znakomitą powieść Życie może trochę zapóźno i nadużywał poczęści cierpliwości czytelników i krytyki wydawaniem swych szkiców, chociaż i w tych drobnostkach olbrzymi dar spostrzegawczy i głębokość sądu psychologicznego Maupassant'a, przejawiły się wydatnie. C'est assez, – mawiał jednak znakomity krytyk Sarcey w prywatnej rozmowie z młodym autorem – c'est assez; piszesz same szkice niewyczerpujące treści, a dzieją się prawie wszystkie w świecie, o którym nie warto mówić; analizujesz wyłącznie życie kobiet, których zbyt grzecznie nazwać kokotkami, – napiszże coś ludzkiego, są inne stworzenia na świecie, staje się to juź nuźącem. I Sarcey miał słuszność: było to już nużącem, taką kobietą była słynna Boule de Suif, takiemi były lokatorki Domu Tellier, taką jest panna Fifi – Maupassant zyskałby wkrótce reputacya historyografa pewneg"0 rodzaju Aspazyi. A jednak w tych szkicach spaczonych jednostronnością ciągłych wybuchów namiętnego temperamentu, który, zdawało się, męczy autora i szuka wypowiedzenia w jego utworach, jakże często widzimy myśl filozoficzną dziwnej wzniosłości, ustęp tak prawdziwy, rozdzierający i dramatyczny, że tylko wyższy talent mógł go utworzyć. W najbardziej drażliwych i niestety! właśnie w najlepszych z tych nowel w Domu Tellier lub Madame Baptiste naprzykład, zrozumieć już możemy metodę Maupassant'a: bierze on najbardziej upadłą moralnie lub matoryalnie istotę, kilkoma niemiłosiememi rysami szkicuje całą brzydotę jej upadku – a jednak w niej nawet wynajduje coś czystszego, coś ludzkiego, jakiś odblask tych zgasłych pierwiastków szlachetnych, które nigdy nie umierają zupełnie w duszy ludzkiej. Lecz, powtarzam raz jeszcze, nowele nużyć wszystkich zaczynały jednostronnością, nieobrobieniem i dysproporcyą między ich wartością a zdolnościami autora, – dopiero w powieści dłuższej i opracowanej, malującej świat normalniejszy, a więc szerszy i donioślejszy, która wyszła tej wiosny p, t.: Une vie dał młody autor prawdziwe dowody swego niepospolitego talentu.
I.
Pobieżnym przeglądem powieści i przytoczeniem kilku z niej ustępów, pragniemy dać czytelnikom chociażby niezupełne pojęcie o subjektywnej manierze autora, oraz
O żywotności i dramatyczności treści utworu, tak wyróżniającego się, a który jednak zaczyna się jak setki tuzinkowych romansideł. Janina de Vaux, bohaterka powieści, tylko co ukończyła pensyonat i wraca do domu rodziców, średniej zamożności obywateli normandzkich. Dusza jej przepełniona różowemi nadziejami młodości, umysł zajęty marzeniami o szczęściu, miłości i radościach przyszłości, cała jej istota dąży do ułudnej krainy szczęścia, snów złotych
1 uciech nadziemskich, które są przecież życiem samem. Jak ptaszek wypuszczony z klatki, rwie się Janina do życia, działa ności, do uśmiechniętej wiosny świata. Lepiej odmalować tę dziewiczość umysłu, serca i otaczającej przyrody – niepodobna. Rysy, jakiemi Maupassant kreśli usposobienie swej bohaterki, mają ogólnie ludzkie znaczenie, każda dziewczynka lat szesnastu marzy tak samo jak Janina – nic ująć, nic dodać nie potrzeba, ale wieleż razy ten cudny rozkwit dziecka, przeistaczającego się w kobietę, pod ciepłem tchnieniem wiosny życia i wywołanej przez nią pierwszej miłości, wieleż razy był przedstawiony na najrozmaitsze sposoby! A jednak i w tej najmniej oryginalnej części dzieła, artystyczna indywidualność przejawia się już z niezwykłą siłą w mistrzow-stwie postaciowania, malowania przyrody i charakterystyki osób działających w opowiadaniu. Nazwahśmy Janinę ogólnie ludzkim typem i takie określenie nie zdaje się nam przesadzonem – niestety, każda prawie kobieta średnich zdolności, średniego wykształcenia i temperamentu – jest taką samą Janiną przed zamążpójściem, marzy i oczekuje czegoś, a raczej kogoś, jak bohaterka Maupassant'a. Autor posiada dar w kilku słowach odmalowania całego człowieka, rzucenia kilkoma drobnemi faktami światła na całą jego moralna, istotę; talent spostrzegawczy łączy się w nim z również potężnym talentem wykonawczym. Jakąż mistrzowską postacią jest ta Janina, której cały temperament poznajemy już w krótkiej fazie powieści, poprzedzającej jej za-mąźpójście, to jest malującej epokę życia kobiecego, w której niema jeszcze namiętności i walki! Odgadnąć już łatwo możemy, co pocznie w dalszych życia kolejach, tak niemiłosiernie a wiec tak doskonale jest naszkicowanym ten prototyp zwykłej, pospolitej kobiety. Janina jest córką zrujnowanych, ale dość jeszcze niezależnych materyalnie, najpoczciwszych ale najbiemiejszych moralnie ludzi. Matka posiada serce najlepsze, ale jest schorowaną, otyłą i apatyczną istotą, zatopioną jedynie w czytaniu przestarzałych powieści; ojciec marzyciel i dziwak, zabytek przeszłego wieku, pod wpływem którego wyrósł zwolennik swobody i krytyki, panteista, myśliciel wierzący jedynie w prawa człowieka i w kontrakt socyalny Rousseau'a, zresztą poczciwiec, który muchy nie zabije, ale co do charakteru, siły, woli i znajomości życia – człowiek, jak mówią u nas, do niczego. Tacy ludzie, ma się rozumieć, wpływu najmniejszego wywrzeć nie mogli na córkę, to też otrzymała tylko konwoncyonalne wychowanie francuskie; dzieciństwo Janiny upłynęło w zamkniętym pensyonacie, gdzie nie dali jej ani wiedzy, ani rozwoju umysłowego, ani zdrowego poglądu na świat, wyszła z niego nic nie wiedząc o życiu praktycznem, nie mogąc znowu schronienia znaleść w abstrakcyjnym świecie nauki lub ideału. Bez znajomości warunków powszedniego bytu, bez wyrobionej siły woli, bez świadomości celu w przyszłości, zkąd zaczerpnie życia ta biedna dziewczyna, której charakter polega na zupełnym jego braku? Losy Janiny nabierają znaczenia czegoś ogólnego i rodzajowego, przed nami roztaczają się obrazy w ogóle życia kobiety, jaką tworzą komunały moralności naszej, czczość niewieściego wychowania, kłamliwość naszej cywilizacyi. Czyż tak jędrne odmalowanie postaci, że staje się ona typem ogólnym, nie jest zasługą powieściopisarza? Janina pokochać prawdziwie nic mogła, łaknęła miłości jak łaknie jej wszystko młode, ale z poziomością swego.
rozwoju moralnego i umysłowego, samej istoty miłości zrozumieć nie mogła. Taka dziewczynka rzuca się w objęcia pierwszego lepszego głupca, który zaszczycić ją zechce swem imieniem – i to najsmutniejsze w tej komedyi miłości; ofiara jej sądzi, że kocha istotnie i nawet, że mężczyzna podziela miraż miłości jednej chwili. Rodzice dając córce takie wychowanie i taki rozwój moralny, narażają ją na samobójstwo duchowe, jakiem było małżeństwo Janiny.
Wychodzi za mąż za sąsiada, wicehrabiego Juliana de Lamare, którego zna bardzo mało, a raczej nie zna wcale, z którym nic ją nie łączy, a którego jednak kocha prawdziwie. Janinie przynajmniej zdaje się, że wrażenie, jakie w niej budzi widok narzeczonego, jest miłością, na czem zaś opiera się ta miłość, co ją wywołuje i usprawiedliwia – samaby odpowiedzieć nie mogła zapewne. Wszystko w tych biednych, nierozwiniętych lalkach, które tworzy nasza faryzeuszowska kultura współczesna, jest czczem i powierzchownem, dopóki straszne boleści życiowe nie rozwiną w nich, drogą okrutnych doświadczeń, prawdziwych i dojrzałych uczuć. A jedna urok młodości, zdrowia i siły jest tak wiel kim, że i dla przyszłej wicehrabiny czas zaślubin był epoką szczęścia i rozkwitu. Niech nam wolno będzie na chwnlę przerwać wątek opowiadania i słów kilka wyrzec o postaci wprowadzonej do akcyi przez autora bez najmniejszej potrzeby, a jednak tak znakomicie pojętej i przedstawionej, że ona jedna charakteryzuje twrczość pisarza, jego talent spostrzegawczy, jego pogląd na cele artyzmu, jego znajomość serca ludzkiego i tych strun, które w niem najłatwiej poruszyć. Tą postacią jest ciotka Janiny, gracyalistka mieszkająca u jej rodziców, stara panna, jedna z tych istot biernych, pozbawionych woli, inicyatywy i własnej fizyognomii moralnej, które całe życie zostają niepoznanemi nawet przez krewnych i bliskich, po zgonie których nikt straty żadnej nie czuje. Gdy mówiono w rodzinie ciocia Liza, te dwa wyrazy nie miały żadnego moralnego znaczenia, zdawało się, że mówią o jakiejś nieuduchowionej rzeczy domowej. Należała do tych ludzi, którzy podzielać nie umieją celów życiowych i przyzwyczajeń otaczających, którzy powieści w życiu nie mają.
A jednak tą razą tak nie było: ta nieszczęśliwa, bierna i apatyczna stara panna miała swoje powieść życiową; ośmiany, chociaż nieznany nikomu dokładnie wy-bucłi namiętności, opromienił jej młodość przedwcześnie zwiędłą. W życiu najbierniejszego człowieka nastaje chwila, w której cały zasób długo tłumionych uczuć wypowiedzieć się musi, chociażby w dziwa, cznej, częstokroć śmiesznej formie, to już darmo, dolą nas wszystkich jest cierpieć i kochać. Bardzo, bardzo dawno, kiedy ciocia Liza młodą jeszcze była, napadł na nią szał jakiś, chciała sobie życie odebrać i ledwo zdołano ją uratować. Długie lata szydzili ze starej panny niemiłosiernie, nie zwaźając na to, że istotna przyczyna tego rozpaczliwego kroku nieznaną była nikomu.
Jakiego strasznego dramatu wewnętrznego był ten wybuch ostatniem słowem, jaką sumę boleści, walk duchownych, złamanych marzeń i zdeptanych porywów przedstawiał – tego autor nic mówi, każe się tylko domyślać dramatu przeszłości, który wydałby się nam niezawodnie bardzo bladym, ale proszę zauważyć jak umie korzystać z tego głęboko rozczulalącego wspomnienia, aby w jednej późniejszej chwili odkryć przed nami za jego pomocą całą tajemnicę przygnębienia ośmianej i nieśmiałej istoty, jak umie wynajdywać najszlachetniejsze i najdelikatniejsze uczucia ludzkie tam, gdzie pozornie jest tylko bi-goterya, egoizm i ograniczoność.
Noc wiosenna błyszczy milionami gwiazd, mówiąc kochankom o miłości, rządzącej wszechświatem, o wieczności, która uświęci ich uczucie, o niezmierzonej przestrzeni, której ono napełnić nie zdoła. Narzeczeni spacerują przed domem, w salonie została ciocia Liza, dla przyzwoitości strzegąca dzieci. Godzina już późna i rodzice spać poszli, tylko Janina i Julian rozstać się nie mogą – jeszcze i jeszcze marzą bez końca. Ale niech sam autor przemówi za mnie: Narzeczeni ciągle spacerowali po dziedzińcu, chodząc od altanki w gęstwinie krzaków do ganku. Szli w milczeniu, trzymając się za ręce; zdawało się, że osobistości ich zlały się z otaczającą przyrodą, tak pogodną w swej poetycznej piękności, Nagle Janina ujrzała cień starej panny, która uwydatniała się w oknie. Zobacz pan, – wyrzekła – ciocia Liza na nas patrzy. Wicehrabia podniósł głową i odpowiedział obojętnie: Rzeczywiscie patrzy na nas. I znowu spacerować zaczęli, zatopieni w świat swych marzeń. Ale rosa wieczorna dreszcz jakiś wzbudziła w nich wkrótce. Wróćmy, powiedziała. Wróciwszy do pokoju, ciocię zastali znowu siędzącą i pracującą nad robótką; tylko paluszki jej jakoś drżały, jakby po silnem zmęczeniu. Janina podeszła do niej: ciociu pora spać. Stara panna głowę podniosła, oczy jej były czerwone: zdawało się, że przed chwilą płakała, lecz zakochani nie zwrócili na to uwagi, a widząc, że botynki Janiny pokryte były rosa, młody człowiek niespokojnie i czule zapytał się: Czy nie zmarzły drogie, śliczne nóżki twoje? Wtedy palce cioci zadrżały tak gwałtownie, że robótka upadła i raptownie zakrywszy twarz rękoma stara kobieta zaczęła głośno i konwulsyjnie płakać. Narzeczeni nie wiedzieli co wyrzec. Janina upadła przed nią na kolana, schwyciła ją za ręce, powtarzając wzruszonym głosem: cóż takiego, cóż takiego, ciociu. Biedaczka, odkrywając twarz zeszpeconą straszną rozpaczą, odpowiedziała głosem, w którym łzy jeszcze brzmiały: To dlatego, że on zapytał się ciebie, czy nie zmarzły twoje śliczne nóżki. Mnie takich pytań nikt nie zadawał: nigdy, nigdy, nigdy. Hrabia odwrócił się, aby ukryć uśmiech szyderczy. – Nie wiem jak się Wyda czytelnikom ta scena, niezawodnie pomistrzowsku napisana, streszczona i przeczytana oderwanie, ale w ogólnym ciągu opowiadania i w oryginale, wywiera głębokie, nad wyraz silne wrażenie. W tej scenie tkwi komizm prawdziwy, ten, którego źródło w ob-serwacyi życiowej i który dlatego, granicząc z dramatem, częstokroć łzy, a nie śmiech budzi. – Jakieś tchnienie miłości i miłosierdzia unosi się nad tym luźnym epizodem, zawierającym jednak zagadkę całego życia ludzkiej istoty. I nie mamy prawa bardzo szydzić z autora, który swój utwór dokumentem ludzkim nazywa – czyź ta scena nie daje nam poznać ciotki Lizy, z rodziny Balzakowskich Biednych krewnych lepiej od wszystkich oficyal-nych jej dokumentów i urzędowych charakterystyk?
Cały pogląd autora na twórczość arty styczną wyraża się w tej scenie, która dla tegoż umieszczoną została, że jest w niej prawda psycłiologiczna, kulminacyjny punkt rozwoju pewnego charakteru. – Mniejsza o to, że ten charakter z samą powieścią, związku żadnego niema; przecież ozdobą jej nie jest intryga i zewnętrzna strona faktów, lecz ukryta w niej prawda moralna, bogactwo spostrzeżonych objawów duchownych, ciekawych, bo ogólnych i prawdziwych.
Po ślubie którego obrzędy, uczty i ceremonie autor doskonale maluje, nastąpiły tak często opiewane przez poetów miesiące miodowe.
Fotograficznie prawdziwy obraz życiowy roztacza dalej przed nami zmiany swych kształtów" i odcieni, lecz kryje się w tem mistrzowstwie obrazowania nietylko zre-czność rzemiosła, jakiem jest fotografia, nic, tak wspaniała kopia duchowych procesów jest sztuką w najszlachetniejszem… bo naj-skromniejszem znaczeniu wyrazu. Niechże bczdarność lub talent pospolity przedstawi nam ze wzniosłą prostotą Maupassant a koleje chociażby tak zwyczajnego życia, jakiem było życie Janiny? I przyznam się otwarcie, dla mnie osobiście ten rodzaj sztuki, ta zupełna objektywność w opowiadaniu, ten rozbiór naukowy faktów życiowych, dziwnie są sympatyczne mi.
Na początku jednak opisania miodowych miesięcy swych bohaterów, Alaupas-sant wpadł w przesadę i jeśli nie zmniejszył nią wartości dzieła w oczach bezstronnych sędziów, dał jednak powód filistrom i niewykształconym literacko ludziom do oskarżania go o niemoralność i cynizm.
Opis szczegółowy pierwszej nocy małżonków, przedstawiony ze strony fizycznej, dziwnie niemiłe wywiera wrażenie; nie dla tego, że pruderyą obraża, lecz poprostu z tej przyczyny, że jest niepotrzebnym zupełnie, nic nie dodaje do poznania moralnego życia bohaterki; a przecież fakty materyalne o tyle nas tylko zajmują, o ile na rozwój jej wewnętrznej istoty działają.
Mniej więcej, mówiąc mową autora, wszystkie pierwsze noce szczęścia kochanków podobne do siebie; może nas zająć wrażenie, jakie ten przełom życiowy wywarł na umysł i duszę kobiety, w żadnym razie nas nie obchodzi opis nocnej toalety męża i walka jaką toczył z niewinną i prze rażoną dziewczyną? Czyż autor nie zrozumiał, że cały ten ustęp wstre.t budzi w tych, którzy nie szukają w powieści drastycznych scen i sytuacyj? Pojmuję bardzo dobrze, że Maupassant wprowadził tę scenę – chciał zaznaczyć jako pierwsze stosunki z mężczyzną budzą najczęściej tylko przykre, boleśne uczucia w dziewiczem sercu, nieobeznanem z namiętnością i jej upokarzaj ącemi kompromisami; chciał zanotować pierwsze, jedno z tysiącznych rozczarowań Janiny, która przy samem rozpoczęciu życia znajduje w idealnej, a tak gorączkowo oczekiwanej tajemniczej miłości i małżeństwa li tylko poziomy, zwierzęcy instynkt.
Pierwsze kwiaty jej marzeń i przeczuć zwiędły w jedne noc pod zimnem tchnieniem rzeczywistości, jak umierają pierwsze latorośle wiosenne zabite niespodzianym mrozem majowym. Jeden z naj dowcipniejszych literatów francuskich mówił piszącemu te słowa, broniąc Maupassant'a od oskarżeń bezmyślnych: wiele bardzo młodych kobiet powiedzą przeczytawszy ten ustęp powieści: O nie, – wszystko zupełnie nie tak się dzieje, ale poznawszy kreślone przez autora wrażenie, jakie wy – krycie tajemnicy życiowej zostawiło Janinie, wieleż smutnie przyzna w głębi ducha: jakaż to prawda! Znakomity dramaturg, o którym wspomniałem, miał słuszność, lecz dla przedstawienia tej prawdy psychicznej, nie było potrzeby malować samego procesu miłości zmysłowej: należało tylko zaznaczyć wpływ jej na umysł i samowiedzę Janiny.
Czytelnik odgadnie zawsze aż nadto domyślnie, co się kryje pod klasycznemi kropkami, przerywającemi ciąg opowiadania. Jednak dla Janiny, jak i dla każdej młodej kobiety, nastąpiła chwila, w której zrozumiała porywające zachwyty namiętności i zażądała ich sama; rozkwit ten sił życiowych wywołany poczęści podróżą do Włoch i do Korsyki, jaką małżonkowie przedsięwzięli, wrażeniem czarowmem, jakie budzi przyroda południowa, szepcząca wszystkiemu co młode upajającą pieśń szczęścia i namiętności – rozkwit ten nastąpił w duszny dzień letni, kiedy Janina i Julian podróżując po wyspie Korsyce, zmęczeni dłuższą wycieczką, pić zaczęli jednocześnie zimną jak lód wodę górnego źródła: palące usta ich zjednoczyły się w gorącym pocałunku miłosnym – dla Janiny pierwszym w życiu pocałunku namiętnym, bo teraz dopiero znalazła w nim ogrom roz-coszy nieznanej.
Lecz nie zważając na te czarowne chwile materyalnego szczęścia, na ten nawał nieznanych młodej kobiecie radości i wrażeń, wróciła do kraju niezadowoloną.
Podróż miodowycli miesięcy, którą francuzi tak filuternie zowią, le petit voyage, błotem obrzuciła większą część jej marzeń, przynajmniej zwiędły one, straciły dawny urok barw idealnych i kolorytu nadziemskiego.
Mąż dał się poznać takim, jakim był w rzeczywistości: niewykształconym, złym i brutalnym z temperamentu, źle wychowanym, despotycznym i zmysłowym głupcem. Zwyczajny typ mierności światowej, nieokrzesanego francuskiego obywatela.