- promocja
- W empik go
MMA Fighter. Walka Tom 1 - ebook
MMA Fighter. Walka Tom 1 - ebook
ZAWODNIK MMA – WSPÓŁCZESNY GLADIATOR UWODZĄCY NIESKOŃCZONYMI POKŁADAMI TESTOSTERONU
Okazuje się, że w życiu profesjonalnego fightera walka może mieć różne znaczenia. Nico Hunter dochodzi do wniosku, że ta pełna adrenaliny, rozgrywana w klatce nie może równać się z wewnętrznymi zmaganiami z samym sobą.
Spokojna Elle prowadzi nudne, ustatkowane życie. Dobrą pracą i gustownie urządzonym mieszkaniem wynagradza sobie monotonię życia. Facet, z którym spotyka się już nieco ponad dwa lata nie dostarcza jej żadnych wrażeń, ale tak jest bezpieczniej. Stateczniej. Gruby mur, który przez lata budowała wokół swego serca, pozostaje nienaruszony. I dobrze. Przeszłość kobiety jest wystarczającym dowodem na to, co może się wydarzyć, jeżeli straci się kontrolę.
Jednak wszystko zmienia się w dniu, w którym seksowny zawodnik MMA wchodzi do biura Elle. Okazuje się, że wytatuowany, umięśniony fighter wniesie niemałe emocje do poukładanego życia pięknej prawniczki.
ELEKTRYZUJĄCA POWIEŚĆ, KTÓRA WYWOŁA ROZKOSZNY DRESZCZYK EMOCJI I ROZBUDZI CHĘĆ NA NUTKĘ SZALEŃSTWA
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-272-8095-4 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Elle
Chciałabym wierzyć, że moja przeszłość nie prześladuje mnie jak cień w słoneczny dzień, przed którym nie da się uciec. Moje życie jest udane. Jestem mądra, mam świetną pracę, długie nogi, sterczące cycki, a dodatkowo wszyscy ciągle mi powtarzają, że facet, z którym się spotykam, jest niezłą partią i zerwanie z nim byłoby prawdziwą zbrodnią. A więc dlaczego patrzę na drugą stronę pomieszczenia i szukam w zatłoczonej restauracji Williama, choć jednocześnie jakaś cząstka mnie pragnie, by on jednak wystawił mnie do wiatru i się nie pojawił? Która dwudziestopięciolatka chce być wystawiana do wiatru? Taka jak ja – żyjąca jak na autopilocie, chyba że okoliczności w moim idealnym życiu zmuszą mnie do jakiejś zmiany. Ale tak naprawdę bycie idealnym jest przereklamowane. Jestem tylko bohaterką w swoim życiu, przechodzę od rozdziału do rozdziału w książce, którą napisała jakaś niewidzialna osoba, podczas gdy to ja powinnam być autorką swojej historii.
Żyję w ten sposób od bardzo długiego czasu. Moje decyzje są zawsze odpowiedzialne i przemyślane, moje życie jest dobrze zorganizowane, a moje serce niezmiennie bije w jednym, stałym rytmie. Przez większość czasu podoba mi się taki porządek rzeczy. Powinnam być dumna z tego, jak wygląda moje życie w tym momencie. Ale prawda jest taka, że czasami czuję się tak, jakbym się w tym swoim idealnym, poukładanym świecie dusiła.
William zauważa mnie. Unosi rękę i zaprasza gestem, bym podeszła do jego stolika, usytuowanego w najbardziej oddalonym kącie restauracji. Prawie zawsze siedzimy w tym samym miejscu. O tej samej porze, w tej samej restauracji, co tydzień – każdego zwyczajnego tygodnia po poprzednim zwyczajnym tygodniu. Zauważam dwie dziewczyny siedzące przy barze niedaleko mnie i patrzące ukradkiem na Williama. Miny im rzedną od razu, kiedy zauważają, że William machał do mnie, a nie do nich, bo ich nawet nie spostrzegł. Uśmiecham się najlepiej, jak potrafię, a William, który zawsze jest dżentelmenem, wstaje, gdy podchodzę do stolika. Całuje mnie w policzek, po czym otacza ramionami w talii. Jego dotyk jest taki znajomy.
– Przepraszam, że się spóźniłam – mówię i siadam na swoim krześle.
– Nic się nie stało, sam dopiero co tu przyjechałem – odpowiada, ale wiem, że to kłamstwo. William Harper nigdy się nie spóźnia. Jestem absolutnie pewna, że był tu piętnaście minut przed czasem, podczas gdy ja spóźniłam się aż dwadzieścia. I mimo że czekał na mnie ponad pół godziny, wiem, że nigdy by mi tego nie wypomniał i nie narzekałby na to.
– Czy mogę podać coś do picia? – Atrakcyjna kelnerka uśmiecha się do Williama, chociaż jej słowa są skierowane do mnie. Gdybym była zaborcza lub przesadnie zazdrosna, jej próby flirtu pewnie by mnie wkurzyły. Ale ja nie jestem takim typem dziewczyny, latami pracowałam nad tym, żeby się pozbyć emocjonalnych reakcji. A przecież zaborczość i zazdrość do nich należą.
– Dla mnie żurawinowy drink z wódką. Ale poproszę w wersji dietetycznej. – Patrzę na Williama i widzę, że jego szklanka jest już w połowie pusta. W duchu parskam śmiechem, myśląc, jak dobrze znam tego człowieka. Pozwolił sobie tylko na jednego drinka, jak zawsze, i sączy go od ponad trzydziestu minut. Wiem też, że teraz będzie pił wyłącznie wodę.
– Dla mnie tylko woda, dziękuję – mówi William i uśmiecha się do kelnerki, a ona cała promienieje, bo zwrócił na nią uwagę.
William Harper to przystojny mężczyzna. Musiałabym być ślepa, by tego nie widzieć. Jest wysoki, ma niebieskie oczy i idealnie przycięte blond włosy. Zawsze ubiera się tak, jakby właśnie zszedł z okładki magazynu dla mężczyzn – czyli ma na sobie idealny garnitur. Jego zęby są idealnie białe, równe i wszystkie widać doskonale, gdy się uśmiecha tym swoim idealnym uśmiechem. Pochodzi z bardzo szanowanej rodziny i chociaż ma dopiero dwadzieścia siedem lat, już jest partnerem w firmie prawniczej swojego ojca. A więc dlaczego, gdy widzę, jak jego usta się poruszają, nie słyszę ani jednego słowa, które do mnie wypowiada?
– Elle, czy wszystko w porządku? – William wyczuwa mój dystans, a ja wiem, że troska, którą słyszę w jego głosie, jest prawdziwa. On naprawdę jest wspaniałym mężczyzną, takim, którego jak już się złapie, to nie można dać mu odejść.
– Och, przepraszam. – Udaję, że budzę się z zamyślenia. – Chyba nadal nie mogę przestać myśleć o sprawie, nad którą aktualnie pracuję. – To oczywiście kłamstwo.
Jednak moja odpowiedź najwyraźniej go satysfakcjonuje.
– A co to za sprawa?
Bardzo szybko zaczynamy rozmawiać o pracy, ale tak naprawdę zawsze przychodzi nam to z łatwością. Powinnam się cieszyć z tego, że pracujemy w tej samej branży i że on jest człowiekiem, który rozumie to, czym się zajmuję. Niestety, najczęściej rozmawiamy właśnie tylko o sprawach zawodowych.
– Chodzi o bezprawne wypowiedzenie pracy. – Podrzucam mu pierwszą sprawę, jaka przychodzi mi na myśl.
Na szczęście po chwili pojawia się kelnerka i stawia przed nami nasze drinki, a następnie pyta, czy może przyjąć zamówienie. Dzięki temu mam więcej czasu, by wymyślić, dlaczego tak nudna sprawa jak ta, o której mu powiedziałam, nie daje mi spokoju.
Kelnerka odchodzi, ale po chwili do naszego stolika zbliża się para w podeszłym wieku.
– Pan to Bill Harper Junior, prawda? Syn Billa? – Starszy pan wyciąga rękę i uśmiecha się przyjaźnie.
– Wolę używać imienia William, ale tak, to ja, William Harper Junior – odpowiada William.
Przez ostatnich kilka lat mnóstwo razy słyszałam, jak poprawia w ten sposób innych ludzi. Zawsze się zastanawiałam, dlaczego tak mu przeszkadza to, gdy ktoś mówi o nim Bill czy Billy. Dlaczego czuje, że musi poprawiać wtedy ludzi. Bo przecież jeśli ktoś zwraca się do nas, zdrabniając nasze imię, to robi to z sympatii, tak? Mimo to William ma nawyk rzeczowego poprawiania wszystkich, którzy używają tego zdrobnienia. I jakimś cudem nie brzmi wtedy, jakby był nieuprzejmy. Tak naprawdę nigdy nie zapytałam go, dlaczego to zdrobnienie mu przeszkadza.
Mężczyźni rozmawiają przez chwilę i w niecałe dziesięć minut Williamowi udaje się przekonać starszego pana, by ten powierzył mu swoje prawnicze interesy. Obiecuje, że zadzwoni do jego biura następnego dnia. I robi to w taki sposób, że nikt nie weźmie go za jakiegoś natręta, który na siłę próbuje sobie załatwić u kogoś pracę. William jest charyzmatyczny i profesjonalny. Przychodzi mu to z łatwością, naturalnie – pewnie dlatego, że jego ojciec, dziadek i brat też są prawnikami.
Później, gdy kończymy naszą kolację, nikt nam już nie przerywa. Nasza rozmowa staje się lekka i niewymuszona. Dokładnie taka, jaka była wtedy, gdy poznaliśmy się na ostatnim roku studiów prawniczych. Od razu zaczęliśmy się ze sobą dogadywać, a ja dzięki temu mogłam go uznać za jednego z moich najbliższych przyjaciół. A może przyjaciel to złe słowo, skoro sypiam z nim od osiemnastu miesięcy?
– Wypożyczyłem film Possible Cover. Miałem nadzieję, że po kolacji będziesz chciała wpaść do mnie i obejrzeć go ze mną. – To do niego takie podobne… Wypożyczył najnowszy film akcji, by obejrzeć go ze mną, chociaż nie znosi tego gatunku filmowego. Wie jednak, że ja je uwielbiam. William jest typem człowieka, który lubi głębsze filmy w stylu Woody’ego Allena.
– A możemy przełożyć to na inny dzień? – pytam. Widzę, że delikatnie smutnieje. To już drugi tydzień z rzędu, gdy wykręcam się od spotkania po naszej randce… które zazwyczaj ma miejsce przed seksem. – Muszę być w biurze o szóstej rano, by się przygotować do przesłuchania. – Udaje mi się sprawić, że w moim głosie pobrzmiewa żal, jednak tak naprawdę znowu go z łatwością okłamuję.
Nie jestem pewna, czy kupuje moją wymówkę, czy nie, a może on jest po prostu zbyt miły, by mi to wytknąć. Ale i tak mnie to nie obchodzi. Nie jestem dzisiaj w nastroju. W ciągu ostatnich kilku miesięcy seks z Williamem stał się dla mnie wyzwaniem, chociaż on chyba tego nie zauważa. I to nie jest ogólnie jego wina. Ma dobry sprzęt i potrafi go odpowiednio używać, przynajmniej przez większość czasu. Po prostu ostatnio mam problem ze szczytowaniem podczas naszych wspólnie spędzonych nocy. Może to jest część problemu. Jeśli chcę skończyć z Williamem, muszę sama o to zadbać. Wydaje mi się, że on sam już nie potrafi mnie doprowadzić do orgazmu. I przez to niestety stałam się jedną z tych kobiet, które uprawiają seks ze swoim facetem tylko raz w tygodniu, i jeszcze przy tym udają. A dzisiaj nie jestem w nastroju na kolejne udawanie.Rozdział 2
Elle
Moi współpracownicy w firmie Milstock i Rowe to bardzo zróżnicowana grupa. William i ja w zeszłym roku, podczas naszego ostatniego roku studiów prawniczych, odbywaliśmy tu staż. Po ukończeniu szkoły William zaczął pracę w firmie swojego ojca, która zajmowała się głównie sprawami bogatych ludzi. Założona przez jego dziadka ponad siedemdziesiąt lat temu, ma mocną pozycję na rynku. Leonard Milstock, założyciel firmy Milstock i Rowe, na koniec mojego stażu zaproponował mi posadę młodszego prawnika, a ja ją przyjęłam i bardzo się z tego cieszyłam.
William i ja rzadko miewamy różne zdania na dany temat, ale pokłóciliśmy się właśnie wtedy, gdy zdecydowałam się pracować dla Milstock i Rowe. Uważał, że to niemądre i nie powinnam zaczynać kariery prawnika w tak małej i nieznanej firmie. Mimo to czułam się tam komfortowo, a Milstock pozwolił mi wykonywać pracę, o której inni młodsi prawnicy mogliby tylko pomarzyć, pracując w większych firmach. To był jeden z plusów pracy w tak małej firmie, sądziłam więc, że to rekompensuje mi niższe zarobki i brak prestiżu. Z kolei dla Williama w jego karierze wynagrodzenie i prestiż były wszystkim. Dla mnie nie.
– Dzień dobry, Regino – mówię i uśmiecham się do recepcjonistki, gdy wchodzę do biura piętnaście minut po ósmej, a więc jestem spóźniona o kwadrans. Jednak najwyraźniej nikt o to nie dba, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że prawie każdego dnia zostaję w biurze dłużej, zazwyczaj do siódmej. Ja po prostu nie przepadam za wyznaczonymi godzinami pracy.
– Dzwonił William. Powiedział, że masz do niego zadzwonić. Kazał mi sprawdzić twój kalendarz, bo chce wiedzieć, czy jesteś wolna na konsultacje z jego nowym klientem.
Cholera. Teraz William wie, że moja wymówka odnośnie do wczesnego przesłuchania była kłamstwem.
– Regino, czy możesz wykorzystać Gigi i zadzwonić do niego, żeby ustalić i wpisać do kalendarza termin, którego on potrzebuje? – Unoszę znacząco brwi, a Regina wie, o co ją proszę, i uśmiecha się podekscytowana tym, co każę jej zrobić.
Regina jest naszą recepcjonistką od prawie roku. Ma blisko pięćdziesiąt lat, w domu trzyma osiem kotów, a jej biurko jest zdecydowanie za bardzo udekorowane kocim motywem. Wygląda na przeciętną kobietę w średnim wieku. Ma lekką nadwagę, nosi spodnie trochę za bardzo opinające jej pulchny tyłek oraz zazwyczaj obszerne, luźne, kwieciste koszule i płaskie, wygodne buty. Ogólnie wszystko do siebie pasuje, jeśli spojrzeć na nią z boku. A przynajmniej dopóki nie otworzy ust.
Nigdy w życiu nie spotkałam kobiety, która miałaby tak seksowny głos. Jeśli mam być szczera, to chyba nawet żaden mężczyzna nie ma równie zmysłowego głosu jak ona. Dźwięk, jaki wydobywa się z jej gardła, gdy mówi, przypomina bardziej pomruk seksownego kociaka, a nie głos starej niedźwiedzicy, którego można by się spodziewać po jej wyglądzie. Jestem pewna w stu procentach, że zarobiłaby miliony, gdyby została operatorem sekstelefonu albo gdyby czytała książki i nagrywała audiobooki. Mężczyźni nie potrafią jej odmówić i są absolutnie bezbronni, gdy słyszą jej głos. Dlatego kobietę o tak zachwycającym głosie postanowiłam nazywać Gigi. Bardziej to do niej pasowało.
Przyznaję, że bardzo często wykorzystuję Gigi, czyli dar, jakim jest głos Reginy. Czasami każę jej zadzwonić do klientów, jeśli wiem, że muszę odwołać spotkanie w ostatniej chwili, a oni nie będą z tego powodu zadowoleni. Gdy ona ich informuje o takiej sytuacji, jakoś lepiej przyjmują złe wieści.
Nikt w biurze nie wie, w jakich okolicznościach ja i Regina spotkałyśmy się wiele lat temu. Na pewno myślą, że jest tylko koleżanką mojej mamy, bo wyglądamy zupełnie inaczej i dzieli nas spora różnica wieku. Ale tak nie jest. Ona jest moją najlepszą przyjaciółką i… kimś, kto uratował mi życie. Chociaż jeśli ktoś by ją o to zapytał, powiedziałaby, że jest na odwrót. Kto wie, może rzeczywiście uratowałyśmy sobie życie nawzajem.
***
Leonard Milstock jest moim siedemdziesięciopięcioletnim szefem. Tylko raz spotkałam Fredericka Rowe’a, drugiego z założycieli firmy Milstock i Rowe. Mimo to jego imię nadal jest na drzwiach firmy, a on ciągle otrzymuje swoje wynagrodzenie. Ci mężczyźni są przyjaciółmi, odkąd ukończyli razem szkołę, i zostali partnerami, jeszcze zanim ja się w ogóle urodziłam. Najprawdopodobniej pan Rowe był głową całej firmy i dbał o to, by wszystko przebiegało płynnie. Jednak kilka lat temu musiał odejść na emeryturę z powodu problemów zdrowotnych jego żony i teraz w naszej firmie został tylko ten drugi, bardziej pokręcony i niepoukładany życiowo partner.
Wchodzę do gabinetu Leonarda i próbuję znaleźć jakieś krzesło pod zwałami papierów, które piętrzą się w całym pokoju. Te sterty są tak wysokie, że mogą w każdej chwili się zawalić. Odsuwam z krzesła trzy marynarki od garnituru, które na pewno leżą tu od lat. Postanawiam odwiesić je na miejsce, podczas gdy Leonard zaczyna mówić o sprawie, nad którą razem pracujemy. Zerkam na papiery leżące na krześle wraz z tuzinem numerów magazynu „Wall Street Journal”. Daty na dokumentach i magazynach wskazują, że mają one już kilka lat. Zaczynam je porządkować, ale Leonard albo tego nie zauważa, albo ma to gdzieś. Zamiast tego zaczyna mówić jeszcze szybciej i wprowadza mnie w sprawę, gdy jestem w trakcie sprzątania.
– Dzisiaj zajęłabyś się przesłuchaniem – mówi, jedząc hot doga z papryką, którego przed chwilą przyniosła mu Regina, chociaż jest jeszcze za wcześnie na tego rodzaju posiłek. Minęła dopiero dziesiąta trzydzieści rano.
– Mogę się tym zająć – zgadzam się.
Oczywiście, że mogę, jednak jestem zaskoczona tym, że on mnie o to prosi. Przesłuchanie, które ma się odbyć tego popołudnia, dotyczy naszego najważniejszego klienta, więc zazwyczaj to Leonard zajmuje się sprawą, a ja się wycofuję. Najwyraźniej widzi moją zdziwioną minę, bo wyjaśnia:
– Mam dzisiaj po południu angioplastykę. – Jego głos jest spokojny, jakby podawał mi godzinę, a nie informował o tym, że będzie miał poważną operację serca.
– Angioplastyka? Jak się pan czuje?
– Dobrze, dobrze. Nic mi nie jest. Lekarze tak naprawdę robią z igły widły. To tylko zabieg. Mój lekarz chce mnie widzieć na stole operacyjnym chyba tylko dlatego, że nie ma za co opłacić czesnego swojego syna.
– I ta operacja pewnie nie ma nic wspólnego z tym, że codziennie je pan na śniadanie hot doga z tłustą kiełbaską i papryką? To nie ma nic wspólnego z tym, że pan nie dba o swoje serca, prawda? – Wstaję, zakładając, że lepiej się wcielić w rolę pouczającej go córki, bo czasem Leonard pozwala mi się tak zachowywać, gdy jego nawyki żywieniowe robią się gorsze niż zazwyczaj.
– Posłuchaj, panienko. Kiedy będziesz w moim wieku, sama zauważysz, że masz gdzieś to, co jesz. Więc zajmij się lepiej jedzeniem tej swojej zdrowej sałaty, żeby nie przytyć, i idź się przygotować do przesłuchania klienta. Liczę na to, że go zadowolisz.
Zaczynam się śmiać, bo wiem, jaki jest Leonard. On po prostu się nie zmieni. I mimo że żadne z nas w tej relacji nie jest uprzejme czy powściągliwe, on wie, że mi na nim zależy.
– Powiedz Millie, żeby do mnie zadzwoniła, gdy już wszystko skończysz i będziesz mieć czas, okej? – Tak, Leonard ma żonę o imieniu Millie, więc po ślubie z nim nazywa się Millie Milstock. Na jej miejscu zatrzymałabym swoje panieńskie nazwisko, ale myślę, że gdy oni brali ślub jakieś pięćdziesiąt lat temu, nawet nie było takiej możliwości.
– Dobra, dobra, niech będzie. – Uśmiecham się do swojego szefa i kręcę głową, patrząc, jak dokańcza swojego hot doga. Gdy lekarze przeprowadzą zabieg poszerzania tętnic, idę o zakład, że odkryją całe kawałki kiełbasek, które blokują jego naczynia krwionośne.Rozdział 3
Elle
Kilka dni później Regina dzwoni do mojego gabinetu, by poinformować mnie, że William i pan Hunter pojawią się tu o jedenastej. Oczywiście William przychodzi piętnaście minut wcześniej, a ja… jak zwykle się spóźniam. Robię, co tylko w mojej mocy, by jak najszybciej dokończyć sprawę, którą się aktualnie zajmuję. Dociera do mnie, że ostatnio źle traktuję Williama, ciągle się spóźniam i okłamuję go, więc daję mu wiele powodów, by mi to wytknął. Ale on tego nie robi. Nie wspomina o tym, że przyłapał mnie na kolejnym kłamstwie, gdy znowu powiedziałam, że nie mogę u niego zostać, bo muszę być wcześniej w pracy. Sama już nie wiem, czy nic o tym nie powiedział, bo go to nie obchodzi, czy naprawdę jest taki uprzejmy.
– Dziękuję, Regino. Czy możesz ich pokierować do sali konferencyjnej i powiedzieć, że niedługo przyjdę? – pytam.
– Jasne, Elle. – Regina odpowiada mi seksowym głosem kociaka, a nie swoim zwykłym.
Uśmiecham się i myślę o tym, czy w ten sposób chce mi dać do zrozumienia, że oni nie są w dobrych nastrojach i że będzie musiała ich udobruchać swoim głosem. A może pan Hunter to miły starszy pan, któremu spodobał się sposób mówienia Gigi?
Pojawiam się w sali konferencyjnej zaledwie kilka minut po czasie i jestem z tego dumna, bo to i tak wcześnie jak na mnie. Można powiedzieć, że chociaż raz nie spóźniłam się za bardzo. William i jego klient wstają, gdy wchodzę, a ja nagle czuję, że powinnam zasalutować tym mężczyznom czy coś w tym stylu. Na szczęście trzymam w rękach kawę, notes, telefon i laptop. Najpierw odkładam swoje rzeczy na stół, a dopiero potem na nich patrzę.
Nagle do sali konferencyjnej wchodzi Regina.
– Czy mogę panom podać kawę? – mruczy swoim superseksownym głosem. Zdecydowanie zmieniła się w Gigi.
Spoglądam na Wiliama, po części oczekując, że na dźwięk jej głosu zobaczę zachwyt na jego twarzy, ale jego mina jest równie przyjazna i zwyczajna jak zawsze. Po prostu uśmiecha się do mnie delikatnie.
– Elle, to jest Nicholas Hunter. – William wskazuje ręką na mężczyznę siedzącego obok niego.
W końcu przyglądam się uważnie Nicholasowi Hunterowi i jestem w szoku. Na jego widok przestaję na chwilę oddychać. Jest chyba najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziałam w swoim życiu. Siedzący obok niego William prezentuje się świetnie i nie brakuje mu urody, ale wygląda zupełnie inaczej i nie posiada pewnych cech, które ma ten drugi. Jego skóra jest opalona, oczy mają piękny zielony kolor, włosy są ciemne i zmierzwione, a mocną szczękę pokrywa zarost. Tak wygląda mężczyzna, który wyciąga do mnie rękę, by się przywitać.
– Jestem Nico. Nikt nie mówi do mnie Nicholas, poza tym facetem – mówiąc to, wskazuje kciukiem na Williama – moją matką i znajomym księdzem. – Ujmuję jego rękę, którą podaje mi nad stołem. Moja dłoń ginie w jego wielkiej dłoni. Czuję się tak, jakbym ściskała rękę faceta, który ma na sobie rękawicę bejsbolową. Jego uścisk jest mocny i ciepły, a gdy do mnie mówi, patrzy mi prosto w oczy i uśmiecha się łobuzersko. Czuję, jak przez nasze złączone dłonie ogrzewa się moje ciało i wszystko zaczyna mnie mrowić, łącznie z intymną strefą tam na dole.
Nico. Takie seksowne imię pasuje do tego seksownego mężczyzny. Nie umyka mojej uwadze, że Williamowi musiało przeszkadzać to zdrobnienie, więc i tak przedstawił swojego klienta pełnym imieniem. William jest po prostu bardzo formalny w tej kwestii. Według mnie imię Nico o wiele bardziej pasuje do mężczyzny, który stoi przede mną, niż Nicholas. Patrzę na niego dość długo – nie tylko dlatego, że jest niesamowicie przystojny, ale również z tego powodu, że skądś go znam. Nawet jego nazwisko, Nico Hunter, brzmi znajomo. Jestem pewna, że coś mi ono mówi, jednak spotkanie zostało ustalone z Nicholasem Hunterem, więc nie wzbudziło to wtedy mojego zainteresowania i nie sprawdziłam go.
– Elle? – odzywa się William, chcąc przyciągnąć moją uwagę.
Mam nadzieję, że nie gapiłam się zbyt długo na Nica. I że szczęka nie opadła mi aż do ziemi. To by było nieuprzejme.
– Nicholas, znaczy… Nico… ma podpisaną umowę o sponsoring, którą chce zerwać. Moja firma przyjrzała się jej, ale z naszego punktu widzenia stanowi to problem. Pomyśleliśmy, że może ty zajmiesz się tą sprawą, ze względu na sprawę Weilanda?
Interesujące. Na temat sprawy Weilanda pisałam pracę na ostatnim roku studiów prawniczych. Została ona później opublikowana. Wydrukowanie pracy studenta ogólnie jest sporym osiągnieciem dla niego, więc nie dziwię się, że William przypomniał sobie o tej sytuacji. Sprawa dotyczyła sportowca, który podpisał na trzy lata umowę dotyczącą sponsoringu z firmą zajmującą się sprzedażą napojów energetycznych. Po tym fakcie jednak połączyła się ona z inną firmą oferującą podobne napoje, z tym że zawierały one środki dopingujące. Weiland nie chciał być kojarzony z firmą, która sięgała po niedozwolone preparaty i robiła wszystko, by produkty nie były testowane na ich obecność. Na jego nieszczęście podpisany przez niego kontrakt był niepodważalny. Jego prawnik dokonał jednak odpowiedniego posunięcia. Pozwał firmę, ale tylko na podstawie naruszenia klauzuli o moralności – nie odwołał się do żadnego z punktów umowy i nie próbował go podważyć, bo wtedy na pewno by przegrał sprawę.
Czy Nico to jakiś sportowiec? W sumie nie jestem zaskoczona, patrząc na jego wygląd. Należy do postawnych mężczyzn i mimo że ma na sobie garnitur, jestem pewna, że jego ciało jest w świetnej kondycji.
– Nico, a może naświetlisz mi trochę tę sprawę?
Z jakiegoś powodu nie mogę się doczekać, aż usłyszę jego historię. Nie chodzi mi tylko o sprawę. Ja po prostu jestem ciekawa człowieka, który stoi przede mną.
Nico zaczyna mówić o tym, że trenuje mieszane sztuki walki. Nie bardzo wiem, co się w tym zawiera, ale zakładam, że jest jakimś specem od karate. Słuchając go, staram się robić jakieś notatki, ale zamiast tego przyłapuję się na tym, że się na niego gapię. Nie jestem w stanie przenieść wzroku z jego osoby na papier. Mówiąc, patrzy mi prosto w oczy, przez co jest mi jeszcze trudniej przerwać ten kontakt wzrokowy. Zapominam, że William siedzi obok i widzi to wszystko. Nie ma w tym pokoju nikogo poza mną i mężczyzną z oczami w pięknym zielonym kolorze, który nie chce dać mi spokoju i patrzy na mnie nieustannie, co pozbawia moje ciało całej energii.
W tej chwili do pokoju wchodzi Regina z kawą dla naszych gości i jestem jej za to wdzięczna, bo Nico przenosi swoje spojrzenie ze mnie na nią, by jej podziękować. Zaraz jednak ponownie skupia swoją uwagę na mojej osobie. Patrzę na Reginę, która zerka to na mnie, to na Nica, a potem sugestywnie unosi brwi. Udaję, że zaczynam kaszleć, ale tak naprawdę próbuję tylko ukryć swój uśmiech dłonią. William podaje mi swoją wodę. Jak zwykle zachowuje się niczym prawdziwy dżentelmen.
Nico kontynuuje swoją opowieść, a ja wykorzystuję okazję, by przyjrzeć mu się dokładniej, nim znowu nasze spojrzenia się spotkają. Dostrzegam małą bliznę nad lewym okiem, a potem kolejną, dłuższą, na prawym policzku. Szramy są ledwo widoczne, jakby miały już kilka lat, ale kontrastują z jego opaloną skórą. Jednak nie szpecą go – przeciwnie, sprawiają, że jego twarz wygląda na jeszcze bardziej surową i męską. To twarz silnego mężczyzny, a ja z jakiegoś powodu nie potrafię oderwać od niego wzroku.
Gdy Nico kończy opowiadać, odzywa się William. Jego głos w końcu przypomina mi o tym, że on też jest w tym pokoju. Mam nadzieję, że się nie śliniłam, gdy słuchałam jego klienta. Próbuję się skupić na Williamie, który nie przestaje mówić, ale mój wzrok kieruje się na Nica, a ten podchwytuje to spojrzenie. Za każdym razem. I za każdym razem widzę, jak kącik jego ust lekko się unosi, jakby w milczeniu cieszył się z tego, że przyłapuje mnie na gapieniu się na niego.
Williamowi udaje się przyciągnąć moją uwagę tylko dlatego, że zaczyna rozmawiać ze mną o tym, jak można by odnieść do tej sytuacji sprawę Weilanda. Nico chce zerwać umowę o sponsoring, którą podpisał, bo okazało się, że producent wykorzystuje dzieci jako siłę roboczą. Fakt, że temu mężczyźnie zależy na zerwaniu kontraktu wartego miliony z tak szlachetnych pobudek, sprawia, że wydaje mi się on jeszcze bardziej pociągający niż na początku.
Gdy mija prawie godzina, William patrzy na zegarek i zaczyna podsumowywać nasze spotkanie. Nico pyta o moje zdanie na temat tej sprawy, a ja mówię, że zanim wyrażę jakąś opinię, potrzebuję kopii tej umowy, a potem muszę poszukać informacji na temat tamtej firmy.
William kiwa głową i wstaje.
– Nadal jesteśmy umówieni na czwartek? Może wtedy będziemy mogli jeszcze raz omówić tę sprawę?
– Hmm, tak. – Widzę, jak Nico nam się przygląda. Myślę, że dostrzegł, co się między nami dzieje.
Wyciąga rękę na pożegnanie. Gdy nasze dłonie się stykają, moje serce od razu zaczyna bić szybciej. Nie wypuszcza mojej ręki od razu. Zamiast tego drugą ręką wskazuje na mnie i Williama.
– Czy wy jesteście parą?
Zaprzeczam w tym samym momencie, w którym William mówi „tak”. Patrzę na Williama, a potem na Nica, który ciągle trzyma moją dłoń w uścisku, i wydaje mi się, że w jego oczach widzę błysk pasujący do jego uśmieszku. Jest rozbawiony naszą różniącą się odpowiedzią i nie winię go za to. W końcu puszcza moją dłoń, a ja czuję się trochę zawiedziona tym, że nasze ciała już się nie dotykają.
Obracam się w stronę Williama i wiem, że on w myślach nadal patrzy na nasze złączone dłonie. Jego twarz wyraża zdezorientowanie i zranienie, a ja zaczynam się czuć źle z powodu braku szacunku, który właśnie mu okazałam.
– Do zobaczenia w czwartek – mówi do mnie niskim głosem.
Kiwam głową, myśląc, że jeśli musimy odbyć jakąś rozmowę, to lepiej zrobić to na osobności. Mężczyźni wychodzą, a ja podążam za nimi. Zatrzymuję się przy biurku Reginy. Nico odwraca się do mnie i uśmiecha. William nawet na mnie nie spogląda.
***
Całą noc przewracam się z boku na bok. Nie potrafię wyrzucić z głowy obrazu Nica. Ten mężczyzna jest cholernie pociągający i obawiam się, że nie będę potrafiła kontrolować swoich myśli. Gdy budzę się rano, słysząc głośny budzik, czuję się tak, jakbym spała tylko dziesięć minut. Wychodzę zaspana z łóżka i ledwo docieram do łazienki, by wziąć prysznic. Polewam się zimną wodą, mając nadzieję, że to mnie jakoś obudzi. Po kilku minutach takich tortur zmieniam temperaturę wody na cieplejszą i zamykam powieki, rozkoszując się ciepłem. Wtedy coś do mnie dociera. Otwieram oczy i próbuję przypomnieć sobie obraz z przeszłości, który właśnie pojawił się w mojej pamięci.
Nico Hunter. Nico „Pogromca Kobiet” Hunter. Byłam tam w noc, gdy zabił człowieka. To była jedyna walka, na jaką poszłam. Nagle wszystko do mnie wraca. Zawsze nazywałam ten sport walką w klatce, ale myślę, że to po prostu inne określenie MMA, czyli mieszanych sztuk walki.
Mój ojczym jest byłym policjantem. Teraz pracuje jako ochroniarz na różnych wydarzeniach sportowych, tak jak to robi wielu gliniarzy na emeryturze. Kiedyś dostał dwa bilety na wielką walkę o mistrzostwo w MMA i oddał je mnie. Normalnie bym na to nie poszła, biorąc pod uwagę moją przeszłość i to, jak się czułam, oglądając bijących się ludzi, nawet jeśli oboje brali w tym czynny udział. Ale mój młodszy przyrodni brat Max jest fanem tego sportu i musiałam z nim iść. Po prostu nie mogłam odmówić dwunastolatkowi, który z podekscytowania zapomniał, że miał się zachowywać jak dorosły, i zaczął skakać z tej radości, jakby miał cztery lata.
Walka nie trwała długo. To były tylko dwie rundy. Teraz pamiętam to dobrze. Ogólnie całość zajęła nie więcej niż dziesięć minut. Na godzinę przed walką przeprowadzono wywiady i odbyła się cała reszta różnych atrakcji. Mieliśmy dobre miejsca – w dziesiątym rzędzie od ringu. Pamiętam, że krzywiłam się za każdym razem, gdy któryś z walczących oberwał, ale nie potrafiłam odwrócić wzroku. Zamykam oczy i w mojej głowie pojawia się powtórka tego wydarzenia. Większość ludzi uważa, że fotograficzna pamięć jest błogosławieństwem, ale dla mnie to po prostu przekleństwo. Tak, pamiętam wiele postaci i słów, ale także wszystkie złe rzeczy, o których wolałabym zapomnieć.
Czuję się tak, jakbym wybrała film i nacisnęła przycisk „play”. W ten sposób odtwarzam w myślach ostatnie minuty walki. Widzę, jak Nico zadaje cios, a potem głowa jego przeciwnika odskakuje w bok, jakby uderzyło go co najmniej dziesięciu mężczyzn. Upada, jego głowa jest bezwładna i kołysze się na szyi. Krzyczący tłum zamiera, a zespół ratunkowy od razu wskakuje na ring.
To straszne wydarzenie, ale nie ten widok mnie dręczy. To widok drugiego mężczyzny, który upada na kolana i ukrywa twarz w dłoniach. Trzęsie się. Jest załamany. Nie mogę odwrócić od niego oczu, patrzę, jak rozpada się na miliony kawałków. Powinno mi być przykro, bo ktoś inny właśnie stracił życie, ale ja nawet nie spoglądam w jego stronę. Jestem zapatrzona w mężczyznę, który już nigdy nie będzie taki sam. I teraz to wiem. Przez jedną chwilę czuję z nim więź.
W moim umyśle, mimo że jest południe, cienie mojej przeszłości przerastają mnie. Unoszą się nade mną. Nie mogę przed nimi uciec.Rozdział 4
Elle
Gdy w końcu docieram do swojego biura, jestem bardziej spóźniona niż zwykle. Przeglądając później maile w moim gabinecie i planując swój dzień, czuję się nadal otępiała i co rusz się zamyślam. Nico „Pogromca Kobiet” Hunter. Przed walką go nie znałam, ale tak go nazywano. Pamiętam, że obserwowałam, jak wchodzi do klatki i uśmiecha się łobuzersko do tłumu. Wszystkie kobiety zaczynały wtedy szaleć. Nie potrzebowałam dużo czasu, by się domyślić, skąd się wzięła ta nazwa. Pamiętam, że poczułam się jak rażona prądem, gdy zobaczyłam jego uśmiech. I nie zapominam, co ten uśmiech robił z moim ciałem.
Po tamtej walce prasa nie dawała mu spokoju. Od tego czasu nie był już więcej nazywany „Pogromcą Kobiet”, lecz tylko „Pogromcą”.
Bez namysłu wpisuję słowa do wyszukiwarki Google. Gdy na ekranie pojawiają się zdjęcia, widzę, że niczym się one nie różnią od obrazów z mojej głowy. Sędzia sportowy oznajmił, że tamten śmiertelny cios był przypadkowy, ale prasa i tak rozdmuchała całą sprawę. Po kilku tygodniach, gdy media zaczęły się już interesować innym skandalem, pojawił się artykuł mówiący o tym, że przeciwnik Nica cierpiał na nieznany uraz mózgu i tak naprawdę był chodzącą tykającą bombą. Mógł umrzeć w każdej chwili.
W końcu jestem w stanie odepchnąć od siebie myśli na temat Nica i po dwóch kubkach kawy zajmuję się pracą. Po południu dzwoni Regina i mówi, że w lobby czeka na mnie klient. Tak naprawdę nie miałam w kalendarzu żadnego spotkania o tej godzinie.
Idę do lobby. Uświadamiam sobie, że nie wyglądam zbyt wyjściowo. Moje gęste włosy w kolorze piaskowego blondu są zwinięte w kok na czubku głowy, który utrzymuje się dzięki ołówkom wsuniętym w niego w odpowiednich miejscach. Zatrzymuję się gwałtownie, gdy widzę, że to Nico wstaje z kanapy w poczekalni i odkłada na stolik jakiś magazyn.
Jestem zaskoczona jego pojawieniem się, ale mimo wszystko ten widok nie wydaje mi się dziwny, bo całą noc i większość poranka myślałam o nim. Wyprostowuję się i staram się, by moja twarz wyrażała wyłącznie profesjonalizm.
– Panie Hunter, czy byliśmy na dzisiaj umówieni? – Udaję, że mogło mi wylecieć z głowy to domniemane spotkanie, ale doskonale wiem, że nie mogłabym zapomnieć o niczym, co jest związane z tym mężczyzną, mimo że widziałam go tylko dwa razy w życiu.
W dwóch krokach zbliża się do mnie i znajduje się teraz o kilka centymetrów za blisko, naruszając moją przestrzeń osobistą. Jestem tego bardzo świadoma. Przewyższa mnie o przynajmniej dwadzieścia centymetrów, jeśli nie więcej.
– Mów mi Nico, proszę – mówi z uśmiechem. Nagle wydaje mi się, że w tym pomieszczeniu robi się jakoś ciaśniej. I cieplej.
Uśmiecham się do niego. I nie muszę udawać. To mój prawdziwy uśmiech. Cieszę się, że go widzę, i nie potrafię tego ukryć. Nie mam pojęcia, dlaczego tak jest. Powinnam być przerażona tym, co mi się wczoraj przypomniało, ale z jakiegoś powodu tak się nie dzieje. Ciekawi mnie ten mężczyzna. Kiwam więc głową.
– Nico, w czym mogę ci pomóc?
Uśmiecha się do mnie łobuzersko kącikiem ust, przez co zaczynam myśleć, że jest facetem, który lubi się droczyć i bawić ludźmi. Ale wygląda przy tym cholernie seksownie. To naprawdę najseksowniejszy facet, jakiego w życiu widziałam.
– Przypomniałem sobie kilka rzeczy, o których mógłbym ci powiedzieć, a nie wspomniałem o tym wczoraj. Masz parę minut?
Przechylam głowę na bok i przyglądam mu się uważnie. Co w nim takiego jest, że nie uciekam od niego, chociaż czuję, że serce bije mi mocno?
– Jasne, chodźmy porozmawiać do mojego gabinetu.
Nico uśmiecha się zwycięsko. Ten uśmiech jest zaraźliwy. Odwzajemniam go, chociaż nawet nie jestem pewna, dlaczego się uśmiechamy. Idzie za mną korytarzem. Gdy będąc już w gabinecie, obracam się w jego stronę, widzę, jak patrzy na mój tyłek. Unosi głowę i spogląda mi prosto w oczy. Normalny człowiek powinien być zawstydzony tym, że został przyłapany, ale nie Nico. Uśmiecha się i wiem, że wcale nie czuje się zażenowany. Nie uważam tego za niestosowne czy złe. Co dziwne, podnieca mnie to.
Siadam za swoim biurkiem, a on najpierw patrzy na małe krzesło stojące po drugiej stronie biurka, a potem na mnie.
– Masz coś przeciwko, jeśli usiądziemy tam? – Wskazuje ręką na kanapę za nim, a do mnie dociera, że to krzesło jest za małe i zbyt delikatne dla osoby o jego gabarytach i on po prostu by się na nim nie zmieścił.
– Och, jasne. Przepraszam – mówię, śmiejąc się cicho. – Domyślam się, że to krzesło nie byłoby wygodne dla kogoś twoich rozmiarów.
Nico staje przy kanapie i czeka, aż usiądę pierwsza. Zajmuję miejsce na samym brzegu, spodziewając się, że on usiądzie na jej drugim końcu, by była między nami przestrzeń i byśmy mogli swobodnie rozmawiać. Biurko zazwyczaj zapewnia idealną odległość między mną a osobą, z którą się spotykam, by porozmawiać o interesach, ale na tej kanapie nie ma co nas od siebie oddzielać. Nico najwyraźniej ma gdzieś normy społeczne i siada tuż obok mnie, jednak nie na tyle blisko, byśmy się dotykali. Odległość jest mniej więcej taka, jakbyśmy siedzieli w teatrze.
Boże, jak w tym małym gabinecie zrobiło się gorąco. Dociera do mnie, że może nie powinnam była zamykać za nami drzwi. Podnoszę się i podchodzę do okna, by je otworzyć. Wracam na kanapę, a Nico obraca się twarzą w moją stronę. Jest tak blisko, że czuję nagłą potrzebę, by wyciągnąć rękę i go dotknąć. Obserwuje mnie i uśmiecha się delikatnie. Wstaję ponownie, biorę z biurka długopis i notes, a gdy wracam na kanapę, jego uśmiech jest jeszcze szerszy. Wygląda na rozbawionego. Chyba musiał zauważyć, że nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Bardzo się staram udawać, że on nie ma na mnie żadnego wpływu, co oczywiście jest nieprawdą.
– Nico, a więc o czym chciałeś mi powiedzieć? – Przykładam długopis do kartki, gotowa, by zacząć robić notatki, z głową pochyloną nad notatnikiem. W ten sposób nie będę musiała na niego patrzeć i nie stanę się ponownie niewolnicą jego spojrzenia.
Nico siedzi cicho i nic nie mówi. W końcu nie mam wyboru i unoszę wzrok, by sprawdzić, dlaczego się nie odzywa. Gdy zauważa, że na niego patrzę, posyła mi uśmiech. Też się do niego uśmiecham, chociaż jestem pewna, że zrobił to specjalnie.
– Zapomniałem wczoraj zaprosić cię na kolację.
– Na kolację? – Jestem zdezorientowana.
Nico uśmiecha się przebiegle, a ja nagle czuję potrzebę, by go pocałować. Co jest ze mną, do cholery, nie tak? Zawsze jestem spokojna, opanowana i poukładana. A teraz czuję się jak uczennica siedząca przy najfajniejszym chłopaku w szkole.
– Tak, na kolację. Bo jadasz kolację, prawda? – W jego głosie słychać rozbawienie. Droczy się ze mną.
– Hmm. – Waham się przez chwilę. – Nie mogę.
– Dlaczego nie? – pyta. Jego reakcja jest natychmiastowa.
Czuję się tak, jakbym zeznawała w sądzie i ktoś mnie przesłuchiwał.
– Bo to nie byłoby właściwe.
– Masz chłopaka?
– To nie do końca tak.
– No to dlaczego nie byłoby to właściwe? – Uśmiecha się krzywo. Zanim jeszcze coś doda, wiem już, że to, co powie, będzie flirtem. – Ja uważam, że to by było bardzo właściwe.
Wyraz jego twarzy sprawia, że też się uśmiecham. Nagle gubię się we własnych myślach. To do mnie bardzo niepodobne.
– To skomplikowane. – Te dwa słowa odstraszyłyby większość mężczyzn, ale najwyraźniej nie Nica Huntera.
– Okej, no to słucham. Pomogę rozwiązać ci problem, z powodu którego to jest takie skomplikowane, i wtedy będziemy mogli ruszyć dalej. – Opiera się wygodnie o kanapę i zakłada nogę na nogę, przygotowując się do wysłuchania historii. Czy on tak na poważnie?
– Cóż… Jesteś klientem Williama.
– A ty wcześniej powiedziałaś, że nie jesteście parą, prawda?
– Nie jesteśmy. – Jeśli mam być szczera, nie uważam Williama za swojego chłopaka. Posiadanie chłopaka wskazuje na to, że jest się w związku, a bycie w związku to coś więcej niż bycie przyjaciółmi i okazjonalne zaspokajanie swoich potrzeb. Jednak moja odpowiedź nie jest w pełni zgodna z prawdą. – To znaczy… nie tak naprawdę.
– Okej – odpowiada. Kładzie ręce na swoich kolanach i pochyla się. – A więc gdzie tu są jakieś komplikacje? – Patrzy mi prosto w oczy, a po chwili kontynuuje: – W tym, że „nie tak naprawdę”?
Rumienię się. Szczerze mówiąc, nie jestem pewna, czy on rozumie, o co chodzi, czy tylko tak mu się wydaje.
– Tak. – Patrzę mu w oczy i robię wszystko, by mimo zawstydzenia nie opuścić wzroku.
Nico mi się przygląda. Na pewno zauważył moje zawstydzenie. Emanuje ono ze mnie z pełną mocą, mimo że staram się zachowywać jak typowa ja, czyli być opanowana, spokojna, poukładana. Chyba jednak nie potrafię ukryć przed nim tego, co czuję. On na to nie pozwoli, a ja nie mam pojęcia, dlaczego pozwalam mu mieć nad sobą taką kontrolę. Nie umiem się opanować przy tym mężczyźnie i z tego powodu czuję się niepewnie.
– Pozwól mi zabrać cię na kolację. To tylko kolacja. Będę się zachowywał doskonale, jak dżentelmen. Słowo skauta. – Podnosi rękę i pokazuje w geście trzy palce.
Marszczę brwi.
– Czy ty w ogóle kiedykolwiek należałeś do skautów? – pytam.
– Tak – odpowiada, chociaż brzmi to mało przekonująco. Mrużąc oczy, przyglądam mu się z niedowierzaniem, przez co niewyraźniej dociera do niego, że mu nie wierzę. – Dobra, byłem tylko przez jeden dzień. Mój brat i ja wdaliśmy się w bójkę i wyrzucono nas stamtąd na drugim spotkaniu. Ale i tak się liczy. Byłem skautem.
Uśmiecham się, rozbawiona tym tłumaczeniem. Jestem też zaskoczona szczerością jego słów.
– Dlaczego?
– Co dlaczego? – Na jego twarzy widać zdezorientowanie.
– Dlaczego chcesz iść ze mną na kolację?
Nico powoli obrzuca mnie spojrzeniem od góry do dołu. Wcale się z tym nie kryje. Uśmiecha się chłopięco, a jednocześnie seksownie, a następnie mówi:
– Poza tym, że wyglądasz wspaniale? Bo to jest oczywiste.
Rumienię się, ale postanawiam tego nie komentować. Dobry negocjator wie, kiedy zachować milczenie i pozwolić przeciwnikowi wypełnić ciszę, nawet jeśli byłoby to dla niego trudne.
– Jesteś mądra i pewna siebie, a ludzie w twoim otoczeniu najwyraźniej cię uwielbiają. – Milknie i patrzy na mnie. Widzę, że rozważa, czy ma kontynuować, czy nie. – A gdy patrzę w twoje oczy, dostrzegam delikatny błysk światła…
Znowu przerywa na chwilę. Patrzę na niego wyczekująco.
– I przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny myślałem wyłącznie o nim i o tym, czy uda mi się ten delikatny błysk rozpalić, aż stanie się płomieniem.
Jasna. Cholera. Spoglądam na niego przez dłuższą chwilę. Kręci mi się w głowie, ale już wiem, jaka będzie moja decyzja, chociaż nic jeszcze nie powiedziałam. Wstaję i daję tym sposobem niemy znak, że nasza rozmowa dobiega już końca. Nico też się podnosi i dołącza do mnie, czekając niecierpliwie na odpowiedź.
– Okej.
Uśmiecha się, co dodaje mu chłopięcego uroku. Nie mogę oderwać od niego wzroku.
– Okej? – powtarza. Myślę, że chyba go naprawdę zaskoczyłam.
Odpowiadam uśmiechem i unoszę brew, udając zaskoczenie tym, że kwestionuje moją odpowiedź.
– Piątek o siódmej. Daj mi swój adres. Przyjadę po ciebie – oznajmia.
– Zazwyczaj pracuję do siódmej. Przyjedź po mnie do biura.
I właśnie w ten oto sposób umówiłam się na kolację z Nikiem „Pogromcą Kobiet” Hunterem.
Spis treści
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4