Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Mocna więź - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 lutego 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mocna więź - ebook

Wielka miłość, wspaniały ślub, narodziny córki – nic nie zapowiadało nadchodzącej tragedii. Ania miała wszystko to, o czym marzyła i do czego dążyła przez całe swoje życie. „Ona od zawsze była taka rodzinna” – mówią dziś jej koleżanki. Była. Bo nie żyje. Została zamordowana przez tego, którego kochała najbardziej.

Michalina nigdy nie przypuszczała, że któregoś dnia o jej dramacie będzie rozprawiać cały kraj. Była zwyczajną kobietą, matką, żoną, babcią. Pewnego dnia jej życie legło w gruzach. Jej ukochana córka Ania zaginęła bez śladu. Po miesiącach żmudnych poszukiwań i niesłabnących nadziei stało się jasne, że Ania nie wróci.

Inspirowana prawdziwą historią Anny Garskiej i jej mamy Michaliny powieść o potędze matczynej miłości i o zbrodni prawie doskonałej.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-8873-3
Rozmiar pliku: 3,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pro­log

4 grud­nia 1982

Ciałem Mi­cha­li­ny wstrząsnął skurcz.

Było jej na zmianę zim­no i gorąco. Chłód po­cho­dził z zewnątrz, a ciepło – z wnętrza, jak­by z jej ciała. Za­trzy­mała wzrok na oknie. Mróz na­ma­lo­wał wzo­ry na szy­bie. Otu­liła się własny­mi ra­mio­na­mi, próbując się ogrzać. Naj­wy­raźniej nikt się nie przej­mo­wał rodzącymi. Przez nie­szczel­ne okna do po­miesz­cze­nia prze­do­sta­wało się lo­do­wa­te po­wie­trze. Dziw­na była ta zima nie zima, bo prze­cież w ka­len­da­rzu wciąż trwała je­sień. Śnie­gu mało, prak­tycz­nie w ogóle, ale mróz trzy­mał i nie chciał odpuścić. Po­rodówka była nie­do­grza­na. Mi­cha­li­na spędziła tu już kil­ka go­dzin i zdążyła porządnie zmarznąć. Była sama. Kie­dy ro­dziła Agnieszkę – w święta, bo star­sza córka też była gru­dnio­wa – bra­ko­wało wol­nych łóżek. Te­raz, w Barbórkę, było o wie­le luźniej.

To był czwar­ty dzień w szpi­ta­lu. Dziec­ko naj­wy­raźniej nie spie­szyło się na ten świat, jak­by wie­działo, że po tej stro­nie nic do­bre­go je nie cze­ka. Mi­cha­li­na miała ter­min na dwu­dzie­ste­go pierw­sze­go li­sto­pa­da. Spo­dzie­wała się, że o tej po­rze będzie już po wszyst­kim. Pra­wie dwa ty­go­dnie… kto to wi­dział tyle prze­no­sić ciążę, zwłasz­cza że prze­cież wcześniej już ro­dziła.

Nad­cho­dził ko­lej­ny skurcz. Mi­cha­li­na wy­cze­ki­wała go i chciała od­wlec za­ra­zem. Wy­cze­ki­wała, bo każdy ko­lej­ny przy­bliżał ją do po­wi­ta­nia swo­je­go dziec­ka i dawał choć chwi­lo­we wy­tchnie­nie od przej­mującego zim­na. Chciała od­wlec, bo wie­działa, że ten będzie jesz­cze moc­niej­szy niż po­przed­ni.

Na­ka­zała so­bie sku­pić się na czymś in­nym, odpłynąć myślami da­le­ko. Ana­li­zo­wała ostat­nie lata i mie­siące, które do­pro­wa­dziły ją na tę so­sno­wiecką po­rodówkę. Wypłakała to dziec­ko. Bar­dzo chciała po raz dru­gi zo­stać mamą. Agniesz­ka lada dzień miała skończyć sześć lat i w Mi­cha­li­nie po­now­nie ode­zwała się po­trze­ba oto­cze­nia kogoś opieką. Po raz pierw­szy pomyślała o tym, że chciałaby znów zajść w ciążę, kie­dy trzy­mała na rękach nowo na­ro­dzoną córkę ku­zyn­ki. Coś w niej wte­dy drgnęło.

Kie­dy koleżanki wy­le­wały łzy, bo nie miały mie­siączki, ona płakała, gdy ta nad­cho­dziła. Wszy­scy wokół pu­ka­li się w czoło. W ta­kich cza­sach myśleć o dziec­ku?

– To nie jest czas na ro­dze­nie. – Mat­ka Mi­cha­li­ny pokręciła głową. – Stan wo­jen­ny, w skle­pach na półkach pust­ki, a ty chcesz zajść w ciążę?

Ale Mi­cha­li­na wie­działa swo­je, dla­te­go po­wta­rzała mężowi:

– Ty się o nic nie martw. Ty mnie tyl­ko ko­chaj, a wszyst­ko się ułoży!

Płakała, płakała, aż wypłakała. Udało się! Le­karz wy­zna­czył ter­min po­ro­du na li­sto­pad. Miał być chłopiec, bo tak się utarło, że do­brze byłoby mieć parkę, a sko­ro w domu była już dziew­czyn­ka, przy­szedł czas na syna. Ale Mi­cha­li­nie właści­wie było wszyst­ko jed­no. Dok­tor próbował z kształtu jej brzu­cha wy­wnio­sko­wać, kogo uro­dzi – bo kie­dy dziec­ko otu­la matkę, jest dziew­czynką, a gdy brzuch wy­sta­je do przo­du, ko­bie­ta nosi pod ser­cem chłopca – i do­szedł do wnio­sku, że będzie dru­ga córka. Bo­gu­sia. Gdy­by był chłopiec, do­stałby imię po ojcu, Ja­nusz. Ale może to i do­brze, że córka? Łatwiej będzie to wspólne życie zor­ga­ni­zo­wać. W jed­nym po­ko­ju ro­dzi­ce, w dru­gim ona z mężem, w trze­cim dziew­czynki.

Mi­cha­li­na jesz­cze trzy­dzie­ste­go li­sto­pa­da była w pra­cy. Koleżanki wy­ga­niały ją do domu, śmiejąc się, że im tam uro­dzi i będzie pro­blem, ale Mi­cha­li­na mu­siała wszyst­kie­go sama do­pil­no­wać. Pra­co­wała w Ochot­ni­czym Huf­cu Pra­cy w Dąbro­wie Górni­czej i co­dzien­nie z tym wiel­kim brzu­chem dojeżdżała au­to­bu­sem z przy­stan­ku przy Świer­czew­skie­go. Przez So­sno­wiec, Będzin, Dąbrowę Górniczą, aż pod hutę.

Pierw­sze­go grud­nia sama się zgłosiła do szpi­ta­la. Za­strzy­ki, ry­cy­na, spa­ce­ry po ko­ry­ta­rzu – i nic. Dziec­ku naj­wy­raźniej było do­brze u mat­ki pod ser­cem. Wytęsknio­ne, uko­cha­ne, doszło chy­ba do wnio­sku, że nic się nie sta­nie, jeśli mama jesz­cze chwilę na nie po­cze­ka. Mi­cha­li­na nie zli­czyłaby tych ki­lo­metrów, które prze­mie­rzyła nocą szpi­tal­nym ko­ry­ta­rzem, kie­dy wszy­scy spa­li. Córkę więc wypłakała i wy­cho­dziła. A kie­dy w końcu zna­lazła się na pu­stej, wy­sprząta­nej i wychłod­zo­nej po­rodówce, właści­wie już jej było wszyst­ko jed­no, by­le­by tyl­ko dziec­ko bez­piecz­nie się uro­dziło.

Rano, po kil­ku go­dzi­nach skurczów, sama już nie wie­działa, czy jej się to wy­da­je, ale mogłaby przy­siąc, że młody le­karz i piękna położona dali so­bie bu­zia­ka tuż nad jej głową. Może gdy­by nie była taka wy­czer­pa­na, zaczęłaby się za­sta­na­wiać, czy to do­bra wróżba na przyszłość, ale machnęła na wszyst­ko ręką. Chciała już uro­dzić.

Kie­dy ciszę prze­rwał pierw­szy krzyk jej nowo na­ro­dzo­nej córki, Mi­cha­li­na czuła się najszczęśliwszą ko­bietą na świe­cie. Położna po­ka­zała jej na chwilę dziec­ko – ma­lut­ka była ide­al­na. Mi­cha­li­na śmiała się przez łzy. Tak, te­raz już wszyst­ko było na swo­im miej­scu. Ni­ko­go nie bra­ko­wało w tej układan­ce.

Mi­cha­li­na nie mogła się do­cze­kać, kie­dy prze­każe mężowi wieści. Umówili się, że będzie dzwo­nił do szpi­ta­la z bud­ki te­le­fo­nicz­nej. Miała na­dzieję, że pielęgniar­ki po­zwolą jej po­dejść do te­le­fo­nu. I rze­czy­wiście, jesz­cze tego sa­me­go dnia udało jej się za­mie­nić z mężem kil­ka słów. Ja­nusz chciał wie­dzieć, jaka mała jest. Wymyślił so­bie zresztą, że przyj­dzie pod szpi­tal, żeby Mi­cha­li­na przez okno po­ka­zała mu córeczkę. Nie było w tym nic dziw­ne­go. Oj­co­wie zwy­kle wi­dy­wa­li swo­je nowo na­ro­dzo­ne dzie­ci przez okno albo prze­szklo­ne drzwi pro­wadzące na od­dział położni­czy, na który mężczyźni nie mie­li wstępu.

– Włosy ma – po­wie­działa Mi­cha­li­na.

Star­sza córka uro­dziła się łysa, dla­te­go na­wet ta nie­wiel­ka kępka włosów była dla Mi­cha­li­ny za­sko­cze­niem.

– To dla­te­go miałaś zgagę! Bar­dzo się umęczyłaś?

– Nie bar­dzo – skłamała Mi­cha­li­na.

A może i nie skłamała? Może prawdą jest, że ko­bie­ta, widząc swo­je nowo na­ro­dzo­ne dziec­ko, błyska­wicz­nie za­po­mi­na o tru­dach po­ro­du?

– Przyj­dzie­my z Agnieszką, to nam ją pokażesz.

Jak po­sta­no­wił, tak zro­bił. Mi­cha­li­na po­wo­li, bo wciąż do­ku­czał jej ból, po­deszła do okna i po­ma­chała córce i mężowi. Wi­dok Agniesz­ki ją za­sko­czył. Jesz­cze przed kil­ko­ma dnia­mi córka wy­da­wała się taka mała, a te­raz, kie­dy Bo­gu­sia przyszła już na świat… Cóż, Agniesz­ka bez­pow­rot­nie utra­ciła sta­tus ma­lut­kiej córecz­ki. Była starszą siostrą. Och, Mi­cha­li­na była taka dum­na ze swo­ich dziew­czy­nek! I z jed­nej, i z dru­giej. Mimo osłabie­nia po po­ro­dzie czuła się tak sil­na, że mogłaby góry prze­no­sić.

Ostrożnie wzięła córeczkę na ręce i pod­niosła ją, tak aby znaj­dujący się na dole Ja­nusz i Agniesz­ka mo­gli ją zo­ba­czyć.

– A gdzie te włosy? – krzyknął mąż.

Mi­cha­li­na się roześmiała. No tak. Pew­nie myślał, że córecz­ka uro­dziła się z bujną czu­pryną.

W każdym jej geście, w każdym spoj­rze­niu wi­docz­na była radość. Pro­mie­niała tym szczęściem. De­li­kat­nie ucałowała główkę śpiącej Bo­gu­si, choć sta­rała się nie przy­zwy­cza­jać do tego imie­nia. Omówią to jesz­cze z mężem. Może za­py­tają o zda­nie Agnieszkę? Nie chciała, żeby córka po­czuła się od­su­nięta, bo w domu po­ja­wiło się nowe dziec­ko.

Spoj­rzała na dół, na Ja­nu­sza i Agnieszkę. Po chwi­li prze­niosła wzrok na śpiącego no­wo­rod­ka.

– Cu­dow­ne­go życia, córecz­ko – wy­szep­tała pro­sto do ma­lut­kie­go ucha.Roz­dział 1

Po 7 lip­ca 2012

Mówią, że mat­ka ma szósty zmysł i wie, kie­dy z jej dziec­kiem dzie­je się coś złego. Mi­cha­li­na w nocy z siódme­go na ósme­go lip­ca spała spo­koj­nie, choć wie­czo­rem biła się z myślami, czy nie po­win­na za­dzwo­nić do Ani. Zarówno ona, jak i Agniesz­ka do­stały ese­me­sy od Ja­nu­sza. Mi­cha­li­na przy­pusz­czała, że na­pi­sał również do młod­szej córki i pew­nie ją tym zde­ner­wo­wał, bo ostat­nio nie do­ga­dy­wała się z oj­cem. Ko­niec końców Mi­cha­li­na uznała, że nie będzie prze­szka­dzać. Ania i Ma­rek mie­li dla sie­bie tyl­ko te krótkie chwi­le wie­czo­rem, kie­dy Do­mi­ni­ka już spała. Mi­cha­li­na wy­obrażała so­bie, że Ania zasnęła, przy­tu­lo­na do męża.

Dom po­wo­li bu­dził się do życia. Do Mi­cha­li­ny do­cie­rały strzępy pro­wa­dzo­nej pod­nie­sio­nym głosem roz­mo­wy wnu­czek. Uśmiechnęła się do sie­bie. Były ta­kie same jak Agniesz­ka i Ania. Ska­kały so­bie do oczu z byle po­wo­du, ale jed­na rzu­ciłaby się za drugą w ogień.

Mi­cha­li­na uznała, że przy­szedł czas, aby roz­począć dzień. Wstała po­wo­li z łóżka. Prze­brała się, za­nim zeszła na dół. Nie za­mie­rzała pa­ra­do­wać przy zięciu i córce w piżamie. Za­trzy­mała się przy oknie – za­po­wia­dał się słonecz­ny, ciepły dzień. Z niechęcią pomyślała o po­wro­cie do rze­czy­wi­stości. Lubiła przy­jeżdżać do Go­rzo­wa Wiel­ko­pol­skie­go. Na chwilę za­po­mi­nała tu o swo­ich co­dzien­nych pro­ble­mach. Prze­sia­dy­wała w ogro­dzie i nasłuchi­wała ci­szy, tak rzad­kiej w jej po­wsze­dnim oto­cze­niu. Agniesz­ka z mężem po­bu­do­wa­li się niby jesz­cze w ad­mi­ni­stra­cyj­nych gra­ni­cach mia­sta, ale tak na­prawdę już na wsi. Mi­cha­li­na czer­pała przy­jemność z ob­ser­wo­wa­nia swo­ich do­rosłych córek. Oby­dwie ułożyły so­bie życie. Miały pro­ble­my, w końcu wszy­scy je mają, ale obie były szczęśliwe. A prze­cież o to w życiu cho­dzi.

Weszła do kuch­ni, gdzie Agniesz­ka już przy­go­to­wy­wała śnia­da­nie dla ro­dzi­ny.

– Po­mogę ci – za­pro­po­no­wała Mi­cha­li­na, ale córka po­wstrzy­mała ją ge­stem.

– Usiądź, na­pij się kawy. Ja wszyst­ko zro­bię.

Mi­cha­li­na dość niechętnie spełniła jej prośbę. Była jedną z tych ko­biet, które za­wsze szu­kają so­bie zajęcia. Nie lubiła bez­czyn­ności.

– Słyszałam, że dziew­czyn­ki już wstały.

– Tak, ale jesz­cze nie zeszły. W końcu mają wa­ka­cje. Niech so­bie od­poczną! A ty kie­dy mu­sisz być w pra­cy?

– Za kil­ka dni – od­po­wie­działa wy­mi­jająco Mi­cha­li­na. Nie za­mie­rzała na ra­zie myśleć o pra­cy. Nie na urlo­pie, a tym bar­dziej nie w nie­dzielę.

– Chcesz, żebyśmy dzi­siaj po­je­cha­li na jakąś wy­cieczkę, czy ra­czej wo­lisz zo­stać w domu?

Mi­cha­li­na jed­nak nie zdążyła od­po­wie­dzieć, bo roz­dzwo­nił się jej te­le­fon. Dłuższą chwilę zajęło jej usta­le­nie, gdzie po­siała komórkę, ale udało jej się ją zlo­ka­li­zo­wać, za­nim dzwo­niący zre­zy­gno­wał. Zerknęła na wyświe­tlacz. Ma­rek. Nie zdzi­wiło jej to. Był jej zięciem, mógł więc próbować skon­tak­to­wać się z nią w nie­dziel­ny po­ra­nek. Do­brze ze sobą żyli, znacz­nie le­piej niż Ania z teścia­mi. Ale Mi­cha­li­na była inna niż ro­dzi­ce Mar­ka. Na­wet jeśli uważała, że młodzi małżon­ko­wie coś źle robią, za­cho­wy­wała to dla sie­bie. Cza­sem roz­ma­wiała z Agnieszką na te­mat me­tod wy­cho­waw­czych sto­so­wa­nych przez Anię i Mar­ka. W do­bie in­ter­ne­tu ro­dzi­ciel­stwo znacz­nie różniło się od tego, co znała Mi­cha­li­na. Na­wet Agniesz­ka bywała zdu­mio­na, choć prze­cież między jej młodszą córką a Do­mi­niką było tyl­ko kil­ka lat różnicy. Cóż, świat się zmie­nia, a te zmia­ny za­chodzą znacz­nie szyb­ciej niż jesz­cze kil­kanaście lat temu.

Ode­brała te­le­fon, na­wet nie przy­pusz­czając, że jej życie właśnie zmie­niało kie­ru­nek, cze­go nie prze­wi­dy­wała na­wet w naj­gor­szych kosz­ma­rach.

– Dzwo­niła do cie­bie Ania?

Mi­cha­li­na po­trze­bo­wała kil­ku se­kund, aby zro­zu­mieć, o co właści­wie pyta ją zięć. Nie miała jed­nak pojęcia, dla­cze­go zadał to py­ta­nie. Prze­cież był mężem Ani, miesz­kał z nią. Nie mu­siał dzwo­nić do Mi­cha­li­ny, żeby to usta­lić.

– Dla­cze­go miałaby do mnie dzwo­nić? Zresztą sam ją o to za­py­taj.

Pod­chwy­ciła za­nie­po­ko­jo­ny wzrok Agniesz­ki. Star­sza córka za­trzy­mała się obok i przysłuchi­wała temu, co mówiła mat­ka.

– No właśnie to nie­możliwe.

– Dla­cze­go? – Mi­cha­li­na nic z tego nie ro­zu­miała.

– Bo Ania wyszła wie­czo­rem z domu i do tej pory nie wróciła.

W fil­mie czy książce bo­ha­ter­ka za­pew­ne położyłaby osten­ta­cyj­nie rękę na klat­ce pier­sio­wej i zaczęła krzy­czeć. Ale to było praw­dzi­we życie. Mi­cha­li­na jesz­cze nie wie­działa, co ta in­for­ma­cja dla niej ozna­cza, ale nie prze­wi­działa naj­gor­sze­go. Prawdę mówiąc, nie spo­dzie­wała się tego jesz­cze przez długi czas.

– To zgłoś na po­licję jej za­gi­nięcie! – rzu­ciła do słuchaw­ki i się rozłączyła.

Nie miała cza­su na dys­kusję z Mar­kiem. Mu­siała za­dzwo­nić do córki i za­py­tać, dla­cze­go się tak za­cho­wała. Owszem, Ania cza­sem działała pod wpływem emo­cji, ale prze­cież do tej pory po­win­na była już wrócić. O której ona w ogóle wyszła? Dla­cze­go to zro­biła? Pokłócili się? Mi­cha­li­na pożałowała, że nie za­py­tała o to wszyst­ko Mar­ka, ale te­raz naj­ważniej­sze było to, aby za­dzwo­nić do Ani i prze­ko­nać się, że jest cała i zdro­wa.

Wy­brała nu­mer córki. Oba­wiała się, że ode­zwie się pocz­ta głoso­wa, ale usłyszała prze­ciągły sy­gnał i ode­tchnęła z ulgą. To uczu­cie było jed­nak krótko­tr­wałe, bo po kil­ku­na­stu se­kun­dach włączyła się pocz­ta. Ania mogła pokłócić się z Mar­kiem, ale dla­cze­go nie od­bie­rała te­le­fo­nu od mat­ki?

– Aniu, gdzie ty je­steś? – ode­zwała się drżącym głosem, nie patrząc w oczy upar­cie przy­pa­trującej się jej Agniesz­ce. – Ma­rek do mnie za­dzwo­nił i po­wie­dział, że wyszłaś i nie wróciłaś. Od­dzwoń do mnie, proszę!

Mi­cha­li­na na­cisnęła czer­woną słuchawkę i po­wo­li pod­niosła wzrok.

– Co się stało?

– Dzwo­nił Ma­rek i… – Mi­cha­li­na po­now­nie wy­bie­rała nu­mer młod­szej córki. – Ania wyszła wie­czo­rem z domu i nie wróciła.

– Gdzie ona mogła pójść? – Agniesz­ka na­tych­miast zaczęła działać.

Taka już była. Uważała, że czas na oka­za­nie emo­cji przyj­dzie później. Te­raz należało podjąć ja­kieś kro­ki, aby jak naj­szyb­ciej od­na­leźć Anię. Nie mogło się zresztą stać nic złego. Agniesz­ka po­dob­nie jak Mi­cha­li­na uważała, że jej sio­stra po pro­stu pokłóciła się z Mar­kiem, wyszła gdzieś wzbu­rzo­na i… No właśnie. Ale co z Do­mi­niką? Każdy, kto znał Anię, po­wie­działby, że to nie­możliwe, aby wyszła gdzieś i zo­sta­wiła dziec­ko.

– Nie wiem, na­prawdę nie wiem… – Mi­cha­li­na próbowała połączyć się z Anią, ale bez­sku­tecz­nie.

– Słuchaj, a może jest u ja­kiejś koleżanki z ZUS-u? Ma­rek już jej szu­ka?

– Nie mam pojęcia, wiem tyl­ko tyle, ile ci po­wie­działam! – zde­ner­wo­wała się Mi­cha­li­na.

Agniesz­ka poszła po swoją komórkę, a kie­dy wróciła, także podjęła próbę nawiąza­nia kon­tak­tu z Anią. Te­le­fon był włączo­ny, bo po wy­bra­niu nu­me­ru roz­le­gał się sy­gnał, ale nikt nie od­bie­rał. Dziw­ne. Ania mogła być zła na Mar­ka, ale dla­cze­go nie chciała roz­ma­wiać z matką i siostrą? Agniesz­ka do­sko­na­le zda­wała so­bie sprawę z tego, jak bli­sko mama i Ania są ze sobą. Ona sama była nie­co na ubo­czu, bo już w wie­ku dwu­dzie­stu lat wy­je­chała w Lu­bu­skie i tam za­ko­twi­czyła na stałe. Od­ległość robiła swo­je, a zresztą Agniesz­ka była inna niż sio­stra. Ania, na­wet kie­dy miała osiem­naście lat, wolała sie­dzieć z mamą, za­miast sza­leć z koleżan­ka­mi na im­pre­zach. Mówiła Mi­cha­li­nie ab­so­lut­nie o wszyst­kim. Dzwo­niła do niej na­wet po kil­ka razy dzien­nie, a już zwłasz­cza wte­dy, kie­dy pokłóciła się z Mar­kiem i chciała się wyżalić. Dla­cze­go tym ra­zem się nie ode­zwała?

– Ode mnie też nie od­bie­ra – oznaj­miła zre­zy­gno­wa­nym to­nem.

Po­wo­li do kuch­ni zaczęli się scho­dzić po­zo­sta­li do­mow­ni­cy, ale żadna z nich nie zwróciła na to większej uwa­gi. Na zmianę dzwo­niły do Ani, na­gry­wając się na jej pocztę głosową.

– Co ona wy­pra­wia? Dla­cze­go nie od­bie­ra? – de­ner­wo­wała się Mi­cha­li­na.

Rafał za­stygł w drzwiach, kie­dy tyl­ko wy­czuł napiętą at­mos­ferę pa­nującą w po­miesz­cze­niu. Posłał po­ro­zu­mie­waw­cze spoj­rze­nie żonie, a ona bez­rad­nie rozłożyła ręce. Prze­niósł wzrok na teściową. Mi­cha­li­na cho­wała właśnie twarz w dłoniach po ko­lej­nej bez­sku­tecz­nej próbie połącze­nia z córką.

– Co się stało? – za­ry­zy­ko­wał.

Napięcie udzie­liło się także jemu. Chciał się wy­co­fać, ale naj­pierw mu­siał usta­lić, jaki jest powód zde­ner­wo­wa­nia żony i teścio­wej.

– Ania… – Głos Mi­cha­li­ny się załamał. – Dzwo­nił do mnie Ma­rek. Pytał, czy Ania się do mnie nie od­zy­wała, bo… wyszła wczo­raj z miesz­ka­nia i nie ma z nią kon­tak­tu. Muszę wra­cać do domu!Roz­dział 2

Przed 7 lip­ca 2012

Mi­cha­li­na miała już dość szpi­ta­la. Czuła się do­brze, z córeczką też było wszyst­ko w porządku, mogłaby więc wrócić do domu. Ale co pro­ce­du­ry, to pro­ce­du­ry. Cze­kała cały ty­dzień na ten mo­ment, kie­dy ro­dzi­na znów będzie ra­zem.

Ja­nusz przy­je­chał po nie taksówką. Mi­cha­li­na trochę kręciła no­sem na tę roz­rzut­ność, w końcu z cen­trum na Pogoń nie mie­li da­le­ko. Kie­dy jed­nak wyszła na zewnątrz i po­czuła na własnej skórze przej­mujący chłód, zro­zu­miała, dla­cze­go mąż podjął taką de­cyzję. Do au­to­bu­su też nie chciała się pchać z nowo na­ro­dzo­nym dziec­kiem.

Z uśmie­chem, który od kil­ku dni właści­wie nie scho­dził jej z twa­rzy, przy­pa­try­wała się Ja­nu­szo­wi z dumą trzy­mającemu na rękach córeczkę.

– Bo­gu­sia? – upew­nił się, że żona w cza­sie ty­go­dnio­we­go po­by­tu w szpi­ta­lu nie zmie­niła zda­nia.

– Chy­ba tak, ale po­roz­ma­wia­my o tym, jak będzie­my na miej­scu, do­brze? Chciałabym za­py­tać Agnieszkę o zda­nie. Ale ja się za nią stęskniłam! – wes­tchnęła Mi­cha­li­na. – W domu wszyst­ko w porządku?

– Tak, w porządku. Two­ja mama nie dała nam zginąć. – Ja­nusz się uśmiechnął.

Po kil­ku mi­nu­tach taksówkarz za­trzy­mał się przed ni­skim sza­rym blo­kiem. Ja­nusz zapłacił mężczyźnie umówioną kwotę, wy­siadł z sa­mo­cho­du z dziec­kiem na rękach i pomógł Mi­cha­li­nie, która nie doszła jesz­cze w pełni do sie­bie po po­ro­dzie.

Kie­dy tyl­ko prze­kro­czy­li próg miesz­ka­nia, od razu zna­lazła się przy nich Agniesz­ka.

– Czy mogę ją po­trzy­mać? Ma­mu­siu, czy będę mogła ci pomóc przy prze­bie­ra­niu?

Mi­cha­li­na z czułością położyła dłoń na ra­mie­niu star­szej córki. Miała wrażenie, że od dnia, kie­dy wi­działa Agnieszkę przez szpi­tal­ne okno, ta urosła jesz­cze o kil­ka cen­ty­metrów.

– Tak, będziesz mogła ją po­trzy­mać, ale pozwól nam się zor­ga­ni­zo­wać. Ja­nusz, za­nieś małą do na­sze­go po­ko­ju – za­ko­men­de­ro­wała. – Muszę zdjąć płaszcz.

Ja­nusz, który sam nie zdążył się ro­ze­brać, bez słowa wy­ko­nał po­le­ce­nie żony. Z po­mocą po­spie­szyła mu teścio­wa, która za­go­niła Agnieszkę do jej po­ko­ju.

– Daj ją, zajmę się nią przez chwilę, a wy się prze­bierz­cie.

Ma­lut­ka za­czy­nała co­raz głośniej ma­ru­dzić. Mi­cha­li­na spie­szyła się, aby zdążyć, za­nim córecz­ka rozpłacze się na do­bre. Po­wie­siła płaszcz na wie­sza­ku i szyb­ko prze­mknęła do po­ko­ju, gdzie miała przy­go­to­wa­ny pre­zent dla Agniesz­ki. Wyjęła z szu­fla­dy nie­wielką to­re­beczkę na rze­my­ku, o ja­kiej ma­rzyła star­sza córka, i ge­stem dała mat­ce znać, aby poszła za nią. W dro­dze do dzie­cięcego po­ko­ju przejęła córeczkę.

Agniesz­ka sie­działa na swo­im łóżku, bawiąc się brze­giem spódnicz­ki. Mi­cha­li­na do­strzegła na jej twa­rzy ru­mieńce. Kie­dy tyl­ko or­szak złożony z mat­ki, bab­ki i ma­lut­kiej sio­strzycz­ki za­trzy­mał się w po­ko­ju, Agniesz­ka po­de­rwała się jak opa­rzo­na.

– Two­ja sio­stra ma coś dla cie­bie – ode­zwała się ta­jem­ni­czym głosem Mi­cha­li­na.

Nie bez tru­du przy­kucnęła, tak aby jej wzrok zna­lazł się na li­nii spoj­rze­nia Agniesz­ki. Cały czas przy­ci­skała do sie­bie za­wi­niątko. No­wo­ro­dek uspo­koił się, czując zna­jo­my za­pach mamy, ale Mi­cha­li­na wie­działa, że idyl­la nie po­trwa długo, bo zbliżała się pora kar­mie­nia.

Agniesz­ka z za­chwy­tem wpa­try­wała się w twarz młod­szej sio­stry. Była za­fa­scy­no­wa­na tą ma­lutką istotą, która po­ja­wiła się w domu. Wy­obrażała so­bie, że będzie mogła się z nią bawić jak z lalką, choć bab­cia przez kil­ka ostat­nich dni tłuma­czyła jej, że przez pierw­sze mie­siące o żad­nej za­ba­wie ra­czej nie może być mowy.

Mi­cha­li­na podała Agniesz­ce to­rebkę. Córka uważnie ją obej­rzała, ale na­wet wy­ma­rzo­ny pre­zent nie mógł prze­bić po­ja­wie­nia się w domu młod­szej sio­stry.

– Po­do­ba ci się? – za­py­tała Mi­cha­li­na, na co Agniesz­ka skinęła głową, choć nie była pew­na, czy mama pyta o siostrę, czy o to­rebkę.

– Mogę już ją wziąć na ręce?

Mi­cha­li­na się roześmiała.

– Za­raz. Naj­pierw chciałabym cię o coś za­py­tać. Jak chciałabyś, żeby sio­strzycz­ka miała na imię?

Agniesz­ka spoj­rzała na matkę swo­imi wiel­ki­mi ocza­mi i bez za­sta­no­wie­nia od­po­wie­działa:

– Ania.Roz­dział 3

Po 7 lip­ca 2012

Mi­cha­li­na wra­cała PKS-em z Go­rzo­wa do So­snow­ca. W głowie miała mętlik. Ana­li­zo­wała wszyst­ko, co po­wie­dział jej Ma­rek. Ania wyszła po kłótni około dwu­dzie­stej dru­giej trzy­dzieści, nie za­brała klu­czy, wzięła te­le­fon, zapo­wie­działa, że wróci po Do­mi­nikę. Co tam się mogło stać? Mi­cha­li­na znała swoją córkę. Ania bywała im­pul­syw­na, ale minęło już tyle cza­su! Wyszła z domu w so­botę wie­czo­rem, tym­cza­sem był już po­nie­działek. Co się z nią działo przez ten czas? Mi­cha­li­na do tej pory była prze­ko­na­na, że w ra­zie po­trze­by to u niej córka będzie szu­kać po­mo­cy. Zresztą roz­ma­wiały kie­dyś o tym. Ania po­dej­rze­wała Mar­ka o ro­mans, jej małżeństwo prze­cho­dziło kry­zys. Wie­działa, że może z Do­mi­niką za­trzy­mać się u Mi­cha­li­ny. Dla­cze­go więc do niej nie za­dzwo­niła i – co naj­ważniej­sze – dla­cze­go nie za­brała dziec­ka? To do niej nie­po­dob­ne!

Wy­obraźnia pod­su­wała Mi­cha­li­nie różne sce­na­riu­sze. W tych naj­bar­dziej opty­mi­stycz­nych Ania za­trzy­mała się u ja­kiejś koleżanki, dając Mar­ko­wi czas na prze­myśle­nie swo­je­go za­cho­wa­nia. Ale dla­cze­go, do cho­le­ry, nie skon­tak­to­wała się z nią, swoją matką? Prze­cież to jej za­wsze żaliła się na męża! Były też te pe­sy­mi­stycz­ne myśli, których Mi­cha­li­na nie chciała roztrząsać. Bała się ich. Prze­cież tuż obok osie­dla, na którym miesz­kają Ania i Ma­rek, mieści się noc­ny klub Ken­zo! A co, jeśli Ania wyszła wzbu­rzo­na z domu i zo­stała przez kogoś za­cze­pio­na?

Wyjęła z to­reb­ki te­le­fon i po­now­nie wy­brała nu­mer córki. Nic z tego. Ze łzami w oczach wy­stu­kała wia­do­mość: „Córuś, mar­twię się o Cie­bie. Ode­zwij się, błagam! Ko­cham Cię, mama”. Oparła głowę o szybę. Au­to­kar mknął nie­daw­no od­daną do użytku drogą eks­pre­sową S3. Mi­cha­li­na nie zwra­cała naj­mniej­szej uwa­gi na kra­jo­braz za oknem. Pa­trzyła, ale nie wi­działa, przytłoczo­na nie­po­ko­jem. Spoj­rzała na ze­ga­rek – ósma dwa­dzieścia. Ma­rek po­wi­nien być już w pra­cy. Wpraw­dzie w gra­fi­ku miał wpi­saną służbę popołudniową, ale za­dzwo­nił do ko­le­gi, wyjaśnił, jaka jest sy­tu­acja, i się za­mie­nił. Mi­cha­li­na ze smut­kiem pokręciła głową. Szcze­rze mu współczuła. Zo­stał sam z dziec­kiem. Będzie mu­siała mu pomóc, dopóki Ania nie wróci. Bo wróci. Mi­cha­li­na ucze­piła się tej myśli.

Wy­szu­kała w hi­sto­rii połączeń nu­mer Mar­ka. Od po­przed­nie­go dnia roz­ma­wia­li ze sobą kil­ka­naście razy, choć Mi­cha­li­na miała wrażenie, że wszyst­kie in­for­ma­cje musi wyciągać od nie­go siłą. Nie ro­zu­miała, dla­cze­go po­sta­no­wił cze­kać ze zgłosze­niem za­gi­nięcia Ani. Niby był po­li­cjan­tem, znał wszyst­kie pro­ce­du­ry, ale… No właśnie, był po­li­cjan­tem! Mógłby wy­ko­rzy­stać swo­je kon­tak­ty służbowe. Po­li­cyj­na od­zna­ka wie­le ułatwia.

Ma­rek ode­brał po trze­cim sy­gna­le.

– Tak?

– Spraw­dzałeś, czy Ania nie zgłosiła się na za­bieg usu­nięcia mig­dałków?

– Spraw­dzałem. Nie zgłosiła się.

Mi­cha­li­na głośno wypuściła po­wie­trze z płuc. Jesz­cze przed chwilą łudziła się, że to słuszny trop. Ania cier­piała z po­wo­du na­wra­cających an­gin. Było to dla niej bar­dzo uciążliwe, dla­te­go po­pro­siła o przy­spie­sze­nie ter­mi­nu za­bie­gu. A te­raz się na nie­go nie sta­wiła. Co się z nią działo?

– Ja już jadę, będę w So­snow­cu po południu, od razu do cie­bie przy­jadę – po­wie­działa Mi­cha­li­na.

– Do­brze. Je­stem w pra­cy do piętna­stej trzy­dzieści. Od­biorę Do­mi­nikę ze żłobka i będę w domu.

– Zgłosiłeś już jej za­gi­nięcie?

– Za­raz po­roz­ma­wiam z moim na­czel­ni­kiem.

– Czy­li nie zgłosiłeś. Jezu, Ma­rek, na co ty cze­kasz? – zde­ner­wo­wała się ko­bie­ta. – A jeśli dzie­je jej się jakaś krzyw­da? Ona może po­trze­bo­wać na­szej po­mo­cy! Tu­taj nie ma na co cze­kać! – powtórzyła swo­je ar­gu­men­ty z po­przed­nie­go dnia.

Naj­bar­dziej prze­rażała ją bez­czyn­ność. Jej córka za­ginęła. Całkiem możliwe, że jest gdzieś prze­trzy­my­wa­na albo uległa wy­pad­ko­wi i stra­ciła pamięć. Wie­czo­rem Mi­cha­li­na długo roz­ma­wiała na ten te­mat z Agnieszką. Za­sta­na­wiały się, co się właści­wie mogło stać.

– A może ona je­dzie tu, do mnie? – za­su­ge­ro­wała Agniesz­ka.

To był je­den z po­wodów, dla których po­sta­no­wiła zo­stać w Go­rzo­wie. Dru­gim była pra­ca. Wia­do­mo, se­zon wa­ka­cyj­ny. Agniesz­ka zastępowała mnóstwo osób i nie mogła z dnia na dzień po­rzu­cić wszyst­kich swo­ich obo­wiązków. Co do jed­ne­go oby­dwie z matką były zgod­ne – Ania ich po­trze­bo­wała. One jed­nak nie wie­działy, gdzie jest i jak mogą jej tę po­moc za­pew­nić.

Mi­cha­li­na usłyszała w słuchaw­ce dziw­ny odgłos, coś jak­by trzaśnięcie drzwia­mi.

– Mówiłem już, że od za­gi­nięcia musi upłynąć czter­dzieści osiem go­dzin. Zresztą Ania wyszła z domu do­bro­wol­nie i po­wie­działa, że wróci po dziec­ko. Zo­baczę, co da się zro­bić – rzu­cił Ma­rek, po czym wyjaśnił, że musi już kończyć i ode­zwie się później.

Mi­cha­li­na robiła wszyst­ko, żeby się nie roz­kleić. Agniesz­ka miała rację: te­raz trze­ba działać, po­ru­szyć nie­bo i zie­mię, żeby od­na­leźć Anię. Wszyst­ko inne scho­dziło na dal­szy plan.

Jesz­cze raz wy­brała nu­mer młod­szej córki. Za każdym ra­zem, kie­dy próbowała się z nią skon­tak­to­wać, miała na­dzieję, że tym ra­zem usłyszy w słuchaw­ce jej głos i ten cały kosz­mar się skończy. Nic z tego. Zre­zy­gno­wa­na scho­wała te­le­fon do to­reb­ki. Kręciła się ner­wo­wo na swo­im fo­te­lu. Wbiła wzrok w kark kie­row­cy, próbując w myślach prze­ka­zać mu wia­do­mość, żeby się po­spie­szył. Chciała być już na miej­scu. To­wa­rzy­szyła jej ir­ra­cjo­nal­na myśl, że kie­dy tyl­ko do­sta­nie się do miesz­ka­nia Ani, ona na­gle się od­naj­dzie. Wej­dzie do domu chwilę po mat­ce i za­py­ta, co ona tam robi.

Po­czuła de­li­kat­ne szarp­nięcie. Kie­row­ca dodał gazu.

* * *

Agniesz­ka wpadła do pra­cy jak bu­rza. Była spóźnio­na, ale uprze­dziła przełożonych, że musi od­wieźć matkę na dwo­rzec, bo jej sio­stra za­ginęła. Za­ginęła. Do­tych­czas Agniesz­ka znała ta­kie hi­sto­rie tyl­ko z se­ria­li i po­wieści kry­mi­nal­nych. Nie spo­dzie­wała się, że w jej zwy­czaj­nym prze­cież życiu nastąpi taki zwrot ak­cji. Odkąd Mi­cha­li­na ode­brała te­le­fon od Mar­ka, Agniesz­ka czuła, że ma ściśnięty żołądek. Źle spała w nocy. Przez cały czas za­da­wała so­bie to samo py­ta­nie: „Aniu, gdzie je­steś?”.

Jesz­cze dwa dni temu było całkiem nor­mal­nie. Agniesz­ka słyszała, jak mama roz­ma­wiała z Anią. Usta­lały szczegóły opie­ki nad Do­mi­niką. Mi­cha­li­na miała wrócić do So­snow­ca w ciągu kil­ku dni, aby pomóc młod­szej córce, kie­dy ta będzie po za­bie­gu. Wpraw­dzie Ania z Mar­kiem po ślu­bie za­miesz­ka­li w Cze­la­dzi, ale na Pogoń mie­li kil­ka mi­nut sa­mo­cho­dem. Mi­cha­li­na często im po­ma­gała w co­dzien­nych obo­wiązkach i taki też był plan na nad­chodzące dni. Ania opo­wia­dała też mat­ce, jak spędziła so­botę. Ma­rek był w pra­cy, wrócił do domu chwilę przed szes­nastą. Ania bawiła się z Do­mi­niką na ta­ra­sie. Dzień był upal­ny, więc rozłożyła córce ba­se­nik. Śmiała się na­wet, że wrzu­ciły Mar­ka do wody. Po­tem po­je­chały na Pogoń do fry­zje­ra, oby­dwie. Ma­rek cze­kał na nie na zewnątrz. Kie­dy Mi­cha­li­na roz­ma­wiała z Anią, Do­mi­nika była przy­go­to­wy­wa­na do kąpie­li. Ania za­wsze dbała o co­dzien­ne ry­tuały związane z my­ciem i za­sy­pia­niem.

Agniesz­ka pytała matkę, czy w cza­sie roz­mo­wy Ania nie była smut­na, ale nie. Spra­wiała wrażenie szczęśli­wej. Dla­cze­go więc na­gle po­rzu­ciła męża i dziec­ko? Agniesz­ka znała swoją siostrę na tyle, by wie­dzieć, że ta­kie za­cho­wa­nie jest do niej nie­po­dob­ne. Nie­pokój na­ra­stał. Coś mu­siało się stać. Ale co?

Nie miała w zwy­cza­ju opo­wia­dać o swo­ich oso­bi­stych pro­ble­mach – wolała, żeby właśnie po­zo­stały oso­bi­ste – tym ra­zem jed­nak za­mie­rzała po­pro­sić o po­moc. Mu­siała zna­leźć siostrę. W myślach przy­go­to­wy­wała już plan na naj­bliższe go­dzi­ny. Nie zdołała po­je­chać z matką do So­snow­ca, ale z od­ległości czte­ry­stu sie­dem­dzie­sięciu ki­lo­metrów też prze­cież mogła działać.

– Słuchaj­cie – zwróciła się do swo­ich współpra­cow­ników. – Moja sio­stra za­ginęła. Wyszła w so­botę wie­czo­rem z domu i do tej pory nie nawiązała kon­tak­tu z ni­kim z ro­dzi­ny. Wszy­scy: ja, moi ro­dzi­ce, mąż Ani, sza­le­je­my z nie­po­ko­ju.

Na twa­rzach ko­legów i koleżanek zo­ba­czyła to co rano w lu­strze – nie­do­wie­rza­nie. Ale też ogromną chęć po­mo­cy.

– Co możemy zro­bić?

– Te­le­fon Ani jest włączo­ny – za­wa­hała się Agniesz­ka – ale nie od­bie­ra od ni­ko­go z ro­dzi­ny. Nie wiem, może jest na nas o coś zła? Tak so­bie pomyślałam, że z ob­ce­go nu­me­ru od­bie­rze…

– Po­daj nu­mer – za­re­ago­wała na­tych­miast jej koleżanka Edy­ta.

Chwilę później wszy­scy współpra­cow­ni­cy Agniesz­ki na zmianę dzwo­ni­li do Ani. Bez­sku­tecz­nie. Agniesz­ka wsunęła dłonie we włosy i moc­no pociągnęła. Uchwy­ciła się ir­ra­cjo­nal­nej na­dziei, że jej sio­stra z ja­kie­goś po­wo­du nie chce mieć kon­tak­tu z ro­dziną. Ale dla­cze­go nie od­bie­rała też te­le­fonów od in­nych?

Trze­ba działać. Ist­nieją prze­cież fun­da­cje zaj­mujące się po­szu­ki­wa­niem osób za­gi­nio­nych. Agniesz­ka do­padła do swo­je­go kom­pu­te­ra i szyb­ko wpi­sała hasło w wy­szu­ki­warkę. Ita­ka, zga­dza się. Słyszała o tej fun­da­cji. Wahała się tyl­ko przez chwilę. Wy­brała nu­mer po­da­ny na stro­nie in­ter­ne­to­wej. Cze­kając na połącze­nie, oparła głowę o zagłówek fo­te­la. Daw­no temu za­po­mniała, co to ból głowy, te­raz jed­nak do­ku­czała jej pa­skud­na mi­gre­na.

„Aniu, ko­cha­na, co się z tobą dzie­je?”.

Przed ocza­mi prze­wi­jały jej się po­je­dyn­cze ob­ra­zy. Próbowała z tych po­szczególnych ele­mentów wyłowić coś, cze­go mogłaby się uchwy­cić. Mu­siała od­dzie­lić prawdę od fałszu. U kogo Ania mogłaby szu­kać po­mo­cy? Do­tych­czas wy­da­wało jej się, że mat­ka była pierw­sza na tej krótkiej liście. Ania nie miała wie­lu przy­ja­ciół i zna­jo­mych, nie pro­wa­dziła buj­ne­go życia to­wa­rzy­skie­go. Je­dy­ne koleżanki, z którymi utrzy­my­wała kon­takt, to te z pra­cy. Cza­sem z Mar­kiem spo­ty­ka­li się z ja­kimś małżeństwem, ale Agniesz­ka nie­wie­le o nich wie­działa. Od­no­to­wała w pamięci, że będzie mu­siała o to za­py­tać Mar­ka.

– Pau­li­na Leśnie­wska, Fun­da­cja Ita­ka, w czym mogę pomóc?

– Moja sio­stra za­ginęła – po­wie­działa bez żad­ne­go wstępu Agniesz­ka i po­czuła bo­le­sny skurcz w żołądku.

Całe jej ciało bun­to­wało się prze­ciw­ko tym słowom. Język nie chciał się od­po­wied­nio układać, stru­ny głoso­we od­ma­wiały posłuszeństwa, a spierzch­nięte war­gi jak gdy­by przy­warły do sie­bie.

– Ro­zu­miem. – W głosie pra­cow­ni­cy fun­da­cji po­ja­wiła się nuta współczu­cia, ale Agniesz­ka miała ochotę od­po­wie­dzieć, że nie, tak na­prawdę nic nie ro­zu­mie.

Na końcu języka miała py­ta­nie, czy kie­dyś za­ginęła jej sio­stra. Jej młod­sza sio­stra, za którą od dziec­ka czuła się od­po­wie­dzial­na. Sio­stra, dla której była wzo­rem i która we wszyst­kim, co robiła, sta­rała się być taka jak ona. Jeśli nie, to nie mogła mówić o żad­nym zro­zu­mie­niu.

Po raz ko­lej­ny powtórzyła to, cze­go z matką do­wie­działy się od Mar­ka: Ania wyszła z domu wzbu­rzo­na po kłótni, za­brała tyl­ko kil­ka naj­po­trzeb­niej­szych rze­czy, nie od­bie­ra te­le­fo­nu, z ni­kim się nie kon­tak­to­wała. Agniesz­ka do­sko­na­le zda­wała so­bie sprawę, jak to wszyst­ko brzmi: wy­rod­na mat­ka, zła żona, zo­sta­wiła męża i dziec­ko. Ale Ania taka nie była! Czy ktoś inny poza ro­dziną do­strzeże w końcu, że taki sce­na­riusz jest nie­możliwy? Nie-moż-li-wy!

– Oczy­wiście jako fun­da­cja za­pew­ni­my państwu niezbędną po­moc, ale nie mogę podjąć żad­nych czyn­ności, jeśli nie zgłosi­li państwo za­gi­nięcia na po­licję.

– Szwa­gier miał to zro­bić… – Agniesz­ka ze zde­ner­wo­wa­nia boleśnie przy­gryzła wargę. – Ro­zu­miem, że po­trze­bu­je pani ja­kichś do­ku­mentów z po­li­cji?

– Tak. Szwa­gier na pew­no do­stał po­twier­dze­nie zgłosze­nia za­gi­nięcia. Jeśli go pani o to za­py­ta, będzie wie­dział, o co cho­dzi.

– Do­brze, za­dzwo­nię później. – Agniesz­ka rozłączyła się bez pożegna­nia i na­tych­miast wy­brała nu­mer Mar­ka.

Za­nim ode­brał te­le­fon, do Agniesz­ki po­deszła koleżanka, spoj­rzała wy­mow­nie na trzy­maną w ręku komórkę i wy­ko­nała bez­rad­ny gest.

– Słucham – ode­zwał się Ma­rek.

Agniesz­ka za­sta­na­wiała się, jak to możliwe, że szwa­gier za­wsze mówi ta­kim sa­mym to­nem. Nie pod­no­si, ale też nie obniża głosu. Wszyst­kie emo­cje miał pod kon­trolą, co wy­da­wało jej się nie­pojęte, zwłasz­cza w ta­kiej chwi­li.

– Zgłosiłeś już za­gi­nięcie Ani? Po­trze­buję po­twier­dze­nia z po­li­cji.

– A po co ci?

– Dzwo­niłam do fun­da­cji zaj­mującej się po­szu­ki­wa­niem za­gi­nio­nych osób.

– Myślisz, że to coś da? Ania do­bro­wol­nie wyszła z domu.

– Co ty w ogóle mówisz? – zde­ner­wo­wała się Agniesz­ka. – Zgłosiłeś to za­gi­nięcie?

– Zgłosiłem. Mogę ci przesłać ma­ilem po­twier­dze­nie. Pa­su­je?

– Pa­su­je. – Agniesz­ka już miała zakończyć roz­mowę, kie­dy na­gle przyszła jej do głowy pew­na myśl. – Ma­rek?

– Tak?

Za­wa­hała się. Co miała po­wie­dzieć? O co za­py­tać? „Czy to praw­da, że miałeś ro­mans?”. Nie. Taka roz­mo­wa ni­cze­mu nie służyła, a mogłaby tyl­ko bar­dziej skom­pli­ko­wać już i tak trudną sy­tu­ację. Zresztą Ania prze­cież mówiła, że wszyst­ko jest już w porządku, że się po­go­dzi­li i będą się sta­rać o dru­gie dziec­ko.

– Nie, nic, nie­ważne. Cze­kam na to po­twier­dze­nie.Roz­dział 4

Przed 7 lip­ca 2012

Mi­cha­li­na do­sko­na­le od­naj­dy­wała się w podwójnym ma­cie­rzyństwie. Z Agnieszką było in­a­czej. Pierw­sze dziec­ko to po­li­gon doświad­czal­ny, ko­bie­ta niby próbuje słuchać swo­je­go in­stynk­tu, ale ten często ją oszu­ku­je. Ze­wsząd płyną do­bre rady – co robić, a cze­go nie – szko­da tyl­ko, że wza­jem­nie się wy­klu­czają. Z dru­gim dziec­kiem jest już łatwiej. Mi­cha­li­na czer­pała większą przy­jem­ność z sa­me­go by­cia z córeczką. Nie za­sta­na­wiała się nad tym, co robi źle. Kie­dy uro­dziła się Agniesz­ka, próbowała być matką ide­alną. Nie po­zwa­lała so­bie na błędy, co kończyło się fru­stracją. Tym­cza­sem przy Ani ogarnął ją dziw­ny spokój, choć cza­sy były niełatwe. Niby obo­wiązywały przy­działy na dzie­cięce ciusz­ki, ale wiecz­nie bra­ko­wało cze­goś w skle­pach, dziew­czyn­ki więc do­na­szały ubra­nia po dzie­ciach koleżanek. Ro­dzi­na żyła skrom­nie, ale szczęśli­wie.

Mi­cha­li­na z nie­do­wie­rza­niem ob­ser­wo­wała, jak jej córki rosną. Miała wrażenie, że le­d­wie wczo­raj Ania przyszła na świat, a już szy­ko­wała się do przed­szko­la. Chętnie zo­stałaby z dziec­kiem w domu, jak wte­dy, gdy Agniesz­ka była mała, ale trze­ba było pra­co­wać, zwłasz­cza że po­ja­wiła się ko­lej­na bu­zia do wy­kar­mie­nia. Mi­cha­li­na mogła wpraw­dzie li­czyć na po­moc mat­ki, jed­nak ta z roku na rok sta­wała się co­raz słab­sza. Nie było więc rady, Ania mu­siała iść do przed­szko­la. Mi­cha­li­na bar­dzo to przeżyła. Do­brze cho­ciaż, że po po­ro­dzie udało jej się prze­nieść do działu ra­chu­by, który mieścił się w So­snow­cu przy Par­ty­zantów. Za­wsze to bliżej niż Dąbro­wa Górni­cza. Będzie miała więcej cza­su dla dzie­ci.

Pra­so­wała ubra­nia dla córek – Ani do przed­szko­la, Agniesz­ki do szkoły – i przysłuchi­wała się roz­mo­wie sióstr. O coś się kłóciły, praw­do­po­dob­nie star­sza chciała wyjść na podwórko, a młod­sza za­mie­rzała do niej dołączyć.

– Je­steś za mała, a ja nie będę cię pil­no­wać! – zde­ner­wo­wała się Agniesz­ka. – Zo­sta­jesz w domu!

Mi­cha­li­na wy­mow­nie wes­tchnęła. Nie o tym ma­rzyła, kie­dy myślała o dru­gim dziec­ku. Już na­wet zaczęła się mar­twić, że z jej dziew­czyn­ka­mi jest coś nie tak, ale zna­jo­ma ją uspo­koiła, za­pew­niając, że u niej w domu wygląda to tak samo. Mi­cha­li­na była je­dy­naczką, skąd więc miała wie­dzieć, że ro­dzeństwo nie­ustan­nie drze ze sobą koty?

Ania była o wie­le bar­dziej kru­cha od Agniesz­ki. I wpa­trzo­na w starszą siostrę jak w ob­raz. Po­trze­bo­wała wspar­cia, trze­ba jej było do­da­wać pew­ności sie­bie. Agniesz­ka, która tę cechę otrzy­mała z au­to­ma­tu, nie ro­zu­miała, dla­cze­go sio­stra nie może podążać własny­mi ścieżkami. Mi­cha­li­na tłuma­czyła, że wy­ni­ka to z różnicy wie­ku, że star­sze ro­dzeństwo im­po­nu­je młod­sze­mu i Agniesz­ka po­win­na się z tego cie­szyć, ale nic z tego; star­sza córka chciała mieć prze­strzeń dla sie­bie. Było to na­tu­ral­ne, w końcu niedługo miała skończyć dzie­więć lat, ale po­win­na też zro­zu­mieć, że sio­stra jest młod­sza i ma inne po­trze­by. Ech, i tak źle, i tak nie­do­brze. Mi­cha­li­na machnęła tyl­ko ręką i sku­piła się na pra­so­wa­niu, ale kie­dy w dzie­cięcym po­ko­ju roz­legły się pi­ski, po­sta­no­wiła in­ter­we­nio­wać.

– I o co się kłóci­cie? Żadna z was nie pójdzie już na dwór, bo za­raz zro­bi się ciem­no! Ju­tro mu­si­my wcześnie wstać, bo Ania idzie do przed­szko­la, a Agniesz­ka do szkoły. Ko­niec wa­ka­cji!

Ania była zalęknio­na. Wpraw­dzie Mi­cha­li­na próbowała przed­sta­wić jej przed­szko­le w sa­mych su­per­la­ty­wach, ale dla dziew­czyn­ki de­cy­dujące było to, że zo­sta­nie tam ab­so­lut­nie sama. Bez mamy, bez taty, bez sio­stry, bez bab­ci. Naj­bez­piecz­niej czuła się w oto­cze­niu bli­skich jej osób. Gdy­by cho­ciaż Agniesz­ka mogła z nią pójść do tego przed­szko­la, byłoby jej raźniej…

– Ko­cha­nie, Agniesz­ka cho­dzi już do szkoły – po­wie­działa spo­koj­nym głosem Mi­cha­li­na, kie­dy córki kładły się już do łóżka.

– Całe szczęście! Jesz­cze bym mu­siała cię niańczyć – prychnęła star­sza z sióstr, na co Mi­cha­li­na wy­mow­nie przewróciła ocza­mi.

Życzyła dziew­czyn­kom do­brej nocy i wyszła z po­ko­ju. Kie­dy jed­nak wróciła po półgo­dzi­nie, aby spraw­dzić, czy śpią, zo­ba­czyła Anię i Agnieszkę w cia­snych objęciach. Po­czuła łzy napływające do oczu. Mogły się kłócić, mogły się nie zga­dzać, ale to nie zmie­niało isto­ty rze­czy: nade wszyst­ko się ko­chały.

* * *

Poszło go­rzej, niż się spo­dzie­wała. Do końca wie­rzyła w to, że uda jej się po­wstrzy­mać emo­cje i być wspar­ciem dla Ani w tym trud­nym dniu, jed­nym z ważniej­szych w jej trzy­let­nim życiu. Kie­dy jed­nak córka stanęła zapłaka­na w oknie, Mi­cha­li­na nie po­tra­fiła dłużej uda­wać. Tama puściła. Ania płakała z jed­nej stro­ny szy­by, ona z dru­giej. Najchętniej za­brałaby dziec­ko z przed­szko­la, wróciła do domu i… Nie, to nie­do­rzecz­ne. Nie ona pierw­sza i nie ostat­nia. Trze­ba odciąć pępo­winę. Prze­ko­ny­wała samą sie­bie, że przed­szko­le jest świet­nym miej­scem i pomoże Ani w pra­widłowym roz­wo­ju, ale i tak miała ze­psu­ty dzień. W pra­cy nie po­tra­fiła się sku­pić. Wpraw­dzie swo­je już zro­biła – wy­li­czyła wy­na­gro­dze­nia za sier­pień, uwzględniając cho­ro­bo­we, urlo­py i inne nie­obec­ności, wpi­sała należne kwo­ty na li­sty i do kar­to­te­ki – miała więc nie­co luźniej­szy dzień, zwłasz­cza że wszy­scy od rana sta­li w ko­lej­ce po wypłatę. Ale to nie zna­czyło, że może nic nie robić. Ktoś już do­star­czał ko­lej­ne do­ku­men­ty, ko­lej­ne zwol­nie­nia i zaświad­cze­nia, i Mi­cha­li­na mu­siała so­bie or­ga­ni­zo­wać pracę na bieżąco. Przy uli­cy Wy­so­kiej w So­snow­cu bu­do­wa­no właśnie ogrom­ne wieżowce – wiel­ka in­we­sty­cja, set­ki pra­cow­ników i wszyst­ko to na jej głowie. Wciąż jed­nak za­sta­na­wiała się, jak ra­dzi so­bie Ania. Czy już prze­stała płakać? Czy na­uczy­ciel­ki zajęły ją za­bawą?

Kie­dy o piętna­stej skończyła pracę, po­biegła do przed­szko­la ile sił w no­gach. Spo­dzie­wała się ode­brać córkę zapłakaną, tym­cza­sem Ania spra­wiała wrażenie za­do­wo­lo­nej. W dro­dze do domu pod­ska­ki­wała, opo­wia­dając o koleżan­kach, za­baw­kach i na­uczy­ciel­ce, która naj­wy­raźniej za­skar­biła so­bie jej sym­pa­tię. W miesz­ka­niu cze­kała już na nie Agniesz­ka. Roz­poczęcie roku szkol­ne­go trwało le­d­wie pół go­dzi­ny i star­sza z dziew­czy­nek zdążyła się so­lid­nie wy­nu­dzić. Chciała iść na dwór i za­grać z koleżan­ka­mi w gumę, ale za­no­siło się na deszcz i bab­cia nie po­zwo­liła jej wyjść z domu.

Ania na­tych­miast rzu­ciła się w ra­mio­na star­szej sio­stry. Agniesz­ka, początko­wo odro­binę na­bur­mu­szo­na, szyb­ko dała się udo­bru­chać.

– No i jak, ma­lu­chu? – za­py­tała z troską.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: