Moimi słowami - ebook
Moimi słowami - ebook
Światowy bestseller autorstwa najsłynniejszej sędzi USA, ikony walki o prawa człowieka, Ruth Bader Ginsburg oraz Mary Hartnett i Wendy W. Williams. Moimi słowami to kolekcja esejów, wywiadów i cytatów Ginsburg, w których poruszane są kwestie równości płci, funkcjonowania systemu prawnego, ale także uniwersalne wartości składające się na szeroko rozumiane człowieczeństwo. Książka pozwala lepiej zrozumieć fenomen Ruth, która jeszcze za życia stała się nie tylko symbolem walki o równość i sprawiedliwość społeczną, ale także prawdziwą ikoną popkultury. Dowcipne, wciągające, a czasem poważne Moimi słowami to fascynujący obraz jednej z najbardziej wpływowych kobiet Ameryki i pozycja obowiązkowa dla osób, które chcą wiedzieć o niej więcej.
„Moimi słowami” to nie tylko biografia sędzi Ruth Bader Ginsburg, która wbrew systemowej dyskryminacji, sięgnęła po wszystko, czego odmawiało jej społeczeństwo. To też fascynujący fresk o tym jak w Stanach Zjednoczonych wykuwała się równość dla wszystkich obywateli i obywatelek. – Bart Staszewski
Ruth Bader Ginsburg ciężko walczyła o uznanie jej inteligencji, talentu i pracowitości. Angażowała się w Radzie ds. Kobiet Amerykańskiego Stowarzyszenia Wydziałów Prawa w walkę na rzecz równouprawnienia kobiet i ich dostępu do przyzwoitego traktowania. Nie chodziło o czysto formalne „podciągnięcie” kobiet do tego, co prawo przyznaje mężczyznom. Ginsburg domagała się zmiany standardu traktowania obu płci tak, aby miarą nie była wyłącznie męska perspektywa. Oponowała więc przeciw „romantycznemu paternalizmowi” przy dyskryminacji kobiet, nakazującego pobłażliwie traktować „ochronne” wykluczenie kobiet „dla ich dobra”. Takie ujęcie było nowością w USA. Podobny paternalizm bywa tolerowany w Polsce. – prof. Ewa Łętowska
Kategoria: | Esej |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-961074-2-8 |
Rozmiar pliku: | 4,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Zmęczyłaś się, biegaczko? – zapytał.
Oni wszyscy nazywają mnie biegaczką.
Uwolniłyśmy się od towarzystwa. Zdążyłyśmy się już upić i wytrzeźwieć, a po opróżnieniu beczki z piwem, po wysprzątaniu domu jej rodziców, po odholowaniu ludzi do samochodów wyniosłyśmy śmieci do kontenera przy plaży i wbiegłyśmy boso na piasek. W spokojnym morzu odbija się księżyc; gdy fale się wznoszą, woda rysuje się wyraźnie, metalicznie, a gdy opadają, pogrąża się w granatach i czerniach.
Każda z nas przyniosła po worku pustych puszek i butelek, plastikowych kubków oraz resztek trochę zbyt mocno wypieczonego tortu z proszku oraz sałatki makaronowej z oliwą, czosnkiem, serem i siekanymi pomidorami. Czuć od nas piwem i potem.
Pod nieobecność jej mamy i siostry, które postanowiły towarzyszyć tacie w delegacji, zorganizowałyśmy Sashy spóźnioną o tydzień imprezę urodzinową. Nikt poza nami nie wiedział, jaka to okazja, i nim przyszli nasi starsi znajomi z większej szkoły mieszczącej się kilka kilometrów dalej, przygotowałyśmy talerze, serwetki, noże i widelce, i udawałyśmy, że takie jesteśmy dorosłe. Rozlałyśmy wino do kieliszków, odstawiłyśmy się jak trzeba, a potem wszyscy przyszli i zrobili zdziwione miny, kiedy wskazałyśmy im miejsca przy stole, a następnie przyniosłyśmy tort i nikt nie wiedział dlaczego.
Każda z nas zaliczyła zabawę z piciem piwa z beczki w pozycji do góry nogami i odsłaniały nam się przy tym brzuchy i staniki. Ja obciągnęłam zsuniętą bluzkę, ona zostawiła swoją owiniętą wokół szyi. Potem znikła na jakiś czas w pokoju siostry z kolesiem, którego znam z bieżni i o którym gadają ciągle moje koleżanki z treningów, a ja w życiu nie zamieniłam z nim słowa.
– Słaba ta impreza – mówię teraz do Sashy.
Może nie mam racji, ale to jedyna osoba na świecie, której mogę mówić takie rzeczy.
– Drętwe towarzystwo – odpowiada.
Zdejmuje bluzkę i spodnie, a ja staram się nie gapić.
– Wszystkiego najlepszego – mówię i myślę: po co zaprosiłyśmy ekipę, której nie lubimy, skoro mogłyśmy spędzić cały wieczór właśnie tak?
Sasha śmieje się i wskazuje brodą moje ciuchy.
– Idziesz?
Mamy styczeń, ale to Floryda, jest ciepło, zdejmuję więc bluzkę i spodnie.
Sił nam nie brak, wypływamy daleko i choć pierwszy kontakt z wodą wywołuje szok, czuję się w niej lepiej, bezpieczniej; na lądzie nigdy nie czuję się tak pewnie.
Po godzinie wracamy do jej domu, bierzemy ciepły prysznic, robimy sobie turbany z ręczników, rozsiadamy się na jej wielkiej kwiecistej kołdrze, Sasha mówi, a ja słucham jednym uchem, bo już po chwili leżę i pozwalam, by jej słowa płynęły nade mną, aż przymykają mi się oczy. Na ogół nie sypiam zbyt dobrze – wędruję pod wysokimi sufitami znieruchomiałego i zbyt rozległego piętra domu rodziców albo czatuję ze starszymi mężczyznami i udaję kogoś, kim nie jestem, ale kiedy jestem z nią, śpię po dziesięć, dwanaście godzin, do samego południa.