Mój książę - ebook
Mój książę - ebook
Trella Sauveterre podszywa się pod swoją bliźniaczkę Angelique i jedzie do Paryża na bal. Poznaje tam księcia Xaviera Deunoro. Zauroczona jego osobą spędza z nim noc, po której zachodzi w ciążę. Nie informuje jednak o tym Xaviera, bo wie, że dążyłby do ślubu, a Trella nie zniosłaby życia w pałacu i w blasku fleszy. Nie udaje jej się jednak utrzymać tajemnicy. Wkrótce wybucha skandal, a Xavier dowiaduje się o ciąży Trelli z pierwszych stron tabloidów…
Ostatnia część miniserii.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4279-0 |
Rozmiar pliku: | 919 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Sześć miesięcy wcześniej…
Gdy portier stojący przy wejściu hotelu, w którym odbywał się bal, poprosił Trellę Sauveterre o podanie nazwiska, prawie go ofuknęła „Przecież wiesz, kim jestem”. W ostatniej chwili ugryzła się w język. Jej siostra bliźniaczka nigdy by sobie nie pozwoliła na tak aroganckie zachowanie. Nie znaczyło to, że nie potrafiła wyrażać się dosadnie. Zapewne zrobiłaby Trelli awanturę, gdyby wiedziała o jej dzisiejszych planach. Jednak poza sporadycznymi przypadkami była prawdziwym aniołem.
Nie to, co Trella.
– Angelique Sauveterre – skłamała gładko Trella, przywołując na twarz uprzejmy uśmiech podpatrzony u siostry.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu czuła, że żyje, nawet jeśli uczucie to było podszyte strachem. Miała wrażenie, jakby wypłynęła na środek jeziora, którego dno znajdowało się zbyt daleko, by można je było sobie wyobrazić. Kto wiedział, jakie niebezpieczeństwa kryły się w głębinach? Potwory przecież istniały. Już kiedyś weszła im w drogę i omal nie przypłaciła tego życiem.
Ale nie będzie teraz o tym rozmyślać. Nic w jej wyglądzie nie zdradzało serca tłukącego się bojaźliwie w piersi i uwikłanego w wewnętrzną walkę. Poruszała się z gracją, mimo że zesztywniałe mięśnie leciutko drżały, jakby szykując się do ucieczki.
Strachowi towarzyszyło uczucie przemożnej ekscytacji, wręcz euforii.
Miała ochotę zadzwonić do swojej rodziny i wykrzyczeć przez słuchawkę: Patrzcie na mnie! Odważyłam się wyjść. Zupełnie sama. I co? Żyję!
Ale rodzina nie wiedziała, gdzie podziewała się Trella, i lepiej, aby tak zostało. Podobna historia uszłaby jej płazem, gdyby była nastolatką, która wymknęła się przez okno na randkę z chłopakiem. Ale Trella od dawna nie była nastolatką, tylko dorosłą już ofiarą porwania w dzieciństwie. Jej bagaż życiowych doświadczeń był większy, niż mógłby pomieścić transkontynentalny samolot pasażerski.
Odsunęła negatywne myśli na bok i, jak reszta gości, powolnym krokiem przeciskała się do przodu. Czuła na sobie zaciekawione spojrzenia osób, które zauważyły przybycie Angelique Sauveterre. Ochroniarz trzymał bezpieczny dystans, nie dopuszczając nikogo w jej pobliże. Pojawienie się na balu w towarzystwie ochroniarza z pewnością byłoby czymś wyjątkowym, ale w przypadku dwóch par bliźniąt Sauveterre była to procedura standardowa.
Skinąwszy głową kilka razy, zamieniła parę słów z gośćmi, których, jak jej się zdawało, powinna znać, udając Angelique.
Za kilka tygodni nie będzie musiała niczego ukrywać. Koniec z siedzeniem w domu. Koniec z ukrywaniem się za szerokimi barkami braci. I wreszcie koniec z udawaniem własnej siostry, byle nie musieć być sobą. Przed Bożym Narodzeniem przysięgła sobie, że w tym roku wyjdzie wreszcie z więzienia, w którym sama dobrowolnie się zamknęła.
Na razie jednak ukrywała się za pożyczoną od siostry tożsamością. Ostatnio wcielała się w Angelique kilka razy, oczywiście za jej pozwoleniem, aby w towarzystwie ich brata Henriego kibicować Ramonowi na wyścigach. Była też na pokazie zaprzyjaźnionego projektanta, by obejrzeć jego najnowszą kolekcję podczas tygodnia mody. Razem z braćmi wtopili się w widownię i z nikim nie rozmawiali, trzymając się tych miejsc, gdzie Angelique zwykle była widywana.
Nigdy dotąd Trella nie odważyła się wyjść z domu sama. Podobnie było w dzieciństwie. Angelique, dla rodziny Gili, była dzieckiem bojaźliwym i Trella instynktownie weszła w rolę jej opiekunki. Trzymała siostrę za rękę i dodawała jej otuchy, kiedy obcy ludzie okazywali im zbyt dużo uwagi. Bracia z kolei pilnowali obu sióstr nawet przed porwaniem Trelli, która miała wtedy dziewięć lat. Zawsze byli blisko, gotowi złapać którąś z nich za rękę, gdyby potknęła się przy schodzeniu z huśtawki, albo zawrócić, jeśli zanadto oddaliła się od grupy.
Potem Trella została uprowadzona i po raz pierwszy w życiu modliła się, by złoczyńcy zostawili ją samą. Wzdrygnęła się teraz, strząsając z siebie przykre wspomnienia. Gdyby pozwoliła im trwać, z pewnością znowu dostałaby ataku paniki. A przecież tak dobrze jej szło. Od dwóch lat nie odnotowała ani jednego epizodu.
Ataki zdarzały jej się jeszcze przez wiele lat po tym, jak została uratowana. W czasie, gdy wszyscy się spodziewali, że Trella wróci już do siebie. Zamiast tego stała się ciężarem. Była już serdecznie zmęczona tym, że bez przerwy uważano ją za najsłabsze ogniwo. Musiała, po prostu musiała coś ze sobą zrobić.
I dziś zdecydowała się na kolejny krok w tym kierunku.
Prasa oszaleje, gdy za kilka tygodni pojawi się na ślubie przyjaciela. Do tego też musiała się przygotować. Dzisiejsze wyjście miało być testem, nawet jeśli decyzję podjęła spontanicznie. Udziału w wieczorze charytatywnym nie miała nawet w planach, kiedy przybyła do Paryża.
Już sama podróż do miasta miłości z rodzinnego domu w Hiszpanii wprawiła ją w euforię. Przyleciała prywatnym odrzutowcem w towarzystwie zaufanych ochroniarzy, bez matki ani rodzeństwa. Uważała to za sukces.
Kiedy Gili napomknęła, że chciałaby wyskoczyć na weekend do Londynu ze swoim nowym chłopakiem, Trella bez wahania kazała jej jechać. Książę Kasim musiał być dla niej kimś wyjątkowym, bo nawet gdy o nim wspominała, nie była w stanie ukryć podekscytowania.
Trella chciała szczęścia swojej siostry i naprawdę wierzyła, że sobie poradzi. Samotna noc w ich sekretnym mieszkaniu na ostatnim piętrze należącej do rodziny kamienicy, w której mieścił się salon domu mody Maison des Jumeaux, wydawała się wisienką na torcie świeżo odzyskanej samodzielności.
Ale wraz z nadciągającym wieczorem niepokój Trelli zaczął rosnąć. Nie mogąc usiedzieć na miejscu, zaczęła zbierać z podłogi rzeczy porozrzucane przez siostrę, nieuchronnie zbliżając się do momentu, w który zacznie się nad sobą użalać.
Czy kiedykolwiek będzie miała chłopaka? Narzeczonego? Męża? Jej uczucia względem mężczyzn były zupełnie skrajne. W wieku czternastu lat przeżyła pierwsze, niewinne zauroczenie. Nawet całowała się z synem ogrodnika. Potem zmarł jej ojciec i w życie Trelli znienacka wlała się fala najstraszniejszych gróźb, jakie tylko można sobie było wyobrazić. Zaczęła się bać mężczyzn. Ataki paniki nadszarpnęły jej zdrowie. Była przekonana, że nikt przy zdrowych zmysłach nie uznałby jej za atrakcyjną partię.
Nie utrzymywała kontaktów z mężczyznami z wyjątkiem rodziny i małej grupki przyjaciół. Przemieszczała się z jednej strzeżonej lokalizacji do drugiej, zwykle w towarzystwie kobiet pełniących funkcję jej osobistych ochroniarzy.
Pozostawał Sadik, który był od dawna przyjacielem rodziny. Był jedynym mężczyzną, z którym Trella spędzała więcej czasu, ale ich kontaktów nie można było nazwać romantycznymi. Sadik był cichym i wycofanym programistą o złotym sercu. Tylko dzięki jego pomocy policji udało się znaleźć kryjówkę porywaczy i sprowadzić Trellę do domu. Darzyła go ogromnym uczuciem, ale jako swojego wybawcę, nie potencjalnego kochanka.
To zaręczyny Sadika stały się katalizatorem zmian w jej życiu. Była gotowa przybyć na jego ślub, nawet jeśli miałoby to oznaczać konieczność pokonania demonów przeszłości i wystawienie się na widok opinii publicznej.
Początkowo szło to dość opornie, ale kiedy już odważyła się pomyśleć o odzyskaniu normalnego życia, cele pojawiały się niejako same.
Chciała być taka jak jej siostra i z niecierpliwością czekać na weekend w ramionach ukochanego. Chciała być osobą, jaką byłaby, gdyby nie porwanie, pogróżki i obezwładniający strach. Wiedziała jednak, że nie będzie mieć takiego życia, jeśli pozostanie zamknięta w czterech ścianach.
Zdesperowana cisnęła zebrane magazyny mody na stolik, powodując tym osunięcie się sporej kupki dokumentów i listów na podłogę. Wtedy znalazła zaproszenie. Bal, podczas którego zbierano fundusze na osierocone dzieci, był imprezą wprost stworzoną dla wrażliwej na cudze nieszczęście Gili. Nawet gdyby pojawiła się tam bez uprzedzenia, książeczka czekowa Sauveterre’ów zawsze była mile widziana.
Nie zastanawiając się zbyt długo, Trella powiadomiła ochronę i wskoczyła w jedną z kreacji swojej siostry. Sama wolała mocne akcenty, zdecydowaną kolorystykę i wyraziste linie. Styl jej siostry był zdecydowanie subtelniejszy. Suknia w kolorze szampana, którą wybrała, dodała figurze smukłości. Gorset był dobrze dopasowany, ale przymarszczona góra spódnicy stworzyła wokół bioder Trelli zmysłowo nakładające się warstwy satyny, podkreślające ich kształt. Założyła jeszcze kolczyki siostry i medalion, w którym ukryty był przycisk alarmowy. Nie chciała zbytnio rzucać się w oczy, więc ułożyła ciemne włosy w łagodne fale i pomalowała usta na różowo.
I tak znalazła się na balu, z sercem wypełnionym jednocześnie strachem i optymizmem, jakiego nie doświadczyła od lat. Podeszła do gospodarzy, wyniosłego Rosjanina i jego znacznie milszej żony. Aleksy Dmitriew przywitał się z nią, a Clair natychmiast odciągnęła ją na bok.
– Tak się cieszę, że przyszłaś, Angelique – powiedziała Clair konfidencjonalnym szeptem, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego, że rozmawia z bliźniaczką Gili. – Nie jesteś tu jedyną osobą bez pary, ale tylko ty będziesz w stanie normalnie się zachować wobec mojego gościa honorowego. Nawet nie pytaj, jak udało nam się go tutaj sprowadzić. Przekonałam go, żeby wystawił na aukcję swój pierwszy taniec – kontynuowała, prowadząc nieco osłupiałą Trellę przez tłum gości.
– Aleksy powiedział, że nareszcie użyłam swojego daru przekonywania, by zrobić coś dobrego, ale teraz mam nieczyste sumienie. Wyobraź sobie, że kobiety rzuciły się na niego jak wygłodniałe stado wron na łakomy kąsek. Pomożesz mi je przepędzić?
Trella widziała, że Clair nią manipuluje. Gładkimi pochlebstwami potrafiłaby przekonać nawet samego diabła. Z drugiej strony, opowieść o tajemniczym gościu zaintrygowała ją na tyle, że niemal automatycznie odpowiedziała bien sûr, w ulubionym przez siostrę francuskim.
Clair oparła dłoń na ramieniu stojącego tyłem mężczyzny. Mężczyzna odwrócił się. Pod czarną marynarką smokingu miał czerwoną szarfę. Był onieśmielająco wysoki i barczysty. Oszczędne ruchy mogły należeć do myśliwego. Jaśniejsze pasma w jasnobrązowych włosach wyglądały naturalnie, co zdawały się sugerować złociste brwi.
Jednak największe wrażenie zrobiły na Trelli jego oczy, jaśniejące błękitem niczym lodowiec skąpany w słońcu. Poza nimi zdołała dostrzec smukłe policzki, mocno zaakcentowaną linię szczęki i kształtne usta. Mężczyzna był tak oszałamiająco przystojny, że Trella zapomniała o otaczającym ją świecie. Omiótł ją spojrzeniem. Dostrzegła błysk zainteresowania, gdy ich oczy wreszcie się spotkały. Spodobało mu się to, co widział. Była tego pewna.
Ale przecież nie ją zobaczył, tylko Gili. Uroczą Gili, która była przyzwyczajona do tego, że mężczyźni traktowali ją jak potencjalne trofeum.
Trella doświadczyła najdziwniejszego uczucia w całym swoim życiu. Powinna teraz drżeć ze strachu albo zachować się jak Gili i uprzejmym uśmiechem zbyć nowego adoratora. Zamiast tego poczuła się w obowiązku obronić siostrę przed przedmiotowym traktowaniem.
Najpierw zmierzysz się ze mną, pomyślała, patrząc mu prosto w oczy.
Tymczasem pod czujnym spojrzeniem poczuła się kompletnie bezbronna, jakby opadło z niej przebranie, w którym tu przyszła.
Zazwyczaj mężczyźni nie robili na niej żadnego wrażenia, a jeśli już, to negatywne. Tym razem poczuła się tak, jakby ktoś rzucił na nią czar. Stała nieruchomo, nie mogąc się oprzeć magicznej sile przyciągania.
– Wasza Wysokość… – Głos Clair zabrzmiał, jakby dobiegał z zaświatów. – Pozwolę sobie przedstawić, Angelique Sauveterre.
– Następca tronu Elazar, Xavier Deunoro – dokończyła prezentację Clair.
Xavier wiedział, co robi, przyjmując zaproszenie na bal od Clair Dmitriew. Kupował w ten sposób przyszłą przysługę od jej wpływowego męża, którego niełatwo było przeciągnąć na swoją stronę.
Wiedział także, że będzie to kolejny wieczór pełen kobiet zalotnie kołyszących biodrami, posyłających mu porozumiewawcze uśmiechy i trzepoczących rzęsami. Był przecież jednym z najpopularniejszych kawalerów do wzięcia w Europie. Wystarczyło skinąć palcem, by któraś z tłumu napalonych kobiet poleciała za nim jak ćma w ogień. Poza doraźną przyjemnością, kobiety wydawały mu się identyczne, toteż zwykle nie pamiętał nawet imienia, gdy rankiem wymykał się z hotelu, bez skrupułów porzucając kolejną zdobycz.
Biorąc pod uwagę kalendarz zajęć w najbliższym miesiącu, była to także ostatnia z takich okazji przed przyjęciem na siebie obowiązków głowy państwa. To był drugi powód, dla którego zdecydował się wziąć udział w przyjęciu.
Nie spieszył się z wyborem, szczególnie że tego wieczora oferta była niezwykle zróżnicowana. Nie był pewien, czy powinien postawić na oczywistą zmysłowość czy słodką tajemnicę. Na kobietę ostentacyjnie bogatą, która nie będzie łasa na jego pieniądze, czy może na taką, która ma w sobie to coś, czego zwykle brakuje córeczkom bogatych tatusiów?
Wtedy właśnie gospodyni przyjęcia podsunęła mu pod nos prezent, na który czekał. Wianuszek otaczających go kobiet instynktownie cofnął się o pół kroku.
Przedstawiona mu kobieta była wyższa niż reszta, a anielskie rysy twarzy w pełni odpowiadały jej imieniu. Lekko zaróżowiona skóra promieniała blaskiem. Zbyt ciemna, by nazwać ją alabastrową, i zbyt jasna, by wpadać w tony oliwkowe.
Mogłaby być jedną z muz, pomyślał, wpadając w poetycki nastrój. Kto zresztą oparłby się tak idealnej figurze, zmysłowym ustom i oczom w kolorze zawartym pomiędzy szarością a zielenią. Był przekonany, że gdyby wydostali się z duszącego obłoku perfum o najróżniejszych nutach zapachowych, Trella Sauveterre pachniałaby świeżością miękkiego mchu i czystością krystalicznego potoku górskiego.
Była prawdziwym brylantem w koszyku wypełnionym cyrkoniami. Kobietą fascynującą, złożoną z kontrastów i odcieni. Gdy to zrozumiał, zrobiło mu się żal, że nie będzie miał okazji ich wszystkich zgłębić. Ale takie było życie. Brał z niego tyle, ile mógł i kiedy mógł.
Dziś weźmie ją, grazie mille.
– Dobry wieczór. – Pochylił się nad wyciągniętą w jego stronę dłonią i musnął ustami aksamitną skórę. – To prawdziwy zaszczyt panią poznać.
– Proszę nie żartować – odparła. – To zaszczyt, ale dla mnie.
– Posadziłam was przy stole dla VIP-ów – wtrąciła Clair. – Możecie już tam iść, zaraz zaczynamy. Czy wszyscy zapoznali się z katalogiem aukcji? – zwróciła się do grupki kobiet, która stopniała w wyniku niespodziewanego pojawienia się Angelique.
Pytanie nie zniechęciło jednak tych najbardziej wytrwałych, w tym rudowłosej piękności z bardzo zdeterminowaną miną. Xavier westchnął w duchu, gdy posłała mu słodkie spojrzenie, po czym zaczepnym tonem zadała pytanie:
– Angelique, co słychać u twojej siostry? Nadal nie wychodzi z domu?
Teraz sobie przypomniał, skąd zna nazwisko Sauveterre. Znał oczywiście tragiczną historię rodziny. Jedną z bliźniaczek porwano, gdy była dzieckiem. Potem podobno zwariowała i przestała się pokazywać publicznie. Xavier nie przykładał większej wagi do plotek, ale był ciekaw, jak Angelique wybrnie z próby wyprowadzenia ją z równowagi.
Ta zaś uniosła brodę i obrzuciła rudowłosą lodowatym spojrzeniem.
– Doskonale, dziękuję za pamięć, pani… Z kim mam właściwie przyjemność?
Rudowłosa cofnęła się lekko stropiona.
– Lady Wanda Graves.
– Dodam panią do listy – odrzekła z rezerwą, a następnie zwróciła się do Xaviera. – Poszukamy naszych miejsc?
Lady Graves uśmiechnęła się triumfalnie, ale po sekundzie mina jej zrzedła, gdy pojęła, o jaką listę chodzi.
Xavier podsunął jej ramię i szepnął do ucha:
– Macie swoją czarną listę?
– Nasza marka nie jest dla ludzi wścibskich i niewychowanych – odszepnęła.
Złośliwość? Bezwzględność? A może obie te cechy naraz? W każdym razie udało jej się go rozbawić.
Przypomniał sobie, że siostry miały dom mody. Nigdy specjalnie nie interesował się tą branżą, ale nie mógł nie dostrzec głębokiego rozcięcia sukni sięgającego uda ani misternie wykonanego gorsetu podkreślającego krągłość biustu i smukłe ramiona.
– Sama zaprojektowałaś suknię?
– Umiem rozpoznać pochlebstwo – ostrzegła.
– W takim razie musisz też wiedzieć, że kiedy mówię o sukni, mam na myśli kobietę, która ją nosi.
– Naprawdę? – Zerknęła na niego z ukosa.
Mógłby przysiąc, że tym razem jej oczy były wyraźnie zielone. Szybko spuściła powieki. Spojrzenie zatrzymało się na szarfie, odcinającej się czerwienią od bieli jedwabnej koszuli.
– Ja widzę koronę, a nie mężczyznę. To chyba symbolizuje twoja szarfa, prawda?
Trafna obserwacja zaskoczyła go, choć nie powinna. Kobieta, która żyła z mody, na pewno bez trudu rozróżniała takie niuanse.
Nagle poczuł, że szarfa, będąca rzeczywiście symbolem jego obowiązków wobec kraju, zaczęła mu ciążyć. Podobnie jak wiadomość, którą przekazała mu rano asystentka, a która dotyczyła księstwa Bonafette, zajmującego niedużą wyspę na Morzu Śródziemnym. Córka panującego tam księcia, Patrizia, odwołała swój ślub z amerykańskim potentatem w branży nieruchomości. Ich zaręczyny stały się właściwie faktem.
Znali się od dawna. Potrzebował żony z tytułem. Babka żądała, by się ożenił, aby wreszcie mogła ustąpić z tronu. A Patrizia niewątpliwie była odpowiednim materiałem na królową.
– Musi być ci ciężko.
Zamyślony, ledwie wyłapał ostatnie pytanie, które dotyczyło zapewne szarfy. Ton zdradził, że nie chodziło o fizyczny ciężar, choć ten rzeczywiście był odczuwalny.
Xavier nie szukał współczucia u innych ludzi, a już na pewno nie u kochanek, z którymi spędzał jedną lub najwyżej dwie noce. Na co dzień zachowywał kamienny wyraz twarzy. Zresztą nikt nie był mu na tyle bliski, by chciał się zwierzyć z goryczy, jaką częstowało go życie.
Tym razem także zignorował szansę rozpoczęcia rozmowy wychodzącej poza konwenanse i usłużnie odsunął krzesło.
– Nic nie jest ciężkie w tak przemiłym towarzystwie jak twoje, bella.
Trella zastygła i zerknęła podejrzliwie.
– Dlaczego tak mnie nazwałeś?
– To komplement. W Elazar mówimy po włosku, ale francuski i niemiecki są powszechnie używane, podobnie jak angielski. Nie spodobał ci się? – dodał, pochylając się w jej stronę, gdy już usiadła.
Ciepły oddech zakołysał pasmem włosów, które musnęło skórę, wzbudzając lekki dreszcz. A więc łyknęła haczyk, pomyślał z satysfakcją. Nie spodziewał się, że jego ostatnia przygoda w stanie kawalerskim będzie aż tak przyjemna.
Trella była z natury ekstrawertyczką. Gwar rozmów, śmiechy, muzyka i uwaga, jaką jej wszyscy okazywali, były dla niej jak wyjście na rozświetloną słońcem łąkę, po latach spędzonych w lochu.
Jednak największą przyjemność sprawiały jej spojrzenia mężczyzny u jej boku, który z pewnością miał dużą wprawę w uwodzeniu. Czuła się wyróżniona i weszła we flirt, jak inni wchodzą w rozmowy o pogodzie.
– Co cię sprowadza do Paryża? – zapytał Xavier.
Nie zamierzała ułatwiać mu zadania.
– Na pewno potrafisz zacząć lepiej – odparła z przekąsem.
– Hm, muszę to sprawdzić w aplikacji. – Udał, że wyjmuje telefon i czegoś w nim szuka.
– To może… spod jakiego jesteś znaku? – zapytał, udając śmiertelną powagę.
– Bliźnięta, rzecz jasna. A ty?
– Nie mam pojęcia. Szóstego sierpnia to będzie…
– Lew. Król dżungli.
– Czyli wszystko się zgadza – powiedział z rezerwą. – Nie wierzysz chyba w horoskopy? – zapytał i skinął na kelnera, który podszedł z tacą kieliszków wypełnionych szampanem.
– Oczywiście, że nie, ale parę lat temu wykorzystałam znaki zodiaku jako inspirację do jednej z kolekcji. Wykorzystałyśmy – poprawiła się i rozejrzała, upewniając się, czy wszyscy usłyszeli. Każdy, kto choć trochę interesował się modą, wiedziałby, że tę właśnie kolekcję zaprojektowała Trella.
– W jaki sposób? – Xavier wydawał się zaciekawiony tematem. – Wzór na tkaninie?
– Nie aż tak dosłownie. Chodziło o cechy, z jakimi są kojarzone znaki zodiaku, takie jak stałość i zmienność, oraz żywioły, powietrze, ogień… Można się tym bawić na różny sposób. Lubię mieć wyznaczony termin, więc robiłam to tak, żeby pracować nad danym znakiem przez miesiąc. To było bardzo interesujące ćwiczenie. – Pochyliła się ku niemu i uśmiechnęła porozumiewawczo. – I świetny haczyk marketingowy.
Xavier popatrzył na nią z podziwem.
– Piękna i inteligentna, takiemu połączeniu najtrudniej się oprzeć.
Serce Trelli zabiło żywiej. Książę, którego komplementy były niczym życiodajny deszcz padający na suchą glebę, mógł być dla niej ratunkiem. Czuła się przy nim zupełnie inaczej niż przy większości mężczyzn, którzy zmuszali ją do wycofania się i zajęcia pozycji obronnej. Jej zniknął, a Trella miała wrażenie, że nareszcie wychodzi z kokonu, który krępował jej ruchy. Miała ochotę na coś więcej niż flirt.
Pod wpływem impulsu skinęła na ochroniarza i wydała mu polecenia dotyczące cichej aukcji. Po sekundzie ochroniarz zniknął równie szybko, jak się pojawił.
Ich stół powoli się zapełniał i Trella nie zdążyła głębiej się nad tym zastanowić. Kolacja upłynęła pod znakiem neutralnych konwersacji. Któryś z gości zapytał księcia o politykę zielonej energii, którą wdrożył jego kraj. Trella mgliście pamiętała, że maleńki górzysty kraj, położony pomiędzy Włochami Austrią, był uważany za raj podatkowy w okresie międzywojnia. Dziś królestwo Elazar wyglądało na nowoczesne i sprawnie zarządzane państwo. Książę mówił o eksporcie hydroenergii, wspomniał inwestycjach w edukację, inżynierię i nowe technologie.
Trella, która przecież sama była kobietą biznesu, powinna z obowiązku odnotować te wszystkie fakty, ale bardziej była oczarowana tym, w jaki sposób książę panował nad słuchaczami i w jak subtelny sposób okazywał jej swoje zainteresowanie. Nie mogła się wprost doczekać, kiedy z nim zatańczy.
Taniec. Łzy mimowolnie wypełniły jej oczy. Jak bardzo brakowało jej zwykłych przyjemności, które dla innych były w zasięgu ręki. Może dlatego zachowywała się jak nastolatka na pierwszej w życiu randce. Ale czy w wieku dwudziestu lat nie powinna tańczyć i śmiać się? Zamiast ręcznie przyszywać cekiny do sukienek, w których będą się bawić inne kobiety, i z trwogą myśleć o kolejnym załamaniu lub pilnować godzin zażywania leków, które mogły mu zapobiec.
Książę Xavier zwrócił ku niej swoją przystojną twarz, by teraz jej poświęcić kilka minut uwagi.
– Moda to chyba ciągłe podróże, prawda? Skąd się wzięło to zainteresowanie?
Trella miała świadomość, że prowadzenie takich rozmów to dla kogoś z jego pozycją to codzienność. Przysięgłaby jednak, że gdy na nią spojrzał, napięcie wokół oczu zelżało. Jakby właśnie skończył uciążliwą pracę i przeszedł do czegoś przyjemniejszego. Uradowało ją to, mimo że musiała nagiąć rzeczywistość, by jej wypowiedź zabrzmiała wiarygodnie.
– Obie z siostrą jesteśmy dość kreatywne.
Choć Gili bardziej, musiała przyznać w duchu Trella. To ona była artystką, która projektowała z zamiłowania, a firmę prowadziła z konieczności. Trella była tą ambitną siostrą, której zależało na tym, by dom mody odnotowywał zyski. Do projektowania pchnął ją zmysł praktyczny. Po prostu nie mogła znieść, że czepiają jej się nawet dlatego, że kupuje ubrania, zamiast je projektować.
– Bracia pomogli nam finansowo na początku, ale sukces przerósł wszystkie oczekiwania.
Kolejne kłamstewko. Trella nie spoczęłaby, dopóki firma nie zaczęłaby przynosić realnych pieniędzy. Rywalizację miała we krwi, a głównym motywem jej działania była chęć odegrania się za wszelką, głównie niezasłużoną krytykę, jaka na nią spadała.
– To chyba niełatwy biznes – stwierdził książę. – Jestem pewien, że wasz sukces był okupiony ciężką pracą.
Trella zdawała sobie sprawę z tego, że pochlebstwa miały na celu wyłącznie zaciągnięcie jej do łóżka. Wiedziała to już wtedy, gdy wspomniał o jej inteligencji. Chciała nawet podziękować, że o tym wspomniał, większość ludzi bowiem patrzyła tylko na efekt końcowy, nie zdając sobie sprawy, ile wysiłku wymagało zaprojektowanie i uszycie sukienki czy żakietu. Gili była twarzą domu mody Maison des Jumeaux, co oznaczało, że to na nią spływała większość pochwał. Ale Trella pracowała równie ciężko jak siostra i nie należała do przesadnie skromnych osób. Dlatego słowa pochwały, i to z ust samego księcia, wlały się w jej serce niczym miód.
Rozmowy przy stołach ucichły, gdy na podium wstąpiła gospodyni przyjęcia, by podziękować gościom za ich datki i ogłosić zwycięzców.
Trella z niecierpliwością oczekiwała na wynik jednej szczególnie ważnej dla niej aukcji.
– I wreszcie najcenniejsza nagroda… taniec z następcą tronu Elazar. Zwyciężczynią aukcji jest… Angelique Sauveterre!
Xavier nie okazał najmniejszego zdziwienia faktem, że to ona wygrała aukcję. Czyżby aż tak był pewny swego?
– Będzie mi bardzo miło – powiedział, schyliwszy głowę.
– Zaofiarowałam podwojenie najwyższej złożonej oferty. Mam nadzieję, że dobrze tańczysz?
– Ależ tak – szepnął jej do ucha, gdy schylił się, by pomóc jej wstać. – Za twoją hojność ofiarowałbym ci całą noc, bella.
Był w tym naprawdę świetny. A ilekroć zwracał się do niej bella, czuła się, jakby znali się od zawsze. Tak samo zwracała się do niej cała rodzina.
Dla niej to nie był tylko podryw. W głębi duszy bardzo jej zależało na tym, żeby prowadzić normalne życie, być szczęśliwą, czuć się kochaną i pożądaną. Mimo całego nieszczęścia, które ją spotkało. Dotyk dłoni Xaviera i flirt, w który ją wciągnął, podziałały jak espresso i zdołały wybudzić jej zmysły z głębokiego uśpienia.
– Sama też nieźle tańczysz – powiedział Xavier, obracając ją w takt płynącego z głośników walca.
Trella była zbyt rozemocjonowana, żeby odpowiedzieć. Rozświetlona żyrandolami sala balowa wirowała wokół niej, mieniąc się feerią kolorów sukien i dekoracji. Mocne dłonie przytrzymujące ją w tańcu sprawiały, że prawie płynęła w powietrzu.
– Och, czuję się prawie jak Kopciuszek na balu – powiedziała ze śmiechem.
Xavier nie miał nawet pojęcia, jak bliskie prawdy było to stwierdzenie. Trella była umorusaną, niechcianą siostrą, która mieszkała na strychu, a teraz w pożyczonej sukni tańczyła z księciem.
– Rzeczywiście przypominasz księżniczkę z baśni – powiedział, przypatrując jej się lekkim uśmiechem, jakby jej uroda go zaskoczyła. – Przepiękną księżniczka z baśni.
Nie uwierzyła. To Gili była piękna. Trella musiała walczyć z nadwagą, by teraz wyglądać tak jak Gili. Zapuściła też włosy, aby niczym się od niej nie różnić. Nigdy jednak nie uważała siebie za piękną.
Dziś było inaczej. Przeglądała się w oczach Xaviera, które wyrażały czysty zachwyt. Nie chciała myśleć o niczym, jak tylko o dotyku jego dłoni obejmujących ją w pasie i swoich palcach muskających jego kark.
Przetańczyli jeden utwór, potem drugi i kolejny. Gdy ktoś próbował zaczepić Xaviera, ten zbywał go jednym spojrzeniem.
– Nie nadużywasz czasem swojej pozycji? – zapytała rozbawiona.
– Pierwszy raz widzę, by ktoś promieniał taką radością, jestem absolutnie oczarowany – wyjaśnił i po chwili spuścił powieki. Nieczęsto zdarzało mu się przyznawać do swoich uczuć.
– Nie wiem nawet, jak to opisać, ale czuję się, jakby za chwilę miała nadejść Gwiazdka. Jakby wszystko było możliwe – powiedziała Trella rozemocjonowana, odrywając spojrzenie od migoczącego w górze żyrandola. Przypomniała sobie, że taki nadmiar ekscytacji może się skończyć rozczarowaniem. Po chwili jednak myśl ta odpłynęła, ustępując miejsca szalonej odwadze.
– Mam ochotę cię pocałować…
Jeszcze parę dni temu taka propozycja wystraszyłaby Trellę na śmierć. Ale dziś nie była już Trellą sprzed paru dni. Jakimś cudem mężczyźnie, z którym wirowała w tańcu od dobrego kwadransa, udało się wyciągnąć ją z lochu smutku i przerażenia. Stała teraz w pełnym słońcu, a ciepłe promienie uwielbienia, jakie biły z jego oczu, ogrzewały jej serce, zmieniając je w żywy płomień.
– Ja też – szepnęła. Przecież to tylko pocałunek.
Xavier rozejrzał się dyskretnie i zanim zdążyła pomyśleć, przemykali się wśród tańczących par, by po chwili zniknąć w alkowie ukrytej za rozłożystymi gałęziami palmy doniczkowej.
Trella nie miała czasu pomyśleć, czy nie za szybko się zgodziła. Silne ramiona pociągnęły ją i przylgnęła do twardego jak stal torsu. Xavier wiedział, czego chce. Zrozumiała to, gdy jego usta przykryły jej wargi, czekając przez parę ułamków sekund na odzew.
Zawahała się. Bała się, ale nie jego, lecz swojej reakcji. Po chwili jednak onieśmielenie minęło i rozchyliła usta, czując, jak w jej wnętrzu rośnie wzruszenie i radość, że oto jest kobietą, jaką zawsze mogła być, gdyby jej życie ułożyło się inaczej. To Xavier wyrwał ją z jej traumy i zabrał w miejsce, którego nie znała, ale które bardzo jej odpowiadało.
Przyjemność zawładnęła jej zmysłami. Być może umysł nie był w stanie przetworzyć tak szybko tylu informacji, ale jej ciało wiedziało, co robić.
Zarzuciła mu ręce na szyję i wsunęła palce w miękkie włosy. Równocześnie odchyliła głowę, ulegając bez reszty pasji pocałunku. Poczuła zaciskające się wokół niej ramiona, ale zamiast paniki, jaka powinna ją już dopaść, czuła przyjemne dreszcze. Całowała go bez opamiętania, jakby robiła takie rzeczy od zawsze.
Jasny błysk mignął przed oczami i gwałtownie odwróciła głowę.
– To tylko flesz – mruknął Xavier, z trudem odrywając od niej usta. Stali tak blisko siebie, że mogła poczuć, jak bardzo jest podniecony.
– Poszukajmy jakiegoś spokojniejszego miejsca – szepnął.
– Dobrze – zgodziła się bez zastanowienia, ufając swojemu instynktowi.