Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Mój Salon (1868) - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mój Salon (1868) - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 182 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OTWAR­CIE SA­LO­NU

Dziś otwar­cie Sa­lo­nu. Nie prze­kro­czy­łem jesz­cze pro­gu sal wy­sta­wo­wych, a prze­cież już wiem, że zo­ba­czą bez­na­dziej­nie dłu­gie rzę­dy ob­ra­zów wi­szą­cych na ścia­nach. Współ­cze­śni ar­ty­ści nie przy­zwy­cza­ili nas do nie­spo­dzia­nek. Rok­rocz­nie te same mier­no­ty pre­zen­tu­ją się,z nie­złom­nym upo­rem. Nie­wiel­ki wy­si­łek pa­mię­ci wy­star­czy na przy­wo­ła­nie wi­do­ku tych za­wsze po­dob­nych płó­cien, któ­re sys­te­ma­tycz­nie wra­ca­ją w se­zo­nie wy­sta­wo­wym.

Jed­na za dru­gą cią­gną się mo­no­ton­ne sza­re sale o ścia­nach upstrzo­nych cierp­ki­mi, krzy­kli­wy­mi pla­ma­mi, przy­po­mi­na­ją­cy­mi bu­kie­ty dru­ko­wa­ne na neu­tral­nym tle ta­pe­ty. Ostre świa­tło pa­da­ją­ce z góry rzu­ca bia­ła­we re­flek­sy na błysz­czą­ce płót­na, roz­ja­śnia zło­te ramy i wy­peł­nia at­mos­fe­rę dro­bi­na­mi roz­sia­ne­go ku­rzu. Pierw­sze wra­że­nie jest ośle­pia­ją­ce; sta­jesz jak wry­ty, osłu­pia­ły, ze zwi­sa­ją­cy­mi bez­wład­nie rę­ka­mi i gło­wą za­dar­tą do góry. Ze sku­pio­ną uwa­gą oglą­dasz pierw­szy lep­szy ob­raz, nie wi­dząc go i nie zda­jąc so­bie spra­wy, że na nie­go pa­trzysz. Na pra­wo i na lewo wy­bu­cha­ją ośle­pia­ją­ce race ko­lo­rów.

Po­wo­li czło­wiek przy­cho­dzi do sie­bie, na­bie­ra tchu. Wte­dy do­pie­ro za­czy­na się po­zna­wać sta­rych zna­jo­mych. Są tam wszy­scy, usze­re­go­wa­ni jak sto­sy ce­bu­li, każ­dy w swo­im ką­cie, ani star­si, ani młod­si, ani pięk­niej­si, ani brzyd­si, skru­pu­lat­nie za­cho­wu­ją­cy te same zmarszcz­ki i te same uśmie­chy.

Są tam so­lid­ne wiel­kie ma­chi­ny – nie mó­wię o ob­ra­zach re­li­gij­nych, o któ­rych nikt nie mówi, ale o dzie­łach aka­de­mic­kich, na­gich tor­sach za­kon­ser­wo­wa­nych w oc­cie we­dług uświę­co­nych prze­pi­sów Szko­ły. Za­kon­ser­wo­wa­ne cia­ła przy­bie­ra­ją prze­zro­czy­ste od­cie­nie, ró­żo­wa­we i żół­ta­we tony, przy­po­mi­na­ją­ce za­ra­zem ko­lor juch­tu i płat­ki róży.

Są tam ob­ra­zy ro­dza­jo­we, sce­ny wo­jen­ne, wnę­trza al­zac­kie, sce­ny wiej­skie, któ­re jesz­cze dzie­lą się na sze­reg grup, pi­kant­ne scen­ki grec­kie lub rzym­skie, epi­zo­dy hi­sto­rycz­ne po­cię­te na drob­ne frag­men­ty, czy ja wiem, co jesz­cze? Li­sta by­ła­by zbyt dłu­ga. Mamy te­raz w sztu­ce pa­no­wa­nie spe­cja­li­stów; znam pa­nów, któ­rzy osią­gnę­li ol­brzy­mi roz­głos ma­lu­jąc za­wsze tę samą po­czci­wą lal­kę z kar­to­nu opar­tą o ten sam stóg sia­na.

Robi się małe czy­ściut­kie ob­raz­ki, któ­re mo­gły­by słu­żyć pięk­nym pa­niom jako we­nec­kie lu­stra. Te małe ob­raz­ki mają przy­tła­cza­ją­ce po­wo­dze­nie. Wy­stę­pu­ją­ce na nich lu­dzi­ki, jak­by wy­rzeź­bio­ne w drze­wie lub ko­ści sło­nio­wej, de­li­kat­ne, zna­ko­mi­cie wy­koń­czo­ne, wy­wo­łu­ją nie­przy­tom­ny za­chwyt tłu­mu. To nie­po­ję­te: jak ręka wol­ne­go czło­wie­ka może ba­wić się w na­śla­do­wa­nie pra­cy nie­wol­ni­ków po­le­ru­ją­cych orze­chy ko­ko­so­we?

Są tak­że pej­za­że – nie­ba z ka­mie­nia i ba­weł­nia­ne łąki, na któ­rych ro­sną drze­wa z cu­kru. Nie trze­ba z nich jed­nak za­nad­to żar­to­wać, po­nie­waż nasi współ­cze­śni pej­za­ży­ści przy­glą­da­ją się przy­ro­dzie i czę­sto ją na­śla­du­ją; nie­któ­rzy z nich to praw­dzi­wi mi­strzo­wie, któ­rzy mają już swo­ich uczniów.

Za­po­mnia­łem o por­tre­tach. Fala por­tre­tów wzno­si się z każ­dym ro­kiem i gro­zi za­la­niem ca­łe­go Sa­lo­nu. Przy­czy­na tego jest bar­dzo pro­sta: je­dy­ni lu­dzie, któ­rzy ku­pu­ją dziś ob­ra­zy, to ci, któ­rzy chcą mieć swój por­tret. Głu­pie, miz­drzą­ce się twa­rze w ró­żo­wym wy­pło­wia­łym ko­lo­rze prze­sy­ła­ją wam w przej­ściu idio­tycz­ny uśmiech wo­sko­wych la­lek ob­ra­ca­ją­cych się w wi­try­nach fry­zje­rów. Je­że­li za parę ty­się­cy lat ktoś od­naj­dzie por­tret pani ba­ro­no­wej S. lub pana L. D., wy­wo­ła to tyl­ko okrzyk zdzi­wie­nia i li­to­ści. „Mój Boże – po­wie­dzą nasi po­tom­ko­wie – co to aa epi­de­mia pa­no­wa­ła w nie­szczę­snej Fran­cji? Do ja­kich bied­nych ro­dzin tra­wio­nych dzie­dzicz­ny­mi cho­ro­ba­mi na­le­że­li ci lu­dzie, któ­rzy za­trosz­czy­li się o prze­ka­za­nie nam swo­ich bla­dych twa­rzy o ko­ściach po­licz­ko­wych za­ró­żo­wio­nych jak u su­chot­ni­ków?”

Por­tre­ty, pej­za­że, czy­ściut­kie ob­ra­zecz­ki, sce­ny ro­dza­jo­we, wiel­kie po­waż­ne ma­chi­ny wy­peł­nia­ją­ce ścia­ny wzdłuż i wszerz, od góry do dołu, cha­otycz­nie po­umiesz­cza­ne jed­ne obok dru­gich, czer­wo­ne nad "nie­bie­ski­mi, nie­bie­skie nad zie­lo­ny­mi, jak zda­rzy układ al­fa­be­tycz­ny. Dla sub­tel­ne­go wi­dza stwa­rza to roz­pacz­li­wą ka­ko­fo­nię, jaką wy­wo­łał­by kon­cert, w któ­rym każ­dy in­stru­ment grał­by fał­szy­wie wy­my­ślo­ną przez sie­bie me­lo­dię. Wzrok nie znaj­du­je od­po­czyn­ku – wszyst­ko stroi miny, wszyst­ko ska­cze, wszyst­ko rani oczy. Nie­któ­re ob­ra­zy po­dob­ne są do kupy ciem­nej i po­nu­rej gli­ny; inne są jak sło­je kon­fi­tur: prze­zro­czy­ste, ga­la­re­to­wa­te, w ko­lo­rze ga­la­ret­ki z po­rze­czek lub z pi­gwy. Naj­bar­dziej mę­czy i draż­ni to, że nie moż­na zna­leźć naj­drob­niej­sze­go frag­men­tu na­tu­ry – wszyst­ko ba­nał lub afek­ta­cja, zręcz­ność lub głu­po­ta, ma­rze­nie lub sza­leń­stwo. Od cza­su do cza­su, bar­dzo rzad­ko, przy­cią­ga nas na­gle ja­kieś płót­no. Otwie­ra się ono na świat ota­cza­ją­cy, na praw­dę; nik­nie krzy­kli­wa tę­cza są­sied­nich ob­ra­zów, od­dy­cha­my świe­żym po­wie­trzem. Od razu wi­dać, że ar­ty­sta zo­ba­czył to i od­czuł, że na­ma­lo­wał po mę­sku, że ma moc­ny lub sub­tel­ny tem­pe­ra­ment, że pa­trzył na przy­ro­dę i zin­ter­pre­to­wał ją w spo­sób in­dy­wi­du­al­ny. Ta­kie spo­tka­nia są rzad­kie, ale mam na­dzie­ję, że bę­dzie ich kil­ka. Po­sta­ram się za­po­mnieć w mia­rę moż­no­ści o przy­tła­cza­ją­cej ma­sie mier­not, aby sze­rzej po­mó­wić o lu­dziach ma­ją­cych ta­lent i in­te­li­gen­cję. Mój trud bę­dzie mniej­szy, mniej przy­kry, bar­dziej ce­lo­wy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: