- W empik go
Moja pierwsza w świat wycieczka. Tom 2 - ebook
Moja pierwsza w świat wycieczka. Tom 2 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 236 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
tom drugi w Krakowie w Drukarni Akademickiey
1829.
VICTOR of HELSINGBORG.
Ani Ardellego, ani Majora, ani Doktora, ani koni nie znalazłem; co do ostatnich już się część czarnego mego snu sprawdziła.
W najboleśniejszym ucisku stałem oparty o drzewo. Cichość największa panowała; po wierzchołkach tylko drzew i niezmierzonem przedemną leżącem łanów przestworzu, szumiał przeraźliwy wietrzyk, i poważny odgłos dzwonów wzywał pobożych do uroczystości niedzieli. Mnie także wzywał ich dźwięk do przybytku Stwórcy; ale ja, morderca, stałem pod Jego lazurowem sklepieniem słuchając uderzenia godzin, które czoło moje albo haniebnem zbrodniarza napiętnuią znamieniem, albo kres życia mego naznaczą. Dla uspokojenia tajemnego dreszczu, wszedłem w rozwagę mylnych wyobrażeń o honorze, gdym postrzegł zdala iadącego ku mnie człowieka. Ardello!… Doktor!… alba Major!…
Nieznacznie włosy mi się na głowie jeżyć zaczęły, zbliżała się rozstrzygnienia chwila." Mój ojcze! zawołałem porywając za pistolety, tobie należy ostatnie moje spojrzenie… ostatnie tchnienie Anieli… Jul.!" jednak o Julii w tak ważnej chwili myśleć nie chciałem.
Zbliża się człowiek, nie był to z tych trzech żaden, jakiś wcale nieznajomy. Stanął nieśmiało, obejrzał się kilka razy, wreście spojrzawszyna mnie spytał z głębokim ukłonem , czy nie jestem Hrabia***. Takiest odpowiedziałem, wahając się czym miał odpowiedzieć.
Mam honor JW. Panu Dobrodziejowi najuniżeniej i najpokorniej list oddać; ujrzawszy JW. Pana Dobrodzieja figurkę i ubiór, zaraz poznałem że JW. Pan Dobrodziej jest ten sam; ośmieliłem się przystąpić i nie chybiłem. Uczynił mi powtórnie bardzo głęboki ukłon, wziąłem list drżącą ręką, i czytałem te słowa:
"Panie Hrabio!
Jeżeli przyjaciel Pański, Pan Ardello, nie wygadał się przed W Panem, ten list zastanie W Pana w niedzielę na umówionem miejscu. W godzinę po wyjściu od W Pana, odebrałem od mego Szefa roskaz stawienia się niezwłocznie u mego regimentu, a obowiązki służby są pierwsze nad osobiste sprawy. Przypadkiem Pana Ardellego znalazłem u jednego z mych znajomych, do któregom przyszedł na pożegnanie; dowiedziałem się od niego, że W Pana zna, i na prośbę moje obiecał przed nim odjazd mój zamilczeć: bo mi się go bardzo chciało za jego ze mną postępek, oczekiwaniem aż do niedzieli naszego pojedynku ukarać. Zapewne się chęć moja uiszcza, i ten list W Pana u portu zastaje. W Pan zdaje mi się nie dość jeszcze wąchałeś prochu, i dziś iesteś kłopotany niespokojnością i bojaźnią kary na którąś zasłużył. Ale co się przewlecze to nie uciecze. Będę garnizonował w Butowie; i skoro W Pan z Petersburga powrócisz, proszę mnie uwiadomić, a ja natychmiast dam mu wybór miejsca i broni dla rostrzygnienia naszej honorowej sprawy."
"Major Baron Brewern." Łaski JW. Pana Dobrodzieja najuniżeniej proszę na piwo" rzecze mi oddawca listu z trzecim bardzo głębokim ukłonem i o karteczkę żem list wiernie do rąk wręczył. Zdjąłem kopertę i napisawszy ołówkiem "odebrałem" wcisnąłem mu w rękę talar.– To za mało JW. Panie; ja wiele miałem drogi, Pan Major mówił że to bardzo ważny interes, najłaskawszy Panie, w tym liście który miałem honor oddać do rąk JW. Pana Dobrodzieja. –" Bardzo ważny " rzekłem z westchnieniem i bolesnym uśmiechem."Oto masz jeszcze talar. Czy jesteś w usługach Pana Majora? – Nie JW. Panie; ja jestem z Warszawskiego Przedmieścia, quasi niby to faktor; robię różne maleńkie spraweczki, jak mnie kto ładnie poprosi, niby to jak lokaj; i zasługuię się różnym paniskom którzy mnie do wszystkiego używaią JW Panie. Znam wszystkich ludzi w Gdańsku i na przedmieściach, i mnie wszyscy znaią jak szarego kota. – A więc znasz Pana Ardellego? – Dla czegoś nie?
JW. Panie: to bardzo miły panisko. Ja mu zawczoraj na łeb i na szyję musiałem znaleść powozik, niby to bryczeczkę i cztery konie, i uwijałem się na jednej nodze. – Powóz? na co? – Tak JW. Panie, powozik, bardzo ledziutki jak pióreczko, i natychmiast po kolacyi dobry panisko wyjechał; a dokąd, ja niewiem" Skłonił mi się jeszcze raz bardzo nisko i poszedł.
Ardello!…krzyknąłem głośno chwyciwszy się obiema rękami za głowę. On wiedział że Major wyjechał, a nic mi o tem nie wspomniał! udawał mi przyjaciela, chciał życie swoje dać za mnie, a zabrał wszystkie moje wexle i skrycie uciekł! obrzydził mi Juliją i przedał moję Anielę!… Obrzydły! podły! trzykroć podły człowiek!… Anielę uratować pierwszym moim było obowiązkiem; chciałem ją pędem piorunu w tejże chwili wyrwać z domu do któregom ją nierozmyślny z jego piekielnej rady zawlókł: leciałem co tchu do miasta.
Dziękowałem w duchu Majorowi że odjechał, bo z nimbym się dla tak nazwanego honoru nie wiedzieć o co strzelał; pojedynek wprawdzie zawsze być musiał, nie teraz , to później ; zawsze mi przyczepliwy człowiek został; alem też nie miał prawa wszystkich przyczepliwych ludzi na tamten świat posyłać.
Aniela mnie najbliżej obchodziła, o niej myślałem więcej niż o pojedynku: ale Ardello!… na miłość Boga! co to był za człowiek! co mu się stało! nigdym go nie obraził, kochałem go jak brata!… o Julijo Julijo! prawdęś mówiła! okrutniem ukarany żem twojej nie słuchał przestrogi. Ardello był pierwszy człowiek który mnie tak niegodnie szukał: ale dałbym dziesięć lat życia mego, aby on był ostatnim!
Spieszyłem najpierwej do siebie, dla zatrzymana listów, którem gospodarzowi kazał dać na pocztę gdybym o dwunastej nie wrócił, potem chciałem lecieć po Anielę, i starać się czyliby się nie można wywiedzieć o Ardellim i o moich wexlach. Cały mój majątek był w jego ręku.
Centnar ciężaru spadł mi z serca: listy szczęściem nie odeszły jeszcze. Skorom wszedł do mego pokoju, Aniela bieży mi na przeciw, i pada na kolana przedemną, wołaiąc: Nie! ja nie mogę!… nie mogę u Pani Bignol. Od świtu prawie czekam tu Panie na ciebie… O Boże! znowu mi dobrzej kiedy cię Panie widzę. Nie, nie, wrócić do Pani Bignol nie mogę. Wszystkiego Panie wymagaj po mnie; umrę, ale do niej wrócić niemogę…
Co się tobie stało , moja Anieleczko? spytałem w zachwyceniu ujrzawszy znowu miłe dziewczę w mojem obięciu. – Nic, nic, ale do Pani Bignol wrócić nie mogę, przy tobie Panie zostanę, przy tobie mi tylko dobrze, do ciebie Panie duch mnie Boży zaprowadził… Luby Panie Hrabio, nie odpychayże mnie od siebie!…
Pół dziecię , pół anioł, piękne dziewczę obięło mnie swemi rączętami; w tem Pan Dobratyński nagle wchodzi do pokoju. "Ach ty dziewczynko, rzecze z powagą lecz łagodnie, wieleś mi dzisiaj sprawiła trosk i kłopotów. Dla ciebiem zrobił krok, który mi bardzo był przykrym. Panie Hrabio, oto jest papier, który Sakramentce dałeś, oto twój kontrakt z Panią Bignol zawarty, a oto wszystkie twoje wexle od przyjaciela Ardellego. Najdroższą rzecz którą ci zdrajca był porwał, chciałem ci także wrócić; ale widzę że uczciwa dziewczyna sama się uratowała. Teraz się Panie zabieraj: szwedzki okręt Victor of Helsingborg iest pod żaglem… do Petersburga, kapitan jest moim przyjacielem, bardzoś dobrze umieszczony. Najdalej za godzinę musisz być na morzu , bo okręt odpływa. Swą Anielę powierz mojej żonie, ona dziewczynę uczci wie i pobożnie wychowywać będzie; i abyś nie sadził że w tym zamiarze osobiste jakie mam widoki, proszę cię Panie Hrabio, i uprzedzam, abyś nam za małe nasze trudy o najmniejszej nie wspominał nagrodzie. Aniela będzie drugą naszą córką, jej pilność i cnoty będą nagrodą naszą.
Żaden człowiek w mniej słowach więcejby powiedzieć nie mógł. Nie wiedziałem com miał odpowiedzieć, osłupiały z zadziwienia, jakim sposobem on wyszpiegował moje papiery.
"Nie mogę o wszystkiem obszernie rosprawiać" rzekł mi, widząc me pomieszanie, które mi sprawiła jego znajomość moich tutejszych spraw i czynności: nie mogę, bo tracimy na czasie. Pana Ardellego od dawna miałem na oku, dowiedziawszy się przypadkiem że on z Panem zabrał przyjaźń, bo się pokazał w Bursie z Pańskie mi wexlami. Myślał bardzo o najśpieszniejszej ucieczce , i zniknął. Poleciałem za nim tej nocy w pogoń, schwytałem go ze zwierzchniczą strażą i znalazłem w je go szkatule mnóstwo papierów; z którychem wyczytał o jego związkach z Panią Bignol i Sakramentką, wszystkie twoje wexle, i kieskę nawet, którą ci patron w owej oberży wyciągnął z kieszeni. Biedna niewinna Aniela miała być od Pani Bignol, która tu bardzo pospolitą iest osobą, przez rok w tajemnych umiejętnościach ćwiczoną, a potem… dla tego, pierwszymój był krok, skorom wrócił , do tego uczciwego domu. Dziewczę, żem cię tam nie znalazł, że twoje własne przeczucie celu nieszczęśliwej twej tam bytności, twoią powodowało ucieczką , i że cię znajduję u nóg szlachetnego twego obrońcy, to serce moje obowiązuje dla ciebie , i jak długo twój dobrodziej za morzem bawić będzie, ja twoim chcę być ojcem. – Ardello jest urzędownie przytrzymany, i dziś sądzonym będzie. Pani Bignol i miłosiernej Sakramentki bez rządowej pomocy poruszyłem sumienie; miały wybór między dobrowolnem oddaniem papierów, i kryminalnem śledzeniem, obie więc bez oporu oddały. Teraz nie traćmy czasu. Victor of Helsingborg jest naszem rozwiązaniem. Musimy spieszyć. Twoje rzeczy są już do mego domu zniesione. – Panie Hrabio, zjedz śniadanie u nas, moi ludzie zniosą twe walizy do portu, a twój powóz w okoliczności sprzedam na użytek Anieli.
Nagła prędkość z jaką Pan Dobratyński działał, piorun słów jego, odjęły mi przytomność: poddałem się mu na oślep , i czem prędzey rospłaciwszy się z gospodarzem, którego służącemu darowałem mój poczciwy jeograficzny garnitur, rozłączyłem się z moim ulubionym factorem, odprowadziłem Anielę , to niewinne dziecię, do Dobratyńskiego domu, i wśród obfitych łez pożegnawszy się z lubą mdlejącą od żalu dziewczyna, wsiadłem w okręt i Wisłą wypłynąłem na morze.MOIE MORSKIE ŻYCIE.
Kto chce ze świata skoczyć , niech tylko wsiędzie w okręt; kto się od wrażeń światowych uwolnić pragnie, niech zajdzie na róg trójścianu , tam wstąpi sam w siebie , i do siebie wyłącznie należeć będzie: dla tego ludzie morscy są zupełnie odmienne istoty niż my muchy ziemskie. Kiedym widział cichego człowieka mego kapitana, który z żałosnemi rękami całodziennie milczący stał na pokładzie o maszt oparty, żadnego słówka nie wyrzekł, i z filozoficzną oboiętnością nie myślał o niczem; kiedy spokojni majtkowie cały dzień nic nie robili, tylko żuli tytiun, i nogami kołysali; zyskałem znowu tyle mocy nad sobą, że się sam siebie wstydzić mogłem.
Na pełnem morzu zacząłem żyć na nowo; bo w pierwszych dniach mojej żeglugi uciskała mnie jakaś trwoga, tęschnota, niespokojność , jak gdybym ląd stały jako złoczyńcę odepchnął od siebie.