- W empik go
Moja Polska 2 - ebook
Moja Polska 2 - ebook
Jest to kolejna książka, w której autor zawarł swoje przemyślenia, pomysły, teorie i rozwiązania na różne problemy współczesnej Polski i świata. Na szczególną uwagę zasługuje stworzona przez niego nowa koncepcja bezpartyjnego systemu zarządzania państwem jako systemu gwarantującego sprawne i maksymalnie skuteczne rządzenie krajem. Autor ma nadzieję, że lektura książki natchnie Czytelników do głębszych refleksji, a wielu skłoni do zmian w swym życiu, w rodzinie i w całym polskim społeczeństwie.
Kategoria: | Esej |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8351-321-8 |
Rozmiar pliku: | 878 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Aby rozreklamować swe poglądy — niemal zaraz po ukazaniu się publikacji drukiem — rozesłałem jej egzemplarze do wielu znanych osób, także do polityków, zarówno z partii lewicowych, jak i centrowych czy prawicowych, np. do Aleksandra Kwaśniewskiego, Lecha Wałęsy, Lecha Kaczyńskiego, Jarosława Kaczyńskiego, Donalda Tuska, Waldemara Pawlaka, Janusza Korwin-Mikkego, Antoniego Macierewicza, Andrzeja Leppera, Romana Giertycha czy Grzegorza Schetyny. Od tego czasu dziwnym zbiegiem okoliczności wiele z moich pomysłów i postulatów wprowadzono w życie. Odnoszę wrażenie, że politycy polscy wręcz ściągają pomysły z mojej książki. Ciekawe, że żaden z obdarowanych nie wysłał do mnie nawet krótkiego podziękowania za otrzymany prezent.
Podaję kilka przykładów moich projektów, które zostały zrealizowane już po wydaniu książki w 2005 roku:
— Wprowadzenie kas fiskalnych dla adwokatów, lekarzy, artystów (s. 28) — organy państwowe zrealizowały to: np. lekarze są zobligowani do posiadania kas fiskalnych od 1 stycznia 2017 roku, a prawnicy mają taki obowiązek już od 1 stycznia 2015 roku.
— Wprowadzenie w szkołach mundurków dla uczniów jako elementu dyscyplinującego (s. 79) — w 2007 roku ówczesny minister edukacji Roman Giertych ustanowił obowiązek noszenia mundurków, rok później wprowadzono poprawkę polegającą na dobrowolności tego elementu ubioru.
— Wprowadzenie do codziennej praktyki systemu identyfikacji osób poprzez skanowanie oka lub dłoni, co zwalniałoby np. od noszenia przy sobie dowodu osobistego lub prawa jazdy (s. 117–118) — w latach 2018–2020 zostało to zrealizowane w przypadku dowodu osobistego, dowodu rejestracyjnego pojazdu, polisy OC i prawa jazdy. Nie ma jeszcze co prawda skanowania narządów, jednak kierowcy nie muszą już posiadać przy sobie niektórych dokumentów.
— Powołanie Instytutu Promocji Kultury Polskiej, który promowałby polską sztukę i kulturę na całym świecie (s. 140) — w październiku 2016 roku powstał w Krakowie… Instytut Promocji Kultury Polskiej, który w swych założeniach ma promować polską kulturę i sztukę na całym świecie, na razie w postaci koncertów oratoryjnych.
— Wszczęcie procedury dochodzenia odszkodowań od Niemiec za szkody wyrządzone Polsce w czasach II wojny światowej (s. 28) — 1 września 2022 roku, po siedmiu latach obliczania, prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński na Zamku Królewskim w Warszawie przedstawił kwotę strat. Wycenił je na 6,2 bln zł, czyli ok. 1,3 bln dolarów.
— Opodatkowanie od sprzedaży detalicznej wszystkich działających w Polsce megasamów, czyli sklepów wielkopowierzchniowych typu Auchan, Real, Ikea, Tesco (s. 29) — w roku 2016 taki podatek został wprowadzony.
— Rekwirowanie majątku nie tylko przestępcom, ale także ich rodzinom, znajomym, na których dobra pochodzące z przestępstwa zostały przepisane (s. 34) — przepisy o tzw. konfiskacie rozszerzonej weszły w życie w kwietniu 2017 roku.
— Rozpoczęcie nauki w szkole podstawowej już w wieku 6 lat (s. 71) — od 2009 roku wprowadzono taki obowiązek, który następnie w 2013 roku zmieniono z powrotem na 7 lat, jednak z możliwością kontynuowania nauki dla 6-latków, jeśli tak zażyczą sobie rodzice.
— Przywrócenie 8-klasowej szkoły podstawowej (s. 71) — od 2017 roku została ona przywrócona.
— Likwidacja gimnazjów (s. 71–72) — od roku 2017 zaczęto je wygaszać, a teraz już ich nie ma.
— Wprowadzenie egzaminu po ukończeniu VIII klasy szkoły podstawowej (s. 77) — od roku szkolnego 2018/2019 obowiązuje taki egzamin.
— Podjęcie działań zmierzających do wyjaśnienia zagadki śmierci generała Władysława Sikorskiego (s. 148–149) — 3 września 2008 roku Instytut Pamięci Narodowej, dokładniej Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Katowicach, wszczęła śledztwo w tej sprawie.
— Obniżenie wieku karania więzieniem z lat 17 do lat 15 — najpierw obniżono wiek do lat 15, a teraz w parlamencie jest już projekt ustawy, gdzie proponuje się wiek nawet 14 lat.
— Objęcie prawami patentowymi lub innego rodzaju zastrzeżeniem oryginalnych produktów spożywczych typowych tylko dla Polski, np. oscypków, nalewek alkoholowych, miodów pitnych (s. 98) — 13 lutego 2008 roku weszła w życie decyzja Komisji Europejskiej o wpisaniu oscypka na europejską listę produktów regionalnych. Do takiego katalogu trafiły później też miody pitne.
— Połączenie wszystkich gospodarstw w Polsce siecią światłowodową, przez którą można byłoby bez zakłóceń i szkodliwego promieniowania emitowanego przez nadajniki naziemne przesyłać internet, telewizję czy połączenia telefoniczne (s. 132) — w roku 2019 Prawo i Sprawiedliwość wraz z rządem ogłosili bardzo ambitny plan związany z zapewnieniem dostępu do światłowodu dla każdego obywatela w Polsce: wszystkie budynki mieszkalne do 2023 roku powinny mieć dostęp do sieci światłowodowej (taką deklarację złożył minister cyfryzacji Marek Zagórski, a w trakcie kampanii wyborczej na prezydenta Polski w czerwcu 2020 roku prezydent Andrzej Duda deklarował, że po wygraniu wyborów doprowadzi do powstania takiej sieci). Ma ona na początek służyć na potrzeby internetu szerokopasmowego, ale w przyszłości może także być wykorzystana do przesyłania pozostałych mediów lub oddawania głosów w wyborach.
— Co najmniej dwukrotne podniesienie płacy minimalnej (s. 121) — od 2015 do 2023 roku została ona podniesiona ponad dwukrotnie.
— Prowadzenie przez państwo polityki prorodzinnej, polegającej m.in. na wypłacaniu odpowiednio wysokich dodatków rodzinnych (s. 138) — 1 kwietnia 2016 roku wprowadzono program 500+, który jest takim rodzajem dodatku rodzinnego.
Wniosek, jaki się tu nasuwa: albo polscy politycy ściągają moje pomysły zawarte w książce _Moja Polska_, albo ja mam dar przewidywania przyszłości polskiej polityki i gospodarki na 15 lat do przodu.
Czy to wszystko nie zastanawia?
Autor
Wszelkie prawa zastrzeżone, włącznie z prawem do reprodukcji i do rozpowszechniania tekstów w całości lub części, w jakiejkolwiek formie. Wszelkie idee, pomysły, koncepcje, rozwiązania i znaki występujące w tekście książki są zastrzeżonymi dla jej Autora.
Książka dostępna fizycznie w wydruku i jako e-book, w Ridero oraz w księgarniach internetowych.1. Czy demokracja to rzeczywiście najlepszy ustrój polityczny?
W świecie zachodnim powszechnie uważa się, że najlepszym ustrojem politycznym, jaki do tej pory stworzył człowiek, jest demokracja. Każdy inny system jest niesprawiedliwy, a wręcz zbrodniczy. W związku z tym Zachód próbuje na siłę wprowadzać ten ustrój w innych częściach świata. Jeśli w jakimś państwie nie ma demokracji według wzorców zachodnich, to kraj ten potępia się, szkaluje, stosuje naciski ekonomiczno-gospodarcze lub wprost interweniuje zbrojnie, niby w imię pomocy „gnębionym” obywatelom.
Uważam, że nie ma nic bardziej błędnego od takiego rozumowania tematu. Demokracja powstała w starożytnej Grecji, w kulturze europejskiej i jako taka może ona być dobra dla niektórych narodów zamieszkujących Europę, ale niekoniecznie jest ona właściwa dla krajów Afryki, Azji, Bliskiego Wschodu czy nawet dla Polski czy Rosji.
Obecnie Amerykanie wprowadzają na siłę demokrację w Syrii, Iraku i w Afganistanie. Twierdzę, że nie można było zrobić nic bardziej niemądrego. Tamtejsze ludy, wychowywane od pokoleń na zasadach islamu, nigdy nie zaakceptują tak obcego sobie ustroju. Arabowie zawsze będą dążyć do zachowania tradycyjnego, zakorzenionego od wieków systemu społecznego opartego na Koranie. I nie zmienią tego żadne pieniądze ani żadne siłowe ich nakłanianie. Demokracja po prostu nie pasuje do tej religii. Wymieniony wyżej Afganistan kosztem setek tysięcy ofiar na powrót stał się niepodległy i wolny od amerykańskiej doktryny demokratycznej.
A spójrzmy na to z innej strony, odwróćmy sytuację. Załóżmy, że Afganistan stał się potęgą militarną i to on podbija Amerykę, i na siłę stara się wprowadzić w USA zasady społeczeństwa klanowego i prawo szariatu. Jak by to wyglądało? Nawet nie potrafimy sobie tego wyobrazić. Przecież to byłby kompletny absurd! Powstaje pytanie: dlaczego więc czymś normalnym wydaje się nam wprowadzanie przez USA demokracji w Afganistanie? Podobnie sprawy mają się w odniesieniu do krajów Ameryki Południowej. Tam jest inna kultura, inna mentalność — tam nigdy nie będzie prawdziwej demokracji, tam ten ustrój po prostu nie może się w żaden sposób przyjąć. Dlatego ciągle są pucze wojskowe, władzę przejmują dyktatorzy.
Uważam, że PRZEZ WIEKI SWEGO ISTNIENIA POSZCZEGÓLNE SPOŁECZEŃSTWA I NARODY WYPRACOWAŁY WŁASNE, DOPASOWANE DO SWEJ MENTALNOŚCI, RELIGII I TRADYCJI SYSTEMY SPOŁECZNE I W ŻADEN SPOSÓB NIE POWINNO SIĘ W NIE INGEROWAĆ ANI ZMUSZAĆ NA SIŁĘ DO ICH ZMIANY. Te systemy tam się sprawdzają i efektywnie dyscyplinują obywateli.
Często słychać w mediach głosy oburzenia dotyczące masowych egzekucji w Chinach czy okaleczania niewiernych żon w Afganistanie. Jednak ci przepełnieni humanitaryzmem dziennikarze nie zdają sobie sprawy z tego, że te egzekucje są konieczne po to, aby utrzymać tak olbrzymi naród w ryzach systemu prawa. Gdyby nie one, to w tym kraju rozpełzłaby się anarchia, korupcja i złodziejstwo, a z czasem wszystko to wyszłoby poza granice państwa, na cały świat, z wielką dla niego krzywdą. Okaleczanie niewiernych żon budzi w nas grozę i sprzeciw, ale w Afganistanie takie praktyki są przyjęte od wieków. Są one zgodne z prawem szariatu i islamu — czy nam się to podoba, czy też nie.
Innym przykładem na to, że najbardziej efektywnym systemem społecznym są rządy silnej ręki, jest starożytny Rzym za czasów Cesarstwa. To właśnie wtedy Rzym stał się największą i najbardziej rozległą terytorialnie potęgą ówczesnego świata — za czasów Cesarstwa, a nie Republiki. Tak było też z Francją za Napoleona Bonapartego. W Jugosławii, gdy żył Josip Broz Tito i trzymał władzę twardą ręką, wszystkie narody bałkańskie żyły w zgodzie i pokoju. Nie było waśni narodowych ani terytorialnych. Gdy zabrakło Tity, bardzo szybko doszło do totalnej wojny, rzezi i rozpadu kraju na drobne państewka.
Spójrzmy na Rosję — od prapoczątków istnienia tego państwa przyjęte było, że władzę sprawuje tylko jeden silny przywódca, o nieograniczonej władzy. Kiedyś nazywano go carem, później pierwszym sekretarzem partii, a obecnie prezydentem. W mentalności Rosjan jest to schemat zakodowany niemal w genach. Uważam, że właśnie dlatego Rosja od zawsze była potęgą polityczną i wojskową, i dlatego jest też największym terytorialnie krajem na ziemskim globie. Dzięki temu, że poszczególni władcy konsekwentnie realizowali wytyczone przez siebie cele, Rosja zawsze parła do przodu i rosła w siłę. Car, pierwszy sekretarz partii czy prezydent, będąc jedynowładcą, traktował państwo jak swój folwark. Od zawsze car to była Rosja, a Rosja to był car. Mając niepodważalną pozycję, możnowładcy Rosji nie musieli kupować sobie życzliwości stronnictw politycznych lub bogatej czy biednej szlachty ani iść na ustępstwa, rezygnując ze swych dalekosiężnych planów — tak jak to miało miejsce w Polsce. Dlatego bezwzględnie, bezzwłocznie i konsekwentnie mogli wprowadzać w życie swe decyzje i sprawnie, bez sprzeciwów, zarządzać krajem. To stało się podstawą mocarstwowości Rosji.
Polska, w przeciwieństwie do kraju carów, wprowadziła u siebie tzw. demokrację szlachecką, która doprowadziła do anarchii, upadku państwa i 123-letniej niewoli. Uważam, że — podobnie jak w naszym bratnim, słowiańskim kraju — najlepszym ustrojem dla Polski jest dyktatura jednostki. Analizując historię, łatwo dojść do wniosku, że Polska była naprawdę silna tylko wtedy, gdy rządził nią niepodzielnie jeden władca. Było tak w okresie dynastii królewskich, było tak też za czasów Józefa Piłsudskiego. Gdy Polską rządzili królowie dziedziczni, rosła ona w siłę, a gdy wprowadzono wybory władcy przez Sejm i Senat, znaczenie Polski w świecie zaczęło maleć, a ona sama pogrążyła się w anarchii. Jeszcze gorzej zaczęło się dziać, gdy po śmierci Zygmunta Augusta rozpoczęto wybierać królów przez elekcje, w których mogła brać udział cała polska szlachta. Każdy kandydat do tronu musiał szlachcie zaprzysiąc _pacta conventa_, które skutecznie ograniczały jego późniejsze możliwości rządzenia. Poza tym wielu z elekcyjnych władców było cudzoziemcami, co już samo w sobie było niekorzystne dla Polski.
W 1918 roku, po odzyskaniu niepodległości przez nasz kraj, aż po 123 latach zaborów, Polacy — zamiast wspólnie, solidarnie zabrać się do odbudowywana własnej państwowości — wzięli się nawzajem za łby. Jak za czasów Polski szlacheckiej, tak i wówczas, powstała ogromna liczba różnych partii politycznych i stronnictw, które miast współdziałać dla dobra kraju, zaczęły z ogromną zaciekłością walczyć ze sobą. Pierwszy prezydent wolnej Polski, Gabriel Narutowicz, pełnił władzę tylko przez 5 dni, gdyż został zamordowany z powodów politycznych. Myślę, że to jest bardzo, bardzo znaczący symbol. Po 123 latach niewoli Polacy odzyskali wolność i pierwsze, co zrobili, to sami zabili swego pierwszego prezydenta zaraz po jego wyborze! To dużo mówi o naszym narodzie, o jego kłótliwości, zacietrzewieniu, braku chęci do zgody i kompromisów.
Aby rozdzielić zwaśnione stronnictwa i zaprowadzić w kraju ład, Józef Piłsudski zmuszony był do dokonania przewrotu majowego. Okres od 1926 do 1935 roku (data śmierci Piłsudskiego) był najbardziej owocny w dziejach II Rzeczpospolitej w dokonania gospodarcze. Powiedzmy sobie szczerze — Polacy muszą być trzymani na krótkiej wodzy. W przeciwnym razie z miejsca wkrada się anarchia, zdrada, samowola, sobiepaństwo, egoizm, prywata i korupcja. Jednym słowem kraj upada i zawsze — w stosunku do innych państw — będzie pozostawał w tyle.
Demokracja — w tradycyjnym znaczeniu — nie jest ustrojem dla Polski! Tu oznacza ona dorwanie się do koryta władzy, ustawienie swej rodziny i znajomych, działanie mające na celu przyniesienie korzyści swojej partii, bez patrzenia na dobro państwa. To chamstwo, sprzedajność, opluwanie się nawzajem, judzenie przeciw sobie społeczeństwa i antypolskość. Gdy zechcesz to zwalczyć, to te same łobuzy od razu przypną ci łatkę nacjonalisty, faszysty, antysemity. Jesteś dobry tylko wtedy, gdy popierasz taką demokrację, jaką oni tworzą. Jeśli myślisz inaczej, to jesteś zły. Zwolennicy tzw. demokracji zachowują się dokładnie tak samo jak kiedyś wyznawcy komunizmu. Demokracja jest uważana za jedynie słuszny ustrój, wszelkie inne poglądy i idee są zwalczane z całą bezwzględnością. Pytam: gdzie jest wolność myśli i przekonań, wyrażania własnych sądów? Gdzie akceptacja innych poglądów?
.
*
Mówi się, że demokracja jest najbardziej sprawiedliwym systemem społecznym, że jest najlepsza, bo każdy obywatel (teoretycznie) ma możliwość wpływu na rządzenie państwem. Twierdzi się, że demokracja oznacza rządy większości nad mniejszością i to ma być bardzo słuszne. Ja uważam, że jest to oczywista nieprawda. Więcej — jest to potworne kłamstwo.
Spróbujmy przyjrzeć się zasadom tego ustroju na przykładzie wyborów do Sejmu w roku 2007. Senat pomijam w tej analizie, gdyż to izba niższa ma decydujący głos w rządzeniu państwem. Liczba Polaków wynosiła wtedy ok. 38 milionów, co prawda za pracą wyjechało z niej ok. 2,5 miliona ludzi, ale przecież mieli oni możliwość głosowania poza granicami kraju. Z tej wartości do udziału w wyborach uprawnionych było ok. 30 milionów obywateli. Z kolei z tej liczby głosowało tylko 53,88% wyborców, czyli dokładnie 16 142 202. Do Sejmu weszli przedstawiciele czterech partii, którzy reprezentowali 95,68% głosujących, czyli 15 477 568 osób. Izba niższa parlamentu podejmuje uchwały większością głosów. Aby mieć w niej większość, a więc mieć możliwość przeforsowywania własnych projektów ustaw, a przez to i móc realnie rządzić, partia, która osiągnęła najlepsze wyniki w wyborach, czyli Platforma Obywatelska, zmuszona była wejść w układ z Polskim Stronnictwem Ludowym. Te dwie partie razem uzyskały w Sejmie 240 mandatów, co stanowiło 52% głosów. Tych 240 posłów _de facto_ rządziło 38 milionami Polaków, przy czym reprezentowali oni tylko 8 138 648 obywateli, czyli tylko ¼ uprawnionych do głosowania i ⅕ całości narodu.
A teraz analiza ostatnich wyborów do Sejmu i Senatu z roku 2019. Liczba Polaków nadal wynosiła ok. 38 milionów. Do wzięcia udziału w głosowaniu uprawnionych było 30 253 556 osób. Z tej liczby głosowało tylko 61,74% wyborców, czyli 18 678 457. W porównaniu z innymi, poprzednimi wyborami jest to wyjątkowo dużo. Do Sejmu weszli przedstawiciele sześciu partii, którzy reprezentowali 99,08% głosujących, czyli 18 299 806 osób. Sejm podejmuje uchwały większością głosów. W wyniku wyborów Prawo i Sprawiedliwość uzyskało 235 mandatów, a więc osiągnęło większość i mogło samodzielnie rządzić, zwłaszcza że z tego ugrupowania pochodził też prezydent Andrzej Duda. Partia ta ma możliwość przeforsowywania własnych ustaw, a przez to może realnie rządzić państwem. Te 235 mandatów stanowi 51% głosów. Tych 235 posłów _de facto_ rządzi 38 milionami Polaków, przy czym reprezentują oni tylko 8 051 935 obywateli, czyli ¼ uprawnionych do głosowania i ⅕ całości narodu.
Reasumując, demokracja w Polsce polega na tym, że 235 ludzi wybranych przez 8 milionów osób decyduje o losach 38 milionów Polaków. Jedynie ⅕ obywateli — pośrednio — decyduje o losie całego narodu. Podstawowa zasada demokracji mówi, że są to rządy większości nad mniejszością. Pytam się: w którym momencie jest tu ona spełniona? W żadnym!
Podobne proporcje (a najczęściej dużo gorsze) występowały podczas innych wyborów. Nie inaczej jest w pozostałych krajach demokratycznych, bo już z rachunku matematycznego wynika, że w takich wyborach nie ma możliwości osiągnięcia większości.
Jedną z zasadniczych wątpliwości negujących wartość demokracji jako systemu społeczno-gospodarczego jest wartość oddawanych głosów. No bo jak można równać ze sobą wartość głosu wyborcy z tytułem profesora z wartością głosu wyborcy-menela czy półanalfabety?
Obecne głosowania polegają na pokazówkach przed całym światem: „patrzcie, ilu naszych obywateli bierze udział w wyborach, jak bardzo jesteśmy demokratycznym państwem”, co, jak wyżej wykazałem — jest oczywistą bzdurą. Meritum wyborów nie powinno być spełnienie wymogów obecnej fałszywej demokracji, należy skupić się bowiem na dobru ojczystego kraju. Na stanowiska kierownicze w państwie powinni być wybierani ludzie światli, uczciwi i odpowiedzialni. I tacy sami ludzie światli, uczciwi i odpowiedzialni powinni ich wybierać.
UWAŻAM, ŻE DEMOKRACJA JAKO USTRÓJ PAŃSTWA, POWOLI I SYSTEMATYCZNIE ZMIERZA KU SCHYŁKOWI. ZAPEWNE W NIEDALEKIM CZASIE ZACZNIE BYĆ MODNY INNY SYSTEM SPOŁECZNY I JESTEM NIEMAL PRZEKONANY, ŻE WIELKIEGO POWROTU DOCZEKA SIĘ MONARCHIA. NAJPEWNIEJ NAJCZĘSTSZYM I POWSZECHNYM BĘDZIE MIESZANIE KILKU SYSTEMÓW, TAK JAK OD LAT — Z SUKCESEM — DZIEJE SIĘ TO W CHINACH, GDZIE DWA — TAK BARDZO PRZECIWSTAWNE SOBIE USTROJE, JAK KOMUNIZM I KAPITALIZM — W NIEZWYKŁY SPOSÓB POŁĄCZONO W JEDEN. PRZYNIOSŁO TO NIEWYOBRAŻALNY ROZWÓJ EKONOMICZNY CHIN I ICH EKSPANSJĘ GOSPODARCZĄ NA CAŁY ŚWIAT.
.
*
Chciałem jeszcze wskazać na jeden z bardzo wielu przykładów marnowania pieniędzy polskich podatników. Przecież wybory do Sejmu, Senatu, organów Unii Europejskiej, samorządowe i na prezydenta można połączyć w jedno. Wszystkie można robić co 5 lat. Na wybory parlamentarne w 2019 roku wydano blisko 225 mln zł. Na organizację wyborów do Parlamentu Europejskiego w tym samym roku prawie 215 mln zł. Koszt wyborów samorządowych rok wcześniej wyniósł 332,6 mln zł. Na wybory prezydenckie w roku 2020 wydano 319,7 mln zł. W sumie daje to astronomiczną kwotę blisko 1,1 mld zł, które są tracone co kilka lat. Przy połączeniu ich zaoszczędzono by ok. 800 mln zł co 4 lata, przy niewiele większym nakładzie pracy i środków. Pewnie wiele osób powie, że przy tak dużej liczbie kandydatów na różne stanowiska, wyborcy myliliby się, kogo i na jakie stanowisko mają wybierać. Nieprawda! Wyborcy i tak z reguły w ogóle nie znają osoby i zwykle wybierają tę, która robi wokół siebie największy szum, mówi krańcowe głupstwa i obiecuje gruszki na wierzbie. Liczba kandydatów nie ma żadnego znaczenia.
I jeszcze jedno teoretyczne rozważanie na temat demokracji. Otóż uważam, że przy obecnej formie tego systemu, gdyby ktoś chciał, to może sobie kupić np. urząd prezydenta. Podam przykład Czech jako małego kraju mającego kilku bardzo bogatych ludzi. Uprawnionych do głosowania jest tam nieco ponad 8 mln osób. Do wyboru na prezydenta wystarczy 50% głosów +1. Gdyby każdemu wyborcy obiecać za oddanie głosu np. 1000 dolarów, to uzyskanie urzędu prezydenta kosztowałoby ok. 4 mld dolarów. Najbogatszy Czech Petr Kellner miał majątek wart 17,5 mld dolarów. Więc nie byłoby dla niego problemu po prostu kupić sobie urząd prezydenta. Ale gdyby przyszła mu ochota, to — przestrzegając zasad tzw. demokracji — tak jak niedawny premier Andrej Babiš mógłby swe pieniądze zainwestować w wybory i wygrać je za dużo mniejszą kwotę. Wniosek — każde stanowisko uzyskiwane w wyborach w tzw. demokracji można sobie kupić. Trzeba tylko być odpowiednio bogatym lub znaleźć sponsora, który sfinansuje kampanię wyborczą, a któremu później — będąc już na stołku prezydenta, posła czy senatora — trzeba będzie się w jakiś ustalony wcześniej sposób zrewanżować. Dlatego demokracja nierozerwalnie wiąże się z korupcją.
Inny przykład — teraz polski. Szacuje się, że w naszym kraju na zaburzenia psychiczne cierpi ok. 8 mln osób dorosłych. Prawie co czwarty Polak (23,4%) zmaga się z przynajmniej jednym zaburzeniem psychicznym. Najpowszechniejsza jest depresja, określana mianem epidemii XXI wieku, na którą cierpi ok. 10% rodaków, ale do najczęstszych zaburzeń psychicznych zaliczają się też nerwice i zaburzenia lękowe, napady paniki, fobie społeczne i choroby, takie jak schizofrenia (choruje na nią 385 tys. osób — 1% społeczeństwa). Osoby te nadal posiadają prawo wyborcze. Jeżeli do wyborów jest uprawnionych ok. 30 mln obywateli, to jest niemal pewne, że głosy tych 8 mln osób chorych psychicznie (w tym 385 tys. chorych na najcięższą z nich, czyli schizofrenię) mogą zadecydować o tym, kto zostanie w Polsce posłem, senatorem czy prezydentem.
A teraz inny rodzaj wyborców — więźniowie, którzy mimo swojego pozbawienia wolności, także posiadają prawo do głosowania. We wrześniu 2021 roku w aresztach śledczych i zakładach karnych przebywało 71 216 więźniów. W Systemie Dozoru Elektronicznego natomiast karę odbywało ponad 7 tys. osób. W kolejce na osadzenie oczekiwało aż 30 tys. osób. Czyli ok. 110 tys. aktualnych więźniów i skazanych ma prawo wybierania posłów, senatorów czy prezydenta.2. Zlikwidować partie polityczne
Powinno się jak najszybciej zakazać finansowania partii politycznych. Uważam za skandal, żeby darmozjadów szkodzących państwu polskiemu utrzymywać za pieniądze obywateli. Jeżeli rzeczywiście PiS, PO i inne ugrupowania są aż tak dobre i patriotyczne, to niech się utrzymują z wkładu członków swojej partii. Niech zdobędą tak wielu działaczy, aby z ich składek było ich stać na wszystko to, co teraz robią za pieniądze polskich podatników.
Za nasze pieniądze PiS, PO, SLD i inne partie wykłócają się w Sejmie, nawzajem szkalują, obrzucają błotem, ochraniają swych szefów, utrzymują luksusowe siedziby, a niektórzy wypłacają sobie pensje. My tych próżniaków finansujemy. Przy czym zwolennik PiS płaci także na utrzymanie PO i innych partii, a zwolennik PO na PiS i pozostałych. Będąc u władzy, partie te — mimo tego, że niby cały czas wobec siebie antagonistyczne — zgodnie same sobie wyznaczyły ogromne kwoty, które corocznie wyciągają z kasy państwa.
Począwszy od wyborów w roku 2019 łączna kwota subwencji, która każdego roku zasila konta ugrupowań partyjnych, wynosi niemal 70,5 mln zł. W tym:
— Prawo i Sprawiedliwość — 23,5 mln zł,
— Koalicja Obywatelska — 19,8 mln zł,
— Sojusz Lewicy Demokratycznej — 11,5 mln zł,
— Polskie Stronnictwo ludowe — 8,4 mln zł,
— Konfederacja — 6,9 mln zł,
— Partia Zieloni — 303,1 tys. zł,
— Inicjatywa Polska — 101 tys. zł.
Ponadto partie mają możliwość otrzymania zwrotu wydatków z kampanii wyborczej w formie tzw. dotacji podmiotowej, na której wysokość wpływa liczba uzyskanych mandatów poselskich i senatorskich przez dany komitet wyborczy. Jej wypłacenie odbywa się do sześciu miesięcy po uznaniu wyborów za wiążące przez PKW. Są to kolejne miliony wyciągnięte z naszych kieszeni.
Gdy wybory wygrywa inna partia, to po objęciu władzy wyrzuca z lukratywnych stanowisk te osoby, które tam ulokowała partia poprzednia i obsadza swoimi. Zwolnienie poprzednich urzędników wiąże się z wypłatą dla nich bardzo wysokich odpraw, idących czasami w miliony złotych dla jednego. Po następnych wyborach znowu przychodzi poprzednia partia lub inna, wyrzuca z kolei urzędników partii ustępującej i znowu wprowadza swoich ludzi. Ci co muszą odejść znowu otrzymują bardzo wysokie odprawy. I tak w koło Macieju. Obojętnie, czy dana partia wygra, czy przegra wybory — zawsze dla jej ludzi oznacza to zarobek dużych pieniędzy. I o to w tym wszystkim chodzi. Partie tak sobie ustawiły politykę państwa, że po każdych wyborach zarabia i partia wygrana (bo obsadza swoimi ludźmi wysokopłatne etaty) i partia przegrana (bo jej ludzie otrzymują olbrzymie odprawy). Okradanie Polski trwa w najlepsze. Dlatego także powinno się zlikwidować obowiązek wypłaty wysokich odpraw dla ustępujących urzędników i kierowników przedsiębiorstw państwowych. Wymienione wyżej czynniki są tylko kilkoma z wielu, które przemawiają za koniecznością likwidacji wszelkich partii politycznych jako instytucji żerujących na finansach obywateli i szkodzących Polsce i Polakom.3. Chybione budowle w Polsce
Chcę na kilku przykładach pokazać, w jak nieprofesjonalny, a wręcz haniebny sposób wznosi się w Polsce budowle użyteczności publicznej. Jak realizuje się inwestycje tylko z myślą o tym, aby jednorazowo zabłysnąć przed wyborcami bez zwracania uwagi na ich przyszłościowe wykorzystanie.
.
*
Stadion Narodowy w Warszawie został wybudowany w latach 2008–2012 przed piłkarskimi Mistrzostwami Europy 2012. Powstał na miejscu Stadionu Dziesięciolecia. Został on tak zaprojektowany, aby można było na nim głównie rozgrywać mecze piłki nożnej i przeprowadzać imprezy muzyczne. Ani inwestor, czyli państwo, ani projektanci nie pomyśleli o tym, aby zrobić go nieco większym i dodać wokół boiska jeszcze bieżnię. Wtedy można byłoby na nim rozgrywać zawody lekkoatletyczne, w których biegi są jednymi z głównych dyscyplin. Przecież lekkoatletykę nazywa się królową sportu, dlatego budując tak wielki stadion, nie powinno się w żaden sposób o niej zapominać. Poza tym przecież ten nowy obiekt miał zastąpić stary, na którym była bieżnia. Skoro już budowano go za 2 mld zł, to można było zrobić to solidnie. Uważam, że jest to karygodny błąd. Ludzie, którzy do tego doprowadzili, powinni za to odpowiedzieć swą głową. Dodam, że w tym czasie wybudowano także trzy inne stadiony: w Gdańsku, we Wrocławiu i w Poznaniu. I one także zostały wybudowane bez bieżni. Obecnie jedynym obiektem w Polsce, gdzie można rozegrać zawody lekkoatletyczne na świeżym powietrzu, jest Stadion Śląski w Chorzowie.
.
*
Metro w Warszawie. Kolej podziemna, oprócz usprawnienia transportu publicznego, spełnia jeszcze inną, bardzo, bardzo ważną funkcję. Otóż w czasie wojny służy za schron dla mieszkańców miasta. Na przykład najgłębsza stacja metra w Moskwie znajduje się na głębokości 84 metrów. W czasie II wojny światowej służyła ona za schron przeciwlotniczy, a w czasach zimnej wojny była przygotowywana na schron przeciwatomowy. Metro w Kijowie — najgłębsza na świecie stacja Arsenalna leży na głębokości aż 105,5 m. Kolej podziemna w Petersburgu — niemal cała znajduje się 50–75 m pod ziemią, a stacja Admiralteyskaya na głębokości 102 m. Metro w Londynie biegnie miejscami nawet 68,8 m pod poziomem gruntu. Metro w Warszawie znajduje się na głębokości kilku, kilkunastu metrów, a w miejscu najgłębszym do 20 m. Budując go, w ogóle nie wzięto pod uwagę zaleceń Obrony Cywilnej, nie pomyślano o tym, że kiedyś może się ono przydać jako schron przeciwlotniczy, a może i przeciwatomowy. Przez Polskę zawsze przewalały się wojny z zachodu na wschód i odwrotnie. Na pewno w przyszłości dojdzie do kolejnej — i gdzie wtedy schronią się mieszkańcy stolicy?
.
*
Następny przykład — tunele i wiadukty. Od kilkunastu lat trwa w Polsce boom budowlany. Buduje się dużo nowych dróg i autostrad. Jednak państwo — podobnie jak w przypadku budowy metra — nie wzięło pod uwagę, że te drogi w czasie ewentualnej wojny mogą służyć do transportu różnego rodzaju wielkogabarytowego sprzętu. Myślę tu chociażby o przejeździe pojazdów z rakietami, z ładunkami konwencjonalnym, a może kiedyś w przyszłości nawet z ładunkami jądrowymi. To są ogromne pojazdy, które potrzebują wiaduktów o odpowiedniej wysokości po to, żeby móc pod nimi przejechać. Konieczne jest także, aby te wiadukty i mosty miały odpowiednią nośność. Niezbędne jest też odpowiednio wytrzymałe podłoże i nawierzchnia dróg, której teraz nie ma, bo jej w planach nie przewidziano. Takie drogi buduje się na dziesiątki, a może i na setki lat. Dlatego przy ich projektowaniu zawsze należy takie aspekty brać pod uwagę.
W czasach Polski Ludowej Wojsko Polskie posiadało wojska rakietowe wyposażone w rakiety taktyczne, które mogły przenosić ładunki konwencjonalne, a w razie potrzeby także jądrowe. Po wstąpieniu do NATO, na żądanie nowych „sojuszników” rozbroiliśmy się i wszystkie rakiety zostały zniszczone. Ale nawet jeśli i teraz nie mamy takiej broni, to kto wie, czy jej nie będziemy mieli za 10, 20, 30 lat. Żeby było ciekawiej, Niemcy, które — podobnie jak Polska — obecnie nie posiadają rakiet taktycznych, wszystkie drogi zbudowali pod kątem ich transportu.
.
*
Przekop Mierzei Wiślanej. Sam pomysł budowy kanału popieram, bo uniezależnia nas od kaprysów Rosji i skraca drogę z Zalewu Wiślanego na Bałtyk. Jednak cały czas zadaję sobie pytanie, dlaczego konstruktorzy zaprojektowali przekop przez mierzeję w tak dziwny sposób? Dlaczego na tak krótkim odcinku szlaku zrobiono śluzę? Przecież wystarczyło tylko przekopać sam kanał i tak go pozostawić, gdyż nie ma żadnej różnicy w poziomach wody na Bałtyku i w Zalewie Wiślanym. Prosty projekt niepotrzebnie został do maksimum skomplikowany. Twierdzi się, że bramy śluzy zapobiegną mieszaniu się wód Zalewu Wiślanego i Zatoki Gdańskiej. A co niby złego stałoby się, gdyby się zmieszały? Przecież to jest ta sama woda Morza Bałtyckiego, a oddziela ją pasek ziemi o szerokości tylko 1000 m. Absurd!
Dla przykładu, Kanał Koryncki łączy aż dwa morza — Egejskie z Jońskim. Kanał ma długość 6343 m i nie ma na nim nawet jednej śluzy. Natomiast Kanał Sueski ma aż 163 km długości i łączy dwa różne morza (Śródziemne i Czerwone) i różne zlewiska dwóch oceanów (Atlantyckiego i Indyjskiego) — i… też nie ma śluz. Mało tego, kanał jeszcze przebiega przez trzy jeziora — Jezioro Krokodyli, Wielkie Jezioro Gorzkie i Małe Jezioro Gorzkie. Wszystko tu doskonale funkcjonuje, nikt nie mówi o mieszaniu się wód, nie protestują biolodzy ani ekolodzy.
Wracając do kanału na Mierzei — należało drogę dla pojazdów i ludzi puścić tunelem, pod kanałem lub ostatecznie wiaduktem, nad przekopem. Wtedy nie trzeba byłoby budować czterech wielkich rond ani czterech dróg do nich dochodzących, a także dwóch obrotowych mostów i całego zaplecza dla nich. W związku z tym wszystkim nie byłoby też konieczności budować za miliony złotych budynku tzw. Kapitanatu Portu Nowy Świat. W tym miejscu pracować będzie kapitan, jego zastępca, oficerowie inspekcyjni, oficerowie kierujący ruchem portowym i bosmani — w sumie kilkanaście osób na stałych posadach. Jak wskazują stopnie oficerskie, nie będą to zwykli pracownicy zarabiający średnią krajową, ale oficerowie zarabiający po kilkanaście i więcej tysięcy złotych miesięcznie.
Oszczędności wyniosłyby kilkaset milionów złotych na samej budowie i kolejne miliony na pensjach niepotrzebnej obsługi! Nie wiem, czy budowanie w ten sposób to zwykły idiotyzm czy zwykła korupcja. Ale myślę, że powinno zostać w tej sprawie przeprowadzone drobiazgowe śledztwo. Poza tym ten absurd budowlany powinien zostać poprawiony, a winni nadużycia lub głupoty surowo ukarani.
17 września 2022 roku odbyło się uroczyste otwarcie kanału i bardzo dziwi fakt, że nikt z oficjeli ani żaden dziennikarz — nawet z tych nieprzychylnych PiS mediów — nie zwrócili uwagi na oczywisty absurd, wynikający z samego projektu tej budowli. Mało tego, na dowód, że mam rację, przytoczę fakt, iż w „Wiadomościach” TVP pokazano, jak statki przepływały przez kanał bez zatrzymywania się w śluzie, a obie bramy były cały czas otwarte. Sposób budowy przeprawy uważam za jedną z największych obecnie afer gospodarczych, którą powinno zająć się CBA i niezależny prokurator.
.
*
Wraz z budową autostrad i dróg szybkiego ruchu zaistniała potrzeba, aby w miejscach, gdzie drogi te przebiegają przez osiedla mieszkaniowe, stworzyć ekrany dźwiękochłonne. I co zrobiono? Otóż obstawiono drogi wielkimi ścianami z metalu i tworzywa sztucznego. Stawiano je nawet w miejscach, gdzie nie ma żadnego domu lub odległość jest tak duża, że hałas z autostrady w ogóle nie dochodzi. Już dekadę temu, w październiku 2012 roku oceniano, że Polska straciła na budowie zbędnych ekranów ok. 1 mld zł. Oblicza się, że koszty ich postawienia często stanowiły nawet 25% kosztów niektórych inwestycji. To jest wręcz niewyobrażalne. Poza wielkimi, niepotrzebnymi wydatkami ten typ przegrody powoduje, że jadący drogą kierowcy nie widzą okolicy i w czasie jazdy bardzo szybko ulegają znużeniu, a nawet senności, co przekłada się na wzrost wypadkowości. Ekrany często są obiektami, po których chuligani mażą różne szkaradne rysunki. A przecież można było wyciszyć drogi starą wypróbowaną metodą, czyli obsadzić pobocza gęsto nasadzonymi niskimi drzewkami i krzewami, które, oprócz tego, że pochłaniałyby hałas wytwarzany przez przejeżdżające samochody, to jeszcze absorbowałyby wytwarzane przez nie spaliny, w tym dwutlenek węgla i produkowałyby tlen. Przy uderzeniu w taką przeszkodę przez szybko jadący samochód, gałęzie i liście skutecznie amortyzowałyby jego siłę, co przekładałoby się na mniejsze obrażenia dla jadących w nim pasażerów i mniejszą liczbę ofiar śmiertelnych niż to jest obecnie przy stalowych ekranach. Co kilkadziesiąt lat można byłoby także z takich zapór pozyskiwać duże ilości drewna. Poza tym na takich ekranach wandale nie mogliby malować sprayem swoich prymitywnych napisów. Koszt takich zielonych przegród byłby kilkaset razy mniejszy niż tych metalowych. Jak widać, takie wyjście wiązałoby się tylko z samymi korzyściami.
Widzę rozwiązanie problemu w postaci zmuszenia firm, które postawiły te zbędne ekrany, do zwrotu wszystkich pieniędzy wraz ze stosownymi odsetkami oraz do demontażu na ich własny koszt wszystkich niepotrzebnych elementów. A osoby w stosownych urzędach państwowych, które zaakceptowały takie nadużycia, powinny zostać bardzo, bardzo surowe ukarane.
.
*
W maju 2021 roku podano informację, że trwa przebudowa drogi krajowej nr 18, zwanej „patatajką”, która jest fragmentem trasy z Berlina do Wrocławia.
Nawierzchnia drogi była pokryta płytami betonowymi jeszcze w latach 30. XX wieku, za czasów Adolfa Hitlera. Mimo tego, że przez okres 90 lat przejechały tą trasą setki milionów samochodów, a w czasie wojny ogromna liczba czołgów niemieckich i radzieckich — nie pozostawiło to na drodze większych śladów. Tak została solidnie wykonana. Jedyną jej wadą było to, że płyty celowo były ułożone pod niewielkim nachyleniem i przy jeździe dochodziło do lekkiego przeskoku kół, co przypominało odgłos „patataj, patataj”, stąd nazwa drogi. Było to szczególnie wyczuwalne przy wyprzedzaniu, gdy trzeba było zjechać na lewy pas i poruszać się pod sztorc tych płyt. To był właściwie jedyny mankament. I co się okazuje? Odpowiedzialni za drogę „geniusze” postanowili całkowicie zdemontować ją, a na jej miejscu wybudować nową. Przy czym głośno i bezczelnie zaznaczono, że skruszony beton z płyt posłuży jako podłoże nowej trasy. A przecież wystarczyło starą solidną betonową nawierzchnię wyrównać nowym betonem lub zwykłym asfaltem. Koszty byłyby znikome. Przypuszczam, że powodem takich niekorzystnych decyzji była zwykła ludzka głupota, ale także na pewno kryjące się za tym pieniądze. Firma wyłoniona na budowę drogi wielokrotnie więcej zarobi, gdy musi zburzyć starą drogę i wybudować od podstaw całkowicie nową, niż gdyby tylko musiała na starą nawierzchnię wylać sam asfalt. W związku z tym zapewne „zarobili” też urzędnicy odpowiedzialni za ten skandal.
Tu trzeba dodać, że w ten sam sposób „przebudowano” tysiące kilometrów innych solidnych poniemieckich dróg na zachodzie i północy Polski. Zamiast tylko wyrównać porządne konstrukcje asfaltem, poburzono je całkowicie, a następnie wybudowano od podstaw nowe. Na przebudowę „patatajki” i pozostałych poniemieckich dróg Polska wzięła ogromne pożyczki w zachodnich bankach, a następnie z powrotem przekazała te pieniądze Zachodowi, płacąc za przebudowę dobrych dróg ich firmom. Czysty absurd!
Uważam, że sprawa tych dróg jest jedną z największych afer finansowo-gospodarczych, jakich dokonano w tzw. III Rzeczypospolitej. Na dodatek zrobiono ją w świetle dnia, jawnie, w białych rękawiczkach. Okradziono budżet państwa na dziesiątki a może i setki miliardów złotych i nikt za to nie poniósł kary a władza, która powinna zapobiegać takiej defraudacji, udaje, że nic się nie stało.
.
*
W roku 2018 rząd PiS zaczął budowę nowego bloku węglowego w Ostrołęce. W należącej do Enei i Energi Elektrowni Ostrołęka miał powstać nowy blok o mocy 1000 MW za kwotę 6 mld zł. Miała to być ostatnia inwestycja w nowy blok węglowy w Polsce. Blok Ostrołęka C miał być najnowszej generacji węglowej, miał spełniać wszystkie wymogi, jakie weszły w życie w Unii Europejskiej po 2021 roku w zakresie stosowanych w Europie sposobów eliminacji zanieczyszczeń. Miało nie być żadnego zanieczyszczenia pyłowego. Po tych deklaracjach w roku 2021 nagle zrezygnowano z budowy i dokonano rozbiórki dopiero co wybudowanych dwóch wież, czyli betonowych pylonów elektrowni o wysokości 138 m każdy. Jak oszacowano, straty z powodu rozpoczęcia budowy, a następnie zniszczenia powstałych już elementów, wynoszą co najmniej 1 348 904 500 zł. W miejsce planowanego bloku na węgiel zostanie wybudowany blok parowo-gazowy o mocy 745 MW za ok. 2,5 mld zł. Praktyka pokazała, że mimo druzgocącego raportu NIK i tak olbrzymiej straty finansowej, nikt z winnych nie został ukarany.
Decyzję tak drastycznej zmiany planów motywowano kierunkami polityki klimatycznej UE i wysokimi cenami emisji CO₂. Jednak raport NIK wskazuje na coś zupełnie innego. Na budowę tej potężnej elektrowni węglowej inwestorzy posiadali wszelkie możliwe zgody Unii Europejskiej. Natomiast doszło tam do niespotykanej niegospodarności i niekompetencji osób, którzy odpowiadali za tę inwestycję. Poza tym zadecydowały podejrzane względy polityczne. Powstaje też pytanie: dlaczego podjęto w ogóle tę budowę i dlaczego zniszczono już wybudowane elementy bloku? Przecież można było je zabezpieczyć przed oddziaływaniem warunków atmosferycznych i tak pozostawić do czasu, gdyby zaistniały okoliczności do dokończenia obiektu, np. teraz — po wybuchu wojny na Ukrainie i powrocie niemal całej Europy do elektrowni węglowych. Stałoby się też tak w przypadku wybuchu ogromnego ogólnoświatowego kryzysu energetycznego, kiedy też trzeba będzie uruchomić nieczynne elektrownie węglowe, lub wystąpienia Polski z Unii Europejskiej, lub rozpadu samej Unii (co na pewno nastąpi i to szybciej niż się powszechnie wydaje), lub dojścia do władzy w UE ludzi racjonalnie myślących, a nie lewackich oszołomów, oficjalnie lobbujących na rzecz producentów urządzeń do wytwarzania energii z tzw. źródeł odnawialnych.
Już wybudowane pylony bloku można było połączyć platformą i na ich szczycie zrobić punkt widokowy z kawiarnią. Pobierając opłaty, można było na nich zarabiać. Można było też na szczytach pylonów zamontować elektrownię wiatrową. Biorąc pod uwagę ich wysokość, wynoszącą aż 138 m i dodanie do niej np. 100-metrowej wieży wiatraka, to niechcący moglibyśmy mieć, tu w Polsce, najwyższą elektrownię wiatrową na świecie, co zostałoby wpisane do Księgi Rekordów Guinnessa. Poza tym umieszczenie śmigła na wysokości ponad 238 m spowodowałoby, że pracowałoby ono nawet w dni, gdy na dole nie byłoby wiatru. Oprócz powyższych znalazłoby się jeszcze wiele innych pomysłów na to, aby nie trzeba było niszczyć tak kosztownych budowli. Mimo to — jednak je zburzono.
.
*
W latach 1978–1982 na granicy Zabrza i Gliwic na 40-hektarowej działce wybudowano szpital. Planowano, że będzie to największy i najnowocześniejszy tego typu obiekt w Polsce. Miał 12 pięter wysokości, 80 tys. m² powierzchni (8 hektarów!), miał mieć 32 oddziały, 1500 łóżek i zatrudniać 3 tys. osób. Z braku pieniędzy od 1992 roku częściowo wykończony budynek pozostawiono w stanie zamkniętym. W roku 1997 przejęła go Śląska Akademia Medyczna, która 2 lata później wznowiła prace wewnątrz budynku i zapowiedziała utworzenie tam Akademickiego Centrum Medycznego w Zabrzu (zwanego też Szpitalem Religi). Dokonano częściowego wykończenia wnętrz. Miał to być ogromny szpital z wielkim kompleksem edukacyjnym i badawczym. Koszt prac miał wynieść 640 mln zł. Inwestycja została wciągnięta w plan budżetowy państwa i stąd miały pochodzić środki na jej dalszą realizację. Jednak na rok 2002 ówczesny minister zdrowia Mariusz Łapiński wykreślił jej finansowanie z budżetu. To spowodowało, że ŚAM postanowiła sprzedać budynek. Ponieważ nie było chętnych na kupno, w roku 2014 dokonano jego wyburzenia. Osobiście widziałem ten obiekt przed rozbiórką i zrobił na mnie ogromne wrażenie — tak swym kształtem, jak i swą wielkością i rozmachem. Teraz, gdy czasami przejeżdżam obok miejsca, gdzie stał — ciągle zastanawiam się, dlaczego zburzono coś tak ogromnego i tak kosztownego.
Zadaję sobie pytania:
— Dlaczego państwo wycofało się z finansowania całkowitego wykończenia tej budowli?
— Dlaczego nie zabezpieczono budynku tak, aby można go było ukończyć w jakichś przyszłych, bardziej sprzyjających czasach? Na przykład niedokończony wieżowiec w Krakowie, tzw. „Szkieletor”, stał opuszczony w centrum miasta przez 41 lat, aż w końcu znaleziono nabywcę, który go dokończył, tworząc z niego piękny budynek.
— Dlaczego zdecydowano się na bardzo kosztowną rozbiórkę?
— Dlaczego znowu zmarnowano tak ogromne publiczne pieniądze?
Tu dodam, że budowa zbędnego płotu na granicy z Białorusią kosztowała ponad 1,6 mld zł. Z tej olbrzymiej kwoty niepotrzebnie wydanych pieniędzy można było np. wysupłać te brakujące 640 mln zł i dokończyć teraz ten szpital. Budynek wraz z przyległym 40,5-hektarowym terenem można było też sprzedać, nawet za symboliczną złotówkę, po to, aby prywatny inwestor zrobił w nim hotel lub zwykłe lokale mieszkalne. ŚAM żądała za wszystko aż 130 mln zł. We wszystkich powyższych działaniach chodziłoby o to, żeby nie zniszczyć tak kosztownej budowli. W 2015 roku, już po wyburzeniu, za sam plac ŚAM życzyła sobie „tylko” 86 mln zł i dlatego do dnia dzisiejszego nie ma chętnych, a sam teren zarasta chwastami.
Wybudowanie samego gmachu do stanu surowego zamkniętego kosztowało ok. 1 mld nowych złotych, chociaż zaniżano jego wycenę na 800 mln, a nawet na 360 mln zł. Sama ŚAM wydała na ten budynek według jednych źródeł — 200 mln, a według innych nawet 400 mln zł. Koszt zburzenia wyniósł ponad 3 mln zł. Zburzono ogromny, kosztowny szpital, a teraz na jego miejscu rosną chwasty i krzaki. Po co go burzono? Uważam, że sprawą powinien zająć się prokurator, a winnych takiego marnotrawstwa powinno się bardzo, bardzo surowo ukarać.
.
*
Gdy widzę, jak po polskich drogach jeżdżą piękne modele samochodów marki Škoda, to bierze mnie żal i zarazem złość. I wtedy zadaję sobie pytanie: jak to się stało, jak to było możliwe, że Czesi i Rumuni a także inne państwa postsocjalistyczne zadbali o zachowanie swoich marek a Polacy nie. Czesi produkują dziesiątki modeli Volkswagena pod nazwą Škoda, Rumuni produkują liczne modele Renault pod nazwą Dacia, a Polacy posprzedawali wszystkie fabryki samochodów bez zastrzegania sobie, że wszystkie nowe pojazdy produkowane przez Fiata, Volkswagena, Opla, Volvo, Daewoo, Chevroleta czy Mercedesa będą nosiły dotychczasowe, polskie nazwy marek? Wygląda na to, że w wyniku wyprzedaży, a właściwie grabieży polskiego majątku, w ogóle nie dbano o takie „nieważne” szczegóły. Gdyby nie to, mielibyśmy dziś nowoczesne samochody marek Syrena, Warszawa, Polonez, Żuk, Nysa, Tarpan czy Jelcz.
.
*
W Polsce zapanowała obecnie moda na budowę tzw. centrów przesiadkowych. O ile sama idea wydaje się słuszna, o tyle jej realizacja pozostawia dużo do życzenia. A czemu tak uważam? Otóż chodzi o ogromne gabaryty tworzonych budynków. Osobiście znam dwa — w Gliwicach i w Zabrzu (obecnie w końcowej fazie budowy). Są to kolosy z lokalami na wynajem, które po oddaniu do użytku w większości będą opustoszałe. W gigantycznym dworcu w Gliwicach, oddanym do użytku w grudniu 2022 roku, stoi wolne całe piętro, a na parterze kręcą się nieliczni pasażerowie. Budynek stał się też noclegownią dla bezdomnych. Miejsca przeznaczone na wszelkiego rodzaju kioski, sklepiki czy bary też nie są wynajęte, mimo upływu sześciu miesięcy od otwarcia. Tak wielki budynek trzeba posprzątać, ogrzać, oświetlić, klimatyzować, zapewnić ochronę. Są to gigantyczne, niepotrzebne pieniądze, które rok w rok będą marnowane. Takie centrum przesiadkowe nie ma być kolejnym centrum handlowym, tylko — jak nazwa wskazuje — ma ono służyć pasażerom do zmiany środka komunikacji. Do tego wystarczy zwykły dworzec z poczekalnią mieszczącą kilkudziesięciu pasażerów. To wszystko! W Tarnowskich Górach istnieje piękny, nowoczesny i stosunkowo niewielki budynek dworca autobusowego. Mimo to, niemal od chwili jego powstania, całe piętro stoi puste. Ale to jeszcze nic. Mimo posiadania w zasadzie już gotowego centrum przesiadkowego (obok siebie leżą wymieniony dworzec autobusowy, dworzec kolejowy i jest dużo miejsc na kilku parkingach), kilkaset metrów dalej za kwotę 60 mln zł buduje się nowy budynek centrum przesiadkowego. Absurd w czystej postaci!
.
*
Jednym z przykładów, obecnego marnowania w Polsce pieniędzy są remonty dawno pozamykanych dworców i linii kolejowych. Za ogromne pieniądze remontuje się a nieraz wręcz odtwarza od podstaw dworce i połączenia kolejowe, które wcześniej zostały pozamykane ze względów ekonomicznych. Po zakończeniu remontów z takiego przywróconego za kilkanaście milionów złotych dworca codziennie odjeżdża na przykład 2—3 pasażerów. W skali kraju zmarnowano dziesiątki miliardów złotych dla czystych celów propagandowych jednej partii, która to wszystko robi tylko po to aby pozyskać głosy wyborców. I nieprawdą jest, że jest to dbanie o dobre skomunikowanie kraju, tu chodzi tylko o propagandę, bez żadnego liczenia się z kosztami. A przecież myśląc logicznie, zamiast przywracać nieekonomiczne połączenia, to dla uratowania tych pozamykanych obiektów wystarczyło je wyremontować z dostosowaniem do wymogów mieszkalnych a następnie uzyskane mieszkania sprzedać osobom prywatnym tanio, tylko po kosztach remontów. W ten sposób uratowano by często zabytkowe budynki opuszczonych dworców, uzyskano tysiące nowych mieszkań a przy tym zwróciłby się koszt ich utworzenia. Także efekt propagandowy i wdzięczność społeczeństwa byłyby zapewne większe i trwalsze._Czym jest charakterystyczny płomień nad rafinerią_, „Monitor FX”, online: https://monitorfx.pl/plomien-nad-rafineria, dostęp: 17.06.2022.
Geotermia w Polsce, „Polska Geotermalna Asocjacja”, online: http://www.pga.org.pl/geotermia-zasoby-polskie.html, dostęp: 18.08.2016.
_Wiatr w Kominie_, „Garvest”, online: www.garvest.com/blog/wiatr-w-kominie, dostęp: 10.02.2014.
_Polacy stworzyli płot, który daje prąd. Można go postawić w ogrodzie_, „Noizz”, online: https://noizz.pl/informacyjne/polacy-stworzyli-plot-ktory-daje-prad-mozna-go-postawic-w-ogrodzie/t8563fm, dostęp: 21.02.2023.