Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Moja siostra - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
19 września 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Moja siostra - ebook

Nazywam się Irini. Rodzice mnie oddali.

Nazywam się Elle. Rodzice mnie zatrzymali.

Przez całe życie Irini myślała, że została oddana, bo rodzice jej nie chcieli. Co jeśli prawda jest znacznie gorsza?

Dwie siostry.

Dwa różne losy.

Rodzina połączona przez wstrząsającą tajemnicę.

Michelle Adams urodziła się w Anglii, obecnie mieszka na Cyprze, gdzie pracuje jako naukowiec. W wieku zaledwie dziewięciu lat przeczytała jedną z powieści Stephena Kinga i natychmiast się od nich uzależniła. Moja siostra to jej debiut literacki.

Wspaniała, wciągająca i ekscytująca książka – w dodatku oryginalnie i pięknie napisana. Zachwyca!

Gillian McAllister, autorka Everything but the truth

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8015-833-7
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

BRZĘCZENIE TELEFONU jest niczym chrobot karalucha pod łóżkiem. Mimo że nie niesie ze sobą prawdziwego zagrożenia, wpadam w przerażenie. Zupełnie jak wtedy, kiedy już masz się położyć, a tu rozlega się pukanie do drzwi: albo jest to ktoś, kto przynosi złe wiadomości, albo morderca wcielający w życie swoją fantazję. Odwracam się i spoglądam na Antonia, który śpi obok mnie, nagi, nie licząc białego prześcieradła udrapowanego, niczym zsunięta toga, na jego biodrze. Oddycha spokojnie. Widzę, że śni mu się coś miłego, bo cmoka, a mięśnie jego twarzy drgają jak u zadowolonego niemowlęcia. Spoglądam na świecące na czerwono cyfry zegarka: 2:02 nad ranem – znak ostrzegawczy.

Powolnym ruchem sięgam po telefon i spoglądam na ekran. Numer nieznany. Wciskam zielony przycisk, aby odebrać, i słyszę radosny głos. Ale to kłamstwo, które ma mnie omamić.

– Cześć, to ja. Halo? – Czeka na odpowiedź. – Słyszysz mnie?

Naciągam na siebie prześcieradło, aby ochronić się przed zimnem. Zakrywam swoje piersi, z których lewa jest trochę niżej niż prawa. Urok skoliozy o kącie skrzywienia piętnastu stopni. Głos w słuchawce należy do Elle – tak jak się tego spodziewałam. Tylko ona łączy mnie jeszcze z przeszłością, o której tak bardzo chciałam zapomnieć. Ale nawet po sześciu latach rozłąki udało się jej w końcu przekroczyć przepaść, którą między nami wykopałam. Niczym robak wydrążyła tunel w błocie i mnie znalazła.

Wyciągam rękę, żeby zapalić lampę i wypłoszyć wszystkie strachy z kątów pokoju. Podnoszę telefon do ucha i słyszę, jak oddycha w oczekiwaniu, aż się odezwę.

Odsuwam się od Antonia i krzywię się z bólu, ponieważ na skutek ruchu czuję rwanie w biodrze.

– Czego chcesz? – pytam, starając się, aby mój głos brzmiał pewnie. Nauczyłam się, że nie należy być wobec niej uprzejmą ani dawać się wciągnąć w rozmowę. Nie należy jej w żaden sposób zachęcać.

– Porozmawiać z tobą, więc ani się waż rozłączać. Dlaczego mówisz szeptem? – Chichocze, jakbyśmy były przyjaciółkami, jakby to była zwykła rozmowa między dwiema nastolatkami. Ale tak nie jest. Obie o tym wiemy. Powinnam się rozłączyć, nie zważając na jej groźbę, ale nie mogę. Jest już na to za późno.

– Jest środek nocy. – Słyszę drżenie w swoim głosie. Trzęsę się. Z trudem przełykam ślinę.

Słyszę szmer, jakby sprawdzała na zegarku godzinę. Skąd dzwoni? Czego tym razem ode mnie chce?

– Właściwie to jest wcześnie rano, ale jak chcesz.

– Czego chcesz? – pytam ponownie, czując, jak ona zachodzi mi za skórę.

Elle jest moją siostrą. Moją jedyną siostrą i tylko ona jeszcze łączy mnie z życiem, z którego niemal nie mam wspomnień. A te, które się zachowały, są tak rozmyte, jakbym patrzyła przez zalane deszczem okno. Nie mam już nawet pewności, czy odzwierciedlają to, co się wydarzyło. Dwadzieścia dziewięć lat to aż nadto, aby się zmieniły, przeobraziły w coś innego.

Moje drugie życie, to, w którym tkwię teraz, zaczęło się, kiedy miałam trzy lata. Był to wiosenny, pogodny dzień, mróz puścił, a zwierzęta w pobliskim lesie po raz pierwszy opuszczały swoje zimowe legowiska. Byłam ubrana w gruby wełniany płaszczyk, warstwy ubrań unieruchamiały moje stawy. Kobieta, która mnie urodziła, bez słowa nałożyła mi na dłonie czerwone rękawiczki. To zapamiętała trzyletnia dziewczynka.

Niosła mnie błotnistą drogą poprzerastaną kępkami trawy do czekającego na mnie samochodu. Rozwijałam się powoli, a niektóre części mojego ciała, jak biodro (źle wykształcona panewka, której nie mogły utrzymać w miejscu słabe ścięgna), były wyjątkowo oporne. Nie opanowałam jeszcze dobrze chodzenia. Nie protestowałam, kiedy wsadziła mnie na tylne siedzenie auta i przypięła pasami. Przynajmniej tak mi się wydaje. A może wcale tego nie pamiętam i jest to tylko sztuczka, którą płata mój umysł, aby dać mi poczucie, że mam jakąś przeszłość. Życie, w którym miałam rodziców. Przeszłość, w której miałam jeszcze kogoś oprócz Elle.

Czasem wydaje mi się, że pamiętam twarz matki: podobną do mojej, tylko starszą, z siecią zmarszczek wokół ust. Kiedy indziej nie jestem tego taka pewna. Ale jestem przekonana, że nie powiedziała mi, abym była grzeczna, ani nie pocałowała mnie nawet przelotnie w policzek. Pamiętałabym to przecież, prawda? Zatrzasnęła drzwi samochodu, odsunęła się i pozwoliła, aby ciotka i wuj odjechali ze mną, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Nawet wtedy wiedziałam, że coś się skończyło. Zostałam oddana, wygnana, porzucona.

– Czy ty mnie słuchasz, Irini? Powiedziałam, że chcę z tobą porozmawiać. – Jej ostry głos dociera do mnie niczym pchnięcie noża i wracam do teraźniejszości.

– O czym? – pytam szeptem, wiedząc, że to już się zaczęło. Czuję, jak wślizguje się z powrotem pod moją skórę – na swoje miejsce.

Słyszę, jak nabiera powietrza, żeby się uspokoić.

– Ile czasu minęło, odkąd rozmawiałyśmy po raz ostatni?

Odsuwam się dalej od Antonia, nie chcę go obudzić.

– Elle, jest druga w nocy. Rano idę do pracy. Nie mam na to teraz czasu. – Moje próby są żałosne, ale muszę chociaż spróbować. Ostatni wysiłek, aby spróbować utrzymać ją na dystans.

– Kłamiesz – prycha. I już wiem, że ją zdenerwowałam. Odsuwam okrycie, spuszczam nogi z łóżka i odgarniam grzywkę z oczu. Mój puls przyspiesza, kiedy przyciskam telefon do ucha. – Jutro jest niedziela. Nie idziesz do pracy.

– Proszę, po prostu powiedz mi, czego chcesz.

– Chodzi o mamę. – Wstrząsa mną to, że używa tego słowa tak swobodnie. Jak koleżanka posługująca się ksywką. Jest takie obce i sprawia, że czuję się bezbronna. „Mama”, mówi. Jakbym ją znała. Jakby należała do mnie.

– Co z nią? – Nadal nie podnoszę głosu.

– Nie żyje.

Mija chwila, zanim znów zaczynam oddychać. Odeszła, myślę. Po raz kolejny ją straciłam. Zatykam usta spoconą dłonią. Elle czeka na moją odpowiedź, ale ponieważ milczę, w końcu pyta:

– Przyjedziesz na pogrzeb?

To rozsądne pytanie, ale nie potrafię się do niego odnieść. Dla mnie „matka” jest niczym więcej niż pewną ideą, dziecięcym pragnieniem. Snem. Ale moja ciekawość została podsycona. Są rzeczy, których po prostu muszę się dowiedzieć.

– Chyba tak – mamroczę.

– Nie zmuszaj się. Nikt nie zauważy, jeśli cię nie będzie.

Niechętnie przyznaję się sama przed sobą, że nadal po tych wszystkich latach świadomość tego faktu sprawia mi ból.

– To po co do mnie dzwonisz? – pytam, zdając sobie sprawę, że właśnie spada moja maska pewności siebie.

– Bo cię tutaj potrzebuję – mówi, jakby była zdziwiona, że ja jeszcze tego nie rozumiem, jakby nie wiedziała, że odrzucam jej telefony lub że dwadzieścia trzy razy zmieniłam mój numer, a nawet przeprowadziłam się, żeby tylko mnie nie znalazła. Przez sześć lat udawało mi się trzymać ją na dystans, to, jak do tej pory, mój najlepszy wynik. Ale ona odbiera mi siłę; to, że mnie potrzebuje, jest dla mnie obezwładniające. Ulegam jej. – A poza tym nadal jesteś mi coś winna, Irini. Chyba że już zapomniałaś wszystko, co dla ciebie zrobiłam?

Ma rację. Naprawdę mam u niej dług. Jakże mogłabym o tym zapomnieć? Nasi rodzice mnie oddali, ale Elle nigdy się z tym nie pogodziła. Przez całe swoje życie toruje sobie na powrót drogę do mnie, jej obecność wypełnia moją przeszłość niczym pozostałości po przejściu burzy.

– Nie, nie zapomniałam – przyznaję, patrząc na śpiącego Antonia. Mocno zaciskam powieki, jakby dzięki temu wszystko mogło zniknąć. Nie ma mnie. Nie widzisz mnie. Dziecinada. Po policzku spływa mi łza, zaciskam pięść na prześcieradle. Chcę zapytać, jak tym razem udało się jej zdobyć mój numer. Ktoś pewnie go ma. Może ciotka Jemima, jedyna osoba na kształt matki, jaką kiedykolwiek miałam. Gdyby odbierała moje telefony, mogłabym do niej zadzwonić i zapytać. Dać jej do zrozumienia, co sądzę o tym, że znów mnie zdradziła.

– Zadzwoń jutro, jeśli zdecydujesz się przyjechać – mówi Elle. – Mam nadzieję, że ci się uda. Bo inaczej będę musiała przyjechać do Londynu, żeby cię znaleźć.

Rozłącza się, zanim zdążę cokolwiek odpowiedzieć.2

SIEDZĘ ONIEMIAŁA na skraju łóżka i patrzę, jak cyfry na zegarku zmieniają się z 2:06 na 2:07. Wystarczyło pięć minut, żeby zniweczyć sześć lat moich starań: Elle znów jest w moim życiu, jakby nigdy z niego nie zniknęła. Wstaję niepewnie, jakby nawet grawitacja uległa zmianie. Owijam się szlafrokiem i wiążę go ciasno w pasie, starając się przy tym nie trącić torby, która stoi spakowana obok łóżka. Wygląda na to, że Antonio się gdzieś wybiera i prawdopodobnie nie zamierza mnie ze sobą zabrać.

Odstawiam torbę na bok i wsuwam stopy w kaszmirowe kapcie. Dostałam je jako jeden z wielu prezentów, którymi Antonio obsypywał mnie podczas trzech lat naszego związku. Na początku wszystko wydawało się takie łatwe. Szara rzeczywistość nieubłaganie wkradła się jednak w nasze życie, a świadomość, że w każdej chwili może zjawić się Elle i wszystko zniszczyć, zrobiła swoje. Oczywiście, na początku Antonio nic o niej nie wiedział, więc kiedy między nami zaczęło się psuć, myślał, że prezenty temu zaradzą. Teraz, kiedy patrzę na niego, pogrążonego we śnie w cieniu naszego dawnego życia, a jego torba podróżna czeka przygotowana jak tyle razy wcześniej, rozumiem, że żadne prezenty nigdy nie były w stanie zapobiec obcości między nami. Elle jest moim przeznaczeniem. Nieuniknionym. Wróciła, żeby wszystko zepsuć, tak jak zawsze się tego spodziewałam.

Cicho przemykam po wyłożonej laminowanymi panelami podłodze mojego przygnębiającego domu, znajdującego się na skraju szeregowca w ciemnym zakątku w Brixton. Wyglądam na ulicę przez okno na półpiętrze: wszystko pogrążone w ciemnościach, nigdzie żywej duszy. W oddali zlewają się identyczne domy, ciepły blask miasta dochodzi tutaj tylko na tyle, żeby mi przypomnieć, gdzie jestem. To miasto jest tak ogromne, że można w nim po prostu zniknąć. Niemal.

Gdyby Antonio nie spał, przytuliłby mnie, wysłuchał i powiedział, że teraz, kiedy to z siebie wyrzuciłam, z pewnością poczuję się lepiej. To powiedzenie przyswoił sobie ktoś, kto uczy się nowego języka i czasem używa nowych wyrażeń w niewłaściwych momentach. Wyrażeń, które są zbyt ogólne w danej sytuacji. Na przykład wtedy, kiedy powiedziałam mu, że Elle zabiła psa. Swojego psa. Antonio odrzekł na to, że już wszystko dobrze, bo to z siebie wyrzuciłam. Jakby mówiąc o konkretnej sytuacji, można było sprawić, że ona zniknie, a martwy pies ze zmasakrowaną czaszką przybiegnie radośnie z powrotem z językiem na wierzchu, podekscytowany niczym Toto z Czarnoksiężnika z Krainy Oz.

Schodzę do kuchni po ciemku, ostrożnie stawiając stopy na drewnianych schodach i przytrzymując się ściany.

A więc tak, myślę. Moja matka nie żyje.

Staję przy blacie i bezmyślnie bawię się brudnym kieliszkiem po winie, w którym na dnie zostały ostatnie krople chianti. Odstawiam go na bok i wyjmuję z szafki dwa kubki, tak aby narobić przy tym sporo hałasu. Może dotrze do Antonia i go obudzi. Może wtedy on zejdzie na dół, żeby posiedzieć ze mną, i zapewni mnie, że wszystko będzie dobrze, tak jak to kiedyś robił. Przyjęłabym to z wdzięcznością. Łatwiej byłoby mi zapanować nad paniką, którą wzbudził we mnie telefon Elle. Robię nawet krok w kierunku sypialni w nadziei, że obecność Antonia złagodzi uczucie samotności, ale przypominam sobie o spakowanej torbie, więc tym razem cicho otwieram szafkę i odstawiam z powrotem jeden kubek. Czy on mnie zostawi? Pewnie tak. Takie jest moje przeznaczenie. Będę musiała przywyknąć do samotności. Wkładam kapsułkę do ekspresu do kawy. Kiedy włącza się czerwone światełko, podnoszę mój kubek. Para bucha mi w twarz, kiedy upijam pierwszy, parzący łyk.

Idę wzdłuż ścian, zapalając po drodze wszystkie światła, aż w końcu docieram do mojego mało oryginalnego, szklanego biurka i włączam komputer. Wybieram właśnie takie nowoczesne meble. Nijakie przedmioty bez przeszłości i historii, których nie żal zostawić za sobą. Stawiam kubek na blacie i otwieram przeglądarkę. Na mojej twarzy rozlewa się chłodne niebieskie światło. Przez chwilę siedzę nieruchomo przed ekranem. Niemal nie oddycham. Co ja robię? Czy naprawdę się tam wybieram? Wydaje mi się, że słyszę za sobą kroki, i odwracam się w nadziei, że zobaczę Antonia, ale wygląda na to, że się przesłyszałam. Odchylam się do tyłu, żeby spojrzeć na schody, ale nadal pogrążone są w ciemności. Odwracam się do komputera i wpisuję w opcjach wyszukiwania lotu „Edynburg”, mimo że wciąż nie mam pewności, czy oprzytomniałam na tyle, aby podjąć taką decyzję. Czy naprawdę zamierzam tam wrócić? Następne okienko: bilet w jedną stronę czy z powrotnym?

– Co robisz? – pyta Antonio.

– Cholera! – Podskakuję na krześle. – Nie skradaj się tak! – Serce wali mi jak młot.

– Jezu, Irini. – Cofa się zaskoczony. – To ty się skradasz po ciemnym domu. Przestraszyłaś mnie. – Ma na sobie białe szorty, które wyglądają na za małe, a w ręce trzyma, niczym broń, mój pantofel na niskiej szpilce. – Co robisz tutaj na dole?

– Szukam czegoś w internecie – odpowiadam, nadal nie mogąc złapać tchu. Podchodzi bliżej, stawia but na blacie, a kiedy się nade mną pochyla, wyczuwam zapach moich perfum na jego skórze. Dotyka moich ramion, a ponieważ go nie odpycham, zaczyna masować mi kark, aż w końcu jego dłonie muskają moje piersi. Nigdy nie ma tego dość. Nawet kiedy jest na mnie zły, chce mnie mieć blisko przy sobie.

– Rozluźnij się, dobrze? Weź głęboki oddech – mówi, naciskając moje ciało palcami. Przypomina mi się, co robiliśmy zaledwie godzinę temu, i bardzo chciałabym do tego wrócić, mimo że seks „na zgodę” ma w sobie coś niezręcznego. Nic między nami nie jest już proste. Nadal masując moje ramiona, nachyla się mocniej nad ekranem. Nagle przerywa, patrzy na mnie, a na jego twarzy maluje się niedowierzanie.

– Wybierasz się gdzieś?

Przypomina mi się jego spakowana torba i chciałabym zapytać go o to samo. Zamiast tego upijam kolejny łyk kawy i cieszę się, że przynajmniej nie jestem już sama.

– Cassandra nie żyje – mówię.

Mija chwila, zanim Antonio skojarzy to imię, bo nie słyszy go ode mnie często.

– Kiedy? – pyta i kuca przy mnie. Szlafrok się rozchyla, ukazując moje nogi. Pociera swoją silną dłonią moje słabsze lewe udo, dochodząc do grubej czerwonej blizny. Przygląda się uważnie mojej twarzy, aby zorientować się, jak przyjęłam tę wiadomość. Czuję się pusta niczym niezapisana kartka papieru. – Jak? – dodaje, kiedy odsuwam się od niego. Jego palce podrażniają zabliźnioną tkankę na moim biodrze.

Dopiero wtedy do mnie dociera, że nie zapytałam Elle, co się przytrafiło naszej matce. Nie wiem nawet, czy zmarła we śnie, czy w tragicznym wypadku samochodowym. Nie wiem, czy odeszła spokojnie, czy w bólu. Bardzo chciałabym móc powiedzieć, że nie zapytałam, bo to dla mnie nieważne, ale wiem, że to nieprawda. Nadal mnie to obchodzi, mimo że od dwudziestu dziewięciu lat próbuję to zmienić.

– Nie wiem.

Antonio nie naciska, chociaż zdaję sobie sprawę, że nie rozumie braku mojego zaangażowania. Jego własne przekonania na temat rodziny są niezachwiane, a wszystkie opierają się na małżeństwie. Ale jest teraz tutaj przy mnie i wybaczył mi kłótnię, którą wywołałam zeszłego wieczoru – zaczęła się od jakiegoś drobiazgu dotyczącego domu, a skończyła na wyrzutach z powodu mojej niechęci do macierzyństwa.

– Pojedziesz? – pyta.

Wzruszam ramionami. Tak wiele przeciw temu przemawia. Nadal mogę się wyplątać z tej sytuacji, zmienić numer telefonu, przeprowadzić się, zanim Elle się dowie, gdzie mieszkam. Udawać, że nic nie jestem jej winna. Ale jeśli tam pojadę, może dowiem się czegoś od mojego ojca. Jakże mogłabym przepuścić okazję, by poznać prawdę, czemu oddali mnie, a zatrzymali Elle?

– No cóż, chyba jednak musisz – mówi Antonio. Sięga po mysz i zaczyna przeglądać dostępne połączenia lotnicze. Wybiera to o trzeciej trzydzieści po południu i zaczyna krążyć kursorem, żeby zwrócić moją uwagę. – To wygląda nieźle, możesz być na miejscu późnym popołudniem.

Kiwam głową i uśmiecham się, bo wiem, że – jego zdaniem – mogę postąpić tylko w jeden sposób.

– Podaj mi mój portfel – proszę, klikając na link niepewną ręką. Wybieram bilet w jedną stronę, bo nie wiem, kiedy będę mogła wrócić, co natychmiast sprawia, że czuję się mniej pewna. Antonio nie zaproponował, że ze mną poleci. Może po prostu cieszy się, że będzie miał spokój. Może obojgu nam to odpowiada.

– A teraz wracamy do łóżka – zarządza.

Idziemy razem, Antonio prowadzi mnie za rękę, jakbym była nastolatką i miała po raz pierwszy przespać się z mężczyzną. Wsuwamy się pod pościel, a on mnie obejmuje; tak bardzo brakowało mi tego w ciągu ostatnich tygodni, kiedy był tak zdystansowany i nieobecny. Leżę w jego ramionach i żałuję, że to już nie to, co kiedyś. Nic już takie nie jest. Jego dotyk jest kanciasty, jakbyśmy byli dwoma niepasującymi do siebie elementami układanki, a jego obecność już nie zaciera przeszłości tak dobrze jak dawniej.

Na zegarze widnieje teraz godzina 2:46. Czas zwalnia, wciąga mnie pod powierzchnię rzeczywistości, jakbym się nie opierała. Już niebawem zacznie się cofać, tik-tak, tik-tak, aż w końcu z powrotem spotkam się z milczącą kobietą, która podobno była moją matką. W ciemności naszej sypialni, w objęciach Antonia, zaczynam się zastanawiać, co, u diabła, narobiłam.

Powinnam była powiedzieć Elle, że nie przyjadę. Powinnam była zignorować głos, który mówił mi, że jestem jej coś winna. Powinnam była uciec przed nią, jak wtedy, kiedy miałam piętnaście lat: w piżamie, ze łzami lejącymi się z oczu i krwawiącą ręką, ale ze świadomością, że moja przyszłość zależy od tego, czy uda mi się ją zostawić. To było tamtego dnia, kiedy równocześnie uratowała mnie i śmiertelnie przeraziła.

Ale nie tylko głód prawdy skłania mnie do powrotu. Chcę zobaczyć Elle. Ciągnie mnie do niej, mimo oczywistego niebezpieczeństwa. Nic nie mogę na to poradzić. Przez wszystkie te lata myślałam, że mogę się jej pozbyć z mojego życia, ale to nieprawda. Myślałam, że jej nie potrzebuję. Ale rzeczywistość wygląda inaczej. Przerażające jest natomiast to, że istnieje przyczyna, dla której nie zapytałam Elle o to, jak zmarła nasza matka. Nie było takiej potrzeby; automatycznie założyłam, że to Elle ją zabiła.3

OSTATNIM RAZEM Elle odnalazła mnie na oddziale ratunkowym szpitala, w którym pracowałam. Przyglądałam się, stojąc bezpiecznie przy oknie na pierwszym piętrze, jak toruje sobie drogę przez parking. Kiedy uderzyła pięścią w twarz pielęgniarkę, która próbowała ją zatrzymać, wśród moich kolegów posypały się żarty, że to pewnie jakaś pacjentka zbiegła z oddziału psychiatrycznego. Ja też się śmiałam, a nawet dodałam od siebie kilka złośliwych komentarzy dotyczących jej ubioru. Dla ścisłości, Elle miała na sobie nieodpowiedni na tę porę roku wełniany sweter, wystający spod kołnierzyka i mankietów koszuli, która wyglądała na szkolną i była krzywo zapięta. Do tego szorty. Martensy. Wyglądała, jakby wybierała się na ostrą imprezę w środku zimy. Był czerwiec i słońce mocno świeciło. Wołała mnie i wyciągała ręce obok zgiętej wpół pielęgniarki. W końcu ochrona powaliła ją na ziemię i odciągnęła poza parking. Nie mogli ryzykować, ponieważ w ręce trzymała nóż kuchenny.

Tamtego dnia nie udało jej się do mnie dotrzeć, ale już wiedziała, gdzie jestem. Kiedy patrzyła na szybę, za którą stałam, czułam, jak cierpnie mi skóra. Zanim wyszłam do domu, złożyłam prośbę o przeniesienie i przez kolejne sześć lat uciekałam najdalej, jak tylko mogłam. Niewiele mi to pomogło.

Bo oto teraz, pomimo tego wszystkiego, co wiem o Elle, jadę, żeby się z nią spotkać. W drodze na lotnisko zadzwoniłam do Queen’s College Hospital i poprosiłam o trzy dni urlopu z powodu nagłego wypadku. Nie powiedziałam tylko, że to był mój wypadek.

Zajmuję miejsce 28A i ciasno zapinam pas bezpieczeństwa. Niewielka kabina zaczyna się trząść, kiedy samolot rusza po pasie startowym, a kiedy odrywa się od ziemi, czuję, że przewraca mi się w żołądku. W ostatniej chwili wypowiadam w myślach życzenie, żeby urwało się skrzydło albo żeby samolot runął na ziemię i było o tym głośno w wiadomościach. Ale nie zostaję wysłuchana. Zamiast tego wznosimy się coraz wyżej i wyżej, Londyn pod nami staje się coraz mniejszy, aż docieramy do warstwy szarych chmur.

W torbie mam dwa zestawy ubrań na zmianę, paczkę papierosów i nieoznaczoną fiolkę valium, wykradzioną dziś rano ze szpitalnej szafki, oraz książkę, której nie będę czytać. Wyciągam jedną tabletkę i popijam ją brandy. Taka mieszanka niektórych ludzi mogłaby pozbawić przytomności, ale ja jestem przyzwyczajona. Być może dzięki temu, że jestem anestezjologiem, mam więcej odwagi, aby eksperymentować z lekami. Jedyną moją słabością jest rodzina. Valium zaczyna działać, ponieważ lęk opuszcza mnie na tyle, że przestaję zaciskać zęby.

Wyciągam telefon i przeglądam wiadomości: przegapiłam jedną od Antonia. Naciskam ikonkę koperty, żeby ją odczytać.

Szczęśliwego lotu. Daj znać, jak wylądujesz. Ti amo, A x

Poznałam Antonia podczas konferencji dotyczącej sposobów uśmierzania bólu. Podawał kolację, rozdawał bułki i zostawiał za sobą ślad w postaci okruszków. W ciągu pierwszych błogich tygodni nie zdawałam sobie sprawy, że ukrywa przede mną istnienie swojej dziewczyny. Kiedy dowiedziała o mnie, wyrzuciła go z mieszkania, ale ja już czekałam na niego na zewnątrz, w samochodzie. Tego samego dnia wprowadził się do mnie, nie przestając mówić, jaką czuje ulgę, odzyskawszy wolność. Sprawiał wrażenie, jakby spełniły się jego najskrytsze marzenia, ale z perspektywy czasu wiem, że po prostu nie miał gdzie się podziać. Nie mogę uwierzyć, jak łatwo to wszystko zaakceptowałam, jaka byłam dla niego wyrozumiała. Ale kiedy leżeliśmy w łóżku, a jego nagie nogi krzyżowały się z moimi, mogłam w końcu zapomnieć o przeszłości i udawać, że moje życie dopiero się zaczęło. Czułam, jakby mnie całkiem pochłonął. U jego boku miałam wrażenie, że przestaję istnieć. Ale to właśnie było najlepsze: nie musiałam już być sobą, biedną, samotną Irini. „Ja” zamieniło się w „my”. Należałam do tego „my”. I co z tego, że trochę mnie wykorzystał. Wielka sprawa. W żaden sposób nie można było tego porównać z tym, co zrobili mi moi najbliżsi. A poza tym Antonio mnie pragnął.

Na szczęście poznaliśmy się w okresie wolnym od Elle, dzięki czemu mogliśmy wieść proste życie przepełnione wspólną pasją do filmów przyrodniczych i przygotowywanego przez niego domowego jedzenia. Przez niemal dwa lata nie przyznałam się mu, że mam siostrę, i życie w tym kłamstwie było prawdziwym błogosławieństwem. Odkąd miałam jego, już jej nie potrzebowałam.

Po naszej podróży do Włoch w celu poznania jego rodziny Antonio zaczął napomykać o małżeństwie i dzieciach. Odmawiałam. Jaką mogłabym być matką, skoro nigdy nie miałam własnej, od której mogłabym się nauczyć macierzyństwa? Od tej pory zaczęło się między nami psuć. Prawdę powiedziawszy, ostatnie dni naszych włoskich wakacji, kiedy leżeliśmy razem na jednym leżaku, podziwiając zachód słońca na horyzoncie, to moje ostatnie wspomnienie czegoś na kształt wspólnego szczęścia.

Na początku myślałam, że Antonio mnie zostawi. Ale został, płakał, zapewniał, że nie może beze mnie żyć. To była ulga, bo sama nie byłam pewna, czy dam sobie bez niego radę. Mogłam oczywiście pogrążyć się w pracy i zatonąć w książkach, ale już to przerabiałam i byłam dobrze zaznajomiona z pustką, która się z tym wiązała. Odkąd poznałam Antonia, wiedziałam, że nawet powierzchowna więź jest znacznie lepsza od gorzkiej samotności. Nie chciałam na powrót stać się Irini, dziewczyną bez rodziny i przyjaciół.

Ale nic nie było już takie jak przedtem, nasz związek ulegał rozkładowi, rozsypywał się, jakby zjadały go mole. Znów powoli przeistaczam się w Irini, moja relacja z Antoniem przestaje mnie chronić. On nie rozumie, dlaczego wykluczyłam z moich planów na przyszłość małżeństwo i dzieci, a ja nie potrafię się przed nim przyznać, że tak naprawdę też chciałabym mieć rodzinę, ponieważ już samo to pragnienie jawi mi się jako niebezpieczne. Nie mogę powiedzieć mu prawdy, więc z powrotem wrzucam telefon do torebki i zamawiam kolejną brandy.

Samolot ląduje przy dźwięku niepotrzebnych braw. Kiedy wstaję z miejsca, rzuca mną do przodu: moje biodro jest obolałe od siedzenia w jednej pozycji. Im bliżej ponownego spotkania z moją rodziną, tym bardziej się denerwuję, jest mi niedobrze i z trudem łapię oddech. Powtarzam sobie w myślach, że to będzie krótka wizyta, zatrzymam się w hotelu i muszę jedynie zjawić się na pogrzebie. Sama zdecydowałam się przecież na przyjazd tutaj. Jeśli nie będę chciała, nie muszę przebywać z Elle sam na sam. Ostatnie próby ukojenia nerwów i odpędzenia wspomnień. Zaczynam odzyskiwać zdrowy rozsądek. Ale kiedy przechodzę przez odprawę, widzę ją czekającą przy wyjściu, mimo że nie poinformowałam jej, którym samolotem przylecę.

Zauważam, że jej wygląd zmienił się przez te lata, kiedy się nie widziałyśmy, i choć pocą mi się dłonie i zaschło mi w gardle, mam nadzieje, że jest to znak, iż może będzie inaczej. Wcześniej w jej wyglądzie zawsze było coś skandalicznego, jakaś niezdolność – fizyczna lub mentalna – do wpasowania się w normy społeczne. Wszyscy to widzieli. Jej strój tamtego dnia przed szpitalem to tylko jeden z wielu przykładów. Ale teraz wygląda bez porównania lepiej: włosy w kolorze blond ma szykownie obcięte równo na boba. Obcisłe, sportowe ubranie przylega do jej giętkiego ciała, w ręce trzyma butelkę wody Evian. W uszach ma kolczyki z perłami wielkości kulek do gry, które ze wzglądu na rozmiar i brak połysku wyglądają jak wyrzeźbione z kości. Żona ze Stepford w wersji fit, zapewne matka dwójki idealnych dzieci, która w piekarniku zawsze ma zapiekankę i pamięta o tym, żeby wytrzeć sobie usta jak dama, kiedy skończy ci obciągać. Czy ona naprawdę mogła się zmienić? Czy ja widzę na jej ustach uśmiech? Wygląda jak osoba, która ma kontakt z otoczeniem, która patrząc w lustro, widzi to samo co reszta świata. Jedyne, co się nie zmieniło, to różowa trójkątna blizna na jej czole. U żadnej z nas rany nie goją się dobrze. Nie potrafimy wyzdrowieć.

Zastanawiam się, kim jest Elle pod tą powłoką. Na pierwszy rzut oka – moim zupełnym przeciwieństwem. Trzyma głowę wysoko i chodzi wyprostowana, a ja – z powodu dysplazji stawu biodrowego – lekko utykam, zwłaszcza gdy jest zimno. Ona jest szczupła, ja staję się coraz pulchniejsza. To nie dotyczy jedynie mojego lewego uda, które pozostaje niedorozwinięte mimo okazywanej mu troski. Kiedy się kochamy, Antonio zawsze poświęca mu szczególnie dużo uwagi: całuje je, głaszcze i pieści, jakby to była moja strefa erogenna. A tak nie jest. Może robi to, by mi przypomnieć, że jestem kaleką i powinnam być bardziej wdzięczna za jego miłość i – co za tym idzie – przyjąć jego oświadczyny. Żaden mężczyzna nie ważyłby się tak potraktować Elle.

Ale podchodząc bliżej, dostrzegam, że moja siostra mocno zaciska zęby. To, co widziałam na jej twarzy, to wcale nie był uśmiech, patrzę, jak jej nieruchome oczy przeczesują tłum. Mijam barierki, starając się przełknąć gulę, którą czuję w gardle. Elle mnie zauważa i nie spuszczając ze mnie wzroku, przepycha się obok kobiety z dzieckiem w wózku. Cmoka z dezaprobatą, tak jak to czynią osoby bezdzietne, kiedy chcą zawstydzić rodziców, których dzieci niechcący je zirytowały. To mi przypomina, że Elle, w przeciwieństwie do mnie, dysponuje niezachwianą pewnością tego, kim jest. To jest w niej urzekające i widzę, że nic się pod tym względem nie zmieniło. Może i wygląda inaczej, ale to ta sama Elle. W jej przypadku mogę być pewna tylko jednego: jest jedyną osobą, która nigdy nie przestanie mnie szukać.

Na początku nie utrudniałam jej tego. Po prostu zmieniałam numer telefonu lub adres w tym samym mieście. Samotność była dla mnie ciężka, więc mimo że doskonale pamiętałam, dlaczego mając osiemnaście lat, od niej uciekłam, dobrze było wiedzieć, że ona usiłowała mnie znaleźć. Z czasem zaczęłam jej podnosić poprzeczkę, rozsiewając fałszywe tropy i zmuszając ją do udowodnienia, że naprawdę jej zależy. Świadomość, że mnie szukała, była jak narkotyk. Ach, być poszukiwaną! Jaka to przyjemność. Jednak jedyne, co było gorsze od braku Elle, to jej obecność.

– Zastanawiałam się, ile jeszcze każesz mi czekać – mówi. – Przyjechałam tu, gdy tylko dostałam twoją wiadomość. – Ogląda mnie uważnie od stóp do głów, nadal nie rozluźniając szczęki, z ustami wykrzywionymi w chorobliwym uśmiechu. Uśmiecham się, staram się wyglądać przyjaźnie, tak jakbym nie unikała jej przez większość życia.

– Dopiero przyleciałam. Ledwo co cię zauważyłam – odpowiadam, mocując się z uchwytem torby podróżnej, bo nie jestem jeszcze gotowa spojrzeć jej w oczy. Nagle rzuca się do przodu, niespodziewanie biorąc mnie w ramiona. Moje chore biodro sprawia, że się zataczam, i kątem oka dostrzegam mężczyznę w średnim wieku, z wydatnym brzuchem, który uśmiecha się na widok naszego powitania. Elle również go widzi i stara się jeszcze bardziej, przytulając mnie mocniej i wydając dźwięki przypominające mruczenie zadowolonego kota. Mój policzek ociera się o jej zimną szyję i przechodzą mnie dreszcze. Jej fałszywy uśmiech pojawia się natychmiast, gdy tylko zauważa, że ma widownię. W końcu się odsuwa, ale obejmuje mnie ramieniem, jakbym miała jej uciec. Próbuję sobie wmówić, że jej uchwyt nie jest za mocny, ale moja pewność siebie jest niczym łopoczący na wietrze żagiel, podarty przez sztorm.

Po raz kolejny powtarzam sobie w myślach, że sama się na to zdecydowałam. Chcę poznać prawdę. Ale co teraz? Wystarczyło pięć minut, a już czuję, że jestem pod jej wpływem i ślepo za nią podążam. Co się ze mną stanie do jutra?

– Tylko spójrz na siebie – mówi z udawaną czułością, kiedy ciągnie mnie za sobą do wyjścia. – Ależ utyłaś! – Wypowiada te słowa z wielkim entuzjazmem, a nawet szczypie mnie w policzek koniuszkami palców z idealnie wypielęgnowanymi paznokciami. Wyrywa mi z ręki torbę, a ja nie protestuję. Przepycha się przez tłum, wlokąc mnie za sobą.

Wychodzimy na zewnątrz, gdzie wieje tak silny wiatr, że zaczynają mi łzawić oczy. Wycieram kąciki wierzchem dłoni. Zatrzymuję się, zmuszając ją, by też stanęła.

– Elle, zanim pójdziemy dalej, muszę cię o coś zapytać.

Ale ona jakby mnie nie słyszała.

– Minęło za dużo czasu. – Odwraca się do mnie. Z trudem przełyka ślinę i przez chwilę mam wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Natychmiast wzbiera we mnie współczucie zmieszane z wyrzutami sumienia. Ale dobrze wiem, że to jedna z jej sztuczek: zawsze umiała wywrzeć na mnie wrażenie, że jestem jej potrzebna.

Próbuję raz jeszcze.

– Elle – zaczynam cicho, bo wiem, że jeśli nie zrobię tego teraz, już mi się to nie uda. – Jak ona umarła?

Patrzy na mnie z błyskiem w swoich zimnych niebieskich oczach. Bierze mnie za rękę i splata swoje palce z moimi – tak jak mogłaby robić, gdybyśmy jako dzieci miały szansę naprawdę być siostrami. Kiedy nie protestuję, zacieśnia uścisk. Nie mówi ani słowa, tylko zaczyna prowadzić mnie przez parking. Grymas na jej twarzy pojawia się i znika. Nabieram pewności, że milczenie jest dowodem na jej winę, i tracę resztki pewności siebie.

Co więcej, orientuję się, co tu się naprawdę dzieje. Wszystkie te lata bez Elle pozwoliły mi zapomnieć, kim jestem. Udawałam, że mogę nie być tą małą, porzuconą dziewczynką. Ale teraz, gdy jesteśmy razem, znów się nią stałam. Przyjechałam tu, by poznać prawdę, i właśnie dostałam pierwszą jej część: zawsze będę tym dzieckiem, którego rodzice zdecydowali, że go nie chcą. Nie ma znaczenia, jak bardzo będę się przed tym bronić lub wmawiać sobie, że mój związek z Antoniem jest dla mnie wszystkim.

Myślę o tych wszystkich razach, kiedy uciekałam przed Elle, żeby móc w końcu być sobą. O tych cudownych chwilach z Antoniem, kiedy sądziłam, że udało się nam stworzyć coś dobrego i ostatecznie pożegnać Kuternogę. O latach nauki, żeby zostać lekarzem, przywdziać maskę, by ludzie nie widzieli, kim naprawdę jestem. Wszystko to strata czasu. Już teraz czuję, jak Elle niczym trucizna z powrotem wypełnia luki w moim życiu, wypełnia mnie i sprawia, że staję się kompletna. Chce mi się płakać, kiedy widzę, jak z każdym jej krokiem jej równo obcięte włosy tną powietrze niczym nóż. Dociera do mnie, że zawsze mogłam być tylko taka, jaka byłam od urodzenia: niechciana.5

PO RAZ pierwszy Elle znalazła mnie w mojej szkole, kiedy miałam trzynaście lat. Zwlekałam z pójściem po lekcjach do domu z powodu pewnego chłopaka, Roberta Kneela, któremu bardzo nie podobał się sposób, w jaki chodziłam, w tamtym czasie zarzucało mnie bowiem w lewo. To, w połączeniu z moimi lekko zgarbionymi plecami, sprawiło, że dostałam przezwisko Bizon, którego używano wymiennie z równie nieprzyjemnym Kuternogą.

Kneel był chudy i zawsze chodził w za małym ubraniu, z którego wystawały mu ręce i gołe kostki. Był biedny i nie dało się tego ukryć. Jego skóra zawsze miała niezdrowy szary odcień, jakby darmowe szkolne obiady nie były w stanie dostarczyć mu odpowiedniej dawki żelaza. Każdego dnia bez wyjątku czekał na mnie pod bramą szkoły.

Wydawało mi się, że czterdzieści minut po dzwonku to wystarczająco dużo czasu, żeby się zniechęcił, ale go nie doceniłam. Kiedy go zauważyłam, było już za późno, żeby zawrócić, więc tylko spuściłam głowę i przyspieszyłam kroku. „Hhhhhhhhhhhum”, dobiegł mnie dźwięk, który – jego zdaniem – miał naśladować głębokie, gardłowe odgłosy bizona. „Hhhhhhummmmm”, powtórzyli jego wierni trzej naśladowcy. Pozwolili mi przejść, co jeszcze bardziej mnie przestraszyło, ale wkrótce zaczęli iść za mną.

Wtedy właśnie przede mną zjawiła się Elle – nigdy wcześniej nie widziałam kogoś takiego. Miała wówczas siedemnaście lat. Jej różowe włosy były związane w kucyki, a kolczyk w nosie połyskiwał w słońcu. Na początku wydawało mi się, że to jakaś obca osoba, ale wtedy dostrzegłam małą trójkątną bliznę na jej czole, która przywołała wspomnienie z dzieciństwa. Dotyczyło ono naszego jedynego wcześniejszego spotkania, kiedy miałam dziewięć lat. To spotkanie zorganizowali nasi rodzice, ale przyszło im tego żałować. Ciotka Jemima powiedziała mi później, że musimy się przeprowadzić do innego domu, żeby Elle nie mogła nas znaleźć. Gdyby to od niej zależało, wyjechałaby za granicę, ale wuj Marcus się na to nie zgodził. Potem Elle natknęła się na naszą kuzynkę w Edynburgu i śledziła ją w drodze do domu. Po tym znalezienie mojej szkoły przyszło jej z łatwością.

– Cześć – powiedziała do mnie tak radośnie, jak to tylko możliwe. Chłopcy zatrzymali się za mną i wstrzymali oddech. Przywitała się ze mną, jakbyśmy były starymi przyjaciółkami, jakbym ją znała.

– Cześć – odpowiedziałam drżącym głosem, ponieważ byłam bliska łez, a moje policzki płonęły z wysiłku, bólu i zażenowania. Ale ona wyminęła mnie, kierując się wprost ku Robertowi Kneelowi, a cała radość zniknęła z jej twarzy. Chłopcy chcieli uciec, zorientowawszy się, na co się zanosi, ale Elle złapała Roberta za kaptur bluzy. To właśnie robiły twarde dzieciaki, nawet te najbiedniejsze, w 1996 roku – nosiły pod szkolną marynarką zabronione bluzy.

– Ale z ciebie pizda – powiedziała, uderzając go w twarz. Walczył i usiłował się wyrwać. Młócił rękami powietrze i kopał, a ja myślałam tylko o tym, że nazajutrz, kiedy Elle już nie będzie, naprawdę mi się dostanie. Pomyślałam, że on może nawet mnie zabić.

– Puszczaj, suko! – krzyknął. Ledwo padły te słowa, Elle rzuciła go na ziemię. To nie jest przenośnia, ona nim rzuciła, jakby grała w kręgle lub tłukła talerze. Pisnęłam i odskoczyłam do tyłu, kiedy uderzył o glebę. Jeden z przednich zębów wyleciał mu z ust niczym pocisk, a strużka krwi pociekła po brodzie. Elle obróciła się do mnie i posłała mi uśmiech, uniosła brwi i kopnęła go prosto między nogi. Robert Kneel zawył z bólu, a ona tylko się roześmiała. Nie wierzyłam własnym oczom. Rozglądałam się dookoła, żeby sprawdzić, czy ktoś to widzi, jakbym była winna tej sytuacji. Nikogo nie było. W tej części ulicy nie stały żadne domy. Elle dobrze wybrała miejsce.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: