Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Moje kochane nastoletnie dziecko - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
25 września 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Moje kochane nastoletnie dziecko - ebook

Stan zdrowia psychicznego polskiej młodzieży drastycznie się pogarsza. Objawia się to niską samooceną, brakiem poczucia sprawczości, poczuciem osamotnienia, depresjami, próbami samobójczymi, samookaleczeniami. Temat ten, choć wielokrotnie nagłaśniany i opisywany w badaniach socjologicznych, nadal wymaga uwagi.

Dzięki tej książce poznasz prawdziwe historie dotyczące problemów i wyzwań nastolatków związanych z presją świata zewnętrznego:

• uzależnienia od gier i internetu,

• narkotyki i używki, media społecznościowe,

• hejt i nękanie, depresja,

• samookaleczenia,

• próby samobójcze,

• tematyka LGBTQIA+, itp.

Historie te zostały opisane ze szczególnym uwzględnieniem kwestii rodzicielskich, zachowań wspierających i destrukcyjnych ze strony bliskich dorosłych (rodzice, nauczyciele, środowisko) zarówno w przypadku otrzymania wsparcia lub jego braku.

Książka ta przedstawia dwa różne spojrzenia, dwie odmienne perspektywy na problemy młodzieży nastoletniej na podstawie prawdziwych historii nastoletnich osób, i oferuje wskazówki, jak postępować, aby wspierać osoby nastoletnie w kryzysie przechodzenia od okresu dzieciństwa do dorosłości.

Aleksander Drzewiecki (Gen X), przedsiębiorca i przedsiębiorca społeczny, edukator rodzicielski, współzałożyciel platformy wsparcia rodziców dorastających dzieci i nastolatków parenteen.pl, Przewodniczący Rady Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, tata dwójki nastoletnich dzieci.

Janek Niziński (Gen Z), twórca szkolenia „Lepiej nie wiedzieć”, student psychologii, współzałożyciel platformy wsparcia rodziców dorastających dzieci i nastolatków parenteen.pl.

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68218-76-3
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Jan Niziń­ski

Szpital i początki

Ze wspo­mnień moich rodzi­ców wynika, że byłem szczę­śli­wym dziec­kiem. Sie­dzia­łem godzi­nami z zabaw­kami, wymy­śla­jąc różne histo­rie, dobrze się uczy­łem i dużo się śmia­łem. Gdy mia­łem cztery lata moi rodzice się roz­stali i nagle zna­la­złem się w nowej rze­czy­wi­sto­ści. Nie mia­łem już jed­nego domu, tylko dwa, w któ­rych to bywa­łem po trzy dni. Mia­łem poczu­cie, że ni­gdzie nie mam swo­jego miej­sca. Moi rodzice dużo pra­co­wali, więc we wcze­snych latach dzie­ciń­stwa naj­wię­cej czasu spę­dza­łem z bar­dzo czę­sto się mną opie­ku­jącą bab­cią. Wszystko zaczęło się zmie­niać, kiedy to w wieku dzie­wię­ciu lat zdia­gno­zo­wano u mnie nowo­twór zło­śliwy, który ulo­ko­wał się w mojej kostce i dużej czę­ści pisz­czeli. Nagle place zabaw i szkoła zamie­niły się w szpi­talne sale i zwi­sa­jące woreczki z che­mią. To było straszne doświad­cze­nie, wszę­dzie, gdzie się nie spoj­rzało, cier­piały i umie­rały inne dzieci. Che­mio­te­ra­pię prze­cho­dzi­łem w Pol­sce, ale na osta­teczną ope­ra­cję, dzięki zbiórce pie­nię­dzy zor­ga­ni­zo­wa­nej przez moich rodzi­ców, wylą­do­wa­łem w małym mia­steczku w Niem­czech, dzięki czemu unik­ną­łem ampu­ta­cji nogi. Mimo wszystko mam bar­dzo dużo cie­płych wspo­mnień z tam­tego okresu. Nie zro­zum­cie mnie źle, rak jest prze­ra­ża­jący, ale to był okres mojego życia, gdy moi rodzice mieli dla mnie naj­wię­cej czasu, a poza tym wal­czyli o moje życie wspól­nie, razem. Cało­dniowe leże­nie z mamą czy tatą, oglą­da­nie z nimi seriali było wręcz speł­nie­niem marzeń, a i tak byłem na takiej ilo­ści mor­finy, że bólu pra­wie nie czu­łem. Po ope­ra­cji nastał czas na reha­bi­li­ta­cję i powolne wra­ca­nie do „nor­mal­nego” życia. Jesz­cze przez wiele mie­sięcy nie byłem w sta­nie cho­dzić, a uwierz­cie mi, ponowna nauka cho­dze­nia to okrop­nie mozolny pro­ces. Mniej wię­cej po dwóch latach wró­ci­łem do pod­sta­wówki, do pią­tej klasy. Na początku byłem swego rodzaju feno­me­nem jako cie­kawy, dłu­go­włosy blon­dyn, który cią­gle kulał i prze­żył jakąś straszną cho­robę. Nie­stety z cza­sem ta cie­ka­wość zaczęła prze­ra­dzać się w nie­przy­jemne komen­ta­rze, uwagi, żarty, wyty­ka­nie, aż w końcu w peł­no­prawne prze­śla­do­wa­nie. Byłem sła­bym, wraż­li­wym ogni­wem, któ­remu bar­dzo zale­żało, by ludzie go lubili, a nie­zbyt mu to wycho­dziło. To był czas, w któ­rym uśmiech i moty­wa­cje do życia zaczęła mi zastę­po­wać samot­ność i powoli poja­wia­jąca się depre­sja.

Światełko w tunelu

W gim­na­zjum sprawy tro­chę się zmie­niły. Poje­cha­łem na pierw­szy w życiu obóz, gdzie przy­po­mnia­łem sobie, że ludzie jed­nak mogą mnie lubić, dzięki czemu odzy­ska­łem tro­chę pew­no­ści sie­bie i zaczą­łem pozna­wać coraz wię­cej osób. Nie byłem już jed­nak tym samym chło­pa­kiem co wcze­śniej, bar­dzo się zmie­ni­łem. Jak­bym miał jakoś nazwać ten okres gim­na­zjalno-lice­alny, to nazwał­bym go okre­sem pustki. Wiel­kiej, wszech­obec­nej pustki. Prze­stało mi zale­żeć na ludziach, prze­sta­łem wie­rzyć w jakiś sens życia, tra­ci­łem swoją wraż­li­wość, wcho­dzi­łem tylko w coraz więk­szy mrok. Zaczą­łem też eks­pe­ry­men­to­wać z róż­nymi sub­stan­cjami. Na początku była to mari­hu­ana, póź­niej alko­hol, różne psy­cho­ak­tywne leki, które można było kupić w aptece bez recepty, takie jak thio­co­din czy aco­din, a z cza­sem poja­wiały się też moc­niej­sze używki. Moim życiem kie­ro­wała coraz więk­sza auto­de­struk­cja, a ono samo było mi bar­dziej obo­jętne. Pozna­wa­łem masę zna­jo­mych i tra­ci­łem wielu przy­ja­ciół. Wcho­dzi­łem w puste rela­cje, oparte na wspól­nym ćpa­niu i sek­sie. Moje więzi z rodzi­cami też były tra­giczne, dużo się kłó­ci­li­śmy. Ja czu­łem się nie­ro­zu­miany, nie­ko­chany i nie­ak­cep­to­wany, a oni widzieli we mnie coraz mniej ze swo­jego uko­cha­nego syna. Przy­znaję, że byłem bar­dzo trud­nym dziec­kiem, ale oni nie byli też naj­ła­twiej­szymi rodzi­cami. Z per­spek­tywy czasu wiem, że kie­ro­wała nimi bez­rad­ność, strach, złość czy ból, a nie brak miło­ści czy chęć uka­ra­nia mnie, co wtedy tak odczu­wa­łem. Patrzyli na mnie głów­nie przez pry­zmat moich pro­ble­mów, z któ­rymi sami też nie dawali sobie rady. W końcu nasze kłót­nie i moje postę­pu­jące uza­leż­nie­nie dopro­wa­dziły do tego, że poje­cha­łem do ośrodka lecze­nia uza­leż­nień.

Ośrodki to straszne miej­sca, ale nie tra­fiają tam tylko okropne osoby. Oczy­wi­ście, więk­szość z nich to dile­rzy, któ­rzy cho­wają się przed wyro­kami, ale zda­rzają się wyjątki. Mimo wszystko, nie­za­leż­nie skąd przy­szli­śmy i jakie pro­wa­dzi­li­śmy życia, wszy­scy wylą­do­wa­li­śmy w tym samym miej­scu. W każ­dym razie nie jecha­łem tam pozna­wać nowych zna­jo­mych, a wytrzeź­wieć. Ośro­dek pozwo­lił mi spoj­rzeć z dystansu na to wszystko, co dopro­wa­dziło do tego, że się tam zna­la­złem. Był to czas zaj­rze­nia w głąb sie­bie i stwo­rze­nia sie­bie na nowo. Janek 2.0. Dopiero w tam­tym miej­scu zro­zu­mia­łem, co nar­ko­tyki robią z ludźmi. Obser­wo­wa­łem masę cudow­nych, cie­ka­wych i ambit­nych osób, które za sprawą nałogu stały się bez­mó­zgimi zom­bie, nie­po­tra­fią­cymi prze­żyć nocy bez kre­sek i table­tek. Przed ośrod­kiem zawsze dostrze­ga­łem w nar­ko­ty­kach jakąś este­tykę. Więk­szość ćpa­ją­cych zna­jo­mych, to osoby o arty­stycz­nych umy­słach, potra­fiące opi­sy­wać swoje nar­ko­tyczne tripy, w tak barw­nych sło­wach, że można by pomy­śleć, że dodają one cie­ka­wo­ści. W pewien spo­sób dragi były wpi­sane w kul­turę, która nas ukształ­to­wała. Ulu­bieni muzycy przedaw­ko­wy­wali, a ulu­bieni pisa­rze pisali książki w barach. W całym tym kul­cie auto­de­struk­cji był jakiś urok, a w ośrod­kach mia­łem oka­zję poznać ten świat z dru­giej strony. Więk­szość osób nawet nie zda­wała sobie sprawy z tego, że coty­go­dniowe bra­nie mefe­dronu nie jest zdrowe. Dla nich to była głów­nie ucieczka od rze­czy­wi­sto­ści, czę­sto pato­lo­gicz­nej, z którą sami sobie nie radzili. Czar prysł.

Samodzielność

Po poby­cie w ośrodku w wieku sie­dem­na­stu lat zamiesz­ka­łem sam. Mama i ojczym, z któ­rymi miesz­ka­łem od dru­giej klasy gim­na­zjum, wypro­wa­dzili się razem z moimi sio­strami na Tene­ryfę. W domu mamy i tak czu­łem się okrop­nie, mia­łem wra­że­nie, że jestem pro­ble­mem, a nie dziec­kiem. Czu­łem, że mama ze mną wal­czy, zamiast mnie wspie­rać. Nagle, kiedy się wypro­wa­dzi­łem, zrozumia­łem, że to ja muszę o sie­bie dbać, bo nikt inny tego nie zrobi, że to ode mnie zależy, jak będzie wyglą­dało moje życie. Ponadto byłem w kla­sie matu­ral­nej, a zale­żało mi, by dostać się na stu­dia. Ten kawa­łek nie­za­leż­no­ści i samo­sta­no­wie­nia spra­wił, że brzy­dziło mnie to, jakim czło­wie­kiem byłem, ile krzywdy wyrzą­dza­łem innym, a przede wszyst­kim samemu sobie. W pewien spo­sób prze­sta­łem też mieć się prze­ciwko czemu bun­to­wać. Zaczą­łem przy­kła­dać się do tera­pii i pra­co­wać nad sobą. Moim zda­niem wspól­nym pro­ble­mem depre­sji i uza­leż­nie­nia jest to, że zapo­mi­nasz, że może być ina­czej, lepiej. Cały świat traci sens, na niczym za bar­dzo ci nie zależy i przez to bar­dzo, ale to bar­dzo trudno jest uwie­rzyć, że za tymi wszyst­kimi ciem­nymi chmu­rami ist­nieje jesz­cze jakieś słońce. Godzisz się z tą chu­jową rze­czy­wi­sto­ścią, tra­cisz moty­wa­cję i odnaj­du­jesz pewien rodzaj kom­fortu w tym cier­pie­niu, bo wła­ści­wie nawet nie wiesz, o co miał­byś wal­czyć. Ja z tego jed­nak wysze­dłem. W ciągu dwóch mie­sięcy zali­czy­łem klasę matu­ralną i dosta­łem się na stu­dia. Odbu­do­wa­łem wiele zepsu­tych rela­cji i zaczą­łem zda­wać sobie sprawę, że nagle, pierw­szy raz od wielu lat, mam dużo rze­czy, na któ­rych mi zależy i któ­rych nie chcę stra­cić.

Lepiej Nie Wiedzieć

Całe życie byłem obser­wa­to­rem. W momen­cie, gdy moja rela­cja z rodzi­cami była trudna, dużo uwagi poświę­ca­łem lustrza­nym rela­cjom przy­ja­ciół i zna­jo­mych. Obser­wo­wa­łem co działa, a co nie i prze­no­si­łem te zacho­wa­nia do mojego życia. Nie­długo po wypro­wadzce moje rela­cje z rodzi­cami zaczęły się popra­wiać. Na początku powoli, bar­dzo trudno było nam odbu­do­wać wza­jemne zaufa­nie, ale im dłu­żej podą­ża­łem „dobrą ścieżką”, tym było ono coraz więk­sze. Cza­sem na­dal nie mogę uwie­rzyć w to, jak z rela­cji, w któ­rej w żaden spo­sób nie byli­śmy w sta­nie razem funk­cjo­no­wać, doszli­śmy do tego punktu, że nie wyobra­żam sobie życia bez rodzi­ców. Wszyst­kie te trudne doświad­cze­nia skło­niły mnie do myśli, że może trzeba coś z tym wię­cej zro­bić. Uwa­żam, że wszyst­kie trudne doświad­cze­nia nie mają żad­nego zna­cze­nia i są tylko pustymi trau­mami, jeśli ich jakoś nie wyko­rzy­stamy. Dosta­łem taką szansę dzięki mojej przy­jaźni z Jar­kiem Szul­skim, który aku­rat w tym cza­sie zakła­dał nową szkołę o nazwie Liceum Artes Libe­ra­les. Pozna­łem go trzy lata wcze­śniej na orga­ni­zo­wa­nym przez niego wyjeź­dzie o nazwie SHIFT12345 i mimo miej­sca, w jakim wtedy się znaj­do­wa­łem, zauwa­żył we mnie coś dobrego, uwie­rzył we mnie. Spo­ty­ka­li­śmy się dosyć czę­sto, a w trak­cie jed­nego z takich spo­tkań, roz­ma­wia­jąc o tym, jak wielka prze­paść dzieli poko­le­nie współ­cze­snych nasto­lat­ków i ich rodzi­ców, wpa­dli­śmy na pomysł, który mógłby tę prze­paść zmniej­szyć. Stwier­dzi­li­śmy, że trzeba stwo­rzyć warsz­taty dla rodzi­ców pro­wa­dzone przez mło­dych ludzi, któ­rzy wyja­śnią i opo­wie­dzą im o wszyst­kim, co powinni wie­dzieć o świe­cie swo­ich pociech. Pozwolą im zaj­rzeć przez dziurkę od klu­cza do świata nasto­lat­ków i po nim ich opro­wa­dzą. Na począ­tek zaczą­łem pro­wa­dzić roz­mowy i ankiety z róż­nymi mło­dymi ludźmi, tak, by samemu tro­chę bar­dziej zro­zu­mieć ich potrzeby, war­to­ści i to, czym żyją. Po prze­pro­wa­dze­niu kil­ku­set roz­mów, razem z dwójką byłych wycho­wan­ków Jarka Szul­skiego i pod nad­zo­rem psy­cho­lożki, zaczę­li­śmy two­rzyć pierw­sze na świe­cie warsz­taty o świe­cie mło­dych z per­spek­tywy mło­dych. Warsz­taty oka­zały się suk­ce­sem, rodzice mówili, że otwo­rzy­li­śmy im oczy, a sprawą zain­te­re­so­wały się też media, dopro­wa­dza­jąc do tego, że w ciągu lekko ponad mie­siąca poja­wi­łem się w „Dużym For­ma­cie”, _Dzień Dobry TVN_ i Trójce Pol­skiego Radia. Zosta­łem zakwa­li­fi­ko­wany jako _chan­ge­ma­ker_ przez Ashokę i zaczą­łem aktyw­nie dzia­łać w obsza­rach zdro­wia psy­chicz­nego nasto­lat­ków i ich rela­cji z rodzi­cami.

Na jeden z naszych warsz­ta­tów przy­szedł Alek­san­der Drze­wiecki, prze­wod­ni­czący Rady Fun­da­cji Dajemy Dzie­ciom Siłę i przed­się­biorca, z któ­rym od razu zła­pa­li­śmy wspólny język. Umó­wi­li­śmy się na kawę i oka­zało się, że obaj znamy pro­blem – tylko z róż­nych stron – jakim jest prze­paść mię­dzy doro­słymi a dziećmi z wza­jem­nym zro­zu­mie­niem. Zaczę­li­śmy współ­pra­co­wać, a efek­tem jest mię­dzy innymi plat­forma paren­teen.pl oraz ta książka.Alek­san­der Drze­wiecki

Ojcostwo

Jestem ojcem dwójki wspa­nia­łych dzieci. Jed­nak rodzi­ciel­stwo nie przy­szło nam łatwo. Sta­ra­li­śmy się o pierw­sze dziecko sześć lat, pró­bu­jąc wszel­kich dostęp­nych wtedy metod lecze­nia bez­płod­no­ści. Uczest­ni­czy­li­śmy też w kur­sie dla rodzi­ców adop­cyj­nych, reali­zo­wa­nym przez Towa­rzy­stwo Przy­ja­ciół Dzieci. Osta­tecz­nie nie zde­cy­do­wa­li­śmy się wtedy na adop­cję, a rok póź­niej przy­szedł na świat nasz bio­lo­giczny syn Staś. Jak cie­szyło mnie spę­dza­nie z nim godzin na wspól­nych kąpie­lach, zaba­wach, roz­mo­wach, wyciecz­kach, wypra­wach, pozna­wa­niu świata, nauce, czy­ta­niu, grze na instru­men­tach. Te chwile wspo­mi­nam jako wspa­niały czas mojego życia i dziś wdzięczny jestem, że tyle było mi ich danych. Jed­no­cze­śnie, w tym okre­sie prze­sze­dłem ogromną wewnętrzną trans­for­ma­cję i roz­wój zwią­zany z rodzi­ciel­stwem. Więk­szość moich wyobra­żeń doty­czą­cych ojco­stwa, wzor­ców postę­po­wa­nia z mojego dzie­ciń­stwa, usły­sza­nych lub zaczerp­nię­tych z porad­ni­ków, oka­zała się nie­ade­kwatna do rze­czy­wi­sto­ści i dopro­wa­dziła mnie do bez­sil­no­ści. Radze­nie sobie z nią i towa­rzy­szą­cym jej uczu­ciom zło­ści, lęku, poczu­cia winy, bywało z pew­no­ścią trudne dla mojego dziecka. Prze­for­mu­ło­wa­nie wła­snych prze­ko­nań nie było dla mnie łatwym zada­niem.

Gdy piszę te słowa, mój syn ma lat sie­dem­na­ście i wciąż – tra­dy­cyj­nie od pięt­na­stu lat – regu­lar­nie wyjeż­dżamy na kil­ku­dniowy tzw. męski wypad, na któ­rym w sytu­acji jeden na jeden odby­wamy te naj­bliż­sze i naj­waż­niej­sze roz­mowy. Obec­nie dużo roz­ma­wiamy o wybo­rze kie­runku stu­diów i uczelni, doświad­cze­niach zwią­za­nych z wcho­dze­niem w doro­słość, doświad­cza­niu uży­wek i o róż­nych ryzy­kow­nych sytu­acjach, z któ­rymi spo­tyka się mój syn. Zda­rzają się trudne roz­mowy. Czuję, jak wiel­kimi kro­kami zbliża się moment, gdy mój syn wyfru­nie z domu.

Córeczkę – Biankę – pozna­łem, gdy miała sie­dem tygo­dni. Gdy Staś miał kilka lat, wró­ci­li­śmy do ośrodka adop­cyj­nego, by dokoń­czyć prze­rwany wcze­śniej kurs. Tym razem pewni, że chcemy adop­to­wać dziecko. Od poprzed­niej próby minęło zbyt wiele lat, więc musie­li­śmy zaczy­nać szko­le­nie od początku. Dzie­wię­cio­mie­sięczny kurs adop­cyjny PRIDE (Parents Reso­urce of Infor­ma­tion Deve­lop­ment and Edu­ca­tion), nosił pol­ski pod­ty­tuł „Jak być dobrym rodzi­cem adop­cyjnym”. Byli­śmy jedy­nymi rodzi­cami w gru­pie uczest­ni­ków szko­le­nia, więc szybko odkry­li­śmy, że w rze­czy­wi­sto­ści kurs w 95 proc. doty­czył tego, jak być dobrym rodzi­cem po pro­stu, a może 5 proc. doty­czyło spe­cy­fiki adop­cyj­nej. Jestem nie­zwy­kle szczę­śliwy i wdzięczny za moż­li­wość bycia tatą Bia­nusi. Uwiel­biam wspólne słu­cha­nie i śpie­wa­nie pio­se­nek, jej ogromną wraż­li­wość i zdol­ność współ­od­czu­wa­nia, kre­atywne, cza­sem sza­lone pomy­sły, otwar­tość na ludzi i na świat czy goto­wość do dzie­le­nia się ze mną waż­nymi spra­wami. Gdy piszę te słowa, ona ma jede­na­ście lat i z przy­tu­pem wcho­dzi w okres dora­sta­nia, i mimo róż­nych zgrzy­tów z tym zwią­za­nych codzien­nie odkry­wam, jak wspa­niale jest pozna­wać dru­giego, bli­skiego czło­wieka i towa­rzy­szyć mu w jego dro­dze. Czło­wieka, który roz­wija się i co chwila obja­wia w nowej wer­sji sie­bie. Jak dobrze jest móc przy tym wciąż odkry­wać i roz­wijać sie­bie.

Fundacja

Współ­pracę z Fun­da­cją Dajemy Dzie­ciom Siłę roz­po­czą­łem w 2004 roku (wtedy nazy­wała się jesz­cze Fun­da­cja Dzieci Niczyje). Przez ostat­nie dwa­dzie­ścia lat moja rela­cja i zaan­ga­żo­wa­nie w jej dzia­łal­ność przyj­mo­wała różną inten­syw­ność i wiele form. Naj­czę­ściej, pra­cu­jąc bez­po­śred­nio z zarzą­dem i ści­słym kie­row­nic­twem fun­da­cji, wspie­ra­łem roz­wój orga­ni­za­cji, dora­dza­łem w obsza­rze fun­dra­isingu, szko­leń pra­cow­ni­ków i w róż­no­rod­nych kwe­stiach stra­te­gicz­nych czy zarząd­czych. Od dzie­się­ciu lat jestem człon­kiem Rady Fun­da­cji, a od 2022 roku jej prze­wod­ni­czą­cym.

W paź­dzier­niku 2022 roku roz­ma­wia­li­śmy w zespole ds. szko­leń FDDS nad stwo­rze­niem pro­gramu pro­fi­lak­tycz­nego dla rodzi­ców dora­sta­ją­cych dzieci i nasto­lat­ków. Był to czas, gdy pra­wie sie­dem­dzie­się­ciu psy­cho­lo­gów i psy­cho­lo­żek pra­cu­ją­cych na linii tele­fonu zaufa­nia dzieci i mło­dzieży 116 111 nie nadą­żało odbie­rać połą­czeń. Pomimo, że tele­fon czynny jest całą dobę sie­dem dni w tygo­dniu, dodzwa­niało się jedy­nie co trze­cie dziecko: linie były prze­cią­żone, noto­rycz­nie zajęte. Wszyst­kie dostępne bada­nia na temat stanu psy­chicz­nego dora­sta­ją­cych dzieci i mło­dzieży oraz dane sta­ty­styczne doty­czące hospi­ta­li­za­cji psy­chia­trycz­nych, samo­oka­le­czeń i prób samo­bój­czych wska­zy­wały na gwał­tow­nie nara­sta­jący od 2010 roku pro­blem zdro­wia mło­dych osób. Więk­szość dostęp­nych badań wska­zuje na ogromną rolę rodzi­ców jako tych, któ­rzy mają naj­więk­szy wpływ na two­rze­nie oko­licz­no­ści chro­nią­cych dzieci przed kry­zy­sem psy­chicz­nym. Poczu­łem, że moja misja zwią­zana z Fun­da­cją Dajemy Dzie­ciom Siłę dotarła do miej­sca, w któ­rym potrze­buję i chcę zaan­ga­żo­wać się jesz­cze bar­dziej.

Relacyjna Psychologia Rozwojowa

Rodzi­ciel­stwo to fascy­nu­jąca dzie­dzina życia. Oprócz wspo­mnia­nego wcze­śniej kursu adop­cyj­nego PRIDE, mia­łem przez lata moż­li­wość uczest­ni­cze­nia w licz­nych kur­sach rodzi­ciel­skich (od szkoły rodze­nia poczy­na­jąc, po kursy pozy­tyw­nej dys­cy­pliny, szkolne warsz­taty dla rodzi­ców czy roczny kurs All About Paren­ting). Prze­czy­ta­łem na ten temat mnó­stwo ksią­żek, z któ­rych naj­bar­dziej rezo­nują we mnie dzieła Jespera Juula. Juul pisał „wszy­scy mamy ten sam pro­blem, który można okre­ślić nastę­pu­jąco: kocham cię, ale jak mam postę­po­wać, żebyś i ty poczuł, że cię kocham?” Pod­kre­śla on, że rolą rodzi­ców nie jest wycho­wy­wa­nie, lecz po pro­stu stwa­rza­nie oko­licz­no­ści sprzy­ja­ją­cych natu­ral­nemu roz­wo­jowi, takich jak prze­strzeń do prze­ży­wa­nia emo­cji i wyra­ża­nia uczuć, eks­plo­ro­wa­nia zain­te­re­so­wań, swo­bod­nej zabawy. Juul obu­dził we mnie prze­ko­na­nie, że nie potrze­buję być ide­al­nym rodzi­cem, ponie­waż każde dziecko ma w sobie natu­ralny poten­cjał do roz­woju. Cho­dzi jedy­nie o to, by tego poten­cjału nie zblo­ko­wać. Zamiast więc kon­cen­tro­wać się na „wycho­wy­wa­niu”, kształ­to­wa­niu i kon­tro­lo­wa­niu zacho­wań dziecka, lepiej sku­pić się na budo­wa­niu rela­cji opar­tej na zro­zu­mie­niu, peł­nej akcep­ta­cji, wspar­ciu i poczu­ciu bez­pie­czeń­stwa. Ogromną pomocą dla takiej formy rodzi­ciel­stwa oka­zała się książka _Wi_ęź dr Gor­dona Neu­felda i Gabora Maté, która odkryła przede mną kolejne książki i szko­le­nia obu auto­rów i zapro­siła do zanu­rze­nia się w świe­cie Rela­cyj­nej Psy­cho­lo­gii Roz­wo­jo­wej. W bada­niach neu­ro­bio­lo­gicz­nych znaj­duje ona odpo­wiedź na pyta­nie, co jest naj­bar­dziej wspie­ra­ją­cym, natu­ral­nym dla gatunku ludz­kiego śro­do­wi­skiem wzra­sta­nia i roz­woju. Rela­cyjna Psy­cho­lo­gia Roz­wo­jowa pod­waża pewne psy­cho­lo­giczne pół­prawdy i wyja­śnia, dla­czego powszechne i pro­mo­wane w maso­wej kul­tu­rze prze­ko­na­nia doty­czące potrzeb dora­sta­ją­cych dzieci oraz wyni­ka­jące z nich wska­zówki postę­po­wa­nia dla rodzi­ców, wbrew dobrym inten­cjom, mogą być nie­wspie­ra­jące. Inspi­ro­wane pora­dami Insty­tutu dr. Neu­felda rodzi­ciel­stwo przy­nosi mi radość i wytchnie­nie. I oczy­wi­ście wciąż popeł­niam błędy i cza­sem się gubię. Jed­nak dziś czuję, że mam ze sobą kom­pas, który wska­zuje mi wła­ściwy kie­ru­nek.

Spotkanie międzypokoleniowe

W stycz­niu 2023 roku uczest­ni­czy­łem w warsz­ta­tach dla rodzi­ców „Lepiej nie wie­dzieć” reali­zo­wa­nych w Liceum Arters Libe­ra­les w War­sza­wie. Warsz­taty pro­wa­dzone były przez trzy młode, nasto­let­nie osoby. Tam pierw­szy raz spo­tka­łem Janka Niziń­skiego, głów­nego pro­wa­dzą­cego – wtedy osiem­na­sto­latka. Na sali kil­ku­dzie­się­ciu rodzi­ców wsłu­chi­wało się w opo­wie­ści o tym, jak dora­sta­jące dzieci wcho­dzą w doro­słość: o wyzwa­niach w świe­cie mediów spo­łecz­no­ścio­wych, gamingu, pato­mu­zyce, używ­kach, doświad­cze­niach sek­su­al­nych, pre­sji szkoły, rela­cjach rówie­śni­czych i roman­tycz­nych, zabu­rze­niach odży­wia­nia, depre­sji, samo­oka­le­cza­niu i pró­bach samo­bój­czych. Nie­co­dzienna sytu­acja: dzieci uczące rodzi­ców. A ze strony tych dru­gich nie­do­wie­rza­nie, zasko­cze­nie, zdzi­wie­nie i mnó­stwo pytań: „to co my mamy w tej czy innej sytu­acji robić?”. Szko­le­nie mocno uświa­do­miło mi, jak ogromna jest prze­paść w rozu­mie­niu wielu tema­tów mię­dzy dzi­siej­szymi oso­bami nasto­let­nimi, a poko­le­niem ich rodzi­ców. Zaan­ga­żo­wa­nie mło­dych doro­słych w pracę na rzecz dobrego rodzi­ciel­stwa wydała mi się koniecz­no­ścią. Kilka tygo­dni póź­niej spo­tka­łem się w Klu­bo­ka­wiarni Mię­dzy­po­ko­le­niowa na war­szaw­skim Mura­no­wie z Jan­kiem na kawie. Zawar­li­śmy wtedy poro­zu­mie­nie, by wspól­nie kon­ty­nu­ować rodzi­ciel­ską misję. Efek­tem tego poro­zu­mie­nia było powsta­nie paren­teen.pl, spo­łecz­no­ści rodzi­ców dora­sta­ją­cych dzieci i nasto­lat­ków oraz wspie­ra­ją­cych ich spe­cja­li­stów. No i ta książka.„Lepiej nie wie­dzieć” to zbiór dzie­wię­ciu wywia­dów z mło­dymi doro­słymi, któ­rzy w momen­cie ich prze­pro­wa­dza­nia mają 18, 19 lub 20 lat. Opo­wia­dają o swo­ich doświad­cze­niach, sytu­acjach i emo­cjach z czasu dzie­ciń­stwa, dora­sta­nia, okresu nasto­let­niego i wcho­dze­nia w doro­słość. Przy­wo­łują zda­rze­nia, prze­ży­cia i słowa wciąż pul­su­jące świeżo w ich pamięci, choć widziane już z pew­nego dystansu. Wszystko to wyda­rzyło się naprawdę. Tutaj opo­wie­dziane jest oczy­wi­ście z subiek­tyw­nego punktu widze­nia.

Osoby te zde­cy­do­wały, że „jed­nak lepiej wie­dzieć”, choć wciąż „lepiej pozo­stać ano­ni­mo­wym”. Wielu z ich rodzi­ców, któ­rzy prze­cież także mogą się­gnąć po tę książkę – wciąż tkwi w tym „lepiej nie wie­dzieć”, lub „nie ma co już o tym gadać”. A my chcie­li­śmy odsło­nić karty.

Każda z tych roz­mów koń­czy się pyta­niami o rady dla rodzi­ców i opie­ku­nów. Niech będą one inspi­ra­cją dla wszyst­kich, któ­rzy mie­rzą się z sytu­acjami podob­nymi do opo­wie­dzia­nych.1. Przyklejeni do ekranów

W JAKIM WIEKU ZACZĘ­ŁAŚ KORZY­STAĆ Z SOCIAL MEDIÓW?

Zaczę­łam w wieku dzie­się­ciu lat od Snap­chata i Face­bo­oka. Face­bo­oka mia­łam dla­tego, że jest on takim pod­sta­wo­wym medium, jakimś _must have_. Snap­chat nato­miast był jedną z pierw­szych apli­ka­cji, gdzie można było wysy­łać sobie bez­po­śred­nio zdję­cia, gdzie ist­niało _story_, więc można było poka­zy­wać swój dzień, auten­tyczny moment, w któ­rym się czło­wiek znaj­do­wał.

JA SAM PAMIĘ­TAM, ŻE FUNK­CJĄ SNAP­CHATA, KTÓRA NAJ­BAR­DZIEJ MNIE WCIĄ­GNĘŁA BYŁY DNI. POLE­GAŁO TO NA TYM, ŻE JEŚLI CODZIEN­NIE WYSY­ŁAŁO SIĘ KOMUŚ JEDNO ZDJĘ­CIE, TO MIAŁO SIĘ PRZY KON­CIE TEJ OSOBY POKA­ZANĄ LICZBĘ TYCH DNI. MAM WRA­ŻE­NIE, ŻE BYŁA TO JEDNA Z PIERW­SZYCH WIDZIA­NYCH PRZEZE MNIE W INTER­NE­CIE RZE­CZY, KTÓRA TAK UZA­LEŻ­NIAŁA, ZMU­SZAŁA LUDZI DO KORZY­STA­NIA Z APLI­KA­CJI REGU­LAR­NIE.

Też je pamię­tam. Stre­aki dawały to złudne poczu­cie, że budu­jesz z kimś rela­cję, co było ilu­zją. Bo jak można ją zbu­do­wać wysy­ła­jąc sobie wza­jem­nie tylko zdję­cia? W ogóle mam wra­że­nie, że Snap­chat roz­po­czął takie uwią­zy­wa­nie ludzi do apli­ka­cji, takie pośred­nie przy­mu­sze­nie do cią­głego rela­cjo­no­wa­nia rze­czy­wi­sto­ści. Tę funk­cję naj­bar­dziej chyba prze­jął BeReal i Insta­gram.

A ILE MNIEJ WIĘ­CEJ CZASU SPĘ­DZASZ DZIEN­NIE W SOCIAL MEDIACH?

Obec­nie do trzech godzin, a na samym Insta­gra­mie godzinę. Były jed­nak w moim życiu takie momenty, w któ­rych total­nie social mediów nad­uży­wa­łam. Wtedy czas w tele­fo­nie potra­fił docho­dzić nawet do dwu­na­stu godzin w ciągu dnia.

KIEDY MIAŁO MIEJ­SCE TO APO­GEUM?

Nało­żyły się na sie­bie począ­tek pan­de­mii i mój gor­szy stan psy­chiczny. Zosta­li­śmy wtedy zamknięci w domach, lek­cje były online, a ja dosta­łam nagle dużo wol­nego czasu, z któ­rym nie do końca wie­dzia­łam co zro­bić. Pamię­tam, że pobra­łam wtedy po raz pierw­szy Tik­Toka, w któ­rego total­nie się wcią­gnę­łam, potra­fi­łam sie­dzieć na nim dosłow­nie cały dzień. Teraz jest to dla mnie straszne, boli mnie serce, jak o tym mówię, ale nie mia­łam wtedy poję­cia, jak mogę zago­spo­da­ro­wać tyle wol­nego czasu, więc mar­no­wa­nie go mi nie prze­szka­dzało.

KIEDY TWOIM ZDA­NIEM ZACZYNA SIĘ UZA­LEŻ­NIE­NIE OD SOCIAL MEDIÓW? KIEDY MOŻNA MÓWIĆ O SZKO­DLI­WYM ICH UŻY­WA­NIU? BO JED­NAK NIE ZRE­ZY­GNU­JEMY Z NICH CAŁ­KO­WI­CIE, TYLE PRACY, KON­TAK­TÓW MIĘ­DZY­LUDZ­KICH PRZE­NIO­SŁO SIĘ DO SIECI, ŻE OBEC­NIE JEST PRAK­TYCZ­NIE NIE­MOŻ­LIWE, BY ICH NIE MIEĆ.

Wtedy, gdy kli­kamy w ikonkę Insta­grama czy Tik­Toka auto­ma­tycz­nie, bez­myśl­nie oraz gdy nasze rela­cje, obo­wiązki i pasje w świe­cie rze­czy­wi­stym są zanie­dby­wane wła­śnie na rzecz social mediów. Wiem, że nie trzeba wiele, by do takiego stanu się dopro­wa­dzić, bo są one skon­stru­owane tak, byśmy chcieli spę­dzać na nich jak naj­wię­cej czasu. Mogą być jakąś formą ucieczki od samego sie­bie. Poma­gają w dystan­so­wa­niu się od obo­wiąz­ków, znie­czu­lają na wła­sne uczu­cia. Są więc zapy­cha­czem czasu. Ma to odbi­cie też w mózgu, bo nasz układ nagrody jest wtedy cią­gle zaspo­ka­jany. Social media to pro­sta dopa­mina, dostępna na wycią­gnię­cie ręki, zde­cy­do­wa­nie łatwiej­sza w osią­gnię­ciu niż ta, którą otrzy­mu­jemy po wyko­na­niu jakie­goś zada­nia w świe­cie rze­czy­wi­stym.

JAKĄ ROLĘ ODGRY­WAJĄ TWOIM ZDA­NIEM SOCIAL MEDIA? BO JAK O NICH OPO­WIA­DASZ, TO MAM WRA­ŻE­NIE, ŻE ONE POTRA­FIĄ NAPRAWDĘ WIELE CZŁO­WIE­KOWI ZASTĄ­PIĆ.

Pozwa­lają na pewno utrzy­my­wać rela­cje mię­dzy­ludz­kie. Pod­glą­da­jąc przez cho­ciażby Insta­grama życie innych ludzi, możemy dowia­dy­wać się gdzie są, z kim są, jak się czują. Oczy­wi­ście jest to rela­cja jed­no­stronna, bo ci ludzie nie mają poję­cia o naszym ist­nie­niu, ale my dosta­jemy wypa­czone, ale jed­nak, poczu­cie bli­sko­ści z dru­gim czło­wie­kiem. W social mediach możemy też wyra­zić sie­bie tak, jak chcemy. Daje to moż­li­wość ucieczki od sie­bie, wła­snych pro­ble­mów, nie­kiedy bar­dzo trud­nej rze­czy­wi­sto­ści.

POWIE­DZIA­ŁAŚ PRZED CHWILĄ, ŻE SOCIAL MEDIA SĄ DLA NAS UCIECZKĄ OD RZE­CZY­WI­STO­ŚCI, ALE TEŻ MIEJ­SCEM, GDZIE MOŻEMY WYRA­ZIĆ SAMYCH SIE­BIE. JAK ROZU­MIESZ TĘ AUTEN­TYCZ­NOŚĆ W NICH?

Dla mnie jest to tro­chę kwe­stia sporna, bo prze­cież każdy z nas przed wsta­wie­niem jakie­goś zdję­cia czy rela­cji poświęca temu dłuż­szą chwilę, wybiera te naj­cie­kaw­sze, więc ta auten­tycz­ność już jakoś zanika. Z dru­giej jed­nak strony dają one moż­li­wość wyrazu sie­bie. Może patrzę na to tro­chę ina­czej niż ty, bo pocho­dzę z małego mia­steczka, gdzie w świe­cie rze­czy­wi­stym mia­łam bar­dzo ogra­ni­czoną liczbę osób, z któ­rymi mogłam się trzy­mać i social media te ogra­ni­cze­nia tro­chę zdej­mo­wały. Mogłam przez nie kon­tak­to­wać się z oso­bami o podob­nych zain­te­re­so­wa­niach, podob­nych poglą­dach, podob­nych ambi­cjach, któ­rych w świe­cie rze­czy­wi­stym bym nie poznała. To miało oczy­wi­ście też swoją ciem­niej­sza stronę, bo słu­żyło mi do ucieczki od rze­czy­wi­sto­ści. Jeśli mia­łam kon­flikt z rodzi­cami, ze zna­jo­mymi ze szkoły czy masę obo­wiąz­ków, to zato­pie­nie się w tele­fo­nie dawało mi kom­fort, poma­gało odcią­gać moje myśli od trud­no­ści w realu, co było dla mnie o wiele prost­sze, niż sta­nię­cie z moimi pro­ble­mami, uczu­ciami czy ocze­ki­wa­niami twa­rzą w twarz.

MOGŁA­BYŚ ROZ­WI­NĄĆ JESZ­CZE TEMAT AUTEN­TYCZ­NO­ŚCI?

Tak jak mówi­łam, jest to dla mnie temat sporny. Ja sama przy­znaję się, że nie jestem w mediach taka, jak w rze­czy­wi­sto­ści i myślę, że nie była­bym w sta­nie być, nawet gdy­bym bar­dzo się sta­rała. Więc z jed­nej strony możemy na tych plat­for­mach pró­bo­wać poka­zy­wać to, jacy jeste­śmy w real­nym świe­cie, ale zawsze siłą rze­czy będziemy deli­kat­nie zmie­niać ten obraz sie­bie, by poka­zać go od naj­lep­szej strony, czy to przez poka­zy­wa­nie naj­cie­kaw­szych chwil, czy naj­ład­niej­szego zdję­cia.

OD RAZU NASUWA SIĘ PYTA­NIE O EDY­TO­WA­NIE ZDJĘĆ. WIEM, ŻE ROBI TO ZDE­CY­DO­WANA WIĘK­SZOŚĆ OSÓB. TY SAMA MASZ Z TYM JAKIEŚ DOŚWIAD­CZE­NIA?

Inte­re­suję się foto­gra­fią, więc oczy­wi­ście prze­ra­biam zdję­cia, ale tro­chę w innym celu; można powie­dzieć, że robię to bar­dziej pro­fe­sjo­nal­nie. Zda­rzało mi się jed­nak edy­to­wać zdję­cia, na któ­rych byłam. Myślę że w momen­cie, w któ­rym zaczę­łam dora­stać, moje poczu­cie wła­snej war­to­ści, pew­ność sie­bie bar­dzo się obni­żyły. Zma­ga­łam i wciąż zma­gam się z trą­dzi­kiem, który wtedy był moim dużym kom­plek­sem, więc korzy­sta­łam z jakichś retu­szy, by wygła­dzić sobie cerę, wyglą­dać tak jak inne osoby w mediach spo­łecz­no­ścio­wych. Teraz już tego nie robię, bo jestem bar­dziej samo­świa­doma, wiem, że wypry­ski są nor­malne i natu­ralne, ale wtedy tak nie myśla­łam. Bar­dziej od retu­szu zdjęć są też chyba popu­larne fil­try udo­stęp­niane przez apli­ka­cje. Obec­nie masz je na tak zaawan­so­wa­nym pozio­mie, że nawet nie zauwa­żysz, że ktoś ich używa. Jest to dużym pro­ble­mem, bo o ile ja czy ty wiemy, że są one sztuczne, tak dzie­ciom oglą­da­ją­cym influ­en­ce­rów ser­wo­wane są nie­re­alne, nie­osią­galne stan­dardy piękna.

CO SĄDZISZ O INFLU­EN­CE­RACH? MAŁAŚ JAKO DZIECKO SWO­ICH ULU­BIO­NYCH?

Jak byłam mała, obser­wo­wa­łam tylko tych topo­wych youtu­be­rów, więc w świat influ­en­ce­rów za bar­dzo wtedy nie weszłam. Jed­nak póź­niej wpa­dłam w pułapkę i fak­tycz­nie śle­dzi­łam masę kont. Co prawda były wśród nich war­to­ściowe tre­ści, ale więk­szość z nich to była kom­pletna papka. W ogóle jak pomy­ślę sobie o współ­cze­snych influ­en­ce­rach, to tro­chę prze­raża mnie fakt, że mają oni po dwa­dzie­ścia parę lat, a ich główną widow­nią są kil­ku­lat­ko­wie. Moim zda­niem to, co mówią, co pro­mują jest w wielu przy­pad­kach bar­dzo nie­wła­ści­wie dla dzieci, które nie mają jesz­cze wypra­co­wa­nego wła­snego sys­temu war­to­ści.

PRAWDA. DODAT­KOWO WSPÓŁ­CZE­ŚNIE ZOSTA­NIE INFLU­EN­CE­REM JEST STO­SUN­KOWO ŁATWE. MAM WRA­ŻE­NIE, ŻE NASTO­LA­TEK, IDĄC DO LICEUM, MUSI LICZYĆ SIĘ Z TYM, ŻE PRZY­NAJ­MNIEJ JEDNA OSOBA Z KLASY JAKOŚ TAM WYBIJE SIĘ W INTER­NE­CIE. MOŻE PRZEZ ŁATWOŚĆ TEGO „ZAWODU” JED­NYM Z POPU­LAR­NIEJ­SZYCH MARZEŃ DZIECI JEST ZOSTA­NIE WŁA­ŚNIE INFLU­EN­CE­REM. POWIE­DZIA­ŁAŚ TEŻ O YOUTU­BE­RACH, KTÓ­RYCH TRZEBA BYŁO OBSER­WO­WAĆ, BYLI MUST HAVE. CO PRZEZ TO ROZU­MIESZ?

Oni po pro­stu byli naj­po­pu­lar­niejsi. Na ich pro­fi­lach mogłeś dowie­dzieć się naj­wię­cej. Moi rówie­śnicy czę­sto do nich nawią­zy­wali, więc jeśli się ich nie obser­wo­wało, to było się gdzieś tam poza wie­loma tema­tami w roz­mo­wach, czuło się tro­chę wyklu­czo­nym.

MÓWISZ WIELE O NEGA­TYW­NYCH STRO­NACH SOCIAL MEDIÓW. MAJĄ ONE W OGÓLE JAKIEŚ SWOJE POZY­TYWY?

Oczy­wi­ście. Prak­tycz­nie wszystko ma swoją złą i dobrą stronę. Mam wra­że­nie, że pomocą dla dobrego korzy­sta­nia z social mediów jest świa­do­mość tego, jak one dzia­łają, jak możemy nimi zarzą­dzać. Więc jeśli zro­zu­miemy, jak ota­czać się tre­ściami dla nas war­to­ścio­wymi, to mogą nas edu­ko­wać, zain­spi­ro­wać, pomóc w nawią­zy­wa­niu kon­tak­tów z innymi. Naprawdę stwa­rzają nie­zwy­kłe moż­li­wo­ści.

MÓWI­ŁAŚ WCZE­ŚNIEJ O TYM, ŻE NAD­UŻY­WA­ŁAŚ SOCIAL MEDIÓW. DLA­CZEGO WŁA­ŚCI­WIE ZDE­CY­DO­WA­ŁAŚ SIĘ TO ZMIE­NIĆ?

Chyba dla­tego, że zoba­czy­łam, jak duży mają one wpływ na moje codzienne życie i na jego jakość. W tym naj­gor­szym momen­cie potra­fi­łam odwle­kać naj­waż­niej­sze zada­nia tylko po to, by posie­dzieć dłu­żej w tele­fo­nie. Poza tym potwor­nie mnie on męczył. Wiesz, jak prze­glą­dasz trzy­dzie­sto­se­kun­dowe fil­miki na Tik­Toku, to bom­bar­du­jesz swój mózg ilo­ścią bodź­ców, któ­rych nie jest on w sta­nie prze­ro­bić. Skut­kuje to trud­no­ściami w nauce, pro­ble­mami z kon­cen­tra­cją, co też zaczę­łam wyraź­nie u sie­bie zauwa­żać. Wtedy stwier­dzi­łam, że muszę z tym nad­uży­wa­niem mediów skoń­czyć, bo nie byłam w sta­nie przez pięć minut słu­chać jed­nej osoby, w trak­cie wyłą­cza­łam się i kom­plet­nie zapo­mi­na­łam, o czym ona wcze­śniej mówiła. Pomo­gło mi na przy­kład poświę­ce­nie jed­nego wie­czoru na przej­rze­nie pro­fi­lów, które śle­dzę i zro­bie­nie „czystki”. Stwier­dzi­łam, że od teraz obser­wuję tylko te tre­ści, które mnie edu­kują, inspi­rują, w jakiś spo­sób roz­wi­jają. Dzięki temu zaczę­łam się dużo mniej porów­ny­wać z oso­bami w inter­ne­cie, prze­stał być on moim głów­nym punk­tem odnie­sie­nia. Wyj­ście z uza­leż­nie­nia było nie­zwy­kle trudne, musia­łam na nowo nauczyć się czer­pać przy­jem­ność z zadań, które sta­wiam sobie w świe­cie rze­czy­wi­stym, ale im bar­dziej udaje mi się to osią­gnąć, tym więk­szą odczu­wam radość z życia, z małych rze­czy.

JAK W OGÓLE UDAŁO CI SIĘ TEGO DOKO­NAĆ? BO MAM WRA­ŻE­NIE, ŻE WIELU NASTO­LAT­KÓW TO PRZE­RA­STA, A TOBIE JED­NAK UDAŁO SIĘ ZEJŚĆ Z TYCH DWU­NA­STU DO TRZECH GODZIN DZIEN­NIE PRZED EKRA­NEM TELE­FONU.

Moje odkle­ja­nie się od smart­fona było dłu­go­trwa­łym pro­ce­sem, który zresztą na­dal trwa. Na pewno pomo­gła mi świa­do­mość tego, jak social media dzia­łają na nasz mózg, na wydzie­la­nie dopa­miny, dla­czego mają taki wpływ na jakość mojego życia. Pomo­gło też odin­sta­lo­wa­nie Tik­Toka, na któ­rym spę­dza­łam naj­wię­cej czasu. Gdy to zro­bi­łam, przy­ła­py­wa­łam się na tym, że czę­sto auto­ma­tycz­nie kli­ka­łam pal­cem w miej­sce, gdzie znaj­do­wała się wcze­śniej jego ikonka, co też bar­dzo wyraź­nie poka­zy­wało mi, jak mocno jestem uza­leż­niona. Pierw­szy tydzień był kosz­marny. Byłam przy­gnę­biona, sfru­stro­wana, nie wie­dzia­łam, co ze sobą zro­bić, ale dalej było już coraz łatwiej. Sku­tecz­ność odcho­dze­nia od social mediów zapew­niła mi też myśl, że nie jest to na stałe. Jak wcze­śniej pró­bo­wa­łam usu­wać konta na apli­ka­cjach, usta­wiać sobie w tele­fo­nie ogra­ni­cze­nia, to moje uza­leż­nie­nie wra­cało ze zdwo­joną siłą. Tym razem stwier­dzi­łam, że będzie to raczej próba ich ogra­ni­cze­nia, zna­le­zie­niu balansu niż odcię­cia cał­ko­wi­tego, i dopiero to podej­ście dało efekt. W ogóle myślę, że ten balans jest klu­czem. Bo tak, jak mówi­łam, współ­cze­śnie tro­chę nie da się żyć bez social mediów, a one same, o ile wie się, jak z nich korzy­stać, mogą dać czło­wie­kowi naprawdę wiele.

ZGO­DZĘ SIĘ, ŻE OBEC­NIE MŁODE OSOBY NIE SĄ W STA­NIE NIE MIEĆ KONT W TYCH WSZYST­KICH APLI­KA­CJACH, BO ZNACZNA CZĘŚĆ ŻYCIA WŁA­ŚNIE NA NICH SIĘ OPIERA. KON­TAKTY MIĘ­DZY­LUDZ­KIE, WIE­DZA NA TEMAT RÓŻ­NYCH WYDA­RZEŃ CZY IMPREZ, ZADA­NIA DOMOWE, GPS-Y, DOKU­MENTY − TO WSZYSTKO JEST W TELE­FO­NIE. DLA MNIE BEZ­SEN­SOWNE BYŁOBY ODCI­NA­NIE DZIECKA OD TEGO WSZYST­KIEGO, MIMO ŻE SOCIAL MEDIA POTRA­FIĄ TAK NIE­ZDROWO WCIĄ­GAĆ, SZYBKO I MOCNO UZA­LEŻ­NIĆ. CO TWOIM ZDA­NIEM POWI­NIEN ZRO­BIĆ RODZIC?

Oczy­wi­ście stan­dar­dowa odpo­wiedź brzmi: roz­ma­wiać ze swoim dziec­kiem. Moim zda­niem po stro­nie rodzica leży uświa­do­mie­nie sobie, a póź­niej mło­dej oso­bie, jak te apli­ka­cje wpły­wają na nasze życie. Na pewno bez­sen­sowne jest dawa­nie szla­ba­nów na tele­fon, bo to spo­wo­duje utratę zaufa­nia do rodzica i poczu­cie wyklu­cze­nia z czę­ści życia towa­rzy­skiego u dziecka, a przez to jesz­cze zwięk­szy chęć korzy­sta­nia z social mediów. Jeżeli fak­tycz­nie ma ono pro­blem z nad­uży­wa­niem tele­fonu, to można spró­bo­wać ina­czej wypeł­nić mu czas. Zapi­sać na jakieś cie­kawe zaję­cia dodat­kowe albo samemu coś zor­ga­ni­zo­wać. I tak, jak mówi­łam wcze­śniej, naj­waż­niej­sza jest roz­mowa, świa­do­mość tego, co dziecko ogląda w inter­ne­cie. Wia­domo, że nie będzie tak, że wyspo­wiada się ono ze wszyst­kiego co ogląda, a rodzic nie może też tego ocze­ki­wać czy pró­bo­wać naru­szać jego pry­wat­ność. Nie cho­dzi też w tym wypadku o dokładną wie­dzę na temat tego, co młoda osoba ogląda, a bar­dziej świa­do­mość tego, jak to na nią wpływa, czy te tre­ści, pro­file ją roz­wi­jają, uwraż­li­wiają, inspi­rują, pozy­tyw­nie roz­śmie­szają. Jeśli cho­dzi o rów­no­wagę, to naszła mnie taka myśl, że jeżeli rodzic naprawdę bar­dzo stre­suje się tre­ściami, które dziecko ogląda i fak­tycz­nie wal­czy sam ze sobą, by nie naru­szać jego pry­wat­no­ści, to może pod­sy­łać mło­dej oso­bie jakieś fajne, wcze­śniej przez sie­bie zwe­ry­fi­ko­wane pro­file czy fil­miki. To, poza poczu­ciem wpływu, pokaże też dziecku, że widzi on jego zain­te­re­so­wa­nia, nie neguje ich i może pro­wa­dzić do polep­sze­nia rela­cji.

CZYLI ŚWIA­DO­MOŚĆ RODZICA JEST KLU­CZEM. MAM WRA­ŻE­NIE, ŻE ZARÓWNO W PRZY­PADKU GIER, JAK I SOCIAL MEDIÓW SĄ ONE JUŻ NA TYLE ROZ­WI­NIĘTE, SĄ TAK ISTOTNĄ CZĘ­ŚCIĄ NASZEGO ŚWIATA, ŻE BEZ SENSU JEST Z NIMI JAKO RODZIC WAL­CZYĆ, A RACZEJ SKU­PIĆ SIĘ NA POZY­TY­WACH I MINI­MA­LI­ZO­WA­NIU SZKÓD, KTÓRE MOGĄ DZIECKU WYRZĄ­DZIĆ. CO SĄDZISZ O ROZ­WIĄ­ZA­NIACH BAZU­JĄ­CYCH NA PART­NER­STWIE, CZYLI TAKICH, GDZIE RODZIC NIE TYLKO DAJE KARY I NAKAZY, ALE RAZEM Z DZIEC­KIEM OGRA­NI­CZA CZAS PRZED EKRA­NEM?

Uwa­żam, że to dobry pomysł, ale musi się to dziać za zgodą wszyst­kich stron. Ważne też jest, by rodzic pamię­tał, że to po jego stro­nie leży wycią­ga­nie dziecka z tele­fonu, czy to poprzez pla­no­wa­nie wspól­nych aktyw­no­ści, czy poprzez zaczy­na­nie cie­ka­wych roz­mów. W tym roz­wią­za­niu podoba mi się jesz­cze to, że by ono zadzia­łało, to rodzic też musi odło­żyć smart­fona. Teraz rów­nież coraz wię­cej doro­słych ma pro­blem z nad­uży­wa­niem social mediów i nawet nie są tego świa­domi. Dopiero w momen­cie, gdy wszy­scy w rodzi­nie odłożą tele­fony, można fak­tycz­nie spę­dzać ze sobą czas, cele­bro­wać wspólne chwile, zatrzy­mać się, sku­pić na sobie nawza­jem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: