- promocja
Moje serce pamięta - ebook
Moje serce pamięta - ebook
Czy jesteś gotowa na opowieść pełną niewyjaśnionych spraw, trudnych decyzji i zaskakujących rozwiązań?
Michał Piotrowski to znudzony mężczyzna, który dotąd żył na garnuszku rodziców, a kobiety traktował raczej przedmiotowo. Pracuje w biurze detektywistycznym Kamieńskich, ale nie wykazuje inicjatywy. Dobra zabawa jest dla niego ważniejsza. To wszystko do czasu, gdy zostaje wysłany do niewielkiej miejscowości w Zachodniopomorskiem. Ma udowodnić niewinność mężczyzny oskarżonego o morderstwo.
Początkowo detektyw podchodzi do sprawy niechętnie, ale z czasem coraz bardziej się w nią angażuje. Nie bez znaczenia jest tu znajomość z Igą, nieprzychylną mu panią sierżant.
Dokąd zaprowadzi Michała śledztwo? Czy rozwiąże zagadkę i zyska sławę? A może zdobędzie coś, czego nigdy nie spodziewał się znaleźć?
Agata Przybyłek powraca z historią pełną tajemnic, o której nie przestaniesz myśleć.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67324-84-7 |
Rozmiar pliku: | 777 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W klubie było tłoczno, gwarno, nieustannie dudniła muzyka. Siedzący przy barze Michał Piotrowski dopił drinka i puścił oko do uroczej blondynki, która sączyła właśnie martini na drugim końcu blatu. Michał nie miał wątpliwości, że zerka na niego zachęcająco. Rozluźniony ruszył do niej z nadzieją, że uda mu się dzisiaj lepiej ją poznać i zaprosić do swojego mieszkania, ale wtedy do kobiety podszedł jakiś facet i objąwszy ją w pasie, pogłaskał po policzku.
Michał zaklął w duchu. A był niemal pewny, że dziewczyna przyszła tu kogoś poderwać. Skoro miała faceta, to dlaczego się na niego gapiła? Do licha! Wyglądała na chętną.
Zamówił jeszcze jednego drinka, lecz nie wrócił na stołek przy barze. Usiadł ze szklanką na skórzanej, czerwonej kanapie stojącej pod ścianą i popijając alkohol, patrzył na parkiet. Był czwartek i większość młodych ludzi musiała pójść jutro na uczelnię albo do pracy, a jednak w klubie roiło się od grupek koleżanek i par. Ubrane w drogie ciuchy kobiety kołysały ciałami, udając, że zupełnie nie interesują ich kręcący się dookoła mężczyźni, a faceci starali się nie okazywać im zainteresowania, choć niemal pożerali je wzrokiem.
Niezła gra – pomyślał Michał, choć sam ją tutaj prowadził. No ale jak to mówią: człowiek jest w stanie dostrzec drzazgę w oku innego, a w swoim nie widzi czasami nawet belki.
Michał miał dwadzieścia dziewięć lat. Był wysoki, a wysportowaną sylwetkę zawdzięczał regularnym ćwiczeniom, bieganiu i częstym wizytom na pływalni. Jego bujna ciemna czupryna, twarz o wyraźnie zarysowanych kościach policzkowych i pełne usta przyciągały wzrok kobiet. Ubierał się modnie, co pewnie również wpływało na jego powodzenie u płci przeciwnej. Nie był jednak modelem ani aktorem – od dwóch miesięcy pracował jako prywatny detektyw w agencji kuzyna swojej babki, Bernarda Kamieńskiego. Choć w dni robocze musiał rano stawiać się w pracy, nie umiał sobie odmówić przyjemności wychodzenia do nocnych klubów nawet w ciągu tygodnia.
Minęły go dwie wystrojone w mini i rozchichotane panienki, ale spisał już wieczór na straty i nawet do nich nie zagadał. Nie należał do osób, które łatwo się poddają, jednak po akcji z dziewczyną przy barze nagle stracił zapał. Dopił trunek, a potem odebrał z szatni kurtkę i opuścił klub. Tej nocy było dość chłodno, dlatego zasunął zamek pod szyję, a potem złapał taksówkę.
– Dokąd? – spytał go siedzący za kierownicą mężczyzna.
Michał podał mu adres swojej kawalerki. Gdy ruszyli, rozluźnił się i zapatrzył na zabudowania stolicy. Polubił Warszawę za to, że zdawała się nigdy nie spać. Po przeprowadzce z Krakowa urzekał go ten wielkomiejski pęd. Tutaj życie toczyło się intensywniej, szybciej, mocniej. Tak jak on lubił. Najchętniej zostałby tutaj na zawsze.
Wynajmowana kawalerka nie była tania, ale Piotrowski stwierdził, że raz się żyje. Nie zdecydował się na mieszkanie na obrzeżach, tylko w centrum. Nie było ono bogato umeblowane, lecz Michał nie żałował decyzji. Nie dość, że z okien miał wspaniały widok na pnące się ku niebu przeszklone budynki, to jeszcze niemal wszędzie mógł stąd dojechać komunikacją miejską. Wuj Bernard nieustannie dawał mu nowe zlecenia, więc mobilność była dla Michała teraz na wagę złota. Czasami żałował, że nie ma samochodu, choć wcześniej nie był mu potrzebny.
Zmęczony po całym dniu pracy i nocnej imprezie od razu po przyjściu do mieszkania pozbył się ubrania i poszedł pod prysznic. Zasnął niemal natychmiast, gdy położył się do łóżka.
Rano pospiesznie doprowadził się do ładu w łazience, a potem wpadł do sklepu po bułki i kawę, po czym wyszedł, rzuciwszy do ekspedientki: „Dzięki, mała”. Tramwajem pojechał do biura.
Agencja Kamieńskich podobno była jedną z najbardziej znanych i rozchwytywanych w Polsce, choć Michał nie miał pojęcia, czy to prawda. Może wujaszek i reszta rodziny po prostu lubili się przechwalać. Dla niego raczej nie miało znaczenia, gdzie pracuje. Prawdę mówiąc, w ogóle mało rzeczy się dla niego liczyło. Z przyjemności wymieniłby na pewno pieniądze, dobre jedzenie i seks. A może w innej kolejności: pieniądze, seks i jedzenie?
– Hej! Michał! – Nagle dobiegł go znajomy głos.
Piotrowski przystanął i obejrzał się za siebie. W jego stronę zmierzał właśnie Damian, również detektyw pracujący w agencji. Facet był kiedyś policjantem, ale coś mu się w firmie nie podobało, więc postanowił przestać być gliną. Nie mieli jeszcze okazji lepiej się poznać, choć widzieli się nie raz.
Michał poczekał na niego i podał mu dłoń.
– Cześć.
– Cześć – odparł nieco zdyszany Damian. – Ty też zaczynasz dziś pracę od odwiedzin w biurze?
– Tak. Wuj kazał mi przyjechać, muszę podpisać jakieś papiery, ale potem zawijam się na miasto.
– Nadal śledzisz tego adwokata, który podobno ma romans?
Michał skinął głową.
– Żmudna robota, co?
– Przynajmniej mam czas pograć sobie w gierki na telefonie.
– A ja jadę dzisiaj do Łodzi – mruknął Łopiński.
– Też będziesz tam śledził niewiernego męża?
– Nie, tym razem chodzi o sprawę spadkową.
Nuda – pomyślał Piotrowski, ale bez słowa pokiwał głową. Weszli do biura. Za biurkiem w sekretariacie nie było Kingi, sekretarki, córki Bernarda, która zwykle witała klientów. Dopiero po chwili kobieta wyłoniła się z pokoju socjalnego. Ubrana jak zawsze służbowo: w elegancką koszulę, spodnie na kant oraz szpilki (czyli według Michała wyjątkowo nudno), niosła w dłoni kubek kawy, której aromat od razu wypełnił pomieszczenie.
– O, cześć – rzuciła na widok mężczyzn. Postawiła kubek na blacie i usiadła. – Jeśli wy do ojca, to jeszcze go nie ma.
Damian się skrzywił.
– Liczyłem na to, że uda mi się go złapać, zanim pojadę do Łodzi.
– A o której jedziesz?
– Właściwie to zaraz. Muszę zabrać tylko z biurka jedną teczkę.
– To raczej się miniecie. Ojciec je dziś śniadanie z Rafałem na mieście i podejrzewam, że trochę potrwa, nim się nagadają. Długo się nie widzieli.
– Z Rafałem? – zdziwił się Michał.
Kinga spojrzała na niego wymownie.
– Ciemne włosy, raczej szczupły, jeden ze słynniejszych detektywów w tym kraju…
– Pamiętam, kim jest Rafał, ale dzięki za oświecenie – odparł Michał z przekąsem.
Młodszy Kamieński był jednym z najbardziej osławionych ostatnio detektywów w Polsce. Swego czasu wpadł na trop grupy przestępczej zajmującej się handlem ludźmi, której ofiarą padła pewna młoda dziewczyna, Ewelina Moskal. Potem rozpracował jeszcze sprawę Drogi Rozpaczy, przy której w niewyjaśnionych okolicznościach ginęły kobiety. Kilka innych rozwikłanych zagadek też dodało mu popularności.
– Drobiazg – mruknęła wrednie Kinga.
– To wy tu sobie wymieniajcie złośliwości, a ja pójdę po swoją teczkę i znikam – oznajmił Damian.
Michał odprowadził go wzrokiem i odezwał się do Kingi:
– No to chyba mamy problem – powiedział.
– Niby jaki?
– Wuj Bernard kazał mi przyjechać tu rano, żebym podpisał jakieś papiery, a tymczasem baluje sobie na mieście.
Kinga spojrzała na niego z wyrzutem. Nie przejął się tym, bo jej nie lubił, choć milej by się mu pracowało, gdyby ta kobieta była dla niego przyjemniejsza.
– Po pierwsze, nie baluje, tylko rozmawia z Rafałem o sprawach zawodowych, a po drugie, przygotował dla ciebie te dokumenty, więc nie martw się, nie przyjechałeś na marne.
– Chociaż tyle – mruknął.
Kinga schyliła się do szafki w biurku i podała mu kilka kartek.
– Proszę. To pełnomocnictwa, które zostawił dla ciebie ojciec.
– Super. A masz długopis?
– Może jeszcze frytki do tego?
– Chętnie. Nie jadłem śniadania. Kawy też bym się napił.
Kinga przewróciła oczami, ale podała mu długopis.
– Proszę.
Michał wziął go bez słowa i podpisał się w wyznaczonych miejscach.
– Nawet tego nie przeczytasz? – zdziwiła się.
– A po co?
– Po pierwsze, nie „po co”, tylko „dlaczego”, a po drugie, chyba wypada wiedzieć, pod czym się podpisuje.
– E tam – mruknął Michał, po czym oddał jej dokumenty. – To wszystko? Mogę już lecieć? Bo rozumiem, że na kawę nie mam co liczyć?
Sekretarka posłała mu mroźne spojrzenie.
– Dobra, dobra. Idę już sobie. – Michał oddał jej długopis. – Ale wiesz co? Twój ojciec powinien pomyśleć o zatrudnieniu kogoś milszego na twoim stanowisku. Moim zdaniem robisz tak kiepskie wrażenie, że tylko odstraszasz klientów.
– Ty chamie! – oburzyła się.
No to czas na przyjemniejszą część dnia – pomyślał Michał, opuszczając biuro i ruszając na przystanek. W tramwaju przejrzał w telefonie listę filmów z ulubionym aktorem i wybrał jeden, który zamierzał obejrzeć, gdy już dotrze na miejsce.Rozdział 2
Kelnerka postawiła na stole zamówione przez Kamieńskich dania, a potem zabrała tacę i odeszła.
– No cóż, śniadanie w Nad Brzegiem to to nie jest, ale smacznego, tato – mruknął Rafał.
Bernard z uśmiechem spojrzał na syna.
– A ja myślałem, że po kilku latach jedzenia ciągle w tym samym lokalu znudziły ci się nadmorskie posiłki.
Rafał ze śmiechem sięgnął po widelec.
– Ciesz się, że Amelia cię nie słyszy. Dopiero dałaby ci do wiwatu.
– Mam nadzieję, że nie zdradziłeś jej wielu tajników swojej pracy i nie zamontowała ci jeszcze w telefonie podsłuchu – zakpił ojciec.
– „Jeszcze” to dobre słowo w tej sytuacji.
– Ach, te kobiety – mruknął Bernard, po czym również wziął sztućce. – No to smacznego, synu. Wierz mi, jestem naprawdę rad, że mogę zjeść dziś śniadanie w twoim towarzystwie.
W restauracji mimo wczesnej pory było dość tłoczno. W sporej sali ustawiono wiele stolików, więc kelnerki i kelnerzy mieli pełne ręce roboty. Uwijali się, a w czarnych strojach nieco przypominali mrówki.
Bernard zarezerwował na spotkanie z synem stolik w jednym z najbardziej obleganych, gustownych lokali w mieście. Urządzono go ze smakiem w kolorach głębokiej zieleni i ciemnego drewna. Otwarta niedawno restauracja z dużym wyborem śniadań i lunchów od samego początku istnienia cieszyła się przed południem dużą popularnością. Nawet Rafał, który nie mieszkał już w stolicy, słyszał od znajomych o tutejszych bułeczkach, dżemach i daniach wytrawnych. Gdy ojciec podał mu miejsce spotkania, ucieszył się, że odwiedzi lokal. Z przyjemnością skusił się na pyszne pieczywo i pasty, których podobno nie dało się podrobić.
Posmarował sobie bułeczkę i spojrzał na ojca z ukosa.
– A więc mówisz, że stęskniłeś się za swoim synem?
– Nie zmuszaj mnie do tego, żebym zaczął być sentymentalny.
– Na starość i tak zrobiłeś się miękki.
– No wiesz ty co?
– Nie obrażaj się, wrażliwość nie jest już cechą niemęską. Świat pod pewnymi względami trochę się zmienił.
Bernard nie odpowiedział. Rafał patrzył przez chwilę na ojca delektującego się jajecznicą i pomyślał, że on też się za nim stęsknił. Odkąd przeprowadził się na Wybrzeże do ukochanej kobiety, nie spotykał się już często z rodziną. Pomimo tego, że żyli w epoce samochodów, pociągów i samolotów, ograniczał ich czas i Rafał ostatnio rzadko mógł wracać w rodzinne strony. Amelia, remont domu i kolejne zlecenia, które przyjmował, pochłaniały go bez reszty. Ojciec na szczęście całkiem nieźle się trzymał – mimo problemów ze zdrowiem. Kilka lat temu starszy Kamieński miał wypadek i przy okazji badań w szpitalu wyszło na jaw, że choruje na cukrzycę. Wciąż sprawiał wrażenie groźnego, ale dla dzieci zawsze miał serce na dłoni i właśnie za to Rafał go kochał. Ta miłość nie malała ani z upływem czasu, ani z odległością, która ich dzieliła.
Młodszy Kamieński odchrząknął i przyjął służbowy ton.
– To może powiesz mi w końcu, dlaczego ściągnąłeś mnie do Warszawy? Nie ukrywam, że twój ostatni telefon był dla mnie sporym zaskoczeniem. Zwłaszcza że do końca przyszłego tygodnia miałem obiecane wolne.
– Wiem, synu, wiem, ale mam pewien problem i potrzebuję twojej pomocy, by go rozwiązać.
Rafał zmarszczył brwi.
– Problemy ze zdrowiem, tato? – zapytał.
– Nie, skąd. Jestem zdrowy jak wół. Naprawdę moglibyście przestać z Kingą ciągle mnie o to pytać. Nic mi nie dolega. Ile razy mam to powtarzać?
– Polemizowałbym.
– Darujmy sobie ten temat. Ściągnąłem cię tu, bo chciałbym pomówić o sprawach agencji.
– W takim razie słucham. Co jest aż tak ważnego, że nie mogłeś powiedzieć mi o tym przez telefon?
Bernard odetchnął głęboko.
– Chodzi o Michała.
– Tego Michała? Syna twojej kuzynki, którego zatrudniłeś na jej prośbę kilka tygodni temu?
– Chciałem zrobić Helenie przysługę, ale od pewnego czasu mam wątpliwości, czy to była dobra decyzja – wyznał senior.
– Skąd te wątpliwości? Chłopak się nie sprawdza?
– Jak by to powiedzieć… On jest dość specyficzny. I ma osobliwe podejście do pracy. W ogóle do życia.
– Specyficzny? Osobliwe? Wybacz, tato, ale nic mi to nie mówi.
Bernard sięgnął po filiżankę z kawą.
– Dobrze, synu, nie będę owijał w bawełnę. Ten chłopak do niczego się nie nadaje. Nie wywiązuje się z obowiązków, jest złośliwy i uszczypliwy. Kilku klientów się na niego skarżyło. Obawiam się, że gdy dłużej u nas popracuje, to może źle wpłynąć na reputację agencji. Nie chcę, żeby jakiś smarkacz spieprzył wszystko, na co pracowaliśmy.
Rafał ugryzł kęs bułeczki i również napił się kawy.
– Nie rozumiem, w czym problem. Zwolnij go i już. Świetnie radzicie sobie z Damianem.
Bernard westchnął.
– Sęk w tym, że to nie takie proste.
– Niby dlaczego?
– Nie chcę zawieść Heleny. Tak bardzo prosiła, żebym go zatrudnił…
Rafał rozsiadł się wygodniej i popatrzył na ojca. Na jego pytające spojrzenie Bernard odchrząknął i powiedział:
– Rodzina zawsze była dla mnie ważna. Nie udawaj, że nie zauważyłeś.
Rafał odetchnął głęboko. No cóż, ojciec miał rację. Sprawy bliskich zawsze były dla niego na pierwszym miejscu i to nigdy nie podlegało dyskusji.
– Od dawna wiedziałem, że twoje dobre serce w końcu nas zgubi – mruknął z uśmiechem.
– Jak to mówią, lepiej w tę stronę.
– Zamiast prawić morały, powiedz, co zrobimy z tym całym Michałem.
– Nie mam pojęcia – odpowiedział ojcu.
– Świetna odpowiedź.
– Poprosiłem cię o spotkanie, bo masz świeższy umysł. Na pewno wpadnie ci do głowy jakiś dobry pomysł.
– Chyba mnie przeceniasz.
– Nie sądzę – upierał się Bernard. – Myśl, myśl. Kto szuka, w końcu zawsze znajdzie rozwiązanie.
– Pokrzepiające. Nie zastanawiałeś się nad tym, by się przebranżowić i zająć coachingiem?
– Coachingiem? A co to w ogóle jest?
Rafał pokręcił głową, rozbawiony ignorancją ojca, który pod pewnymi względami utknął w poprzedniej epoce.
– Nieważne. A wracając do Michała: może po prostu znajdź mu inną robotę? Masz wielu znajomych, ktoś na pewno by go przygarnął.
Bernard zbliżył palce do ust i wyglądało na to, że rozważa podsunięte rozwiązanie.
– Nie, odpada – stwierdził w końcu.
– Niby dlaczego? – Rafał nie krył zdziwienia. – Moim zdaniem ten pomysł jest genialny.
– Synu, problem w tym, że nie mógłbym spać spokojnie, gdybym polecił jakiemuś koledze takiego pracownika.
– Jest aż tak źle?
– Wierz mi, nie widziałem większego lesera. Ten chłopak nawet w środku tygodnia potrafi przyjść do pracy na kacu. Nie zliczę, ile razy miałem ochotę mu powiedzieć, żeby poszedł gdzieś sobie i już nigdy nie wracał.
– No to nie wiem… Może podsuń go jakiemuś wrogowi?
– Wrogowi? Już widzę, jak ktoś, kto nie pała do mnie sympatią, zatrudnia osobę z mojego polecenia.
– Racja – zreflektował się Rafał. – Wybacz. To nie było zbyt mądre.
– Spokojnie, jesteś po długiej podróży, nie spodziewałem się, że znajdziesz rozwiązanie od razu.
– Dzięki, tato – mruknął młodszy Kamieński. – Dobrze wiedzieć, że we mnie wierzysz.
– Przecież wierzę w ciebie jak nikt inny! Gdyby tak nie było, to nie zakładałbym, że rozwiążesz mój problem.
– Też mi pocieszenie… Czasami się cieszę, że mieszkamy daleko od siebie.
Bernard się roześmiał i upił kolejny łyk kawy.
– Jak widać, wszystko ma swoje plusy i minusy, synu.
Rafał posmarował kolejną bułeczkę pyszną pastą, tym razem jajeczną, i znów się zamyślił. Przez chwilę się bał, że ojciec naprawdę go przecenia i on wcale nie wpadnie na lepszy pomysł, ale najwyraźniej Bernard znał go lepiej niż on sam siebie, bo nagle go olśniło.
– Chyba wiem, co możemy zrobić – oznajmił z uśmiechem.
Starszy Kamieński oparł łokcie o blat i nachylił się ku niemu.
– Mów, synu. Mów.Rozdział 3
Kinga stała przed ojcem i bratem z rękami na biodrach i patrzyła na nich jak na wariatów.
– Co proszę? Co mam wam znaleźć?
Od kilku chwil znajdowali się w gabinecie Bernarda i oddawali się rozmowie, która zdaniem kobiety niespodziewanie przybrała dość dziwny, a na pewno niespodziewany kierunek.
Bernard siedział za biurkiem, jak zawsze ubrany w swoją skórzaną marynarkę, która niezmiennie przywoływała Kindze na myśl kowbojów. Rafał stał nieco za ojcem i opierał się o parapet. Na dźwięk jej słów obydwaj zwrócili się ku sobie i wymienili spojrzenia.
– Może powinniśmy umówić ją do laryngologa? – mruknął Bernard do syna.
Kinga spiorunowała ich wzrokiem.
– Wypraszam sobie. Jeszcze jeden taki komentarz i będziecie musieli poszukać sobie kogoś na moje miejsce.
– A co ty jesteś od rana w takim wojowniczym nastroju, siostro?
– Nie twoja sprawa – burknęła.
– Czyżby trudne dni?
– Czyżbyś stał się seksistą?
Rafał nie odpowiedział, tylko skrzyżował ręce na piersi.
– Lepiej powiedzcie, co kombinujecie, bo zaraz to ja was umówię do lekarza – powiedziała Kinga. – I nie będzie to laryngolog, ale psychiatra. Rozumy wam odjęło? – Wzięła się pod boki. – Mam wam znaleźć sprawę, której nie da się rozwikłać? Po kiego grzyba? Chcecie zszargać dobre imię agencji?
– Kinia, nie denerwuj się – próbował ją uspokoić Bernard. – Ja zaraz ci to wszystko wytłumaczę. I wierz mi, nie mamy złych zamiarów.
Kinga westchnęła.
– To ja może usiądę. – Sięgnęła po krzesło, które stało pod ścianą. – Tato, mów, o co wam chodzi. Pracuję w tej agencji od lat, ale jak Boga kocham, takiego polecenia służbowego to jeszcze nie dostałam.
– Bo widzisz, Kinga, chcemy znaleźć jakąś trudną sprawę dla Michała – oznajmił jej Rafał.
– Dla Michała? Ten chłopak ma problem nawet ze śledzeniem niewiernych mężów.
– Właśnie dlatego. Jak wcześniej powiedział ojciec, ta sprawa ma być nie do rozwiązania.
– Myślałam, że w naszej agencji raczej kreuje się gwiazdy, a nie strąca je z nieba, zanim na dobre rozbłysną – zakpiła, patrząc na brata.
– Nie przesłyszałaś się, mówimy poważnie. Zdaniem ojca Michał w ogóle nie nadaje się do tej pracy i tylko wszystkich drażni. Nie chcemy tak po prostu go zwolnić, bo ojciec nie zamierza sprawić przykrości kuzynce, więc znajdź dla tego chłopaka jakieś arcytrudne zlecenie, nierozwiązywalną zagadkę kryminalną, dzięki której moglibyśmy się go stąd pozbyć. Wiesz, chodzi o to, żebyśmy mieli argument do zwolnienia. I najlepiej, żeby to była sprawa gdzieś na drugim krańcu Polski – wyjaśnił jej spokojnie brat.
– Co racja, to racja. – Kinga założyła nogę na nogę. – Sympatyczny to nasz Michałek nie jest, czasami sama mam ochotę urwać mu głowę. Ale żeby od razu go zwalniać?
– Nie mam już tyle cierpliwości co kiedyś, moja droga córko. Nie nadaję się już do szlifowania diamentów, które zamiast błyszczeć, ranią mnie w palce. Już z Rafałem nieźle się natrudziłem, wystarczy – odezwał się Bernard.
Młodszy Kamieński spojrzał na ojca wymownie.
– A niby jakie ja sprawiałem ci problemy, co?
– Coś by się znalazło…
– Akurat. Byłem zawsze potulny jak baranek i wywiązywałem się z każdego polecenia, jakie od ciebie dostawałem. Śmiem nawet twierdzić, że stanowczo za długo czekałem, aż pozwolisz mi rozwiązać jakąś ciekawą sprawę. W pewnej chwili już myślałem, że nigdy się nie doczekam i zgniję w tym aucie, czatując na niewiernych małżonków.
Bernard zaśmiał się, poklepał syna po ramieniu, a potem zwrócił się do córki:
– No, to skoro wszystko już jasne, możesz wziąć się do pracy.
– Teraz? Myślałam, że skoro widzimy się we troje pierwszy raz od kilku miesięcy, to chociaż napijemy się razem kawy.
– My z Rafałem już piliśmy.
– Ja też. To taka metafora, tato. – Kinga spiorunowała ich wzrokiem. – Chciałam po prostu spędzić trochę czasu z bliskimi, no ale nie będę się narzucała – oznajmiła i ostentacyjnie podniosła się z krzesła. – Do wieczora postaram się coś znaleźć. I miło by było usłyszeć wtedy chociaż krótkie „dziękuję”.
– Mówisz tak, jakbyśmy cię nie doceniali…
Ale Kinga nie odpowiedziała. Stukając szpilkami, opuściła gabinet ojca i zasiadła za swoim biurkiem.
– Faceci… – mruknęła, włączając komputer.
Liczyła na dłuższą rozmowę z ojcem i bratem. Trudno, nie będzie zabiegała o ich uwagę. Miała swoją dumę.
Zabrała się do przeglądania e-maili. Zlecenia napływały właściwie z każdego regionu Polski: z Pomorza, centrum, ze Śląska, z Podhala… A odkąd Rafał rozwiązał sprawę zaginięcia Eweliny Moskal, nawet i z zagranicy.
Znajdę wam taką zagadkę nie do rozwikłania, że szczęki opadną wam na podłogę – pomyślała.
Przez kolejne godziny przekopywała się przez pękającą w szwach skrzynkę odbiorczą, szukając czegoś ekstra. I choć w pewnej chwili straciła już nadzieję, że na coś odpowiedniego natrafi, około piętnastej znalazła interesujące zlecenie.
– Bingo – mruknęła do siebie.
Najechała kursorem na ikonę drukarki, wydrukowała treść e-maila, załączniki i zaniosła plik kartek do gabinetu ojca, w którym Bernard nadal siedział z Rafałem.
– Proszę. Macie to, czego chcieliście – oznajmiła, rzucając dokumenty na blat.
– Już?
Kinga wyprostowała plecy i popatrzyła na nich z wyższością.
– Myśleliście, że jestem amatorką?
– Nie, oczywiście, że nie.
– To dobrze, bo macie do czynienia z profesjonalistką. Przyjęłam w tej pracy już tyle zleceń, że nawet we śnie umiałabym dokonać selekcji. No, ale jak mi nie wierzycie, to proszę bardzo, udostępnię wam mój komputer i poszukajcie czegoś lepszego.
– Oj, córko, nie bocz się, nikt nie chciał cię urazić. – Bernard spojrzał jej w oczy.
Rafał tymczasem wziął do ręki papiery.
– No, no. Nieźle. Zachodniopomorskie.
– Tak? – ożywił się starszy Kamieński.
Kinga skrzyżowała ręce na piersiach.
– Poczekajcie, aż poznacie szczegóły tej sprawy. Moim zdaniem jest bardzo intrygująca.
– Ale raczej nie da się jej rozwiązać?
– Przecież o taką prosiliście.
– No dobra. Dzięki, Kinga. Przeczytamy to i damy ci znać, czy ją weźmiemy – powiedział z uśmiechem Rafał.
Kinga znowu poczuła ukłucie rozczarowania na myśl o tym, że mężczyźni nie chcą spędzać z nią czasu. Po chwili uznała, że widocznie mają do obgadania jakieś sprawy firmowe. Wróciła do swojego biurka, chwyciła kubek i poszła do pokoju socjalnego zaparzyć kolejną kawę. W końcu zasłużyła. To był naprawdę pracowity dzień.
Ciąg dalszy w wersji pełnej