- W empik go
Moje wspomnienia w emigracji – od roku 1831 do 1854 spisane w Marsylii - ebook
Moje wspomnienia w emigracji – od roku 1831 do 1854 spisane w Marsylii - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 418 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Po bitwie ostrołęckiej, która była wypływem za późno uskutecznionego ruchu na gwardie rosyjskie, po tej pierwszej nieszczęśliwej bitwie, zaczęły się niepowodzenia oręża polskiego, a z nimi klęski i upadek Polski. Wszystkie bitwy, które armia polska, choć szczupła, dotąd staczała z nieprzyjacielem czterykroć silniejszym, były dla niej korzystne i chlubne, jak pod Grochowem, Białołęką, Wawrem, Dębem Wielkim, Iganiami. Bitwa ostrołęcka, niespodziana, przyjęta bez planu, zdemoralizowała i osłabiła armią; jedna albowiem dywizja pod dowództwem jenerała Giełguda, nie mająca żadnego udziału w tej bitwie, a znajdując się w Łomży, była odciętą i udała się na Litwę. Naczelny wódz, jenerał Skrzynecki, w raporcie swym do Sejmu powiedział, że lubo bitwa nie powiodła się, dopiął jednak zamierzonego swego planu, wysyłając dywizją jenerała Giełguda na Litwę w zamiarze podania ręki tej części dawnej Polski, która od początku rewolucji okazała zapał i gotowość do powstania, oczekując tylko na wkroczenie najmniejszego jakiego korpusu polskiego.
Czy wysłanie tej dywizji było wskutku ułożonego dawniej planu, czyli też wskutku, iż była odciętą od armii podczas bitwy ostrołęckiej, zawsze armia polska straciła i osłabioną została jedną dywizją kompletną z artylerią i kawalerią wyborowego żołnierza, w chwili kiedy nieprzyjaciel robił wysilenia i największe siły zgromadził w Królestwie. Czyż nie dosyć było wybranie pod Jędrzejowem oficerów, podoficerów i żołnierzy wszelkiej broni na instruktorów, któren to oddział umontowany wraz z 1. pułkiem ułanów pod komendą jenerała Chłapowskiego był wysłanym na Litwę pod zasłoną wyprawy na gwardie rosyjskie? A oddziały partyzanckie, jak Zaliwskiego, Dziewickiego, które można było pomnażać i wzmacniać bez uszczerbku armii, czy nie były dostateczne pomagać powstaniom i niepokoić nieprzyjaciela, któren dla komunikacji z swą armią w Polsce musiał na wszystkich punktach utrzymywać znaczne siły i stawiać czoło napadom powstańców? Wkroczenie jenerała Giełguda zamiast wzmocnienia zdezorganizowało i rozpędziło wszystkie powstania, a czas, który jenerał tracił na balach i festynach wyprawianych, posłużył nieprzyjacielowi do skoncentrowania swych sił i uprzedzenia go w zajęciu Wilna. Wskutku tego opóźnienia został pobitym, a następnie wpędzonym nie tylko z całą dywizją, ale i ze wszystkimi oddziałami znajdującymi się na Litwie, które pod swą komendę podciągnął, w granice pruskie, gdzie zasłużoną odebrał nagrodę.
Wskutku niepomyślnej bitwy ostrołęckiej armia polska ustąpiła z placu boju na noc pod Różan, a następnie cofnęła się aż na Pragę. Straty w tej bitwie były niezliczone w zabitych i rannych tak w żołnierzach, jak oficerach wyższych i niższych; na placu boju poległo dwóch jenerałów: Kicki i Kamieński w szarży kawalerii przeciw piechocie moskiewskiej; jedna kompania z trzeciego batalionu 4. pułku, którą komenderował kapitan Seweryn Wyszpolski, trzymając ariergardę tak był silnie partym przez Moskali, że dla wstrzymania ich zamknął się w dużym dziedzińcu w Ostrołęce, bronił się do ostatniego, w końcu uległ przemagającej sile, sam zginął pchnięciem na raz kilkunastu bagnetów; artyleria utraciła cztery działa, kompania 1. pozycyjna dwa działa, pporucznik Świderski, komendant tych dział, straciwszy nogę od granatu, nie chcąc poddać się amputacji, umarł; kompania 3. pozycyjna dwa działa, komendant tych, podporucz Szmidecki, przestrzelony kulą karabinową przez piersi, umarł w Warszawie, złożony na kuracją w gmachu Szkoły Aplikacyjnej; z tej samej baterii dowódca, podpułkownik Turski, był lekko ranny w nogę, podporuezk Nieprzecki przestrzelony w szyję. Bateria ta najwięcej ucierpiała od tyralierów rosyjskich, straciła wiele ludzi i koni, w Pułtusku odebrała 30 koni świeżych na zastąpienie rannych i zabitych, inaczej nie mogłaby być doprowadzoną do Warszawy. Pułki 4. i 8., pułk Dzieci Warszawskich zwany, pułk Weteranów Czynnych, najwięcej straty poniosły, była to dywizja jenerała Małachowskiego.
Wojsko rozlokowane w Pradze na placach i okopach przez kilka dni zbierało się i kompletowało przybywającymi z rozsypki, która nastąpiła po większej części z krzyżujących się rozkazów: jedne nakazujące odwrót na Modlin, drugie – utrzymania i pozostania w linii boju, ten ostatni rozkaz niektóre oddziały i pułki w marszu ku Modlinowi odebrały.
Nieprzyjaciel poniósł także wielkie straty, a może i większe od naszych, ale utrzymawszy plac boju, podniósł moralnie ducha żołnierza. Pułkownik Bem wykonał prawdziwą szarżę z baterią 4. lekkokonną, którą dowodził, i po kilku salwach przerzedziwszy kolumny moskiewskie przykuł je na placu, że ani kroku naprzód nie odważyły się uczynić. Była to chwila, że dwa pułki mogły były zadać śmiertelny cios nieprzyjacielowi, ale tych naczelny wódz nie miał pod ręką i nie mógł zebrać, bo wojsko było już w marszu. Nieprzyjaciel pozostał w Ostrołęce i organizował się po stratach poniesionych, tu naczelnie komenderujący armią rosyjską jenerał Dybicz (Zabałkański) umarł, będąc otrutym z rozkazu. Na jego miejsce przybył jenerał Paskiewicz (książę Erywański), objął komendę i przeniósł całą armią w województwo płockie, nie troszcząc się bynajmniej o dywizją polską, która wkroczyła na Litwę. Wojsko polskie stało bez ruchu kilkanaście dni na Pradze; dla pokazania go Warszawie i Sejmowi naczelny wódz zrobił z nim przechadzkę na Potycz . Przeszedłszy tam most na Wiśle, powrócił przez Warszawę na Pragę, jednak wkrótce po tym defilu nastąpił wymarsz całego wojska do Modlina, gdzie staliśmy obozem; jedna tylko, czwarta, dywizja jenerała Milberga i kawaleria pod komendą jenerała Turno były na przodzie w województwie płockim dla obserwowania nieprzyjaciela, a może w zamiarze ściągnienia go ku Modlinowi. Nieprzyjaciel nie dał się skusić i trzymał się ciągle blisko granicy pruskiej; z tego położenia kazał domyślać się, że zamyśla o przeprawie na lewy brzeg Wisły.
Nagły nasz wymarsz z Modlina obiecywał coś ważnego, lecz nic nie było. Po nocnym marszu lewym brzegiem Wisły w największy deszcz ulewny stanęliśmy w dawnym obozie pod Warszawą. Artyleria dopiero drugiego dnia swe działa posprowadzała, które dla złej drogi i ciemnej nocy były pozostały. W obozie kilka dni wszystko najswobodniej spoczywało. W chwili kiedy nieprzyjaciel uskuteczniał przeprawę przez Wisłę w cyplu granicy polskiej i pruskiej, Prusacy ułatwili mu takową, zaopatrzyli w amunicją i wszelkie potrzeby wojenne, na których Moskalom zbywało. Na tę wiadomość Skrzynecki wyszedł z obozu i przeniósł armią pod Bolimów, gdzie zastał już nieprzyjaciela. Obydwie armie przedzielone błotami stały obozem naprzeciw siebie nic nie przedsiębiorąc. W tym czasie jenerał Krukowiecki, będąc gubernatorem Warszawy, intrygował swym starym nałogiem w Rządzie i w Sejmie, organizował kontrrewolucją, wieszał, wyrzynał będących pod sądem wojennym, Jankowskiego, Hurtiga i innych, nawet szpiegów nie osądzonych, Żydów i kobiety (Bazanow); tym sposobem torował sobie drogą na naczelnego wodza, której to godności od początku zazdrościł Skrzyneckiemu. I tyle dokazał, że Skrzyneckiego złożono z naczelnego dowództwa, a oddano je jenerałowi Dembińskiemu, któren tylko co był powrócił z Litwy z małym korpusem, odłączywszy się od korpusu Giełguda. Po ogłoszeniu wojsku pod Bolimowem, że z woli Rządu i Sejmu jenerał Dembiński jest mianowanym naczelnym wodzem wojska, na drugi dzień nastąpił wymarsz wsteczny pod Warszawę. Nieprzyjaciel postępował za nami, maskował się, słabo nacierał i nie przeszkadzał temu ruchowi, bo odpowiadał jego zamiarom. Armia polska zebrana pod Warszawą zajęła linie oszańcowane, oczekując zbliżenia się i ataku nieprzyjaciela. Krukowiecki użył ten czas do ukończenia swego dzieła. Jenerała Dembińskiego po trzech dniach odwołano z naczelnego dowództwa, które objął Krukowiecki. Dla zrekonensowania rozłożenia nieprzyjaciela już prawie oblegającego Warszawę wysłano parę batalionów 3. pułku liniowego, cztery działa nowej baterii i dwa szwadrony kawalerii nowych pułków pod dowództwem pułkownika Gallois (Francuza), rekonesans ten tak prowadził, urządził, że o milę drogi od Warszawy Moskale obtoczyli i zabrali cały bez wystrzału. Dziwna rzecz, że dowódca tej wyprawy, pułk Gallois, wzięty w niewolą, nie umiejący słowa po polsku, znalazł się w Galicji po wejściu korpusu Ramorino.
Jakby , armia polska zebrana pod Warszawą była więcej jak siłą dostateczną do obrony stolicy i do pobicia, i zniszczenia nieprzyjaciela, od czego egzystencja Polski zawisła była, jakby , ubytek dywizji Giełguda nie zmniejszał i nie osłabiał jeszcze zadosyć armią. I pomimo że jenerał Łubieński w kilkanaście tysięcy z najlepszą kawalerią znajdował się na prawym brzegu Wisły poniżej Modlina i w Augustowskiem, jenera Krukowiecki, naczelnie teraz komenderujący, oddzielił i wysłał korpus dwudziestoczterotysięczny, składający się po większej części z pułków starych tak piechoty, jak kawalerii, i czterdzieści dwa dział artylerii pod dowództwem jenerała Ramorino (Piemontczyka), dając mu za szefa sztabu pułkownika Władysława Zamoyskiego, z przeznaczeniem na prawy brzeg Wisły, w województwo podlaskie, aby jenerała Gołowina, znajdującego się w tamtych okolicach z częścią korpusu Rosena , zniszczyć, odpędzić i zaopatrzyć stolicę w żywność. Jeżeli Warszawa nie miała zapasów żywności na przypadek długiego oblężenia i jeżeli jenerał Krukowiecki zamyślał na serio bronić się i zagrzebać w ruinach stolicy, to należało przewidzieć wszelkie wypadki wojny i dać stosowne i wyraźne rozkazy korpusowi Ramorino, jak daleko może się odsunąć za nieprzyjacielem, aby w każdym razie w chwili ataku najprędzej mógł powrócić i przyjść w pomoc stolicy. Lecz czy o tym myślano? Działanie korpusu Ramorino to wyjaśni.
Krukowiecki osłabiwszy tym sposobem armią stojącą pod Warszawą, rozpoczął jakieś negocjacje z nieprzyjacielem, wysyłał różnych parlamentarzy dla porozumienia się. Sam nawet osobiście udał się, aby widzieć się z Paskiewiczem i z księciem Michałem, do towarzystwa swego poselstwa przybrał niby za świadka swego czystego postępowania Piotra Wysockiego. Wiadomo, że Piotr Wysocki był duszą spisku i rewolucji, którą dnia 29 listopada 1830 r. na czele Szkoły Podchorążych rozpoczął i dokonał. Zdaje się, że ks. Michał i Paskiewicz życzyli sobie Wysockiego poznać, Krukowiecki jako complaisant znalazł sposobność zaprezentowania go. W tym widzeniu się Krukowiecki rozmawiał z ks. Michałem i Paskiewiczem w języku francuskim, a Wysocki przytomny tej rozmowie nic nie rozumiał nie posiadając języka.
Wysockiego z pułkiem nowym, którym dowodził, Krukowiecki, naczelny wódz, przeznaczył do obrony szańca, czyli reduty w Woli, gdzie cztery i więcej tysięcy wojska powinno było bronić ten szaniec wyskakujący i punkt najważniejszy, jako dominujący wszystkie linie szańców, a nawet samą Warszawę. Moskale umieli ocenić ten punkt, któren był kluczem fortyfikacji Warszawy, i najpierw na niego swój silny atak skierowali. Pomimo słabej załogi, lecz męstwem i poświęceniem dowódcy i żołnierza po dwakroć odparci, w końcu przemogli i zdobyli. Wysockiego rannego wzięli do niewoli, a jenerał artylerii, Sowiński, komendant główny tej reduty, broniąc się do ostatniego, cofnął się do kościoła, gdzie na stopniach ołtarza z orężem w ręku śmiercią waleczną poległ. Co za poświęcenie! Co za wspaniały przykład! Reduta Woli nie była wspieraną jak jedną baterią polową, czwartą artylerii konnej, chociaż cała rezerwa artylerii stała pod Wiatrakami na Czystem.ROZDZIAŁ II WYPRAWA KORPUSU RAMORINO
Korpus j Ramorino zaraz po rozkazie wyszedł był w największej ciszy, w nocy zebrał się cały na Pradze i szosą postępował, później rzucił się na prawo do Łukowa, a brygada j Zawadzkiego operowała ponad samą Wisłą. W Łukowie nie zastaliśmy już nieprzyjaciela, przed chwilą był wyruszył; po spoczynku kilkogodzinnym udał się za nim nasz korpus, a j Konarski był wysłanym z brygadą kawalerii i czterema działami z baterii Froelicha, krótszą drogą przez lasy, w celu przecięcia drogi nieprzyjacielowi, a przynajmniej w defilu niespodzianie zaatakować, ale przybył za późno i wyprawa nie udała się. Nieprzyjaciel widząc się być ściganym z bliska, zatrzymał się w Międzyrzecu, dokąd nasz korpus cały nadciągnął z rana. Wprost z marszu zaczęto ogień działowy do miasta, nieprzyjaciel zmuszony był wystąpić w pole. Atak z początku był żywy i silny. W czasie kiedy artyleria nasza z frontu go biła bez dania mu spoczynku, część piechoty obchodziła linią nieprzyjacielską i przed wieczorem jeszcze był odcięty od głównej szosy i prawie otoczony. Miasto tylko zapomniano albo nie chciano zająć, chociaż brygada j Zawadzkiego nadciągnęła już była i stała w tyle nieczynną.
Zamiast ściśnięcia linii i natarcia ostatecznego ze wszech stron wdano się w parlamentarstwo z nieprzyjacielem, przedstawiając mu, że jest otoczonym, aby się poddał. Ale ten nie chciał w ten moment odpowiedzieć, odkładając do dnia następnego, na co pozwolono. Nieprzyjaciel wiedział, że chociaż tył już miał zajęty od głównej szosy, lecz miasto miał w swym posiadaniu wolne, korzystał więc z tego położenia i w nocy wysławszy ulice słomą z całym korpusem z pociągami przeszedł, nie będąc spostrzeżonym, nawet mostu nie spalił, oprócz tylko że pokład zrzucił za sobą. Nazajutrz, nie znalazłszy nieprzyjaciela na placu boju, weszliśmy do miasta niejako z tryumfem i spoczywali cały dzień. W tej bitwie batalion 3. piątego pułku liniowego, którym dowodził major Malczewski, obszedłszy nieprzyjaciela od szosy, wykłuł prawie cały batalion moskiewski, któren zamknął się na okólniku pod karczmą jak w szańcu i nie chciał się poddać. Dopiąwszy w części celu wyprawy, odpędziwszy nieprzyjaciela, którego można było zupełnie znieść, a któren teraz przestraszony uciekał, kiedy od Warszawy aż do Międzyrzeca nie było ani jednego żołnierza moskiewskiego i ta część kraju oczyszczona mogła zaopatrzyć stolicę w potrzebną żywność, należało, zostawiając obserwacyjny znaczny oddział, z resztą korpusu zbliżyć się ku Warszawie, gdzie co chwila atak główny był spodziewany.
Po dwudziestoczterogodzinnym spoczynku w Międzyrzecu, z którego czasu nieprzyjaciel umiał korzystać, j Ramorino, czy z własnego planu, czy wskutku rozkazu naczelnego wodza, postanowił ścigać do ostatniego nieprzyjaciela; trop w trop po śladzie prawie maszerował korpus za nim aż po Brześć Litewski, dokąd nieprzyjaciel schronił się, zniszczywszy tą razą za sobą wszystkie mosty na grobli prowadzącej do miasta. Awangarda nasza zabawiała się z tyralierami moskiewskimi przez rzekę Muchawiec, a korpus nasz z dala od miasta pod lasem rozłożono. Na próżno byłoby kusić się o wzięcie Brześcia, do którego przystęp nie tak był łatwym jak do Międzyrzeca, i długiego potrzeba było czasu, i na nic by się nie przydało. Drugiego dnia, opuściwszy Brześć, zwrócił się korpus głównym traktem ku Warszawie. W drodze nadchodziły już wieści, które uważano za niepewne, że Warszawa jest atakowaną. W Międzyrzecu takowe potwierdzały się ze szczegółami, że od trzech dni Moskale atakują, właśnie ten sam czas, któren został na próżno użytym na gonienie nieprzyjaciela z Międzyrzeca do Brześcia.
Na wiadomość ataku stolicy cały korpus okazał najżywszą chęć spieszenia w pomoc, zaczęto w szeregach głośno oskarżać czas stracony, dla uspokojenia zapału puszczono pogłoskę, że w Siedlcach są już przygotowane podwody pod cały korpus; przybyliśmy i do Siedlec, gdzie ani jednej nie było podwody, a wiadomości co moment potwierdzały o ataku. Tu, do Siedlec przybył już były prezes Rządu – książę Adam Czartoryski. Korpus przeszedłszy Siedlce zatrzymał się na głównej szosie w lesie pod Iganiami. Obywatele, którzy z Warszawy byli wyjechali i do domów swych wracali, upewnili, że Warszawa po trzydniowym krwawym ataku skapitulowała, że wojsko nasze wyszło na Pragę i że dano czterdzieści osiem godzin do wyjazdu wszystkim, którzy tylko chcieli, jako też pozwolono wyprowadzić wszelkie zapasy wojskowe, bagaże i amunicją. Korpus Ramoriniego, to jest żołnierze, pomimo tych smutnych i dotkliwych wiadomości pałał zapałem spieszenia do Warszawy w chęci, jeżeli nie wypędzenia z niej nieprzyjaciela, to przynajmniej dla połączenia się z główną armią. Sztab Ramoriniego nie mógł się zdecydować w tej stanowczej chwili, nareszcie zwołał na radę wojenną wszystkich jenerałów i dowódców pułków. Na tej radzie j Ramorino oświadczył, gdyby był Polakiem, wiedziałby, jak ma począć, jako obcy, cudzoziemiec, zdaje na radę wojenną, aby zadecydowała, jaki obrót ma wziąć korpus, a on go wszędzie poprowadzi.
Jeszcze przed zebraniem się na radę wojenną przybył kapitan sztabu głównego, Kowalski z rozkazem od naczelnego wodza, jenerała Małachowskiego, aby korpus Ramoriniego starał się połączyć z główną armią, która zmierzała ku Modlinowi. Krukowiecki, któren rozpoczął i ukończył układy kapitulacji z nieprzyjacielem bez wiedzy i upoważnienia Sejmu, a kiedy warunki na piśmie były podane do podpisania, uchylając się od wszystkiego, przedstawił jenerała Małachowskiego do podpisania aktu swego dzieła – zdrady! – Jenerał Małachowski czując, iż postąpił niepatriotycznie mimo swej wiedzy, że czyn ten ciemnił całe jego życie nieskazitelne, żądał w Zakroczymie na siebie sądu wojennego. Członkowie Sejmu, którzy znajdowali się przy armii, znając podstęp Krukowieckiego, nie przyjęli zaskarżenia własnego j Małachowskiego i uwolnili tym postanowieniem sumienie jego od wyrzutu.
Na radzie wojennej pod Iganiami ledwie kilka głosów znalazło się za połączeniem korpusu z główną armią; większość zdecydowała, że korpus przez Lublin uda się do Zamościa, gdzie zorganizowany i powiększony załogą twierdzy będzie mógł skutecznie dla Polski działać, że zrobi dywersją nieprzyjacielowi, iż ten nie będzie mógł trzymać się Warszawy. Na ten plan rady wojennej miał przeważnie wpłynąć ks. Czartoryski i sztab Ramoriniego; tym sposobem zostaliśmy odcięci na zawsze od armii głównej.
Wskutku tej decyzji zwrócono awangardę wytkniętą ku Warszawie, a korpus udał się w stronę do Łukowa z tym przekonaniem, że idzie do Zamościa. W Łukowie stanął na noc rozłożony przed i za miastem, lecz z taką niedbałością, że zapomniano wystawić widet placówek, dopiero kiedy spostrzeżono na przodzie widetę z patrolu nieprzyjacielskiego, którą adiutant jenerała Sierawskiego zbliżywszy się do niej wystrzałem pistoletu spędził, wtenczas rozprowadzono forpoczty i widety kawalerii. Od Brześcia Litewskiego nie widzieliśmy nieprzyjaciela, tu dopiero po raz pierwszy nam się ukazał, dlatego taka niedbałość była w obozowaniu. Z rana ruszył korpus w dalszy marsz. Na parę godzin wysłano brygadą kawalerii z kilkoma działami pod komendą jenerała Konarskiego do Kocka dla wprowadzenia nieprzyjaciela na domysł, jakoby korpus miał zamiar tam przeprawiać się. Tymczasem korpus udał się na Łysobyki, gdzie bez przeszkody przeprawił się przez most na Wieprzu postawionym. Kawaleria zrobiwszy demonstracją pod Kockiem, po kilku strzałach działowych, aby nieprzyjaciela zatrzymać, któren przeciw niej postępował, zdążyła do Łysobyk i po tym samym moście przeszła pod zasłoną dział na przeciwnym brzegu ustawionych. Doszedłszy do Kurowa, nie będąc niepokojeni od nieprzyjaciela, zatrzymał się korpus; w Kurowie zabrano kilkudziesięciu Moskali, którzy byli zostawieni do pieczenia chleba. Wysłano rekonesans kawalerii do Markuszowa, a brygadę j Zawadzkiego do Kazimierza dla zajęcia tam mostu na Wiśle. Brygada ta zaszła niespodzianie nieprzyjaciela rozłożonego w biwakach i gdyby z większym pośpiechem i przezornością j Zawadzki postępował, mógłby był cały ten oddział obserwacyjny zabrać, tymczasem zdobycz ograniczyła się na kilkunastu koniach i żołnierzy zabranych. Jenerał moskiewski, zdumiony napadem niespodziewanym, składał się przed j Zawadzkim kartką dowodzącą zawieszenia broni i weszli obaj jenerałowie w układy; zgodzono się, iż wystawią na końcach mostu szyldwachów, Polacy ze swej strony, to jest po prawej, a Moskale, którzy wszyscy w trakcie tych układów przeszli na drugą stronę Wisły, wystawią ze swej strony i w tym położeniu czekać będą dalszych rozkazów respective od swych korpusów.
Po tej ugodzie rozjechali się jenerałowie do swych komend, a skoro jenerał moskiewski przejechał most, w ten moment Moskale ściągnęli połowę na swą stronę; taka jest rzetelność Moskali w dotrzymywaniu słowa i układów. J Zawadzki widząc się być okpionym nie miał, co innego robić, jak udać się w marsz dla połączenia się z korpusem.
Korpus nasz pod dowództwem Ramoriniego opuścił główny trakt lubelski i udał się na Wąwolnice, odtąd Moskale ciągle za nami postępowali słabo nacierając. Pod Opolem dopiero awangarda nieprzyjacielska zaczęła przyć, którą kilka strzałów armatnich były dostateczne wstrzymać. Po przejściu przez miasto Opole korpus nasz rozwinął się frontem ku nie – przyjacielowi oczekując brygady j Zawadzkiego, która tu połączyła się. Odwrót uskutecznił korpus pod zasłoną kawalerii i kilku dział i 5. pułku piechoty. Nieprzyjaciel zrobił szarżę na naszych, która mu się nie powiodła. Od tego spotkania się ariergarda nasza musiała wstrzymywać nieprzyjaciela strzałami armatnimi, a pod Józefowem i Rachowem cały korpus zajmował pozycję, ale nie przyszło do bitwy; dalej, nad małą rzeczką błotnistą między lasami, cała artyleria piesza wzięła pozycją i przez parę godzin kanonowała nieprzyjaciela, dając czas zapasom, pociągom, piechocie przedefilować wąską drogą przez las ku Borowi. Po przejściu Borowa stanął korpus i uformował się w linią bojową na strzał armatni od wsi i na taki sam dystans plecami od granicy austriackiej. Tak więc zamiast do Zamościa, jak uchwalono na radzie wojennej pod Iganiami, przyprowadzono korpus nad samą granicę austriacką.
Na tej pozycji stało nasze wojsko cały dzień pod bronią. Kawaleria i artyleria od kilku dni nie furażowała i jedynie staraniem żołnierza w marszu konie były żywione; znajdując się niedaleko od zabudowań dworskich wsi Borów, gdzie kilka stogów siana znajdowało się, pozwolono kawalerii furażować, i to bez wszelkiej ekskorty. Tyralierzy moskiewscy ukryci za płotami dali ognia do furażujących, przeszło sto koni nie trzymanych, a spłoszonych tym ogniem, pierzchło i rozbiegły się przed frontem całej linii, ale powróciły na swe miejsca. Na ten alarm artyleria nasza dała ognia, na któren i działa rosyjskie ustawione między dworem i we wsi odpowiedziały, a tak zaczęła się kanonada na całej linii z obu stron, trwała parę godzin, dopóki działa moskiewskie nie umilkły. Niektórzy dowódcy baterii, widząc, że artyleria nieprzyjacielska ucichła, wstrzymali ogień ze swej strony, lecz rozkazy przysłane ze sztabu kazały takowy kontynuować dla zatrwożenia nieprzyjaciela, a więcej może dla zniszczenia amunicji. Wskutku tego nieustającego ognia spalono zabudowania dworskie, sam dwór, gdzie przed chwilą nas przyjmowano, a nawet i część znaczną wsi.
Pułk szwoliżerów austriackich, któren wystąpił w całej paradzie na nasze przyjęcie, przypatrujący się pompatycznie zza granicy tej kanonadzie, musiał się cofnąć, gdyż kule moskiewskie do niego dochodziły. Skoro tylko ogień z obu stron ustał, zebrano za frontem wszystkich dowódców pułków artylerii i kawalerii na radę. P. Zamoyski w imieniu jenerała Ramorino przedstawił trzy punkta radzie do rozebrania i zadecydowania: 1° Aby ponad granicą austriacką pociągnąć do Zamościa. 2° Trzymać się na tej pozycji dni trzy, w którym czasie Galicjanie mają postawić most na Wiśle dla przejścia korpusu. 3° Na koniec wkroczyć za granicę.
Oficerowie wszyscy przyjęli te propozycje z oburzeniem. Odpowiedziano co do pierwszego, że nie tędy droga do Zamościa, że nieprzyjaciel będzie mógł każdej chwili w każdym punkcie odciąć od granicy, obtoczyć i zabrać, że na koniec z demoralizowanym żołnierzem dalszego ruchu i jeszcze ponad granicą austriacką uskutecznić niepodobna. Te same powody stosowały się do punktu drugiego, z uwagą jeżeli uważał dowódca korpusu, iż korzystnie byłoby dla sprawy polskiej przerzucić się na drugą stronę Wisły, dlaczego nie dał stanowczego rozkazu je Zawadzkiemu opanowania mostu pod Kazmierzem, tu zaś jest rzeczą wątpliwą, aby rząd austriacki zezwolił postawić most na Wiśle. P. Zamoyski chciał popierać te dwie pierwsze propozycje utrzymując, że artyleria ma prawie kompletną amunicją, lecz przekonany przeciwnie przez dowódców, że artyleria właśnie najwięcej zużyła swą amunicją, że nie ma nawet na jedną walną bitwę, zamilkł i odstąpił. Widoczne było, że pierwsze dwa punkta były podane dla ubarwienia rzeczy, bo pod żadnym względem nie mogły być osiągnięte. Trzeci więc punkt musiano przyjąć, kiedy korpus znajdował się z jednej strony otoczonym przez nieprzyjaciela, a z drugiej przypartym do samej granicy austriackiej. Tej samej nocy wszedł cały nasz korpus za granicę, 16 września 1831 r., będąc wszędzie zwycięskim, nigdzie nie pobitym ani zmuszonym przez nieprzyjaciela. Wymawiano zniechęcenie i demoralizacją w żołnierzu – i prawda – ale czy mogło być inaczej, kiedy widział i odgadł, że go źle prowadzono, przeczuł nawet, iż więcej w obronie kraju i wolności użytym nie będzie!
Po przejściu granicy, na drugi dzień wyprawiono jeńców do granicy polskiej dla oddania Moskalom, każdemu zaliczono dukata w złocie. Znalazło się dwóch wyrodnych Polaków, dwóch niegodnych oficerów nowo awansowanych z artylerii, Drake i Waga, którzy przyłączyli się do tego transportu i powrócili do Moskali.
Armia główna opuściwszy Warszawę udała się do Modlina. Moskale proponowali układy i zaczęto traktować. Naczelny wódz, j Małachowski, widząc, że takowe są pozorne, że nieprzyjaciel chce tylko uzyskać czas, aby mógł obejść i odciąć armią polską od Prus, zerwał takowe i opuścił Modlin. W Zakroczymie złożył naczelne dowództwo; wybrano po nim jenerała Rybińskiego, któren resztki armii polskiej doprowadził do granicy pruskiej, a wydawszy 4 października 1831 r. „Rozkaz dzienny do wojska” wkroczył z nim do Prus.
Tak więc wszystkie korpusa armii polskiej nigdzie nie pobite na głowę, lecz źle prowadzone, rozdrobnione, zdemoralizowane i zdradzane zniszczone zostały.
Kiedy rewolucją rozpoczęto, wojsko polskie nie miało jak 32 tysiące wyrobionego żołnierza. Za granicę weszło przeszło 72 tysiące po kampanii dziesięciomiesięcznej i po wielu krwawych bitwach. W granicę Austrii weszło trzy korpusa pod jenerałem Dwernickim ”, j Ramorino i j Różyckim. Do Prus dwa korpusa pod jenerałem Giełgudem i z wodzem naczelnym jenerałem Rybińskim.ROZKAZ DZIENNY
W Kwaterze Głównej w Świedziebnie, dnia 4 października 1831 r.
Nadeszła stanowcza chwila! Nieprzyjaciel podał nam tak upokarzające warunki, uwłaczające godności narodowej, że nam nic więcej nie pozostało dla ocalenia honoru, jak tylko odrzucić je i przejść granice państw króla Jo Mci pruskiego dla szukania w nich schronienia, gdyż przedłużenie walki nie mogłoby w obecnym położeniu innego sprowadzić skutku, jak tylko boleśniejsze jeszcze klęski na nasz kraj ściągnąć. Broń naszą, którą podnieśliśmy w najświętszej sprawie wywalczania swobód i całości Ojczyzny, złożymy, póki o kraju i naszym losie nie wyrzeknie ostatecznie Europa, której opiece się poruczamy, protestując przeciw gwałtom i krzywdom nam wyrządzonym. Jeżeli żądania nasze nie będą wysłuchanymi, jeżeli nam wymiar sprawiedliwości będzie odmówiony i mocarze świata tego odepchną nas od siebie, Bóg się pomści krzywd naszych, a kamień grobowy Polski przywali następnie i inne narody obojętne na nasze nieszczęście. Krew nasza w tylu bitwach przelana, stałość umysłu, poświęcenie się, wytrwałość i miłość Ojczyzny przekażą dzieje potomności do podziwienia i naśladowania. Żołnierze! Idźmy, gdzie nam obowiązek iść każe, poświęćmy wszystko oprócz poczciwej sławy, której nam nikt wydrzeć nie zdoła, a ze spokojnym umysłem i sumieniem będziemy umierać w przekonaniu, żeśmy się zasłużyli dobrze Ojczyźnie.
Naczelny Wódz Siły Zbrojnej Narodowej (podpisany) Rybiński
Za zgodność: Podszef Sztabu Głównego (podpisany) pułkownik KamieńskiOŚWIADCZENIE
Wiadome są całemu światu powody, które nieszczęśliwy, lecz niczym nie znękany naród polski pobudziły do powstania i do poszukiwania orężem praw sobie służących, których mu żadna przemoc, żadne przedawnienie ani odebrać, ani zaprzeczyć nie było zdolne. Już dostatecznie Sejm wynurzył w manifeście swoim przez odwołanie się do całego ucywilizowanego świata wydanym, jak nie mniej w późniejszych swych aktach, o jakie to ciężkie krzywdy Polakom dopominać się przychodzi, jakiego wymiaru sprawiedliwości domagać się mają słuszność i jak dalece monarcha równie na głos ludu polskiego mniej był podówczas względnym. Mordercze zatem musiały nastąpić walki między tym potężnym, groźnym mocarzem Północy a tą nieliczną garstką do rozpaczy przyprowadzonych walecznych. Na polach zwycięstw i sławy dowiódł Polak, jak dalece Ojczyznę kochać umie, że dla niej i swobód narodowych odzyskania ani krwi, ani żadnych innych, choćby największych, nie szczędzi ofiar. Historia i sprawiedliwość monarchów i ludów, do których się Polacy ciągle od surowego prześladowani przeznaczenia odwołują, ocenić zdoła tak szlachetne przedsięwzięcia, wielkość usiłowań, jak niemniej, jak dalece bez żadnej obcej pomocy, której się przecie spodziewali, trudnym wywalczenie sprawy podjętej było. Trwał bój czterech przeciw czterdziestu przez miesięcy dziesięć z równą prawie dla stron obydwóch powodzeń i niepowodzeń wojennych koleją. Materialna przecie nieprzyjaciół przewaga, wyczerpanie skarbu publicznego, zapasów, amunicji i innych środków wojennych, pozbawienie samej nadziei jakiejkolwiek gabinetów europejskich pomocy, niedostatek wszystkich żywiołów do dalszego prowadzenia wojny niezbędnie potrzebnych, ten musiał ściągnąć skutek, iż dalsze tak krwawej walki prowadzenie stało się niepodobnym, mianowicie po wzięciu Warszawy, gdzie nieprzyjaciel całą swą wywarł potęgę i dla pokonania tej stolicy, tego patriotyzmu ogniska, sprowadził liczne jak najprzedniejsze swoje zastępy. Po upadku tak ważnego d]a dalszych działań wojennych punktu i pragnąc, aby kropla jedna drogiej krwi walecznych bez korzyści wylaną nie została, wódz naczelny wojska polskiego, nie przesądzając w niczym postanowień reprezentacji narodowej, tylko jako siły zbrojnej mający sobie powierzony kierunek, wszedł z marszałkiem Paskiewiczem w układy o zawieszenie broni, o wstrzymanie krwi przelewu, zaświadczeniem nawet, iż wojsko gotowe jest powrócić do dawnego swego pana, byleby monarcha Rosji jako król Polski oparł swoje panowanie na konstytucji, byle wszystkim Polski mieszkańcom, którzy tylko stali się uczestnikami ogólnego powstania, zapewnił puszczenie przeszłości w niepamięć, byleby wojsko do niczego, co by nie było zgodnym z honorem, przymuszonym nie było.
Przez dni dwadzieścia kilka trwała tu płonna z nieprzyjacielem negocjacja, z początku pomyślna, wiele obiecująca i łagodna, w końcu zamieniła się na bezwarunkowy rozkaz poddania się na łaskę, gdy tymczasem wojska rosyjskie – wbrew dobrej wierze – zajmowały militarne pozycje, zagrażające otoczeniem wojska polskiego i zupełnym onego zniszczeniem. W takim to rzeczy położeniu widział się wódz naczelny zniewolonym do zbliżenia się z wojskiem narodowym do granic pruskich i znanym z wspaniałomyślności i ludzkości sercu monarchy pruskiego gościnności dla nieszczęśliwego rycerstwa polskiego szukać schronienia zamierzył.
Nim zaś opuści rodzinną ziemię, ziemię krwią i łzami Polaków skropioną, oświadcza przed Bogiem i światem, iż każdy Polak jak czuł, tak czuje i nigdy czuć nie przestanie, iż sprawa, którą podniósł, jest sprawą świętą. Uważa nadto być uroczystym obowiązkiem swoim przez niniejszy akt publiczny odwołać się do wszystkich narodów i gabinetów cywilizowanego świata, a mianowicie do tych dworów, które na Kongresie Wiedeńskim interesowanie się za narodem polskim okazały, z wnioskim zajęcia się losem przyszłym politycznym i narodowym, urządzeniem tyle od losów przeciwnych prześladowanego kraju polskiego, którego istnienie tak niezaprzeczony ma i mieć będzie wpływ na ogólną oświatę, na pożądaną równowagę i błogi między ludami pokój. Wszakże Grecy, Belgowie i tyle innych współczesnych ludów były i są jeszcze przedmiotem wspólnej wielkich monarchów opieki, czyliż tejże samej Polacy tylko pozbawieni być mają? Nie, tego im się ani po interesie narodów, ani po sumieniu, ani po godności panujących spodziewać nie należy! Do was zatem, monarchowie świata, i do sprawiedliwych za nami westchnień tych ludów, którymi rządzicie, z ufnością udaje się strapione, narodowe wojsko polskie, wzywając was w imieniu Boga, ludzkości i prawa narodów o wymiar sprawiedliwości, o zachowanie drogich nam swobód i o urządzenie całej sprawy naszej zgodnie z dobrem ogółu i dobrem naszym.
(podpisany) N. W. Rybiński w Głównej Kwaterze w Świedziebnie 4 października 1831 r.ROZDZIAŁ III BITWA POD IGANIAMI
Szanowni Koledzy! Ceniąc obowiązki koleżeństwa i przyjaźni, chciałbym się z nich chociaż w części wypłacić. Oświadczyliście mi chęć poznania szczegóły bitwy igańskiej i szturmu Warszawy, pospieszam z nimi. W bitwie igańskiej będąc komendantem plutonu artylerii, nie mogę wam jej dać dokładnego opisu i tyle tylko wam opiszę, raczej historycznie jak strategicznie, ile oficer artylerii za jednym rzutem oka ocenić i rozpoznać może.
Dnia 9 kwietnia 1831 r. po południu wyruszyłem z Latowicza w korpusie dowództwa jenerała Prądzyńskiego, złożonym z pułków 1., 5., 4. i 8. piechoty liniowej, pułku 2. ułanów, osiem dział baterii 4. lekko konnej, dwa działa baterii 2. lekko konnej i dwóch dział kompanii 1. lekkiej artylerii pieszej, w marsz ku Siedlcom i na godzinę 9 wieczór stanąłem w Wodyniach, gdzie nasza awangarda zabrała kilkanaście koni pułku huzarów rosyjskich wysłane za furażem.
Dnia 10 rano, równo ze świtem, wyruszył korpus ku Siedlcom na Domanice. Ponieważ potrzeba było przebywać bory błotniste, w których drogi były zawalone wywrotami drzew, i mosty zupełnie zniszczone, przeto w awangardę wyprawił jenerał Prądzyński pułki 1. i 5. piechoty. Korpus składał się z 8 dział artylerii lekko konnej pułku 2. ułanów, pułku 8. liniowego. W ariergardzie pozostał pułk 4. liniowy, 2 działa artylerii pieszej i 2 działa artylerii konnej. Przymaszerowawszy do Młynków Domańskich, odebrał j Prądzyński wiadomość, iż dywizja jazdy rosyjskiej i 2 bataliony piechoty obozują pod Domanicami, rozkazał więc wyprzedzić awangardę dywizjonowi pułku 2. ułanów, plutonowi artylerii konnej i podsunąć się pod Domanice. Jak skoro postrzegły pikiety rosyjskie wysuwających się z boru naszych ułanów, natychmiast zatrąbiono na koń, a cztery szwadrony samych ochotników stawiło czoło naszemu dywizjonowi maszerującemu trójkami wąską dróżką, popod wzgórkiem przechodzącą. Na wzgórek wysunął się pluton artylerii konnej i zaczął ogień kartaczowy. Ośmieleni Rosjanie słabą naszą awangardą, odważyli się posunąć ku naszym działom, ale dywizjon 2. pułku ułanów pod dowództwem pułkownika Mycielskiego, formując z trójek szwadrony, wykonał szarżę nie do pojęcia, a nie straciwszy jak kilku ludzi rannych, złamał nieprzyjaciół, zabrał 200 niewolnika i zmusił całą dywizją do odwrotu przez wąską groblę pomiędzy głębokimi błotami. Tymczasem kolumny naszego korpusu nadciągnęły, a nieprzyjaciel, utopiwszy dosyć ludzi i koni, pierzchnął w największym nieładzie na trakt siedlecki i tylko dobroci swych koni winien swoje ocalenie. Po półgodzinnym spoczynku posunęliśmy się za uciekającymi Moskalami, którzy unikali spotkania się, i dopiero o pierwszej po południu, doszedłszy do wsi Żelkowa, postrzegliśmy pod wsią Iganiami nieprzyjaciela w gotowości do boju. Muchawiec, rzeczka mała, lecz błotnista, oddzielała nas od Siedlec na wzgórzu położonych, które to wzgórza uwieńczone były 24 działami pozycyjnymi. Pod Iganiami uszykowana była nieprzyjacielska piechota w trzech kolumnach, kawaleria – cała dywizja – po lewej stronie wsi ustawiona w szachownice i 12 sztuk armat. Pod Siedlcami cała dywizja piechoty rosyjskiej, pułki 13., 16., zwane lwami warneńskimi, składały trzecią nieprzyjacielską brygadę. Ogół nieprzyjaciół 22 000 i 36 dział. Ogół korpusu naszego: 7 000 i 12 dział artylerii lekkiej. Jenerał Stryjeński, wyprawiony z dywizją jazdy i baterią artylerii konnej, ażeby przeciął drogę komunikacyjną od Stoczka do Siedlec, powinien był przybyć i atakować Siedlce z traktu od Łukowa najpóźniej o godzinie drugiej po południu, a pierwszy wystrzał jego dział miał być hasłem rozpoczęcia ognia.
Jenerał Prądzyński, oczekując na wskazany znak, wstrzymał atak do godziny wpół do trzeciej, lecz widząc, że tylko jedna droga bardzo niepewna i pomiędzy błotami pozostaje mu do cofania, tudzież zmęczone konie kawalerii i artylerii, jako też strudzone bataliony ciągłym dwudniowym marszem odwrotu utrzymać by nie mogły, przy tym że możemy być oskrzydleni od nieprzyjaciół posuwających się ku Brodowi, w bok Żelkowa będącemu, a których j Stryjeński powinien był zatrudnić, zapytał się dowódców pułków i artylerii, czy nie lepiej cofnąć by było, gdyby Rosjanie atakować zaczęli. Jenerał Kicki, pułkownik Konarski i major Bem sprzeciwili się cofaniu, nakłonili upadającego ducha j Prądzyńskiego do rozpoczęcia ognia. W skutku więc tego wysunęliśmy się z krzaków będących pod Żelkowem i rozwinęliśmy front baterii naprzeciw Igań. Pułk 1. liniowy i batalion 5. pułku liniowego odebrały rozkaz atakowania Igań. W tej samej chwili bateria 4. lekko konna rozpoczęła ogień, 2. batalion pułku 5. posłany był do bronienia przejścia przez bród Muchawca, pułk 4. liniowy pozostał w rezerwie pod Żelkowem.
Cała artyleria moskiewska, mając wiele korzystniejszą pozycją, starała się zagłuszyć nasze działa, ale zdemontowana bateria pod Iganiami w przeciągu jednej godziny dała porę 1. batalionowi pułku 8. liniowego, będącemu w asekuracji pułkom 1. i 5., uderzenia z bagnetem na łganie, a mężne posunięcie się pułku 1. wyparło Moskali z prawego ich skrzydła, wysuniętego cokolwiek za wieś, i dozwoliło opanować dwór igański. Przewyższające siły moskiewskie nie pozwoliły utrzymać korzystnie zajęcia dworu, a świeża brygada 13. i 16. lwów warneńskich odparła na moment naszą piechotę; ośmieleni Moskale posunęli kolumny pięciu batalionów i czterech szwadronów do atakowania naszej artylerii. Pułk 2. ułanów odparł jazdę, a kolumny piechoty rosyjskiej maszerując poniżej wzgórza łąkami ponad Muchawcem, wyrwawszy się na prost dział naszych, zwrócili kolumny w prawo i z bagnetem posunęli się ku artylerii. Zwróciła artyleria wtenczas działa w prawo i tak dzielnie kartaczami przyjęła nacierających, że po kilkunastu wystrzałach okryła się łąka trupem i rannymi, a batalion pułku 8. liniowego pod dowództwem pułkownika Karskiego, będący w asekuracji artylerii, krzyknąwszy: hura! z bagnetem naparł już chwiejących się Moskali i zabrał pięć batalionów z wszystkimi oficerami i znakami pułkowymi. Major Bem posunął się zaraz z artylerią w nacieraniu, a skutecznym ogniem wstrzymał przez groble idące posiłki do Igań, z których już osada, nie mogąc wytrzymać naszego ataku i do tego przygrzywana ogniem zapalonej wsi naszymi granatami, cofać się poczęła. Pod wieczór stał się nasz korpus panem Igań, 5 000 niewolnika i trzech dział zdemontowanych pod Iganiami. Już na nocleg zajęliśmy obozowiska, kiedy korpus główny pod dowództwem naczelnego wodza przymaszerował, o korpusie zaś j Stryjeńskiego nic wiedzieć nie mogliśmy, a tak przez jego opóźnienie się nie wzięliśmy Siedlec, a wielkie zwycięstwo męstwem walecznego żołnierza polskiego otrzymane nie odniosło pożądanego skutku, dowiodło tylko poświęcenia się wojska dla sprawy narodu i przywiązania do wolności i chwały. W tej bitwie morderczej, przeciw trzy razy silniejszemu nieprzyjacielowi, utracił pułk 2. ułanów 50 koni, bateria 4. lekko konna 17 kanonierów i 32 konie i kilka kół potrzaskanych od granatów, a piechota do 200 zabitych i rannych, gdy tymczasem Moskale przeszło 1 000 trupów pozostawili na placu boju. Pułkownik Karski, znany z męstwa i patriotyzmu, poległ, prowadząc bataliony do ataku, przeszyty kulą karabinową; oprócz niego straciliśmy kilku oficerów niższych, żołnierz baterii 4. lekko konnej, Zawistowski , w moich oczach odznaczył się przytomnością umysłu i męstwem, bo gdy kula armatnia ubiła pod nim konia siodłowego w dyszlu zaprzężonego, on z zimną odwagą zaprzęgał wierzchowego w miejsce ubitego, a gdy i temu druga kula łeb urwała, nie zmieszał się Zawistowski, zaprzągł trzeciego i podjechał w mgnieniu oka do zaprzodkowania działa i z tym na drugą pozycją pospieszył.