Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość

Moment pęknięcia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
12 kwietnia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
45,00

Moment pęknięcia - ebook

Jedno zdarzenie, gest lub słowo może uwolnić siłę, determinację i odwagę, o jakiej nikt dotąd nie miał pojęcia. Wtedy następuje moment pęknięcia.

Rodzina Oli zgłasza jej zaginięcie. Kiedy policjanci przybywają do jej domu, szybko orientują się, że bliscy kobiety niewiele o niej wiedzą. Mąż i syn nie wydają się przejmować jej zniknięciem, jedynie córka okazuje zaniepokojenie niecodzienną sytuacją.

Z każdym dniem trwania śledztwa stróże prawa odkrywają zdumiewającą prawdę o życiu Oli. I zadają sobie istotne pytania. Czy kobieta popełniła samobójstwo? A może ktoś jej w tym pomógł?

W tym samym czasie Anna rozpoczyna nowy rozdział w życiu. Wreszcie może zacząć żyć tak, jak od dawna pragnęła.

Dostaje nową pracę, poznaje nowych przyjaciół, a na jej drodze pojawia się młodszy od niej mężczyzna – Igor.

Igor fascynuje, jest uosobieniem długo wyczekiwanej przez Annę wolności, swobody i niezależności. Dzięki niemu może lepiej zrozumieć własne emocje i pragnienia, a realizacja marzeń staje się osiągalna.

Jednego dnia życie Oli i Anny zmienia się diametralnie, gdyż postanowiły, że chcą żyć inaczej niż do tej pory.

Czy zawsze istnieje możliwość nowego startu? Czy los daje drugą szansę, gdy tego pragniemy?

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67013-16-1
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD AUTORKI

Wszyst­kie wyda­rze­nia i postaci są fik­cyjne. Wszel­kie podo­bień­stwa do rze­czy­wi­stych osób są przy­pad­kowe.

Od dłuż­szego czasu nur­to­wał mnie pomysł na tę książkę, jed­nak dopiero po zaist­nie­niu pew­nych oko­licz­no­ści zde­cy­do­wa­łam się nadać jej realny wymiar.

Ta książka jest inna od dzie­wię­ciu poprzed­nich. Zawiera mniej ele­men­tów kry­mi­nal­nych, a wię­cej sku­pia się na aspek­tach psy­cho­lo­gicz­nych i oby­cza­jo­wych. Przed­sta­wia histo­rie kobiet, ich życiowe wybory i kon­se­kwen­cje róż­nych decy­zji. Zale­żało mi na tym, aby poka­zać, że ustęp­stwa i speł­nia­nie czy­ichś ocze­ki­wań nie zawsze przy­no­szą korzy­ści.

Książka sta­nowi nie­wielki wyci­nek tego, co się dzieje, kiedy przez wiele lat tłu­mimy nasze emo­cje i ocze­ki­wa­nia, bo boimy się, że inni będą nas osą­dzać. Oba­wiamy się, że zosta­niemy uznani za dzi­wa­ków lub ego­istów. Być może czy­tel­nicy w tej książce znajdą sytu­acje, które znają z wła­snego życia lub życia ich bli­skich, i prze­czy­tają ją z zain­te­re­so­wa­niem, zda­jąc sobie sprawę, że fabuła jest bli­ska rze­czy­wi­sto­ści.

Przy kształ­to­wa­niu jed­nego z boha­te­rów, który ma istotne zna­cze­nie w fabule, poma­gała mi osoba, która wcze­śniej nie była zaan­ga­żo­wana w moje życie zawo­dowe. Tą osobą jest Paweł Głód, któ­rego pozna­łam jakiś czas temu w stu­diu tatu­ażu. Paweł to arty­sta, któ­rego prace (tatu­aże i obrazy) mnie ocza­ro­wały. Pod­czas roz­mów z Paw­łem zacie­ka­wiło mnie jego spoj­rze­nie na rela­cje mię­dzy­ludz­kie. Uświa­do­mi­łam sobie, że w dzi­siej­szym świe­cie kon­takty mogą mieć nieco inny cha­rak­ter, niż wcze­śniej mi się wyda­wało. Zain­try­go­wał mnie spo­sób myśle­nia Pawła, odmienny od mojego. Dla­tego posta­no­wi­łam powie­rzyć jed­nego z boha­te­rów – Igora – w jego ręce. Doświad­cze­nia i podej­ście do życia Pawła ide­al­nie wpa­so­wały się w postać, którą zamie­rza­łam umie­ścić w fabule. Bez pomocy Pawła Igor miałby zupeł­nie inną oso­bo­wość.

Paweł jest rów­nież auto­rem pro­jektu okładki do książki. Efekt prze­szedł moje naj­śmiel­sze ocze­ki­wa­nia. Pole­cam stronę Pawła, aby zapo­znać się z jego pra­cami https://www.insta­gram.com/wnie­ko­lo­rze/.

Pod­czas pisa­nia tej książki waż­nym aspek­tem było, że w 2023 roku skoń­czy­łam czter­dzie­ści lat. To zmo­ty­wo­wało mnie do reflek­sji nad moim życiem, nad tym, co prze­ży­łam, osią­gnę­łam, jakie decy­zje pod­ję­łam i czego jesz­cze mogę się spo­dzie­wać.

Na zawar­tość niniej­szej książki wpływ miały rów­nież roz­mowy z kobie­tami w moim wieku i nieco star­szymi. Oka­zało się, że pewne dyle­maty, prze­my­śle­nia i wąt­pli­wo­ści są powszechne. Posta­no­wi­łam więc wyko­rzy­stać to, two­rząc fabułę. Zazwy­czaj mówi się o kry­zy­sie wieku śred­niego u męż­czyzn, ale nie można zapo­mi­nać, że kobiety rów­nież doświad­czają go w swoim życiu, choć w nieco inny spo­sób.

Dopiero nie­dawno zaczęto o tym gło­śno mówić. Kobiety mają prawo pra­gnąć cze­goś wię­cej niż tylko bycia żonami i mat­kami, mimo że spo­łeczne normy narzu­cają im te spe­cy­ficzne role. Cza­sami jed­nak warto posłu­chać wewnętrz­nego głosu, aby poczuć się speł­nioną. To nie jest ego­izm, lecz wyraz samo­świa­do­mo­ści.

Ktoś kie­dyś przed­sta­wił okre­ślony spo­sób życia, który ma ucho­dzić za ten wła­ściwy, a odstęp­stwo od tra­dy­cyj­nego sche­matu jest oznaką braku przy­sto­so­wa­nia do norm spo­łecz­nych. Jed­nak życie nie powinno pole­gać na cią­głym dosto­so­wy­wa­niu się do ocze­ki­wań innych, wbrew temu, co czu­jemy i pra­gniemy. Próba speł­nie­nia stan­dar­dów innych ludzi pro­wa­dzi do fru­stra­cji, nie­za­do­wo­le­nia z życia i ocze­ki­wa­nia na cud, który pozwoli nam uwol­nić się od „wię­zów”. Dopóki nie wyrzą­dzamy nikomu krzywdy, powin­ni­śmy kie­ro­wać się wła­snym szczę­ściem. Jed­no­cze­śnie pamię­ta­jąc, że szczę­ście nie jest stałe, ponie­waż pod wpły­wem doświad­czeń życio­wych, spo­tka­nych ludzi i wyda­rzeń defi­ni­cja szczę­ścia może ulec zmia­nie.

Zapra­szam do czy­ta­nia. Pozdra­wiam ser­decz­nie.

_Kasia Magiera_9 CZERWCA 2022, CZWARTEK, KRAKÓW

Upo­rczywa melo­dia sym­fo­nii Vival­diego nie­prze­rwa­nie pły­nęła ze smart­fona leżą­cego na komo­dzie. Trwało to dłuż­szą chwilę, dla­tego śpiący do tej pory męż­czy­zna pode­rwał się gwał­tow­nie i ruszył, aby go uci­szyć.

– Kurwa – fuk­nął zaspany, bio­rąc do ręki cią­gle dzwo­niący tele­fon, bo na wyświe­tla­czu zoba­czył imię sekre­tarki.

– Halo – ode­brał gniew­nie.

– Panie pre­ze­sie, kiedy pan będzie? Bez pana zebra­nie się nie odbę­dzie – wyja­śniła kobieta po dru­giej stro­nie słu­chawki.

– Zebra­nie zostało zapla­no­wane na dzie­wiątą – oświad­czył sta­now­czo.

– Ale jest pięć po dzie­wią­tej – oznaj­miła opa­no­wa­nym gło­sem, a on zastygł, po czym spoj­rzał na roleksa leżą­cego na komo­dzie, z któ­rej wła­śnie wziął tele­fon.

Sekre­tarka mówiła prawdę.

Poczuł, jak momen­tal­nie ska­cze mu ciśnie­nie.

– Kurwa, zaspa­łem – wysy­czał do słu­chawki, a kobieta po dru­giej stro­nie mil­czała. – Powiedz, że będę za godzinę, bo zatrzy­mały mnie ważne sprawy rodzinne – zako­mu­ni­ko­wał.

– Dobrze, prze­każę – odparła chłodno.

Pra­co­wała dla niego od dwóch lat. Nauczyła się spraw­nie wyko­ny­wać jego pole­ce­nia. Nie lubił się powta­rzać i zawsze musiało być tak, jak chciał. Nawet jeśli uwa­żała, że szef popeł­nia błąd, nie mówiła mu tego, sam musiał do tego dojść. Mar­lena Zdro­jew­ska dostała pracę sekre­tarki pre­zesa Naro­do­wego Banku z oddzia­łem w Kra­ko­wie przez zna­jo­mo­ści. Co nie zmie­niało faktu, że Emil Wol­ski trak­to­wał ją z góry, ale tylko dla­tego, że nie reago­wała na jego koń­skie zaloty i próby nakło­nie­nia ją do pój­ścia z nim do łóżka.

Jak na męż­czy­znę przed pięć­dzie­siątką był atrak­cyjny, ale Mar­lena uwa­żała go za gbura, któ­remu wyda­wało się, że skoro ma pozy­cję, zna­jo­mo­ści i pie­nią­dze, to inni mają go słu­chać. Odstrę­czał ją, ale pracę wyko­ny­wała bez zarzu­tów, więc nie mógł się do niej docze­pić.

Emil roz­łą­czył się i rzu­cił z impe­tem iPhone’a na łóżko.

– Olka! – zawo­łał, otwie­ra­jąc drzwi sypialni. – Olka! – powtó­rzył, nie otrzy­maw­szy odpo­wie­dzi. – Nie obu­dzi­łaś mnie! Wiesz, która jest godzina!? – pie­klił się, mimo że ni­gdzie nie widział żony.

– Tato, dla­czego tak krzy­czysz? – Ze swo­jego pokoju wyszła zaspana nasto­latka.

– Cie­bie też matka nie obu­dziła? – zapy­tał, ale nie­przy­tomna dziew­czyna patrzyła na niego nie­ro­zu­mie­ją­cym wzro­kiem. – Jest po dzie­wią­tej!

– Jak to? – Ta infor­ma­cja ją prze­bu­dziła. – O ósmej mia­łam test z matmy!

– Ludzie, daj­cie żyć. – W drzwiach kolej­nego pokoju poja­wił się wysoki i szczu­pły chło­pak.

– Na którą masz do szkoły? – dopy­ty­wał Emil.

– Na siódmą. Naj­pierw mam tre­ning, a potem lek­cje, a co? – wyja­śnił obo­jęt­nie.

Mimo że został obu­dzony nagle i czuł poiry­to­wa­nie, do ojca zawsze sta­rał się odzy­wać grzecz­nie. Tata bywał apo­dyk­tyczny, ale jeśli nie wcho­dziło się mu w drogę, to dało się z nim doga­dać.

– No to się spóź­ni­łeś – zako­mu­ni­ko­wał Emil.

Chło­pak skrzy­wił się i wró­cił do pokoju, aby spoj­rzeć na godzinę w tele­fo­nie.

– Cho­lera! – usły­szeli stłu­miony krzyk dobie­ga­jący z pokoju. – Mamo! Nie obu­dzi­łaś mnie! – Inten­syw­ność krzyku zwięk­szyła się, kiedy Borys wypadł z pokoju cały w ner­wach. – Tre­ner się wku­rzy! Mamooo!

Zeszli na dół, poszu­ku­jąc spraw­czyni poran­nego zamie­sza­nia.

– Ola!

– Mamo!

Prze­krzy­ki­wali się, ale kobieta się nie odzy­wała.

– Nie ma jej w kuchni – oznaj­miła ze zdzi­wie­niem Ame­lia.

Każ­dego ranka, od kiedy pamię­tała, mama zawsze rano urzę­do­wała w kuchni. To było jej kró­le­stwo.

– Spraw­dzę w piw­nicy – stwier­dził Borys. – Może jest w spi­żarni.

– A ja zoba­czę w garażu i na podwórku – zde­cy­do­wał Emil, czu­jąc złość.

Każdy poszedł w swoją stronę, nawo­łu­jąc kobietę.

– Nie ma jej – powie­działa nasto­latka w noc­nej koszuli, kiedy dołą­czyli z bra­tem do ojca przed drzwi domu. – Może poszła ze Snaj­pe­rem na spa­cer? – rzu­ciła kolejną hipo­tezę, choć w nią wąt­piła już na star­cie. – Snaj­per! – zawo­łała.

Nie minęło kilka sekund, a pies zja­wił się, mer­da­jąc rado­śnie ogo­nem.

– Może poszła do sklepu? – Wzru­szył ramio­nami Borys.

To było kolejne bez­sen­sowne przy­pusz­cze­nie. Ola nie miała w zwy­czaju cho­dzić na zakupy rano, przed wypra­wie­niem ich do szkoły. Codzien­nie budziła ich rano. Naj­pierw Borysa, a godzinę póź­niej Ame­lię i Emila. Robiła śnia­da­nie i przy­go­to­wy­wała ich do wyj­ścia oraz odwo­ziła. Tak wyglą­dał każdy pora­nek od kilku lat.

– Zadzwo­nię do niej, bo to są jakieś jaja – stwier­dził wście­kły Emil. Wybrał numer Oli, ale natych­miast włą­czyła się poczta gło­sowa. – Kurwa mać! – krzyk­nął. – Ma wyłą­czony tele­fon – fuk­nął roz­sier­dzony, zauwa­ża­jąc, że sąsiadka z naprze­ciwka się im przy­gląda. – Co się pani tak gapi? Nie ma pani nic lep­szego do roboty z rana, tylko pod­słu­chi­wać sąsia­dów!?

Kobieta zro­biła obu­rzoną minę i weszła do domu.

– Na waszej matce nie można pole­gać. Kiedy jest potrzebna, to wycina taki numer.

Ame­lia, sły­sząc słowa ojca, zało­żyła ręce na pier­siach i nabur­mu­szyła się. Nie zga­dzała się z nim. Może ostat­nio nie miała ide­al­nych rela­cji z mamą, ale to, co wie­działa o niej na pewno, to to, że rodzina jest dla niej naj­waż­niej­sza i zawsze jest, kiedy jej potrze­bują. Słowa ojca były nie­spra­wie­dliwe. Ame­lia nie pałała do niego sym­pa­tią, choć chęt­nie korzy­stała z luk­su­sów, które ofe­ro­wała jego pozy­cja.

– A jeśli mamie stało się coś złego? – zasu­ge­ro­wała. – Zadzwo­nię do cioci Celiny, może coś wie.

Zamie­rzała ruszyć do góry, do pokoju po tele­fon, ale ojciec ją zatrzy­mał.

– Nie dzwoń do niej, bo od razu zrobi aferę. – Od dawna nie był w dobrych kon­tak­tach ze szwa­gierką. Teściowa była mu przy­chylna i na jej wspar­cie mógł liczyć, ale sio­stra Oli była wobec niego kry­tyczna. – Teraz damy sobie radę, a wie­czo­rem wyja­śnimy sobie z mamą, co to za nowe zwy­czaje wpro­wa­dziła znie­nacka – zde­cy­do­wał. Czuł buzu­jący gniew. Była już pra­wie dzie­wiąta trzy­dzie­ści, a on na­dal był w domu. – Zbie­raj­cie się, pod­rzucę was do szkoły.

– Nie jedli­śmy śnia­da­nia – oświad­czyła Ame­lia.

– Weź sobie banana albo jabłko, a w szkole coś kupisz, dam ci pie­nią­dze – odpo­wie­dział Emil ze zło­ścią.

– Kurde, ale ja mam dietę, mama zawsze robi mi rano… – zaczął Borys, jed­nak widząc minę ojca, nie dokoń­czył, tylko ruszył do pokoju, aby się ubrać.

Pięt­na­ście minut póź­niej wsia­dali do samo­chodu. Ame­lia ubrana w krótki top odsła­nia­jący brzuch i skąpe szorty zdo­bione świe­cą­cymi krysz­tał­kami. Miała skwa­szoną minę, gdyż nie zdą­żyła się wyma­lo­wać tak, jak lubiła. Musiała zabrać do szkoły kosme­tyczkę, aby dokoń­czyć maki­jaż w toa­le­cie.

– Co ty masz na sobie? – rzu­cił Emil z obu­rze­niem.

Na co dzień to Ola odwo­ziła dzieci do szkoły, więc nie miał poję­cia, jak się ubie­rały. Córkę widy­wał głów­nie wie­czo­rami, gdy była już w domu, w piża­mie.

– Taka moda – odparła.

Emil spoj­rzał na syna, szu­ka­jąc u niego potwier­dze­nia. Chło­pak poki­wał głową. Jed­nak męż­czy­zna nie był prze­ko­nany. Dla niego córka wyglą­dała nie­od­po­wied­nio, ale nie miał już czasu cze­kać, aż się prze­bie­rze. Syn wyglą­dał tylko tro­chę lepiej. Miał na sobie pognie­ciony T-shirt Calvin Klein i wytarte jeansy z pokaź­nymi dziu­rami na kola­nach. Jego twarz przy­ozda­biały kla­syczne ray-bany.

– Ale masz brudne auto – stwier­dziła Ame­lia, wcho­dząc do wozu ostroż­nie, aby się nie wybru­dzić.

– Na polu gol­fo­wym było błoto – wyja­śnił. – Płacę tam mają­tek, a syf jak na budo­wie.

Po dro­dze w samo­cho­dzie pano­wała cisza. Emil i Borys sta­rali się stu­dzić nerwy, ale obaj już pla­no­wali, co powie­dzą Oli wie­czo­rem, kiedy ją zoba­czą.

Nato­miast Ame­lia sta­rała się dodzwo­nić do mamy, a kiedy po kilku pró­bach na­dal włą­czała się poczta, posta­no­wiła wysłać SMS-a. Miała nadzieję, że kiedy tylko mama włą­czy tele­fon, to zoba­czy od niej wia­do­mość i da znać, co się z nią dzieje. Dziew­czyna czuła zanie­po­ko­je­nie. Mama ni­gdy nie zni­kała bez słowa, a zwłasz­cza rano.

Kiedy zatrzy­mali się przed wej­ściem jed­nego z pry­wat­nych liceów, Emil wrę­czył dzie­ciom po stu­zło­to­wym bank­no­cie z pole­ce­niem, aby kupili sobie coś do zje­dze­nia.

– Mam dziś wizytę u den­ty­sty, co będzie, jeśli mama po mnie nie przy­je­dzie? – zapy­tała nasto­latka, zanim wysia­dła.

– Ama, ile ty masz lat? – burk­nął ze zło­ścią ojciec. – Chyba wiesz, gdzie cho­dzisz do den­ty­sty. Możesz jechać sama – orzekł, po czym dodał: – Zresztą mama na pewno przy­je­dzie.

Ame­lia przez chwilę patrzyła na niego, nie odzy­wa­jąc się, ale w końcu kiw­nęła głową i wysia­dła.

Gdy Emil odje­chał, Ame­lia z Bory­sem ruszyli do szkoły w mil­cze­niu.

– Widzimy się na dłu­giej prze­rwie? – zapy­tała, gdy byli już w środku.

– Zoba­czymy, Bastek zała­twił nowy towar i chcemy spró­bo­wać – rzu­cił Borys.

Ame­lia zaci­snęła usta. Nie podo­bało się jej, że pla­no­wali ćpać w szkole. Jed­nak brat z jej chło­pa­kiem czuli się tu pew­nie jak pano­wie na swo­ich wło­ściach.

Każde ruszyło w swoją stronę, nie wie­dząc, co robić. Była to nie­ty­powa godzina na przy­cho­dze­nie do szkoły, lek­cja już trwała.9 CZERWCA 2022, CZWARTEK, SŁUPSK

– Nooo nie! Cho­lera! – pomsto­wała pod nosem prze­mo­czona kobieta, szar­piąc się z walizką. Deszcz padał coraz moc­niej i kiedy już myślała, że bez­piecz­nie schroni się w przy­zwo­icie wyglą­da­ją­cym pubie, to kółka walizki utknęły w szcze­li­nach meta­lo­wej wycie­raczki.

W despe­ra­cji kop­nęła twardą walizkę, ale bagaż ani drgnął.

– Łoł, łoł, łoł! Pomogę – usły­szała za ple­cami głę­boki męski głos, który sko­ja­rzył się jej z barwą, jaką miał Axl Rose.

Była zmok­nięta i zmę­czona, więc nie pro­te­sto­wała. Młody męż­czy­zna bez trudu wyjął walizkę z potrza­sku i poło­żył ją w środku, po dru­giej stro­nie drzwi. Spoj­rzał na nią. W wyniku desz­czu jej dłu­gie brą­zowe włosy przy­klap­nęły, a pod oczami zro­biły się czarne zacieki od tuszu. – Dzię­kuję – powie­działa, nawet na niego nie patrząc, mimo że jego cha­rak­te­ry­styczny głos na­dal brzę­czał w jej gło­wie.

Zła­pała za rączkę walizki i pocią­gnęła ją za sobą w stronę baru.

– Popro­szę her­batę – ode­zwała się do bar­mana.

Męż­czy­zna, który pomógł jej z walizką, usiadł obok niej na wyso­kim krze­śle i dalej na nią patrzył. Było w niej coś inte­re­su­ją­cego. W jej mowie ciała i wyra­zie twa­rzy. Jakby znie­cier­pli­wie­nie połą­czyło się ze swo­bodą.

– Her­batę? – upew­nił się młody bro­dacz za barem.

– Tak – potwier­dziła, a następ­nie ruszyła do sto­lika obok.

Poło­żyła na nim prze­pastną torebkę i usta­wiła walizkę przy krze­śle. Zdjęła mokry kar­di­gan i powie­siła go na opar­ciu krze­sła. Jej bluzka była rów­nież wil­gotna i przy­le­gała do ciała. Bar­man spoj­rzał na męż­czy­znę, który jej pomógł, i uśmiech­nęli się do sie­bie. Mokra odzież pozwo­liła im zoba­czyć kształt jej piersi. Wło­żyła rękę do torebki i zaczęła cze­goś szu­kać. Jed­nak nie było to pro­ste, torebka była wypchana. Dla­tego jej ruchy sta­wały się ner­wowe. Nie­cier­pli­wiła się, nie mogąc zna­leźć tego, czego potrze­bo­wała.

Bar­man i męż­czy­zna, który ura­to­wał ją z opre­sji, przy­glą­dali się jej z zain­te­re­so­wa­niem. Poiry­to­wana bra­kiem rezul­ta­tów posta­no­wiła w końcu wyrzu­cić zawar­tość torebki na sto­lik. Jej zawzię­tość i deter­mi­na­cja były impo­nu­jące.

– Na samym dnie, oczy­wi­ście – fuk­nęła pod nosem, kiedy w końcu zna­la­zła poszu­ki­wany przed­miot.

Otwo­rzyła małą puder­niczkę, spoj­rzała w minia­tu­rowe lusterko i aż jęk­nęła, gdy zauwa­żyła opła­kany stan swo­jego maki­jażu. Zna­la­zła paczkę wil­got­nych chu­s­te­czek, wycią­gnęła jedną i zaczęła deli­kat­nie wycie­rać czarne smugi spod oczu.

Nagle zoba­czyła rękę wycią­gniętą w jej kie­runku na wyso­ko­ści swo­jej twa­rzy.

Ode­rwała wzrok od lusterka, aby zoba­czyć, o co cho­dzi.

Męż­czy­zna, który wyświad­czył jej przy­sługę przy wej­ściu, wycią­gał w jej kie­runku kie­li­szek.

– Zama­wia­łam her­batę – przy­po­mniała, myląc go z bar­ma­nem.

Dopiero teraz na niego spoj­rzała. Miał ładną, syme­tryczną twarz, cie­kawy, inten­sywny kolor oczu i pół­dłu­gie włosy. Prze­cze­sał je pal­cami w tył, ale zaraz kosmyki ponow­nie opa­dły nie­sfor­nie, dając efekt lek­kiego roz­wi­chrze­nia. Pomy­ślała, że na pewno cie­szy się powo­dze­niem u płci prze­ciw­nej.

– Teraz ci się to bar­dziej przyda – stwier­dził pew­nym, głę­bo­kim, chro­po­wa­tym gło­sem i spoj­rzał na bała­gan panu­jący na stole.

Kobieta przez sekundę się wahała.

– A co mi tam – rzu­ciła.

Wzięła od niego kie­li­szek i wypiła zawar­tość jed­nym hau­stem. Męż­czy­zna zaśmiał się i opróż­nił wła­sny. Kobieta mach­nęła na bar­mana, dając mu znak, że poprosi jesz­cze raz to samo.

Kiedy otrzy­mała zamó­wie­nie, usia­dła. Męż­czy­zna dołą­czył do niej, mimo że go nie zapra­szała. Nie pro­te­sto­wała. Ni­gdy się tak nie zacho­wy­wała – nie piła alko­holu z obcymi i nie pozwa­lała, aby się do niej przy­sia­dali. Ale zaczy­nała życie od nowa i to był naj­lep­szy moment, aby zacząć robić to, czego wcze­śniej nie mogła lub przed czym się powstrzy­my­wała.

Męż­czy­zna mil­czał, przy­glą­da­jąc się temu, co wyrzu­ciła z torebki. Pró­bo­wał zro­zu­mieć, po co jej to wszystko. Według niego rze­czy nie miały ze sobą logicz­nego związku. Każda z nich była z innej para­fii.

– Wiem, że to wygląda żało­śnie – ode­zwała się, jakby odczy­tu­jąc jego myśli.

– Czy ja wiem. Kobiety tak lubią.

Barwa jego głosu prze­szy­wała, a zara­zem pobu­dzała. Dla­tego znowu przy­wo­łała w myślach lidera zespołu Guns N’ Roses. Dawno nie sły­szała u mło­dego męż­czy­zny takiej chrypki.

– Znawca kobiet? – zapy­tała, ale w tym pyta­niu nie kryła się uszczy­pli­wość.

– Raczej obser­wa­tor – wyja­śnił i wró­cił do tematu bała­ganu, który wypadł z jej torebki. – Przy­naj­mniej jesteś przy­go­to­wana na każdą oko­licz­ność. – Wska­zał na tusz do rzęs, obok któ­rego leżał fla­ko­nik per­fum, nad­gry­ziony bato­nik, dłu­go­pis, kolo­rowa bran­so­letka, do połowy opróż­niona butelka wody i książka z zagię­tym rogiem okładki.

– Wiek nie­win­no­ści – prze­czy­tał tytuł z okładki.

– Czy­ta­łeś? – zain­te­re­so­wała się.

– Nie – odparł non­sza­lancko. – Fajne?

– Poucza­jące – rze­kła oględ­nie, po czym wyja­śniła. – Wła­śnie się tu prze­pro­wa­dzi­łam. – Wypiła dru­giego szota – Nor­mal­nie nie jest tak źle. – Wska­zała głową na gali­ma­tias. Oszu­ki­wała sie­bie i jego. Lubiła duże torebki, do któ­rych mogła cią­gle coś dorzu­cać, a potem dźwi­gała masę nie­po­trzeb­nych rze­czy.

– Jasne – odparł, uśmie­cha­jąc się.

Kobieta zatrzy­mała na nim wzrok na kilka sekund. Chciało się na niego patrzeć, ema­no­wał z niego luz, który się jej spodo­bał.

– Skąd się tu wzię­łaś? – zapy­tał, tym razem patrząc na walizkę, która była śred­niej wiel­ko­ści jak na prze­pro­wadzkę.

– Teraz to myślę, że z innego świata – odpo­wie­działa zagad­kowo. Nie znała go i nie chciała, aby cokol­wiek o niej wie­dział. – Ty jesteś stąd? – prze­kie­ro­wała uwagę na niego.

– Tak – przy­tak­nął, ponow­nie prze­cze­su­jąc pal­cami włosy do tyłu. Było w tym geście coś uwo­dzi­ciel­skiego.

– To może wiesz, czy daleko jesz­cze na Pod­górną 6?

Miała nadzieję, że jest nie­da­leko od miesz­ka­nia, które od teraz miało być jej domem. Zanim się roz­pa­dało, GPS poka­zy­wał, że jest w pobliżu.

– Ze dwie­ście metrów – oświad­czył. Ode­tchnęła z ulgą. Nie­źle. – Mogę cię pod­pro­wa­dzić – zapro­po­no­wał.

Kobieta nie­kon­tro­lo­wa­nie się skrzy­wiła. W połą­cze­niu z na­dal roz­ma­za­nym maki­ja­żem dało to komiczny efekt.

– Pomogę z walizką – prze­ko­ny­wał.

– Dzięki, ale pora­dzę sobie sama – oznaj­miła, zgar­nia­jąc do torebki rze­czy ze sto­lika.

– Boisz się? – Spoj­rzał na nią szel­mow­sko.

Musiała przy­znać, że był typem, któ­remu nie chciało się odma­wiać. Ale Ted Bundy też był przy­stojny i cza­ru­jący, a kobie­tom, które zde­cy­do­wały się na jego towa­rzy­stwo, wyjąt­kowo się to nie opła­cało.

– Widzieli nas tutaj ludzie, a na ulicy jest moni­to­ring. Nie opła­ca­łoby mi się robić ci krzywdy – nie rezy­gno­wał. – Jestem Igor – powie­dział i podał jej rękę.

Zawa­hała się, ale odwza­jem­niła gest.

– Anka.

– Świet­nie, to możemy powie­dzieć, że się znamy – uśmiech­nął się, a bar­man ponow­nie posta­wił przed nimi kolejny kie­li­szek z alko­ho­lem.

Anka usia­dła, wpa­tru­jąc się w usta­wione szoty.

– Co zro­bisz z tym tatu­ażem, jeśli ci się znu­dzi? – ode­zwała się po chwili mil­cze­nia, wska­zu­jąc na wyta­tu­owaną dłoń męż­czy­zny.

Pytała nie dla­tego, że jej się nie podo­bało to, co widziała. Motyw, który miał na dłoni, był inte­re­su­jący i pre­cy­zyj­nie wyko­nany. Niczym małe dzieło sztuki. Zresztą w dzi­siej­szych cza­sach tatuaż nie był czymś nad­zwy­czaj­nym. Co druga osoba mijana na ulicy miała malu­nek na ciele. Inte­re­so­wało ją, jak ktoś może być na sto pro­cent pewien, że to, co sobie wyta­tu­ował, będzie chciał oglą­dać do końca życia. Ni­gdy nie czuła chęci posia­da­nia tatu­ażu. Uwa­żała go za rodzaj biżu­te­rii, któ­rej nie można zmie­nić, i to było dla niej nie­kom­for­towe.

– Dla­czego miałby mi się znu­dzić? – odpo­wie­dział pyta­niem. – Nie wyko­na­łem go przez przy­pa­dek. – Prze­chy­lili kie­liszki. – A w osta­tecz­no­ści mogę nosić ręka­wiczki – zażar­to­wał.

Nie­mniej jed­nak na­dal nie uzy­skała satys­fak­cjo­nu­ją­cej ją odpo­wie­dzi.

– No tak, kto by nie chciał mieć kruka na dłoni, który zosta­nie do gro­bo­wej deski – sko­men­to­wała sar­ka­stycz­nie, a on się zaśmiał.

Dawno nie roz­ma­wiał z nikim na ten temat. Ostatni raz takie wąt­pli­wo­ści w sto­sunku do jego tatu­ażu wyra­ziła star­sza sio­stra jego matki.

– W pracy nie mają nic prze­ciwko? – nie odpusz­czała.

– Nie żyjemy w pierw­szej poło­wie dwu­dzie­stego wieku – stwier­dził z nie­zni­ka­ją­cym roz­ba­wie­niem. – Dla­czego tatuaż miałby mi prze­szka­dzać w pracy? – Anka wzru­szyła ramio­nami. – Posia­da­nie tatu­ażu nie wpływa na myśle­nie czy dzia­ła­nie.

Ski­nęła głową, uzna­jąc, że ma rację, ale była jed­no­cze­śnie pewna, że nikt by ją na to nie namó­wił.

– Są ludzie, któ­rym tatu­aże źle się koja­rzą i mogą się uprze­dzać do cie­bie – zawy­ro­ko­wała.

– Nie mam wpływu na to, co o mnie pomy­śli każda spo­tkana osoba – oznaj­mił. – Dla cie­bie to pro­blem?

– Nie, dla­czego? – Tym razem to ona odpo­wie­działa pyta­niem. – Zapy­ta­łam z cie­ka­wo­ści.

– Rób to, co chcesz, a będziesz szczę­śliwa – pod­su­mo­wał.

Anka chcia­łaby umieć myśleć w ten spo­sób.

Wrzu­ciła ostat­nie dro­bia­zgi do torebki i zamie­rzała podejść do baru, aby ure­gu­lo­wać rachu­nek.

– Już zapła­cone – oświad­czył Igor.

– Szkoda – rzu­ciła, a on spoj­rzał na nią pyta­jąco. – Teraz będę musiała się zre­wan­żo­wać.

Igor ponow­nie się zaśmiał. Kobieta była inte­re­su­jąca. Nie chciała go na siłę roz­ba­wić czy mu zaim­po­no­wać. Była szczera, i to w roz­bra­ja­jący spo­sób.

– Może będziesz chciała, a nie musiała. – Natych­miast zaczęła się zasta­na­wiać, czy nie jest to spo­sób na pod­ryw, któ­rego nie znała. – Chcesz już iść?

Przy­tak­nęła.

Pod­niósł się i pocią­gnął walizkę za rączkę, uniósł rękę w geście poże­gna­nia do bar­mana i ruszył do wyj­ścia.

Anka szła za nim, więc mogła mu się przy­glą­dać. Był dobrze zbu­do­wany, a ide­al­nie dobrane do syl­wetki spodnie ład­nie pod­kre­ślały kształt jego poślad­ków. Skar­ciła się za te myśli. Był młody, widziała to, więc poczuła się nie­swojo.

Przez chwilę szli w mil­cze­niu.

– Dla­czego się tu prze­pro­wa­dzi­łaś? – zagaił roz­mowę.

– Dosta­łam pracę – podała wyja­śnie­nie naj­ba­nal­niej­sze z banal­nych.

– Musi to być dobra praca, skoro zde­cy­do­wa­łaś się na to mia­sto – stwier­dził lekko.

– Dla mnie w sam raz – odpo­wie­działa oględ­nie.

– Nie jesteś gada­tliwa – zauwa­żył z uśmie­chem.

– Prze­pra­szam, ale jestem zmę­czona – oznaj­miła. – Następ­nym razem będzie ina­czej.

– Świet­nie, czyli będzie następny raz – powie­dział z entu­zja­zmem.

Anka nie zare­ago­wała, bo nie wie­działa, co mia­łaby odpo­wie­dzieć, aby go nie zachę­cać, ale też nie ura­zić.

Sta­nęli przed nie­wiel­kim blo­kiem, który miał dwie klatki i cztery pię­tra.

– Na któ­rym pię­trze miesz­kasz?

– Na pierw­szym.

– A wiesz, w któ­rej klatce? – ponow­nie zadał pyta­nie.

– W pierw­szej.

– To chodźmy. – Pocią­gnął walizkę za rączkę.

Nawet nie zdą­żyła zaopo­no­wać.

Igor bez więk­szego trudu niósł po scho­dach jej bagaż. Anka miała do sie­bie pre­ten­sje, że ledwo zna­la­zła się w nowym miej­scu, to już musiała sko­rzy­stać z czy­jejś pomocy. Miała zacząć od zera ze świa­do­mo­ścią, że da sobie radę.

– Nume­rek? – zapy­tał, obra­ca­jąc się w jej stronę.

Anka poczuła na policz­kach rumie­niec. Dopiero po chwili dotarło do niej, że Igor pyta o numer miesz­ka­nia, i znowu skar­ciła się w myślach, że jest bez­na­dziejna.

– Osiem – odparła, kiedy tylko odzy­skała rezon.

Męż­czy­zna sta­nął przed drzwiami o tym nume­rze, a Anka schy­liła się do doniczki, która stała z boku drzwi, i pod­nio­sła ją, wyj­mu­jąc klu­cze.

– Myśla­łem, że to działa tylko w fil­mach – rzu­cił z roz­ba­wie­niem.

– Dzięki za pomoc – powie­działa, przej­mu­jąc od niego rączkę walizki.

– Ale że co? Nie zapro­sisz mnie? – Udał obu­rzo­nego. – A jeśli w środku czai się zbo­cze­niec, bo też wie­dział o tych klu­czach? Wejdę, spraw­dzę i tyle.

– Miły jesteś, ale mia­łam męczący dzień. Chcia­ła­bym się roz­pa­ko­wać i wziąć gorącą kąpiel – zako­mu­ni­ko­wała.

– Dobra, kapuję. Byłem potrzebny tylko jako tra­garz. – Zro­bił smutną minę.

– Sam się wyzna­czy­łeś na tę funk­cję – odpo­wie­działa. Nie zamie­rzała mu ulec, mimo że był ujmu­jący. – Bar­dzo mi pomo­głeś, dzięki.

Nie zwle­ka­jąc, weszła do miesz­ka­nia i zamknęła za sobą drzwi. Czuła się głu­pio, że tak postą­piła. Młody męż­czy­zna był miły, ale nie chciała wcho­dzić z nikim w żadne rela­cje. Nie po to uwol­niła się z wię­zów, aby ponow­nie wplą­tać się w coś, co na pierw­szy rzut oka nie miało więk­szego sensu. Chciała się teraz sku­pić na sobie, zamie­rzała ode­tchnąć i zła­pać rów­no­wagę.

Roz­glą­dała się po miesz­ka­niu. Miało trzy­dzie­ści pięć metrów kwa­dra­to­wych i było ide­alne. Wyna­ję­cie go zała­twiła przez Inter­net i nie wie­działa, czego może się spo­dzie­wać, ale wszystko było zgodne z opi­sem. Uzgod­niła z wynaj­mu­ją­cym, że uzu­pełni przed jej przy­jaz­dem lodówkę, za co oczy­wi­ście zapła­ciła mu dodat­kowo.

Dla­tego dla pew­no­ści otwo­rzyła lodówkę i z zado­wo­le­niem zoba­czyła, że było tam wszystko, o co popro­siła. Się­gnęła po butelkę wina. Musiała się napić. Cztery szoty wypite w pubie tylko tro­chę ją roz­luź­niły.

Nalała sobie pełny kie­li­szek i usia­dła na drew­nia­nym zdo­bio­nym krze­śle przy kuchen­nym stole. Upiła łyk i ode­tchnęła.

Teraz zale­żała sama od sie­bie. To było zdu­mie­wa­jące. Czuła obawę, ale i pod­eks­cy­to­wa­nie. Od dawna nie odczu­wała takich emo­cji. Przez ostatni czas miała wra­że­nie, że niczego nie czuje. Teraz pla­no­wała otrzą­snąć się z tego odrę­twie­nia.

Nie wie­działa, co przy­nie­sie przy­szłość, ale miała nadzieję, że cię­żar, który teraz czuła, minie.9 CZERWCA 2022, CZWARTEK, KRAKÓW

Po połu­dniu jako pierw­sza do domu wró­ciła Ame­lia. Nie poszła do den­ty­sty, bo mama po nią nie przy­je­chała. Co prawda tra­fi­łaby do miej­sca, do któ­rego cho­dziła od dziecka, ale wewnętrzny nie­po­kój, jaki czuła z powodu braku kon­taktu z matką, nie pozwa­lał jej kon­ty­nu­ować kolej­nych zapla­no­wa­nych na dzi­siaj dzia­łań.

Dla­tego posta­no­wiła zaraz po szkole wró­cić do domu, aby spraw­dzić, czy matka wró­ciła. Może się nie odzy­wała, bo zepsuł się jej tele­fon lub zapo­mniała go nała­do­wać? Szu­kała wyja­śnień, nawet tych naj­bar­dziej nie­re­al­nych.

Pró­bo­wała nakło­nić brata, aby wró­cił z nią, ale ją wyśmiał. Powie­dział, że ma plany i nie zamie­rza ich porzu­cać, bo matka coś odpier­dala. Na­dal był zły o to, że zepsuła mu pora­nek i moż­li­wość dotar­cia na tre­ning. Od początku czwar­tej klasy był kapi­ta­nem dru­żyny pił­kar­skiej i trak­to­wał tę funk­cję poważ­nie. Dawała mu wła­dzę w szkole. On i jego kum­ple rzą­dzili, a do tego dziew­czyny usta­wiały się do niego nie­malże w kolejce. Sta­tus, który miał w szkole, liczył się dla niego naj­bar­dziej. Ame­lia odno­siła wra­że­nie, że moż­li­wość poka­zy­wa­nia domi­na­cji stała się dla brata prio­ry­te­tem i tre­ścią każ­dego dnia. Lubił zazna­czać swoją pozy­cję i na każ­dym kroku upo­ka­rzał innych.

Dzi­siej­sze popo­łu­dnie miał zapla­no­wane, naj­pierw tre­ning, a potem knajpa z chło­pa­kami. Stwier­dził, że matka jest doro­sła i rów­nież ma prawo do wła­snych pla­nów. On nie mówił jej o wszyst­kim, więc wycho­dził z zało­że­nia, że ona też nie musiała. Co prawda wku­rzyła go rano, bo przez nią zawa­lił tre­ning i dietę. Jed­nak tę sprawę posta­no­wił zała­twić wie­czo­rem, kiedy wróci do domu.

Po wyj­ściu ze szkoły Ame­lia nie mogła skon­tak­to­wać się z ojcem, a kiedy zde­cy­do­wała się zadzwo­nić do jego biura, sekre­tarka poin­for­mo­wała ją, że skoń­czył pracę i wyszedł na tenisa. Naj­wy­raź­niej nie czuł takiego nie­po­koju jak ona. Ale nie powinna się dzi­wić, brat i ojciec byli do sie­bie podobni.

Ame­lii nie pozo­stało nic innego, jak wró­cić do domu ube­rem. Miesz­kali w spo­rej odle­gło­ści od cen­trum, w któ­rym cho­dziła do szkoły.

Po prze­kro­cze­niu progu domu od razu zaczęła nawo­ły­wać:

– Mamo, jesteś? Mamooo!

Jedyną żywą istotą, która przy­szła się z nią przy­wi­tać, był pies, Snaj­per.

– Gdzie jest pani, pie­sku, gdzie? – ode­zwała się do zwie­rzaka, a on wesoło pomer­dał ogo­nem.

Otwo­rzyła mu drzwi, pozwa­la­jąc wyjść na podwórko. Pies nie sikał od rana.

Następ­nie sta­nęła przed wie­sza­kiem, na któ­rym wisiały mary­narki, a pod nimi była półka z toreb­kami. Zaczęła się przy­glą­dać, zasta­na­wia­jąc się, czy cze­goś bra­kuje. Zła­pała się na tym, że kom­plet­nie nie wie, w czym mama na co dzień cho­dzi. Niby znała te ubra­nia z widze­nia, lecz gdyby ją teraz ktoś zapy­tał, którą mary­narkę naj­czę­ściej wybiera, to nie byłaby w sta­nie powie­dzieć. Dla­tego nie mogła się zorien­to­wać, czy bra­kuje jakiejś mary­narki lub kon­kret­nej torebki.

Zaczęła cho­dzić po domu, spraw­dza­jąc na spo­koj­nie, czy mama jed­nak nie zosta­wiła kartki lub infor­ma­cji, co pla­nuje na dziś. Cisza w domu tylko pod­sy­cała jej lęk. Ni­gdy nie była w domu sama. Zawsze kiedy wra­cała, mama cze­kała i nawet jeśli nie miała ochoty na roz­mowę z nią, to miała świa­do­mość, że jest. Dziś pierw­szy raz czuła się tu jak w obcej, nie­malże wro­giej prze­strzeni.

Spraw­dziła kuch­nię, salon, taras, piw­nicę i nawet garaż, w któ­rym nie­zmien­nie stało auto matki. To było zaska­ku­jące. Mama ni­gdzie nie ruszała się bez samo­chodu.

Po upły­wie pół godziny Ame­lia zre­zy­gno­wała z dal­szych poszu­ki­wań. Nie zna­la­zła nic, co by jej pod­po­wie­działo, gdzie jest mama i co może robić.

Cały czas wahała się, czy nie zadzwo­nić do cioci Celiny albo do Marii Luli, naj­lep­szej przy­ja­ciółki mamy od cza­sów pod­sta­wówki. Ale po namy­śle posta­no­wiła, że z tą decy­zją poczeka na ojca. Tata miał rację – cio­cia Celina zro­bi­łaby z tego aferę. Znowu zaczę­łaby oskar­żać ojca, że to jego wina, bo nie inte­re­suje się niczym, co ma zwią­zek z życiem jego rodziny. W ciągu ostat­niego czasu Ame­lia była świad­kiem wie­lo­krot­nych kłótni ojca z sio­strą matki. Ciotka Celina miała w nosie to, kim on teraz jest. Znali się wiele lat i ciotka pozwa­lała sobie wobec niego na szcze­rość, na którą nikt inny by się nie odwa­żył.

Nasto­latka nie wie­działa, jakie wyj­ście byłoby naj­lep­sze, ale nie chciała kolej­nej rodzin­nej awan­tury. Bra­ko­wało jej wspól­nego czasu z bli­skimi, który kie­dyś mijał zabaw­nie i przy­jem­nie. Miała w pamięci imprezy z dzie­ciń­stwa, na któ­rych wszy­scy się dobrze bawili, byli uśmiech­nięci, lecz to minęło i teraz spo­ty­kali się tylko wtedy, kiedy było to nie­zbędne.

Wzięła z lodówki napój i poszła do swo­jego pokoju, aby poszu­kać sukienki na imprezę na zakoń­cze­nie roku szkol­nego, którą orga­ni­zo­wał jej chło­pak Bastian w przy­szłym tygo­dniu. Musiała wyglą­dać ide­al­nie. Bastian lubił się nią chwa­lić. Cho­dziła z nim od pół roku. Był naj­lep­szym kum­plem jej brata. Nie czuła się zako­chana. Uwa­żała, że trudno go kochać. Był taki jak Borys, wyda­wało mu się, że wszystko mu się należy, bo jego sta­rzy są bogaci. Mimo że rela­cja z nim nie była tym, czego pra­gnęła, trzy­mała się go. Zwią­zek z nim dał jej istotne i pożą­dane miej­sce na szczy­cie łań­cu­cha popu­lar­no­ści w liceum. Nie zamie­rzała być pierw­szo­kla­sistką, która jest tłem popu­lar­nego brata. Przez osiem lat pod­sta­wówki ucho­dziła za szarą mysz i miała tego dość. Liceum miało być jej nowym roz­dzia­łem, a brat i jego kum­pel stali się prze­pustką do lice­al­nego raju sławy.

W tym roku jej życie wyglą­dało zupeł­nie ina­czej niż wcze­śniej. Teraz była liderką grupy, ota­czały ją atrak­cyjne dziew­czyny ze szkoły. Każda z nich musiała mieć odpo­wiedni sta­tus mate­rialny, aby Ame­lia nie musiała się zasta­na­wiać, czy któ­rąś z kole­ża­nek będzie stać na atrak­cje i gadżety, które wymy­ślała. Więk­szość dziew­czyn w szkole zazdro­ściła jej i jej kole­żan­kom popu­lar­no­ści, co dawało nasto­latce wielką satys­fak­cję. Mimo że nie­spe­cjal­nie lubiła dziew­czyny, z któ­rymi prze­by­wała. Według niej nie były zbyt mądre ani inte­re­su­jące i robiły tylko to, co ona pro­po­no­wała. Nie miały wła­snej ini­cja­tywy, stały się więc mario­net­kami w jej rękach. Szybko się zorien­to­wała, że może nimi mani­pu­lo­wać dla wła­snych celów.

Wykre­owała osobę, którą tak naprawdę nie była. Tylko w domu, w zaci­szu swo­jego pokoju mogła być na­dal cichą i skromną dziew­czyną.

Mama widziała te zmiany i się mar­twiła. Przez całą pierw­szą klasę regu­lar­nie pró­bo­wała z nią roz­ma­wiać na temat Bastiana czy kole­ża­nek, z któ­rymi się zada­wała. Mama miała szó­sty zmysł i znała ją jak nikt inny. Dla­tego dostrze­gała, że to wszystko było uda­wane, a Ame­lia tak naprawdę nie czuła się szczę­śliwa. Nie słu­chała matki, nie chciała roz­ma­wiać, więc nauczyła się szybko i kon­kret­nie uci­nać roz­wa­ża­nia rodzi­cielki. Opry­skli­wość i obo­jęt­ność – w ten spo­sób ucie­kała od Oli, która nie umiała reago­wać na nie­spo­dzie­wany bunt córki. Ame­lia dostrze­gała, że z każ­dym dniem i z każdą roz­mową słab­nie w matce chęć do szu­ka­nia z nią poro­zu­mie­nia. Odda­lały się od sie­bie z winy Ame­lii. Dziew­czyna zda­wała sobie z tego sprawę. Była nie­miła dla matki i celowo znie­chę­cała ją do roz­mów.

A gdy wspar­cie zapew­niał jej Borys, a robił to czę­sto, mama była na stra­co­nej pozy­cji.

Ame­lia czuła wyrzuty sumie­nia, że nie powinna tak mówić i tak się zacho­wy­wać wzglę­dem mamy, która zawsze stała po jej stro­nie i była gotowa ją wysłu­chać. Teraz posta­no­wiła, że się zmieni. Te ostat­nie godziny bez matki wyda­wały się nasto­latce nie­po­ko­jące.

Po dwu­dzie­stej wró­cił Borys. Ame­lia usły­szała jego krzyki, bo tak jak ona po powro­cie do domu nawo­ły­wał matkę.

– Nie wydzie­raj się, mamy nie ma – oświad­czyła, sto­jąc przy balu­stra­dzie na pierw­szym pię­trze.

– Jak to nie ma? – zdzi­wił się.

Nie brał pod uwagę, że do wie­czora kobieta nie wróci.

– Mar­twię się – powie­działa, scho­dząc do brata. – Tele­fon ma wyłą­czony, jej auto stoi w garażu, nie ma żad­nej notatki, aby gdzieś się wybie­rała – pod­su­mo­wała. – Nie wiem, co robić – jęk­nęła, a będąc już na dole, spoj­rzała w oczy brata.

Od razu się zorien­to­wała, że znów coś brał. Taki był z niego wielki spor­to­wiec, a cią­gle cho­dził czymś naszpry­co­wany. Ona na impre­zach też nie stro­niła od uży­wek, któ­rych Bastian zawsze miał pod dostat­kiem, ale bra­nie codzien­nie uwa­żała za ryzy­kowne i głu­pie.

– Nic. – Wzru­szył ramio­nami. – Przyj­dzie ojciec, to niech on się buja – stwier­dził bez grama emo­cji. – Jest coś do żar­cia?

– Nie wiem, zobacz w lodówce – odparła, rusza­jąc za bra­tem do kuchni.

Zawsze kiedy wra­cali do domu, mama robiła im posi­łek. Nawet nie mieli poję­cia, co jest w lodówce, bo to nie oni zaj­mo­wali się zaku­pami.

Otwo­rzył lodówkę i chwilę przy­glą­dał się wnę­trzu. Było wypeł­nione jedze­niem. Borys się­gnął po jeden ze swo­ich jogur­tów.

– Nic sobie nie kupi­łeś za kasę od ojca? – zapy­tała, widząc, jak łap­czy­wie pochła­nia napój.

– Nie mia­łem czasu na jedze­nie, byłem zajęty – odpo­wie­dział.

– Ćpa­niem? – rzu­ciła ze sły­szalną nie­chę­cią.

Borys spoj­rzał na nią roz­bie­ga­nym wzro­kiem.

– A chuj ci do tego! – zako­mu­ni­ko­wał w końcu. – Bastek zała­twił nowy towar, dla cie­bie też ma.

– Jeśli będzie­cie brać codzien­nie, to w końcu ktoś się kap­nie, zrobi wam testy i wyle­ci­cie z dru­żyny – przed­sta­wiła czarny sce­na­riusz.

– Nikt nas nie tknie.

Jego pew­ność sie­bie dopro­wa­dzała ją do szału. Cza­sem miała nadzieję, że kie­dyś ktoś utrze mu nosa.

W tej wła­śnie chwili usły­szeli wjeż­dża­jące na podwórko auto. Spoj­rzeli na sie­bie z prze­ko­na­niem, że to matka wraca, mimo że jej samo­chód stał w garażu, o czym oboje wie­dzieli. Ruszyli w stronę drzwi wyj­ścio­wych, a kiedy zna­leźli się na zewnątrz, zoba­czyli audi ojca.

Jak na niego to była wcze­sna pora. Rzadko wra­cał do domu przed dwu­dzie­stą drugą. Dziś musiało go tu ścią­gnąć to samo co ich.

– Nie wró­ciła? – domy­ślił się, widząc ich przed drzwiami.

Ame­lia pokrę­ciła głową.

– Dziwne – przy­znał. – Nie dzwo­niła do was?

Teraz oboje pokrę­cili prze­cząco gło­wami.

– Co zro­bimy? – zapy­tała nasto­latka, przy­glą­da­jąc się ojcu z nadzieją, jakby mógł spra­wić, że matka wróci.

– Zadzwo­nię do babci – zde­cy­do­wał, mija­jąc ich w progu.

– To może ja do cioci Marii? – zapro­po­no­wała Ame­lia.

– Nie, naj­pierw bab­cia – stwier­dził Emil. – Nie róbmy zamętu na pół mia­sta.

– Tato, mamy nie ma od rana, nie uwa­żasz, że zamęt jest wska­zany? – posta­wiła się mu nasto­latka. – Nie mar­twisz się?

– Może coś jest na rze­czy – przy­znał. – Ale zapewne wyja­śnie­nie jest pro­ste i nie ma sensu jesz­cze uru­cha­miać całej rodziny – odpo­wie­dział. – Naj­pierw bab­cia, a potem pozo­stali – powtó­rzył.

Rzu­cił skó­rzany nese­ser na fotel w salo­nie, nalał sobie do ozdob­nej szklanki whi­sky, usiadł, upił łyk i dopiero wtedy wybrał numer do teścio­wej. Ame­lia czuła poiry­to­wa­nie, że prze­ciąga moment roz­mowy z osobą, która mogła im roz­ja­śnić sytu­ację. Jakby od niej coś zale­żało, to skon­tak­to­wa­łaby się z bab­cią już rano. Od samego poranka nic nie było takie, jak powinno. Już wtedy powinni pod­jąć jakieś dzia­ła­nia, zro­bić co w ich mocy, aby spró­bo­wać dowie­dzieć się, czy ktoś z naj­bliż­szych wie, gdzie może być mama.

Emil pocze­kał dwa sygnały, aż teściowa odbie­rze.

– Szczę­śliwy dzień, zięć do mnie dzwoni – powi­tała go melo­dyj­nym gło­sem.

Zawsze odzy­wała się do niego z zaska­ku­ją­cym entu­zja­zmem. Emil wiele razy się zasta­na­wiał, czy teściowa nie jest nim bar­dziej zain­te­re­so­wana niż żona.

– Czemu zawdzię­czam tele­fon?

– Jest u cie­bie Ola? – prze­szedł od razu do rze­czy.

Z teściową od samego początku był na ty, tak sobie życzyła. Twier­dziła, że wtedy czuje się mło­dziej.

– Nie – odparła. – Nie widzia­łam jej kilka dni – dodała.

– A roz­ma­wia­łaś z nią dziś? – pytał dalej.

– Nie, wczo­raj rano dzwo­niła.

– Nie mówiła ci, czy ma coś gdzieś do zała­twie­nia? – rzu­cał kolej­nymi pyta­niami.

– Do zała­twie­nia? – powtó­rzyła. – Ola cią­gle ma coś do zała­twie­nia, pro­wa­dzi dom – przy­po­mniała. – A co się stało?

– Od rana nie ma jej w domu – wyja­śnił krótko, zda­jąc sobie sprawę z tego, że tyle teścio­wej nie wystar­czy. – Zaspa­li­śmy, bo nas nie obu­dziła. Nie było jej w domu, kiedy wsta­li­śmy. Tele­fon ma wyłą­czony, samo­chód stoi w garażu, no i na­dal jej nie ma.

– I dzwo­nisz do mnie dopiero teraz?

Reak­cja kobiety była do prze­wi­dze­nia i nikogo nie zdzi­wiła.

– Myśla­łem, że miała coś z rana do zała­twie­nia i kiedy wrócę wie­czo­rem do domu, to już będzie – tłu­ma­czył.

– Musiało się stać coś złego – oświad­czyła teściowa zatro­ska­nym gło­sem.

– Nie zakła­dajmy od razu naj­gor­szego… – chciał ją uspo­koić, ale prze­rwała mu ostro.

– To nie jest typowe zacho­wa­nie Oli.

– Mie­wała nie­ty­powe zacho­wa­nia – rzu­cił oględ­nie, ale teściowa zro­zu­miała, o co mu cho­dzi.

– Nie chrzań, wiesz, że to był jed­no­ra­zowy incy­dent – sta­nęła w obro­nie córki. – I było to dawno – dodała. – Nie zosta­wiła żad­nej kartki? – wró­ciła do głów­nego tematu.

– Jakby zosta­wiła, to dzwo­nił­bym i pytał, czy coś wiesz? – sta­wał się pro­tek­cjo­nalny.

– Trzeba zawia­do­mić poli­cję – trzy­mała się swo­jej myśli.

– Tylko co im powiem? – gło­śno myślał, dopi­ja­jąc drinka.

Ame­lia przy­słu­chi­wała się roz­mo­wie, choć sły­szała tylko to, co ojciec mówi. Nie­mniej jed­nak domy­śliła się, co pro­po­no­wała bab­cia.

– Nawet nie wiem, od kiedy jej nie ma – dodał.

– Widzia­łam ją wczo­raj po połu­dniu. Była, kiedy wró­ci­łam ze szkoły – ode­zwała się nasto­latka.

– Ama mówi, że wczo­raj po połu­dniu była w domu – prze­ka­zał teścio­wej. – Nie jestem pewny, czy poli­cja potrak­tuje takie zgło­sze­nie poważ­nie.

Nasto­latce zda­wało się, że ojciec baga­te­li­zo­wał znik­nię­cie mamy.

– A ty, kiedy ją widzia­łeś? – zapy­tała Helena.

Tym razem usły­szał w jej gło­sie oskar­ży­ciel­ski ton. Chwilę się zasta­no­wił.

– Wczo­raj rano.

– Dla­tego już masz pod­stawy, aby to zgło­sić – prze­ko­ny­wała, a on bił się z myślami. Nie chciał wyjść na pani­ka­rza. – Chyba możesz sko­rzy­stać ze swo­ich zna­jo­mo­ści z komen­dan­tem Krzy­wań­skim. Nie powi­nien ci odmó­wić.

– Odmó­wić to mi nie odmówi, ale czy nie zro­bię z sie­bie dur­nia, to nie wiem – roz­wa­żał. Sytu­acja była nie­ty­powa, tego był pewien. Ale Ola była doro­sła, teo­re­tycz­nie nie musiała ich infor­mo­wać o każ­dym swoim ruchu. Cho­ciaż zwy­kle to robiła. Jeśli nie dzieci, to Helena wie­działa, gdzie jest i co robi. A dziś nikt nie miał zie­lo­nego poję­cia, dla­czego jej nie ma.

– Nie widzia­łeś żony od ponad dwu­dzie­stu czte­rech godzin! Masz prawo do nie­po­koju – odparła sta­now­czo. – Ama potwier­dzi, że Ola ni­gdy tak się nie zacho­wuje. Ty też o tym wiesz. – Emil mil­czał, pijąc dru­giego drinka. – Jak długo zamie­rzasz cze­kać, dzień, dwa? A jeśli coś się stało i czas ma klu­czowe zna­cze­nie? Kto jak nie ty powi­nien wyko­rzy­stać swoje zna­jo­mo­ści – zaczy­nała pani­ko­wać. – Jeśli ty tego nie zro­bisz, to ja zadzwo­nię! – oświad­czyła w końcu.

– Dobra, zadzwo­nię do Krzy­wań­skiego – zapew­nił.

Nie był zado­wo­lony, że będzie musiał sko­rzy­stać z tej zna­jo­mo­ści. Wolał, aby komen­dant woje­wódzki był mu winny przy­sługę, a nie na odwrót. Ale co było robić. Wie­dział, że córka i teściowa nie odpusz­czą, więc musiał pod­jąć dzia­ła­nia.

– Daj mi znać, co powie i jaką pomoc zapro­po­nuje – popro­siła teściowa i roz­łą­czyli się.

– I co? – zapy­tała z nadzieją Ame­lia.

– Dzwo­nię do Krzy­wań­skiego, trzeba to zgło­sić na poli­cję – oświad­czył i dopił drinka do końca.

– Na poli­cję – pisnęła Ame­lia i spoj­rzała na brata.

Wyda­wał się obo­jętny, ale nasto­latka wie­działa, jak umie się bawić z kole­gami. Wiele razy była świad­kiem, ile róż­nych środ­ków odu­rza­ją­cych brat łykał w trak­cie wie­czoru. A to, że nic mu się nie działo, to był cud.

– To dobry pomysł, mama zawsze jest w domu rano i wie­czo­rem. Dla­tego coś tu nie gra – pod­kre­śliła raz jesz­cze.

Ode­tchnęła z ulgą, że reak­cja babci prze­ko­nała ojca, że to naj­wyż­szy czas, aby zacząć dzia­łać na poważ­nie.

Wybrał numer do komen­danta, któ­rego znał od wielu lat. Razem grali w golfa, spo­ty­kali się na róż­nych even­tach. Byli w dobrej komi­ty­wie, był więc pewny, że męż­czy­zna nie odmówi mu pomocy. Zwłasz­cza że też znał Olę i darzył ją sym­pa­tią. Zresztą jak wszy­scy ich zna­jomi.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: